Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Ks. Jan Twardowski___Teksty rozważań - przeplatanych wierszami pełnymi poetyckiej finezji - przypominają, jak często aniołowie pojawiają się na kartach Pisma Świętego, skłaniają do przemyślenia ich znaczenia w naszym życiu - aż po starość...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADO🖐️ Kochane Drzewka👄witam🖐️ SREBRNA AKACJO🌻dziekuje za piekne wiersze. KALINKO BIESIADNA 👄 Bardzo lubie Anne Dymna, wspaniala aktorka, masz racje...... kobieta ANIOL. Dziekuje za wszystko. Anioły...... Takie ciche i spokojne Takie ciche i piekne Tak ukryte, niewidoczne Takie niezauważone Białe niczym śnieg Piękne jak wędrówka słońca po gwieździstym niebie Milczące jak dźwieki nut Dziś je widzisz, a jutro juz nie... Ale one i tak czuwają nad toba, tak bezinteresownie Czuwaja jak matka przy chorym dziecku Opiekują się, choć o tym nie dowiesz sie za życia Anioł życia, anioł śmierci Anioł radości, anioł smutku Anioł milości, anioł nienawiści Anioły dobre, anioły złe Ty też możesz być czyimś dobrym aniołem! Strzeż go, troszcz się, kochaj go, aż do śmierci Bądź dobrym aniołem, nic więcej ci nie trzeba... autor.Marta. Pozdrawiam bardzo serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJCIE BIESIADNICZKI! POPROSIŁAM ANIOŁA, ABY WAS PILNOWAŁ, LECZ MI ODRZEKŁ: NIE MUSZĘ. GDY SPYTAŁAM DLACZEGO, POWIEDZIAŁ: ANIOŁ, ANIOŁA PILNOWAĆ NIE MUSI. MIŁEGO POPOŁUDNIA ORAZ WIECZORU I SPOKOJNYCH SNÓW! POZDRAWIAM!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Idę po chleb dla mamy Miron Białoszewski Mijam dwie kaczki. - Całe życie w Garwolinie? - Dlaczego nie? Kury już na grzędzie dużo piór rozłożyły. Dorodne. Chce się życia dorodnego. Bo jak duch, to bez niczego. Dlaczego leci się tak na tego ducha? Te pióra niewidzialne? Ale nim co, to podfruwać trzeba na tych. Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Życia sam zapach Miron Białoszewski ja jawa owiędła na płask oddalonych punktów pstrość czyli je łączy sproszy skreśli bezwonny stan a to znaczy ruch a to wzruszyć coś z pamięci oddechu: krążenie rytm rozkręcony na kwiat rozgałęziacz pojęć zielonych bujna kulistość toczona zwąchań struktura każe stąd-dotąd zjawisko wdech! zaklockowanie! zamknąć w zamknąć kryształy w przezroczyście jedno słońce zmysłu nosa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Anioł Jan Brzechwa Za życia byłem aniołem; Anioł orze - kto inny zbiera. Aureole miałem nad czołem Z puli premiera. Mimo anielskiej dobroci Nieraz swierzbiły mnie kości, Bo aureola sie złoci - Każdy zazdrości. A zreszta ludzie dokoła Okropnie są podejrzliwi, Gdy który spotka anioła, Tylko sie dziwi. Koledzy śmiali się ze mnie, Ze skrzydła sobie przypiałem; Nikt nie wie, jak nieprzyjemnie Być dzis aniołem. Aż wreszcie pewnej jesieni Duch wątłe opuścił ciało. Lekarze byli zdziwieni Tym, co sie stało. A ja? Znalazłem się w ziemi, By sie przekwalifikować. Nie będzie - myślałem - źle mi, Losie mój, prowadź! Droga przenikań i osmoz, Nie znanych dotąd nauce, Dostałem się w antykosmos I już nie wrócę. Tu wreszcie znajdę odmianę, Tu bedę duchem-golasem, Kim innym teraz się stanę, Tak!... A tymczasem... Powitał mnie siwy jegomość I rzekł: "Z marksizmu to wziąłem: Niebyt określa świadomość. Będziesz aniołem!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJCIE BIESIADNICZKI! HOROSKOP NA MARZEC Miesiąc Ryb 19.02–20.03 Za sprawą Słońca, Merkurego, Marsa i Urana w twoim znaku, zapowiada się bardzo ciekawy miesiąc. Wraz z początkiem wiosny, czyli po 20 marca, rozkwitnie twoje życie towarzyskie. Podczas wiosennych porządków zrób przegląd ciuchów. Baran 21.03–20.04 Nie dla ciebie miłosne uniesienia związane z nadejściem wiosny. Paradoksalnie bardziej sprzyjające związkom okażą się ostatnie tygodnie zimy. Właśnie teraz możesz poznać faceta naprawdę wartego uwagi lub zainteresuje się tobą ktoś, na kogo od dawna masz oko. Chcesz pomóc losowi? Wybierz się do kosmetyczki na zabieg rozświetlający cerę. Byk 21.04–20.05 Jeśli jesteś w związku, będziesz mieć ochotę na mały skok w bok. Nie warto ryzykować – każda, nawet niewinna przygoda mogłaby skomplikować ci życie. Zależy ci na sprawności i pięknym ciele? Reżim dietetyczny to nie najlepsze rozwiązanie. Staraj się prowadzić bardziej aktywny tryb życia. Każda forma ruchu przyniesie wymarzony efekt. Bliźnięta 21.05–21.06 Za sprawą Marsa w trygonie do twojego znaku będzie cię rozpierać energia. Jeśli jesteś w stałym związku, przeżyjecie teraz cudowny czas w idealnej harmonii. Warto wybrać się na zabieg dla dwojga. Jeśli kogoś szukasz, bądź czujna – przyciągasz teraz osoby, które będą działać na ciebie destrukcyjnie. Rak 22.06–22.07 Dopadnie cię chandra, poczujesz się zmęczona ostatnimi tygodniami zimy. Na szczęście nie potrwa to długo, już 11 marca pełnia Księżyca obudzi w tobie uśpioną energię i optymizm. To dobry moment, by wprowadzić w życie jakieś zmiany. Nie musisz jednak szukać nowej pracy lub partnera. Wystarczy zmienić fryzurę lub poeksperymentować z makijażem. Lew 23.07–22.08 Wenus patrzy na ciebie łaskawym okiem, dzięki czemu łatwiej dogadasz się z partnerem. Możecie teraz wyjaśnić sobie wiele spraw, które ciążyły wam od dawna. Warto zorganizować wspólny wyjazd lub wybrać się na romantyczną kolację.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Panna 23.08–22.09 Za sprawą koniunkcji Merkurego i Słońca z Uranem wykażesz się sporą inicjatywą. Jeśli tylko będziesz miała czas, to chętnie spotkasz się z przyjaciółmi. Po 14 marca będziesz też myśleć o weekendowym wypadzie w gronie znajomych. Na chandrę najlepsze okażą się... zakupy w perfumerii. Szukaj świeżych zapachów, np. z nutami cytrusów. Waga 23.09–22.10 Dostaniesz w tym miesiącu wystarczająco dużo energii, optymizmu i siły, aby stawić czoła nawet najtrudniejszym sprawom. Pełnia Księżyca 11 marca – to dobry moment na podjęcie ważnych decyzji i wyzwań. Możesz wtedy śmiało przejść na dietę lub rzucić palenie. Skorpion 23.10–21.11 Wenus ostrzega przed kryzysem w związku. Nie wystawiaj więc kochanej osoby na kolejną próbę, bo możesz tego żałować. Nie prowadź też żadnych gierek, bo twój związek potrzebuje teraz atmosfery spokoju i zaufania. Mimo różnych komplikacji marzenia mogą się spełnić! Aby rozładować napięcie, zapisz się na sporty walki albo na jogę. Strzelec 22.11–21.12 Miesiąc rozpoczniesz z dużą dawką zapału do pracy. Wszystkie sprawy, które odkładałaś „na potem”, teraz załatwisz w jednej chwili. Pod koniec marca znajdź jednak czas na odpoczynek. Dobrze ci zrobi masaż relaksujący, kilka seansów w saunie lub jacuzzi. Zatroszcz się też o dietę – jedz więcej warzyw i owoców. Koziorożec 22.12–19.01 W życiu uczuciowym mały kryzys – jeśli nie ty, to twój partner po 20 marca podejmie decyzję o rozstaniu. Najlepiej pogodzić się z tym faktem, ten związek i tak nie miał przyszłości. Aby dostarczyć sobie zmysłowych przyjemności, wybierz się na zabieg aromaterapeutyczny lub kup nowe perfumy. Wodnik 20.01–18.02 Wenus w znaku Barana sprawi, że ujawnisz ognistą stronę swojego temperamentu. Na twoim chłopaku zrobi to piorunujące wrażenie. Będziesz kochana, rozpieszczana i uwielbiana. Świetne samopoczucie wpłynie korzystnie na twój wygląd. Makijaż możesz ograniczyć teraz do wytuszowania rzęs. Uwaga na skórę – zacznij używać kremów z filtrami. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA_____witajcie🖐️[czesc.Dziekuje❤️ Przyjaźń w życiu ludzkim - podbudowuje, czy niszczy? Każdemu człowiekowi \"przyjaźń\" kojarzy się z rozgadanymi i ciągle roześmianymi koleżankami ze szkolnej ławy. Takie czy inne porównanie wysuwa wniosek, że przyjaźń to wspaniały stan w jakim może znajdować się człowiek, w porozumieniu z drugą istotą. Życie niestety, bardzo często, daje poparcie temu, iż przyjaźń może dyskryminować innych ludzi, niszczyć ich, a nawet ranić. Jak to możliwe? Wokół nich kręci się cały świat Kinga i Agnieszka - dziewczyny, które dla siebie są podporą w trudnych chwilach. Razem rozmawiają w wolnym czasie, chodzą na spacery, czytają podobne książki. Nawet obgadują innych, w taki sposób, że każdy, który ich słucha jest w stanie aż popłakać się ze śmiechu. Swoją nieprawidłowość w zachowaniu kamuflują tak, że nie można tego zauważyć gołym okiem. Większość ludzi tę szczególną więź nazwałby \"przyjaźnią\". Co więcej dodaliby: przecież wokół nich kręci się cały świat. Argumentować można w dwojaki sposób: są religijne, schludnie i czysto ubrane. Razem śpiewają w chórze kościelnym, mają świetne poczucie humoru. Czy to wystarcza? Czy mimo to, można ich więź określić idealną i wzorcową? Czy są gotowe poświęcić swoje życie innym ludziom? CDN

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kolejne nieświadome uderzenie w czułe serce Jest 24 maja, godzina 16.30 tuż po Mszy i nabożeństwu majowym. Kinga i Agnieszka wychodzą z kościoła. Obok nich podąża Edyta - dziewczyna, mająca tyle samo lat co rówieśniczki; uczęszcza do tej samej szkoły co one; śpiewa w tym samym chórze kościelnym. Edyta jest smutna. Ma wyrzuty sumienia. "Wszystko przez nie" - szepcze, spoglądając na dziewczyny. Nagle Kinga i Agnieszka przystanęły i zaczęły coś szeptem mówić do siebie. Edyta stała z boku. Spoglądała na wróbelka, który przyfrunął i usiadł na drzewie. "Edyyta" - imienniczka jakby usłyszała swoje imię. Nie wierzyła własnym uszom. Ptak odleciał, i zawiał wiatr. Poczuła nutkę grozy. Obróciła się lecz widok ten sam co wcześniej. Aga i Kinga. "Chyba mnie wołały" - pomyślała sobie. Człowiek to dobry aktor Edyta nawet je lubiła. Bardzo chętnie patrzyła na to jak świetnie potrafią się dogadywać. Lecz żałowała tego, co robiła z nimi na nabożeństwu i poprzedzającej ją Mszy. Również jak i one śmiała się z dosyć niezdarnego wikarego, który tuż po święceniach kapłańskich czuł się niepewnie w nowej parafii, wykonywaniu nowych czynności. Każde jego spojrzenie na Mszy wywoływało wśród Kingi i Agnieszki śmiech. Edyta robiła to samo co one. Ona jest w ogóle bardzo religijna. Lecz jej odosobnienie, czy fakt, że ludzie jej cichość i pokorność traktowali jako wadę niż zaletę, spowodowało, że nie miała zbyt dużo przyjaciół. Mówiąc dokładniej: nie miała ich wcale. Próbowała czasami przypodobać się innym ludziom. Wtedy robiła dziwne rzeczy. Na przykład śmiała się z księdza z Kingą i Agnieszką. Zawsze jej było głupio przed księdzem. Czuła, że ksiądz wie o tym, iż ona śmieje się z przymusu, nie z własnej woli. Jakby wiedział, że udaje kogoś, kim tak naprawdę nie jest. Edyta nigdy jednak nie potrafiła zrozumieć dlaczego ksiądz zawsze rozmawia z Agnieszką i Kingą, a nie z nią. Nie wiedziała co robi źle, dlaczego jest tak a nie inaczej. Ona nie pamięta, kiedy ostatnio czuła się komuś potrzebna. CDN

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Odwaga Zamyślona, ale czuwająca w stanie gotowości ocknęła się ze stanu zamysłu. Zebrała się na odwagę, podeszła do dziewczyn i zapyta na co czekają. Odpowiedź Kingi zabrzmiała dość prymitywnie: "Na księdza. A co?". To wystarczyło Edycie, żeby domyślić się o co chodzi. Na Mszy świętej tak parsknęły śmiechem, że aż ksiądz przerwał odprawiać eucharystię i przez chwilę popatrzył w ich stronę. Wszyscy zebrani też. Ulgą był fakt, że nie było dużo ludzi w kaplicy. Edyta wie, że one chcą usprawiedliwić się przed księdzem. One zawsze się usprawiedliwiają. Choćby na lekcjach religii. Zawsze mówią: To wina Edyty. Ona nas rozśmiesza. Nigdy nie potrafią przyznać się do błędu. "Idź już. Po co tu stoisz. Cześć Edyta! Nie słyszysz? Pa!" - krzyczy Kinga. Nie chce, żeby Edyta była przy tej rozmowie. Edyta odchodzi. Ze Łazami w oczach, ale odchodzi. "nigdy nie dowiesz się, co wtedy działo się" Czasami ludzie ranią innych, nawet sami o tym nie wiedząc. Kinga i Agnieszka obrały w swoim życiu jakieś cele. Są dla siebie ambitnymi dziewczynami. Uważają siebie za brylanty tak oszlifowane, że niczego im nie brakuje. Uważają, że mają wszystko, co mogłoby pomóc im w podejmowaniu najważniejszych życiowych decyzji. Działają na siebie jak narkotyk: nie mogą żyć bez wspólnych wypadów na miasto, pogawędek, czy rozmów, przy blasku szklanego ekranu - piątkowego filmu. CDN

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdzie w takich uroczych chwilach miejsce dla drugiego człowieka? Tego, który rzeczywiście, nie ma tak blisko przy sobie drugiej istoty. Tych ludzi jest naprawdę dużo. Oni są smutni, a ich serca są potargane ( jakby wyświechtane) tym najwyższym i najcenniejszym uczuciem, jakim jest przyjaźń. Jak mają doznać tego uczucia, kiedy otaczający świat zamyka się na ich wołanie? Biblia nakazuje otwierać drzwi tym, którzy w nie kołaczą. A najbardziej nakazuje drzwiom ludzkich serc. "Jak ja im zawsze zazdrościłam" - opowiada Edyta - "nigdy nie doznała tego, czym jest przyjaźń. W sercu czuję i wiem, że ja jestem wartościowa. Każdy człowiek jest tak cenny i niepowtarzalny, że o jego życiu można by było napisać setki tysięcy interesujących książek. Ale co z tego? I tak nikt nie patrzy na duszę. Wszyscy tylko na tę twarz. To tak boli. Rani... Kto to pojmie?". Czy Kinga i Agnieszka potrafią to zrozumieć? Czy ich przyjaźń można nazwać idealną? Wzorcową? "Nie, ponieważ ich więź jest egoistyczna, ślepa, dziwaczna, i przede wszystkim przykra" - kończy Edyta. (W tym momencie z jej oczu zaczynają spływać łzy. Patryk Żołubak

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO CZERWONA_________wybacz,ze rozstalysmy sie bez dobranoc.Moja bateria zgasla i wpadlam w rozpacz.Za kilka dni dostane nowa.Mam taka nadzieje,,, Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przyjaźń wymaga... Tajemnica przyjaźni żyje bliskością i codziennym obcowaniem. Chińskie porzekadło: \"Kogo kocha niebo, temu zsyła ono przyjaciela\" jest tylko wtedy aktualne i zrozumiale w języku życia codziennego, gdy wciąż na nowo daje się powody do radości, dowody miłości, oznaki przywiązania i oddania, gdy śpiewa się pieśni tęskne i wesołe, sprawia niespodzianki i zdobywa na gesty sympatii To źródło nie może wyschnąć, musi bić nieustannie. Anonim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przyjaźń ma cel w sobie Wielu nazywa przyjaźnią już to, co łączy kolegów w pracy, grupę studentów, drużynę sportową albo ludzi związanych wspólnotą interesów. Chociaż ich także może łączyć tajemnica przyjaźni, to w istocie jest ona o wiele głębsza. Przyjaźń ma swój powód i cel w sobie. Są nimi: być dla drugiego człowieka jego własnym i wypełniającym Ty, być mu oddanym w sposób całkowicie osobisty, sobie tylko właściwy, i razem z nim czynić życie bogatym, głębokim, wyjątkowym i barwnym. Przyjaźń to nie igraszka, mimo że ma obudzić wiośnie najbardziej spontaniczną grę fantazji. Jej celem jest najgłębsza istota kochającego i kochanego Ty. Anonim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA👄 dziekuje 🌻 KALINKO BIESIADNA❤️ jeszcze raz dziekuje za rozmowe 👄 Opowiadanie: ............................Szukajac szczescia........................... Jenny musiała zrezygnować ze swoich marzeń i ambicji, żeby zająć się młodszym rodzeństwem po śmierci rodziców. Ale może nie jest jeszcze za późno, żeby mogła żyć swoim życiem i być szczęśliwą tak, jak zawsze o tym marzyła?..........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zatrzymała się przed domem Angie i dzieciaki wyskoczyły jak oparzone. A ona podjechała samochodem pod swój dom i zaparkowała na podjeździe. Z ogrodu nadbiegł Oskar, jej ukochany golden retriver i musiała dokładnie się z nim przywitać. Na szczęście pies zauważył w ogrodzie coś bardziej ciekawszego i uciekł z powrotem. Jennifer wyjęła dwie torby zakupów z bagażnika. Angie prosiła ją o kilka rzeczy z supermarketu i wstąpiła tam po drodze z redakcji. Nie miała udanego dnia. Szefowi nie podobały się jej zdjęcia, a jutro mieli się spotkać z klientem i bała się, że on też nie będzie zadowolony z jej pracy. Westchnęła. Musi się dobrze przygotować do tego spotkania. Postanowiła, że rozpuści włosy i nakręci na grube wałki, żeby nie były takie sztywne. Z rozmyślań wyrwały ją podniesione głosy dochodzące z domu przyjaciółki. Jessica i Nicole bardzo się czymś zachwycały. Jennifer otworzyła drzwi do kuchni i weszła do domu Angie. W salonie panował duży ruch i dziewczyna skierowała się w tamtą stronę. - Przywiozłam ci zakupy – powiedziała, kiedy Angie weszła do kuchni. - Dziękuję. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – brunetka uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Chodź, przedstawię ci kogoś – dodała i pociągnęła ją za sobą. Jennifer zobaczyła, jak jej młodsza siostra razem z Nicole z całej siły tulą się do jakiegoś mężczyzny. A on wydawał się z tego zadowolony. Angie roześmiała się. - Jenny, poznaj mojego brata – powiedziała i dziewczynki poderwały się na równe nogi, a przed Jennifer stanął bardzo przystojny brunet. – To jest Howie. Howie, to jest Jennifer. Uścisnęli sobie dłonie. - Miło mi – powiedziała i uśmiechnęła się. - Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedział. - On jest Backstreetem! – pisnęła Jessica z zachwytem. Howie uśmiechnął się. - Śpiewasz w tym zespole? – zapytała Jenny. Skinął głową. - Jest najprzystojniejszy! – dodała Jessica z przekonaniem. - Właśnie, że nie! Nick jest najprzystojniejszy! – zaprotestowała Nicole. Ale Jessica nie chciała się zgodzić i dziewczynki wyszły, przekomarzając się ze sobą. - Jessica godzinami potrafi o tobie opowiadać – powiedziała Jenny. - Rozumiem, że przez to masz mnie dość – Howie popatrzył na jej długie blond włosy związane na czubku głowy. Wyglądała bardzo młodo w topie bez ramiączek i w krótkich dżinsowych szortach. Zastanawiał się, ile może mieć lat. - Nie, ale czasem wydaje mi się, że jesteś naszym domownikiem – uśmiechnęła się. – Jessie, gdyby mogła, wszędzie porozklejałaby twoje zdjęcia. Na szczęście udało mi się ograniczyć to uwielbienie do jej pokoju i kawałka korytarza. Inaczej nie widziałabym niczego poza twoją postacią. - Uważasz, że to byłoby przykre? – spytał, patrząc na nią figlarnie. Spojrzała na niego spod oka i uśmiechnęła się. - Wolałabym mieć przy sobie żywego człowieka, niż otaczać się jego zdjęciami – powiedziała. – Ale na razie nie grozi mi taka obsesja. Mam nadzieję, że ona też z tego wyrośnie. - Nigdy nie podkochiwałaś się w kimś znanym? – zapytał. Była realistką, ale podchwyciła żart i podobało mu się takie podejście do rzeczy. - Oczywiście, że się podkochiwałam – uśmiechnęła się. – Chyba każdy ma za sobą takie niegroźne miłostki. Dzięki nim życie jest piękniejsze… – roześmiała się na wspomnienie tamtych chwil. – No, ale ja tu się zagadałam, a tam czeka na mnie ciasto z truskawkami. - Jenny robi najlepsze na świecie ciasto z truskawkami – powiedziała Angie. – Muszę ci powiedzieć, że nikt nie robi tak pysznego. Nawet nasza mama to przyznała. Po prostu delicje. - Przesadzasz – uśmiechnęła się Jenny, a Howie zauważył, że się zarumieniła. Wyglądała uroczo. - Jeśli chodzi o ciasto z truskawkami, to jestem prawdziwym smakoszem. Mam nadzieję, że dostąpię zaszczytu spróbowania tego wypieku – powiedział. Skinęła głową. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jutro po obiedzie zapraszam was na podwieczorek – odpowiedziała. – A teraz muszę już iść. Trzeba nakarmić dzieciaki. - Zrobiłam obiad dla nas wszystkich – odezwała się Angie. – Jeśli masz ochotę, to zapraszam serdecznie. A jak minął dzień w redakcji? – zmieniła temat, bo widziała, że Jenny się waha. - Nie było tak dobrze, jak się spodziewałam – przeszli do kuchni i Jennifer pomogła przyjaciółce rozpakować zakupy. – Jutro mamy spotkanie z kontrahentem i boję się, że jeśli zareaguje tak samo jak Jack, to mogę pożegnać się z pracą, albo znów zajmę się tylko przepisywaniem książek. - Wszystko będzie dobrze – powiedziała Angie. – Zobaczysz. Jenny westchnęła. Ostatnio w pracy nie układało się zbyt dobrze. Cieszyła się, że otrzymuje nowe zadania, ale miała wrażenie, że przez to zaniedbuje Jessicę i Jasona. Jednak nie mogła rzucić tej pracy, bo pieniądze po rodzicach nie wystarczyłyby na życie. Zamyśliła się. Gdyby nie ten pechowy wyjazd dwa lata temu, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Skończyłaby studia i miałaby dobrze płatną pracę. A zamiast tego ciągle musiała martwić się o przyszłość. Westchnęła. Nie była gotowa na takie życie. Chwilami miała wrażenie, że wzięła na swoje barki zbyt duży ciężar. Cieszyła się, że poznała Angie i Stevena, bo oni umieli podnieść ją na duchu… Howie obserwował ją z boku. Wyglądała na zatroskaną i zastanawiał się, czym się tak martwi. Chciał powiedzieć jej coś miłego, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Wszystkie słowa były takie banalne… - Dzieci, chodźcie na obiad! – Angie wyrwała ich oboje z zamyślenia. Jenny pomogła rozstawić talerze na stole i po kilku chwilach jedli już ciepły obiad. Jessie wpatrywała się w Howiego z uwielbieniem i byłaby prawie nic nie zjadła, gdyby Jenny nie zwróciła jej uwagi. - Kochanie, jedz, bo stygnie – powiedziała. – Chyba chcesz być najpiękniejsza dla Howiego – Jenny mrugnęła okiem porozumiewawczo. Howie uśmiechnął się. Ta dziewczyna naprawdę mu się podobała… - Czy będę mogła dzisiaj nocować u Nicole? – zapytała Jessica nie odrywając wzroku od Howiego. - Przecież jutro jest szkoła – powiedziała Jenny. - Proszę… – siostra popatrzyła na nią błagalnie. - Mamo, zgódź się – Nicole popatrzyła na Angie. – Będziemy cichutko, obiecuję. - Przy tak zmasowanym ataku chyba nie mamy szans – Angie uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Nie chciałabym sprawiać ci kłopotów… – zaprotestowała Jane. - Żaden problem – Angie poklepała Jenny po ramieniu i mrugnęła do Howiego. – Zaśpiewasz im kołysankę i będą się czuły jak w raju. - Mamo, czy skoro przyjechał wujek Howie, pozwolisz nam jechać do Disney World? – odezwał się Mark. - Wujku, pojedziesz z nami do Disney World? – zapiszczała Nicole. – Mama nie chce nas puścić z ciocią Jenny. - Widzę, że wytoczyliście najcięższe działa – roześmiała się Angie. – Jenny zabiera Jasona i Jessie na weekend do Disney World i nie chciałam jej obarczać jeszcze swoją dwójką – wyjaśniła bratu. Howie uśmiechnął się. Jenny patrzyła na niego niepewnie. - Bardzo chętnie pojadę z wami – powiedział. – Dawno tam nie byłem… Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo został zagłuszony przez pisk maluchów. Przy stole zapanowała prawdziwa euforia. I już nikt nie myślał o jedzeniu. Cała czwórka wstała od stołu i odeszła, przekrzykiwując się wzajemnie. Dziewczynki wróciły jeszcze na moment, żeby wyściskać Howiego i zniknęły w ogrodzie. Angie popatrzyła na Jenny, potem na Howiego i wszyscy troje głośno się roześmiali. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Howie delikatnie zamknął drzwi. Dziewczynki jeszcze nie spały, ale obiecały, że zasną za chwilę, a kiedy pocałował je na dobranoc, rozanieliły się zupełnie i był pewny, że nie będzie z nimi problemów. Zszedł na dół. Angie siedziała przed telewizorem. - Zasnęły? – zapytała. - Zaraz usną – odpowiedział. - Masz na nie zbawienny wpływ – uśmiechnęła się. – Zwłaszcza na Jessicę. - Ona jest taka słodka – westchnął z uśmiechem. – I taka podobna do Jenny… Czy ona ma jakieś problemy? - Ostatnio nie układa jej się w pracy – powiedziała Angie. – Odkąd zginęli jej rodzice, wzięła na siebie dużo obowiązków. Ale dzielnie sobie radzi i bardzo ją za to podziwiam. - Zginęli? – zapytał Howie smutno. - To było dwa lata temu. Jenny musiała przerwać studia i zająć się dzieciakami. A tak niewiele jej zostało… - Co studiowała? - Prawo na Stanford. Była jedną z najlepszych studentek. Miała ciekawe propozycje pracy, kiedy skończy studia, ale musiała przerwać na ostatnim roku, żeby zaopiekować się dziećmi. - Wydawała się bardzo zatroskana przy obiedzie – powiedział. - Nie jest w najlepszej kondycji finansowej, bo czeka ją remont dachu, a wyjazd do Disney World obiecała dzieciom już dawno… - Może będę mógł jakoś pomóc – powiedział i z podziwem pomyślał o tej drobnej dziewczynie, która tyle już przeżyła. - Jest zbyt dumna, żeby przyjąć pomoc – Angie popatrzyła na brata ze zrozumieniem. – Ale cieszę się, że zgodziłeś się na ten wyjazd. Dzięki temu może trochę odciążysz ją finansowo… - Wiesz, że pieniądze nie są dla mnie problemem – uśmiechnął się. – Postaram się zrobić to tak, żeby się nie zorientowała. - Dziękuję… – Angie chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w tej samej chwili zadzwonił telefon i nie zdążyła dokończyć. To była Jenny. - "Przepraszam, że dzwonię o tej porze, ale mam mały problem. Zepsuła mi się suszarka do włosów, a muszę mieć na jutro ładną fryzurę…" - Nie ma problemu. Zaraz wyślę Howiego, to ci podrzuci. - "Nie rób sobie kłopotu" – zaprotestowała Jenny. – "Podejdę za chwilkę." - To naprawdę żaden kłopot – uśmiechnęła się Angie. – Już go do ciebie wysyłam. - "Dziękuję. Ratujesz mi życie…" Angie odłożyła słuchawkę. - Coś się stało? – zapytał Howie. - Zaniesiesz suszarkę do Jenny? – spytała. – Jutro przed nią ważny dzień, a nie ma czym wysuszyć włosów. - Zrobię to z największą przyjemnością – odpowiedział i po kilku chwilach pukał już do domu Jenny. Otworzyła mu prawie natychmiast. Musiał przyznać, że wygląda fantastycznie. Długie, proste włosy swobodnie opadały jej na ramiona, a w długim śnieżnobiałym szlafroku prezentowała się… hm… aż zaczął się zastanawiać, czy ona ma coś pod tym szlafrokiem. Dawno nie przychodziły mu takie myśli do głowy i sam się za nie zganił. - Bardzo ci dziękuję – uśmiechnęła się z wdzięcznością i zaprosiła go do środka. Zaraz też doleciał go zapach ciasta. - Upiekłaś placek? – zapytał. - Dziesięć minut temu wyjęłam z piekarnika – odparła. - Mogę spróbować? – zerknął łakomie w stronę kuchni. – Inaczej nie będę mógł dzisiaj zasnąć. Uśmiechnęła się. Wydawała się całkowicie odprężona i Howie poczuł, że chciałby zawsze ją taką widzieć. Nie wiedział dlaczego, ale nagle zaczęło mu na tym bardzo zależeć. - Zapraszam – powiedziała i weszli do kuchni. Ukroiła mu duży kawałek i podała talerz. – Uważaj, bo jeszcze ciepłe. - Pyszne – powiedział po pierwszym kęsie i cały się rozpromienił. – Coś wspaniałego! – dodał i odstawił talerz. Wszedł do łazienki, gdzie Jenny upinała włosy i suszyła. - Było przepyszne – powiedział z uśmiechem. – Czy to byłaby rozpusta, gdybym poprosił cię o jeszcze jeden kawałek? - A mógłbyś sobie ukroić? Nie chciałabym przerywać… - Jasne – pognał do kuchni i po chwili wracał już z powrotem. Po drodze napotkał Oskara, którego zaciekawiły głosy w domu i przybiegł sprawdzić, co się dzieje. Po dokładnym obwąchaniu nieznajomego, odbiegł w sobie tylko znanym kierunku. A Howie stanął na progu łazienki. Jenny upięła włosy i suszyła dokładnie. Przyglądał się z boku. Zastanawiał się, czy nie powinien pomyśleć o jakiejś stabilizacji. Niedługo skończy dwadzieścia osiem lat, a nie znalazł jeszcze nikogo, z kim mógłby stworzyć wspólny dom. Wiedział, że przy obecnym stylu życia ciężko będzie mu znaleźć taką osobę, ale chciał móc dzielić z kimś wolne chwile, zasypiać i budzić się obok bliskiej osoby… - Już skończyłam – Jennifer wyłączyła suszarkę. – Dziękuję. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam nadzieję, że jutro wszystko potoczy się po twojej myśli – powiedział. - Ja też – odpowiedziała. – Bardzo zależy mi na tym zleceniu. - Będę trzymał kciuki – uśmiechnął się. - Dzięki – odpowiedziała tym samym. Ziewnęła. – Przepraszam – zakryła usta. – Jestem okropnie zmęczona. - To ja już zmykam, a ty idź spać – uśmiechnął się i delikatnie dotknął jej ramienia. Wydawało mu się, że zadrżała, ale unikała jego wzroku, więc nie mógł się przekonać, co tak naprawdę się stało. Cicho wyszedł z domu. Jenny oparła ręce o kuchenny blat. Zamknęła oczy. Jego dotyk był taki delikatny… Dawno nie czuła takiego ciepła na bliskość drugiego człowieka. Ale nie mogła sobie pozwolić na żadne chwile słabości. Czas beztroskiego życia minął bezpowrotnie. Teraz musiała myśleć o rodzeństwie. Pokonywać trudy codziennego życia za siebie i Jessicę. Jason był już na tyle samodzielny, że mogła mu oddać część obowiązków. Ale nie mogła zapomnieć, że nadal był roztrzepanym trzynastolatkiem i najbardziej potrzebował swobody. Cieszyła się, że przyjaźnił się z Markiem. I była wdzięczna, że mama Angie zabierze ich ze sobą na miesiąc wakacji. Robiła to od kilku lat, a Jessica i Jason przez cały rok czekali na ten wyjazd. Westchnęła. Postanowiła, że jak nie będzie dzieci, to rozejrzy się za nową pracą. Ostatnio miała wrażenie, że Jack zmienił swój stosunek do niej. I nie miała ochoty przekonać się, czego oczekiwał… Jennifer po raz ostatni poprawiła fryzurę i zamknęła drzwi. Z domu obok wybiegły szczebioczące dziesięciolatki, a za nimi Jason z Markiem licytowali się, który z nich ma cięższy tornister. Na końcu szedł Howie. - Wyglądasz nieziemsko – powiedział na jej widok. – Gdybym to ja był twoim szefem, nie miałbym żadnych zastrzeżeń do twojej pracy – dodał. Szybko uciekła wzrokiem. - Dzieci, jedziemy – powiedziała cicho, a on poczuł się jak sztubak. Znów nieodpowiednio się zachował i sprawił jej przykrość. Tylko nie wiedział, co zrobił nie tak. - Howie zabierze nas swoim samochodem – powiedziała rozpromieniona Jessie. – On ma takie duże, ładne auto. Pojedź z nami. Tak ładnie dzisiaj wyglądasz – dodała, a Jenny się roześmiała. Ona zawsze umiała ją rozbroić. - Chyba nie chciałabyś, żeby gdzieś po drodze zepsuł ci się samochód i żebyś przez to spóźniła się do pracy? – zapytał logicznie Jason. - Poddaję się – skapitulowała. – A z naszym autem wcale nie jest tak źle, jak mówisz – klepnęła Jasona po ramieniu. Ale w duchu musiała przyznać mu rację. Auto było już wysłużone i coraz częściej trzeba było coś tam naprawiać. Jenny zastanawiała się, czy nie kupić nowego, ale póki mogła jeszcze korzystać z obecnego, nie chciała podejmować żadnych radykalnych decyzji… Howie zastanawiał się, o czym tak intensywnie myślała, kiedy podczas jazdy wyglądała przez okno. Włosy związała luźno i miękko opadały falami na ramiona. Miała na sobie krótką czarną sukienkę i w pierwszej chwili zabrakło mu tchu, kiedy ją zobaczył. Gdyby tylko jeszcze udało mu się odegnać te czarne chmury, które zebrały się nad jej głową, byłby bezgranicznie szczęśliwy… - O której po ciebie przyjechać? – zapytał Howie, kiedy dojechali do centrum, a dzieciaki dawno były już w szkole. - Nie chciałabym sprawiać ci problemu – powiedziała. - To żaden kłopot – uśmiechnął się. – Wystarczy o czwartej? – spytał, bo widział, że się waha. - Będzie w sam raz – odparła. – Dziękuję. - Powodzenia – nie mógł się powstrzymać, żeby nie odgarnąć kosmyka włosów, który opadł jej na czoło. – Pokaż im, gdzie ich miejsce. Uśmiechnęła się i wysiadła. Wzięła głęboki oddech i postanowiła, że nie będzie zwracać uwagi na to co się dzieje, kiedy on wyciągał ręce w jej kierunku. To nic nie znaczy i właśnie tak zamierzała potraktować to całe zdarzenie. Tylko dlaczego tak szybko bije jej serce?… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Schowała dokumenty do szuflady i zamknęła biurko. Uśmiechnęła się do siebie. Nie było tak źle, jak wcześniej myślała. Na szczęście klientowi spodobał się jej projekt i groźba utraty pracy zniknęła niepostrzeżenie. Stanęła przed budynkiem i westchnęła głęboko. Rozejrzała się. Po drugiej stronie ulicy stał Howie, oparty o samochód. - I jak? – spytał, kiedy podeszła. - Jeszcze mam tę pracę – odpowiedziała. - Ale nie wyglądasz na szczęśliwą – zauważył i otworzył jej drzwi. - Miałam strasznie męczący dzień – powiedziała. – Przez te stresy kiedyś się pochoruję. Uśmiechnął się i usiadł za kierownicą. - Dlatego zapraszam cię na obiad – powiedział. - Chyba nie skorzystam – odparła. – W domu rozmraża mi się mięso i nie mogę sobie pozwolić na takie marnotrawstwo. - Kiedy właśnie ten obiad czeka w twoim domu – uśmiechnął się. Popatrzyła na niego zdziwiona. - Jessica postanowiła pomóc ci trochę w domowych obowiązkach i wymyśliła, że zrobi obiad… - Jessica?! – jej zdumienie nie miało granic. - Nie martw się – powiedział spokojnie. – Nie pozwoliłem na zdemolowanie kuchni. Sam wszystko zrobiłem. Choć Jessica dzielnie mi asystowała. - Nie musiałeś… – chciała zaprotestować, ale nie pozwolił jej dokończyć. - Lubię gotować – powiedział. – Dawno tego nie robiłem i cieszę się, że miałem szansę. - Nie wiem, jak ci się odwdzięczę… – była wyraźnie zakłopotana. Kiedy myślała, że on krzątał się po jej kuchni, poczuła się jakoś dziwnie… - Już mi się odwdzięczyłaś – znów się uśmiechnął. – Za placek z truskawkami zrobiłbym wszystko… - Będę pamiętać – powiedziała i roześmiali się. W takich humorach dojechali do domu. W ogrodzie szalały dzieciaki i oczywiście Oskar. Był wniebowzięty, że jest w centrum uwagi i obwieszczał to głośnym szczekaniem. Kiedy usłyszał samochód na podjeździe, od razu podbiegł, żeby się przywitać. - Cześć, kochanie – uśmiechnęła się Jenny i pogłaskała go po głowie. – Tylko nie skacz na mnie. Mam na sobie najlepszą sukienkę i nie chcę jej stracić. Rozumiesz? – pogroziła psu palcem, a on biegał wkoło niej i wesoło merdał ogonem. Po chwili, kiedy z samochodu wysiadł Howie i on przeszedł ceremonię powitania. - Cieszysz się, prawda? – powiedziała, kiedy Oskar polizał ją po ręce. – Przybyła ci jeszcze jedna osoba do wielbienia – uśmiechnęła się do Howiego. – On kocha wszystkich bezgranicznie i ma niespożytą energię. - Nic nie szkodzi – powiedział z uśmiechem. – Też kiedyś miałem w domu goldena. Do późnej starości zachowywał się jak szczeniak. - Oskar ma siedem lat i ciągle daje nam popalić. Choć cieszę się, bo męczy dzieciaki i nie mam z nimi żadnych problemów – powiedziała i weszli do domu. – Zapewnia im odpowiednią porcję ruchu. Właśnie przyszły weekend zamierzamy spędzić na łonie natury, więc wszyscy wyszalejemy się do oporu. - Już jesteś! – do kuchni wbiegła Jessica i rozpromieniła się na widok Howiego. – Stół jest nakryty. Ja sama wszystko zrobiłam – wyprostowała się dumnie. - Dziękuję ci bardzo, kochanie – Jenny pogłaskała siostrę po głowie. – Howie mi wszystko opowiedział. - Dzisiaj zjemy na świeżym powietrzu – do kuchni weszła Nicole i zaglądnęła do garnków. – Mama już idzie. - Jesteście kochani – uśmiechnęła się Jenny. – Pójdę na górę się przebrać i już jestem gotowa. - Nie możesz się przebrać – zaprotestowała Jessica. – Wyglądasz tak pięknie i w sam raz do obiadu. To my się przebierzemy. Roześmiała się i patrzyła jak rozchodzą się, żeby się przebrać. Wyszła do ogrodu. Pod parasolem stał nakryty stół. Obok siedział Oskar i pilnował, żeby niczego nie przegapić. Sprawdziła, czy ma pełną miskę i podeszła do stołu. Wyglądał szykownie i uśmiechnęła się na myśl, ile musieli się napracować, żeby to wszystko przygotować. Taką zastał ją Howie. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O czym myślisz? – zapytał i podszedł do niej. - Widzę, że bardzo się napracowaliście – odpowiedziała. – I tak mi się jakoś lekko zrobiło, że nie muszę nic robić i o nic się martwić… - Należało ci się – powiedział. – Angie mówiła, że od dwóch lat cały dom jest na twojej głowie. - Jakoś sobie radzę – uśmiechnęła się smutno. – Ale przez cały rok czekam, aż wasza mama zabierze urwisy do siebie i będę mogła oddać się słodkiemu lenistwu. Nie jestem dobrą siostrą, prawda? – popatrzyła na niego uważnie. Miał na sobie białą koszulę i wyglądał w niej bardzo… seksownie. Nie zdawała sobie sprawy, że mężczyzna może być taki pociągający. Od wczoraj coraz częściej zauważała, że z wielu rzeczy nie zdawała sobie sprawy… - Nie jesteś niedobra – powiedział i z zadowoleniem stwierdził, że mu się przygląda. Poczuł, że sprawia mu to przyjemność… Ale szybko wrócił do rzeczywistości. – Każdy potrzebuje czasem uciec od wszystkich i wszystkiego, leżeć brzuchem do góry i oddać się błogiemu nicnierobieniu. - Wasza mama ratuje mi życie. Dzięki tej chwili wolności mogę naładować akumulatory i podejmować nowe wyzwania. - Już jesteśmy! – z domu wybiegły dzieciaki, a za nimi wyszła Angie. - Czuję się, jakbyśmy trafili do ekskluzywnej restauracji – powiedziała Jenny. Roześmiali się głośno. - Zapraszam do stołu – Jessica pełniła honory gospodyni. I stała dumna jak paw. Usiedli więc i w milczeniu zjedli obiad. - Było przepyszne – Angie odłożyła serwetkę na talerzyk. - Delicje – Jenny uśmiechnęła się do Howiego. - Cieszę się, że wam smakowało – powiedział. – Jutro zapraszam na placki ziemniaczane. - No, to już rozpusta – stwierdziła Jenny. - Ale skorzystamy z niej, jeśli mamy okazję – dodała Angie i uśmiechnęły się do siebie. - Tak, a potem Howie już nie będzie chciał do nas przyjechać – powiedziała Jessica i popatrzyła na nich spod oka. Spojrzeli po sobie i roześmiali się. - Podam deser – powiedziała Jenny, ale Howie nie pozwolił jej wstać. - Ja przyniosę – powiedział i wstał. - Pomogę ci – Jessica poderwała się i pobiegła za nim do domu. Angie uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Jak ci poszło? – zapytała. - Całkiem nieźle – Jenny strzepnęła okruchy z sukienki. Mark i Jason zajęci byli sobą i Oskarem, więc mogły spokojnie porozmawiać. – Ale postanowiłam, że jak w lipcu dzieci wyjadą, to zacznę rozglądać się za czymś innym. Atmosfera robi się coraz gęściejsza, a ja lubię jasne sytuacje. - Jeśli chodzi o dzieci, to możemy się ich pozbyć na całe wakacje – powiedziała Angie. - Na całe wakacje? – zdziwiła się Jenny, a chłopcy nadstawili uszu. W tym momencie nadszedł Howie z Jessicą i wszyscy przyłączyli się do rozmowy. - Pojedziemy gdzieś na całe wakacje? – zapytał Jason. - Mama zaproponowała, że w sierpniu zabierze dzieci na wieś – odpowiedziała Angie. – Wybiera się do naszej cioci, która mieszka niedaleko Santa Barbara i chciałaby zabrać dzieci ze sobą. - Możemy pojechać na wieś? – zapytała Jessica. - Pojedziecie z nami? Ale będzie super! – ucieszył się Mark. - Nie chciałabym nadużywać gościnności waszej mamy – powiedziała Jenny. Poczuła, że oczy jej wilgotnieją ze wzruszenia, ale powstrzymała się od płaczu. Pani Paula była dla nich taka dobra… - To naprawdę żaden problem – uśmiechnął się Howie. Widział, że walczy ze wzruszeniem i miał wielką ochotę przytulić ją do siebie. Wiedział, że kiedyś to zrobi, ale na razie musiały wystarczyć tylko słowa. – W sierpniu mamy taki zjazd rodzinny i będzie tam mnóstwo dzieciaków. Dwójka więcej nie zrobi specjalnej różnicy. A mama jedzie na cały miesiąc i chętnie zabierze ze sobą Jasona i Jessicę – puścił oko do dziesięciolatki. Od razu się rozpromieniła. - Czy ty też tam będziesz? – zapytała. - Tylko jeden dzień, bo mamy trasę koncertową i muszę pracować – odpowiedział. - To szkoda – zasmuciła się. - Nie będziesz miała czasu, żeby za mną zatęsknić, bo tam będzie dużo fajnych chłopaków – uśmiechnął się. - Takich przystojnych jak ty? – popatrzyła na niego uważnie. Roześmiali się. - Przystojniejszych – powiedział, nakładając ciasto na talerzyki. – Na pewno znajdziesz tam odpowiedniego kandydata dla siebie. Wydawała się zadowolona z takiego obrotu sprawy i zajęła się ciastem. - Czy zabierzemy ze sobą Oskara? – zapytał Jason. - Nie, raczej nie – uśmiechnęła się Jenny. – Będzie mi dotrzymywał towarzystwa, kiedy was tu nie będzie. - Nie będzie ci smutno? – zapytała Jessie. - Odpocznę sobie od ciebie – powiedziała Jenny i pogłaskała siostrę po głowie. - Bardzo dobry ten placek – powiedział Mark. – Mamusiu, upieczesz nam taki u babci na wsi? - Nie wiem, kochanie – uśmiechnęła się Angie. - Upiekę wam na wyjazd dużą blaszkę – powiedziała Jennifer. – Choć w ten sposób będę mogła podziękować waszej mamie za opiekę nad moimi urwisami. - Zrobisz tym ciastem furorę – stwierdził Howie. - Nie chwalcie mnie tak, bo popadnę w samouwielbienie – Jenny odstawiła szklankę z kompotem. – Ale muszę przyznać, że ten placek wyjątkowo mi się udał – dodała z uśmiechem i wszyscy się roześmiali. Dzieciaki wstały od stołu i od razu pobiegły do ogrodu, zawzięcie o czymś dyskutując. Oskar krzątał się wkoło i z ciekawością spoglądał na stół. - Nie ma tu nic dla ciebie – powiedziała Jenny. – Tam, w misce masz jedzonko – wskazała palcem w stronę schodów. Wstała i zebrała talerze ze stołu. Razem z Angie i Howiem weszła do domu. - Dziękuję za obiad – powiedziała Angie. – Jutro my zapraszamy. - Skorzystamy na pewno – odpowiedziała Jenny. – Przygotujcie się na inwazję. My jesteśmy smakoszami placków ziemniaczanych. - Nie boję się tego wyzwania – odparł hardo Howie. – Potrafię stawić mu czoła. - Cieszę się – uśmiechnęła się Jenny i klepnęła go po ramieniu. Ten niewinny dotyk przyprawił go o zawrót głowy. Przez całe popołudnie patrzył w jej oczy, patrzył na jej twarz, na jej ręce i upajał się tym widokiem. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Znali się zaledwie jeden dzień, a już targały nim takie emocje… Nie potrafił dojść z tym do ładu, ale nie do końca chciał, żeby wszystko się wyjaśniło. Odpowiadała mu ta tajemnicza atmosfera i drobne iskierki, które przeskakiwały między nim a Jenny. Zastanawiał się, co z tego wyniknie… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zamierzał właśnie wrzucić kolejną porcję placków na patelnię, kiedy rozległ się dźwięk telefonu. Angie siedziała w ogrodzie z dzieciakami, więc podniósł słuchawkę. - Słucham? - "Howie?" – to była Jenny. – "Trochę spóźnię się na obiad. Utknęłam w połowie drogi i czekam na mechanika. Nie wiem, ile to potrwa." - Co się stało? – zaniepokoił się. - "Zepsuł mi się samochód i chwilowo jestem unieruchomiona" – powiedziała. - Przyjechać po ciebie? – zapytał. - "Nie" – odpowiedziała. – "To chyba nic poważnego." - A może jednak? - "Nie chciałabym ci sprawiać kłopotów" – powiedziała. - Żaden kłopot, powiedz tylko gdzie jesteś – uśmiechnął się i zapisał na kartce adres. Po kilku minutach był już na miejscu. Jenny przyglądała się, jak laweta zabiera jej auto. - I co z samochodem? – spytał, kiedy do niego podeszła. - Nie wiem, czy go naprawią – usiadła obok niego. – To stary model i nie produkuje się już niektórych części. Mechanik powiedział, że raczej nic z tego nie będzie. Wiem, że powinnam kupić nowy samochód, ale nie mogę jednocześnie naprawić dachu i kupić samochodu! – zacisnęła ręce w pięści. Łzy napłynęły jej do oczu. Czuła się bezsilna. Trudności piętrzyły się jedna za drugą i nie wiedziała co na to poradzić. - Mogę ci jakoś pomóc? – zapytał i popatrzył na nią z troską. Tak bardzo chciał jej ulżyć w problemach, ale nie wiedział, jak sprawić, żeby była szczęśliwa… - Nie, dziękuję – wytarła nos w chustkę. – Przepraszam cię za kłopot. Jakoś sobie poradzę. - Dla mnie to naprawdę żaden problem – powiedział. – Wiem, że znamy się bardzo krótko, ale chcę, żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć. - Dziękuję – popatrzyła na niego smutno. – Coś wymyślę i jakoś to będzie… Imponowała mu swoim uporem i postanowieniem bycia niezależną. Ale wiedział, że są pewne rzeczy, których się nie da przeskoczyć. - To nic strasznego poprosić drugą osobę o pomoc – powiedział cicho. – Jeśli potrzebujesz pomocy, wystarczy, że powiesz… - Nie potrzebuję – przerwała mu i z dumą uniosła głowę do góry. Nie chciała być od nikogo zależna. Jakoś sobie radziła przez te dwa lata i wiedziała, że tym razem też jakoś wybrnie z tych tarapatów. Weźmie dodatkowe zlecenia i będzie mogła kupić nowy samochód. - Pieniądze nie są dla mnie ważne – Howie jakby czytał w jej myślach. – Jeśli potrzebujesz pomocy finansowej, to daj znać, dobrze? - Dziękuję – uśmiechnęła się. – Na razie jakoś sobie poradzę. - Za dwa tygodnie zaczynamy trasę i nie będę potrzebował samochodu. Możesz z niego korzystać, dopóki nie staniesz na nogi – nie rezygnował. - Pomyślę o tym, dobrze? – ustąpiła. Howie popatrzył na nią z uśmiechem. Położył jej dłoń na ramieniu. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedział. Westchnęła i z ulgą opadła na siedzenie. Howie wyjechał na drogę. Z każdą chwilą Jenny coraz bardziej mu się podobała. Podziwiał ją za to, że przez dwa lata dzielnie dawała sobie radę i starała się nie być od nikogo zależna. Nie chciał jej mówić, że wie, co czuje, bo nigdy nie był w takiej sytuacji, ale chciał, żeby wiedziała, że nie jest sama. Żeby zrozumiała, że nie musi sama zmagać się z tymi problemami… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Popołudnie minęło im w wesołej atmosferze. Placków była cała góra, ale jakoś sobie z nią poradzili. Howie zauważył też, że Jenny nie pokazywała przed rodzeństwem, jak bardzo przybiła ją awaria samochodu. Dopiero, kiedy zostały z Angie w kuchni i myślały, że Howie ich nie słyszy, porozmawiały chwilę. - To coś poważnego z waszym samochodem? – zapytała Angie, kiedy już zostały same. - Tym razem chyba już nic z tego nie będzie – odpowiedziała Jenny. – A wiesz, że bez samochodu to jak bez ręki. - Dzieci do szkoły mogę zabierać, bo to po drodze do mojego liceum, a tobie mogę pożyczyć ten drugi samochód. Już kiedyś nim jeździłaś i wiesz, jak to wygląda… - Bardzo ci dziękuję – uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Nie wiem, co się dzieje. Ten rok jest dla mnie strasznie pechowy. Najpierw to włamanie, potem dach, a teraz samochód. - Będzie dobrze – Angie poklepała ją po ramieniu. – Musimy sobie wzajemnie pomagać. Ty też dla mnie dużo robisz pod nieobecność Stevena. Mam nadzieję, że jak skończy mu się ten kontrakt, to wróci do domu na stałe. - Bardzo za nim tęsknisz, prawda? - Mam ciebie, ale to nie to samo… – roześmiały się serdecznie. - Planujecie gdzieś wyjechać? - W lipcu chcielibyśmy spędzić razem parę chwil. Potem Steven zaczyna pracę, a ja muszę się przygotować do nowego roku szkolnego. Dobrze, że mama zabiera dzieci i będziemy mogli się sobą nacieszyć, nim one go obstąpią. - Twoja mama jest kochana – uśmiechnęła się Jenny. – Zabiera moje urwisy, choć pewnie nie jest jej lekko z tą całą gromadką od ciebie i Johnny’ego. - Moja mama uwielbia dzieci, a twoje przy naszych to aniołki. Zawsze nie może się ich nachwalić. I bardzo ciepło mówi o tobie – usiadły przy stole. – Ostatnio powiedziała, że chciałaby mieć taką córkę, jak ty. Aż poczułam się zazdrosna. - Brakuje mi rodziców – powiedziała cicho Jenny. – Oni wiedzieli, jak sobie ze wszystkim radzić, znali wyjście z każdej sytuacji… - Ty też sobie dobrze radzisz – przerwała jej Angie. – I na pewno wszystko się wyprostuje, zobaczysz. A czy znaleźli już tego, kto próbował się do was włamać? - To nikt notowany i zrobił to, bo był głodny – odpowiedziała Jenny. – Na szczęście nie zdążył nic ukraść, ale dzieciaki były wystraszone. Dobrze, że już tego nie pamiętają. - Coś strasznie nam się smutna ta rozmowa zrobiła – Angie uśmiechnęła się do przyjaciółki. – Na doły najlepsze są lody. Masz ochotę? - Waniliowe z czekoladą? - Oczywiście. - I z kandyzowanymi owocami? - Naturalnie. - I tyle mnie tu trzymasz? – zapytała Jenny z wyrzutem. Roześmiały się, a Angie otworzyła lodówkę. Po chwili objadały się już lodami. A Howie bezpiecznie wycofał się do ogrodu. Postanowił, że jak tylko zostanie z Angie sam, to dokładnie ją o wszystko wypyta. Jenny, choć nie chciała się do tego przyznać, potrzebowała pomocy, a on nie zamierzał przejść obok tego obojętnie… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wieczorem zapukał do drzwi i wszedł do pokoju siostry. Siedziała w łóżku i czytała gazetę. - Masz chwilkę? – zapytał. - Jasne – odpowiedziała. – Siadaj – wskazała mu fotel. - Słyszałem, o czym rozmawiałyście w kuchni – powiedział. Popatrzyła na niego zdziwiona. - W kuchni? - Kiedy myślałyście, że nikt was nie słyszy – wyjaśnił. – O problemach Jenny. Ktoś próbował ją okraść? - Miała małe włamanie – Angie postanowiła, że nie będzie niczego przed nim ukrywać. – Ale wszystko dobrze się skończyło. Dlaczego podsłuchiwałeś? - Bo ona jest taka uparta i nie chce przyjąć ode mnie pomocy – odparł. – Zaproponowałem, że zostawię jej swój samochód, jak pojedziemy w trasę, ale nie dała się namówić. A poza tym mam inne auta, więc to żaden problem, ale ona nie pozwala sobie nic wytłumaczyć. Angie popatrzyła uważnie na brata. - Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? – zapytała. Wzruszył ramionami. - Nie wiem – odpowiedział. – Chciałbym, żeby zawsze była zadowolona, żeby zawsze się uśmiechała. Widziałaś, jak ona ślicznie wygląda, kiedy jest szczęśliwa? – uśmiechnął się. - Howie… – pokiwała ze zrozumieniem głową. – Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? - Nie wiem – powiedział. – Ale jak będę wiedział, to tobie pierwszej o tym powiem. - Bardzo mi zależy na przyjaźni z Jenny. Nie chciałabym, żeby spotkała ją jakaś przykrość – pogroziła mu palcem. – Inaczej będziesz miał ze mną do czynienia. - Chyba wcale mnie nie znasz, skoro tak mówisz – popatrzył na nią urażony. – Za nic nie chciałbym jej skrzywdzić… - Nie gniewaj się – uścisnęła go serdecznie. – Wiem, że nie zrobisz jej krzywdy... Weekend udał się znakomicie. Wybawili się za wszystkie czasy. Howie troszczył się, żeby niczego im nie brakowało. A jakiekolwiek próby oporu ze strony Jenny puszczał mimo uszu. Przeszli przez wszystkie atrakcje, jakie tylko były dostępne. Zjedli mnóstwo lodów i wypili morze soków. Jenny dbała, żeby dzieci nie piły napojów gazowanych i sama też wolała sok od coca-coli. Najmniejsze protesty likwidowała argumentami, że muszą być zdrowi na kolejny weekend, żeby spędzić go w lesie, pod namiotami. Na szczęście te słowa wszystkich przekonywały. Nawet Howie był usatysfakcjonowany. Dlatego zaproponował swoje towarzystwo w wyprawie nad jezioro, co spotkało się z głośnym aplauzem. Cieszył się, że będzie miał okazję spędzić trochę czasu z Jenny, bo była to dla niego duża przyjemność. Od poniedziałku zaczynali próby przed letnim tournee i musiał wrócić do Orlando. A potem zacznie się trasa i nie wiedział, kiedy znów będą mieli okazję się spotkać. Chciał ją zaprosić na zjazd rodzinny, ale nie wiedział, czy jest na to gotowa. Zastanawiał się też, czy on jest na to gotowy. Pamiętał, jak Angie po raz pierwszy zabrała Stevena do cioci Judy. Musiał odpowiadać na niezliczone ilości pytań, przechodzić masę mniej lub bardziej widocznych egzaminów. Nie chciał narażać Jenny na takie przeżycia. Choć, z drugiej strony, wystarczało mu, że mama ją akceptuje. Nic więcej nie było mu potrzebne… Howie wjechał na podjazd. Wymęczyła ich ta wyprawa. Dzieciaki zasnęły zaraz po wyjeździe z Orlando, a Jennifer niedługo po nich. Przyglądał się, jak śpi, taka odprężona. Wyglądała tak słodko i nie mógł się powstrzymać, żeby nie odgarnąć kosmyka włosów, który opadł jej na czoło. Otworzyła oczy. - Co się stało? – zapytała zaspana. - Dojechaliśmy do domu – powiedział. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przepraszam, że zasnęłam, ale jestem bardzo zmęczona – uśmiechnęła się. - Nie musisz mnie za nic przepraszać – jeszcze raz poprawił niesforny kosmyk. – Zasłużyłaś na odpoczynek. Popatrzyła na jego dłoń, która zatrzymała się na jej policzku, a potem na jego twarz, która nagle znalazła się blisko jej. - Co robisz? – spytała cicho. - Nie wiem – odpowiedział prawie bezgłośnie i zbliżył się jeszcze bardziej. – Chyba chciałbym cię pocałować. - Myślisz, że to dobry pomysł? – serce waliło jej jak oszalałe. - Nie mam pojęcia – był już tak blisko, że czuła jego oddech na swoich ustach. – Ale jeśli tego nie zrobię… - Czy już dojechaliśmy? – z tyłu rozległ się rozespany głos Marka i obje odskoczyli od siebie jak oparzeni. - Tak, wysiadamy – Jenny z trudem przełknęła ślinę. Otworzyła drzwi i wysiadła. Howie zrobił to samo. Patrzył na Jenny, ale unikała jego wzroku. Zajęła się Jessicą, która nie bardzo chciała się obudzić, więc wzięła ją na ręce. - Pomogę ci – podszedł i wziął od niej dziesięciolatkę. – Odprowadź Nicole i Marka. - Dobrze – odpowiedziała i razem z dziećmi weszła do domu Angie. - Mamo, było super! – Mark postawił butelkę z wodą na stole. - Czy musimy iść jutro do szkoły? – zapytała Nicole. – Jestem taka zmęczona, że nie wstanę. - Już ja się postaram, żebyś wstała – Angie pogłaskała córkę po głowie. – A teraz zmykajcie do łóżek. - Ja też już pójdę – powiedziała Jenny. – Padam z nóg. - Jutro zabiorę dzieci do szkoły – Angie uważnie przyglądała się przyjaciółce. Wyglądała na poruszoną, ale nie chciała jej zatrzymywać o tej porze. – Auto stoi w garażu, a kluczyki są w kuchni. - Dziękuję – uśmiechnęła się Jenny. – Do zobaczenia rano. Wyszła do ogrodu, a Oskar wybiegł jej na powitanie. Razem weszli do domu i on zaraz zajął swoje ulubione miejsce w fotelu. Weszła na górę. Z pokoju Jessie wychodził Howie. - Nawet się nie obudziła – powiedział. - Dziękuję za pomoc – odpowiedziała. – Nie ma to, jak silne męskie ramiona. Jak jutro jej o tym powiem, to będzie wniebowzięta. Uśmiechnęli się do siebie i zeszli na dół. - Jutro wyjeżdżam do Orlando, bo zaczynamy przygotowania do letniego tournee i nie będę potrzebował samochodu, więc ci go zostawię – powiedział. - Naprawdę, nie musisz… – próbowała protestować, ale nie dał jej dojść do słowa. - Tak już postanowiłem i naprawdę nie jest to dla mnie żaden problem – odparł i zatrzymał się przy drzwiach wyjściowych. – Chcę ci pomóc. Pozwól mi na to. - Nie chcę, żebyś pomyślał, że nie radzę sobie w życiu – popatrzyła na niego smutno. - Wcale tak nie myślę – położył dłonie na jej ramionach. – Uważam, że radzisz sobie fantastycznie, ale każdy potrzebuje czasem pomocy, a ja chcę ci coś od siebie podarować. Nie zabieraj mi tej przyjemności. Uśmiechnęła się, ale nic nie powiedziała. Stała tylko i patrzyła na niego swoimi błękitnymi oczyma. A on znów nie mógł się powstrzymać, żeby nie dotknąć jej twarzy. Delikatnie pogłaskał ją po policzku. Zadrżała. - Boisz się? – spytał. - Nie wiem – odpowiedziała i przykryła jego dłoń swoją. – A ty? - Nie wiem – powiedział. – Ale jeśli cię nie pocałuję, to chyba oszaleję – dodał i zbliżył twarz do jej twarzy. Słyszał, jak wali mu serce i czuł, że jej serce również galopuje jak oszalałe. Delikatnie musnął jej usta. Myślał, że zaraz zemdleje, bo czuł, że kręci mu się w głowie. Jak przez mgłę zarejestrował, że Jenny przytuliła się do niego i ich usta spotkały się ponownie. To go zupełnie odurzyło. Pragnął, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła, bo chciał wpaść w tę przepaść do końca. Jenny była taka delikatna. Bał się, że uleci, jeśli tylko wypuści ją ze swoich ramion… Oderwał ich od siebie hałas na górze. Oprzytomnieli natychmiast. Jenny kaszlnęła, bo nie mogła wydobyć z siebie głosu. - Jason, co się stało? – zapytała. - Potknąłem się – dobiegł ich głos z góry. – Ale już idę spać. Dobranoc. - Dobranoc – odpowiedzieli jednocześnie. I popatrzyli po sobie. W dalszym ciągu się obejmowali, ale Howie wiedział, że ta cudowna chwila już minęła. - Powinienem już iść – powiedział. – Potrzeba ci dobrego snu. - Dziękuję ci za wszystko – odpowiedziała. – I chyba już się nie boję. - Ja też – pocałował ją delikatnie w policzek. Uśmiechnęli się. – Słodkich snów – dodał wychodząc na dwór. - Dobranoc, Howie – powiedziała i zamknęła za nim drzwi. Oparła się o ścianę. Co się z nią dzieje?… Zachowuje się, jak głupiutka nastolatka. Ale nic nie mogła poradzić na dudniące serce i drżące dłonie. Zamknęła oczy. Chyba jest przemęczona. Dotknęła ust. Czuła jeszcze to ciepło, które podarował jej Howie kilka chwil wcześniej. Nie, na pewno sobie tego nie wymyśliła… Na chwiejnych nogach weszła do pokoju. Oczy zamknęła zaraz po przyłożeniu głowy do poduszki i nie miała pojęcia, że Howie tej nocy długo jeszcze nie mógł zasnąć… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzieciaki pierwsze wybiegły na dwór. - Czy Howie zostawił nam samochód? – zapytał Jason, wskazując palcem w kierunku podjazdu. Jenny zamknęła drzwi. - Pozwolił nam korzystać, dopóki nie naprawią naszego – odpowiedziała. - Super! – ucieszył się. – Wszyscy będą nam zazdrościć takiego samochodu. Roześmiali się. Z domu obok też wybiegły dzieciaki. - Jedziecie z nami? – spytał Mark. – Mama mówiła, że nas dzisiaj zabiera. - Możemy? – zapytała Jessica. – Proszę… - A ja bym chciał pojechać tym autkiem – powiedział Jason, wskazując palcem na dżipa. - Ja też – dodał Mark. – Mamo, możemy? - Widzę, że jak macie wybór, to przewraca się wam w głowie – powiedziała Angie, która też wyszła z domu. Uśmiechnęła się na widok przyjaciółki. Jenny odpowiedziała tym samym. - Podrzucisz ich? – zapytała. – Ja mam dopiero na dziewiątą i nie chciałabym być tam dłużej, niż to konieczne. - Jasne – odpowiedziała Angie. – Odbierzesz ich później, czy też mam to zrobić? - Odbiorę. O to się nie martw – powiedziała i pożegnała Jessie. – No, dzieci, zmykajcie do szkoły. Przyjadę po was i wtedy wszyscy będą wam zazdrościć – mrugnęła okiem do Jasona. Wydawał się usatysfakcjonowany i po chwili odjechali. Jenny wróciła do domu i zamknęła się w łazience. Umyła włosy i właśnie stała przed lustrem, i suszyła, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Minęło kilka chwil zanim je otworzyła. Nie było tam nikogo. Ale zauważyła, że drzwi samochodu były uchylone, a na siedzeniu kierowcy coś leżało. Podeszła i wzięła do ręki małą różyczkę. Pięknie pachniała i Jenny stała chwilkę i upajała się tym aromatem. Spojrzała na dom Angie. W oknie zobaczyła Howiego. Uśmiechał się. Pomachała mu ręką i też się uśmiechnęła. Wróciła do domu i wstawiła różę do wazonu. Zamyśliła się. Co się z nią dzieje?… To tylko mały kwiatek, a przyprawił ją o drżenie serca… Nigdy jeszcze się tak nie czuła. Pamiętała, że kiedy była z Tedem, to na sam jego widok robiło jej się ciepło koło serca. A wczoraj wieczorem mało nie zemdlała… Ale nie mogła sobie pozwolić na takie słabości. Musiała zachowywać się odpowiedzialnie, musiała myśleć o młodszym rodzeństwie. Tyle, że były rzeczy, nad którymi nie mogła zapanować… Przygotowała się do wyjścia. W piątek Jack prosił ją, żeby przyjechała trochę wcześniej, ale nie chciała tam być godzinę przed czasem. Po drodze chciała jeszcze zaglądnąć do centrum handlowego, żeby kupić dzieciom kilka rzeczy. Wyszła z domu. Przy samochodzie stał Howie. Miał na sobie szare spodnie i biały podkoszulek. Wyglądał… hm… Jenny zauważyła, że coraz częściej zaczyna zwracać uwagę na to, jak on się ubiera. I bardzo jej się ten styl podobał. A do tego dziś ubrali się bardzo podobnie, bo ona miała na sobie białą koszulkę i szarą sukienkę. Wyglądali razem interesująco. - Cześć – powiedział, kiedy już do niego podeszła. - Witaj – uśmiechnęła się. - Ślicznie wyglądasz – powiedział. - Ty też szykownie – odpowiedziała. – Całkiem nieźle się dzisiaj dobraliśmy. - Myślisz, że to dobry znak? - Nie wiem – odparła i otworzyła drzwi auta. - Coś się stało? – zapytał kładąc jej dłoń na ramieniu. Zatrzymał ją blisko siebie. Spojrzała mu w oczy. - Nie wiem, co na ten temat myśleć – powiedziała. – Wczorajszy wieczór… - Żałujesz? – nie pozwolił jej dokończyć. - Mam mętlik w głowie – odpowiedziała cicho. – Nie jestem sama. Muszę myśleć o dzieciach… - Musisz myśleć też o sobie – powiedział. – Nie chciałbym robić czegokolwiek wbrew tobie, ale kiedy jesteś tak blisko, nie mogę się powstrzymać… - To nie stój tak blisko – odparła, ale nie odsunęła się nawet o centymetr. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Potem Howie nachylił się nad dziewczyną i delikatnie musnął jej usta. - A tak blisko może być? – zapytał. - Nie wiem, ale podoba mi się – odpowiedziała. – Co ty ze mną robisz?… - Ja? – zdziwił się. – Co TY ze mną robisz? Oboje parsknęli śmiechem, przez co kolejny pocałunek nie bardzo się udał. Ale zaraz się uspokoili i tym razem wszystko poszło jak należy. Howie ujął ją delikatnie pod brodę i pocałował jeszcze raz. Uśmiechnął się. - Jak myślisz, mamy jakieś szanse? – spytał. - Zapytaj mnie o to za miesiąc – powiedziała. – Teraz nie wiem nic. Zostawmy wszystko swojemu biegowi. Zobaczymy, co z tego wyniknie – uśmiechnęła się. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dlaczego się śmiejesz? – zapytał i strzepnął niewidoczny pyłek z jej sukienki. - Pomyślałam, że czuję się zupełnie naturalnie – odpowiedziała. – Jakby stanie tu z tobą i hm… – zająknęła się, ale tylko na chwilę. – … całowanie się było najnormalniejszą rzeczą pod słońcem. Uśmiechnął się. On też miał wrażenie, że tak właśnie powinno być, choć kilka dni wcześniej prawie nie wiedział o jej istnieniu. W ciągu tych kilku dni wszystko mu się w życiu poprzewracało. Ale wcale nie był zły z tego powodu. Wręcz przeciwnie – miał powody do zadowolenia. Zwłaszcza, kiedy patrzył na śliczną blond istotę u swojego boku. - Czy mogę liczyć na twoją łaskawość w kwestii transportu do Orlando? – zapytał. - Możesz nawet liczyć na to, że sam będziesz się transportował – powiedziała. – Ja będę się przyglądać, jak się to autko prowadzi. - Bardzo łatwo – wyjaśnił i otworzył jej drzwi. Po chwili sam wsiadł i ruszyli. Sanford dzieliło od przedmieść Orlando zaledwie dwadzieścia kilometrów i po dziesięciu minutach wjechali już do miasta. Howie prowadził pewnie, ale spokojnie. Zresztą o tym, że jest dobrym kierowcą, Jenny miała okazję przekonać się już podczas weekendu, ale teraz uważniej go obserwowała. Miał delikatne ręce i ładne paznokcie. Całym sobą udowadniał, że zna się na modzie i doskonale wie, w czym dobrze wygląda. A mało było takich rzeczy, w których nie wyglądał dobrze. - Jak wypadłem? – oderwał na chwilę wzrok od jezdni i popatrzył na nią. - W czym? – uśmiechnęła się. - W tych oględzinach – odparł. - W jakich oględzinach? – udała wielkie zdziwienie. - Nie drocz się ze mną – powiedział twardo. – Widziałem, że mnie obserwowałaś. Jakie są wnioski? Nie odpowiedziała od razu, aż się zaniepokoił. Zatrzymał się na czerwonym świetle i spojrzał na nią wyczekująco. Uśmiechnęła się po raz kolejny. - Chyba masz krzywy nos – powiedziała i głośno się roześmiała. Klepnął ją po ramieniu i też się roześmiał. - Jesteś okropna – powiedział. - I co? Już mnie nie lubisz? – popatrzyła na niego figlarnie. Znów się roześmiali. - Jak wysiądziemy, to ci pokażę, jakie mam zdanie na ten temat – powiedział i wjechał na parking. Stało tam kilka samochodów, a przed drzwiami do budynku też nie było pusto. Kilku mężczyzn patrzyło w kierunku nadjeżdżającego samochodu. - Jesteśmy na miejscu. Dojedziesz stąd do redakcji? – zapytał. - Jasne – odpowiedziała i wysiadła. Howie zrobił to samo. Stał przy otwartych drzwiach i czekał aż do niego podejdzie. - Przyjadę w piątek wieczorem – powiedział. – Wyjeżdżamy w sobotę rano? - Zastanawiam się nad wyjazdem w piątek wieczorem – odparła. – Dzieci nie mogą się już doczekać, dlatego chciałabym być tam jak najszybciej. - Ale poczekasz na mnie, prawda? - Oczywiście – uśmiechnęła się. – A teraz muszę już jechać. Czekają tam na mnie – chciała wsiąść do auta, ale zagrodził jej drogę. - Obiecałem wcześniej, że pokażę ci, co myślę na temat lubienia – powiedział i delikatnie otoczył ją ramionami. – Choć wydaje mi się, że doskonale znasz moje zdanie w tej kwestii – dodał i pochylił się nad nią. - Ludzie na nas patrzą – próbowała protestować. - Są niegroźni – mruknął. – To moi koledzy z zespołu. - Aha – powiedziała ze zrozumieniem. – Chcesz im coś zademonstrować? - Dlaczego tak myślisz? – pochylił się jeszcze bardziej i czuła jego oddech na swoich ustach. Nic poza tym się nie liczyło. Cały świat skurczył się do jego brązowych oczu i miękkich ust. Jej serce wykonało w tej chwili tysiące piruetów, a przed oczami pociemniało. - Dobrze się czujesz? – spytał drżącym głosem. Dłonie mu się spociły i brakło oddechu. Co się z nim działo, kiedy ona była tak blisko… - Przecież wiesz, że to ty tak na mnie działasz, wariacie – szepnęła. – Chyba oszalałam do końca… - Czy poczujesz się lepiej, jeśli powiem, że ja też mam drżące nogi? – odsunął się, żeby oboje odetchnęli. - Nie wiem – dotknęła jego ramienia. – Nie wiem, co się ze mną dzieje. Ale wiem, że jeżeli za chwilę nie zjawię się w pracy, to będzie ze mną źle. Howie spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta. - Czy to dobry pomysł, żebym pocałował cię na pożegnanie? – zapytał. - Ale tak szybciutko, to może nie zdążę zemdleć – odpowiedziała. Uśmiechnął się i pocałował ją delikatnie. - Uważaj na siebie – powiedział i zamknął za nią drzwi. - Do zobaczenia w piątek – odparła. Żeby wyjechać z parkingu, musiała przejechać koło budynku i tam jeszcze raz mu pomachała. Howie podszedł do przyjaciół, którzy ze patrzyli na niego z ciekawością, bo scena, jakiej przed chwilą byli świadkami, zdarzyła się po raz pierwszy i wyglądali na kompletnie zaskoczonych. - Co to ma znaczyć? – spytał Alex, pytająco unosząc brew. - Co? – uśmiechnął się Howie. - Te całuski z piękną dziewczyną – wyjaśnił mu Nick. - To przyjaciółka Angie – powiedział i weszli do środka. - Aha, to się teraz tak nazywa – Alex mrugnął porozumiewawczo okiem. Howie uśmiechnął się z zadowoleniem. - Jest słodka – powiedział Kevin, a Howie przeszył go spojrzeniem. - To chyba coś poważnego – zauważył Brian. – Gdyby wzrok mógł zabijać, byłbyś martwy – zwrócił się do Kevina, ale po chwili wszyscy się roześmiali i Howie mrugnął do Kevina okiem. - Howie, wyluzuj – Alex klepnął kumpla po ramieniu i weszli do sali. Czekała tam już na nich ekipa tancerzy i po kilku minutach zaczęli próby. Howie przyłapał się na tym, że jest zazdrosny o Jenny. A przecież nie ma powodów do obaw. Czyżby to oznaczało, że się zaangażował?….... cdn...... Dobranoc 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×