Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Jurekk

....Odnowa ducha...toksyczna żona lub mąż .........Zapraszam do dyskusji

Polecane posty

.............Autentyczny przypadek - tzn. tekst zaczerpnięty z pewnej strony o tematyce terapi rodzinnej . Proszę o dokładne przeczytanie tekstu (który jest bardzo życiowy ) i aktywne dołączenie do formu ludzi będących w takim związku. Jeśli znajdzie się ktoś kto ma ochotę pomóc rozwiązać takie problemy proszę o aktywny udział................ --------Tu tekst wypowiedzi -------------------- Witam! Cieszę się, że udało mi się w końcu trafić na ludzi, którzy prowadzą portal internetowy o takiej tematyce. Mam 34 lata, wykształcenie wyższe, pracuję zawodowo. Moja żona ma też wykształcenie wyższe, jednak nie pracuje i wychowuje nasze dziecko. Moim problemem (myślę, że również naszym, czyli całej trzyosobowej rodziny) są relacje między mną a żoną. Zaczynając od początku powim, że już nasze narzeczeństwo było burzliwe. Wprawdzie trwało 6-miesięcy, ale w tym czasie mieliśmy już separację po około 3 miesiącach. Moja jeszcze wtedy narzeczona oskarżała mnie, że nie jestem nią zainteresowany i oglądam się za innymi kobietami, w co nie mogłem uwierzyć, ale musiałem z tym żyć. Pamiętam, że wyjechała wtedy do brata i opowiadała różne niestworzone historie o mnie. No, cóż... Nie była ona moją pierwszą dziewczyną (ja miałem wtedy 26 lat, ona 27 lat), jednak bedąc raczej konserwatystą myślałem, że to wszystko po ślubie się zmieni i że jest to tylko tymczasowe. Po ślubie zamieszkaliśmy razem w wynajętym mieszkaniu (gdzie spędziliśmy czas krótkiego narzeczeństwa i trzech miesięcy po ślubie). Już w tym okresie zauważyłem pewne dziwne - według mnie - zachowania, ale jeszcze wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Kiedy pewnego razu wróciłem ze spotkania z naszymi wspólnymi znajomymi (żona wtedy wróciła szybciej i była już w domu) zastałem ją leżącą w kuchni na ziemi i poczułem mnóstwo gazu. Gaz był odkręcony. Innym razem groziła, że rzuci się pod samochód i już wybiegała na ulicę. Musiałem szybko reagować. Po trzech miesiącach stwierdziła, że musimy się z tego miasta wyprowadzić, ponieważ chciała być bliżej matki. Zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Tu dopiero zrozumiałem, o co chodzi. Wcześniej kontakt z rodziną żony miałem w sumie może przez tydzień. Przejrzałem na oczy, gdy zobaczyłem, jakie są relacje pomiędzy teściową i teściem (na marginiesie mówiąc oboje nauczyciele). Czyli teściowa wie wszystko i najlepiej, a teść jest od przynoszenia pieniędzy oraz jest winny za wszystko, co złego się dzieje w rodzinie. Dowiedziałem się (niestety, po ślubie), że jeśli ktoś chce zobaczyć, jaką będzie miał żonę, to powinien się udać do jej domu i zobaczyć, jakie są relacje między jej matką a ojcem. Myślę, że jest w tym dużo prawdy. Gdy przyjechaliśmy do moich teściów, tak jak już wcześniej wspomniałem, zobaczyłem jakie są relacje i już wtedy myśłałem, jak to będzie z nami, ale jeszcze się łudziłem. To był okres, kiedy moja żona zaczynała się coraz bardziej - tak myślę - upodabniać do swojej matki, która ma bardzo wielki na nią wpływ. Moja żona nie ma żadnych koleżanek, znajomych czy przyjaciół. Ona mówi, że ich nawet nie chce, nie potrzebuje. Uważa (podobnie zresztą, jak jej matka), że koleżanki, przyjaciółki i przyjaciele rozbijają małżeństwo. Jedyną taką osobą jest jej matka. Nigdy nie miała żadnego chłopca, nie umówiła się z żadnym na randkę, na spotkanie. Na początku myśłałem, że to naprawdę wspaniałe, bo w dzisiejszych czasach mieć żonę cnotliwą, to jest rzadkość, ale teraz zastanawiam się, czy to nie są jakieś zahamowania psychiczne. Moja żona uważa matkę za autorytet. Teraz nawet, gdy jej brat postawi się za mną i jego skrytykuje. Po niedługim czasie od przeprowadzki zaczęła otwarcie krytykować całą moją rodzinę. Wyszukiwała i do dzisiaj wyszukuje złe cechy. No, cóż? A któż ich nie ma? Jeśli chodzi o złe strony mojej rodziny (tata, mama, rodzeństwo) myślę, że ja chyba jestem lepszym od niej autorytetem i chyba mi nie musi nic na ten temat mówić. Tym bardziej, że mnie to boli. W konsekwencji przestała ich szanować do tego stopnia, że wobec nich padały najbardziej obelżywe słowa, których tutaj nie chcę przytaczać. I tak jest do dzisiaj. Ja przez ten okres dużo pracowałem, bo - wiadomo - młodzi, którzy startują potrzebują tak wielu rzeczy. W tym czasie kupiliśmy pierwsze, potem drugie mieszkanie. Teraz znów zmieniamy. Finansowo nam się wiedzie. Jestem raczej człowiekiem, który stara się zabezpieczyć finansowo rodzinę. Moja żona jednak ma inne o mnie zdanie. Twierdzi, że zmarnowała sobie przeze mnie całe życie, że ja się nie nadaję, że się nie sprawdzam jako mąż i ojciec. Cały czas żałuje, że nie poczekała i że nie ułożyła sobie inaczej życia. Twierdzi, że jestem brzydki i wzięła mnie tylko z litości. Mówi mi, że najlepiej by się cieszyła, gdybym umarł. Moja żona twierdzi, że ona najlepiej się czuje, gdy mnie w domu nie ma. A jak jestem? Cały czas mnie kontroluje, co robię, dlaczego jestem tu lub tam... Nie mogę mieć żadnych przyjaciół, znajomych. Musiałem zrezygnować z odwiedzin swoich rodziców (mieszkają daleko od naszego aktualnego miejsca zamieszkania). Oczywiście codziennie słyszę, że jej noga tam nigdy nie postanie. Gdy wspomianam, że chcę odwiedzić rodziców, ona od razu twierdzi, że najlepiej będzie, gdy się tam przeprowadzę, jadnak z drugiej strony nie pozwala mi nigdzie pojechać. Moja żona jednak codziennie odbywa przynajmniej od 2 do 4 rozmów telefonicznych ze swoją matką. Oprócz tego często tam jeździ. Dużo nad tym myślałem. Może my po prostu do siebie nie pasujemy? Tak naprawdę nawet nie mamy wspólnych tematów do rozmowy, bo gdy tylko podejmuję jakiś temat po krótkiej chwili słyszę niecenzuralne słowa w stronę takiej czy innej osoby i to nie musi się akurat odnosić do mojej rodziny. To może być sąsiadka, ktokolwiek. Jej matka twierdzi, że każdy mężczyzna to egoista i tak naprawdę nie jest wartościowy. Oprócz tego uważa, że życie jest do niczego i takie właśnie klimaty spływają na moją żonę. Analizując jej dzieciństwo dowiedziałem się, że jej ojciec nie poświęcał jej dużo czasu i nie dał jej miłości. Wychowywała ją i jej brata matka. Bardzo mi smutno, że piszę te słowa do Pana, ale już naprawdę nie wiem, co mam robić. Mój syn bardzo mnie kocha i nie chciałbym, aby cierpiał. Ja jestem bardzo tym wszystkim zmęczony i czasami nie wytrzymuję nerwowo już tego. Jestem naprawdę w kropce. Wiele razy próbowałem z moją żoną na ten temat rozmawiać lub proponowałem wizytę w poradni rodzinnej. Ona twierdzi jednak, że jest tylko trochę emocjonalna i mówi, że to JA się powinienem leczyć. Ja mówię i owszem, ale powinniśmy razem. Ona odmawia. Ja jednak chciałbym żyć inaczej i wiem, że jest coś, co mocno ją blokuje. Praktycznie tracę już nadzieję. Może separacja lub rozwód? Jestem już tym trochę oszołomiony i dlatego proszę o poradę. Jurek (kujawsko-pomorskie)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dscadscd
Heh, czytając ubawiałam się setnie. Historyjka brzmi jak relacja z mojej rodziny, gdzie mama mogłaby być bohaterką lub ja ;D. Dodam że odradzałabym osądzanie osoby po rodzinie bo istotne jeszcze jest to, jaką opinię o bliskich ma dana osoba. Ja na przykład w moim związku jestem skrajnie różna od mojej mamy i nawet nie utrzymuję częstych kontaktów.... Bla bla bla... mniejsza o to. Wracając do rzeczy: widziały gały co brały i tu jest już miejsce głównie na politowanie nad zwierzającym się z problemu. Musiałby rewolucję przeprowadzić by zmienić relację w związku, tymczasem jego nawet na samym początku nie było stać na podkreślenie w nim swojej pozycji. Chyba najbardziej znamienne są jego słowa na samym początku: "ale musiałem z tym żyć". Skoro był przekonany że z czymś "musi żyć" i widać że z czymś "musiał żyć" i później, to i teraz z problemami "musi żyć" a jako człowiek o "konserwatywnych poglądach" być może lubi się umartwiać. Ot, taki rodzaj masochisty obawił się nam w tamtym tekście. ;DDD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do \"dscadscd\" Słuszne spostrzeżenie gość jest już całkiem osaczony i kompletnie nie wie co zrobić :) . Ale warto wspomnieć , że takie przypadki są między nami bardzo często - problem tylko w tym , że raczej faceci się do tego nie przyznają . Kobieta prędzej doradzi się miedzy koleżankami - z facetem jest dokłanie odwrotnie - dusi to w sobie pozdrawiam wszystkich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Próbowałam ratowac podobny zwiazek......... niestety mój, nie udało się, i dzsiaj się z tego cieszę. Mój były mąż miał same zalety, jego rodzina była najlepszą rodzina na kuli ziemskiej, a ja...no cóż, przyplątałam sie , jemu zrobiło się mnie żal, to powinnam być mu do końca życia wdzięczna za litość. Kicha, mówię Wam, po trzech latach, a właściwie to po spotkaniu z moimi znajomymi sprzed małżeństwa, gdy się mnie zapytali, gdzie jest moje JA, obudziłam się i rozwiodłam. I to był najlepsze co mogłam zrobić. Nie da się żyć w takim związku, gdy druga osoba jest ci wrogiem, gdy bez przerwy słyszysz jakim to jesteś dnem, a jakim on cudem, Zanim odnalazłam znowu siebie to minęło troche czasu, coś około roku. Uciekajcie, ludzie uciekajcie z takich związków, pomyślcie o sobie, jesteście tego warci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość toksyczna żona lub mąż
to koszmar, ale najgorsi to chyba toksyczni rodzice, którzy wychowaja takiego potworka. Albo stworza swoja kopię, jak w sytuacji opisanej wyżej, albo takiego przestraszonego ludzika, co to wszyscy będą z nim robic co tylko zechca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz zdaje mi się , że to jest też kwestia temperamentu - czemu faceci luzacy co życie traktują jak \"grę komputerową\" - nie mają takich problemów. Zauważyłem , że najczęściej osaczeni są mężczyźni co starają się dbać o ciepło i morale domu - kobieta w tym czasie wytrąca ich z równowagi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie zgodzę się z Toba Jurekk Ja mam właśnie takiego męża, takiego, który troszczy sie o nas, o naszą rodzine. Po takich okropnych doświadczeniach z pierwszego małżeństwa jest to miłe i fantastyczne. Doceniam to w 150% i zawsze odpłacamy sobie miłościa za miłość. A dodam, że znam jeszcze dwa małżeństwa w których mężczyźni tez potrafią \"kochać\", że się tak wyrażę. Może to niewiele przykładów, ale nie oceniajmy ogółu po jednym przypadku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A \"mężczyźni luzacy\", których wspomniałeś - najczęściej osaczaja swoje żony - i chcesz mi powiedzieć, że to jest słuszne??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz może u Ciebie jest inaczej - bo doceniasz męża mając porównanie z poprzedniego małżeństwa. Gorsza sprawa jest z takimi kobietami co uważają to jako \"minimalna norma\" .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale nie można generalizować, ja mam krótka piosenkę _ nie podoba się to wypad. I śpiewam ją zarówno innym jak i sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chyba źle się wyraziłem odnoście osaczenia - miałem na myśli to , że facet który się stara jest bardzo często spychany przez kobietę - i traktowany jako nieudacznik - \"nioerozumiejący potrzeby kobiety\"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ach, no to jest normalne, ale masa mężczyzn bie rozumie kobiet. I masa kobiet nie rozumie kobiet, mało tego, wiele z nas nie rozumie samych siebie. To powiedz mi, w jaki sposób facet ma zrozumiec nas?? Nie mówię, że wszystkie takie jesteśmy, ale pewna doza dystansu do siebie samego kazdemu z nas sie przyda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ale jazda, to prawda Ja czasami sama siebie nie rozumiem, to skąd ma wiedziec czemu mi źle mój facet?? Nogdy nie myślałam o tym w ten sposób.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zrozumieć ............
Co do zrozumienia płci : Kobieta myśli emocjonalnie , facet myśli realistycznie z większym wyprzedzeniem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ..............odśwież
odświeżanie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeśli rozmowy z zoną nie pomagają i żadne prośby ja na miejscu tego faceta bym odeszła!On marnuje sobie życie! Może wtedy ta durna baba się opamięta?Ona tylko z mamusią dzieli swoje życie,męża ma gdzieś, nie ma kolżanek pewnie i tak żadna by nie chciała znać takiego babsztyla.Jezu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zrozumieć-- tak masz rację Czasami ten realizm mojego męża wylewa na mnie wiadro zimnej wody, ale słusznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzieczyny powiedzcie czy - casem potrzebny jest kubeł zimnej wody \"zadegustowany przez faceta\". Spotkałem się z opinią kobiet , które mówiły , że jak \"kobieta nie dostanie czasem szpicora\" to jest źle w związku gdyż zachowuje się nie raz jak mała księżniczka. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jaką bronią wg Was trzeba walczyć z taką żoną ? czy tą którą ona sama walczy ??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja mam bardzo dobrego męża
i właśni przez tą dobroc czasami zachowuje sie kapryśnie, ale wtedy on "ustawia mnie do pionu" i przypomina, ze jestesmy równi i jest ok :-) niestety często jak facet jest zbyt dobry to kobiety to wykorzystuja i pomiataja takimi facetami...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do \"ja mam bardzo dobrego męża\" - bardzo cenna uwaga za którą bardzo dziękuję . Może coś jeszcze napiszesz :) - w moim związku jest podobnie więc - temat dla mnie jak z życia wzięty !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Piszecie, że rozpieszczone kobiety, mające za dobrych mężczyzn czasami nimi pomiataja za ich dobroc. Zagadzam się z tym, ale nie do końca. Jeśli facet sobie na to pozwoli - to cierpi, ale w związku partnerskim tak nie powinno być. Uważam, że dobry facet, który zna swoja cenę nie pozwoli sobie na pomiatanie sobą, tak zrobi niedowartościowany chłopak. A taki musi najpierw wyrobic sobie swoja własną wartość - on sam musi dojrzeć do swojej wartości aby potrafił o siebie walczyć. Niestety , ale tak to już w życiu jest, że wszystkiego musimy nauczyć sie sami, najczęściej na własnych błędach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jurekk - kto mieczem wojuje ten od miecz zginie. tak, najbardziej skuteczną bronia na każdego z nas jest jego własna broń.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do \"uliczek\" masz rację tylko wiesz , że kobieta potrafi faceta powalić z nóg nawet jak facet jest \"na nią zły\" - więc nie zawsze to działa. Ja często sobie mówię , że już teraz to będzie inaczej ale po paru dniach \"jak kotka\" jest miła to wraca wszystko do punktu wyjścia - i tu jest problem. Może coś opiszesz poradzisz , ewentualnie jeśli nie masz czasu i ochoty to podasz link to strony gdzie mógłbym poprawić swoje niedociągnięcia i trochę poczytać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale kicha
podnoszę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ojeju, to nie tak. Pewne cechy mamy wrodzone, pewne nabyte. Tu nie chodzi o nic innego jak o poczucie własnej godności. Kwestia polega na tym, na ile chcesz jej pozwolić. Ale granice muszą byc wyznaczone raz i ich należy sie trzymać. Mój aktualny mąż jest fantastyczny pomiedzy innymi dlatego, że wyznaczył granice i się tego tzryma. Swoją konsekwencją nauczył mnie szanować jego, pomimo tego, że nie powiem, ale jestem okropnie rozpieszczana przez niego. Kurde, to naprawde trudny temat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka zołza
Czasami kubeł zimnej wody potrafi czynic cuda. Ja z moim facetem mielismi pewien trudny okres. On byl cudowny a ja mialam jakies dziwne fochy, obrazanie się, szukanie dziury w całym... tak jakbym go chciała sprawdzic... Tylko sama teraz nie wiem po co. To cudowny facet-czuły, troskliwy, opiekunczy, mój ideał. Milismy okres dwoch, trzech tygodni ciagłych kłotni nie wiadomo o co. Z mojej winy oczywiscie i moich fochów. Pewnego dnia po kolejnej sprzeczce popatrzył na mnie i powiedział: "Ja juz cie chyba nie kocham". Poczułam jakbym dostała w twarz. Nie mogłam powstrzymac łez i wyszłam... Przyjechał do mnie po niecałej godzinie, porozmawialismy szczerze, przeprosił choc to ja miałąm duzo wiecej do przepraszania jego. Potem długo jeszcze rozmawialismy ja przemyslalam swoje zachowanie i wiecie co? Od tego czasu (mineło poł roku) jest poprostu cudownie:-) CUDOWNIE! Kochamy sie jak wariaty a ja kazdego dnia doceniam jak wielkie mam szczescie i okazujemy to sobie w kazdym momencie. Kobitki zastanowcie sie czy czasem jest sens sie kłocic, wyolbrzymiac czy szukac dziury w całym. Cieszcie się ze macie siebie!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka zołza
No i najwazniejszy jest szacunek. Nie badzmy dla siebie wrogami a przyjaciolmi. To bardzo wiele. Musimy sie wspierac, okazywac swoje uczucia anie walczyc z sobą. Pozdrawiam:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×