Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość laguna55

mam 30 lat i jestem wdową!prędzej bym sie diabła spodziewała

Polecane posty

Gość darcunek
Dziś wracałem z Matką Chrzestną mojej żony z cmentarza. Podczas jazdy rozmawialiśmy i uświadomiła mi to co wiedziałem ale nie chciałem tego dopuścić do myśli. Powiedziała że mimo bólu rodziców, jej, to ja mam najgorzej, ponieważ oni mogą się wypłakać, przytulić do siebie a ja całe życie będę sam i z każdym bólem, zmartwieniem muszę się zmagać samodzielnie. Dodatkowo muszę znaleźć sily żeby wychować córkę...tylko czuję że tych sil zaczyna mi brakować. Córeczka została u teściów na tydzień a ja siedze sam w domu i dopadają mnie ponure myśli. Dzis popatrzyłem jak Zuzia bawi się z dziadkami, bratem Kasi i właściwie nie potrzebowała mnie. Gdyby mnie zabrakło może nawet by tego nie zauważyła. Jest mi z tą myślą łatwiej, bo nie wiem jeszcze co dalej będzie. Cięzko...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
ika chyba kazdy z nas wolałby rozwód niz smierc.Ja jak tylko sie dowiedziałam ze mąż zginoł odrazu powiedziałam to co ty napisłas,,, ze wolałabym zeby mnie zdradził,zeby powiedział ze przestał kochac ze mnie zostawia.Wszystko tylko nie SMIERC.Niestety.Umnie juz 6 miesiecy i nie wierze ze to az tyle,wszystko jest takie swierze jakby to było wczoraj,pamietam kazdy szczegół ,boli tak samo a moze z czasem jeszcze bardziej.Z czasem wszystko bardziej do mnie dotarło,zaczełam wierzyc ze to stało sie naprawde,niesamowity ból gdy pomysle o przyszłosci ,przyszłosci bez Niego.To wszystko dotarło z czasem.Ta tragedia zmieniła całe moje zycie ,zmieniła mnie i chocbym nie wiem jak sie starała juz nie bede tą osobą którą byłam.Rana w sercu jest OGROMNA. darcunek to prawda,ze my najbardziej cierpimy,mój maz był jedynakiem,oczkiem w głowie swojej mamy.Wyobrazam sobie co ona musi czuc tracac jedyne dziecko,w nerwach kiedys nawet powiedziałam jej ze ona cierpi ja to wiem,ale ma komu sie zwierzyc,ma ją kto przytulic a ja ? Ja zostałam całkiem sama i całe zycie przedemna,musze sama wychowac dzieci,musze byc dla nich mama i tata.Wiem ze to egoistyczne,ale tak jest.Co do córci to nie mysl ze by nawet nie zauwazyła gdyby ciebie zabrakło.Moja córka tylko patrzy zeby ktos przyszedł,zeby sie z nia pobawił i tez zapomina o całym swiecie.Dzieje sie tak dlatego poniewaz mimo ich tych paru latek dzieci wyczuwają nasz ból nasz smutek,zdenerwowanie itd. Wierz mi ze my jestesmy najwazniejszymi osobami dla naszych dzieci i pamietaj ze mają juz tylko nas,pamietaj o tym gdy przyjdzie ci cos głupiego do głowy. Radze choc sama nie potrafie sie podniesc,nie wierze ze z czegos takiego da sie podniesc...ale są dzieci,dzieci które ufają-kochają pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
darcunek, ja tak samo myślę, że mój synek będzie miał z moją rodziną bardzo dobrze, że o mnie zapomni z biegiem czasu. Ale nie starczyłoby mi odwagi...Mój mąż był moją wielką, jedyną miłością, byliśmy po ślubie prawie 10 lat(minęłoby 14 lipca) ale razem byliśmy od 1994 roku. Jak mam teraz bez Niego żyć? Coraz częściej myślę o tym, żeby do Niego dołączyć ale nie mam odwagi. Ciągle sobie powtarzam, że muszę żyć dla dziecka. Nie umiem się pogodzić z tym co się stało, nie umiem zrozumieć. Nie chcę nic rozumieć, chcę Go mieć znowu przy sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość darcunek
szkoda że nie ma jakiś klubów gdzie tacy jak my mogliby się spotkać i rozmawiać o tym wszystkim...pewnie wołami by mnie z takiego klubu nie wywlekli do domu. A tak siedzę sam i głupie myśli chodza po głowie. Dziekuję jednak za to wszystko co mi piszecie chociaz jest Wam równie cięzko...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
iga, no właśnie wszystko tylko nie śmierć. Separacja, rozwód, oddzielne mieszkanie, wszystko tylko nie śmierć. Teraz przecież nie ma odwrotu, to już koniec, nie da się nic zrobić, nie da się cofnąć czasu, nie ma już ukochanej osoby. W najgorszych koszmarach nie przypuszczałabym, że spotka mnie taki los. Mówił o starości, że będzie mnie zawsze kochał. Kiedy ja narzekałam, że trochę przytyłam i że moje ciało nie jest już takie jak kiedyś On mówił, że nawet jak będziemy mieli po 80 lat to i tak będę mu się podobać. Nie umiem się pogodzić z tym, że już nigdy Go nie zobaczę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie, ja też wielokrotnie słyszałam, że śmierc jest "lepsza" niż zdrada, rozwód, opuszczenie, etc. I tak jak Wy, nie mogę się z tym zgodzic... Koleżanka, którą zdradził i opuścił mąż, który kochał i był wzorem do naśladowania (...) twierdzi, że to bardziej bolesne niż śmierc, że wolałaby miec świadomośc, że nie odszedł świadomie, że nie zdradził i nie porzucił jak psa... A ja jednak NIE MOGĘ WCIĄŻ POGODZIC SIĘ Z MYŚLĄ, ŻE ON NIE ŻYJE......... Oddałabym siebie gdyby mógł wrócic, żeby mógł widziec jak rośnie nasz synek, by mógł go przytulic i zagrac z nim w piłkę. A jeśli mielibyśmy nie byc razem to żeby chociaż miał szansę... z kimś innym... a tak, to co????????? Ksiądz na pogrzebie powiedział, że "... był zbyt dobry żeby życ na ziemii i dlatego Bóg go do siebie zabrał..."........ za te słowa mogłabym zabic tego kto tak zrobił... BZDURA! Rodzice Ł. też bardzo to przeżyli, wciąż są dni, że widzę jak im ciężko ale tak jak napisaliście - ONI MAJĄ SIEBIE! mogą się wspierac, mogą wypłakac się sobie w ramionach, przytulic, dawac sobie wsparcie. NAM TEGO NIE DANO... NAM ZABRANO TO CO NAJWAŻNIEJSZE - NASZE MIŁOŚCI... Ja wiem, że chocby nie wiem co się zdarzyło to będę już sama. Choc może nie tak do końca sama --> przecież jest nasz synek maleńki i będę z nim tak długo jak będzie tego potrzebował... będę dla niego :-) Nie lubię sytuacji bez wyjścia ale niestety w takiej los mnie postawił - bo to jest sytuacja bez wyjścia - byc tu choc wolałoby się byc tam... ale trzeba wytrzymac dla dzieci, bo mają teraz tylko nas. Są dziadkowie, ciocie, kuzyni ale to tylko dziadkowie, ciocie, kuzyni... tylko... MY JESTEŚMY NAJWAŻNIEJSI dla naszych dzieci i naszych połówek więc musimy trwac i wytrwac... pozdrawiam i życzę spokojnej nocy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Darcunek, nawet nie myśl tak, że Zuzia nie zauważy. Dzieci inaczej reagują, przeżywają na swój sposób. Ja czasami, jak patrzę na moją córcię, to nie dowierzam. Są chwile, że zapomina i myśli bardzo egoistycznie o przyziemnych rzeczach, a są chwile, że się totalnie rozkleja. Zostawiłeś ją z dziadkami, z osobami, które ją kochają i u których jest jej dobrze. Dlatego na chwilę zapomniała. Ona na pewno bardzo Cię kocha i zaraz obok mamusi, której niestety już nie ma, Ty jesteś dla niej najważniejszy. Musisz znaleźć w sobie siły dla niej. Wiem, co czujesz teraz, jak zostałeś w pustym domu, na każdym kroku przypominającym o ukochanej, sam. Ja tak miałam niedawno, jak moja córa pojechała do dziadków na ferie. Robiłam wszystko, żeby tylko nie być w domu. Cisza i pustka była nie do zniesienia. Tysiące głupich myśli, które pomimo tego, że bardzo pragnęłam je odepchnąć, same się nasuwały, jak natrętny niechciany gość. Wszyscy mówicie, że porzucenie lepsze niż śmierć. Wszyscy tak mówicie, bo znacie tylko to pierwsze, a ja naprawdę, patrząc na osoby porzucone, zastanawiam się, co gorsze. Jedno i drugie paskudne. Jedno i drugie nie powinno w ogóle się dziać. Sama też myślę, że wolałabym, żeby mnie zostawił, ale żeby żył. Jednak wiem, co mówi moja mama. Naprawdę jedno i drugie jest bardzo odmienne i ciężko tu porównywać i wybierać, co by się wolało. Nikt z nas nie chce ani śmierci ani porzucenia. Jedno i drugie boli jak cholera. Klubów dla takich osób niestety nie ma, ale jest skype i gg i chyba można rozmawiać z kilkoma osobami, na zasadzie konferencji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
Nikt z nas sie z tym nie pogodzi,mnie denerwują słowa ZYCIE TOCZY SIE DALEJ,MUSISZ SIE OTRZĄSNĄC, ale do cholery ZYCIE MOJE SIE SKONCZYŁO RAZEM Z JEGO.Mi tez by było łatwo radzic komus ,nie bedac w takiej sytuacji i dlatego ciesze sie ze trafiłam na to forum bo tu kazdy przechodzi przez to piekło i rozumi mozna powiedziec BEZ SŁÓW,macie racje z tym klubem dla takich osób jak my tez bym była na TAK. Czytam wasze posty i tak se mysle,ze wszyscy przechodzimy przez to z takim bólem,kazda-kazdy z nas tak strasznie cierpi,tak kocha,teskni,,, i jedyne nasze marzenie to przytulic sie do meza-zony. Tak niewiele a jednak niemozliwe.:( Ból nie do ogarniecia,wszystko w srodku rozrywa i swiadomosc ze nic nie mozna zrobic :( Trzymajcie sie wszyscy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
syl.kwi nie zgodze sie z tobą,smierc to najgorsze co moze spotkac człowieka,rozumiem pozucenie nie jest przyjemne,ale jest swiadiomosc ze ta osoba jest,nawet czasem nadzieja ze cos mozna naprawic,zbudowac na nowo.Nie zgodze sie jeszcze z jednego powodu z tobą.Lepszy rozwód separacja itd bo wtedy tylko my tracimy ukochana osobe a nasze dzieci maja dalej 2 rodziców ZYWYCH ,mimo ze mama z tatem nie mieszkaja razem ale SĄĄĄĄ

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość darcunek
jeżeli bedziecie chcieli zapraszam na gg 31029213

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Nie zawsze są razem i nie zawsze ten tatuś, to swoje dziecko chce. Często jest tak, że ojciec kocha dziecko dopóki jest z matką dziecka. Wystarczy tylko rozejrzeć się. Przykładów jest mnóstwo. I co wtedy powiedzieć dziecku? Słuchaj kochanie, tatuś nie chce Ciebie, nie kocha Cię. Znam dziecko, które z utęsknieniem czeka na swojego tatę, kiedy przyjedzie, kiedy zabierze. Natomiast tatuś ma nową rodzinę i nie pamięta nawet o urodzinach. Dziecko widuje co najwyżej dwa razy w roku. Widziałam ten smutek, ten ból w oczach tego dziecka, kiedy oczekiwało. Widziałam również radość na widok tego samego tatusia, kiedy sobie przypomniał o tym dziecku i raczył zaszczycić swoją obecnością. Kurcze, ja też uważam, że śmierć jest najgorsza, bo właśnie ona mnie spotkała, też bym wolała, żeby mnie zostawił, ale żeby żył, żeby moje dziecko miało dalej ojca, bo wiem, że mój Mąż nigdy nie zostawiłby naszej córci. Robiłby wszystko, żeby mieć z nią jak najlepszy kontakt. Jednak staram się zrozumieć te porzucone osoby. Twierdzę tylko, że nie da się tego porównać, że są to dwie odmienne sprawy, które choć inaczej, bolą jednak tak samo mocno. Twierdzę, że nie można licytować się na ból i na to, co gorsze. Każdy ma swoje racje, swoje cierpienie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Ja również 6780950.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość różyczk@
Witam i przepraszam za błąd , teraz dopiero przeczytałam miało pisać, NIE ŻYCZĘ Wam, aby wasza żałoba trwała dłużej syl.kwi widzisz ty jako jedyna zauważyłaś złe strony tej sytuacji, bo miałaś kontakt z taka osobą . Tak to też wygląda w realnym świecie. Nie chodzi tu o to kto ma gorzej jak piszesz. Moje słonko cały czas czeka na Tatę , który jak w opisanym przez ciebie przypadku ma nowa rodzinę. Pojawia się u nie raz góra dwa razy w roku, a ona czeka. Opowiada innym dzieciom że Tata nauczy ją i tego i tamtego i jest wtedy taka radosna, a potem przychodzi chwila prawdy i pyta dlaczego go nie ma.To jest tak jak by dostała zabawkę schowaną za szybą i nigdy nie mogła jej dosięgnąć, pomimo faktu że wciąż by ją widziała. Wszystkie sytuacje są ciężkie i trudne. Jedno co wiem teraz to nie wolno się poddać, bo wtedy jest jeszcze gorzej. Nie myślcie ze dzieci was nie potrzebują bo mają dobry kontakt z całą rodziną ONE WAS POTRZEBUJĄ BARDZO, ALE TO BARDZO MOCNO Ja to widzę w moim przypadku jak dziecko potrzebuje rodzica.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
Raz dwa razy w roku ale mają tego tate, mają te plany ,ze cos z tatusiem zrobią. Nasze dzieci mogą juz tylko pomarzyc. moje gg 20091529

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przelotnie
iga, nie zgodzę się z tobą - takie dzieci mają przede wszystkim niekończące się uczucie odrzucenia, przez kogoś kogo one mimo wszystko kochają, świadomość tego, że są gorsze, mniej ważne od "nowej rodziny". Wydaje mi się że łatwiej z czasem będzie pogodzić się dziecku ze smiercią rodzica bo jest to coś o czym my nie decydujemy, natomiast myśl że tata wybrał świadomie życie z kimś zupełnie obcym, czyli w rozumieniu dziecka - lepszym, wartościowszym, ciekawszym, będzie rzutowało negatywnie na całe jego życie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
Masz prawo jak kazdy do własnego zdania,ja mam jednak swoje.A czy twoim zdaniem smierc rodzica nie bedzie rzutowac na ich zycie? łatwiej dziecku pogodzic sie ze smiercia? !!! Dziecko które zostanie odzucone przez rodzica najczesciej nie dazy go uczuciem chyba ze nienawiscia,a takie dzieci rozłaczone przez smierc z rodzicem myslisz ze nie czuja sie odzucone? kochaja i tesknia i nic nie mozna juz zrobic. NIE MA NIC GORSZEGO OD ŚMIERCI,BO ŚMIERC TO KONIEC

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Wiecie co dziewczyny, ja osobiście uważam, że ta dyskusja nie ma sensu. Jak już wcześniej napisałam, nie ma co się licytować, które przeżycie gorsze, ponieważ i jedno i drugie jest paskudne. Zarówno porzucone dzieci, jak i te, których tatuś czy mamusia zmarli, cierpią jak cholera. Każde z tych przeżyć rzutuje na psychikę i dalsze życie takiego malucha. Jedno i drugie boli w inny sposób, jednak identycznie mocno. Dajmy już spokój, bo naprawdę niewarto. Nikt nie zrozumie drugiej osoby, dopóki nie przeżyje tego samego, a naprawdę ciężko jest porównywać te dwie sprawy. Życzę wszystkim spokoju i chociaż małego uśmiechu na widok własnych dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Jestem po wizycie u psychiatry. Dostałam antydepresant i lek ułatwiający zasypianie. Lekarka powiedziała, że nie daje gwarancji, że leki pomogą bo żałobę trzeba po prostu przeżyć, trwa to od trzech do sześciu miesięcy. Moim zdaniem to nierealne żeby po pół roku odszedł smutek, żal i rozpacz z powodu śmierci ukochanej osoby. Zaproponowała również żebym rozpoczęła psychoterapię ale ja nie jestem jeszcze gotowa na grzebanie w krwawiącej ranie, każde wspomnienie daje niesamowity ból. Na razie wystarcza mi to, że mogę tutaj pisać i że rozumieją mnie ludzie, którzy przechodzą przez ten sam koszmar co ja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
witaj ika Dobry krok,sama z checia bym siegneła po jakies leki ,niestety nie moge sobie pozwolic na antydepresanty poniewaz mam malutki dziecko.Dostałam w szpitalu leki (nawet nie wiem co to było) po tym jak dowiedziałam sie o wypadku meza i powiem szczerze ze nic do mnie nie docierało,czułam sie jakby mnie ta cała sytuacja nie dotyczyła i najwazniejszy w mojej sytuacji motyw to spałam po tych lekach jak anioł a na to przy maluszku nie moge sobie pozwolic.Walcze z tym sama juz pół roku i szczerze mówiac z mizernym skutkiem.I masz racje to nie jest tak ze załoba trwa 3 czy 6 miesiecy ,kazdy przechodzi to inaczej,jedni potrafia nauczyc sie z tym po czasie zyc inni nigdy nie wychodza z załoby i nie potrafia sie z tym pogodzic do konca.Mam nadzieje ze my zaliczymy sie do tej pierwszej grupy,ze kiedys i dla nas zaswieci słonce. pozdrawiam.trzymaj sie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Ika, dobrze zrobiłaś. Czasami leki są potrzebne niestety. Nie zawsze udaje nam się być twardym i przeżyć wszystko na "trzeźwo". Tylko uważaj biorąc je, bo ponoć łatwo się uzależnić. Życzę Ci, żebyś zbyt długo nie musiała ich brać i nauczyła się żyć ze swoim bólem, bo on chyba nigdy nie ustąpi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja już jestem 2 lata po i pamiętam tylko,że pierwsze dni i miesiące, pierwszy rok to był prawdziwy koszmar.Pierwsze samotne zakupy w naszym sklepie, jazda znajomą ulicą... do naszego wspólnego parku nie pójdę już nigdy!A teraz mam jakąś blokadę, nie potrafię przypomnieć sobie tego wszystkiego w taki sposób żeby znowu czuć ból, tak jakby moja pamięć wszystko wypierała, wiem że było tak i tak ale mój mózg broni mnie przed ponownym odczuwaniem bólu.Mogę opisywać fakty ale teraz nie mam już krwawiącej rany tylko wielką bliznę... Myslę o tobie Ika w sposób szczególny, chociaż wszystkie te historie łączy jedno...Mój synek jest jeszcze za mały,żeby tłumaczyć mu co się stało a nawet gdy będzie duży nie wiem co mu powiem...Na razie jestem na etapie aniołków i odpowiadania na pytanie"kiedy my wreszcie pójdziemy do bozi i taty?".Kiedy przechodzimy koło budki telefonicznej, zawsze łapie za słuchawkę i dzwoni do taty...Zresztą temat dzieci w tej całej sytuacji to temat na kolejny wątek.Dobranoc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Wierzcie mi, chciałam przeżyć tą traumę bez leków i gdybym miała możliwość zasłonić okna, położyć się w łóżku i leżeć w nieskończoność to tak bym zrobiła. Problem w tym, że nikt za mnie nie pozałatwia tych wszystkich spraw, które na mnie spadły a ja ryczę wchodząc do urzędu, nie umiem rozmawiać z ludźmi. A najważniejsze jest to żeby zawieść i odebrać dziecko ze szkoły. Tak jak powiedziała lekarka, nie wiadomo czy w ogóle zareaguję na leki, ale postanowiłam spróbować chociaż czuję się po nich dziwnie. Dokładnie tak jak opisujecie, czuję że to co się stało nie dotyczy mnie, wszystko przesuwa się jak w kalejdoskopie, rzeczy dzieją się obok a ja tkwię w miejscu. Daga, dziękuję Ci, że myślisz o mnie w szczególny sposób, to co nas spotkało nie powinno nigdy mieć miejsca, nasi mężowie powinni być z nami, z tymi którzy ich najbardziej kochają. Ale Oni wybrali inaczej. Jestem zła bo przecież jak się tworzy rodzinę to wszystkie decyzje powinny być podejmowane razem. Nasi mężowie nikogo o zdanie nie pytali, zrobili to co chcieli zrobić. Czasami próbuję sobie odtworzyć Jego ostatnie chwile, widzę Go wtedy oczami wyobraźni, ruchy, gesty, myślę o tym co czuł, co miał w głowie i dlaczego nie pomyślał o nas w tym decydującym momencie. A może myślał cały czas. Tego się już nie dowiem. Odnośnie dzieci, powiedziałam synkowi prawdę, tak jak radziła psycholog, zwlekałam cały miesiąc ale w końcu odważyłam się. Moje dziecko było w szoku, nie chciał o tym rozmawiać, po prostu uciął temat. Mam nadzieję, że będzie chciał kiedyś sam od siebie poruszyć ten bolesny temat, zapewniłam go, że jeśli będzie chciał o coś zapytać to zawsze mu odpowiem i będę mówiła tylko prawdę. Daga, dziękuję za Twoją obecność na forum, to bardzo wiele dla mnie znaczy, że jest osoba, która doskonale wie przez co teraz przechodzę. Iga29, Syl.kwi, bardzo Wam dziękuję za wsparcie i życzę nam wszystkim żebyśmy, mimo naszych tragedii, umieli patrzeć w przyszłość bez strachu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Ika, cieszę się, że masz tę rozmowę już za sobą. Obserwuj go teraz uważnie, żeby się nie odsunął od Ciebie, nie zamknął w sobie. Dla niego to też szok. Sądzę, że przyjdzie taki czas, kiedy przemyśli to po swojemu i przyjdzie z Tobą porozmawiać na ten temat. Na pewno tak będzie. Teraz jedną sprawę, być może najważniejszą, masz już za sobą. Mały krok do przodu. Przytulam Cię cieputko :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej dziewczyny. Rozmowa z dzieckiem o śmierci rodzica jest ogromnie trudna. Nasz synek urodził się po śmierci Ł., nigdy go nie poznał... nie miał tyle szczęścia, nie dostał tej szansy... Na razie jest małym 15-stomiesięcznym szkrabem i nie jest po prostu świadomy naszej sytuacji :-( To okropnie smutne ale on tak na prawdę nie zna "instytucji" jaką jest tata/ojciec. W domu wiszą u nas duże zdjęcia Ł. na ścianie, nasze wspólne gdzie jesteśmy szczęśliwi i widac naszą miłośc. To jest to co wpadło mi do głowy, że jeśli nasz synek nie może tulic się do taty to chcę żeby widział go i ten jego uśmiech. Mówi "tata" i pokazuje paluszkiem na zdjęcia ale ja wiem, że nie wie co to znaczy miec tatę... to strasznie dołujące... przykre na maxa :-( I na razie nie wiem kiedy będę w stanie opowiedziec mu co się wydarzyło. Chyba boję się pytań, na które sama nie znam i nigdy nie poznam odpowiedzi. Bardzo niesprawiedliwy jest los dla nas, oj bardzo! Jakby ktoś z Was chciał pogadac to podam mój nr gg: 1834365. Zawsze mam status niewidoczny nawet jak jestem online ( to tak jak w życiu - niby jestem, a tak na prawdę to myślami jestem gdzieś tam, z nim... ). Dobrej nocy, pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość darcunek
witam dziś nie mam nastroju żeby coś więcej pisać ale pozdrawiam wszystkich i życzę znalezienia sił na dalszą walkę z każdym nadchodzącym dniem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ika, podziwiam Cię naprawdę, ja nie odważyłabym się powiedzieć chyba o tym mojemu dziecku...zastanawiam się co będzie poźniej ale jak na razie chyba nie dałabym rady...I, że walczysz z tymi wszystkimi sprawami, urzędami...wiem, ze to cieżkie, sama nie dałam rady i do tej pory mam kilka spraw nie załatwionych. Myślę też,że Oni myśleli o nas, o swoich najbliższych.Ja czułam kiedy On to zrobił,siedziałam w pracy i przeszedł mnie jakiś dziwny niepokój,dreszcz, sama nie wiem jak to określić...I właśnie wtedy cały mój świat się zawalił, wszystko zmieniło.Ale wierzę,że bedzie lepiej bo w końcu nie może być ciągle żle...I tego nam Wszystkim życzę..i trzymam za Ciebie i Twojego dzielnego Synka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Rysia79, rozmowa z dzieckiem o śmieci jest cholernie trudna ale w moim przypadku jest inaczej. Ja musiałam powiedzieć synowi, że jego tatuś sam odebrała sobie życie. Dlatego trwało to tak długo bo nie mogłam wziąć się w garść aby powiedzieć prawdę. To ohydne uczucie kiedy wiesz, że musisz porozmawiać z dzieckiem i zagrać w otwarte karty i zdajesz sobie sprawę, że musisz to zrobić jak najszybciej bo inaczej dowie się od kogoś obcego. Moim zdaniem bardzo dobrze, że dbasz o to aby Twój synek znał swojego tatusia, na razie ze zdjęć, a później z Twoich opowiadań, aby wiedział że łączyła Was miłość, której jest owocem. Rozmawiałam ostatnio ze szwagierką, która straciła ojca kiedy miała 1,5 roczku. Siłą rzeczy nie pamięta swojego taty, zna Go jedynie ze zdjęć i opowiadań mamy. Teraz kiedy jest już dorosłą kobietą i ma swoją rodzinę stwierdziła, że to chyba lepiej, że jej ojciec umarł kiedy była taka mała bo go nie pamięta więc nie odczuwała za nim tęsknoty. Nie wiem co o tym myśleć, co jest gorsze. Mój syn będzie zawsze pamiętał swojego tatę, jego wygląd, głos, zapach, wspólne wakacje, wyprawy na ryby itp. Ale właśnie dlatego cierpi bo strasznie tęskni za tym co było a co nigdy nie powróci. Twój synek nie będzie miał wspomnień związanych z tatą ale czy będzie mu z tym łatwiej? Czy to będzie mniej bolało bo tak naprawdę nie znał taty? Czy odwrotnie, będzie żałował i miał pretensje do losu, że nie ma tych wszystkich wspomnień? Tego nie wiemy ale to co spotkało nasze dzieci jest niesprawiedliwe i okrutne i nigdy nie powinno się zdarzyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Dzisiaj mój mąż skończyłby 34 lata...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
I pomyśl, że kończy, że gdzieś tam kroi torta i pije szampana. Mi jest lżej, jak sobie myślę, że On jest blisko. Co prawda nie widać Go, nie można dotknąć, ale jest. Mnie ten ciężki dzień czeka za miesiąc dokładnie. 10 marca mój Mąż skończyłby 36 lat, 2 dni później obchodziłby imieniny. Córa pyta, co kupimy tacie na urodziny. Ja jej na to, że 36 róż. :( I tak będzie. Trzymaj się Ika. Myślami jestem z Tobą dzisiaj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×