Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość laguna55

mam 30 lat i jestem wdową!prędzej bym sie diabła spodziewała

Polecane posty

Gość iga29
Witaj ika160378 U mnie juz prawie pół roku i tez mam wrazenie ze to było wczoraj,tak jak pisałam jest coraz ciezej i bedzie.Nie zmieni sie to nigdy,bedziemy zawsze miały ból w sercu...moze kiedys nie az tak wielki jak teraz (tak pisza wdowy z wiekszym doswiadczeniem) ale ból zawsze bedzie.U mnie dochodzi jeszcze straszny żal do Boga ze nie dał szansy mojemu mezowi a przeciez tak bardzo go potrzebowałam,ja,córka i nienarodzony synus.ie zrozumiem nigdy tego jak mógł dopuscic do czegos takiego w chwili gdzie rodziło nam sie dziecko.Nie moge sie pogodzic z tym ze nawet go nie zobaczył.Co do powiedzenia prawdy o smierci taty,doskonale cie rozumiem ,ja musiałam tylko powiedziec corce ze tata zginoł w wypadku i po prostu odkładałam to z dnia na dzien...tez nie potrafiłam,tez sie cholernie bałam.Ale gdy to juz zrobiłam poczułam ulge,było mi lzej na sercu ze nie mam przed nia tajemnicy,ze juz nie musze sie bac ze dowie sie od dzieci na podworku,lub usłyszy niechcacy rozmowe.To my powinnismy takie zeczy mowic i byc przy dziecku w takiej sytuacji.Przyjdzie czas ze bedziesz gotowa,daj sobie troche czasu,zreszta zobaczysz ze z czasem to ze ukrywasz cos przed synem nie bedzie ci dawac spokoju i wyrzucisz to z siebie.Badz silna bo syn bedzie cie potrzebował wtedy jeszcze bardziej. Nie obwiniaj sie bo to ci nie pomoze. SCISKAM MOCNO

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
ika zapomniałam dodac ze w dzien w ktorym powiedzialam corce ze tatus jest w niebie,wyszłaysmy na plac zabaw i wieczorem powiedziała mi ze dziewczynka w piaskownicy powiedziała do niej ze wie ze jej tata umarł.Nawet nie chce myslec co by było gdybym rano jej nie powiedziała,ja zdążyłam.Tobie równiez tego zycze.ZYCZLIWYCH LUDZI NIE BRAKUJE . Daj sobie czas i zrób to jak bedziesz naprawde gotowa. :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie, nie pisałam jakis czas, ponieważ wyjechaliśmy z synkiem na kilka dni w góry. To był nasz pierwszy dalszy ( i samotny... ) wyjazd, nie powiem, że było mi łatwo. Jechałam z zaciśniętymi zębami i z oczyma pełnymi łez, że przecież ON powinien być z nami... Odkąd GO nie ma z nami minęło już 18 miesięcy (!), czas pędzi nieubłaganie nie licząc się z nami... Boli bardzo, czasem okrutnie, a czasem troszkę mniej. Tęsknię jak cholera, wciąż myślę i kocham. Tak zapewne pozostanie już na zawsze... Pojechałam żeby udowodnić sobie i wszystkim niedowiarkom, że dam radę, że podołam, że zdam ten egzamin... Jak napisałam było ciężko zwłaszcza, że wokół uśmiechnięte pełne rodziny, tatusiowie z dziećmi na sankach, lepiący bałwany, rzucający śnieżkami... ech... momentami ogarniała mnie zazdrość, ale już nie złość - więc może pewnien kolejny "sukces" (?). Najważniejsze, że synek był zadowolony i szczęśliwy, a ja tak na dnie serca dumna z siebie bo wiem, jak Ł. cieszyłby się. Powiem Wam, że ciężko mi czasem na prawdę, chce mi się wyć i gdybym mogła wybierać to chciałabym być z NIM. Ale nie zostawię naszego synka bo wiem, że jestem mu potrzebna i że on bardzo mnie kocha ( zresztą z matczyną wzajemnością :-) ). Acha, jak wróciliśmy wreszcie do domu to nasz synek popędził oczywiście do swoich zabawek ale nagle pognał do sypielni gdzie na ścianie są zdjęcia Ł. i pokazując paluszkiem powiedział "tata" i się uśmiechał. Rozculam się w takich momentach zwłaszcza, że nasz synek ma niespełna 15 miesięcy i tatusia zna tylko ze zdjęć na razie... Ja na razie nie jeszcze za duzo nie mówię mu na temat śmierci Ł. bo synek jest jeszcze malutki i wiem, że będzie mi nardzo ciężko o tym mówić ale na pewno nic nie zataję, nie ukryję, nie pominę. Śmierć Ł. przyszła tak nagle, tak niespodziewanie, że aż trudno w to uwierzyć... I najsmutniejsze jest w tym wszystkim, że nie dane im było się poznać...jakby komuś ( tam na górze ) przeszkadzało, żeby Ł. doczekał chociaż do narodzin wyczekiwanego synka... My jednak zostaliśmy, przetrwaliśmy już tyle miesięcy i tak wiele przełomowych momentów i ważnych wydarzeń, że wiem że sobie poradzimy :-) Czasem zdadzają się momenty, że sama nie wiem czy sobie wierzyć... ale staram się, żyję z dnia na dzień ( na razie ) i chcę tylko żebyśmy byli zdrowi i żeby już nic i nikt nas więcej nie skrzywdził... pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
iga, nawet nie umiem sobie wyobrazić co musiałaś czuć po stracie męża będąc w ciąży. Ja przypominam sobie swoją ciążę i mój mąż był cały czas przy mnie, jak synuś się rodził(miałam cesarkę) był tuż za drzwiami, to On pierwszy zobaczył dziecko bo ja musiałam się wybudzić. Był w najważniejszych chwilach, przy pierwszej kąpieli, jak synek stawiał pierwsze kroki, jak wychodziły mu ząbki, przy chrzcie... Boże co Ty musisz czuć będąc sama. Jesteś taka silna. Jestem pewna, że Twój mąż patrzy na Was i jest bardzo dumny, że sobie dajesz radę. Mój mąż był obecny w życiu naszego dziecka prawie osiem lat, z jednej strony uważam, że to tak niewiele ale myśląc o Tobie uważam, że to bardzo długo. Ja nie potrafię wybaczyć mojemu mężowi, że to zrobił, jestem na niego wściekła, a kiedy złość mija jestem po prostu żałosna, wiję się z wewnętrznego bólu i proszę żeby do nas wrócił. Wszelkie wartości i wszystko w co całe życie wierzyłam stracił znaczenie. Czuję tylko poczucie ogromnej niesprawiedliwości losu, boję się o przyszłość, nie swoją, ale mojego dziecka, nie wiem czy podołam być matką i ojcem w jednej osobie. Mój mąż był bardzo dobrym ojcem, był dla synka autorytetem, mieli rewelacyjny kontakt. Dzisiaj w nocy śnił mi się mój pogrzeb, miałam zostać skremowana, ale tak naprawdę żyłam i bała się bólu spalenia ale wiedziałam, że za chwilę będę razem z Nim. Ja chyba zwariowałam. Rysia, ja też czuję zazdrość jak patrzę na "kompletne" rodziny i tak samo jak Ty chciałaby być z moim mężem i uwierz mi byłabym gdybym nie miała dziecka. Nie wyobrażam sobie wyjazdów nad morze i w góry bo zawsze jeździliśmy razem we dwójkę a kiedy urodził się syn we trójkę. Dlatego podziwiam Cię, że zdobyłaś się na tak odważny krok, jesteś bardzo dzielna. Trzymajcie się, ściskam mocno. Aha,nie wiem dlaczego ale nienawidzę określenia wdowa, wiem że nią jestem ale nie cierpię tego słowa, wolę mówić, że mój mąż nie żyje a nie, że owdowiałam. Nie, że nie mam męża. Mam męża, który nie żyje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Ehh dziewczyny, widzę, że wszystkie myślimy i czujemy tak samo. Niektóre z nas tylko trochę lepiej sobie radzą z tą sytuacją. Ja tak jak Wy nie potrafię patrzeć na szczęśliwe rodziny. Nam to szczęście zostało odebrane. Ja również gdyby nie córka, to nie wiem, czy nie byłabym już z Nim. Żyję dla Niej, dla Niej staram się być silna. Bardzo pomocna w takim wsparciu psychicznym jest dla mnie moja babcia. Ona została wdową będąc tylko 10 lat starsza niż ja w tym okrutnym momencie. Ona została z czwórką dzieci, z czego najmłodsze było w wieku mojej córki. Ona wie, co czuję i rozmowy z Nią bardzo pomagają. Podziwiam za ten wypad w góry. Naprawdę podziwiam. To ogromny krok do przodu i życzę, aby było ich z dnia na dzień więcej. Nie wiem, czy będę w stanie zaplanować jakieś wakacje razem z córką. Raczej myślę o jakiejś kolonii dla Niej, bo niby jak bez Niego? Ogromnie dużo zawdzięczam też moim przyjaciołom, tym prawdziwym przyjaciołom. Są wspaniali. Całe szczęście, że mam mnóstwo naprawdę cudownych osób obok siebie, na których zawsze mogę liczyć. Wciąż uciekam z domu, szczególnie teraz, kiedy Mała wyjechała na ferie do dziadków. Ten dom od dwóch miesięcy już i tak był pusty, ale teraz......Bardzo się o Nią boję, a nigdy takiego problemu nie miałam. Dzwonię do Niej po kilka razy dziennie, sprawdzając, czy wszystko w porządku, pytając, co słychać. Teraz przecież została mi już tylko Ona. Ktoś tu napisał, że rozmawia ze swoim tatą. Opowiada o problemach, o troskach, a także i o sukcesach. Tego nauczyła mama. Ja za radą psychologa też tak robię. Postawiłam zdjęcia Męża u Małej w pokoju i próbuję ją nauczyć tego, żeby w każdej chwili, kiedy tylko będzie miała ochotę, czy bezie jej smutno czy wesoło, rozmawiała z tatusiem. On na pewno wszystko słyszy. ..............................No i znowu się rozkleiłam. Buziaki dla Wasz wszystkich. Trzymajcie się cieplutko :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
iga29 --> ja również zostałam sama w ciąży, byłam wtedy w 6-tym miesiącu. Okrutny los zabrał mi moje największe szczęście, zabrał mi powietrze, zabrał tak naprawdę ten mój uśmiech na twarzy... Wszyscy obawiali się o maluszka, żeby za wcześnie się nie urodził ale się udało, udało się bez komplikacji donosic do końca. Mimo, że ciąża była wzorcowa to nie cieszyła mnie tak jak powinna, bo nie było tak jak miało byc... było po prostu BEZ NIEGO... ale wiecie co, pomyślałam, że skoro dotrwałam do końca i urodziłam zdrowego synka to muszę dac radę. Przecież gdyby miało go nie byc (...) to coś by się jeszcze złego wydarzyło. Ale jest - jest cząstką JEGO! I dlatego muszę o niego dbac jak o nic innego na świecie cho jest mi baaaaaaaardzo ciężko. Poród, niespodziewana cesarka, 3-dniowy pobyt w szpitalu w otoczeniu szczęśliwych mam i tatusiów... cholera, sama się dziwię jak to przetrwałam ale udało się! To chyba jednak MÓJ SKARB nade mną czuwa... Uwielbiam GO! Ale też jestem zła, że nie walczył albo zbyt szybko się poddał tzn. nie wygrał ze śmiercią, że nie doczekał do narodzin naszego synka, że nie umarliśmy razem ( bo to by mi najbardziej odpowiadało... )... Samotna ciąża i samotne macierzyństwo to kiszka... :-( dobrze, że moja mama wciąż mi pomaga, jestem jej za to wdzięczna. I wiem, że nigdy już tak na prawdę nie będę umiała byc tak na prawdziwie szczęśliwa. Choc umiem "cieszyc się" codziennością to na pewno nie mogę powiedziec, że jestem szczęśliwa bo bym skłamała... jestem po prostu uśmiechnięta dla naszego synka :-) i Wam też posyłam uśmiech, koleżanki i koledzy. Piszcie jak Wam jest... pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
ika160378 Wiem co masz na mysli mowiac o pierwszej kapieli,kroczkach itd.Mam jeszcze prawie 5 letnia córeczke i tez miałam cesarke,mąż tez cekał za drzwiami,tez pierwszy ją zobaczył,kąpał ją,to on nauczył ją chodzic,to on nauczył ją siusiac do nocniczka, i teraz miało byc tak samo tez miałam zapowiedziana cesarke juz wczesniej (mąż miał byc równiez,tak jak przy córci) NIE BYŁ :( dlatego to chyba boli podwojnie bo szlak mnie trafia ,ze moje dziecko jeszcze nie narodzone juz straciło cos najwazniejszego. Tak jak pisała RYSIA79 maciezynstwo juz nie cieszy tak jak powinno. mój pierwszy spacer z synkiem...ahhhh pchałam wózek,szłam przed siebie i wyłam.Tak wygladał ten pierwszy spacerek,kąpiel-w głowie miałam i mam do tej pory obraz meza i corki jak ją kapie,jak sie przy tym dobrze bawia.Dlatego powtorze sie ale nigdy nie wybacze Bogu ,ze pozbawił mnie WSZYSTKIEGO bo ja nie potrafie tak zyc,zyje bo mam dzieci a one maja tylko mnie,ale to jest zycie z dnia na dzien,nie cieszy.Tymbardziej dzieci,dzieci sobie równiez nie zasłuzyły na taki los. syl.kwi Wakacej,ja tez sobie nie wyobrazam wakacji bez meza... córka ciagle pyta czy pojedziemy nad morze (takie mielismy plany na te wakacje,zwłaszcza mąż z corka planowali ten wyjazd,planowali kazdy dzien tam :( dla mnie to droga krzyzowa nie wakacje,bo jak bez niego? Miał tyle planów,tyle miejsc obiecał pokazac dziecku .:( rysia79 ja urodziłam zaraz po pogrzebie,pobyt w szpitalu koszmar (choc to wszystko działo sie tak szybko) ta straszna wiadomosc,pogrzeb,poród ,napewno ten szok pomógł mi to przetrwac ,bo gdybym teraz miała isc rodzic to bym zwariowała.Choc wspominam to niezbyt miło,tak jak pisałas...szczesliwe pełne rodziny,mezowie z kwiatami itd. Ja dzien po porodzie przeniosłam sie na jednoosobowa sale,było chyba jeszcze gorzej ,ale przynajmiej nie musiałam ogladac tego wszystkiego.Boli mnie do tej pory widok tatusiow z dziecmi,serce mi peka i tak strasznie mi zal jak moje dziecko smutnieje i zamysla sie przy takim widoku. Nie lubie zimy,ale teraz moze trwac 12 miesiecy ,boje sie wiosny,boje sie lata.To był nasz czas. Najgorsze jest to ,ze z czasem wcale nie jest lzej...przeciwnie SCISKAM WAS kasia16111981@wp.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, ja wiem że możecie sobie nie wyobrażac wyjazdu z dziecmi, bez NICH. Ja też się bałam jak cholera ale jak napisałam jechałam z zaciśniętymi zębami i łzami w oczach. Dobrze, że synek spał w trakcie jazdy bo nie widział tej mojej załamanej miny. ALE DAŁAM RADĘ! I zrobiłam to dla synka, dla mojego Ł. i dla siebie. Żeby udowodnic sobie, że dam radę, żeby nie zablokowac w sobie drzwi bo czułam, że gdybym nie pojechała to dłuuugo nigdzie byśmy się nie wybrali. Teraz wiem, że warto było. Wróciłam czując, że lestem troszkę "lepsza" niż te kilka dni temu... Niestety sama, a przecież pojechałabym na koniec świata gdybym tylko mogła GO z tamtąd przywieźc... eh, nienawidzę takich sytuacji bez wyjścia...takich nieodwracalnych... Chciałam jeszcze zapytac jak Wy reagujecie na teksty typu: młoda jesteś, jeszcze całe życie przed Tobą, ułożysz sobie na nowo, etc....????????? Mnie to tak potwornie irytuje, że ostatnio wolę nic się nie odzywac na takie rady, bo chyba bym zatłukła... JA WCIĄŻ OGROMNIE i NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE KOCHAM mojego Ł. i wiem, że tak będzie. Kocham GO tak jakby był tu wciąż mimo, że minęło już 18 miesięcy :-( Ja wiem, że nie chcę nikogo innego. PRZECIEŻ MAM JEGO. Chciałabym wierzyc, że on tam gdzieś na mnie czeka... że wciąż kocha tak ja jego kocham... wierzycie w to? Najgorsza jest ta samotnośc i ogromna tęsknota, te uczucia przytłaczają czasem jak kilkutonowy głaz, zabierają powietrze, blokują umysł i co najgorsze, muszę to przeczekac, aż do następnego "ataku"... raz na górze, raz na dole, jak sinusoida - w nieskończonośc... już zawsze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Ja na teksty w stylu, że jestem młoda, że ułożę sobie życie, reaguję podobnie. Dla mnie to byłaby po prostu zdrada. Poza tym nikt nigdy nie będzie Nim, nikt nigdy Go nie zastąpi. :(:( Wciąż noszę obrączkę, na tym palcu, na którym powinna być i nie zamierzam jej ściągać. Wciąż jestem mężatką, tylko, że bez jego fizycznej obecności. Nienawidzę słowa "wdowa". Nie potrafię tego wypowiedzieć, jak pytają się mnie o stan cywilny. W sercu, duszy, umyśle mam męża. Jestem MĘŻATKĄ. Tak bardzo chciałabym się do Niego przytulić....:(:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
U mnie jest podobnie słyszac takie teksty, jestem strasznie samotna,bardzo bym chciała sie przytulic,chwycic za reke...ale tylko jego.Nikt przeciez mi go nie zastapi.Kocham go i jak juz wczesniej pisałam ja jestem samotna nie z wyboru,ja nie chciałam sie rozstawac,nas rozdzielono.Równiez nosze obraczke na tym palcu na ktory on mi ją włozył i niestety zdazaja sie czeste pytania typu NOSISZ OBRACZKE DALEJ? szlak mnie trafia w takich momentach,ludzie nie mają wyczucia.Na poczatku odpowiadałam ze dlaczego mam nie nosic przeciez nadal jestem żona,jemu tez nie sciagnełam,została na palcu tak jak mu włozyłam. Choc zawsze mówiłam NIGDY NIE MÓW NIGDY nie wiemy co nas spotka w zyciu moze kiedys ułozymy sobie zycie KIEDYS ale to nie bedzie to samo.Po drugie jak mozna z kims byc jak kocha sie nadal meza,a ich bedziemy kochac do konca swiata i jeden dzien dłuzej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kw
Kurcze, jak mi ciężko wyobrazić sobie życie bez Niego, chociaż czas płynie dzień za dniem. Dokładnie, do końca świata i jeden dzień dłużej. Moje życie, to żal, smutek, pustka i ogromna tęsknota.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Dzisiaj mój synek miał imieniny. Zapomniałam o nich. Olśniło mnie dopiero jak moja mama i babcia zaczęły składać mu życzenia. Po południu moje dziecko powiedziało, że to jego najgorsze imieniny w życiu. Postanowiłam, że dam radę sprawić mu trochę radości, pojechaliśmy do kina a póżniej do sklepu aby sam mógł sobie wybrać prezent. Cieszył się bardzo, chociaż ja widziałam jakiś niedosyt w jego zachowaniu. Do kina zawsze jeździliśmy we trójkę, nie wyobrażacie sobie co czułam gdy musiałam wysiedzieć prawie dwie godziny sama z synem. Chciało mi się wyć z poczucia osamotnienia. Jak patrzyłam na ojców z dziećmi, którzy przyszli na seans robił mi się słabo z tej bezradności i zazdrości. Jak wracaliśmy do domu mój syn zapytany czy film mu się podobał odpowiedział, że bardzo. Ale zszokowało mnie to co powiedział później, sam od siebie: "Mamuś, a wiesz, że tatuś był z nami w kinie. Oglądał z nami film." Czy tak właśnie objawia się ta ogromna tęsknota za ojcem? Czy wasze dzieci też wyobrażają sobie, że tatuś jest blisko, czy mówią, że czują jego obecność? Kładąc się spać syn znowu poruszył ten temat, powiedział, że tata jest z nami w nocy. Zapytałam jak to rozpoznaje a on powiedział, że Go po prostu czuje jak wstaje do toalety lub napić się wody. Mówił to ze spokojem, nie był zdenerwowany tylko zadowolony z takiego, stwierdzonego przez siebie, faktu. Ja również noszę obrączkę ślubną, tak ja mi ją założył mój mąż kiedy składaliśmy sobie przysięgę w kościele. Póki śmierć nas nie rozłączy. Śmierć nas rozdzieliła ale nie rozłączyła, kocham Go ogromnie i to sprawi, że na zawsze będziemy należeć do siebie. Nie chcę nawet myśleć o związku z kimś innym, z kimś obcym. Nigdy nikogo nie pokocham tak jak Jego bo jest moją drugą połową i wiedziałam to o samego początku. Mój synek śpi a ja będę dalej rozmyślać, płakać i zastanawić się czy ulżyć sobie i wziąść jakiegoś procha na sen czy męczyć się na trzeźwo przez całą noc. Dobranoc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moja obrączka również jest na swoim miejscu - noszę ją codziennie i ściągam tylko w domu - tak jak robiłam to zawsze, żeby się nie niszczyła i żeby było mi wygodniej wykonywać prace domowe... Od śmierci Ł. tylko 2 razy zapomniałam ją włożyć (!) wybiegając z domu w pospiechu i wierzcie mi, że czułam się gorzej niż gdybym wyszła na pole całkiem naga... Mając ja na palcu czuję jego obecność i opiekę nade mną, jakoś tak czuję się bezpieczniej... Na mnie też niektórzy patrzą dziwnie, że wciąż ją noszę na TYM palcu ale co mnie to - to moja sprawa i nie zamierzam nikogo w tej kwestii słuchać. Kilka dni temu miałam dziwną sytuację - załatwiałam coś w urzędzie i za mną stał jakiś chłopak i czułam jak mi się dziwnie przygląda (...) w końcu przemówiłi wiecie co, zapytał gdzie kupiliśmy taką cudowną obrączkę bo on właśnie szuka i moja mu sie bardzo podoba!!!!!!!! Nogi się pode mną ugięły... czułam jak krew odpłynęła mi z głowy... głupio podałam mu stronę www i nazwisko projektanta ale do dziś jak sobie to przypomnę to okropnie przykro mi się robi :-((( Obrączkę wybierał mój Ł. - TO JEST NASZ ZNAK, NASZEJ MIŁOŚCI... pozdrawiam Was ciepło!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Życie dobija mnie każdego dnia, ciągle coś dzieje się nie po mojej myśli, jakby ktoś rzucił na mnie zły urok. Nie wiem czy dam radę sprostać przeciwnościom losu, chyba nie jestem na tyle silna. Zostawił mnie z tyloma sprawami i problemami. Nie dam rady.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Dasz radę musisz. Pomyśl, że On na Ciebie patrzy i jest dumny, jak widzi, jak radzisz sobie z wszystkimi przeciwnościami. Mi to bardzo pomaga. Czasami mówię głośno "kochanie, pomóż mi" i wtedy jakieś drobnostki mi wychodzą, udają się, tak jakby rzeczywiście mi pomagał. Ja też zostałam z problemami, kłopotami, z którymi muszę sobie poradzić. Jutro minie 10 tygodni od Jego śmierci i wciąż nie wiem, na czym stoję, jaka przyszłość mnie czeka, jeszcze wszystkiego nie załatwiłam. Tylko, że czasami po prostu nie mam ochoty tych spraw załatwiać. Nie mam ochoty na walkę, nerwy. Wystarczy mi mój ból, z którym nie zawsze daję sobie radę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Dzisiaj minie trzeci tydzień. Nie wiem dokładnie o której godzinie bo nie dostałam jeszcze wyników sekcji. Przypominam sobie ten tragiczny piątek. Gdybym tylko mogła cofnąć czas. Nie wypuściłabym Go z domu. Albo byłabym cały czas przy Nim. Zrobiłabym wszystko żeby żył, WSZYSTKO! Syl.kwi u Ciebie wczoraj minęło dziesięć tygodni. Myślałam o Tobie, o Was. Czy czułaś się wczoraj bardziej wyczerpana psychicznie, ja tak mam dzisiaj. Jak na złość mam dużo do załatwienia, akurat dzisiaj. A chciałam w spokoju pojechać z synem na cmentarz a później zaszyć się w domu. Czuję się dzisiaj wyjątkowo podle, tak jakby ktoś wyssał ze mnie resztki siły, które miałam jeszcze wczoraj. Te resztki siły pozostawione dla dziecka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Wiesz, ja codziennie mam takie chwile kiedy jakoś funkcjonuję, uśmiecham się. Jednak są też chwile załamania, wyczerpania, ale to prawda, że w te ważne dla mnie daty, czyli każdy czwartek o godz. 10.30, jak też każdy 18-ty dzień miesiąca jest dla mnie szczegolnie paskudny. Zazwyczaj już dzień, dwa dni wcześniej myślę, że jutro pojutrze bedzie któryś kolejny tydzień, że jutro, pojutrze będzie kolejny miesiąc. Wczoraj na dodatek, z racji tego, że mam czas po pracy (dziecko nie wróciło jeszcze od dziadków z ferii) usiadłam przy komputerze, a właściciwe dwóch i przegrywałam nasze zdjęcia z jednego komputera na drugi. Chcę mieć wszystkie razem. Jak już je przegrywałam, to oczywiście przeglądałam, no i.....wiadomo. Już chyba wcześniej wspominałam, że przepisuję smsy z mojego telefonu, te które otrzymałam od NIego i smsy z Jego telefonu, które otrzymał ode mnie. Kolejne działanie, to uporządkowanie zdjęć i wywołanie wszystkich bez wyjątku. Wczoraj wstępnie je zliczyłam. Będzie około 5 tyś. Chcę też zrobić taką książkę fotograficzną, zaczynając od naszych pierwszych wspólnych chwil, przez te ponad 14 lat, bo tyle byliśmy razem (po ślubie 12), aż do tego ferelnego dnia. Wypadek się zdarzył w czwartek, ja ostatnie zdjęcie mam z niedzieli 14-tego listopada. W poniedziałek rano widziałam Go ostatni raz. Pracował w delegacji. Niby mogłabym poczekać z tym wszystkim i nie torturować się dodatkowo, ale boję się, że coś może się stać z komputerem (w końcu to tylko maszyna). Niby działa be zarzutu, ale znając moje szczęście, to wszystkiego mogę się spodziewać. Od wczoraj znowu łzy mi ciągle stoją w oczach i jestem rozbita. Tak bardzo tęsknię. Ja również oddałabym wszystko, żeby to się nie wydarzyło. Nie mogę sobie darować, że tym razem niczego nie przeczuwałam. Trzymaj się cieplutko ika160378. Dziaiaj ja będę myślami z Tobą i Twoim synkiem. Przytulam mocno. :*:*:*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Ja oglądałam zdjęcia dwa razy od chwili kiedy Go nie ma. Tyle bólu dają mi te wspomnienia, że aż dusi w gardle. Powiększam Jego zdjęcia na monitorze komputera i całuję. Nasze ostatnie zdjęcia mamy jeszcze z wakacji więc nie są najnowsze ale całe szczęście, że są. Mój mąż nigdy nie lubił pozować do zdjęć ale ja byłam maniaczką i jak już gdzieś wyjeżdzaliśmy ciągle miałam aparat przy sobie. I tym sposobem zdjęć jest bardzo dużo. Ale co z tego? Co mi po zdjęciach kiedy Jego już nie ma. Dziękuję Ci syl.kwi, że myślami jesteś ze mną bo szczerze mówiąc dzisiaj jest cholernie ciężko. Pojechałam do urzędu pozałatwiać parę spraw i nie umiałam kobiecie wytłumaczyć o co mi chodzi, jak już się wygadałam ciągle świeczki w oczach i głos więźnie w gardle. Całe szczęście, że babka była miła i wyrozumiała. Nie umiem myśleć o przyszłości, wydaje mi się, że dla mnie życie się skończyło. Tak bardzo tęsknię. Wydaje mi się, że u mnie właśnie mija ten szok, w którym byłam od chwili Jego śmierci a teraz zaczyna do mnie docierać, że On już nigdy nie wróci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość darcunek
Witam Dołączyłem do waszego grona. Mam 35 lat i od 2 tygodni jestem wdowcem. Żona odeszła i zostawiła mnie z 3 letnią córeczką. Chorowała miesiąc czasu, miała przeszczep wątroby, mieliśmy tyle nadziei, ale niestety pojawiały się coraz to nowe komplikacje tak jakby miała zapisane gdzieś w gwiazdach że ma nie żyć. Najgorsze jest to że nie wiadomo właściwie na co zachorowała, tylko tyle że to coś kompletnie zniszczyło wątrobę...Egzystuję na krawędzi życia i śmierci, chociaż wiem że muszę żyć dla córeczki...która jeszcze nie wie co się stało i myśli że mamusia jest w szpitalu, a tak się modliła o jej zdrowie.Najgorsze są ranki kiedy myślę że może się obudziłem z jakiegoś koszmaru, i wieczory kiedy nie mogę usnąć przez wiele godzin. A za dnia trzeba jakoś egzystować, mam jeszcze do załatwienia rentę dla córeczki, sprawy bankowe, wtedy faktycznie znajduję jakieś siły o które bym siebie nie podejżewał, tak jakby Kaśka gdzieś tam z góry mnie wspierała

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
darcunek, całym sercem łączę się z Tobą w tym okrutnym bólu. Pewnie wszyscy Ci powtarzają, że musisz się trzymać i być silnym, ale to prawda. Musisz żyć dla dziecka, tak jak większość z nas. Twoja żona pozostawiła na tym świecie część siebie w postaci Waszej córeczki, która jest jeszcze bardzo malutka i niczego nieświadoma. Jeśli mogę Ci coś doradzić, to skonsultuj się z psychologiem zanim powiesz dziecku o śmierci mamy. Nikt nie może tego zrobić za Ciebie ale psycholog powie jak i w którym momencie powiedzieć prawdę. Mój synek ma osiem lat i do tej pory nie wie, że jego tatuś sam odebrał sobie życie, bo najzwyczajniej w świecie nie mam odwagi aby zacząć z nim rozmowę. Ale wiem, że prędzej czy później muszę mu powiedzieć prawdę a po rozmowie z psychologiem mam nakreślone jak to zrobić. Twoja córeczka ma dopiero trzy latka więc w przyszłości może niewiele pamiętać z tych tragicznych wydarzeń ale Twoja rola polega na tym abyś umiał przez następne lata pielęgnować obraz mamy w jej głowie i serduszku. Wiem, jak jest Ci ciężko, dodatkowo u Ciebie jest niewyjaśniona sytuacja z chorobą żony. Ja też mam czasem uczucie jakby mój mąż był przy mnie ale po chwili zdaję sobie sprawę, że przecież On na własne życzenie się od nas uwolnił, więc po co teraz miałby nad nami czuwać. Moja rozpacz miesza się ze złością, jestem na Niego wściekła, że nas zostawił. Pamiętaj, że Wasze dziecko potrzebuje Ciebie, Twojej uwagi i morza miłości a Ty jesteś na tyle silny aby wychować córeczkę tak aby Twoja żona była z Ciebie bardzo dumna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Witaj darcunek. Dobrze, że masz córeczkę. Masz dla kogo żyć, codziennie budzić się i jakoś funkcjonować. Sadzę, że tak jak większości z nas, gdyby nie było dzieci, nie chciałoby Ci się wstawać z łóżka. One z tymi swoimi smutnymi, pytającymi oczami sprawiają, że człowiek mobilizuje się. Ty przynajmniej mogłeś się pożegnać. Nie wiem co gorsze, z minuty na minutę zostać samemu, bez kochanej osoby, czy patrzeć na jej na śmierć. Ja jak dojechałam do miasta, w którym zginął mój mąż, bardzo chciałam wejść, przytulić się do niego, pożegnać. Nie pozwolono ze względu na sekcję prokuratorską. Takie przepisy. Po 4 dniach Jego ciało było, jakby nie Jego.....................:(:( Wciąż jeszcze mi się wydaje, że wróci. Powinien teraz po tygodniu pracy być ze mną w domu. Powinien wejść, rzucić torbę, swoje dokumenty, przytulić mnie i córkę i powiedzieć "cześć dziewczyny, co robicie". W kolejce do przytulenia, wzięcia na ręce stałby pies, szczekający na Pana, że jak to, że niby nie jest najważniejszy. Mój Mąż zawsze śmiał się, że same baby w domu: żona, córka i do tego pies to suka. Niestety nie mogę powiedzieć, że będzie lepiej. Tak jak napisała ika160378 z czasem budzimy się z szoku, dociera do nas, że to co się dzieje to prawda, że nigdy już nie zobaczymy tego błysku w oczach, tego uśmiechu, nie poczujemy zapachu ciała, dotyku - tak czułego, że nie usłyszymy głosu, nie zobaczymy uśmiechu. Z dnia na dzień coraz bardziej tęsknię. Tak bardzo pragnę, żeby wrócił. Co wieczór proszę, żeby mi się przyśnił i nic. Ja całuję zdjęcia w telefonie i portret, który mam w sypialni. Do tego przytulam się do kurtki, która jeszcze pachnie Nim. Te wszystkie zdjęcia i smsy mi też sprawiają mnóstwo bólu, ale z zaciśniętymi zębami i rycząc przepisuje, przegrywam, segreguję. Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby coś się z tym stało. Kiedyś przy zwykłych aparatach, żeby zobaczyć zdjęcia trzeba było od razu je wywołać i są do dzisiaj. Teraz są zgrywane na komputer i tak łatwo można je stracić. Życzę wszystkim spokojnej nocy. Życzę nam wszystkim, abyśmy mogli chociaż trochę się zdrzemnąć bez poczucia tej ogromnej pustki, bez strachu o jutro i tęsknoty za ukochaną osobą. To duże łóżko jest teraz takie puste...............:(:( Dobranoc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
darcunek ja równiez bardzo współczuje,jedyne co moge napisac to to zebys sie trzymał,tak jak wspominały dziewczyny masz corcie ktora cie teraz bedzie potrzebowac podwójnie,bardzo ciezko byc mama i tatem w jednym...mi sie nie udaje od 6 miesiecy,nawet jako mama jestem inna niz wtedy kiedy On zył.Nie ma we mnie radosci,jest usmiech-wymuszony tylko dla dzieci.Moja coreczka była tuz po swoich 4 urodzinach kiedy musiałam powiedziec ze tatus miał wypadek i poszedł do nieba...to jest straszne.Zycze duzo siły. syl.kwi Ja mam tak samo jak ty,jezeli chodzi o zdiecia,wywołuje wszystkie (stopniowo bo jest ich troch) chcem miec wszystkie bez wzgledu na to jak wyszedł.Dzis nie bede sie rozpisywac,od paru dni mam straszne samopoczucie i dosyc wszystkiego wiec zeby sie nie katowac nie bede dzis pisac co czuje. pozdrawiam rowniez ciebie ika

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość darcunek
Dziękuję Wam za słowa wsparcia. Od Was są o wiele bardziej podtrzymujące na duchu bo przeżyłyście to samo. Wróciłem z cmentarza - jak tam ciemno i zimno - tylko te światełka zniczy...Znowu będę spal na rozkładanym fotelu w pokoju gościnnym, do sypialni jest mi nawet ciężko wejść na chwilę a co dopiero żeby położyć się sam w naszym łóżku. Jutro zaplanowałem rozmowę z córeczką, chociaż nie wiem czy znajdę na to siły. U psychologa dziecięcego byłem już w ubiegłym tygodniu i mniej więcej mam obraz tego jak powinna wyglądać taka rozmowa, ale boję się reakcji...zobaczymy. Prosiłem Kasię żeby mi sie przyśnila i powiedziała co jej było ale nic z tego, a wyniki sekcji dopiero za 2 miesiace - wiem że muszę się dowiedzieć co spowodowało chorobę inaczej oszaleję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Ja co wieczór proszę mojego męża, żeby mi się przyśnił i powiedział, co się tak naprawdę stało i też nic......Jest tyle niejasności, tyle niewiadomych. To był wypadek przy pracy i nawet kolega, który był obok nic nie widział. Usłyszał krzyk, jak mój mąż już spadał. Podobno próbował złapać, pomóc, ale otarł się tylko ręką o nogę i nie dał rady. Tyle wiem, ale dlaczego: czy stracił równowagę? czy pośliznął się? czy może się o coś potknął? Tego już nigdy się nie dowiem. Są ustalenia policji i prokuratury, a także pip, tylko, że każda z tych instytucji mówi coś innego. Dlaczego nie chce mi tego powiedzieć w śnie???? Ostatnio coraz częściej pytam też, czy jest Jemu tam dobrze? Na to pytanie też nie mam odpowiedzi. :( Dzisiaj miałam ciężki, bardzo ciężki dzień. Cały dzień w domu, z którego uciekam. Do tego w pustym domu. Córcia dopiero juro wraca. Jest sobota. Powinien być. Darcunek trzymam kciuki za Ciebie. Wiem, jak to jest, ja też musiałam powiedzieć, tylko że starszemu dziecku, bardziej rozumiejącemu sytuację. Nie jest łatwo, ba, jest cholernie ciężko. Samemu chce się wyć z rozpaczy, a tu trzeba być silnym dla tej istoty, za którą jesteśmy odpowiedzialni. Ja nie byłam silna, ryczałam razem z dzieckiem. Jak już wykrztusiłam to z siebie, przytuliłam ją i płakałyśmy obie tak przytulone. Wierzę, że znajdziesz w sobie siły i dasz radę. Trzymam kciuki. :* Buziaki dla wszystkich, aby ta kolejna nadchodząca niedziela pomimo pustki, jaka gości w naszych sercach, nie była taka samotna. Myślami będę z Wami, szczególnie z darcunkiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Jak już zdobędziesz się na odwagę i powiesz córci tą okrutną prawdę, dodaj na końcu, że może narysować coś ładnego dla swojej mamusi, kupicie balonik, przymocujecie do niego rysunek i puścicie go do nieba. Tak poradziła mi pani psycholog. Mojemu synkowi podoba się ten pomysł i obiecał, że oprócz rysunku napisze też list do tatusia. Byłam dzisiaj na cmentarzu, poszłam sama bo potrzebowałam chwili "sam na sam" z moim mężem. Patrzyłam na tabliczkę z jego nazwiskiem i datą śmierci i znowu nie mogłam w to uwierzyć, że On tam leży i nigdy nie wstanie, nie wróci do domu. Dziwię się sobie, że tak długo bez Niego wytrzymuję. Przecież jak żył byliśmy na codzień razem i nie wyobrażałam sobie, że może być inaczej. Nic innego się nie liczyło oprócz mojej rodziny, czyli męża, syna no i może jeszcze psa. Byliśmy pełna rodziną, kochającą się do szaleństwa. Tak mi się wtedy przynajmniej wydawało. Syl.kwi piszesz o swojej psiuni, no właśnie, my ludzie skupieni jesteśmy na swoim bólu z powodu straty najbliższej osoby a dopiero teraz zauważyłam jak cierpi pies. Nasz sznaucerek tęskni potwornie, nie może sobie znaleźć miejsca w domu, ciągle chodzi i piszczy, nie chce jeść. Jak przyjechała kuzynka ze swoim mężem pies przez chwilę oszalał na punkcie mężczyzny ale później poznał, że to nie jego pan i odszedł ze zwieszoną głową. Nigdy Mu nie wybaczę, że nas zostawił. Zostawił nas z tym bólem, rozdartym sercem i wszechobecną tęsknotą, z faktem, że nasze życie już nigdy nie będzie szczęśliwe. Czasami myślę, że chciałabym stracić pamięć, kompletnie nic nie pamiętać z przeszłości, wtedy może by nie bolało...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
ika swietny pomysł z tym balonem. Serce mi peka,leja sie łzy ze tylko tyle mozemy dla niego zrobic.Zal mi dziecka ktore z taka checia robi te rysunki,laurki i najgorsze jest to ze tata jej juz nie podziekuje,nie przytuli :(Corka czesto rysuje dla tatusia,wpychamy te laurki tak zeby wiatr nie porwał ale wiadomo deszcz,snieg zrobi swoje.Wykorzystam ten pomysł napewno. TRZYMAJ SIE KOCHANA

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
darcunek doskonale cie rozumiem,u mnie było troche odwrotnie co do sypialni,spałam w naszym łózku w tej naszej poscieli,nie zmieniałam jej ponad miesiac,wachałam,tuliłam.Zreszta do tej pory jak juz nie daje rady z tą tesknota wącham jego kosmetyki,przytulam zdiecia. Co do snów to jeszcze nie raz ci sie zona przysni,mi maz tez po czasie zaczoł sie snic i sni bardzo czesto.Prosiłam zeby to robił i jest przynajmiej w snach :( prosiłam równiez jak Wy zeby powiedział w snie jak to sie stało ,niestety tego chyba sie nie dowiem. trzymam kciuki i mylami jestem z Toba zwłaszcza podczas tej najtrudniejszej rozmowy. Moja córka po tym jak jej powiedziałam ,płakała razem ze mna,pojechałysmy na cmetarz kupiłam jej najpiekniejszego znicza ktorego sama dla taty wybrała,wieczorem i tak zapytała; Mamus kiedy tata wkoncu wróci do domu ? i tłumaczenie na nowo,starałam sie jej wtedy juz wytłumaczyc co to znaczy smierc ,ze to nieodwracalne,oczywiscie takim jezykiem zeby zrozumiała...ZROZUMIAŁA i kazdego dnia gdy widze jak spoglada w niebo ,lub gdy jest smutna tłumacze ze tata jest w niebie i nas widzi,kocha i opiekuje sie nami mimo ze my go nie widzimy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zwariowana wariatka:)1979
jejku..poryczałam sie czytając wasze posty//:( sama nie przeżyłam podobnej tragedii,ale zyczę wam masę siły w tych trudnych chwilach:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Ja też mam sznaucerka, a raczej sznaucerkę:) Po śmierci Męża zrobiłam portret i postawiłam w sypialni. Pies, jak zobaczył ten portret stanął jak wryty i zaczął szczekać, jakby chciał coś Panu koniecznie powiedzieć. Do dzisiaj szuka Pana. :( Jutro czeka mnie ciężki dzień. Jadę na sprawę w sądzie do miasta, w którym zginął mój Mąż. Muszę wstać o 3 nad ranem. Mam 300 km. Będą rozpatrywać moje zażalenie na postanowienie prokuratorskie, czy utrzymać je w mocy czy przekazać do ponownego rozpatrzenia. Kurcze, muszę dać radę. Nie mam wyjścia. Darcunek, napisz, jak poradziłeś sobie z powiedzeniem córci prawdy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość darcunek
witam Was moje pocieszycielki. Jestem po rozmowie...już nieco wcześniej probowałem przekazać Zuzi głównie poprzez rysunki że mama patrzy na nas z góry, jednak do dzisiaj nie wiedziala ze to już ma tak zostać, ze nie wróci do nas od aniołków. Dzis wytłumaczyłem jej że mamusia umarła (tego sformułowania miałem użyć z polecenia psychologa) i że jej cialo jest na cmentarzu a sama mamusia poszla do nieba i tam na nas czeka, patrzy na nas, uśmiecha się...zniosla to naprawdę dzielnie, razem mamy przygotowac laurkę dla mamy na cmentarz i wybrać maskotkę. Właściwie nawet się nie rozplakała (płacz był wcześniej kiedy pierwszy raz mowiłem o tym że mamusia jest w niebie) tylko zapytała czy kiedyś też pójdziemy do mamy do nieba i czy bedzie za nami czekać. Dzis przez cały dzień zadręczam się myślą co było przyczyną choroby żony, nie moge pozostawić tego bez wyjaśnienia, mam nadzieję ze wyniki sekcji wskażą przyczynę. Jeżeli to było piorunujące zapalenie watroby to co je spowodowało? Powodzenia Syl.kwi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×