Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość laguna55

mam 30 lat i jestem wdową!prędzej bym sie diabła spodziewała

Polecane posty

Gość syl.kwi
Iga29, my wiemy, jak jest ciężko, ale dla dzieci warto, a nasi męzowie będą zadowoleni, że dajemy radę. Ja choinkę z córcią ubrałam dzisiaj. Też mi się nie chciało, bo i po co. To i tak nie będą święta, tylko dalszy ciąg stypy. Przjeżdżają teście i brat męża z żoną. Natomiast córcia, cała szczęśliwa z powodu tej choinki. Zgadzam się z tym, że dzieci instynktownie wyczuwają nasz nastrój, a one rzeczywiście straciły już bardzo dużo i nie można dopuścić, żeby straciły jeszcze więcej. Trzeba trzymać się w garści. Pomyśl tylko, co one będą czuły, jak Ty załamiesz się całkowicie i będziesz leżała cały dzień w łóżku na jakiś antydepresantach. One Ciebie potrzebują i to bardzo. Mi to pomaga. Cieszę się, że podjęłaś decyzję o tej choince. Sama zobaczysz, jaką to im radość sprawi. Wiem, że Ty być może to przepłaczesz. Nie tak dawno gotowałam pierwszy rosół nie dla męża, tylko dla córci. Najpierw zastanawiałam się jak? Jak ja mam ugotowac porcję tylko dla niej. To przecież niemożliwe. On uwielbiał rosół i niedziela bez rosołu, to nie niedziela. Jadł kilka porcji. I wiecie co, udało mi się, ugotowałam, przez łzy, ale ugotowałam, a On na pewno był blisko i się uśmiechał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
Wkoncu znalazłam czas aby przyczytac wszystkie posty (czytałam na raty) roza30 jak czytałam twoje wypowiedzi to nie wierzyłam nasze tragedie są prawie takie same,co do chrztu to ja chrzciłam synka w sobote nic z tej uroczystosci nie pamietam bo nic nie widziałam...stałam przed ołtarzem z dzieckiem na rekach i nawet na moment nie mogłam przestac płakac.Jak zajzysz tu jeszcze to napisz nr.gg z checia z Toba porozmawiam doriss28 to straszne w jakich okolicznosciach zginoł twoj mąż,to strasznie jacy ludzie potrafia byc bezduszni no i tez Bóg nie miał dla ciebie taryfy ulgowej (dziecko w drodze i smierc meza) ja tego poprostu nie ogarniam ,czy On jest wogole skoro pozwala na cos takiego??? Ja juz nie wiem co mam myslec,po wypadku meza krzyczałam ze nie wierze w Boga bo to on mi zabrał meza,corce tatusia ,synkowi nie dał szansy nawet na zobaczenie taty,teraz wierze w Boga (wierze ze jest) bo kto jak nie On zabiera nam ich? BÓG DAJE ZYCIE I TYLKO BÓG MOZE JE ODEBRAC,Wierze ze Jest ,ze to On mnie tak doswiadczył ,mnie moje dzieci,meza ...nie potrafie sie modlic juz-nie robie juz tego,nie chodze do koscioła (nie powiem ze wczesniej chodziłam co niedziela ale chodziłam. Mam straszny zal do niego ze zniszczył całe moje zycie SZCZESLIWE ZYCIE, usmiercił mojego meza i przy okazji mnie... Bo nawet jak kiedykolwiek bedzie mi lzej choc troche to nigdy nie bedzie mi dobrze. PS.co do choinki to dalej stoi w piwnicy... dzis mam od rana ciezki dzien Zmykam spac choc wcale nie jestem zmeczona a powinnam ,co 2-3 godziny mleko małemu w nocy a ja mimo wszystko nie potrafie usnac...sen bierze mnie rano wtedy kiedy juz synus sie zbudzi na dobre . WSPÓŁCZUJE WAM WSZYSTKIM,NIEKTÓRE TRAGEDIE SĄ TAK DO SIEBIE PODONE,INNE CAŁKIEM INNE ALE WSZYSCE CIERPIMY JEDNAKOWO. TRZYMAJMY SIE RAZEM,CHOC NA CHWILE JEST LŻEJ DOBRANOC

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Witajcie Ja myślałam, że będę dzielna, że dam radę. Organizm mi dzisiaj odmówił posłuszeństwa. Diagnoza: bóle na tle nerwowym. Chciałabym zasnąć, obudzić się po świętach, potem znowu zasnąć i obudzić się w nowym roku. Chciałabym, żeby wrócił, żeby ktoś powiedział, że ten miesiąc to tylko zły sen...............................:(:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jok.
(gierobka) Hmmm... widzę, że: a) niekoniecznie przeczytałaś końcówkę mojego posta z 21.08.2010* b) niezrozumiałaś treści* c) wszystko zrozumiałaś, ale masz taką sklerozę, że zanim odpisałaś zapomniałaś co pisałem :D* * - niepotrzebne skreślić Wierze w Bóga i życie pozagrobowe. Jeśli chodzi o Wiercenie dziur i ładowanie akumulatora to i ja jestem z Ciebie dumny :). Napisałaś "jak ja się uśmiecham to i jemu tam pewnie jest lżej". Czy sądzisz, że trafił do piekła żeby mogło mu być lżej :P? W niebie będąc maksymalnie szczęśliwym nie można poczuć się jeszcze lepiej. Cóż, naszych najbliższych tu już nie ma. Nie cierpią kiedy my cierpimy i nie cieszą się kiedy my się cieszymy. Proste, przykre, prawdziwe - życie. (doriss28) Napisałaś "Urodziłam trzeciego synka (...) Poprostu ON był dla mnie wszystkim a wszystko bez NIEGO jest niczym.". Czyli gdyby umarły Ci teraz dzieci nie odczułabyś różnicy? Skoro mąż zmarł to dzieci są niczym, czyli ich życie dla ciebie nie ma żadnej wartości. Tragedia jest dla Ciebie jak dla każdego z nas wielka, ale mam wrażenie że poparasz w skrajności niekoniecznie zgodne z własnymi poglądami. (Max Zander vel Klaun) Zastanawiam się czy mimo Twoich świadomych poglądów jesteś w tej samej sytuacji co bywalcy tego forum. Bo to że jesteś nieszczęśliwym człowiekiem, to aż bije po oczach od pierwszego posta mimo że nie mówisz tego wprost jak inni. Tyle że mam wrażenie, że akurat Ty zostałeś przez życie skrzywdzony w inny sposób. Jeśli nie jesteś w naszej sytuacji to czy nie uważasz, że udzielanie się w taki sposób w jaki to robisz, nie jest do końca fair wobec innych wypowiadających się tutaj? "(...) nie ma tego złewgo co by na dobre nie wyszło" - jeśli chodzi o ten tekst to po nim widać że krynicą wiedzy jednak nie jesteś, tymbardziej źródłem taktu czy wręcz moralności, skoro sugerujesz, że śmierć naszych najbliższych ma nam wyjść na korzyść. Wiedzy - ponieważ twoja analiza nie ogarnęła jednak bezsensownego tekstu, z którego de facto wynika, iż nie traktujemy jako zło tego, z czego wynika zło, co jest totalnym bezsensem. Powiedzenie aby miało sens powinno brzmieć "nie ma tego złego co by na dobre wyszło", aczkolwiek na tym forum jest nie na miejscu. (W.P.) Czytałem twojego posta już kilkukrotnie. Bardzo przykre. Chociaż tyle że zdążyliście przeżyć razem rocznicę, nam to dane nie było. Chociaż z obecnego punktu widzenia nie ma to już zbyt dużego znaczenia, zresztą jak całe to przewspaniałe życie. Potrafisz żyć bez niego, a to że napisałaś tutaj tego posta to potwierdza. Byłaś i jesteś uzależniona, przypuszczam że jak wszyscy którzy prawdziwie kochali... i teraz żyją jak narkoman na głodzie. (vaampirr) Cztery miesiące to jest wciąż mało. Ludzie oczekują poprawy w imię powiedzenia "czas leczy rany" w ciągu tygodni czy miesięcy. Taka tragedia to nie jest złamanie ręki, o którym się zapomina po pół roku. To jest jak przeżycie zdeżenia pociągów, z nabyciem okaleczeń gdzie rehabilitacja trwa latami a blizny pozostają do śmierci. Osobiście przeprowadziłem się do domu rodzinnego po śmierci żony. Dzień wyprowadzania się był jednym z najgorszych w moim życiu. Nie mam po niej ubrań, pozbyłem się większości rzeczy. Bolało bardzo i wciąż boli. Mam jedno miejsce gdzie trzymam jej kilka symbolicznych rzeczy jak np. obrączka. Szafy z ubraniami będącej pod ręką wolę sobie nawet nie wyobrażać. Skasowałem jej numer z koma po kilku miesiącach, bo ile razy na niego trafiałem pękało mi serce. To że pozbyłem się wielu rzeczy po niej nie znaczy, że pozbyłem się jej samej. Ona jest w moim "sercu" i myślach każdego dnia. Nie zamierzam, a nawet gdybym zamierzał to nie potrafiłbym się jej pozbyć. Spokojnych świąt wszystkich. Szczęśliwe u większości nie będą, ale nie ma sensu dokładać ciśnień do aktualnego stanu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
jok. Podpisuje sie pod tym co napisałes do Max Zander vel Klaun

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl,kwi
Ufff, jakoś przeżyłam. Nie było łatwo, ale pierwsze Święta bez Niego właśnie się kończą. Nie było łatwo, źle powiedziane, było cholernie źle. Przyjechali Jego rodzice. Nie było chwili, żeby łzy nie leciały z oczu i lecą dalej :(:( Byłyśmy z córką codziennie na cmentarzu. Zagrałyśmy kolędę. Tylko, że On powinien być z nami, z nami podzielić się opłatkiem. To my mieliśmy jechać do Jego rodziców, a nie Oni do nas.:(:( Teraz przede mną, przed nami kolejny ciężki czas: Sylwester i przywitanie Nowego Roku ze świadomością, że przeżyjemy go same, bez ukochanego Męża i Tatusia. :(:( Jest coraz gorzej. Czas nie leczy ran. Czas prowadzi do jeszcze większej tęsknoty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja mam 26 lat jestem juz wdow
wdową a zoną byłam zaledwie przez 2 miesiące....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie, przeczytałam wszystkie Wasze wypowiedzi jednym tchem... To tak okrutne, że jest nas aż tylu... Ja straciłam MOJEGO Ł. 18 miesiey temu, nagle, niespodziewanie, w jednej chwili... Rozmawiałam z nim o 16:00, żartowaliśmy, miał mi coś powiedziec jak wrócę do domu z pracy, czekał na mnie. Gdy dotarłam o 17:20 już nie odebrał telefonu, a dzwoniłam żeby zszedł do garażu i pomógł mi z zakupami ( byłam wtedy w 6-tym miesiącu ciąży ). Weszłam do domu i serce mi zamarło... leżał w sypialni, na łóżku... to leżało jego ciało, mojego SKARBA już nie było........ na nic się zdała godzinna reanimacja, moje prośby, modliwty, płacz....... NA NIC! MISEIK zmarł, nie doczekał aż wrócę do domu, nie dane mi było mu pomóc, choby trzymac za rękę w tym ostatnim tchnieniu... Póżniej był koszmar, pogrzeb pamiętam jakby przez mgłę... Samotny ostatni trymestr ciąży, samotny poród, samotnośc aż do dziś. Jedynym moim słońcem jest nasz synek. Nie zapomnę nigdy jak tydzień przed śmiercią Ł. był ze mną na USG i tam dowiedzieliśmy się, że będzie chłopiec - TA RADOŚĆ I DUMA przepełniająca jego twarz! Tak się cieszył... i ten, który nazywa się Bogiem wszystko przekreślił, zniszczył, zabił........ Mimo iż minęło już prawie 18 miesięcy, a ja przyzwyczaja się do mojej samotności to ból i tęsknota towarzyszą mi wciąż. Jestem silna i dzielnie stawiam czoła wszystkim przeciwnościom to wciąż czasem updam by za chwilę znów wstac... Staram się byc najlepszą mamą na świecie, kocham naszego synka ogromnie! Pracuję, utrzymuję dom, uśmiecham się i staram się życ "normalnie" choc to nie jest taka normalnośc jaką bym chciała... Są chwile, że myślę: cholera, chyba nie dam rady, skąd mam brac siłę i motywację? Ale na szczęscie najczęściej idę do przodu z głową wysoko uniesioną ( nie patrzę na tych co palcami wytykają, co "fałszywie" współczują, co zazdroszczą ), bo wiem że Ł. zawsze mnie za to cenił i na pewno byłby/jest ze mnie dumny. Śni mi się czasem, choc zdarzają się miesiące i nic... zła jestem wtedy na niego... zanim go zabrano leżałam przy nim i tuliłam jego ciało i prosiłam, żeby mi się śnił bym nie zwariowała, bym czuła, że nad nami czuwa... Kocham go ogromnie za to, że byliśmy razem na dobre i na złe, że byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi, że mieliśmy szczęście się spotkac i pokochac się. I jednocześnie ogromnie mi go brakuje ale jak już napisałam wyżej uczę się życ bez jego fizycznej obecności, z jego obecnością w moim sercu i mojej pamięci, w cząste jego w naszym synku. Mam nadzieję, że będę tu zaglądac i może uda mi się z kimś z Was bliżej zapoznac. Do niektórych z Was poczułam sympatię :-) Wiem jak nam wszystkim jest ciężko ale musimy sobie dac radę. Pozdrawiam i mam nadzieję, że będziecie pisac, a ja będę Was czytac i odpisywac...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ryba1229
witajcie, nie czytalam wszystkiego co napisalyscie tylko niektore wypowiedzi. zostalam wdowa niecale trzy miesiace temu a czuje jak by minela juz wiecznosc tak mi Go brakuje...jego smierc byla nagla, bez zadnego ostrzezenia, czas do pogrzebu dluzyl sie niemilosiernie te wszystkie procedury sciaganie Jego ciala....koszmar...ciesze sie ze chociaz pozwolono mi zobaczyc Go i pozegnac sie... pozostawil mi czesc siebie w naszych dzieciach, synek ma cztery lata a moje malenstwo mialo wowczas 5 tygodni, boli ze nie nacieszyl sie dziecki a tylko tego oczekiwal od zycia, tylko dzieci...mam nadzieje ze patrzy teraz na nich...zycie w samotnosci bez Niego jest straszne czuje ze wysiadam psychicznie, rodzina mojego meza odwocila sie od nas i zostalismy sami sobie pozostawieni..nie wiem co moge jeszcze napisac bo tak trudno jest zebrac mysli w jakas logiczna calosc...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Witam wszystkich Zacznę może od tego, że udało mi się przetrwać Święta i przywitać Nowy Rok ze świadomością, że spędzę go bez Niego. Tak, jak pisałam wcześniej w Wigilię pojechałyśmy z córką na cmentarz i zagrałyśmy w duecie na gitarze i flecie kolędę. Ludzie przechodzili i przyglądali się, niektórzy zatrzymali się, żeby posłuchać, a my grałyśmy. Ja również jak rysia79 staram się żyć normalnie. Dzisiaj o 10.30 minie 7 tyg. i 3 dni od jego śmierci. Dla mnie czas bardzo szybko leci. Może dlatego, że zawsze mieliśmy mnóstwo zajęć, z których nie zrezygnowałam, a w które teraz bardziej się zaangażowałam, żeby nie siedzieć, nie myśleć, nie zwariować. Z tym życiem normalnym, to już spotkałam się z dezaprobatą i to jednej z najbliższych mi osób w dwóch sytuacjach. Chodzi mi o ubrania. Staram się ubierać w spokojne kolory, sama nie potrafię jeszcze chodzić w żywych. Natomiast nie zakładam tylko i wyłącznie samych czerni. Wiem, że On by tego nie chciał, a moja mama mnie krytykuje za to, że niby za wcześnie, że powinnam, a ja wiem jedno, nikt mi mojego żalu i smutku nie zabierze, ale nie muszę się z tym obnosić, żeby przypadkiem ktoś tego nie pominął, że mam żałobę. Druga sprawa to bal karnawałowy dziecka, które ma 11 lat. Ja uważam, że ma pójść i się bawić. Tatuś kochał życie, uwielbiał się bawić, był duszą towarzystwa. Moja mama uważa, że żałoba, to tak krótki okres w życiu człowieka, że można się do niego dostosować i żyć z narzuconymi zasadami. Ja wiem, że mój mąż zawsze powtarzał, że gdzieś ma to, co inni mówią, jak inni żyją, On chciał żyć po swojemu, zgodnie z samym sobą, szczęśliwie. Powiedzcie mi, co Wy byście zrobili na moim miejscu? Pozwolilibyście dziecku pójść na zabawę, na 3 godziny do szkoły pobawić się z rówieśnikami. Powiedzcie, jak czujecie. Moje życie wciąż podzielone jest na dwie części, na tę w ciągu dnia, gdzie funkcjonuję, wywiązuję się ze swoich obowiązków i nawet się uśmiecham i na tę, kiedy K. już pójdzie spać, a ja zostaje sama ze swoimi myślami. Co wieczór katuję się dwoma naszymi utworami. Te utwory nie są ambitna muzyka. Jednak nam kojarzyły się z sytuacjami dla nas bardzo przyjemnymi. W tym czasie albo oglądam jego rzeczy albo przytulam się do jego kurtki, której jeszcze nie wyprałam, która wciąż pachnie Nim. W domu wszystko stoi, tak jakby był. Nawet Jego żel i szampon pod prysznicem, Jego szczoteczka. Tak bardzo bym chciała, żeby wrócił ...... :(:( Czasami w chwilach załamania sobie, że nie chcę żyć bez Niego............

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
syl.kwi --> ja również "przetrwałam" Święta... odbębniłam konieczne wizyty u najbliższej rodziny, spotkania i z ulgą wracałam do NASZEGO mieszkania, do NASZEGO świata. Mimo, że od chwili śmierci mojego Ł. minie 13-tego dokładnie 18 miesięcy u nas w domu praktycznie nic się nie zmieniło... w łazience jego kosmetyki, szczoteczka do zębów, w szafie buty, kurtki, a w garderobie wszystko co było wisi na swoim miejscu. Ja nie potrafię się z niczym rozstac. Wyczytałam gdzieś we wcześniejszych postach, że komuś psycholog radził uprzątnąc rzeczy męża... sorki, ja na razie czuję, żę muszę wśród nich byc, muszę nimi oddychac, widziec "kątem" oka :-) A jeśli to komuś przeszkadza to mam to w d... :-P jak napisałam TO NASZ ŚWIAT i na razie niech tak zostanie. Co do Twojego pytania o bal córki - nie zastanawiałabym się ani chwili tylko szykowała najcudniejszą kreację, najfjanieszą fryzurę, "makijaż" czy co tam potrzeba - Twojej córeczce należy się NORMALNOŚC, zabawa, radośc! Wystarczająco dużo już straciła - jedną z dwóch najważniejszych w życiu osób... Wg mnie zasługuje na chwilę oderwania od smutnych realiów, a mama czy rodzina niech sobie myśli co chce - TO MAŁE DZIECKO - nie musi obnosic się z żałobą! Co do ubrań to ja od początku nie przestrzegałam czerni - OK, lubię ten kolor i rzeczywiście często chodzę ubrana na czarno bądź ciemno ale mam też inne kolory. Czasem dobieram je w zależności od nastroju ale przeważnie wybór jest przypadkowy. Byc może wynika to z tego, że ja na prawdę nie przejmuję się co inni powiedzą - oni nie wiedzą co noszę w sercu, jak bardzo jest mi czasem źle... To nie ich sprawa... Trzymajcie się ciepło i nie dajcie się złu - zbyt wiele okropieństwa nas już spotkało...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Rysia79 dziękuję bardzo za odpowiedź. Jest mi lżej, kiedy wiem, że inne osoby w takiej samej sytuacji myślą podobnie. Czasami mam wrażenie, że jestem odbierana za bezduszne stworzenie, a tak nie jest. Ja staram się tylko żyć zgodnie z zasadami według których żyliśmy razem. Tak jak napisałaś te rzeczy są wszędzie i to nie jest tak, że nie potrafię z nimi nic zrobić, ja po prostu nie chcę z nimi nic robić. Wszystko wyprałam i pochowałam do szaf na swoje miejsce. Tylko jednej kurtki i jednej bluzy nie prałam. Te rzeczy nosił krótko przed śmiercią. Jak zdarzył się wypadek, miał na sobie kombinezon roboczy. Ten kombinezon też mam, tak jak odebrałam ze szpitala w worku cały pocięty. Nawet tego nie wyrzuciłam, leży w szafie. Ja te rzeczy po prostu potrzebuję. Na palcu prawej reki wciąż mam obrączkę i nie zamierzam jej ściągać. Nikt mi nie powie, że jestem wdową, że nie mam męża. Ja wciąż jestem żoną, a męża mam w sercu, w myślach, w duszy. W swoim portfelu noszę Jego prawo jazdy. Ostatnie zdjęcie, jakie miałam, oddałam mu wiosną do karty wędkarskiej, więc wzięłam prawo jazdy. Od wczoraj siedzę i przepisuję ze swojego telefonu smsy, które od Niego otrzymałam. Pierwszy z nich był 09.12.2009 roku. Następnie z Jego telefonu przepiszę wszystkie smsy, które ja do Niego wysłałam. Zgrywam też wszystkie zdjęcia, na których jest na płytę. Chcę je zanieść do fotografa do wywołania. Nie wybieram tych lepszych w sensie ładnych i tych gorszych. Wywołam nawet te, na których wyszedł śmiesznie lub kiepsko. Robię to wszystko, ponieważ boję się, że z telefonu czy z komputera przy jakiejś awarii może zginąć. Zastanawiam się też, czy można się pogodzić z tym, co nas spotkało. Wiem, że można jakoś żyć, bo czas leci, życie się toczy, ale ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Tak bardzo bym chciała, żeby mi się przyśnił i powiedział w tym śnie, co tak naprawdę się stało. Tyle razy zapewniał mnie, że jest bezpieczny, że nic mu się nie stanie, że ma sprzęt bezpieczeństwa. Dlaczego?????....................Chyba nigdy na to pytanie nie uzyskam już odpowiedzi. Zdecydowanie bardziej obawiałam się wypadku komunikacyjnego, ale w pracy???? Do głowy mi nie przyszło, że może Jemu się coś stać w pracy.:):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
syl.kwi --> jak napisałamm wcześniej wszystko jest na swoim miejscu, wyprałam tylko brudne rzyczy, które były w koszu na bieliznę. Koszulkę, w której był dzień przed śmiercią ( w nasz ostatni wspólnie spędzony dzień ) powiesiłam na wieszaku i wciąż mam wrażenie, że jeszcze niem pachnie... Obrączkę też noszę na prawej dłoni. Przez ostatnie 18 miesięcy nie miałam jej tylko 1 razy - zapomniałam ubrac w pośpiechu ale czułam się jakbym była naga... Gdy mam ją tam gdzie sam mi ją nałożył czuję się lepiej, pewniej, jakby wciąż przy mnie był... Jego nagła śmierc bardzo mnie zmieniła, nie pogodzę się z tym nigdy ale nie powiem, że nie uczę się życ bez niego - uczę się każdego dnia, gdy osiągam nowe cele i radzę sobie z nowymi problemami, pokonuję przeszkody... i wiem, że Ł. jest ze mnie dumny bo na razie nie jest chyba najgorzej :-) A to, że się uśmiecham i żartuję to wcale nie znaczy, że zapomniałam. Wręcz przeciwnie - myślę o nim wciąż, rozmawiam z nim w myślach, całuję i przytulam "wirtualnie" - I TAK MI GO BRAKUJE, ŻE SZLAG MNIE TRAFIA! Ale idę do przodu, chcę żeby oprócz Ł. był ze mnie dumny nasz synek, kiedyś gdy dorośnie, dojrzeje, żeby mógł powiedziec, że jest ze mnie dumny, że dałam sobie radę :-))) I chyba to mnie trzyma "w pionie" :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Ja chcę zrealizować wszystkie nasze wspólne plany, które jestem w stanie zrealizować sama. Niestety z niektórych musiałam zrezygnować. :(:( Chciałabym, żeby kiedyś za te x lat, jak już się spotkamy powiedział mi "kochanie, jestem z Ciebie dumny, dobrze przeżyłaś swoje życie, dobrze wychowałaś naszą córkę" Kurcze, ale jak to jest?? W końcu obiecywał mi, że zestarzejemy się razem. Dzisiaj miałam fatalny dzień. Tak bardzo chciałam, chcę, żeby mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Jedyne, co mogę zrobić, to przytulić się do jego rzeczy i wyobrazić sobie, że przytulam się do Niego. Córcia też coraz bardziej tęskni, płacze, pyta dlaczego tata ją zostawił, ale to nie tak, nie zostawił, nie chciał, to okrutny los tak zadecydował. :(:( Ehhh, coraz częściej nachodzą mnie myśli, że nie chcę żyć bez Niego...............:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cleoooopatra
Witam! Przeczytałam kilka opowieści i nic oprócz WSPÓŁCZUJĘ WAM DZIEWCZYNY nie przychodzi mi do głowy bo zwyczajnie zalałam się łzami. trzymajcie się dziewczynki dla swoich dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Witajcie. Straciłam mojego najdroższego, jedynego, ukochanego męża 7 stycznia tego roku. Popełnił samobójstwo. Zostawił mi list pożegnalny i ból, którego nie jestem w stanie opisać. Szukam pomocy na forum bo wiem, że muszę żyć aby wychować naszego ośmioletniego synka. Gdyby nie on już by mnie nie było na tym świecie. Czuję się jakbym śniła koszmar, z którego chcę się obudzić, ale po chwili dociera do mnie, że moje kochanie już nie wróci do domu. Ból psychiczny daje objawy fizyczne, boli mnie każdy milimetr mojego ciała, nie umiem rano wstać z łóżka i pójść się umyć, nie mogę jeść, aby zasnąć łykam tabletki. Moje życie się skończyło ale fizycznie muszę być tu na ziemi bo mam dziecko. Boję się, że postradam zmysły, że oszaleję. Pogrzeb mojego Misia był przedwczoraj, niewiele z niego pamiętam. Chcę opisać to co czuję ale nie umiem dobrać słów. Chcę do Niego! Chcę go dotknąć, usłyszeć, zobaczyć, poczuć Jego zapach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
" [zgłoś do usunięcia] syl.kwi Witajcie Ja myślałam, że będę dzielna, że dam radę. Organizm mi dzisiaj odmówił posłuszeństwa. Diagnoza: bóle na tle nerwowym. Chciałabym zasnąć, obudzić się po świętach, potem znowu zasnąć i obudzić się w nowym roku. Chciałabym, żeby wrócił, żeby ktoś powiedział, że ten miesiąc to tylko zły sen............................... " A skąd wiesz czy to prawda:P.Wielu konowałów gada bzdury:P.To może być przez zatrucie nerwów:O.Jest wiele trucizn powodujących nerwobóle:O.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Witaj ika160378. Strasznie Ci współczuję :( Chciałabym Ci napisać to, co inni nam próbują wmówić, że czas leczy rany, że z dnia na dzień będzie lepiej. Niestety nie mogę tego zrobić, bo tak nie jest. Z dnia na dzień jest gorzej, coraz bardziej tęsknię, pojawia się coraz więcej spraw, które On robił, a które teraz muszę zrobić sama, a do których nawet nie mam pojęcia jak się zabrać. Nie potrafię zacząć układać sobie życia, bo nie potrafię się z tym pogodzić. Co do jako takiego funkcjonowania, to robię wszystko, żeby nie być w domu, uciekam. Nie zawsze mi się to udaje, ponieważ jest dziecko i nie mogę jej zostawiać ciągle samej. Natomiast planuję tak czas, żeby być wszędzie, tylko nie w domu. Tu jest tyle Jego rzeczy, każdy kąt mi Go przypomina. Chodzimy z córcią na basen, dzisiaj wybieramy się na skałki, do kina, na spacer i ciągle do jakiś znajomych. Na szczęście mam ich mnóstwo. Już nie mogę się doczekać, aż przyjdzie wiosna i pójdziemy razem na zwykły rower czy rolki. Co do leków, ja też je brałam, nie spałam bez nich. Dzień po pogrzebie odstawiłam je i biorę je teraz sporadycznie w naprawdę kryzysowych sytuacjach. Odstawiłam je dlatego, że nie lubię być zależna od kogoś, a miałam, wciąż mam mnóstwo spraw do załatwienia, a po tych tabletkach nie można prowadzić. Na sen pomaga mega zmęczenie. W końcu człowiek zasypia. Ja tak robię, chodzę późno spać, wstaję bardzo wcześnie, starając się nie siedzieć, żeby nie myśleć. Ciągle coś robię. Nie biorę też ich dlatego, że po części zgadzam się w tych kwestiach z Max Zander vel Klaun. Teraz to już nie jest leczenie ludzi, tylko napędzanie kasy firmom farmaceutycznym, czyli do końca nie jestem przekonana, że te tabletki mi pomogą. Może i tak, ale zaszkodzą na coś innego. Poza tyn widzę po sobie, że mogę funkcjonować inaczej. Wiem, że każdy organizm jest inny, inaczej reaguje, ja zawsze byłam silna i ta moja wewnętrzna siła mi teraz bardzo pomaga, a także świadomość, że On mimo wszystko jest blisko i się uśmiecha, jak widzi, jak sobie we dwie radzimy. Tu muszę się pochwalić. Moja Mała zaczyna ferie. Na półrocze ma średnią 5,0. Jestem taka dumna i wiem, że On też byłby dumny. ika160378 musisz się trzymać dla dziecka. Pomyśl tylko, że już straciła jedną z dwóch najważniejszych osób w swoim życiu. Nie pozwól, aby Twój smutek, żal doprowadził do kolejnej tragedii dla dziecka. Znajomy w Nowy Rok składając życzenia powiedział tak: "życzę Ci, żebyś była szczęśliwą matką dla K.....". Ja Tobie też tego życzę. Znajdź w sobie siłę i bądź szczęśliwą Matką dla swojego dziecka. Przytulam Cię cieplutko. :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
syl.kwi dziękuję za te słowa otuchy, wiem że muszę żyć dla synka, ale kiedy patrzę w jego smutne oczy nie umiem powstrzymać łez. We wtorek jestem umówiona na wizytę do psychologa, umawiany był mój syn ale psycholog powiedziała, że na pierwszą wizytę muszę przyjść sama. Ja chyba nie potrzebuję opieki specjalisty ale chodzi o to żeby powiedziano mi jak mam rozmawiać z własnym dzieckiem. Mój synek nie wie, że jego tatuś sam odebrał sobie życie i ja nie chcę żeby się teraz dowiedział. Wiem, że kiedyś będę musiała mu o tym powiedzieć albo "życzliwi" zrobią to za mnie. Przedwczoraj zapytał mnie czy tatuś został zamordowany... Czuję, że tracę rozum. Ja również mam mnóstwo spraw do załatwienia, doszła jeszcze sprawa w prokuraturze ponieważ mój P. miał sekcję zwłok i teraz trwa śledztwo. Wiem , że sam odebrał sobie życie ale to są ponoć "rutynowe czynności" policji. Nie umiem sobie wybaczyć, że Go nie powstrzymałam, że nic nie przeczuwałam, że nie miałam intuicji... Mam 33 lata i zostałam sama z krwawiącym sercem, rozpaczą, pustką ogromną tęsknotą, strachem i niepewnością , z dzieckiem, z którym nie wiem jak rozmawiać i wytłumaczyć co stało się z jego tatą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
"Nie umiem sobie wybaczyć, że Go nie powstrzymałam, że nic nie przeczuwałam, że nie miałam intuicji..." Mam tak samo. Zawsze czułam, że coś się wydarzy. Tym razem nic. I pomyśleć, że dzień wcześniej jechał przez nasze miasto, nie przyjechał, bo się spieszył. Pojechał dalej ze świadomością, że za 2 dni będzie w domu. Rozmawiałam z nim wieczorem krótko, ponieważ był zmęczony, rano parę smsów i o 10.30 zdarzył się wypadek. Nic kompletnie nie czułam. Dopiero jak do mnie zadzwonili jego koledzy z brygady, jak zobaczyłam, kto do mnie dzwoni......., ale to już było za późno. Nie mogłam powiedzieć: nie jedź, nie wchodź na ten dach. Ehhh, tch moich gdyby jest tyle. Też miał sekcję. W tej chwili walczę z całym światem, żeby nie zrzucili na Niego odpowiedzialności za ten wypadek. Nie wiem, co bym zrobiła na Twoim miejscu. U mnie tak zdecydował okrutny los, natomiast u Ciebie........Twój Mąż podjął taką decyzję. Strasznie Ci współczuję. Myślę, że Tobie jeszcze ciężej jest się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Co czuje dziecko i jak to jest, jak się patrzy w te smutne oczy, wiem. Samej ciężko mi powstrzymać wtedy moje łzy. Z tym psychologiem dobrze robisz. Musisz Małemu powiedzieć. On musi się tego od Ciebie dowiedzieć, nie od życzliwych ludzi. Mój Mąż zginął 300 km od domu. Ja wróciłam tego dnia około godz. 20-tej. Przez cały ten czas moja mama robiła wszystko, żeby nikt się z moim dzieckiem nie kontaktował, żeby nikt jej nie powiedział. Zrobiłam to sama. Było ciężko jak jasna cholera. Słowa nie chciały przejść prze gardło. Była histeria, ale byłam przy Niej w tym momencie. Mogłam ją przytulić, uspokoić. Mogę tylko nam wszystkim tu obecnym życzyć dużo wytrwałości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iga29
Witaj ika160378 Ja równiez nie bede ci pisac ze czas leczy rany,bo mnie samą ten tekst denerwuje...Mój mąż zginoł 5 miesiecy temu i wcale nie jest lżej,z dnia na dzien coraz gorzej.Ciagle myslenie ze mógł nie jechac,ze mogłam zadzwonic wtedy by sie na chwilke zatrzymał i moze było by inaczej.Tyle ze to nic nam nie da...chyba ze jeszcze wiekszy ból.Współczuje ci bardzo bo tak jak napisała syl. mojemu mezowi takze to zycie zostało odebrane...bez jego woli.Nie mam pojecia jak cie pocieszyc,bo niewiadomo co bym napisała to nic to nie da.Mam nadzieje ze twoj synek da sobie z tym jakos rade,psycholog napewno pomoze.Tak jak pisałas zyczliwych ludzi nie brakuje i predzej czy pozniej i tak by sie dowiedział a to by go zabolało podwojnie.Trzymam za ciebie kciuki.Moja corka jest o połowe młodsza od twojego synka ale i tak wszystko rozumi i to lepiej niz sie kazdemu wydaje.Mi Pani psycholog kiedy spytałam jak mam dziecku powiedziec ze tata miał wypadek i nie zyje,powiedziała ze wprost,ze niy jest za mała (4 latka) i zabardzo tego nie przezyje,z czasem zapomni.To bzdura,pamieta i bedzie pamietac.Kazdego dnia mowi o tatusiu,wspomina zabawy z nim,powtarza jego słowa.Najgorsze jest gdy pyta Dlaczego tatus nie widział tego drzewa? dlaczego tatusia karetka nie zabrała do szpitala i lekarz go nie wyleczył? Peka mi serce ,nie wiem co mam odpowiedziec bo sama nie znam i nigdy nie poznam odpowiedzi DLACZEGO????????????????????????? Twój synek jest starszy,wiem ze nasze historie sa inne i ze ty masz problem zeby powiedziec dziecku ze tata sam sobie odebrał zycie,ale tak jak pisałam jedyne co moge zrobic to trzymac kciuki,bo w inny sposob nie umiem ci pomóc.Trzymaj sie dla swojego małego mężczyzny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syl.kwi
Ja również trzymam kciuki. Na pewno będzie ciężko., ale musi się udać. W każdym razie przytulam cieplutko. Moje dziecko ma 11 lat i pyta, dlaczego tata ją zostawił. Niby taka duża, a trzeba jej tłumaczyć, że tata nie chciał jej zostawić, że to los tak zdecydował, że tatuś bardzo ją kochał. Ehhh, serce się kraje, jak widzę jej smutną minę i łzy w oczach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witajcie ja jestem na tym topiku od dosc dawna .ale odtaniopoprostu brak mi czasu,jestem wdową juz od 14 lat ,zostalam sama z 2 dzieci 2 ,5 lat Niepowiem ze bylolatwo ,ciezko jak cholerka,ale nieliczcie na pomocinnych ,są instytucje ktore powinny pomagac ,ale jesdnak mnie nikt nie pomógl Ja poszlam w prace,owszem daje rade ,wychowalam synow na dobrych ludzi,starszy wlasnie uczy sie domatury,mlodzy ma 16 lat w liceum,czyli mozna pokonac wszystkie trudy. Ja niestety ciezko pracowalam ,teraz troszke odpóscilam kosztem mojego zdrowia,niestety zdrowko siadlo.Ale dziewczynynie poddawajcie sie,macie dzieci,i jest dlakogo zyc,w pozniejszych latach los wam pokaze ze mimo wszystko warto .. Moj mąz tyle lat juz nie zyje ,ja nadal tesknie za nim,czuje jego zapach do dzis,to byl moj pierwszy mezczyzna ,moj maz,ale nie dane bylo nam sie cieszyc sobą. Zycie ulozylam sobie ,ale to nie jest to ,,nie ma milosci,nie ma czolosci,poprostu jest szare zycie,dziwne to wszystko,, pozdrawiam wszystkich, Farmer pozdrowienia dla ciebie,,,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Malgor
Za parę dni upłynie rok od śmierci mojego męża. Myślę sobie, że dałam radę. Przeżyłam ten rok. Pierwsze dni były koszmarem. Wchodziłam do łazienki żeby się umyć i potrafiłam tam stać bez ruchu przez czterdzieści minut. Włączałam telewizor o drugiej w nocy i oglądałam program do rana nic nie widząc. Gdy w sklepie widziałam małżeństwa robiące takie zwyczajne zakupy myślałam, czy oni wiedzą o tym jak są szczęśliwi?. Bolało wszystko, wschodzące słońce, zwykła rozmowa, proste zakupy, jazda samochodem bez Niego. Mój mąż chorował przez sześć miesięcy. Nigdy nie rozmawialiśmy o śmierci, nawet wtedy, gdy lekarze mi powiedzieli, że to już kwestia kilku dni. A ja ciągle miałam nadzieję, że On z tego wyjdzie. Po Jego śmierci żałowałam że nie rozmawiałam z nim o końcu, wiem, że się bał. Ale teraz myślę, że gdyby Mu taka rozmowa była potrzebna, to sam by ją rozpoczął. Może Mu była potrzebna właśnie ta moja ogromna nadzieja?. Zmarł, a ja sama musiałam przeżyć każdą chwilę załatwiania formalności, Jego pogrzeb, moje urodziny, naszą 25 rocznicę ślubu wypadającą za parę dni. Godzinami rozmawiałam przez telefon z rodziną i pocieszałam ich, bo oni nie potrafili sobie dać rady z Jego śmiercią. A ja musiałam!. Bardzo pomogły mi córki, starały się być ze mną jak najczęściej. Parę dni temu sama kupowałam synowi garnitur na studniówkę i bolało. Wszystkie rzeczy męża rozdałam rodzinie, niech się przydadzą. W mojej szafie wisi tylko jego ukochana koszula, w pokoju stoi torba z Jego laptopem z którą codziennie wychodził do pracy, ja w portfelu noszę Jego prawo jazdy, tak jak któraś z Was. Wyremontowałam dom, zmieniłam pracę, byłam na udanych wakacjach bez Niego. Nie chodzę w żałobie, staram się tylko dobierać ubrania w stonowanych kolorach. Teraz może częściej chodzę na cmentarz, bo zdałam sobie sprawę, że on fizycznie tam jest. W nowej pracy spotkałam mężczyznę dla którego jestem bardzo ważna, który mówi, że nie myślał, że jeszcze kiedyś tak bardzo pokocha kobietę i że poczeka na mnie tak długo jak tego będę potrzebowała. Wiem, że kiedyś z nim będę, bo jest fantastycznym facetem. Cieszę się, że upłynął już prawie rok od śmierci Męża. Jednak jest mi już łatwiej. Potrafię się już śmiać, cieszyć z prostych rzeczy, potrafię już wspominać Męża z rozczuleniem, bez płaczu, potrafię już oglądać zdjęcia. Współczuję Wam, szczególnie tym które zostały wdowami mając małe dzieci. Mnie los pozwolił wychować dzieci razem z Mężem, pozwolił mi przeżyć z nim tyle lat, chyba już potrafię docenić to, co otrzymałam, nie potrafię się jeszcze pogodzić z tym co utraciłam. Życzę Wam wewnętrznego spokoju. To chyba takie moje rozliczenie z tym rokiem żałoby. Ale wiem, że niezależnie od tego co mnie w życiu jeszcze spotka, zawsze będę o Nim pamiętała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rzadko tu zaglądam ostatnio , wystarczy chwile poczytać nowe wpisy by wszystko zaczęło wracać , spanie po 3 godziny na dobę nawet gdy był czas na więcej i rozszarpująca rozpacz . Myślę że czas nie wyleczy ran do końca , od pewnego czasu widzę że nie jest już lepiej ani gorzej i chyba tak już będzie , gdzieś tam czający się smutek i poczucie winy,przekonanie że można było wiele rzeczy zrobić lepiej . Za półtora tygodnia minie rok . Wciąż porządkuję swoje życie , zawsze robiłem dalekosiężne plany i powoli je realizowałem , starych już nie ma , nowe powoli się pojawiają ale nie wiem czy będę je przenosił do rzeczywistości z równie wielkim zapałem , przy poprzednich miałem za mało czasu dla ukochanej , odkładałem to na póżniej . Rozumiała mnie , chociaż wiedziałem , że jest jej czasem smutno gdy późno wracałem. Jeśli kiedyś znów w moim domu pojawi się kobieta , nie powtórzę tego błędu , bycia co wieczór razem nie warto odkładać , to zbyt cenne. Pozdrowiam Basiu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Dzisiaj mija 14 dni odkąd mój ukochany nie żyje. Nie płakałam od trzech dni, nie wiem dlaczego, po prostu nie mogłam. Teraz wyję z rozpaczy a łzy same płyną. W głowie mętlik, w sercu strach, samotność, ból i złość, dlaczego nas zostawił, dlaczego uwolnił się od osób, które kochały Go najbardziej na świecie. Poczucie winy, Boże jakie ogromne poczucie, że przecież mogłam coś zrobić żeby Go powstrzymać. Myślałam, że jest szczęśliwym człowiekiem bo ma nas, że to jest najważniejsze a jakieś problemy natury materialnej schodzą na dalszy plan, ja byłam przekonana że sobie poradzimy bo w jedności siła, bo jesteśmy razem i wspieramy się wzajemnie. Boże jak bardzo się pomyliłam. Wzywa Boga, ale już chyba w niego nie wierzę. Nie wiem w co wierzyć. Wizyta u pani psycholog jeszcze bardziej mnie dobiła. Kazała abym powiedziała mojemu dziecku prawdę o śmierci taty, bo dziecko nie może być wychowywane w atmosferze tajemnicy. Dała wskazówki jak mam to zrobić ale ja nie potrafię , nie mam odwagi, boję się. Powiedziała, że ja sama muszę pójść do psychiatry bo widzi u mnie typowe objawy depresji. A psychiatra przepisze mi leki na "poprawę nastroju". Jak to możliwe poprawiać sobie nastrój po samobójczej śmierci męża? Ja nie chcę poczuć się lepiej, chcę Go odzyskać, chcę żeby znowu mnie przytulił. Zeszłej nocy po raz pierwszy od śmierci przyśnił mi się. Był ubrany tak samo jak wtedy gdy to zrobił. Mówił coś ale nie patrzył na mnie. Nie mogę uwierzyć w to co się stało, czuję się jakbym za chwilę miała postradać zmysły, zaciera mi się poczucie czasu, wiem że minęły już dwa tygodnie odkąd Go nie ma, a ja myślę, że to stało się wczoraj. Jechałam dzisiaj samochodem i mówiłam do Niego, krzyczałam na Niego. Staszyłam Go, że się rozpędzę i uderzę w drzewo albo wjadę pod tira. Czy ja oszalałam?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
syl.kwi, iga dziękuję za ciepłe słowa. Wy także musicie być silne żeby wychować swoje dzieci na dobrych, porządnych ludzi, tak jak by to zrobili Wasi Mężowie. Mimo rozpaczy i bólu dajecie radę żeby zmierzyć się ze świtem. rysia79 jesteś niesamowitą kobietą, jesteś silna i taka pozostań dla swojego dzieciątka. Ściskam Was mocno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to będzie szczere
Witam! Czytałam wasze forum bo zawsze interesowało mnie dlaczego tak się dzieje.\ nie wiem czy to jest ok ale zapytam? ika dlaczego Twoj mąż odebral sobie życie? druga sprawa. Kobiety, moja mama była w 8 miesiacu ciazy kiedy tata zmarl. pogrzeb pamietam jak przez mgle ale widok ciezarnej mamy nad grobem bede pamietac do konca zycia. teraz juz sie uklada. mama potrafi rozmawiac o tacie spokojnie. moj najmlodszy brat z ktorym mama byla w ciazy jest strasznie nerwowy. Podziwiam moja mame bo chodz minelo ju kilkanascie lat ona jest nadal sama nie ma zadnego partnera. Kocha nas dwa razy mocniej. Jezeli mam wam pomoc to napisze tylko ze w takiej sytuacji najlepsze co mozna zrpbic to oddac sie dzieciom. to one daja sile i chec zycia. wiem ze moja mama mowila mi kilkakrotnie ze tata zyje potrochu w kazdym z nas. te panie ktore maja dzieci nie wiedza jak z nimi o tym rozmawiac prosze mowcie swoim dzieciom prawde, ja od razu wiedzialam co sie stalo z tata, nie ukrywam na poczatku bylo ciezko. potem mama tlumaczyla,ze jak bede miala jakis problem o ktorym nie bede chciala z nia porozmawiac zawsze moge zrobic to z tata. Powiem Wam ze czuje z nim wiez, czuje ze jest przy mnie dzieki temu co mowila mi mama. teraz mam 22lata i nie wstydze sie tego ze wieczorem zamyslam sie i gadam z tata.. o glupotach. a gdzy cos sie wydarzy waznego w moim zyciu, biegne na cmentarz. ciesze sie, nieraz płacze. nie wiem czy wniosłam cos to tematu. ale czułam potrzebe zeby napisać to... do wszystkich mam. Wiem ze jest cholernie trudno... ale kobiety to od Was żalezy jak i w jaki sposob przyjma to wasze dzieci... co bedzie za parenaście lat.. dodam inny przyklad... mojej przyjaciolce tez zmarl tata. jej mama milczała przez 3 -4lata. nie mowila o nim w domu, nie rozmawiala o nim z dziećmi.. nie zartowali ze wspolnych sytuacji, i teraz moja K. jak opowiadam jej ze jade do taty powiedziec o studniowce, o nowej robocie... smieje sie ze mnie i pyta czy jeszcze z tego nie wyroslam... życzę Wam siły i wiary w to,że wasi ukochani mężowie są przy Was, czuwają nie zapominajcie o nich. \ Pewnie już nigdy tu nie wejde i nie poczytam ale pozdrawiam Was i wasze pociechy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×