Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość laguna55

mam 30 lat i jestem wdową!prędzej bym sie diabła spodziewała

Polecane posty

Gość 26-latka*
Jesteście dzielne a przez to wielkie Kochane...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Malgor
Czytam Wasze maile i tak bardzo Wam współczuję. Ja od ponad roku też jestem wdową. Też pisałam maile na tym forum i wtedy było mi lżej. Mój mąż miał 50 lat i zmarł po kilkumiesięcznej walce z rakiem. A tak bardzo walczyliśmy o jego życie. Byłam w depresji przez kilka miesięcy, nie umiałam poradzić sobie z życiem. Teraz po upływie 14 miesięcy wiem już, że po takiej tragedii jednak da się dalej żyć a przecież po Jego śmierci bolało mnie wszystko: każda część mojego ciała, każda myśl, każdy dzień. Dzisiaj potrafię już docenić to, że dane mi było przeżyć z nim 25 lat, wychować razem dzieci. Nie pytam dlaczego nas to spotkało, bo przecież śmierć, choroba to też życie. Tylko jak jestem na cmentarzu w dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że to się stało, że już Go nie ma i że On tam leży. Jego nieobecność w dalszym ciągu boli, tylko teraz boli inaczej. Wiem, że zawsze będę o Nim myślała ale teraz za każdym razem dziękuję Mu w myślach za to, że się spotkaliśmy i że dane nam było być razem przez tyle szczęśliwych lat. Dzisiaj mam pracę którą lubię, cudowne dzieci i mężczyznę, który mi mówi, że bardzo mnie kocha i dla którego jestem najważniejsza na świecie. Ale wiem też, że niezależnie od tego co mnie w życiu spotka zawsze będę myślała o moim zmarłym mężu bo On zawsze będzie dla mnie bardzo ważny. Czasem obawiam się, że za szybko spotkałam mojego obecnego partnera, ale przecież życia nie da się zaplanować. Życzę Wam żebyście też spotkały czy wcześniej, czy później kogoś kto Was też pokocha i nie odczuwały wtedy, że zdradzacie Waszych mężów tylko cieszyły się życiem. To jest bardzo ważne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oliza-woj
Ja straciłam męża 7 marca 2011 . Jest mi strasznie ciężko, szukam wsparcia.Proszę pomószcie mi. Mam 32 lata a moi synowie 9 lat i 1rok. Mam straszne momenty załamania. Ciągle mam w głowie to co było piękne i to co nie powinno miec miejsca. Za wiele rzeczy się obwiniam. Za innymi tęsknię . Jeszcze inny są straszne bo wiem, że już nigdy ich nie przeżyje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oliza-woj
mój mejl oliza-woj@wp.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość śmaka-owaka
A ja też tu długo nie zaglądałam... Witam Wszystkich. Przeglądając pobieżnie Wasze posty zauważyłam, że piszecie głównie o bólu i wielkiej tragedii jaka Was spotkała w życiu. To zrozumiałe. Ale czy jednak znajdą się tacy, którzy przez taką tragedię "uwolnili" się od jakichś masakrycznych kajdan i uciemiężenia? Ja do nich właśnie należę, ale niesmacznie mi pisać, że przez tragedię, która się rozegrała w mojej rodzinie znowu czuję że żyję ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do swaka-owaka Witaj,to co piszesz wcale mnie nie dziwi,to ze smierc ucina wszystkie problemy w rodzinie to wieki problem i wybawienie zarazem.Ja za to nie potepiam nikogo.Jak masz ochote ze mna popisac napisz prosze.Basia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oliza-woj
Do smaka- owaka Myslę, ze mogę z Tobą porozmawiac. Jesli się zdecydujesz napisz do mnie mejla. Ja swoje przeżyłam i wiele mogę na ten temat powiedziec. Nie chcę Cię krytykowac. Sama mam wiele dylematów. Jesli jestes gotowa o tym pisac to czekam. Choc nie będę przed Tobą ukrywac tego, że za smierc mojego męża obwiniam siebie, bo Bóg mi Go dał w jakims celu, któremu ja nie podołałam. Nie potrafiłam Mu pomóc. Mimo wielu krzywd- wzajemnych kocham Go i strasznie tęsknię. Dał mi dwoje wspaniałych dzieci, więc już chociaż za to należy mu się podziękowanie. O złych rzeczach tu nie będę się rozpisywac to zbyt indywidualne, ale jesli będę mogła w ten sposób pomóc Tobie to to zrobię. Pozdrawiam i czekam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dita 79
witajcie kochane mnie TO spotkało 18.01.2011........ Jest ciężko jak cholera,ale co robić.... Ja to jakoś (nie wiem jak)dam radę,ale są jeszcze kochane SZKRABY 6 i 4 lata,które każdego dnia wspominają tatę,tęsknią.... Dlaczego takie rzeczy się wogóle dzieją??????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie wiem jaki
moja żona zginęła 12 maja miała 32 lata nawet dwójka moich dzieciaczków nie jest wstanie złagodzić bólu znaliśmy się prawie 15 lat, dzisiaj byłoby dokładnie 15 lat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam wszystkich na Forum, znalazłam fuksem Wasze wpisy na tak bolesny temat tutaj....też jestem niestety wdową, pojutrze pół roku. Mam 41 lat. Cierpieliśmy naście lat, wieczna walka z chorobą, gdzieś w podświadomości słowa lekarzy, ale też niesamowita radość z jakiejś udanej operacji, wyjście po chemii i z tego, że zmieniają się pory roku. żyliśmy wierząc, że to nieprawda, udawaliśmy czasem sami normalność. I wiecie co? cieszę się z tego, że to potrafiliśmy. Zostałam sama z dorosłą dwójką dzieci, szturchnięci są wszyscy, odszedł baardzo kochany człowiek. 2 mies. nie wychodziłam z domu, potem tylko po chleb, teraz mi lepiej, ale też udaję przed światem, ze mi lepiej, a tak w głębi gdzieś to jestem strasznie samotna, przygnębiona i bez celu. Mam hipotekę na głowie, więc praca mnie ratuje od wariatkowa. Jak to gdzieś wyczytałam- czas w swoim ślepym bezrozumie leczy najdroższy ból wbrew sercu. Może coś w tym jest. pozdrawiam wszystkich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość judabenhur
kobiety nie płaczą za zmarłymi mężami tylko płaczą nad sobą. Że takie biedne , samotne, nie mają do kogo się odezwać itp. Ale ;................... po roku już mówią o tym ,że nie wykluczone , że może jednak kogoś sobie znajdą nowego. Oczywiście w przypadku młodej dziewczyny jest to zrozumiałe , ale jeżeli mówi to stara d... po 60 to zaczynam się kobiet bać . Jesteście jak modliszki. Facet owdowiały "płacze" za kobietą - kobieta która owdowieje płacze nad sobą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość p.ela
Przedmówco,nie wiem skąd takie wnioski...zapewne masz powód i pisząc to,być może należysz do grona osób,które chcą być naszym głosem sumienia,czy też serca,ale w takim razie błądzisz a twoje zdanie może cię jedynie zgubić.Ja jestem wdową od 6 lat,zostałam nią mając niespełna 28 i nie szukałam nowego męża.Tak się składa,że w mojej licznej rodzinie (wśród dalszych lub bliskich krewnych) jest kilku wdowców i cztery wdowy. Oprócz mojej siostry,która rzeczywiście ułożyła sobie życie na nowo ( co wszystkich bardzo cieszy :) ), żadna z nas nie ma "nowego" męża,czy partnera,za to panowie wdowcy mają i owszem-wszyscy kogoś nowego,niejeden z nich nie jedyną i nie pierwszą. Wręcz są zdziwieni jak można tak długo jak ja np. być samą,bo przecież w/g nich-bez przesady,nawet rok żałoby to zdecydowanie ponad ich możliwości, do których podobno natura stworzyła faceta...nie mówię,że nie opłakiwali swoich żon,ale jeśli użalanie się nad sobą jest tu takie ważne,to oni wszyscy popełnili to "wykroczenie". Poza tym wszystkim 60-letnia kobieta nie jest u progu życia i ma takie samo prawo do układania go sobie na nowo,jak 20,czy 30 latka.Reasumując, nie życzę znalezienia się w naszej sytuacji,bo nie jest do pozazdroszczenia,a bywa piekłem na Ziemi,a tego nawet wrogom się nie życzy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość siri
Człowiek z natury jest EGOISTĄ....a więc jak traci bliskiego to myśli w pierwszym rzędzie o sobie ,że teraz już zostaje sam bez wsparcia, oparcia ,towarzystwa ,pomocy itp.itd.Nie oszukujmy się ludzie....Z chęci dogodzenia sobie szukamy drugiego człowieka i to niekiedy przynosi nam jakieś ,,profity" lub na odwrót sama kłopoty i udręki...Ja to obecnie już nie wierzę w coś takiego jak MIŁOŚĆ do drugiego człowieka...sorry...Jedynie co mogę stwierdzić ,że jeszcze jest na świecie coś takiego jak odpowiedzialność ,rzetelność, pracowitość, sumienność i tego typu sprawy...A jest jeszcze pociąg fizyczny nazywany też chemią co też wiele decyduje o naszych wyborach.No chyba ,że ktoś przestrzega praktyk swojej wiary ,w której autentycznie żyje to wtedy już jest nieco inaczej z tym wszystkim.Zapytałam kiedyś osobę,która na pogrzebie b.bliskiej osoby aż zachodziła się od płaczu ,dlaczego tak rozpaczała ?! A ona na to,że myślała o sobie ,że ona też kiedyś musi umrzeć....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość judabenhur
Toż ja cały czas o tym mówię. Nie krytykuję w czambuł ,że ktoś po jakimś czasie znajduje partnera. Ja mam za złe kobietom ,że one płacząc po owdowieniu nie płaczą za swoim partnerem/mężem/ tylko płaczą nad sobą. One boją się zostać same , boją odpowiedzialności , płaczą za wygodą dotychczasowego życia,/mąż prowadził rachunki,zarabiał ,a nawet sprzątał, gotował , myślał za nią. I nagle - o Matko Boska - sama zostałam - boję się boję się. Ale właściwie nie ma czemu się dziwić ,że takie jesteście. Przez tysiąclecia nauczyliśmy was wygodnego życia. Waszym zadanie było od zawsze rodzić dzieci , ładnie wyglądać i knuć intrygi przeciwko swym partnerom i koleżankom też. Od niedawna dopiero zaczynacie uczyć się życia i to was przerasta. Boicie się . Wolałybyście pozostać kurami domowymi z wiecznymi roszczeniami. A najlepiej się czujecie w gronie koleżanek kiedy to można ponarzekać na chłopa. Za chwilę też odezwie się kilka z was i zaatakuje mnie za tą wypowiedź. Zachęcam. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jok.
(judabenhur) "Za chwilę też odezwie się kilka z was i zaatakuje mnie za tą wypowiedź. Zachęcam." Skoro tak zachęcasz to odezwę się ja. "kobiety nie płaczą za zmarłymi mężami tylko płaczą nad sobą." Po pierwsze to strasznie uogólniasz co jest mocno nie fair w stosunku do wielu kobiet. Po drugie odnoszę wrażenie że brak miłości ze strony matki lub też brak powodzenia u płci przeciwnej leży u źródła twoich szowinistycznych poglądów. Pozwalam sobie na takie przypuszczenia bo skoro Ty pozwalasz sobie na "kopanie leżącego" tj. atakowanie kobiet, które znalazły się w ciężkiej sytuacji życiowej to nie widzę powodów, dlaczego ja miałbym mieć opory w stosunku do Ciebie. Oczekujesz od kobiet aby zachowywały się jak faceci, kiedy Ty sam nie potrafisz się tak zachować. Mam wrażenie że w konfrontacji przeciwko innym samcom, bez względu na rodzaj konfrontacji, zawsze odchodziłeś jako przegrany, więc aby połechtać swoje ego postanowiłeś zacząć atakować kobiety, licząc na to że tutaj uda Ci się coś "wygrać". "Przez tysiąclecia nauczyliśmy was wygodnego życia." Jeśli uważasz że rola kobiety w starodawnym modelu rodziny tj. rodzenie, wychowywanie dzieci, pranie, sprzątanie, gotowanie itd... to taki super wygodny styl życia to widać że nieszczególnie masz o tym pojęcie. Poza tym Ty przy swoich poglądach zapewne żadnych kobiet wygodnego życia nie uczyłeś, więc dopóki nie dorośniesz do tego aby przypisywać sobie tego typu "męskie zasługi" nie wypowiadaj się lepiej na ten temat. Nie wiem w jakim jesteś wieku, ale nie ma to tutaj znaczenia ponieważ można zestarzeć się i umrzeć nie osiągając tego typu dojrzałości. Osobiście jak najbardziej popieram drogę ku równouprawnieniu, jednak trzeba mieć na uwadze, że nie stanie się ono nigdy pełne. Faceci nie zaczną rodzić dzieci jak i nie zaczną miesiączkować, więc w związku z tym że w obrębie naszego gatunku występują dwie płcie, przedstawiciele każdej z nich powinni poczuwać się do swoich obowiązków. Skoro kobiety nie oczekują od Ciebie abyś zaczął pełnić ich funkcje chociażby z wyżej wymienionych powodów Ty nie staraj się z nich robić na siłę facetów którymi nie są. (siri) "Ja to obecnie już nie wierzę w coś takiego jak MIŁOŚĆ do drugiego człowieka" "No chyba ,że ktoś przestrzega praktyk swojej wiary ,w której autentycznie żyje to wtedy już jest nieco inaczej z tym wszystkim." Do Twojego poglądu pasuje mi termin "upośledzenie emocjonalne". Odpowiedzialność odpowiedzialnością, chemia chemią... ale kiedy po dwóch latach od śmierci żony, ja jako zdeklarowany deista nie będący częścią żadnej religijnej społeczności myślę o mej żonie każdego dnia, mimowolnie atakowany przez własne myśli będące moim niekończącym się protestem przeciw temu w jakim kierunku los pchnął moje życie, czytam tego typu wypowiedzi to aż mi się przysłowiowy scyzoryk w kieszeni otwiera. Nie oceniaj możliwości drugiego człowieka, również tych emocjonalnych, przez pryzmat własnych. To że Ty nie potrafisz kochać nie znaczy że nie potrafią wszyscy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zostalam wdowa w wieku niespelna 25 lat po 4 latach malzenstwa, maz zmarl nagle na wylew (leczyl sie na nadcisnienie), mial tez 25 lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witajcie Tak jak wczesniej pisalam jestem ponad 14 lat wdową, mimo to caly czas mysle o moim mezu.Fakt czasami jestem zla na niego za zostawil nas ,tzn mnie i naszych synow,ale wiem ze nic nie wroci nam czasu i jego. Opowiem wam to co jest bardzo wazne,otóż mam 2 synów w wieku 20 i 17.To dobre dzieci ,nie mam z nimi zadnych problemów,tylko moj starszy syn od kąd jego tata nie zyje zrobil sie bardzo nerwowy,mimo ze ma 20 lat ,jest dorosly brak taty ma duzy wplyw ma jego zycie,,syn jest zamkniety w sobie,niesmialy ,czesto zlosci sie bez powodu,wiecie co zauwazylam ze uplynelo tyle lat a moj syn nadal trzyma rozne zeczy po tacie,to jest jak jego talizmany,,,.kiedys syn mi powiedzial ze tak bardzo mu go brakuje a zarazem ma zal do taty ze go nie ma.Z biegiem lat zal mi moich dzieci,widze jak zazdroszcza rodzinym pelnym,moich dzieci nigdy tata juz nie przytuli tata,wiem ze maja kompleksy ,czują sie gorsi od innych rowiesników,choc ja wszystko robie by zmienic ich nastawienie,ale widze ze psychika dzieci jest zniszczona stratą taty.Nie prawda jest ze dzieci nic nie czują,ze wszystko przechodza tak o poprostu,,,. Wiecie ja po kilku latach ulozylam sobie zycie ,niby jest dobrze ,ale nie jest juz tak jak bym tego sobie zyczyla,nie jestem szczesliwa,ale mimo wszystko staram sie normalnie zyc.Mam 40 lat i polowe życia minelo,wiec glowa do góry,Pozdrawiam i zycze powodzenia i glowy do góry ,bedzie dobrze.Basia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ika160378
Witam Was, długo nie pisałam ale regularnie wracałam na forum aby poczytać i napawać się swoim i Waszym bólem. Można powiedzieć, że się nad sobą użalam, pogrążam się ale wciąż żyję i to jest właśnie niesamowite. Żyję ja, żyjecie Wy, czas płynie ale u mnie rany wciąż otwarte. Może nie krwawią już tak jak wcześniej ale jeszcze nie zabliźnione. Ciżko pracuję nad tym aby nie zwariować, każdego dnia staram się żyć normalnie, na tyle na ile to możliwe, czasami nawet jestem szczęliwa, że przyjdą znajomi, rodzina. Chcę żyć i wiem, że przetrwam mimo tego co mnie spotkało. Na chwilę obecną nie czuję już tak szeroko pojętej rozpaczy, teraz przyszła złość, że tak postąpił, że nas zostawił i odebrał sobie życie. Odezwijcie się, napiszcie co u Was. Proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mnie teściowa po śmierci męża powiedziała: "I po co ty rozpaczasz, przecież dasz sobie radę , to ty wszystko robiłaś , załatwiałaś, Błażej tylko pracował, a pieniądze itak będziesz miała" a ja płakałam nie za tym wszystkim, ale za tym, ze w moim życiu mogłam postępowac lepiej, że mogłam Mu dac więcej szczęścia niż dałam, że mogłam na pewne rzeczy przymknąc oko a teraz jest już za pózno , aby to zmienic. Płakałam też z tesknoty i tu pewnie już jest mój egoizm, ale tak już jest... Po śmierci ukochanej osoby, jak za nią nie tęsknic, nie myślec o tym, że już nigdy cię nie przytuli, nie odezwie do ciebie... to chyba nie możliwe.... Płakałam trzy miesiące, odrzucałam dzieci ( w pewnym sensie) byłam bliska załamania nerwowego a może nawet czegoś gorszego... W końcu zadałam sobie pytanie, czego chciałby dla mnie mój mąż. W modlitwach prosiłam, aby ukierunkował mój sposób myślenia na właściwy. I... poznałam faceta... a to, że już jest ze mną lepiej po części zawdzięczam mojemu mężowi , myślę,że to dar od niego. Męża będę kochała zawsze, zawsze będę pamiętala o tym co mi dał od siebie. Dodam, że moje małżeństwo nie nalezało do łatwych, ale starałam się, nie chciałam się poddac, Bóg zadecydował inaczej. A... facet którego poznałam... jest mądry , inteligentny , potrafi ze mną rozmawiac a dzięki temu jest trochę jak mój osobisty psycholog . Moje dzieci też są szczęśliwsze... Powiem Wam, że ludzie różnią się, nie można oceniac wszystkich tą samą miara. Czasem zanim coś powiemy o innym, osądzimy go pomyślmy, czy go nie skrzywdzimy. Ja zawdzięczam mężowi inne patrzenie na świat i nie chcę krzywdzic ludzi, chcę im pomagac...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pytanie o pomoc
niespełna 2 tygodnie temu moja bliska koleżanka z piaskownicy w wieku 24 lat straciła w wypadku samochodowym męża. została z 5 letnim synkiem. Zycie im się zaczynało pięknie układać, mieli własny biznes który się rozkręcał, w przyszłym roku mieli zamieszkać w swoim mieszkaniu, a teraz nie ma niczego. Chciałam zapytać się Was, tych którzy przeżywają śmierć bliskiej osoby jak mogę jej pomóc? Koleżanka jest silną osobą i jak sama powiedziała "trzeba żyć dalej" jest synek. Mąż był jej pierwsza i jedyna póki co miłością. Mieliśmy z mężem z nimi dość bliski kontakt i również to bardzo przeżywamy, ale mieszkamy w innym miejscu (niedaleko) i tu mamy swoją codzienność z 2 letnią córką. chcemy jej pomóc, ale nie wiem co mogę zrobić dlatego Was pytam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość judabenhur
Jok// Miła i wielce błyskotliwa JOK . Dzięki za obszerną ocenę mojej osobowości,moich sukcesów i mojej osoby w ogóle. Ja nie będę silił się na odpowiedź w podobnym tonie bo nie o to chodzi aby się tutaj personalnie obrażać ,wyzywać. Ja wypowiadałem się ogólnie o zjawisku które występuje i czy to Ci się podoba czy nie jest ono widoczne.Żadne tu popiskiwanie i tupanie nóżką nie pomoże i nie zagłuszy,nie zamgli tego niestety. Zawsze podziwiałem zdolność kobiet do uwypuklania i gloryfikowania swoich osiągnięć ,swojej roli ,zalet itp itd.Jest to jednak podziw przemieszany z lękiem do czego jeszcze jesteście zdolne. Potraficie niezwykle celnie, z sadystyczną wręcz precyzją wynajdować rzeczywiste i urojone w waszych głowach wady które rzekomo posiadają mężczyźni. Jesteście pamiętliwe,mściwe i nigdy nie wybaczacie. Niestety to nasza wina.To my gloryfikując was ,stawiając na piedestałach/to wolne cytaty z Seksmisji/ rozpuściliśmy was jak żydowskie baty. I dobrze nam tak. Przestańcie ciągle użalać się nad sobą. To mężczyźni we wzajemnych relacjach z wami są ofiarami .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kochanaelusia
Witam Was kochane, małe dziewczynki. Mogę tak napisać, bo po przeczytaniu większości wypowiedzi widzę, że ja miałam szczęście, Was dopadła ta straszna tragedia wcześniej, często dużo wcześniej niż mnie. Ja jestem wdową od 8 miesięcy. Kochałam mojego męża przez 32 lata. Przez 30 lat byliśmy małżeństwem. Przez całe życie był dla mnie kimś najważniejszym. Urodziłam mu, nie NAM troje wspaniałych dzieci. Opiekowałam się nimi z wielką troską i miłością. Zrezygnowałam dla NAS z wyuczonego zawodu z przyszłością i bez wahania wyjechałam z rodzinnego miasta by zamieszkać z miłością mojego życia, z dala od rodziców i przyjaciół. Po narodzinach drugiego syna wróciłam do pracy i podjęłam drugi kierunek studiów by zostać nauczycielką. Nie do końca było to spełnieniem moich młodzieńczych, ambitnych marzeń, ale dzisiaj wiem, że to była bardzo dobra decyzja. Mąż wspierał mnie we wszystkich działaniach. Starał się, żebyśmy mieli gdzie mieszkać, żebyśmy mieli co jeść. Ja dbałam o to by nasze dzieci czuły się kochane, żeby dobrze się rozwijały. Umiałam pogodzić obowiązki domowe z zawodowymi. Mieliśmy to szczęście, że zawsze mieszkaliśmy sami, nikt nie ingerował w nasze życie. Oczywiście nie zawsze było słodko. W tych chwilach kiedy nie mogliśmy się dogadać były tzw. ciche dni okropność. Oboje mieliśmy „charakterki - bardzo trudno było się przełamać i zacząć rozmowę, ale te przeprosiny! Były cudne! Niestety zaczęłam poważnie chorować. Było trudno. Mąż jeździł ze mną do lekarzy, zawsze był blisko. Nie, nie należał raczej do kochanych misiów, on był twardym facetem. To ja zawsze się bałam i potrzebowałam jego wsparcia. Mimo przeciwwskazań trafiła nam się „na starość córcia! Do dziś dziękuję Bogu za ten cud. Dzieci dorastały my zaczęliśmy we dwoje wyjeżdżać coraz dalej. Myśleliśmy o wnukach i o naszej spokojnej starości. Ja robiłam się nieznośna, on marudny wiadomo kolejny okres w małżeństwie. Tak zwykle bywa i tak ma być! Reszty pewnie się domyślacie. Nagle zapadł wyrok ON, który nigdy nie chorował, zawsze w doskonałej kondycji, twardy, silny, mój filar wyrok rak... Szybko poszło (matko jak szybko)! Walczyłam, walczyliśmy razem, całą piątką! Nie będę o tym pisać. Wszystkie to wiecie. Popatrzcie 30 lat z nim przeżyłam! Jak dużo! Ale jak mało... Teraz się wstydzę, że wyję w duszy, że tak bardzo mi źle, bo przecież Wy, tak krótko miałyście swoich mężów, Wasze dzieci... Co mam powiedzieć? Dziękuję Wam za ten wątek, taki strasznie smutny, ale dający tyle siły. Bądźcie dzielne „małe dziewczynki, my to potrafimy! Naprawdę. Przytulam Was bez żadnych słów. Judabenhur, to Ty sprawiłeś że piszę. Masz rację ( jasne, że nie do końca), „one płacząc po owdowieniu nie płaczą za swoim partnerem/mężem/ tylko płaczą nad sobą. One boją się zostać same , boją odpowiedzialności , płaczą za wygodą dotychczasowego życia „ Tak płaczę nad sobą! Boję się tego co mnie czeka! Przecież mieliśmy zawsze być razem! On spełniał bardzo ważną rolę w moim życiu (Ty to wiesz), jednak ja byłam dla niego także bardzo ważna! (o tym pewnie nie wiesz). Myślę, że te problemy, które poruszasz w swoich gorzkich wypowiedziach zdarzają się, ale nie możesz uogólniać! Nie wszyscy jesteśmy tacy sami! Ja przeżyłam życie z moim kochanym mężem. Dla niego się ono skończyło, a ja? Co mam teraz zrobić? Jak mam żyć? Pewnie, wszyscy mówią masz dzieci, nie jesteś sama JESTEM!!!! Okropnie sama. Jeśli przeżyłeś żałobę to wiesz co to jest. Ja walczę, nie chcę się poddać, zawsze byłam silna! Ale jego nie ma! Poradź mi mądralo daj radę. Naucz mnie - starą kobietę jak mam teraz żyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anullka28
Witam was serdecznie....rowniez zaliczam sie do waszego grona. Mam 30 lat , dwie corki...i juz 6 rok jestem wdowa. Ciezkie poczatki, brak zrozumienia i straszna tesknota. Obecnie juz jest lepiej...ale nie potrafie ulozyc sobie zycia od nowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wdowa 23-letnia
witajcie kobietki, Niestety i ja sie musze dolaczyc moj maz popelnij samobojstwo rok temu,3 tygodnie po naszym slubie,minal rok,a ja nie mam ochoty na zadne zwiazki,momentami jest mi tak ciezko ze sama mam ochote sie zabic,nie mam wsparcia w rodzinie,znajomym takze nie chce doczepiac mojego wagonika problemow... ciagle strasznie mi ciezko...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość judabenhur
Kochanaelusia Ej kochaniutka - po pierwsze nie jesteś starą kobietą.Masz ,zdaje się jakieś 50-55 lat co nie jest starością. Po drugie - nie czuję się mądralą a więc rad Ci nie będę udzielał,chociaż ........ jak żyć - hmmm - pytanie jak to mówią nie pozbawione uroku. Przede wszystkim nie rozczulać się nad sobą,nie bać się wyzwań,odrzucić hipokryzję.Tak tak hipokryzję.Nie tłumaczcie swojej chęci ponownego zamążpójścia poczuciem osamotnienia , pustką wokół siebie itp. bzdurami.Powód jest prozaicznie inny,prozaicznie oczywisty.Wiadomo jaki więc wprost pisać nie będę co najwyżej powołam się na wypowiedź najwyższego krasnoludka/granego przez J.Stuhra/ z filmu Kingsajz. Jaka to wypowiedź?, no...... nie zacytuję bo mi admin wykreśli albo mnie zbanuje.Ale kto widział film ten wie o czym mówię :):) Pa pa miłe kobietki.Nie lubię Was ale bez Was byłoby bardzo nijak w naszym męskim świecie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie pocieszę ale
przytulam Was wszystkie. " ... bo przecież nie przestaje się kochać osób, które odeszły, prawda ? Miłość, jaka się do nich zywi, pozostaje taka sama, tyle że nie ma ich na miejscu, by ja poczuły. A jeśłi zjawia się ktos nowy, miłośc do osoby, która odeszła nie zostaje przeniesiona na niego, tylko jest to zupełnie nowa miłość." "Na domiar złego" Sarah-kate Lynch

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kochanaelusia
Jest mnóstwo osób, które jakoś chcą mnie pocieszyć, nic do mnie nie trafia... nie ma takich słów, ale pewna staruszka w autobusie powiedziała "on już zrobił wszystko, co miał do zrobienia tutaj, ty musisz jeszcze żyć..." Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość judabenhur
I Bóg stworzył kobietę Pan Bóg jak wiadomo jest miłosierny i wszechmogący. Kiedy stwarzał świat , musiał biedak co dnia zdrowo sie nazapierniczać aby wszystko było udane,piekne i funkcjonalne.Wystarczy wspomnieć tutaj o tak udanych tworach Pana Boga jak Naród Polski,autor niniejszego postu i sieć Internet. Kolejność nieprzypadkowa i zgodna z wymienionym wyżej porządkiem. No i tak pracując od poniedziałku do soboty własnie w tym dniu wpadł na pomysł aby dzieło stworzenia ukoronować czymś wyjątkowym. Stworzył człowieka i dał mu imię ADAM.Pomimo nawału obowiązków Pan nasz widział jednakże że Adam chodzi smętny po raju , wzdycha i narzeka gadając sam do siebie. Pomyślał zatem ,że człowiekowi przydało by się towarzystwo kogoś lub czegoś z czego miałby on pożytek i pociechę w trudnych chwilach . Na początku nie wiedział jeszcze jak ma to wyglądac , ale pomyslał sobie ,że jeżeli weźmie trochę piękna i zapachu róży,nieco pracowitości mrówki i szczyptę inteligencji pantofelka to powinna wyjść istota w sam raz odpowiadająca jego oczekiwaniom, a zwłaszcza i przede wszystkim oczekiwaniom umiłowanego dzieła naszego Pana jakim był Adam.Jak pomyślał tak zrobił. Po południu był już gotów ze wszystkimi pracami.Spojrzał na swe dzieło i uznał że jest ono piekne. Ale ... po chwili , która oczywiscie dla niego była chwilą a dla ludzkości całą epoką nagle przekonał się ,że "dzieło" niestety wymknęło się spod władzy twórcy oraz jego właściciela/Adama/ i żyje swoim własnym nie zawsze oczywiście odpowiedzialnym życiem. Kiedy zobaczył co stworzył i do czego zdolne jest jego dzieło popadł nasz dobry Stwórca w depresję.Ponieważ w tych czasach nie było jeszcze psychiatrów,prozacu ani innych tego rodzaju wynalazków ułatwiających przetrwanie kryzysowych sytuacji jął Pan nasz dobry pić z rozpaczy i chlał tak do wieczora. Ponieważ jak wiadomo po pochlaniu na drugi dzień , kac niestety nie oszczędza najtęższych nawet zawodników , Pan Bóg wziął sobie wolne i tak oto powstała niedziela. A teraz moi drodzy zapytacie co ja tak naprawdę chciałem powiedzieć opowiadając historię znaną wszystkim od dziecka . Odpowiedź jest prosta. Otóż udowodniłem tu zasadność istnienia niedzieli jako dnia wolnego. Niestety nie udało mi się , mimo szczerych chęci uzasadnić potrzeby istnienia kobiety w jej obecnym kształcie. Nie mówię oczywiście o kształtach fizycznych bo tutaj Pan nasz okazał się mistrzem, ale niestety sfuszerował resztę i tego nigdy Mu nie wybaczę.// Tekst napisany w 2007 dla Samodzielnego Kabaretu Utajnionego. Pozdrawiam Was miłe kobietki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samodzielny tata 4 rozrabiaków
@judabenhur: Czuję wstyd i zażenowanie czytając Twoje posty. Nie wiem, kto i czym Cię skrzywdził, ale ten wątek nie jest najlepszym miejscem do wyrażania swojej mizogonii. Od roku jestem samodzielnym tatą, bo moje Kochanie nagle zostało powołane do wyższych celów. I wszystko to, o czym Drogie Panie piszecie, było i jest moim udziałem. Nikt, kto nie stracił ukochanej osoby, nie jest w stanie pojąć ogromu cierpienia z tym związanego. Ogromnie Wam współczuję, bo wiem jaki okropny ból przeżywacie. I mocno Was wspieram, abyście znalazły w sobie siłę potrzebną do opuszczenia ciemnej doliny żałoby. Bo choć czas nie leczy ran, to jednak przyzwyczaja do bólu. Na tyle, że można na nowo budować swoje życie. Powodzenie i wytrwałości. jestem z Wami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mój tata tez odszedł
moja mama pochodzi z biednej rodziny, jej matka nigdy jej nie kochała, kiedy spotkala mojego ojca myslała ,że złapała Pana Boga za nogi, była najszcześliwszą kobieta na swiecie, urodzila 3 dzieci i w wieku 30lat została wdową... jej swiat się zawalił, Bóg zakpił z tej biednej dziewczyczyny, miala 3 dzieci 6, 5 ,1-rok, nie chciała zyc ale musiała..dla nas kilka lat później wyszla zamąż, dzisiaj 30 lat później, kiedy dzieci juz odeszły z domu nie jest samotna, ma przy sobie o 3 lata młodszego męża, ktory ja pokochal i wział a trójka dzieciowin jest szcześliwa, choć ma na sercu rysę.... Bóg bywa okrutny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×