Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

wykladowca

Złamanie przysięgi cd.

Polecane posty

Nie mnie to oceniać. Nie mam takiej mocy. Nie potrafię powiedzieć czy Twój lęk był wystarczającym powodem, kwiatki na pewno nie są powodem. Tu ucieknę od tematu przysięgi. Moja żona ma ciekawy sposób odróżniania dobra od zła. Bardzo często w danej sekundzie mamy problem z takim rozróżnieniem. Ona powiedziała mi że można to odróżnić po owocach. Ja wiem że nie za bardzo przepadasz za Biblią, ale to tam jest nawet fajnie napisane. Tu jest ktoś kto ma to obcykane i pewnie napisze to w pełnym cytacie. Leci to mniej więcej tak: "bo złe nie może przynieść dobrego owocu, a dobro nie zrodzi złego". Jak się nad tym głębiej zastanowiłem wiele moich rozterek zacząłem oceniać inaczej. I tu powrócę do przysięgi. Jakie są owoce tego że "zerwałaś" przysięgę. Jeśli dobre to nie zerwałaś bo zerwanie jest złe i nie przyniesie dobrych owoców. I tak Cię podziwiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
philozoph-->z tymi owocami niby brzmi mądrze...ale. dla mnie moja decyzja zrodziła wspaniałe owoce, jestem szczęśliwa. a on...nie mam pojęcia, ale dla niego raczej nie. miota się , planuje unieważnienie ślubu. tak naprawdę nie wiem do końca jakie z drzewa mojej decyzji są owoce. i które owoce są czyje, bo przecież chodzi nie tylko o moje decyzje, ale też o to ze tamten pan też decydował postąpić tak, a nie inaczej. ja od rozwodu mam jedną wartość, jedną miarę dobra. ja. nie ma nic ważniejszego niż ja. to co jest szczerze i prawdziwie dobre dla mnie złym być nie może. i mimo to bardzo daleko mi do egoizmu. ja wierzę że tak szczerze i prawdziwie kochać siebie to klucz do kochania kogokolwiek innego. człowiek który kocha siebie nie dopuści się zdrady, kłamstwa, oszustwa bo nie śmie takimi czynami splugawić/skrzywdzić tej tak mocno umiłowanej osoby- samego siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Owoce nie dojrzewają od razu. Poza tym dopiero posadziłaś to drzewo więc nie spodziewaj się owoców w pierwszym sezonie.;) Kurcze jak ja Ci zazdroszczę tej siły.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość very very
Rzekli Mu uczniowie: «Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić». Lecz On im odpowiedział: «Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!» pytanie : czy w tym fragmencie nie zawiera się stwierdzenie, że związek małżeński i przysięga małżeńska nie jest sakramentem dla wszystkich wiernych KK? Że są ludzie, którzy nie są do małżeństwa zdolni- z różnych powodów. Że tylko niektórzy są w stanie zrealizować treść przysięgi w swoim życiu (w związku), z racji swojej wewnętrznej prawości, dojrzałości ,osiągnięcia pewnego stopnia rozwoju wewnętrznego, itd. Natomiast pozostali-nie? Co o tym myślicie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mnie sie nie udało
Przysięga małżeńska ma charakter bezwarunkowy, jest deklaracją - ślubuję ci bez względu na to, czy ty będziesz się tak samo zachowywał wobec mnie. ... Wejście w małżeństwo z tym nastawieniem, bez wewnętrznego zezwolenia na rozwód, mobilizuje siły wewnętrzne do dialogu, w razie trudności przynosi rozwiązania, pobudza kreatywność i dodaje siły. Rodzi się pogłębiona postawa miłości. Niektórzy rezygnują z niej NIE wchodząc w małżeństwo, budując relację według własnych planów. Inni porzucają ją napotkawszy trudności. A jest to wizja pociągającą i piękną, choć wymagająca. Pokazuje miłość taką, za jaką tęskni ludzkie serce. Warto temu zaufać....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
philozoph--> drzewo sadziłam ponad 2 lata temu. spodziewam się to jakie owoce z czego są to się na łożu śmierci okazuje ;) very very--> ja bym bardzo była skłonna się zgodzić postawioną przez Ciebie tezą. bo na świcie serio sa ludzie, którzy do małżeństwa się nie nadają. philozoph--> powiedziałeś ze kwiatek to nie powód do rozwodu, a myślę że wiele kobiet by się z Tobą nie zgodziło. powiedz mi co myślisz o takiej sytuacji. spotyka się doje osób. on pewny siebie, zaradny zawodowo, lecz typ naukowy totalnie zapominalski roztrzepany i małomówny. ona zahukana dziewczynka z dobrego domu, naiwna i zakochana w romansidłach. spotykają się i przypadają sobie do gustu, bo łączy ich wiele. oboje cenią sobie spokój domowego ogniska, cenią wartości rodzinne, chcą mieć dzieci...chemia też zagrała. zakochują się i pobierają. oboje religijni, ślubują szczerze i ogromnie to przeżywają. mija czas. i przestają być szczęśliwi. ona by czuć się kochaną potrzebuje uwagi, drobnych prezencików, komplementów i gestów. on totalnie roztrzepany raz po razie zapomina o rocznicy, urodzinach i buziaku przy wyjściu z domu. ona nie umie się cieszyć jego sukcesami, doceniać za jego pracę zawodową i pieniądze które on przynosi do domu. zaczyna dziać się źle. oboje to widzą. rozmawiają szczerze o swoich potrzebach, może nawet korzystają z pomocy psychologa. on zapisuje sobie ważne daty w telefonie, ustawia przypomnienia, stara się ile może. stale się stresuje czy robi wystarczająco dużo, czy nie zapomniał o ważnej dacie i czy powiedział dziś komplement i kiedy ostatnio były kwiaty. okazuje uczucia w sposób mu nienaturalny, meczy go to, nie jest sobą. ona siedzi z czasopismem naukowym i wścieka się że nie może zapamiętać naukowych nazw, nie chce kolejny raz usłyszeć zarzutu, że go nie słuchała lub ze się nim nie interesuje. umiera z nudy. męczy się, nie jest sobą. każde z nich meczy się okazywaniem miłości i jednocześnie wyczuwa sztuczność w zachowaniach partnera. miłość z dnia na dzień z miesiąca na miesiąc gaśnie. choć walczyli i starali się o nią oboje. nawet nie można wskazać winnego. marzą o rozstaniu i o tym by mieć nową szanse na to by być szczęśliwymi w miłości. rozchodzą się. i co z przysięgą? utraciła ważność? złamali ją oboje? czy powód był wystarczająco ważki, by usprawiedliwić jej złamanie? z punktu widzenia osoby, która ma ciężej od nich to fanaberia. dla nich sprawa życia i śmierci. jeśli pozwolimy na relatywizm w tym kiedy wolno odejść od przysięgi to każdemu kto zdradza lub odchodzi i powie \"bo byłem nieszczęśliwy w moim małżeństwie\" musielibyśmy powiedzieć \"nie złamałeś przysięgi\". ja się skłaniam raczej do twierdzenia, ze przysięga jest absolutna i nie ma od niej zwolnienia. i ze z tego względu jest tylko dla wybranych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość błąd i racjonalizacja
ile tu racjonalizacyjnych przemysleń i jednocześnie jakie zabłąkanie- rozumienie pojęcia PRZYSIĘGA i sprowadzenie tego pojęcia do KONTRAKTU Małe przypomnienie- dyskutujecie w zasadzie o Przysiędze ślubnej w kościele katolickim - o przysiędze małżeństwa sakramentalnego - słowa przysięgi - ślubuję ci miłość , wierność i uczciwość małżeńską oraz to że nie opuszczę cię aż do śmierci - ta przysięga ma sens tylko dla wierzących, niewierzący nie mają podstaw ani prawa do składania takiej przysięgi przed ołtarzem KK Nie dziwię się temu że osoby którym było zbyt trudno żyć w zgodzie z przysięgą - zwykle odchodzą od wyznawania wiary, odrzucają zasady i powody religii - i racjonalizują, tworzą całą otoczkę przemyśleń logicznych i filozoficznych dla dostosowania sytuacji do siebie - nieraz z bólem ale i tak w rezultacie jest to odejście od wiary - bo nie da się inaczej. Bo ma się do wyboru - albo wytrwać w przysiędze - albo złamac przysięgę - która jest niezłamywalna i wiecznie wiążąca ( dla wierzących). Tak naprawdę z tej przysięgi wycofać się nie sposób dla wierzących, bo to dobrowolne zaproszenie Boga do małżeństwa i nie ma możliwości wyproszenia Boga za drzwi. Tu się kłania wiedza czym jest sakrament małżeństwa. Wytrwać w przysiędze , bez względu na to czy małżonek jest czy odszedł, nie oznacza obowiązku bycia w krzywdzącym związku, a nawet należy przejść w stan separacji jeśli małżonek krzywdzi żonę i dzieci, bo pozwolenie na krzywdzenie jest współudziałem w grzechu krzywdzenia, a tego wierzącemu uczynić nie wolno. Wierzący małżonek powinien wiedzieć również i to, że słowa - i nie opuszczę cię...w sytuacji wymuszonej separacji...może oznaczać modlitwę za nawrócenie i zbawienie duszy męża /żony....a niekoniecznie oznacza obowiązek bycia razem i pozwolenia na krzywdzenie się. Przysięga obowiązuje do końca i nie ma możliwości zwolnienia z niej....dla wierzących Nic więc dziwnego .....że niektórzy rezygnują z wiary....dla możliwości łamania przysięgi. Tylko po co dorabiać całą filozofię racjonalizującą łamanie przysięgi....tu nie ma miejsca na racjonalizację....nie wymyślajcie bzdetów filozoficznych .......skoro nie pasuje komuś ....niech pozostanie ateistą....niech nie składa przysięgi ślubowania przed ołtarzem KK....niech pozostanie na poziomie KONTRAKTU....z którego można się wycofać. I jeszcze ...niedotrzymanie przysięgi przez współmałżonka .....nie zwalnia ciebie z twojej przysięgi....bez względy na okoliczności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
błąd i racjonalizacja--> uważam że masz rację. żeby umożliwić sobie załamanie przysięgi i życie w szczęściu zrezygnowałam i z wiary i z Boga. i szczerze to przyznaję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
problem polega na tym że mało kto rozumie jaką przysięgę składa i mało kogo obchodzi czy para stojąca przed ołtarzem wie co robi. gdybym te 5 lat temu miała taką wiedzę o życiu jaką mam teraz to nie tylko bym ślubu nie brała ale nawet nie szła bym do bierzmowania. dziś jestem bardziej ateistką niż osobą wierzącą (jak ktoś mi powie że z wygody to muszę przyznać że nie bardzo mam jak zaprzeczyć, żyje w ideologi w której mi dobrze), gdy stałam przed ołtarzem byłam dzieckiem wychowanym w wierze katolickiej. wiara ta widocznie nie była prawdziwa skoro umarła, ale wtedy nie byłam tego świadoma. a w Boga, który z powodu młodzieńczej głupoty i nieświadomości skazuje na życie bez seksu i w bezdzietności nie wierzę. po za tym aspekt religijny przysięgo to jedno. ale każda przysięga ma wymiar etyczny, moralny niezależnie od wiary czy nie wiary. myślę że na forum, które jest wielowyznaniowe uniwersalniej było by ten moralny aspekt dyskutować, bo jest on wspólny i dla przysięgi religijnej i świeckiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość very very
Paradoksalnie czasem świadome odejście od wiary spowodowane wyrzuceniem poza nawias KK niemożnością uzyskania rozgrzeszenia (dot. praktycznie wszystkich rozwodników pozostających w stałych nieformalnych związkach) jest wyrazem traktowania zasad wiary bardzo serio. Jeśli świadomie łamię zasady,bo grzeszę- odchodzę od męża, nie czuje skruchy- nie ma dla mnie w tej społeczności miejsca, bo nie daję sobie przyzwolenia na relatywizm w kwestiach wiary i religii. Osoby, które tak rygorystycznie patrzą na sprawę, często mają o wiele wyższe morale, właśnie głęboką potrzebę wiary (rozumianej jako poszukiwanie prawdy, dobra i miłości) potrzebę rozwoju duchowego w sobie niż Ci, którzy religię i wiarę traktują jak naszą tradycję kulturową, nie zastanawiając się zbyt wiele nad jej głębszym sensem i własnym działaniem... Osobiście uważam ,że formuła "do grobowej deski bez względu na okoliczności" bez drugiej szansy na przysięgę ( w końcu człowiek słaby i błądzi i zasługuje na drugą szansę ;) ) krzywi ludziom życia. Złamanie przysięgi skazuje człowieka na resztę życia w grzechu (no chyba że człowiek się zdecyduje zostać pustelnikiem), bez możliwości uzyskania rozgrzeszenia , bycia chrzestnym itd.) Z czysto ludzkiego punktu widzenia patrząc na skale problemu jest to kompletnie nieżyciowe. Chociaż naprawdę nie mam pomysłu jak to powinno wyglądać, to wiem, że praktycznie dla rozwodników skazanych na "out" z KK na dzień dzisiejszy nie ma żadnej dobrej propozycji i w sumie jest to dla nich krzywdzące. Choćby ich wiara była głęboka, choćby chęci były ogromne, out to out.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość very very
Patrząc na to jak wysoko jest ustawiona poprzeczka zasad KK dot. małżeństwa nasuwa się wniosek, że to nie jest dla ludzi. Ideał wygląda tak: brak doświadczeń seksualnych przedmałżeńskich, obowiązek czystości przedślubnej ,a więc i brak doświadczenia życiowego na wielu polach, młody wiek, w którym człowiek jeszcze naprawdę mało o sobie samym wie, i wreszcie pierwszy i równocześnie ostatni partner. Każde wnosi ze sobą swój mały bagaż problemów natury psychologicznej przy tym, wzorce wyniesione z domu. Pierwsza i jedyna akcja, bez przygotowania i próby generalnej. To się nie może udać :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość very very
błąd i racjonalizacja ile tu racjonalizacyjnych przemysleń i jednocześnie jakie zabłąkanie.... Możemy sobie tu teoretyzować na wszelkie możliwe sposoby, ale spójrzmy na siebie samych. Czy wcielamy te ideały we własne życie?? Błąd i racjonalizacja doceniam Twoja wiedzę i wnikliwość obserwacji, lecz jak to wyglada u Ciebie? Bo jeśli ktos z tak doskonałym zrozumieniem tematu ma w swojej historii na koncie jakies "zbłąkanie" ( a mam tu na myśli nie tylko łamanie przysięgi małżeńskiej) to dla kogo w takim razie jest ta wysoka poprzeczka??? :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No dobra. To troszkę się odniosę do powyższych wypowiedzi. Oczywiście są to moje subiektywne opinie i nie należy ich traktować jako rodzaj \"wykładni\" w sprawach przysiąg. Oczywiście jak to napiszę to zaraz ktoś zacznie pisać że Bóg i coś tam to jedno, albo że wiara to coś tam. Nie należy stawiać znaku równości pomiędzy religią a wiarą. To są dwa zupełnie inne zagadnienia. Tak samo Boga nie należy równać do Kościoła (chyba dokładniej powinienem nazwać to obrządkiem lub związkiem wyznaniowym). To też zupełnie dwie różne sprawy. I to że ktoś tu zaraz zaleje forum \"dowodami\" że ma racje dla Boga i wiary nie ma to najmniejszego znaczenia. Natomiast taki wywód ma olbrzymie znaczenie dla religii i kościoła (w rozumieniu j/w). Ja mam taki prosty przykład że ateista może być bardzo pobożną osobą. Mam takiego ulubionego świętego Augustyn. :D Oprócz tego że na jego naukach spalono X tysięcy ludzi na stosach to u schyłku powiedział takie zdanie: \"Kochaj i czyń co chcesz\" I jeśli ateista potrafi obdarowywać taką prawdziwą, czystą, niezachłanną, bezinteresowną miłością (nie koniecznie w stosunku do małżonka ale do ludzi i świata w całości) to jest osobą jak najbardziej pobożną. Gwiazdko doskonale wiesz o jakiej miłości mówię. very very według mnie ma rację. Choć może bardziej powiedziałbym że rezygnacja z religii jest wyrazem traktowania wiary na serio. Tak Gwiazdeczko ja się z tobą zgadzam w 100%. Nikt nas nie uczy znaczenia przysięgi, znaczenia słowa miłość i wielu innych które wymawiamy. W Twoim przypadku musiałaś przejść swoją \'smugę cienia\" żeby to odkryć. Ja miałem to szczęście że zanim złożyłem pierwszą przysięgę ktoś poświęcił mi rok czasu bym na pewno zrozumiał co znaczy \"z własnej, nieprzymuszonej woli\", \"w pełni siwadomie\", \"nadać wartość swoim słowom\". Bo mniej więcej tak ona brzmiała. Także mając 14 lat doskonale wiedziałem co mówię i jakie będą tego konsekwencje. I pomimo że niby nie należę oficjalnie od jakiś 10 lat do tej grupy to przysięgę nadal zachowuję bo uczyniłem to z własnej nieprzymuszonej woli i w pełni świadomy. Tak nawiasem złożyłem przysięgę wojskową. Tej nie zachowuję choć też złożyłem ją z pełną świadomościom. Ale nie zrobiłem tego z własnej woli, zrobiłem to żeby nie siedzieć kilku lat w więzieniu. Dlatego nie uznaje ważności tej przysięgi. he he no Gwiazdeczko ten przykład z mózgowcem i uczuciową laską to jest bardzo fajny przykład:) Taki bardzo namacalny, ale nie do tego że kwiatki maja jakieś znaczenie. Bardziej na to że ludzie nie wiedzą o co w tym wszystkim chodzi:). Co do całej historii to nasuwa mi się jeden cytat: \"Panie nie poczytaj im tej winy, bo nie wiedzą co czynią\":D Ale wyciągnę też jeden element żeby potwierdzić że ludzie nie wiedzą co mówią. Ja zakończę to nieco wulgarnie, skorzystam z okazji żeby wielu tępym babom coś uświadomić. Nie odbierajcie tego osobiście. Zapyliste słowo \"chemia\", \"była chemia\", \"czuło się chemie\". :D:D:D:D:D Brytyjczycy prowadzili takie fajne badania nad reakcjami nazwijmy to \"chemicznymi\" w ludzkim organizmie. Polegało to na pomiarze \"chemii\" przed i po jakimś zdarzeniu i odszukaniu podobnych reakcji po innym zdarzeniu. Ubawił mnie orgazm u facetów. :D okazało się że reakcje przed i po orgazmie są praktycznie takie same jak przed i po wbiciu igły z zastrzykiem. No i tu porozmawiajmy sobie o miłości:) Okazało się że reakcje przed kocham i po kocham są praktycznie takie same jak przed zjedzeniem i po zjedzeniu pączka. :D W takim razie powstaje pytanie czemu nie mdlejemy i nie mamy kiślu w majtkach po zjedzeniu pączka. Wyobraźnia. To nasza wyobraźnia. Co ciekawsze przecież większość ludzi (wyłączając osoby chore) kontroluje wyobraźnię świadomością. Wnioski pewnie sobie sami wyciągniecie. Dla mnie to jedynie przeniesienie odpowiedzialności za swoje czyny na nic nie znaczące zjawisko chemiczne. Jak jesteście wrażliwi to tej części nie czytajcie Tempe cipy, jak wam kurwa siada ta jebana chemia to pierdolnijcie se ze dwa pączki i skończcie dupczyć farmazony. Sorki ale musiałem sobie ulżyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
philozoph--> w twoim rozumowaniu jest zasadniczy błąd. słowo pączki bezwzględnie należałoby zastąpić słowem czekolada :P co do tej chemii to sie trochę nie zgadzam. jest coś takiego co sprawia, że emocje w pierwszych latach związku samoistnie są silniejsze, a czasem nawet tak silne, że wybaczamy skurwysyństwa. ja po przejściu załamania wtedy w szpitalu byłam tego \"dopalacza\" pozbawiona zupełnie. mało kto ma takie doświadczenia utraty chemii z dnia na dzień (tłumaczył mi psycholog, że to naturalna reakcja obronna organizmu w sytuacji w której ja byłam...organizm wyłącza chemię odpowiedzialną za uczucia by chronić psychikę przed bólem) bez tego trudniej trochę o wyrozumiałość, ale i trudniej czuć się zranionym. to nauczyło mnie tego czym jest chemia i że jest nic nie warta. jak czytam, że jakaś ma problem i chce zakończyć związek bo \"już nie mam motylków w brzuchu jak go widzę\" to mam ochotę popukać się w czoło i odpisać trochę Cię cytując \"idź się najedz czekolady\". chemia jest i czasem się rzuca na mózg, ale ona ma tylko dopomóc rodzącemu się uczuciu, a nie odwalić za nas robotę. cały problem w tym że małe dziewczynki oglądają bajki dla małych dziewczynek, czytają i oglądają słodkie romansiki dla małych dziewczynek i są wychowane w kulcie tej nieszczęsnej chemii. ps. a z tym kiślem w majtkach to nie masz racji. to co ja mam w majtkach po zjedzeniu wuzetki jest tego jawnym zaprzeczeniem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I to jest prawidłowy sposób pojmowania. To chemia jest pomocą, a nie sednem sprawy. Nawet powiem więcej, tylko tego jeszcze nikt nie udowodnił tego tak 100% ale większa część tej \"chemii\" uwalnia się pod wpływem wyobraźni (daltego twoje P.S. jest całkiem uzasadnione i normalne ;)). Podążając dalej tym tokiem dochodzimy do momentu że wyobraźnia jest jednak kontrolowana przez świadomość. Przykładem mogą być choroby typu shizofremicznego (nie jestem pewien czytak to się pisze) gdzie ludzie z różnych powodów tracą tę kontrolę. No i teraz wielu ludziom przewrócę świat, jutro dzienniki będą pełne samobujców. Skoro nasza świadomość kontroluję wyobraźnię to znaczy że świadomie decydujemy o miłości. Czyli miłość nie jest \"chemią\" tylko jest decyzją. Miłość jest decyzją i decyzja jest jej przyczyną. Reszta czyli wyobraźnia, chemia i inne duperele mają nam ułatwić (albo utrudnić) działania podjęte przez nas w skutek tej decyzji. Co do tego co mówił Ci lekarz to jest prawda. Ja zaliczyłem 8 lat takiego niebytu.... uuu masakrycznie było....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
philozoph--> mi świata nie przewróciłeś. ja się zgadzam że miłość jest decyzją. podobnie jak inne uczucia np. nienawiść, szczęście. jak się to zrozumie to jest o wiele łatwiej kochać. a świadomy ba trochę nawet rozumowy wybór partnera nie wyklucza uczucia miłości. podam przykład ze swojego życia taki może bardo zwyczajny. bałaganiarstwo cecha dość często posiadana przez panów. jak poznałam męża zakochałam się i totalnie nie patrzyłam na to czy jest bałaganiarzem czy nie, bo to przecież błahostka nie istotna. 2 lata później zbierając papierki czy skarpetki myślałam sobie "dlaczego musiałam się zakochać w takim bałaganiarzu" i złościłam się na bałagan. jak poznałam obecnego partnera i weszłam pierwszy raz do jego mieszkania to pomyślałam "kurde ale ma bałagan, bałaganiarz okropny. czy ja chce bałaganiarza?" podumałam chwile i uznałam ze tak chce właśnie tego bałaganiarza. i dziś po 2 latach zbierając papierki i skarpetki myśl "sama chciałaś mieć tu porozrzucane skarpety" i się nie złoszczę wcale. ta świadomość ze wybieramy sobie kogoś do kochania, a nie że jakaś tajemnicza magiczna miłość wybiera za nas bardzo ułatwia życie. gdy jesteśmy nieszczęśliwi nie stawiamy sobie pytań "czemu musiałam się zakochać w taki a takim", lecz wiemy że ponosimy konsekwencje własnych wyborów. to budujące że to jak jest w naszym życiu zależy od nas samych od naszych decyzji...rodzi sie świadomość że możemy wybudować co tylko zapragniemy. jak dobrze jest kroczyć drogą którą sobie wybrałeś, a nie taką na jaką rzuciły cię fale życia. ile w tym siły! ktoś napisze że wyrachowanie miłość wyboru. a gówno prawda! to jest piękne i cudowne aż do bólu, że druga osoba zna cię i z pełną świadomością właśnie Ciebie, Ciebie takiego jakim jesteś wybrała na towarzysza swojej drogi. ile akceptacji z tego płynie. czyż nie cudowniej jest być tak kochanym niż być kochanym bo na kogoś spadło niekontrolowalne uczucie? Zrozumienie tego przyczyną samobójstwa? No co ty! To powód by płakać z zachwytu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Zrozumienie tego przyczyną samobójstwa? No co ty! To powód by płakać z zachwytu." He he jak ktoś sobie uświadomi że do tej pory to były "zachcianki" a nie miłość i że nikt inny tylko ON/A za to odpowiada to może wyskoczyć:) A to co opisałaś z tym bałaganem to nie jest "wyrachowanie" tylko świadome przyjęcie i obdarowanie miłością. I TO JEST PIĘKNE:) Tak wracając do tematu topiku, przysięga staje się przysięgą właśnie w kontekście takiego zrozumienia o jakim piszesz. Do puki nie jesteś świadoma i nie czynisz tego z własnej woli to przysięga ma moc jedynie poetycką. Hej głupie lachonie poczytajcie sobie co ta kobieta pisze:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
philozoph--> niestety głupie lachonie tu nie zaglądają ;) przysięga ma moc poetycką. hmm...ja mam mam poezję w dużym poważaniu. jak przysięga nie ma mocy przysięgi to nie ma żadnej. trochę odeszliśmy wykładowcy od tematu, ale fajnie bo mamy naprawdę dobrą puentę :D pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Błąd i racjonalizacja
miłość jest decyzją i wiąże się z odpowiedzialnością Bingo, strzał w dziesiatkę ale mało kto wie o tym że miłość jest decyzją i oczywiscie o tym że chemia i inne duperele tylko dają punkt zaczepienia a dalej wszystko jest wynikiem decyzji...o ile podejmie się taką decyzję Tu wrócę do słów z Przysięgi...ślubuję ci miłość.....często są wypowiedzi typu - jak można ślubować miłość bo ponoć nie ma się na to wpływu......i tu podstawowy błąd w mysleniu, wynikający pewnie z utożsamiania miłości z motylkami, z chemią a miłość to coś znacznie więcej....i wynika z decyzji, a taka decyzja umożliwia utrzymywanie i motylków i chemii w stopniu wystarczającym dla udanego szczęśliwego życia ........więc można ślubować na zawsze....i zrealizować na zawsze....chyba wszystko sprowadza się do pilnowania aby nie odejść od decyzji problem pojawia się wtedy , gdy nastąpią okoliczności, które spowodują że trwanie w decyzji o miłości wywołuje cierpienie, wtedy szukamy rozwiązania i sposobu odejścia od decyzji....a w konsekwencji prowadzi to do odejścia od PRZYSIĘGI....albo niekoniecznie musi dojść do złamania przysięgi - jeśli uda się przekształcić miłość dającą cierpienie ...w miłość nie powodującą cierpienia (np. taką miłość bliźniego jaką mamy do wszystkich ludzi....to jest zagadnienie które mnie nurtuje - szukam odpowiedzi snując przemyślenia). Realizacja pozostałych elementów PRZYSIĘGI nie musi dawać cierpienia (to zależy od wielu okoliczności - i od naszego wyboru), jedynie miłość . Więc co zrobic z miłością? Podjąć inną decyzję? i wygasić miłość - owszem można, tylko jak to zrobić aby jednak jednoczesnie wytrwać w PRZYSIĘDZE ? Myślę że z takim dylematem spotyka się osoba która która pragnie pozostać wierząca i nie szuka ucieczki od problemu w racjonalizacji. Osoba dla której PRZYSIĘGA ma priorytetowe znaczenie i która takiego dokonała wyboru. Dotrzymanie przysięgi, mojej przysięgi, dotyczy tylko mnie, bez względu na to co się dzieje ze współmałżonkiem i jak on żyje. Współmałżonek niech sam odpowiada za siebie i swoją przysięgę. Łatwiej mają ateiści, tylko im zazdrościć tej łatwości, ale i tak nie pragnę ateizmu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Błąd i racjonalizacja--> wiesz gdzie jest problem? w tym jak okazuje się że zdecydowałaś się na życie z kim kogo nie znałaś. eks nie wiem czy był taki od początku czy zmieniła go choroba. odeszłam bo nie chciałam żyć z kimś kto codziennie torturuje moja psyche. może nawet dało by się tu utrzymać przysięgę miłości (kochając tą osobę jak bliźniego) i nie opuszczania (przez modlitwę) i uczciwości małżeńskiej (szczerze wyznając powody odejścia i uczucia jakie się ma w środku). ale jest jeszcze ostatni element tej przysięgi - wierność. to on jest główną przyczyną odchodzenia od wiary. żeby to dotrzymać po odejściu nie można wejść w inny normalny związek. taki seksem i dziećmi. i tu jest problem i pies pogrzebany. nikt nie chce iść przez życie sam i nikt nie chce dziesiątaki lat pokutować za podjęcie błędnej decyzji samotnością. to już mordercy mają lepiej bo po 25 latach wychodzą z kryminału i mogą zacząć życie od nowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nawet jeśli wychodzi przysięga sie wiedząc, że to decyzja to ludzkim jest się z niej wycofać...np gdy nas ta decyzja przerasta. dla mnie decyzja która niszczy życie nie jest warta by w niej wytrwać. sam pomysł przysięgi, która jest decyzją która może się z przyczyn niezależnych do przysięgających stron obrócić w coś niszczącego życie i szczęście jest według mnie po prostu z gruntu zły.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mgr filozofii plci zenskiej
17:02 [zgłoś do usunięcia] philozoph Nie mnie to oceniać. Nie mam takiej mocy. Nie potrafię powiedzieć czy Twój lęk był wystarczającym powodem, kwiatki na pewno nie są powodem. Tu ucieknę od tematu przysięgi. Moja żona ma ciekawy sposób odróżniania dobra od zła. Bardzo często w danej sekundzie mamy problem z takim rozróżnieniem. Ona powiedziała mi że można to odróżnić po owocach. Ja wiem że nie za bardzo przepadasz za Biblią, ale to tam jest nawet fajnie napisane. Tu jest ktoś kto ma to obcykane i pewnie napisze to w pełnym cytacie. Leci to mniej więcej tak: "bo złe nie może przynieść dobrego owocu, a dobro nie zrodzi złego". Jak się nad tym głębiej zastanowiłem wiele moich rozterek zacząłem oceniać inaczej. I tu powrócę do przysięgi. Jakie są owoce tego że "zerwałaś" przysięgę. Jeśli dobre to nie zerwałaś bo zerwanie jest złe i nie przyniesie dobrych owoców. I tak Cię podziwiam. "Ło matko wiozą krew do szpitala, jakby ktoś pytał to poleciałem się nachalć" (Film o pszczołach) Czyli, jesli ktos kogos bije, katuje i zdradza i w nastepstwie tego odchodzisz od niego i poznajesz wyjatkowego partnera, to Twoj ex wysawiadlczyl Ci dobro, bo owoce sa dobre

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mgr filozofii plci zenskiej--> ta teoria owoców jest bardzo mglista. byłe małżeństwo dało mi szkołę życia, nauczyłam się wiele i dzięki tej wiedzy jestem teraz szczęśliwa z innym facetem. owoce są wspaniałe dojrzałe i słodkie. ale to nie są owoce tego co robił były mąż. to są owoce tego co ja postanowiłam uczynić z doświadczeniami, które mnie spotkały, owoce tego co ja uczyniłam ze swoim życiem. to tak jak z krowim łajnem. jeden w posiadaniu krowiego łajna nad nim płacze, inny rzuca nim w innych, a trzeci robi świetny kompost. kto rodzi owoce? jabłoń czy kompost którym ją nawozisz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mi mała--> nie, nie rozumiem. dla mnie ślubować, przysięgać czy przyrzekać to słowa o dokładnie tym samym znaczeniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mgr filozofii plci zenskiej To nie partner przynosi owoce tylko Twoje decyzje:) It is easy.:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja jeszcze takie przemyślenie dopiszę. zauważyliście że ludzie ogólnie mają takie poglądy z jakimi im łatwiej? ja tu bronię jednoznaczności przysięgi, bo tak mi łatwo. tak, tak. to proste i łatwe powiedzieć sobie złamałam, bo nie wytrwałam. tak było i już. dzięki temu mam przed oczami coś co uważam za prawdę o sobie. i to jest dla mnie łatwiejsze niż szukanie usprawiedliwień, niepewnych relatywizmów, granic do których przysięga obowiązuje itp. lubię mówić, że życie jest tylko tak skomplikowane jak sobie je sami skomplikujemy. i że ważna jest tylko przyszłość. każda chwila może być chwilę odrodzenia. przeszłość, każda przeszłość jest tylko nawozem i od Ciebie zależy co z nim zrobisz. jeśli Bóg istnieje to nie wierze, że ocenia całe nasze życie, już raczej ocenia to kim się staliśmy (co zrobiliśmy z nawozem), kim jesteśmy w chwili gdy powoła nas do Siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja jeszcze takie przemyślenie dopiszę. zauważyliście że ludzie ogólnie mają takie poglądy z jakimi im łatwiej? ja tu bronię jednoznaczności przysięgi, bo tak mi łatwo. tak, tak. to proste i łatwe powiedzieć sobie złamałam, bo nie wytrwałam. tak było i już. dzięki temu mam przed oczami coś co uważam za prawdę o sobie. i to jest dla mnie łatwiejsze niż szukanie usprawiedliwień, niepewnych relatywizmów, granic do których przysięga obowiązuje itp. lubię mówić, że życie jest tylko tak skomplikowane jak sobie je sami skomplikujemy. i że ważna jest tylko przyszłość. każda chwila może być chwilę odrodzenia. przeszłość, każda przeszłość jest tylko nawozem i od Ciebie zależy co z nim zrobisz. jeśli Bóg istnieje to nie wierze, że ocenia całe nasze życie, już raczej ocenia to kim się staliśmy (co zrobiliśmy z nawozem), kim jesteśmy w chwili gdy powoła nas do Siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Błąd i racjonalizacja
gwiazdeczko piszesz że mój problem wynika stąd że zdecydowałam się na życie (bycie) z kimś kogo nie znałam to nie tak - bo mozna by powiedziec to każdej parze małżeńskiej- czy jest możliwe aby kogoś poznac do końca ? w momencie zawierania ślubu? A co z elementem czasu? Przecież ten którego jakoś tam znaliśmy....zmienia się z upływem lat....i może umiejętnie ukrywa tę zmianę? Czy jest TO możliwe? TAK, bo właśnie tak się dzieje, i nie mamy szans aby taką zmianę wykryć,,,tę drugą umiejętnie ukrywaną prawdziwą twarz. Decyzję na małżeństwo podejmujemy w momencie ślubu, w oparciu o wszystko co sobie uświadamiamy w tamtym czasie.....to wtedy decydujemy się na bycie z kimś.....i w tamtym momencie wcale to nie musi być błąd. A potem jest życie ....lata płyną.....dalej jesteśmy z tym kimś ...bo nie wiemy że ten ktoś stał się kimś innym...to jest przed nami umiejętnie ukrywane....do czasu. Mój problem nie wynika z tego że jestem z kimś bo podjęłam kiedys decyzję bo nie znałam kim jest... takim jak jest stał się później...ja nie mam takiego problemu...bo moim wyborem stała się separacja...wiem juz kim jest i nie mogę być razem i czuję się w porządku zgodnie z przysięgą - ślubowaniem i otrzymanym sakramentem.... Stała się sytuacja w której osoba wierząca powinna przejść w stan separacji....i tak się stało. W jakimś sensie jest mi łatwo z problemem wierności.....nie pragnę bycia w związku z kimkolwiek i jest mi z tym dobrze. Niemniej rozumię osoby które szukają i znajdują innego partnera...to takie ludzkie pragnienia...zwłaszcza jak nikogo przy tym nie krzywdzą bo wiążą się z wolnym człowiekiem......nawet jeśli świadomie decydują się na życie w grzechu. Właśnie, w grzechu....bez wmawiania komukolwiek że to nie może być grzech ...i wymyslanie sobie że Bóg to zaaprobuje bo to takie przyjemne życie więc nawet Bóg nie może mieć nic przeciwko...to już jest racjonalizacja i dostosowywanie Boga do swoich pragnień - taka postawa już budzi mój sprzeciw, takie stawianie się powyżej Boga. Taki dylemat ma wiele osób, bo nie można jednocześnie być z Bogiem i przeciw Bogu, często ludzie wybieraja ateizm w tej sytuacji - to jakieś wyjście w sytuacji bez wyjścia. Nawet się temu nie dziwię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak to dobrze
że Bóg jest miłoscią, a nie tym czym chcieliby Go widziec księża i ortodoksi. Jak dobrze ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×