Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Uznanie za aksjomat stwierdzenia o \"scalaniu zwiazku przez dziecko\". Czyli - wydanie na swiat kolejnej istoty juz z samej racji istnienia odpowiedzialnej za zwiazek rodzicow. Paranoja jakas... Kolejna ucieczka od wgladu w siebie i szukania rozwiazania w sobie. Dziecko to kolejne obowiazki a nie tasma klejaca dla czegos co sie rozlatuje i bez niego. Dziecko to wstawanie w nocy, regularne karmienie, brak czasu, kupki, zupki, pieluchy. I niby w jaki sposob ma \"scalic\" zwiazek? Obecnosc dziecka spowoduje tylko wieksze oddalenie sie rodzicow od siebie (matka zajeta dzieckiem; ojciec uwazajacy ze powinno sie samo naprawic bo jest dziecko) i pretensje - w koncu do tego wlasnie dziecka. Ze nie scalilo zwiazku. I kolejne oddalanie sie od zrodla problemu - od nas samych. Uwazam ze to najgorsze z wyjsc - zrobmy sobie dziecko to nasze malzenstwo sie nie rozpadnie. Inna-ja - obiecalam ze cos napisze. Banalem bedzie stwierdzenie ze Twoja sytuacja wyglada na bardzo pogmatwana... W gruncie rzeczy chodzi tutaj o nalog, uzaleznienie - takie samo jak papierosy, alkohol czy hazard itp. Jestes uzalezniona nie od samego X - ale od myslenia o tym \"co by bylo gdyby\" - i od ucieczki w to \"co by bylo\" jak dzieje sie cos nie tak w Twoim zwiazku. Zwiazek z X istnieje bardziej w Twojej wyobrazni i jest wygodnym wyjsciem - zeby nic nie robic z biezacym zwiazkiem. Zeby nie szukac rozwiazan tu i teraz - ale bladzic wyobraznia, wracac do kogos kto nie jest tym kim chcialabys zeby byl... I tak naprawde nigdy nie byl. To Ty sama nadalas mu takie znaczenie. Jemu z tym wygodnie, moze ma jakies sprawy zwiazane z szukaniem potwierdzenia wlasnej wartosci - i Ty mu to zapewniasz? Podstawowe pytanie: co TY z tego masz? Jakie korzysci? Jakie wygody? Bo chyba szarpanina o jakiej piszesz do nich nie nalezy... A co do pani psychiatry - moze poszukaj dobrego psychologa. Niech pomoze Ci w leczeniu nalogu bo brniesz w to z latami coraz glebiej - a jest to taki zbedny byt. To ze maz jest troskliwy, opiekunczy itp - nie musi miec znaczenia jesli nie jest dla Ciebie odpowiednim partnerem. Ale jesli - jak piszesz - widzisz ze warto walczyc o ten zwiazek, warto go utrzymac bo jednak wierzysz ze maz jest dla Ciebie odpowiednim partnerem - to cos trzeba zrobic. Sama widzisz ze nawet gdybys uciekla na drugi koniec swiata to i tak bedziesz wracac emocjonalnie do X. Wystarzcy Ci mysl ze on jest - wystarczy ze wyobraznia zacznie pracowac - i juz przestawia sie wylacznik. Pewnie czesto sie to zdarza jak cos nie gra w malzenstwie. Wtedy przychodzi mysl: z X byloby lepiej (tzn taki impuls - bo byloby inaczej a nie lepiej, ale tego \"inaczej\" to Ty nie znasz wiec uznajesz za \"lepiej\"). Uciec mozna od kogos fizycznie - ale od siebie uciec sie nie da. Ty masz problem nie z X ale ze soba. I bardzo dobrze ze juz masz wieksza swiadomosc, ze chcesz cos z tym zrobic - bo tak sie zyc nie da. Powyzsze pisze z punktu widzenia siebie - osoby doroslej. Ale na poczatku mialam mysli z poziomu wewnetrznego dziecka. I wlasnie odkrylam ze potrafie je odroznic, ze nie identyfikuje sie juz w 100% z tym co mysli i czuje moje wewnetrzne dziecko, pozwalam mu na odczuwanie wlasnie tego co czuje, akceptuje go takim ale jednoczesnie mam swiadomosc ze dorosla ja (poprzez doswiadczenie zyciowe i prace nad soba, wyciagniete wnioski itp) tak nie mysle bo jesli bede myslala moim wewnetrznym dzieckiem to sprawie sobie i innym bol. Bo to moje wewnetrzne dziecko nie jest w pelni wyleczone, ono jeszcze ma zal, cierpi - i jak przeczytalo o tym jak w chorobie maz sie zaopiekowal ot tak bezinteresownie, bezwarunkowo inna-ja to ono oddaloby wszystko zeby ktokolwiek tak sie nim zajal i zrobiloby wszystko - bo nikt nigdy tak go nie traktowal. Czyli - Twoje wypowiedzi mialy podwojna moc i korzysc - bo i dla siebie tez cos z nich wynioslam. teraz jako osoba dorosla potrafie zadbac o siebie lepiej lub gorzej - ale wciaz ucze sie jak zadbac o moje wewnetrzne dziecko zeby nie bylo mu przykro, zeby nie czulo sie wciaz niepotrzebne, porzucone i niechciane, jakby wszystkim przeszkadzalo samym istnieniem - co dopiero jak jest chore i wymaga opieki... Jeszcze nie mam na tyle umiejetnosci aby sie nim zajac - ale tak samo bylo z niemowleciem i dalam rady, doroslo - a tez sie balam ze nie podolam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneil ja się zgadzam z tym co napisałaś, dziecko to nie jest jakiś przedmiot i nie może służyć żadnemu scalaniu .... zwłaszcza związku który już prawie nie istnieje Zawsze chciałam mieć więcej dzieci i szczęśliwą rodzinę ..... ale już po urodzeniu syna zrewidowałam te plany odnoście większej ilości dzieci .... z moim synem zawsze czułam się tak jakbyśmy tylko byli we dwójkę .... samotnie z wszystkimi radościami i smutkami ........... Teraz myślę, że myślenie M. polega na tym że może jakby mnie namówił na dziecko to na nowo udałoby mu się mnie "uwiązać" ..... myślę, że to jest właśnie poziom jego myślenia .... co do tego że znowu byłabym tak na prawdę sama tylko że z dwójką dzieci to nie mam wątpliwości .... A on kolejne dziecko wykorzystywałby do swoich gierek ..... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oneill ❤️ :-) Dziękuję za wszystko co napisałaś do mnie. Ja poczułam sie zmęczona czytaniem/byciem na forum/analizowaniem/mysleniem/docieraniem/zabyt wiele chłonę ostatnio. Dlatego wiem i czuje że dobrze zrobi mi przerwa. 🌼 Serdecznie wszystkich pozdrawiam !! :-D Narazie ! papa :-D 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
inna 😍 Bingo :D Patrz tak , jakbys patrzyła oczyma kamery. \\Obserwuj i zastanawiaj się, jak sie zachowujesz, ruszasz, co mówi Twoje ciało? To bardzo ciekawe doświadczenie. A swój umysl obserwuj tak\' Obserwowanie “myślącego umysłu”. Tolle mówi o tym, że brak świadomości wynika z naszego identyfikowania się z umysłem. Innymi słowy, wydaje nam się, że jesteśmy umysłem, a nie, że posiadamy umysł. Początkiem uwolnienia się od “tyranii umysłu” jest uświadomienie sobie swej odrębności. Dlaczego nazywam to tyranią? A zastanów się, ile razy ten głos w twojej głowie nie pozwalał ci zrobić czegoś na co miałaś ochotę, krytykował cię i ganił? Ile razy doprowadzał do tego, że się niepotrzebnie martwiłeś? Jak często nie lubisz tego, co słyszysz w swojej głowie? Jak się uwolnić? Na początek można po prostu zacząć obserwować swoje myśli jako niezależny obserwator. Nie oceniaj i nie gań siebie za “złe myśli”, bo to jest powrót do starego układu. Po prostu słuchaj, możesz też zapisywać swoje obserwacje. Słuchaj co się dzieje w konkretnych sytuacjach, obserwuj jakie słowa twojego głosu wywołują w tobie negatywne emocje, jakie masz odruchowe myśli. Wkrótce poczujesz, że faktycznie są myśli i jest “ten, który myśli”, ale także jest “ten, który obserwuje myślącego”. To właśnie ty, ten prawdziwy, najczystszy ty. Dzięki temu będziesz mogła się zdystansować od swoich reakcji, zobaczyć je w pełnej krasie i zmienić. O wiele łatwiej jest zmieniać coś patrząc na to z boku, niż zmieniać coś co uważamy za część siebie. Nie jesteś swoimi emocjami, odczuciami i reakcjami. Zauważając to, wchodzisz na zupełnie inny poziom świadomości i nagle zyskujesz nowe możliwości działania i odczuwania. Skutkiem ubocznym (choć patrząc z innej perspektywy, może to być też główny cel) takich ćwiczeń obserwacyjnych jest to, że “przyłapanie” jakiejś myśli ze świadomością, że jest się czymś od niej odrębnym, osłabia jej moc. Taka myśl odpływa, bo nie jest nas podtrzymywana. W konsekwencji można doświadczyć luki między myślami, miejsca w którym przez moment nie ma żadnych myśli. Jest to stan najwyższego spokoju, radości i czystego istnienia. Nie ma myśli, nie ma zmartwień, nie ma porównań, ocen, przekonań. Jednocześnie jest pełna świadomość, a zmysły odbierają niczym nie zakłócone bodźce. Z początku te przerwy między myślami są bardzo krótkie, ale można je stopniowo wydłużać. Mistrzowie potrafią trwać bez przerwy w takim stanie długimi godzinami. Mi osobiście zdarzyło się doświadczyć tych krótkich chwil i to samo w sobie było niezmiernie przyjemne. Zaś z obserwatorem jestem już od jakiegoś czasu dość mocno zaprzyjaźniona. Jest on bardzo pomocny w rozwiązywaniu różnych problemów i uniezależnianiu się od nawykowych reakcji. Zacząć można od krótkich sesji obserwacji, a z czasem obserwacja zacznie się pojawiać spontanicznie. Najważniejsza jest decyzja i chęć zmiany dotychczasowego sposobu. Czy naprawdę chcesz się uwolnić? Tylko obserwuj, reszta przyjdzie sama :D Nie mogę Ci przesłac książki, bo nie mam e-booka. Moja wersja papierowa składa się z kawałków, ale jest bezcenna. Niebieska 😍 Ty sobie świetnie radzisz. Wiesz, czego chcesz i realizujesz to konsekwentnie. :D Jest taka książka \"Toksyczne słowa\", która uczy jak radzić sobie ze słowną agresja i atakiem. Jak się nie tłumaczyć, jakich słów używać, by osiągnąć pożądany efekt. A jeśli Ty się tego nauczysz i zaczniesz to stosować, to zdziwisz się , jak szybko zacznie Cię naśladować Twoje dziecko. Nie tylko zaczniesz sobie radzić ze słowna głupota i agresja męża, ale wyposażysz swoje dziecko na całe życie. Ty możesz się męża pozbyć, ale ojcem będzie do końca życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
inna 😍 Ja chyba nie pisałabym, że to X jest dla Ciebie gnębicielem. To TY SAMA jesteś dla siebie gnębicielem. Bo jak wytłumaczyć to, że wybierałaś bardziej chorych partnerów. Męża wybrałaś, a nie X, bo WTEDY był bardziej chory. Potem pewnie w dużym Twoim zdziwieniu zaczął zdrowieć . I co się wtedy stało? Zaczął być nudny, nie fundował Ci tych pięknych jazd na emocjach. Kiedy więc zjawił się X z tymi pięknymi jazdami, poszłaś jak w dym. A dlaczego nie miałas iść? Znałaś to od dziecka, więc było i jest Ci to bliskie. Mąż, zdrowiejący z czasem, do tego kochający i wybaczający - jakże nudny!!!! I X, chory i jeżdżący na dużych emocjach, - jakże stal się bardziej atrakcyjny. A przecież wybrałas kiedyś mężą, więc X nie byl WTEDY tak atrakcyjny. Myślę, że warto zdać sobie sprawę z tego schematu. Ale tak naprawdę myslę, że masz w życiu farta. Bo masz kogoś-męża, chyba zdrowszego od Ciebie na tym etapie, który może ciągnąć Cię w górę. Na podstawie swoich wlasnych doświadczeń mogę napisać, że we mnie stale występują chore schematy. Obserwuję siebie, obserwuję chore schematy. Staram się nie reagować w sposob chory pod ich wpływem. Nie zawsze mi sie to udaje. Ale AKCEPTUJE to. Godzę się z tym, że być może do końca mojego życia tak będzie. Najtrudniej jest mi sobie z tym radzić w sprawach z moją mamą. Z mężem jest troche lepiej. Ja znam swoje czerwone guziki, to też problem z odrzuceniem. Pisałam o tym dużo tutaj. Czytaj to forum, a własciwie raczej to stare, tam znajdziesz wiele odpowiedzi na Twoje pytania. DAJ CZAS CZASOWI Jak będziesz się nudzić, zamów sobie \"Radykalne wybaczanie\" Colina Tippinga chyba. To książka o tym, że to ty sama wybrałas sobie tą właśnie chorą rodzinę, tego własnie mężą i X, by przeżywać stale problem z odrzuceniem. Więc nie ma czego wybaczać, bo To jest tylko Twoja sprawa, Twoj problem , a oni sa jedynie aktorami na Twojej scenie życia. A jesli się będziesz bardzo nudzic, to poszukaj w okolicy \"Ustawień Hellingerowskich\" i idż na te ustawienia. Ustaw sobie swoja pierwotną rodzinę, mamę, tatę dziadków. Zobaczysz wtedy siebie, jako małą dziewczynkę i przyjdzie wtedy do Ciebie wielkie zrozumienie. Znowu będziesz OBSERWATOREM, a aktorami, także Tobą, będą obcy Ci ludzie. Wiadomości na te tematy szukaj w googlach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Inna-ja - co w Tobie ciagnie do X? Ktora czesc Ciebie? Czego chce od tego \"ukladu\" (bo nie powiem \"zwiazku\")? Jakie potrzeby ma on zaspokoic - albo jakie cierpienia ukoic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie pisalam, bo miałam zajęty weekend, ale czytam wszytsko... Jak zawsze biorę od Was bez pytania wszytsko co pozwala mi ciągle otwierać oczy i szukać odpowiedzi na na moje pytania :) A jest ich sporo. Inna ja 🌻 kiedy czytałam o tym w jaki sposób rozwiązywałas problemy z mamą, dziadkiem...az pozazdrościłam, ale jednocześnie poczułam w sobie jakby bunt, cos takiego co mnie zatykało. Nie umiem tego opisac, ale ... w gardle by mi głos się zatrzymał gdybym miała powiedzieć mojej matce, że ją kocham...straszne. Ona nigdy mi tego nie powiedziała i wiem bardzo dobrze, że pomimo, że to ojciec był alkoholikiem i nam urzadził ostra jazdę bez trzymanki w domu, to ja jemu wybaczyłam. On jest teraz niepełnosprawny, nie mówi, chodzi o kuli i tak jakos w sobie to poczułam, że to jest jego pokuta za wyrządzone nam winy i ja już go nie winię za nic i nie mam żalu w ogóle. Natomiast mama... Boże nie umiem z nią zamienic jendgo zdania, nikt inny na świecie nie wyprowadza mnie tak z równowagi jak ona. Zazwyczaj każda rozmowa przeistacza się w kłótnie i rzucanie słuchawką...i musze się BARZDO mocno zmuszac, żeby rozmowa telefoniczna nie kończyła się w taki sposób. Koszmar. Zero porozumienia. Nieznoszę jak przyjeżdża do mojego domu....jak już wiem, że ma przyjechać czuję niepokój. Kiedy jest u mnie panoszy się, rządzi...a ja we włąsnym domu czuję się jak intruz, dlatego zminimalizowałam ilośc wizyt. Ona zachowuje sie jakby jej się wszytsko należało (ode mnie) od szacunku do własnego pokoju w moim domu... i jest taka tylko w stosunku do mnie, brat ją totalnie spacyfikowala i u niego nie odzywa się słowem i chodzi \"na paluszkach\". To ja gdzieś cos złego zrobiłam, jakis błąd, że tak jest.... I nie wiem dlaczego po takich agresywnych zachowaniach do matki i jej do mnie, zawsze mam poczucie winy i się z tym źle czuję. Kwadratura koła... :O Z M oki, chociaż każdy ciagle u siebie...więc nie wiem czy to jest ok. Mnie i jemu z taką sytuacja nie jest fajnie, ale jakos nie umiemy znaleźć rozwiązania. Kormoranie ❤️ to Ty chyba napisałaś, że do kompromisu mozna dochodzić miesiąc, rok, 10 lat...tylko jaki to ma sens i czy to wtedy jest kompromis....eh. Nie umiem rozwiazać tego problemu, pozostawiam to czasowi. Mgła, deszczowo...odbija się to i na moimhumorze. Buziole

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Renta 🌻 Jak zaczęłam czytać to forum kilka miesięcy temu to właśnie wtedy ktoś polecał tą książkę \"Toksyczne słowa\" i to była pierwsza książka którą zamówiłam i przeczytałam a później każdą następną którą tylko ktoś polecił a była związana z moim problemem. Przedtem w ogóle nie radziłam sobie z M. a potem wraz z czytaniem forum i polecanych linków i książek oraz korzystaniem z psychologa (również ustawień Hellingerowskich) powoli zaczęłam budować swoje granice ......... uczyłam się zwykłego mówienia słów: NIE, NIE CHCE .......... ale wciąż jestem w drodze i wciąż się uczę. Wrócę do \"Toksycznych słów\" ..... może często powinnam wracać do tej książki dotąd dopóki będę miała problemy w relacjach z M. Czytając o tym jak Inna ja 🌻 przeprowadziła rozmowę z mamą, dziadkiem ............ też pozazdrościłam ....Gratuluje Innej ❤️ Mój ojciec nie żyje, od wielu lat, miał problem z alkoholem ..... z mojego dzieciństwa pamiętam okresy kiedy było wspaniale wtedy gdy nie pił i pamiętam czasy gdy wstydziłam się własnego ojca a nawet życzyłam mu tego żeby już zniknął z naszego życia ..... Gdy nagle odszedł zostałam z wielkim poczuciem winy, które było ze mną przez wiele lat. Trafiłam nie dawno na bardzo dobrego psychologa, który właśnie zaczął od zaspokojenia potrzeby miłości mojego wewnętrznego dziecka ..... miłości od ojca, której potrzebowałam a tak mało dostałam. Przeszłam sesje w których psycholog mówił za mojego ojca a ja za siebie sama lub mówił mi co mam powiedzieć ..... mówił i pytał co ja wtedy czuje .... i tak do skutku ..... tzn. do momentu kiedy poczułam ogromną ulgę, płakałam jak dziecko. Gdy wyszłam czułam się tak lekko i szczęśliwie :) dla mnie to było jedno z piękniejszych oczyszczających przeżyć w moim życiu :) Między mną a mamą rzadko miały miejsce konflikty, starała się nas chronić jak umiała choć nie wychodziło jej to do końca.... Jest osobą która nigdy nie narzucała nam swojej woli, nie napierała, nie wtrącała się. Jednak widzę, jak rozmawiam z nią o przeszłości, że nie jest w stanie powiedzieć złego słowa o ojcu, zawsze próbuje go tłumaczyć. Chociaż pamiętam, że kiedyś potrafiła mu się ostro przeciwstawiać. Dziś jak ją słucham to w sumie nie neguje jej słów, myślę sobie, że skoro jej jest tak wygodniej tak myśleć, nie wiem może jej tak lepiej żyć .... to to jest jej problem i jej wybór ......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie dziewczyny!❤️ Jeszcze chciałam się podzielić tym z Wami : Właśnie przed chwilką skończyłam rozmawiac przez telefon , dzwoniłam do Ośrodka Interwencji Kryzysowej , tak jak byłam umówiona wcześniej i mówiłam Wam o tym :-) Tam jest również darmowa pomoc nie tylko psychologiczna ale też i prawna.Tam jest prawnik. Za tydzień mam tam umowione spotkanie. :-) pozdrawiam wszystkich mocno :-D ❤️🌼❤️🌼❤️🌼❤️🌼❤️🌼❤️🌼❤️🌼❤️🌼❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _sowa_
Zgłoszę się do jakiejś poradni, już od dłuzszego czasu o tym myślę, od jakichś 3 lat! Po poprzednim związku zaczęłam o tym myśleć i powinnam była pójść - może teraz nie byłabym w kolejnym niesatysfakcjonującym mnie związku... Ale mój błąd i muszę teraz za te błędy płacić ale też dzięki temu dowiaduję sie o samej sobie i coraz więcej widzę. Zaczęłam teraz czytać książkę, którą polecam każdej kobiecie, to opowieść o kobiecej intuicji, o dzikej kobiecie w każdej z nas, niektóre z Was pewnie ją znają, jej tytuł to "Biegnąca z wilkami" C. Pinkola-Estes Nie mogę tu dużo pisać, a bym chciała ale mam małe dziecko i męża, przy którym pisać nie mogę, bo komp wspólny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karmen elektra
Jestem DDA.Bylam molestowana seksualnie w dziecinstwie.Mam brata narkomana.Matka stosowala przemoc.Ojciec przemoc wrecz sadystyczna.Moj chlopak jest DDA i stosuje wobec mnie przemoc.Wlasnie zdecydowal sie na terapie i umowil nas na pierwsze spotkanie z terapeuta.Czy ja mam jeszcze jakies szanse na normalne zycie??Jestem na dzien dzisiejszy z dala od rodziny.Mamy male dziecko(poltora roku).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Renta napisała mi: "....A jeśli Ty się tego nauczysz i zaczniesz to stosować, to zdziwisz się , jak szybko zacznie Cię naśladować Twoje dziecko. Nie tylko zaczniesz sobie radzić ze słowna głupota i agresja męża, ale wyposażysz swoje dziecko na całe życie. Ty możesz się męża pozbyć, ale ojcem będzie do końca życia." Goniąc Kormorany napisała do Sowy: ".... Ty szczęśliwa... to szczęśliwe i wyposażone w mądrą miłość dziecko... To dziecko, które nie będzie się zmagać z takimi problemami jak my dorośli... więc to dodatkowy bodziec, żeby odzyskać siebie " I tak sobie pomyślałam, że to co robimy dla nas samych to też coś najważniejszego i pięknego co możemy zrobić dla naszych dzieci :) Wyprostować nasze ścieżki, przepracować przeszłość, nauczyć się rozpoznawać toksyków i umieć z nimi postępować ............ po prostu wyzdrowieć ................ Życie jest takie piękne a nasz czas poświęcony na zmiany w końcu zaowocuje nie tylko dla nas ale też dla naszych dzieci ...... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kormoranie - dzięki za słowa, które napisałaś do Niebieskiej: \"wprowadź manipulację miłością... wtedy i ochronisz siebie i syna. Masz prawo., bo wiesz na czym polega miłość\". Potwierdziłaś to co czuję. Niebieska - to co robi Twój M z dzieckiem, to zwyczajna manipulacja i szantaż emocjonalny. Mój robił/robi podobnie. Słów brak, jakie wyprawiał numery i co wygadywał do dzieci. Odeszłam półtora roku temu, i efekt jest taki, że najstarsza córka i syn nie chcą utrzymywać z nim kontaktów. Tylko średnia - ona ma charakter taki co by wszystkim dogodzić i najmniej asertywna, a on \"postawił\" na nią, i że tak powiem bardzo jej schlebia. Zresztą nie wiem, czy nie do czasu, bo wraca od niego zawsze bardzo poirytowana. I taki właśnie M ma efekt. Mnie oczywiście wcale ta sytuacja nie cieszy, ale wiem jedno - mogę pierwsza rzucić kamieniem, bo nigdy, przenigdy nie \"buntowałam\" ich aby nie utrzymywały kontaktów z ojcem. To ich wybór, i to on musiał ich bardzo zrazić do siebie. Bądź z synem, po prostu bądź przy nim. Niech wie, że przy tobie jest spokojna przystań. (bez przesady na tyle, abyś też dało sobie prawo do błędów i własnych emocji). Mnie taką radę dał bardzo mądry psycholog, gdy rozpaczliwie pytałam co mam zrobić, aby kontakty dzieci z ojcem były dobre (oczywiście, myśląc \"po staremu\" czułam się za to odpowiedzialna i uważałam, ze to ja „powinnam” to naprawić). I będzie dobrze – dobrze, czyli najlepiej jak sytuacja pozwala. Bardzo, bardzo Was wszystkie pozdrawiam. Zaglądam tu czasami, ale rzadko piszę. Chyba już tak bardzo nie potrzebuję? :) Pewnie znów będę gościła częściej, jak założę wreszcie sprawę o rozwód i alimenty, bowciąż brak odwagi :(. Nie chcę goowna tykać, aby nie śmierdziało – tak to sama siebie oszukuję. Siódemko – trzymaj się! Niebo – co u Ciebie? Montia – a Ty tu jeszcze bywasz? I dla wszystkich, wymienionych i niewymienionych ❤️ 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _sowa_
Tak sobie myślę - jestem, byłam po toksycznym związku, pisałyście tutaj że będąc dłuższy czas z kimś toksycznym można samemu takim sie stać. I myślę że ja od tamtego toksyka przejęłam trochę tych okropnych cech, mam czasem takie zachowania... widzę te zachowania i staram się coś z tym robić analizując to (ja bardzo dużo analizuję - nie wiem czy takie nadmierne analizowanie też może szkodzć,tzn czasem dochodzi się do naprawdę dziwnych wniosków, czasem to są wkręty itp.) Te toksyczne zachowania też przekazała mi moja mamusia. ktoś tu już pisał, że nie lubi swojej matki w sobie i ja mam coś w podobie. Także wniesek taki że mama i były partner toksyczny sprawili że i ja jestem toksyczna:( ale mam tego świadomość i chcę to zmienić. Mój obecny partner też mi to mówi, że moje zachowanie jest toksyczne ale on też nie jest idealny, oczym tu już pisałam. PS. mój dzidziś ma pół roczku dopiero:) jestem szczęśliwą mamusią ale sama ze sobą i z moim partnerem nie do końca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poa 🌻 dziękuje być spokojną przystanią dla syna ...... prawda :) chce :) Gdy zostałam zaatakowana przez M. i jego rodzinę, że to przeze mnie są coraz gorsze kontakty między ojcem a synem i zachowanie syna w stosunku do ojca im się nie podoba itd .... to powiedziałam psychologowi o tym bo poczułam, że obarczają mnie odpowiedzialnością za coś czemu nie jestem winna. Powiedział mi wtedy, że są dwie przyczyny kiedy dziecko odwraca się (w tym przypadku) od ojca i jego rodziny: -albo jest, jak to się potocznie mówi, buntowany przez matkę i ewentualnie jej rodzinę (to nie ma u mnie miejsca) -albo syn czuję się źle u ojca i z jego rodziną ponieważ jest tam ciągle wypytywane, naciskane (mówią że rodzina powinna być razem i mama powinna wrócić do domu), stawiają mnie jako winną wszystkiego co się stało ... itd ... W końcu może dojść nawet do takiej sytuacji, że syn może znienawidzić i ojca i jego rodzinę Tylko, że wtedy dla nich to już na pewno będę główną sprawczynią, odpowiedzialną za wszystko i ważne żeby wtedy samemu nie czuć się sprawcą ani niczemu winną ... Gdy ja składałam pozew o rozwód działałam pod wpływem emocji, wiedziałam że M. się nie zgodzi a jednak złożyłam. Szłam jak burza, chciałam najlepiej uciec jak najdalej (dopiero po czasie uświadomiłam sobie, że nic by mi to nie dało....bo nie da się uciec od siebie i swoich problemów) I trwam teraz w rocznym zawieszeniu choć może tak miało być... Gdybym dziś się wyprowadzała z domu to najpierw bym złożyła pozew o alimenty, potem o rozdzielność majątkową a z pozwem o rozwód bym spokojnie zaczekała z rok, dwa .......... To akurat w mojej sytuacji i w postępowaniu z moim M. byłoby lepsze cóż ..... dziś nie ma czego żałować, jest jak jest :) Jednak z jednej strony się ciesze, że mam jeszcze tyle czasu do następnej sprawy rozwodowej bo jak bardzo mogę się jeszcze zmienić przez te miesiące żeby na niej pokazać M., ....że ze mną to już żadne numery ..... ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Karmen elektra! oczywiście, że masz szansę na normalne życie, ale to od Ciebie zależy czy sobie tą szansę dasz ...... ale skoro tutaj trafiłaś to znaczy, że zaczęłaś o tym mysleć :) Witaj! jest tu bardzo dużo o DDA więc jak możesz to proszę czytaj forum od początku Ściskam! Zawalcz o normalne i szczęśliwe życie dla siebie i Twojego dziecka!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gabryjella
Byłam prawie dwa lata w toksycznym związku i choć w międzyczasie zrywałam z tym facetem 3 razy to zawsze do niego wracałam - dziś nie mogę uwierzyć w to, że dałam się tak omotać takiemu burakowi. Pokrótce opiszę jak wyglądał nasz związek. Poznaliśmy się w klubie i już wtedy jego dominacja dała się zauważyć, lecz ja oczywiście tego nie widziałam, bo to był mój pierwszy facet więc nie miałam zielonego pojęcia jak się zachować i jak się powinien zachowywać mężczyzna, choć miałam już 24 lata. Mówił np. - weź kurtkę, przywitaj się, weź mnie za rękę itp. itd. Kiedy się buntowałam to mnie przedrzeźniał, co sprawiało że czułam się jak niesforne dziecko. On był dużo większy ode mnie - wagowo i wzrostem. Kiedy byliśmy w jednym pomieszczeniu, musiałam sprytnie omijać jego zwaliste ciało, bo on się nie ruszył. Kiedy byliśmy w związku, on zarabiał duże pieniądze, a ja albo nic, albo 1/4 tego co on. Jednak to nie przeszkadzało mu na mnie oszczędzać - mówił, że pójdziemy do kina, jeśli to ja zapłacę, a jak chciałam iść na kolację restauracji fast food, to powiedział, że on nie idzie, bo oszzędza, chyba że ja mu postawię (!) Ostatecznie powiedziałam, że za niego nie zapłacę, więc ostawił mnie w przydrożnej restauracji o 22.00. Kiedy mnie do siebie zapraszał, to nigdy się nie pytał na co mam ochotę do jedzenia - zawsze miał w lodówce żółty ser lub pasztetową - nawet w lecie nie miał żadnych warzyw czy owoców... Całe dnie chodził po domu w dresie i w rozdeptanych klapkach. Najgorsze sytuacje, które pamiętam - zostawił mnie o 3.00 nad ranem na pustkowiu, bo się ze połóciliśmy, a kiedy jakimś cudem dojechałam do naszego mieszkania taksówką, on w tym samym czsie też podjechał taksówką - wysiadła z niej i apytał czy dam mu pieniądze, bo on ma tylko kartę. I druga sytuacja - po naszym pierwszym razie zaczął wymachiwać moim stanikiem jak na rodeo krzycząc "ole, ole". Boże!!! Teraz mam cudownego męża, który w niczym nie przypomina tamtego. Nawet nie wiecie jak bardzo go doceniam. Jednak dziwę się sobie, że poszłam w taki chory układ - pochodzę z inteligenckiej, kulturalnej rodziny, sama uważam się za intelektualistkę, która namiętnie czyta książki, słucha niszowej muzyki i słucha Trójki, a zmarnowałam 2 lata na życie z DUPKIEM

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do inna_ja
inna_ja przeczytaj to, co napisałas o swoim śnie, jednak na miejscu X postaw swoja matkę. Czy to do niej nie kierujesz swoich słów, czy to nie ona wzbudziła w tobie takie emocje ? "sen zawsze kręci się wokół tego samego tematu , mieszkanie X w nim jego nowa partnerka ( we śnie tylko ich twarze zawsze są różne ) a ja staram się przekonać X że przecież on nadal mnie kocha a nowy związek to tylko plaster na jego samotność , on się wacha , niby daje mi nadzieję ale zaraz potem każe mi się wynosić , ja nie wierzę w to co słyszę i cała rozdygotana wiem że mu to minie i znów do mnie wróci , tylko musi zrozumieć jak bardzo mnie kocha i ile nas ze sobą łączy ................. ( sen odzwierciedla sytuację która faktycznie miała miejsce kilka lat temu , po tym właśnie trafiłam do psychiatry ) teraz przechodzę do roli obserwatora i co widzę ?! oto ja rozpaczliwie szukająca akceptacji , z ogromym lękiem przed odrzuceniem , pełna złości i rozczarowania bo przecież powinien być mi wdzięczny i lojalny wobec mnie za te wszystkie lata , za to co dla niego robiłam , za to że zawsze wyciągałam go z życiowych kłopotów + wielkie poczucie winy bo gdybym była na miejscu a nie za granicą to nie doszło by do tego !"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kobiety kochane, potrzebuję wsparcia... :( Tyle czasu dawałam sobie radę, myślałam, że jest ok, a dziś nagle się złamałam... W tej chwili bardzo żałuję, że zdecydowałam się na odejście i chyba zbyt mało z siebie dałam, żeby to ratować... 😭 A wszystko dlatego, że On przestał się odzywać... Dopóki pisał codziennie wszystko było ok, nie odpowiadałam, byłam z siebie taka dumna, a teraz gdy milczy od jakiegoś czasu nagle poczułam ogromną miłość i tęsknotę... To chyba znaczy, że nie jest wolna, pewnie nigdy się od tego nie uwolnię... Z pozoru wszystko jest ok, bawię się, szaleję, poznaję nowych ludzi, ale przecież to wszystko miało być inaczej... Boże, gdyby można było cofnąć czas... :( Mam w tej chwili wielką ochotę do Niego napisać, ale wiem, że to byłby błąd dlatego pisze tutaj... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Goniąc Kormorany ❤️ Dziękuję Ci kochana, masz rację... I od razu jest mi trochę lepiej... To prawda, że do tej pory chodź niezwiązana fizycznie wciąż czułam psychiczny związek, a teraz nagle okazało się, że on już odpuścił prawdopodobnie i zdałam sobie sprawę, że nie ma odwrotu... Niestety, było mi łatwiej ze świadomością, że on się pogodzi w każdej chwili, gdy tylko wyciągnę rękę... Teraz ta możliwość zdaje się być już bardzo odległa, a ja dopiero teraz zaczynam uświadamiać sobie co się tak naprawdę stało... :( I po raz pierwszy ryczę jak dziecko... 😭 Tak, wiem, że muszę przez to wszystko przejść, jednak nie zmienia to faktu, że dzisiaj kompletnie się rozkleiłam... I pewnie gdybym nie napisała tutaj to już napisałabym do Niego, co by tylko pogorszyło mój stan... :( Wiem, że jest niedojrzały... I wiem, że ja tez jestem niedojrzała, ale chyba zrobiłam dobrze... Tylko cholera przerosło mnie to wszystko... Dzięki raz jeszcze... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewo tu się z tobą nie zgodzę \"Mówią, ze czasami lepiej coś ukryć dla dobra ogólnego... W moim odczuciu to zawsze będzie kłamstwem... Dlatego jeśli miałabym chronić siebie okłamując drugą stronę... to rezygnuję. Wtedy sprawa jest jasna... ja nie chcę żyć w wewn. zaprzeczaniu, ani nie chcę Ciebie trzymać w iluzji. Racjonalizowanie, że nie mówię prawdy, ponieważ chcąc ochronić stronę przeciwną, oznacza, że albo chronię siebie, albo druga strona jest za słaba, żeby znieść prawdę. Każda z opcji nie rokuje dla miłości dobrze. Choć związek jako taki może sobie trwać\" Wiem to z własnego doświadczenia... I to jest w pewnym sensie egoizm obarczać kogoś swoimi chorymi myślami. Właśnie przez szacunek dla drugiej osoby nie powinno się tego robić... Przerabiałam to na własnej skórze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Może ta historia jest jeszcze na topiku może już jej nie ma, ale ja właśnie powiedziałam swojemu mężowi jakie emocje wzbudza we mnie pewien człowiek.. których zresztą czasem nie dało się ukryć. byłam świadoma tego że są to emocje na tym samym poziomie w jakim jest swiadoma tego inna_ja. Pojawiły sie nie bez powodu ponieważ między mną i małżonkiem było już źle. Postanowiłam o tym porozmawiać, licząc na to, że zależy mu na związku i wspólnie jakoś temu zaradzimy. Ale nie wzięłam jednego pod uwagę... Ze on jest osłabiony psychicznie i nie będzie w stanie tego przyjąć z odpowiednim dystansem przynajmniej takim jaki ja miałam do tej sprawy. I jeszcze jednego, że za parę dni ktoś zadzwoni i opowie stek bzdur w słuchawce mojego męża.... Zapewniałam go podczas rozmowy zgodnie zresztą z tym co czułam, że on i rodzina jest dla mnie najważniejsza i że zna mnie na tyle dobrze że jakbym myślała inaczej już by naszego związku nie było (zawsze o tym mówiliśmy, że zdrada kończy związek- byliśmy tego samego zdania) Jak usłyszałam historię o tym co ktoś powiedział w telefonie w pierwszym momencie uśmiałam się (już to był dowód na to, że mnie z tamtym gościem nic nie łączy poza wzajemną sympatią) ale mina mi zrzedła jak zobaczyłam reakcję eksa.... przepraszam długotrwałe bywalczynie topku za to że się powtarzam ale to dla dobra sprawy... Nie jestem za zwierzaniem się prawdy za wszelką cenę, tym bardziej że poza wzbudzaniem chorych emocji przez umysł samej innej _ja tak naprawdę ich nic nie łaczy. Co innego gdyby ich coś łączyło ze sobą, ale to co czuje inna ja to po prostu odmiana łagodnej paranoi (sorry za słowo) co to za różnica czy masz wrażenie że cię wszyscy prześladują, albo że myslisz, że ktoś cię kocha lub będzie kochał. W jednym i drugim wypadku mija się to z rzeczywistością. I z tym inna ja powinna się uporać wyłącznie sama.. Po co wzbudzać wątpliwości i brak zaufania. Ludzie ten stan często interpretują jako miłość... my o tym wiemy że to nie jest ale czy inni zwłaszcza ci bardzo bliscy nam w to uwierzą, czy oni też dobrze rozumieją i rozróżniają stan euforii i zfaszcynacji od prawdziwej miłości? Dasz Ewo gwarancję?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I jeszcze jedno... Nie mówienie to nie kłamstwo.. to nie chronienie siebie... w tym konkretnym przypadku to ochrona właśnie partnera, nie siebie. Ochrona przed zupełnie niepotrzebnymi emocjami, ochrona przed ostra jazdą bez trzymanki. On ma też uczucia, trzeba o nie zadbać. Ja popełniłam w tamtym wypadku błąd.. trochę może wynikał z presji, bo on nalegał bym mu powiedziała co mnie gnębi (notabene to też brak szacunku takie naleganie) Co innego gdyby inna ja planowała odejść do tamtego i tylko się wahała. Ale przecież tak nie jest oan wyraźnie zadeklarowała po której stoi stronie, ona już to wie, tylko wciąż natrętne myśli ja gnębią. myśli które dostarczają jej silnych wrażen. Mało tego, powiedzenie tego mężowi zapewniłoby dawkę nowych silnych wrażeń i związek nadal pozostawałby chory, a może nawet jeszcze bardziej (jak u mnie) Równowaga byłaby zachwiana. A nie o to tu chodzi... Oni mają zostać przecież razem, a nie rozejść się. Ale załóżmy że małżonek jest na tyle dojrząły żę to zrozumie. W tym wypadku. Zwierzenie się z tego to tak jak zrzucenie swego ciężaru na barki innych, "acha zaakceptowałeś to więc jestem spokojna, nie muszę się z tym sama w sobie rozprawić" (i być może w następnym wypadku już łatwiej takie rzeczy będą przechodzić) Inna ja sama ze sobą musi się uporać i jest na dobrej drodze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
... i przy okazji nauczy się czegoś o sobie. Taka praca nad sobą przynosi cenne wnioski.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość catherine2401
huraaaa! udalo mi sie,wreszcie to zrobilam ;P zostawilam go,przed wczoraj ;D i czuje sie jak fruwajacy aniolek,pelen zycia i szczescia. A on zostal z łzami w oczach co mnie zdziwilo.Blagal mnie prosil zebym nieodchodzila...ale powiedzialam mu ze niewidze innego wyjscia zeby docenil co mial..ze niejestem szmata ktora na kazdym rogu rozklada nogi itd..zreszta niewazna jest cala reszta.Udalo mi sie przezyc i to zrobic;P Dziekuje wam :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Catherina2401 🌻 To Twój pierwszy ważny krok który zrobiłaś dla siebie! :) Z różnych historii, które śledziłam na tym forum można się dowiedzieć jak skomplikowanie potem bywa, że trafiają się dołki i \"upadki\" ..... jeśli zdamy sobie sprawę, na podstawie tych doświadczeń, jak różnie może być, tym lepiej możemy się przygotować na dalszą, naszą, własną drogę. Takim ostatnim przykładem, jak może być, jest wczorajszy wpis No Cóż No Cóż ... (tu przepraszam No Cóż No Cóż, że akurat ją podaje za przykład) Catherina2401! życzę dużo wewnętrznej siły! Mocno Ściskam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×