Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Wszyskiego dobrego w Walentynki! CHociaż to faktycznie dzień napędzany przez media, straszna komercja itd - uważam ze to bardzo miły dzień! Chociaz nigdy i od nikogo nie dostałam tego dnia ani prezentu ani zyczeń - i tak uważam, że jest miły! O niby czemu nie, prawda? Veto - włąśnie dystans. Po moich wszystkich doswiadczeniach do takiego właśnie wniosku dochodzę - dystans! Co do uciekania - tez masz dużo racji. Ja tak właśnie próbowałam uciekać, mieć swój świat, swoje zajęcia - do niczego to nie doprowadziło. Chyba tez dlatego, ze on swojego zycia nie miał - jego chory swiat kręcił sie wokół mnie i dzieci, ale w całkowicie chory sposób. Całe jego życie to była jego chora nienawisć wra z jeszcze bardziej chora miłoscią do mnie (jka pamiętasz - nawet nie pracował; zajmował sie natomiast namiętnie krytyka mojej pracy, dzieki której zreszta miał co jeść; ogólna paranoja). Zyczę ci dużo szczęścia! to nie moja wina - owszem to nie twoja wina. OPisujesz klasykę prania mózgu i przemocy emocjonalnej. Dostzregam natomiast u ciebie dość zdrowe jak na osobę w tej sytyuacji poczucie że to nie tak jak powinno być. Pokłady zdrowej niezgody na tę sytuację. Trzymaj sie tego!! Spróbuj dostzrec całą sytuacje w PRAWDZIE - i wtedy uwierzysz w odpowidź, którą dosknale przeciez tak NAPRAWDĘ znasz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem winna
"to jest odpowiedzią na pytanie którego jeszcze nie postawiłaś" jakie to pytanie, ktorego jeszcze nie postawilam? ja nie chce sie z nim rozstawac, jak chce go uleczyc, naprawic, chce zeby zrozummial mnie i bede sie starac tego dokonac, oczywiscie jesli on mi nie przeszkdzi. bo nic na sile... "Jak sie czujesz, jak tracisz dystans, jak przestajesz widzieć, jak usprawiedliwiasz." przestaje widziec? usprawiedliwiam? ech, czy ja rzeczywiscie gubie sie juz w tym? czy naprawde trace realny, zdrowy, rzeczywisty obraz sytuacji? czy jest az tak zle? :( czy sie go boje? nie boje sie go w tradycyjnym znaczeniu tego slowa, potrafie mu powiedziec, nawet wykrzyczec prosto w twarz co mysle o jego zachowaniu, nie ulec mu, klocic sie do upadlego, nie dac sie przegadac, postawic na swoim - ale ta moja pewnosc siebie jest przez niego po trochu stale niszczona. podkopuje moja wiare w siebie, czasem udaje mu sie sprawic, ze przez moment zaczynam brac pod uwage jego slowa, jego wersje, czyli to ze myle sie i jestem winna, chociaz to kompletnie nielogiczne. czasami udaje mu sie sprawic, ze zastanawiam sie co by bylo, gdybym rzeczywiscie byla winna, tak jak mowi. i tego sie wlasie obawiam. odczuwam lek przed tym wlasnie. ze kiedys uda mu sie to zrobic, uda mu sie wmowic mi, ze jestem winna. tego sie boje. "zaakceptuj jego nie zmienialność i rób swoje" wlasnie tego nie moge zrobic. 2 lata temu byl zupelnie inny. ja zreszta tez bylam inna. bylam ta silniejsza strona w naszym zwiazku, ta mocniejsza psychcznie. i czas sprawil, ze sytuacja sie odwrocila. bardzo tego zaluje... ale skoro tak bardzo sie to zmienilo, to moze sie zmienic spowrotem. przynajmniej ja moge sie spowrotem zmienic w ta osobe, ktora bylam 2 lata temu. czy z nim to jest mozliwe? musialby chciec, a na to nie wyglada... "Dostzregam natomiast u ciebie dość zdrowe jak na osobę w tej sytyuacji poczucie że to nie tak jak powinno być. Pokłady zdrowej niezgody na tę sytuację. Trzymaj sie tego!!" probuje... czy jest jakis sposob na wzmocnienie tego? on stale podkopuje to moje poczucie. widze po sobie, ze to poczucie kiedys bylo silniejsze. ono slabnie. jak sprawic, zeby zaczelo sie umacniac? rosnac, nabierac sily? no i on oczywiscie dalej sie nie odzywa, juz trzeci dzien... ma wszystko gleboko w dupie. wypytywac sie mnie i czekac na grzeczne odpowiedzi - tak, ale po tych odpowiedziach odezwac sie - nie. wiec milczy. gdyby mu zalezalo, nie milczalby. a sytuacja w ogole go nie rusza. w ogole nie czuje sie winny, w ogole nie rozumie, ze mnie skrzywdzil. ma wszystko w dupie... jak on tak moze... jak ja moglam zaufac takiemu czlowiekowi.. ktoremu absolutnie nie zalezy na tym, zeby bylo mi dobrze. ktorego absolutnie nie obchodzi moj smutek i ogromne zdolowanie jego zachowaniem i tym, ze sie nie odzywa przez kolejne trzy dni. nawet nie powiedzial, ze mu pzykro. nic go nie obchodzi. moja wiara w niego umiera... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem winna
*przykro

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem winna
probuje go uleczyc juz dwa lata. a jedyne, co sie dzieje, to spadanie mojej samooceny, moja nerwowosc, problemy z emocjami, utrata wiary w siebie... to sie dzieje naprawde. a ja tak rzadko zdaje sobie z tego sprawe. a potem wydaje mi sie, ze to sie zmienilo, ale jest tylko gorzej. to jest przerazajace. ze nie potrafie nic zrobic, nie potrafie tego naprawic, cofnac, zmienic, przetlumaczyc mu, wplynac na niego, po prostu czuje sie bezradna. totalnie bezbronna i bezradna. nie potrafie przemowic mu do rozsadku... zyski to narkotyk, ktory otrzymuję. uzaleznilam sie od niego emocjonalnie. uzaleznilam sie od okazywanej czulosci, od przynajmniej czesciowej akceptacji, od bliskosci, poczucia ze jestem dla kogos wazna i potrzebna mu, od zachwytu moja fizyczna strona, od posiadania kogos na kogo chociaz czesciowo mozna liczyc, od niebycia samotna. jestem uzalezniona, a gdy nie dostaje swojego narkotyku, jestem rozwalona emocjonalnie, wariuje... jak dzis i wczoraj. nie mysle racjonalnie, jak na glodzie. nie mam pojecia co moglabym mu powiedziec jakby nagle sie odezwal. nie mam pojecia jak mam z nim rozmawiac, zeby zrozumial. bo jednoczesnie chce z nim porozmawiac i sie boje. boje sie, bo on moze nie chciec mnie sluchac, moze nie chciec sprobowac zrozumiec, moze zagluszyc mnie swoimi wywodami, moze mi sie nie udac nic osiagnac, moze mnie teraz bardzo latwo przegadac, zasypac zarzutami, zwalic wszystko na mnie, a ja sie nie obronie bo jestem w calkowitej rozsypce. jesli sie odezwie - bede w stanie plakac. tylko. ale ciagle chce zeby sie odezwal... czekajac na to az sie odezwie w ciagu dwoch pierwszych dni myslalam - zobacze jak bardzo mu zalezy po tym, jak szybko sie odezwie. dzis, trzeciego dnia mozna juz tylko myslec - zobacze jak bardzo ma mnie w dupie po tym, jak pozno sie odezwie... ja nie planuje miec dzieci. i widze to, ze on przeszkadza mi w naprawieniu jego. jak sie rozstalismy prawie juz rok temu, myslalam ze rzeczywiscie nie da sie go naprawic. potem znowu sie zeszlismy i wszystko bylo dobrze... do czasu. teraz znowu okazuje sie, ze on chce przejac nade mna kontrole. nie chce poswiecac dla niego zycia. chce byc szczesliwa w tym nieszczesnym zyciu... czuje, ze go tak bardzo nienawidze... za to, ze tak bardzo teraz cierpie... a cierpie, bo go tak bardzo potrzebuje... a on dwa razy w ciagu jednego dnia mnie zjebal za nic, a teraz karze mnie milczeniem... okazywaniem calkowitej obojetnosci. ktora mnie tak bardzo boli. ja juz nie wiem, jak mam uratowac siebie... przeciez nawet nie bede potrafila z nim walczyc, jak sie w koncu odezwie... o ile sie odezwie. bo minelo juz troche czasu i nic. nadal nic. cisza. nie licze sie dla niego. nie teskni za mna. nie jest mu przykro. nie czuje sie winny. nie czuje sie odpowiedzialny. a ja siedze sama. ciagle wszystko analizuje, rozmyslam, placze, jest mi niewypowiedzianie smutno, czuje wewnatrz gleboka rozpacz i pzeszywajacy bol calej duszy. jak mu moze nie zalezec?! przeciez zapewnial mnie, ze bedzie dobrze, ze mu zalezy, ze nie dopusci do czegos takiego, ze jestem dla niego bardzo wazna!??! no jak on mogl?! dlaczego do zniweczyl, zlamal?! dlaczego oszukal mnie!? czuje tak ogromny bol... zwierzecy bol... a ja powierzylam mu swoje serce, oddalam na tacy, zufalam mu ponownie, a on zniszczyl wszystko. zniweczyl, obrocil w gruz i pyl. :( zniszczyl. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem winna
dobrze, poczytam. nie chcę, aby on był dla mnie narkotykiem, nie chcę się uczyć, jak zdrowo przyjmować narkotyk, ale jednocześnie nie wiem, jak można być w związku i nie być uzaleznionym od uczuć partnera. żyję w przekonaniu, że każdy związek opiera się na uzależnieniu obydwu osob od siebie nawzajem, więc jeśli chce być się z kimś w związku to tak czy siak, będzie się uzależnionym. czy się mylę? gdzie konkretnie się autoumartwiam i gdzie widze sens zycia w autoumarwianiu się? nie widze tego i nie rozumiem... mam 2 pzyjaciol, rodzicow, 1 brata, niedlugo skoncze studia, nie pracuje. nie boje sie z nim rozmawiac juz. napisalam mu wszystko. moze nie tak dokladnie jak tu, ale wyrzucilam mu wszystko. on poszedl z innymi parami obchodzic walentynki. beze mnie. sam, nic mi nawet nie powiedzial, nie zaprosil... zostawil mnie dzis sama, samotna... dlatego wszystko mu wyrzucilam. bo moja granica wytrzymalosci zostala przekroczona. moze byc tak, ze go to nie obejdzie, bo moze i tak spisal mnie na straty (bo nie odzywal sie tak dlugo). moze tez byc tak, ze jednak po prostu czekal az za mna zateskni i chcial byc obojetny dopoki ten moment nie nadejdzie, a potem chcial mi zrobic kazanie i wszystko ulozyc po jego mysli. teraz ta wizja jest juz niemozliwa, przez to co do niego napisalam na komunikatorze. chcialam zeby dosadnie dowiedzial sie, jak to wyglada z mojej strony. jak on mogl pojsc gdzies dzis, bawic sie po tym, co mi zrobil... obchodzic walentynki sam z innymi parami, choc ma dziewczyne... isc gdzies dzis beze mnie... jak mogl... te wszystkie okolicznosci skladaja sie na moj dramat. jestem nawet sklonna teraz pomyslec, ze on mnie nienawidzi, dlatego to zrobil. ze znienawidzil mnie w ciagu dwoch dni. dlatego to zrobil. inaczej nie moglby mi zrobic takiego swinstwa. musialby albo mnie bardzo nienawidziec albo miec mnie kompletnie w dupie. zlamal mi serce... i mam to gdzies co mi odpisze jak wroci pijany. a nawet jak wroci w miare trzezwy. mam to gdzies. bo takiego czegos nie robi sie osobie, ktora sie kocha, ktora sie liczy. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i masz... wszystko wróciło. Koniec sielanki. Było miło ale się skończyło. 😭 😭 😭 😭 😭 NIENAWIDZE WALENTYNEK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nie dostałam kwiatka ani czekoladki ani sms-a ani ciepłego słowa ani nawet całuska. Za to usłyszałam: \"O co ci znowu chodzi? Miałem ciężki dzień, idę się wykąpac i spotkamy się jutro więc przestań wydzwaniac i nie męcz mnie już dzisiaj! I jebut słuchawką bo ja taka infantylna i spotkac się dzisiaj chciałam!!! Idę spac...jeśli to możliwe bo dzisiaj chyba nie zasnę. No cóż... chyba mnie nie kocha... No to dzisiaj sobie przypomnę co to znaczy przepłakana noc i napuchnięte rano oczy. DOBRANOC :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\" ja nie chce sie z nim rozstawac, jak chce go uleczyc, naprawic, chce zeby zrozummial mnie i bede sie starac tego dokonac, oczywiscie jesli on mi nie przeszkdzi. bo nic na sile...\" Blad w zalozeniu. Ale chyba kazda z nas tutaj na forum choc raz ten blad popelnila. Innych ludzi nie jestes w stanie zmienic - tylko siebie. SIEBIE. Ty jestes chora bo uwiklalas sie w taki zwiazek. Poczytaj nasze forum, jest czesc pierwsza gdzies - sporo materialu ale z pewnoscia znajdziesz tam odpowiedzi na dreczace Cie watpliwosci... Nie jestes lekarzem ani terapetuta - zreszta w zwiazku jak ktos sie za terapie partnera bierze to sygnal ze zle sie dzieje. Ty mozesz tylko byc przy nim gdy on pracuje nad soba, gdy sie leczy za pomoca specjalisty. Gdy uzna ze ma problem. Bo jesli uwaza ze problemu nie ma - leczyc go nie bedzie, prawda? 😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość duszek.weroniki
...niejestemwinna....czy wiesz już albo masz na myśli sposób w jaki chcesz sobie pomóc ? i kiedy ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie jestem winna - piszesz: \"...jak on tak może...\". No włąśnie tak myślisz. Jak on tak może. Ja go tak kocham, ja tak chcę mu pomóc, tak chcę go zmienić, bo jak by się zmienił, to byłoby tak dobrze! A teraz zadaj sama sobie odwrotne pytanie: \"Jak JA tak mogę??\" Jak ja mogę być dla niego taka dobra, taka wyrozumiała, skoro on za to wszystko tylko mnie wyzywa, obwinia, nie szanuje itd itd. NIe pytaj dlaczego on taki zły skoro Ty dla niego taka dobra. Zapytaj dlaczego Ty taka dla niego dobra , skoro on taki dla Ciebie zły. Ok, zrobisz to? I zajrzyj na stronę www.niebieskalinia.pl . Szczególnie wydaje mi się, abyś przeczytała o cyklach przemocy. Duzo mi to do coiebie niestety pasuje.. Gdy ja byłam 2,5 roku temu na podobnym etapie jak Ty (wciąz pytałam co JA mam zrobić, aby on wreszcie zrozumiał ze swoim zachowaniem zabija naszą miłość), i znalazłam ten topik, i własnie strone niebieskiej linii (szczególnie o fazach przemocy - zrozumiałam , bardzo duzo zrozumiałam. Bardzo pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawie 40
Ewuniu ❤️ dziękuję nie jestem winna - poczytaj co sama napisałaś "probuje go uleczyc juz dwa lata. a jedyne, co sie dzieje, to spadanie mojej samooceny, moja nerwowosc, problemy z emocjami, utrata wiary w siebie... to sie dzieje naprawde. a ja tak rzadko zdaje sobie z tego sprawe. a potem wydaje mi sie, ze to sie zmienilo, ale jest tylko gorzej. to jest przerazajace. ze nie potrafie nic zrobic, nie potrafie tego naprawic, cofnac, zmienić, przetłumaczyć mu, wplynac na niego, po prostu czuje sie bezradna. totalnie bezbronna i bezradna. nie potrafie przemowic mu do rozsadku..." Posłuchaj Ewy i poczyaj topik. Ja miałam dokładnie to samo - trzy lata. To nic nie da. Nie próbuj go uleczyć. Uleczyć związek lub twojego faceta może tylko osoba niezaangażowana emocjonalnie w związek. Tylko ktoś trzeci i to tylko o ile on tego będzie chciał i będzie czuła taką potrzebę. Ty próbując go zmienić, odsuwasz tę jego potrzebę w czasie. Bo to jest walka albo ty albo ja. skończy się burzliwym rozstaniem i podkopaniem poczucia własnej wartości u obojga osób. teraz może jesteś silna i walczysz... Ale to nic nie da uwierz mi, bo to przechodziłam. Związek się skończy...Bo któreś nie wytrzyma. Zostaniesz i dopiero potem zauważysz jak bardzo ci brakuje samej siebie. Myśl o sobie, ulecz siebie, Zadbaj o siebie i własne psychiczne zdrowie. Wyjdzie wam obojgu to na dobre. Nawet gdy będziecie się musieli rozejść... A zdaje się że jednak jest to nieuniknione. Jedynie Rencie udało się poprawić relacje w związku, ale tu byłą chęć z dwóch stron. Pamiętaj do tanga trzeba dwojga... Sama nie jesteś w stanie nic zrobić. Jesteś odpowiedzialna za siebie bo jesteś dorosła i tak samo on odpowiada za siebie. Nie bierz na siebie odpowiedzialności za niego bo tego nie udźwigniesz. Ja wyszłam z mojego związku bardzo pokiereszowana, bo im bardziej chciałam tym większy stawiał opór. On już mi mówił między wierszami nie, a ja tego nie widziałam. W związku trzeba współpracować, jak tego nie ma to związek nie ma sensu. Wyszłam pokiereszowana choć w momencie jak kazałm mu opuścić dom czułam się silna i twarda.. Wydawało mi się że mogę zwojować świat, niech tylko uwolnię tą marnotrawioną energię i skieruję na coś innego... Dopiero jak zostalm sama zaczęłąm zauważać żę zostałam poraniona i te rany sama sobie zadawałam usiłująć wziąć na siebie coś co jest ponad siły normalnego człowieka... Organizm dopomniał się o swoje... musiałam leczyć rany które leczę do dziś... choć już jest lepiej.. Wpadłam w depresję. W ciemną noc. Nie chciało mi się nic. Nawet palcem kiwnąć. Nie miałam sił. Nie mogłam się zorganizować. Pojawiły się lęki. Zdecydowałam się w końcu na pomoc medyczna. Lekarz określił to jako problemy adaptacyjne do trudnych sytuacji. Bo moja sytuacja była trudna. Emigracja, rozpad związku, rozwód i to wszystko prawie w tym samym czasie. Ratuj siebie przede wszystkim. Nie myśl w ten sposób że jak jemu pomożesz to i sobie pomożesz... to pułapaka. Poczytaj topik.. Życzę ci żebyś szybko się otrząsnęła z tego związku...Dwa lata to za dużo na zwykły kryzys... To upadek związku. Przytulam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawie 40
I jeszcze jedno - Dobrze, że się nie odzywa i niech tego nie robi.... wykorzystaj ten czas dla siebie... Możesz jeszcze przeczytać książkę "Emocjonalne wampiry" Bernsteina. Bardzo praktyczna książka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wierna czytelniczka
Nie jestem winna............to,że " krzyczysz,dochodzisz swoich praw,kłócisz się do upadłego,stawiasz na swoim" nie dowodzi temu że się go nie boisz,myślę nawet że tym bardziej świadczy o Twoim lęku. Ja zachowywałam się tak samo,jaka byłam twarda,też kłóciłam się do upadłego dopóki nie widziałam ,że pojął...................... Bzdura,niczego nie pojął i nie pojmie tworzy tylko grę pozorów,aby Cię na nowo wciągnąć w swój chory świat. Żeby zobaczyć swój prawdziwy strach przed nim,musisz w takich właśnie chwilach kłótni spojrzeć w siebie,jak czuje się Twoje wnętrze ,jak bardzo się boi,przypuszczam,że nawet o tym nie wiesz, namawiam do takiej wycieczki, spotkasz tam prawdziwą siebie,zalęknioną,niepewną nie wiedzącą co jeszcze zrobić aby tylko było dobrze. A dobrze nie będzie. Bo jak ma być dobrze skoro druga strona właściwie nie wie czego chce,tzn. niby wie,chce abyś tańczyła jak Ci zagra,ale ręczę Ci nawet jak zatańczysz tak jak on zagra to niczego nie zyskasz a już na pewno nie jego miłość,będzie Cię tylko jeszcze bardziej nienawidził za to ,że pozwalasz mu na to..............wtedy już zupełnie straci jakikolwiek(jeśli go ma) szacunek dla Ciebie. Ja proponuję zdystansuj się i przeczytaj to co Ty napisałaś jeszcze raz,tak jakbyś czytała opowiadanie innej kobiety........... Potem jeszcze raz aż w końcu zaczniesz czytać jak ktoś obcy..........potem zobacz co czujesz ,jakie masz odczucia wobec autorki i tego mężczyzny. To o czym piszesz to typowy przykład przemocy i szantażu emocjonalnego. Mówisz,że nie planujesz mieć dzieci,hmmmmmmmmmmmm................a jeśli pojawi się dziecko,to czy chcesz aby ten mężczyzna był jego ojcem? Odpowiedz sobie na to pytanie. Ty go nie uleczysz,nie jesteś w stanie,nie jesteś władna!! Wszystko to co zrobi teraz będzie tylko grą pozorów. Za 10 lat będziesz już kobietą bliską 40 czy chcesz wtedy pokiereszowana zaczynać życie na nowo,a to właśnie Cię czeka,ale to Twoja decyzja. Rachunek strat i zysków ..................nie ma zysków!!! Nawet dawka narkotyku jest stratą......................

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem winna
to koniec. ale boje sie, ze moge mu jeszcze wybaczyc, jakby okazal odrobine skruchy. to, co zrobil po przyjsciu z tej walentynkowej imprezy i otrzyaniu moich wiadomosci przeszlo wszystko. chcial wejsc na skype. weszlam. bo wczesniej na gg bardzo zle sie rozmawialo. zaczal krzyczec. wykrzykiwac... oslupiajam sluchajac go. on czekal az ja go przeprosze. bo wg niego wyrzadzilam mu krzywde, ze poszlam sobie, jak zjebal mnie za wepchanie sie nieswiadome do kolejki. spytalam czy za cos takiego nalezy mi sie zjeba? odpowiedzial definitywnie ze tak. to mowi samo za siebie... powiedzial tez, zebym myslala sobie, jak chce. ze go to nie obchodzi. ze jesli wg mnie on traktuje mnie jak szmate, to dla niego moze tak byc. ze jestem naprawde taka, jaka powiedzial ze jestem w zlosci. czyli zla. do kosci. chamska, samolubna, egoistyczna... a przeciez jemu sie poswiecalam. dbalam o niego. spytalam dlaczego wiec ze mna jest, jesli nic mu sie we mnie nie podoba? odpowidzial, ze wydawalo mu sie, ze mnie kochal. wtedy, gdy chcial byc ponownie ze mna. wydawalo sie... kochal... przeklinal bardzo duzo. nigdy w zyciu nikt mi nie powiedzial tak zlych rzeczy. nie przeklnal na mnie, ale przeklinal w wypowiedziach. w tych krzykach przesmiewczych, obrazajacych, chamskich, tyle tak bardzo przykrych rzeczy. i ani jednej dobrej. powiedzial ze moge wybic sobie z glowy, ze on mnie przeprosi i poprosi zebym mu wybaczyla. zebym o tym zapomniala, bo nigdy tego nie zrobi. nigdy mnie nie przeprosi. i ze bawil sie dzisiaj zajebiscie. beze mnie. na walentynkowej imprezie. sam. sprawil swoimi slowami, ze oslupialam. prawie nie wiedzialam co mam mowic, to byl dla mnie szok... ciagle jestem w szoku... jak poszlam na chwile do lozka i pomyslalam o tym, jak powiedzial, ze za nieswiadome wepchanie sie do kolejki nalezy mi sie zjeba, wzielo mnie na placz... i ten wszechogarniajacy bol... to, co on powiedzial jest odrazajace. on wydaje mi sie teraz odrazajacy. ale jakby nagle sie skroszyl, jakby przyszedl blagajac... teraz mysle, ze jestem niewzruszona, ale na pewno bym mu wybaczyla wszystko. na pewno. tylko musialby sie stac cud, zeby on sie tak zachowal. a potem wszystko byloby tak samo. dlatego mam nadzieje, ze cud sie nie stanie. po prostu nie wykrzesal z siebie zadnego szacunku. a raczej jego brak.zniszczyl jeszcze raz to, co juz bylo zniszczone. na dluzsza mete pewnie dobrze, ze to koniec. ale teraz bedzie mi trudno. bardzo trudno. chwilowo czuje sie, jakbym pozbyla sie ciezaru, ale bedzie mi go brakowac. bedzie mi brakowac bliskosci, dotyku, ciepla, czulosci, tego dobra, ktorego jednak bylo tak malo ostatnio. tez z czysto technicznych wzgledow bedzie mi go brakowac. nie bedzie mial mi kto pomagac w niektorych rzeczach... a nawet we wielu rzeczach. ale to da sie pokonac. stane sie bardziej samodzielna. myslenie o przyszlosci - to jest to, czym teraz zajme swoja glowe... zeby nie cierpiec. nie meczyc sie tak. dzieki za wszystkie slowa, wsparly mnie i utwierdzily w tym, ze nie jestem winna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie jestem winna -> jesteś jeszcze bardzo daleko do uwolnienia, wiem to z własnego doświadczenia, ale wiem też że przychodzi, kiedy trafia szlag i ma się dość, na zawsze... Nie chcę Cię martwić,a może pocieszać (?), ale on na pewno jeszcze się odezwie i będzie chciał się pogodzić... A Ty pewnie jeszcze ulegniesz... :( Ja tak miałam bardzo długo... I mimo, że już miesiąc daję radę bez niego to nadal mam monety, że się waham... Zwłaszcza, że on wciąż się odzywa, wciąż mi mówi jak bardzo mnie kocha i że nigdy się nie podda... :( Okropne uczucie, kiedy nagle wmawia Ci się, że to ty jesteś tą złą, przestałaś kochać i chcesz wszystko zaprzepaść, a mogło być tak cudownie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem winna
poprzednio, jak sie chcial rozstac po 2 latach, (z czego pierwsze pol roku bylo okresem dobrym, w ktorym nie wystepowaly zadne takie objawy, potem bylo stopniowo gorzej), "zrozumial" ze mnie niby kocha po 3 miesiacach, wiec nie tak szybko. wtedy chcialam mu wybaczyc, wierzylam ze moze byc inaczej. teraz bylismy znowu 5 miesiecy razem. i otworzyly mi sie wczoraj oczy. w trakcie tej rozmowy. jak bardzo zmalala moja wartosc dla niego od tego 2,5 roku... odzywal sie do mnie wczoraj jak do najgorszej szmaty... "jestes popierdolona", "pierdol sie", "jak tak myslisz, to wypierdalaj", "jestes chora psychicznie", "popierdolilo cie", "masz narąbane", "cicho siedz", "nie chce mi sie s toba gadac tak", "w dupie mam twoje fochy", "odpierdala ci", "chcesz to sie odezwij, nie to nie", a potem kazal mi wejsc na tego nieszczesnego skype i wtedy slowa byly duzo gorsze... bylam taka slepa. kiedys w zyciu nie pozwolilabym sobie na takie mnie traktowanie. ale wysluchalam tego. do konca. dla niego nie ma juz powrotu, jest nieuleczalny, moze byc tylko gorszy. wydaje mu sie ze na to wszystko, co mi powiedzial zaslugiwalam. w pelni. na pewno mu sie tak wydaje. ze zasluzylam na ogromna zjebe. tak, jak za kolejke. zasluzylam tym na zjebe od niego (wg niego). za wszystko zaslugiwalam na zjebe. nie moge zrozumiec, jak moglam dac sie tak traktowac, jak to wytrzymywalam, dlaczego sobie pozwalalam. dlaczego on taki sie stal... moglabym skonczyc u jego boku, jak jego matka, opierdalana o byle gowno i wyzywana. mam nadzieje, ze nie bede musiala z nim wiecej rozmawiac. bo to bylo chore.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O matko :O Takie słowa, które napisałaś, ja mówię w złości do mojego byłego faceta, tzn. też mu mówię, że jak mu się nie podoba to ma się nie odzywać, że nie chce mi się z nim rozmawiać i że jest psychicznie chory... Czy zatem to ja jestem tą złą stroną, a on słysząc takie słowa tak bardzo cierpi? :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem winna
i od tego czasu, gdy powiedzial mi to wszystko ani razu nie plakalam. nawet nie czuje sie szczegolnie zle. nie tak jak poprzednio. poprzednio rozpaczalam. ale traz to ja sprowokowalam to rozstanie. ja sprowokowalam piszac i mowiac, co mysle o tym zwiazku, a on swoimi krzykami to rozstanie przypieczetowal. ani razu nie wyrazi skruchy. w ogole nie bylo mu przykro, ani zal. ciagle mial mnie za chora wariatke, ktora szuka dziury w calym, dreczy co i meczy bez powodu, i ktora trzeba za to zjebac porzadnie i opierdolic. kto wie, czy niedlugo nie podnioslby na mnie reki. czuje do niego troche wstretu, troche nienawisci. na pewno go nie kocham. nie mozna kochac kogos, kto wyrzadza taka krzywde. co do powracania do niego... nie chcę. jak ktoras z was gdzies w temacie napisala: "Wybaczyć można raz. Drugi to naiwność. A trzeci to głupota." ogranicze sie do tego razu. no coz no coz, bylego to chyba tak nie boli, jak mogloby bolec obecnego. bo do kogomus, kogo sie rzekomo kocha nie mowi sie takich rzeczy. nie mowi sie mu/jej, ze zasluguje na porzadny opierdol. nie mowi sie, ze jest wszystkiemu winien/nna. i za co? za nic. ja nie wiem jakie masz relacje z bylym facetem, co on ci zrobil i dlaczego tak do niego sie odzywasz, ale jakby to byl obecny facet i bys sie do niego tak odzywala to nie byloby chyba dobrze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość NadPrzepascia
to wszytko racja ja tez tak mialam nie dasz rady uleczyc ani uswiadomic tego osobnika ,ze to on choro postepuje a Ty jestes wrazliwa zdrowa kobieta ratuj sie bedziesz jescze szcześliwa ,ratuj sie i nie ogladaj na niego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tylko, że ja to mu powtarzam od zawsze, nawet gdy jeszcze byliśmy razem... Zresztą on nadal uważa, że my się nie rozstaliśmy... Nigdy nie pomyślałam o tym, że go to może boleć... :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wierna czytelniczka
Nie jestem winna......on się takim nie stał,on takim jest!!! Wszystko co było wcześniej było grą Grą na ugranie jak najwięcej dla siebie!! Żadna miłość,słowa,słowa,SŁOWA ....!! Kiedy mnie ogarnia ochota na uniżenie przed "panem i władcą" przypominam sobie to jak do mnie mówił................ A mówił chcę z Tobą być,kocham Cię ..................a za pięć minut powiedział "nienawidzę Cię,jesteś nic nie warta ,zero......." Podobnie dzieje się u Ciebie i u każdej z nas. W zdrowych relacjach ludzie siadają i rozmawiają......... Niestety również myślę,że Twój M odezwie się i stworzy pozory skruchy.........................oby tylko tak się nie stało tego Ci życzę z całego serca. Sprawa z kolejką była idiotyczna,nic nie znacząca,chciał się czepić,wyżyć i zrobił to............to wszystko! A ostatecznie to przecież tylko Twój a nie jego wstyd ,że weszłaś bez kolejki.................skoro taki grzeczny i kulturalny chłopiec to jak tak teraz rzuca tymi przekleństwami,skąd je zna??:))) No cóż no cóż.........myślę,że słowa które wypowiedziałaś były w obronie. Czy on wcześniej tak się do Ciebie nie zwrócił ,zanim Ty tak wyrzuciłaś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawie 40
Dla WAS ❤️❤️❤️ Krzycz: Wiosna! Wołaj: Słońce! Przez cud życia daj się unieść cudownością światła. Przypatrz się skowronkowi - śpiewa wysoko na nieboskłonie. Wiesz dlaczego? On nie musi płacić żadnej dzierżawy. Patrz w niebo i nuć. Dla ciebie też słońce świeci za darmo. Otwórz się na życie! Żyj! Przestań zaprzątać sobie głowę gonitwą za pieniądzem, by jeszcze więcej i więcej posiadać. Pozbądź się rzeczy, które są ci niepotrzebne. Uwolnij swoje serce z nici zagmatwań i tysiąca niedorzecznych pożądań. Otwórz się ku życiu! Żyj! Radość wtedy przepełni ci serce i wróci chęć do życia. Słońce zaświeci, a ty zaczniesz tańczyć. A kiedy będzie padał deszcz, możesz pogwizdywać. Odczujesz, że zostaliśmy stworzeni dla radości. " - Phil Bosmans ze stronki którą lubię odwiedzać http://www.zosia.piasta.pl/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wierna czytelniczka
Prawie 40.....dziękuję za załączony tekst,jest piękny i jest podstawą...............bardzo dziękuję:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam ❤️ w dniu o jakże mniej obciążającej dacie, bo już 15 lutego :P \"Mój\" M. się odezwał po północy, żeby nie było oczywiście, że jeszcze w te zapyziałe Walentynki. Oczywiście będzie mnie kochał zawsze, nie będziemy razem, ale mam swoje ciepłe miejsce w jego sercu i będzie przy mnie myślami. Po co on mi coś takiego pisze? :-O po przeczytaniu jego wywodów najpierw wpadłam we wściekłość, gdyby pojawił się w drzwiach, zdolna byłabym wyrządzić mu krzywdę :-O potem było mi już tylko przykro... To teoretyczne były miłe słowa, ale... przyszły mi wtedy do głowy złe wspomnienia, kiedy potrafił być okrutny... miał już swój czas, a teraz co chce osiągnąć, pokazać jaki to on jest wspaniałomyślny i wrażliwy? najgorsze jest to, że mnie to rusza i to przeżywam (no tak, świadczy sam fakt, że o tym pisze) a chciałabym po prostu na jego wspomnienie nie czuć NIC. pozdrawiam 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość magda74
zgadzam sie z poprzedniczkami.nie da sie uleczyc nie da sie ani uleczyc ani zmienic takich ludzi.bo oni sami tego nie chca.to chorzy ludzie ktorzy karmia sie tym ze moga meczyc osoby mniej podatne na stres.coraz bardziej utwierdzam sie w swoim postanowieniu ze musze uciekac.uciekaac jak najdalej.4 dni byl wspanialy .o zgrozo tylko 4 dni.dzisiaj niestety od nowa.ledwo dotknelam laptopa rano aby wyrzucic wirusa.jestem winna bo pisze z kochankami.teraz tez mam awanture bo pisze tutaj na forum.czyli dalej bledne kolo.wiec drogie panie czekajcie na moment kiedy wlasnie wasi panowie beda w takim stanie jak moj teraz to dodaje sily i pomaga trwac w decyzji.koncze poniewaz boje sie ze znowu cos rozwali;[[[[[[[[[[

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A dziś ja mam dół giganta... :-( W końcu mam prawo czasem nie być silna... Cały dzień ryczę, że już z nim nie jestem... Wiem - kretynka ze mnie ... I już nie wiem, czy potrzebuję żeby mnie ktoś przytulił czy kopnął... Pewnie jedno i drugie... Dobranoc :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem winna
a moj juz byly dzis dzwonil, ciekawe po co, po tym co wczoraj mi powiedzial koniec byl definitywny. to po choelre dzisiaj dzwonil? nie odebralam, wylczylam telefon. wiec dobral sie do gg i napisal "odwalaj dalej swoje fochy"... czyli dzwonil po to, zeby mnie jeszcze opierdolic, bo pewnie wczoraj bylo wg niego za malo. jaki kretyn... co on sobie wyobraza... wczoraj powiedzial mi wyraznie kilka razy "wypierdalaj" i "to koniec" a dzisiaj pisze, ze ja jakies fochy odwalam? czy on jest nienormalny? przeciez wczoraj byl definitywny koneic. czego on jeszcze chce? niech sie ode mnie odwali, niech wiecej nie pisze, nie dzwoni, bo po co? zeby mi powedziec ze odpierdalam dalej jakies fochy? jakie fochy? na fochy juz jest za pozno. on wczoraj wszystko przekreslil, nie ma juz odwortu, nie ma nadziei. i jeszcze dzisiaj nadal mnie obwinia, ciagle nie uznal, ze sie mylil, dalej mysli, ze to ja jestem winna i dalej mysli, ze ja sie odezwe i bede go przepraszac. pomimo tego, co on wczoraj zrobil i powiedzial. czy on jest az tak bardzo chory? jakim cudem on moze az tak bardzo pacznie to rozumiec? nie jestem w stanie tego pojac, ale po tym, ze dzis napisal "odpierdalaj daje swoje fochy" nie mam zamiaru miec z nim nic wspolnego ani nie mam zamiaru odbierac zadnychjego telefonow. w ogole nie mam zamiaru z nim rozmawic. jesli mialby watliwosci co do tego czy jeszcze jestesmy razem, to moje zachowanie powinno rozwiac te watpliwosci. jak on w ogole moze myslec, ze mi dalej na nim zalezy po tym co wczoraj zrobil i powiedzial... to jest dla mnie niepojete... za kogo on mnie ma? za kretynke? idiotke? ktora dalej po tym wszystkim bedzie chciala z nim byc? jest chory. jest bardzo chory. normalnie az mi go szkoda... i czuje do niego troche nienawisci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ophrys - ja Cie przytulam;) na kopa nie licz, bo lezacego sie nie kopie;) oczywiscie masz prawo do gorszego dnia, lzy maja moc oczyszczajaca; spij slodko, a jutro obudz sie silna i zmotywowana do walki o siebie; jak tak bardzo zazdroszcze tym wszystkim, ktore ten najgorszy krok, czyli rozstanie maja juz za soba; kobietom podobno trudno przychodzi podjecie decyzji, analizuja, gdybaja, przewiduja, rozpatruja zagadnienie ze wszystkich stron, wahaja sie, wycofuja, ale jak te decyzje podejma, to skutecznie ja realizuja; moze upadaja czasem na duchu, zatrzymuja sie w miejscu, lapia oddech, niemniej wciaz konsekwentnie ida naprzod; dwa kroki w przod i jeden do tylu, to przeciez i tak wciaz jest do przodu, chocby i wolniej, ale jednak na plus; trzymaj sie dziewczynko;) NIE - nie jestes winna - ale wolna tez nie; on nie da Ci spokoju, wiec przygotuj sie na to; najlepiej byloby gdybys potrafila zupelnie go zignorowac; nie daj sie sprowokowac do utraty panowania nad soba, badz grzeczna, ale chlodna i stanowcza; to nie jest istotne za kogo on Cie ma, wazne za kogo masz sie sama; jesli kochasz siebie, nie pozwol sobie wiecej na zadne powroty, na zadne kolejne szanse, na ratowanie czegos, czego nie ma; zycze Ci wiele sily i konsekwencji;) Jakos niewiele nas dzisiaj tutaj gosci; leniwa niedziela? Pozdrawiam cieplutko Niebo.., oneill, prawie 40, Ewunie, yeez, Kasie, po raz kolejny montie, wierna czytelniczke, pelna szklanke/dzieki za zyczenia/, duszka weroniki, no coz no coz, co robic i wszystki pozostale kochane dziewczyny, ktorych nie wymienilam; milego nowego tygodnia; oby kazdy mijajacy dzien przyblizal nas do wiosny, tej w przyrodzie, jak i wiosny w naszych sercach; dziekuje, ze jestescie; dobranoc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"Nie jestem winna\" Nic dziwnego, ze tak reaguje, przeciez zawsze sie klociliscie, a mimo to byliscie razem, wiec teraz tez on uwaza ze jest dalej jak bylo. On wyzywa a Ty jestes przy nim. Wiec niby dlaczego teraz ma byc inaczej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×