Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
mikaela79

jak poradzić sobie ze śmiercią kota?

Polecane posty

mojego kocurka pozegnalam wczoraj....przez 2 tygodnie walczylam o niego....wysiadly nerki i mocznica...nerki podjely prace ale mocznica byla silna..robily sie nadzerki w pyszczku....cierpial ale walczyl razem ze mna....trzymalam go za lapki....chowal sie wlazience pod wanna .. i ja tam lezalam godzinami dajac kroplowki zeby kitek mial sile zyc... dawalam zastrzyki... mowilam. i prosilam zeby walczyl...mialam nadzieje....on tylko ogonkiem ruszal...z dnia na dzien mial mniej sil... i wczoraj lekarz powiedzial ze dosc... ze sie dusi ...ze to ten moment aby mu pomoc...wyłam ...serce mi pekało bo zacisnal swoje pazurki na mojej dloni....i zasnął...pochowalam go przy jego ulubionym drzewkuw ogrodzie... z jego zabawkami...miseczkami.....to straszna pustka...nie czulam dzisiaj noska na swoim o 5 rano....nie slyszalam miau...zawsze rano budzil mnie...nikt mnie wital jak wrocilam do domu.. patrze na miejsca gdzie lezal gdzie psocil ...i dzis kolezanka mi powiedziala o Teczowym moscie.....o tym ze on tam jest teraz spokojny nic go nie boli i bawi sie z innymi zwierzatkami.... wierze ze tak jest ...ale i tak bardzo za nim tesknie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mxzptlk
Mój ukochany psiaczek zginął 3,5 miesiąca temu. Do dzisiaj mam zaszklone oczy. Uspokaja mnie to, że śni mi się raz na parę tygodni, to są cudowne sny i tak realne jak rzeczywistość. I chociaż na parę sekund mogę go pogłaskać, przytulic to jestem spokojny bo wiem, że on jest tam szczęśliwy i pamięta o mnie. Czasami mój mały głuptasek daje mi nieopatrznie wskazówki dotyczące drugiej strony, może dlatego tak rzadko go do mnie puszczają :) Życzę wam podobnych, kojących serca doświadczeń z kociakami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie zmarł tylko zdechl... przeciez to zwierzak

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nasze kochane zwierzaki idą do nieba i zobaczymy je jak już zaczniemy to prawdziwe, najwspanialsze życie. One już tam są i się nim cieszą. Wspierają nas z góry, nigdy o nas nei zapomną tak samo jak my o nich! A niedługo je spotkamy i będziemy tulili wiecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wróć
Kiedyś, gdy nie miałam kota wydawało mi się ,ze nie lubię kotów........Pojawiła się w naszym domu tylko na chwilę (za sprawą mojej córci)...i była do dziś,potrącił ją samochod. Tak bardzo ją pokochałam .Ból jest straszny.Płaczę od kilku godzin.Każda sekunda wypełniona jest widokiem mojej Franusi...tak bardzo chcę aby wróciła......Franuluś wróc do nas....proszę..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Syd
Nigdy nie przepadałam za kotami. Do czasu. Kiciusia znalazłam w czerwcu zeszłego roku za budynkiem gospodarczym, siedzącego w gęstej, zroszonej trawie. Był malutki, mokry i żałośnie miauczał. Musiał tam siedzieć całą noc, bo pamiętam, ze poprzedniego wieczoru słyszałam go, ale nie poszłam, nie sprawdziłam, bo myślałam, że to u sąsiadów. Wzięłam go do domu. Nie umiał jeszcze pić z miseczki, więc karmiłam go strzykawką. Szybko zaprzyjaźnił się z naszą suczką, która jest niewiele większa od dorosłego kota. Kiciuś towarzyszył mi każdego dnia, chodził ze mną wszędzie -do ogrodu, stodoły, na pole. Lubił wspinać się na moje plecy, kiedy na kolanach pełłam w ogrodzie. Cała rodzina zwariowała na jego punkcie, a Kiciuś odwdzięczał się za naszą miłość na swój koci sposób. Był już dużym, pięknym prawie czterokilowym kotem. Dziś mija tydzień, jak nie wrócił na noc. Gdzie ja nie byłam... Szukaliśmy z sunią wszędzie, ogłosiłam wśród znajomych. W niedzielę przyszła sąsiadka z wiadomością, że chyba mój kot leży u niej na chodniku i nikomu nie da się wziąć... Jest ranny i bardzo cierpi. Mąż z córką pobiegli, a ja... z daleka słyszałam jego żałosny głos w którym było tyle skargi, cierpienia... Zawieźliśmy go do weta... powiedziała, że jest ciężko, bo ma obrażenia wewnętrzne i jest bardzo wychłodzony i odwodniony. Jeśli przeżyje noc, to zrobi prześwietlenie. Podała kroplówkę, antybiotyk i przeciwbólowy i kazała ogrzewać Kiciusia. Niestety po powrocie do domu Kiciuś odszedł... Wiedział chyba, że już nas odnalazł, że jest w domu... Długo głaskaliśmy Go i mieliśmy nadzieję, że jednak da radę - przeżyje. Niestety...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
współczuję :( nam kot też nie wrócil na kilka nocy,jak go znaleźliśmy był już martwy...nikt go nie głaskał i nie pocieszał,zanim umarł,pewnie czuł sie opuszczony :( mam nadzieje,że nie cierpiał,nie wiadomo,co mu sie stało,już sie nie dowiemy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wróć
....Nasza Franulka została znaleziona na skraju lasu pod stertą gałęzi.. wzięliśmy ja tylko na "odchowanie"( z mojej strony z dużymi oparami,ale moja córeczka zagroziła-"mamo jesli ten kotek zdechnie nie wybaczę Ci do końca zycia" )..była maleńka, też karmiliśmy ja butelką , specjalnym mlekiem dla kociąt,ogrzewaliśmy termoforem,aby miała cieplutko.Pokochaliśmy ją całym sercem, miłością bezwarunkową...nawet odkurzanie mieszkania odbywało się wówczas kiedy Franusia nie spała. ..Była z nami 2,5 roku...tak bardzo wierzyłam w to ,że jest ostrożna ,że nic jej się nie stanie...- Zginęła na miejscu. żadne słowa nie są w stanie wyrazić krzyku rozpaczy i bólu jaki poczułam - tuliłam ją w ramionach , płakałam i nie mogłam uwierzyć, - nadal nie wierzę.....mija drugi tydzień jak odeszła, a ja nadal płaczę , tęsknię...nadal leżą kocyki w miejscach w których lubiła spać- na fotelu, na parapecie , na komodzie.....tak smutno i tak pusto jest bez naszej Franulki...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Miczunia
3 dni temu odeszła od nas nasza 10letnia Łosia..Wzięliśmy ją ze schroniska, wybrała nas bo pierwsza podbiegła do siatki i się łasiła. od razu zdobyła moje serce...Potem przygarnęłam jeszcze kocurka z ulicy i tak się razem wychowywały. Jakieś pół roku temu przy okazji zabiegu usuwania guzka wyszło w korfologii że ma podwyższoną kreatyninę i mocznik..Diagnoza niewydolność nerek..Najpierw była specjalistyczna karma ale za żadne skarby nie chciała jej jeść więc żeby kota nie męczyć dostawała inną..Teraz troche się obwiniam że może przyczyniłąm się do rozwoju tej choroby..:(w październiku nagły brak apetytu, wymiotowała żółcią..Dostawała kilka dni kroplówki i leki, morfologia wykazała dalszy wzrost kreatyniny i mocznika. Ale czuła się potem w miarę dobrze..jedynie nie mogłam patrzeć jak robiła się coraz chudsza...Ostatnio mimo tego że coś tam jadła to była sama skóra i kości :( oczywiście po tym leczeniu wróciłam od razu do specjalistycznej karmy..ale parę dni temu znów nastąpiło pogorszenie..straciła zuopełnie apetyt, jedynie piła wodę. W poniedziałek była już tak słaba że przeleżała cały dzień w szafie. Wieczorem zawisołam ją do weta i nie wiem, ale on od razu zapytał co proponuję..tak jakby nie chciał sam z sieibie powiedzieć że najlepiej będzie ją uspić.. Obejrzał ją jedynie, spojrzał w hostorię choroby popytał...Ale nie było nic że badania, usg nerek, morfologia czy co...Powiedział tylko jak może wyglądać teraz jej leczenie przy czym zznaczył że wyniki krwi mogą wcale nie być złe ale ona może nagle z dnia na dzień paść..podjęliśym zmężem decyzję o jej uśpieniu..byliśymd o końca...była już tak słaba...ale teraz jak o tym myśle to nie wiem..mam wyrzuty sumienia że może zbyt pochopnie podjęłam decyzję..może trzeba było dać jej szansę, spróbwać ją zostawić w tym szpitalu..nie wiem..:( ciągle o tym myślę..nie wiem też czy weterynarz nie powiniem bardziej "zachęcić" mnie do ratowania jej..kurcze ale nie chce mi sie wierzyć że od razu bez zrobienia badań by ją chciał usypiać..:(powiedzcie , czy powinnam go jeszcze leczyć? walczyć? kurcze w tym październiku czuł się lepiej po tych kroplówkach, kto wie czy teraz by też nie było dobrze...Wariuję od tych myśli że może to była zła decyzja...pod wpływem impulsu...Serce mi pęka..bo już za późno...:(:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To była dobra decyzja. Oszczędziłaś jej cierpień. Ja się na to nie zdobyłam ponad 10 lat temu i dotąd żałuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćmamaCzesia
Miczunia, rozumiem Cię doskonale, bo w lipcu podjęłam taką samą decyzję i również robiłam sobie wyrzuty, ze może jednak mogłam się wstrzymać, próbować, walczyć...tylko że dla mojego Czesia każda wizyta w lecznicy była ogromnym horrorem co tylko pogarszało jego stan, który i tak był krytyczny, (kot nie przyjmował stałego pokarmu od 2 tygodni). Ktoś mi odpisał ze zwierzęta doskonale zdają sobie sprawę z przemijania i wiedzą kiedy zbliża się ich koniec. Mój kot chował się w szafce z butami, czego nigdy wcześniej nie robił, co mogło oznaczać że szukał miejsca do odejścia :-( Jeszcze troszkę pocierpisz po stracie kotenia ale nie rób sobie wyrzutów, zrobiłaś wszystko co mogłaś, skoro weterynarz nie proponował dalszego leczenia to po prostu wiedział że lepiej nie będzie i nie chciał Cię naciągać...I koniecznie przygarnij drugiego kotka. Koty w spadku pozostawiają nam to co mają najcenniejsze: ogromne pokłady miłości i wrażliwości...nie robią tego bez powodu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Miczunia
mamaCzesia dziękuję Ci bardzo...ciągle myślę, czy może trzeba było dać jej szansę..ale rozsądek mi mówi, że weterynarz przecież gdyby widział, że będzie ok to by to powiedział..specjalnie jeżdziliśmy do bardzo dobrej kliniki w Poznaniu, gdzie się zwierzęta ratuje..Dlatego aż dziwne dla mnie było, że lekarz nie zaczął od razu od wymieniania co będziemy robić, w sensie leczenia itd...Wszystko działo się tak szybko...jak zły sen jakiś..jechałam z chorym kotkiem..wróciłam sama... ;( i taka pustka..Mamy jeszcze drugiego kotka i widać że on wyczuwa..choć Łosia czasami znikała na leczenie ale wtedy jakby wiedział że ona żyje. teraz zachowuje się zupełnie inaczej... :( przeszło mi przez myśl, żeby dać dom kolejnemu ale jeszcze za wcześnie...czułabym się nie fair..ale kto wie może jak się trochę rana zagoi...myślę, teraz czy odpowiednio się nią opiekowałam..może powinnam dawać jej częsciej jeść..może jak jednej karmy nie chciała to trzeba było próbować innej..dwa miesiące temu urodziłam drugie dziecko..też byłam rozkojarzona, ciąza, potem ogarnięcie 2 dzieci w domu..i tak może trochę ją zaniedbałam..:( straszne są te wyrzuty sumienia :( Ale faktycznie tak jak piszesz..tą szczyptą poicieszenie jest dla mnie fakt, że lekarz też wiedział co robi..nie namawiał na leczenie tylko powiedział jakby to wyglądało ewentualnie. nastawił mnie na rózne opcje, ale wbrew temu co czytam na forach nie było tej zachęty że przeciez jest tyle mozliwości leczenie (karmy, papki, kroplowki, leki, suplemety diety). I jkak czytam te fora o życiu w kotami z niewydolnościa nerek to wątpię..bo piszą tam jak to mozna nawet lata zyć z ta chorobą tylko odpowienie jedzenie leki i srututut... :( A może lekarze z tej kliniki zdają sobie sprawę że raz że jest to kosztowne a dwa że może to faktycznie jest przedłużanie kotu życia na siłę? :/ nie wiem...wiem tylko że 2 razy miał taki ciężki stan..tylko po 2 już go nie ratowałam..:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie zadręczaj sie wyrzutami sumienia,zrobilas wszystko co mogłaś,to nie Twoja wina że kot cierpiał

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tez miałam nerkowca, od diagnozy i ostrej niewydolności żyła 4 lata Nagle brzuszek zaczął sie powiększać, zrobiliśmy usg wet powiedział ze guzy na wątrobie Brzuch rósł cały czas, wodobrzusze, kot zaczął słabnąć nie miał siły chodzić bo nozli słabe a brzuch coraz większy, spała całe dni ale apetyt miała do końca Nadszedł czas ze podjęliśmy decyzje o uśpieniu, wezwaliśmy weta do domu, nakarmiłam ja mięskiem ostatni raz, potem dałam tabletkę na uspokojenie i czekaliśmy na weterynarz Podjęliśmy taka decyzje bo nie chcieliśmy czekać aż zacznie sie dusić przez niewydolność serduszka lub przestanie jesc, miała 17 lat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przychodzi moment ze kochając zwierzaka zamiast go leczyć i utrzymywać prz życiu trzeba pomoc mu odejść iuniknac cierpienia i bolu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćdoniu
Dzisiaj26 maja 2015roku zmarł mi kot miałem go9lat jest mi bardzo smutno

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mamaCzesia
doniu, Twój kotek niedługo do Ciebie wróci, może w innym futerku ale wróci. Bądź czujny... i trzymaj się ciepło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ktoś bardzo smutny
29 maja 2015 roku zginął około godz. 7,20, pod kołami samochodu zginął nasz ukochany 10 miesięczny burasek Sami. Stało się to naprzeciw naszego domu, kiedy wracał z nocnych wędrówek. To był prawdziwy szok. Utraciłem wspaniałego przyjaciela, z którym spędzałem niemal wszystkie dni od września 2014 roku. Został znaleziony przez naszych synów w lesie przy drodze pod koniec sierpnia. Był taki malutki i bezradny. Miał najwyżej miesięc. Zamieszkał z nami, najpierw w garażu, a potem z nami w domu. Był troche psotny, zwłaszcza na początku. Ucierpiała nasza tapeta w przedpokoju, nie wspominając o zadrapaniach na naszych rękach. Rozumieliśmy się bez słowa. Przychodził do mnie i jednym spojrzeniem, albo niewinna zaczepką mówił: wypuść mnie na dwór. Wczesna wiosną wysterylizowałem go, bo bałem się, że będzie obsikiwał w domu kąty, znacząc swój teren. Stał się trochę łagodniejszy i pozwalał częściej się głaskać . Nauczyłem go załatwiać się do skrzyneczki z piachem. Tak się cieszyłem, że przyszła wreszcie wiosna i mój kot będzie miał tyle atrakcji. Nie nacieszył się nią długo. Wiosenne noce, zwłaszcza, jak nie padało, spędzał na nocnych zabawach z pobratymcami z okolice. Rano, najczęściej o 5-ej, wskakiwał na parapet i budził nas miauczeniem. Potem trochę pospał, jadł ze mną śniadanie, trochę świeżego powietrza i znów w kimono do popołudnia, a nieraz do wieczora, po czym posiłek i hulaj dusza na dworze. Był najlepszym lekiem na wszystkie nasze smutki. Miałem w dzień, kiedy byłem sam w domu, żywą istotę, która, co prawda, najczęściej spała, ale było tez do kogo zagadać i się poprzytulać. Teraz w naszym domu jest pustka i tylko patrzę na jego ulubione legowiska, zabawki i miski na wodę i jedzenie. Bardzo nam go brakuje., a on śpi sobie na naszym podwórku przy dwóch cyprysach i tak ślicznie do snu ptaki śpiewają mu kołysanki. Jak to słyszę, to serce mi krwawi. Dziękuję ci, Sami, za te wspaniałe 10 miesięcy, które z nami spędziłeś. Będziesz zawsze w naszych sercach, wspaniały futrzaku. Na razie nie wyobrażamy sobie innego kota lub psa. Może kiedyś, jak czas zaleczy ranę po stracie naszego Samuelka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mialam kotka z charakterem .....moje oczko w glowie. Kiedys byl bardzo chory I wet powiedzial, ze nie ma dla niego juz nadzieje. Wyrok zapadl: "jak by to byl moj kot uspala bym go". Ale ja sie nie podam am. Wzielam go do domu....zrobilam cieple , przytulne poslanko I zaczelam walczyc o niego. KarmIlam go strzykawka....nosilam do kuwetki....mowilam mu co czuje...I tak przez dwa tygodnie. Ale warto bylo poczekac na widok ledwie trzymajacego sie na lapkach kotka biegnacego do kuwetki. Pozniej wszystko bylo z gorki....Sam jadl I bylo lepiej I lepiej kazdego dnia. Moje serce rozpierala radosc!!!!! Wywalczylam go sobie ...a weterynarz nie mogl u wierzyc! !!! Moj kotek byl ze mna przez nastepne kilka lat a ja cieszylam sie jego obecnoscia kazdego dnia. Tak nas to do siebie zblizylo, ze nigdy nie bralam pod u wage, ze On kiedys odejscie. Nawet moj maz powiedzial raz" a Co Ty zrobisz jak on umrze???" Moja odpowiedz byla krotka" nie mow takich bzdor". Myslalam, ze bedzie ze mna na zawsze. Dwa tygodnie temu zauwazylam, ze cos z nim nie tak. Jakis nieswoj byl. Oczywiscie biegiem do weta. Osluchala I stwierdzila, ze zapalenie pluc. Dala silna antybiotyk. Wrocilismy do domu a tu jeszcze gorzej.....przestal jesc....zaczal uciekac w miejsca do ktory ch nigdy sie nie garnal. Poczulam wewnetrzny niepokoj!!!!Cos nie jest tak!!!!Bylo coraz gorzej!!!W poniedzialek z samego rana zabralam go znow do weta. Powiedziala, ze musze go zostawic na kroplowke I podala mu steroidy na apetyt.Zasugerowala badanie krwi na nerki. Gdy dzwonilam zeby dowiedziec sie o wyniki czulam, ze cos bedzie nie tak. Diagnoza NIEWYDOLNOSC NEREK.!!!!!!!!! Doznalam szok bo zawsze KarmIlam moje koty dobra karma. Od chwili diagnozy do jego smierci minelo 7 dni. 7 dni ktorych nigdy nie zapomnij. Umarl na moich rekach walczyc o kazdym oddechowe. Gdy zamykam oczy ciagle to widze....mam koszmary....boje sie spac. Wszedzie go widze. Nie jest latwo pogodzic sie ze smiercia zwierzaka, ktorego kochasz. Pewnie nigdy sie z.tym nie pogodzisz. Zachowaj go w swim sercu a to, ze placzesz jest normalne. Nie ukrywaj swoich uczuc..nie dus ich w sobie!!!!! Wyplacz sie kiedy masz na to ochote!!!!Na caly glos! !!! To Ci pomoze!!!Zachowaj go w swoim sercu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pikunia
Dobrze Was rozumiem. Wczoraj odeszła moja kotka, miała 16 lat i 4 m-ce. Ryczę i nie mogę się pozbierać. Miała lekką śmierć, była na stole operacyjnym i po otwarciu okazało się, że jest duży nowotwór i przerzuty na prawie wszystko. Kilka dni już nie chciała jeść, wczoraj przestała pić. Kurczę, mam nadzieję, że będzie na mnie czekała, jak kiedyś umrę, tylko jak sobie poradzić z żalem, jak?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mamaCzesia
Cały ten żal i smutek trzeba przetrwać, przepłakać, przekrzyczeć i docenić fakt, że tak cudowne koty właśnie nas wybrały na swoich właścicieli i dały nam tyle radości i miłości. Niedługo przygarnijcie jakieś kocie nieszczęścia i przekażcie im jedyny spadek pozostawiony po naszych skarbach - miłość i wrażliwość...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MałgorzataM
Dzisiaj umarł mój przyjaciel, Filemon. To jest rozpacz. Dobrze, że jest ten temat. Miał 17 lat i trzy miesiące. Już nie kot, człowiek ale mądrzejszy od połowy ludzkiej rasy. Dżentelmen w białym krawacie i smokingu. Subtelny, dystyngowany, ciepły i mądry. Z tą śmiercią nie poradzę sobie. Czuję to, co wszyscy tutaj. Ból.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mamaCzesia
MałgorzataM, jak dobrze znam Twój ból :-( Nie minie, ale zmniejszy się... do tego momentu rycz, płacz i wyj, naprawdę pomaga. Wiem, że pewnie nie masz komu się wyżalić bo nikt nie zrozumie, ale trafiłaś w odpowiednie miejsce żeby poprzeżywać swoją małą żałobę. Twój Filemonek biega już z naszymi tygryskami za tęczowym mostem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość MałgorzataM
Płaczę, krzyczę.... Z Filemonem spędziłam całe jego życie. Nie opuszczałam go prawie, jedynie wychodząc po zakupy. Nigdy nie był sam. Nigdy nie ignorowany. Dziękuję MamoCzesia, dziękuję za każde słowo. Nie wiem czy jest jakiś most... Z natury twarda (do wczoraj) odczuwam rozpacz jeszcze bardziej. Nie radzę sobie. Ale dobrze, że jesteście -

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mój kot choruje na niewydolność nerek i niestety wybiera się za Tęczowy Most.Szkoda go bardzo,ma dopiero 6 lat.Ma już tylko jedną nerkę, w dodatku niesprawną,leki,kroplówki,te klimaty.Szkoda go bardzo,rasowy,z wypasionym rodowodem,a taki pech.Wcześniej miałam szylkretowego dachowca,koteczkę, była piękna, ale wredna.Nie była kotem przytulanką, żyła obok mnie,zestarzała się i odeszła,bolało.Nie chciałam już agresywnego kota,więc po tygodniu zastanawiania się i czytania o rasach,pojechałam do hodowli.Tym razem z charakterem trafiło fajnie,kot nigdy nikogo nie ugryzł, ani nie podrapał,chodził za mną jak cień.Miał niespełna 5lat kiedy zachorował i tak walczymy razem.Dzielnie znosi wszystko,oby jak najdłużej. Jest jeszcze pies w rodzinie,ale to nie to samo.Nie zawsze nowe zwierzę wyleczy po stracie poprzedniego,nie wiem czy kupię lub przygarnę kolejnego kota.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Niestety,bardzo dużo kotów choruje na nerki,dachowce i koty z rodowodem.Trzeba robić badanie krwi,inaczej choroba ujawni się tak zaawansowana,że nie da się długo utrzymać kotka przy życiu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mówią że czas goi rany, ale mówią tak bo tego co i ja obecnie nie przeżyli , to ból gdy traci się najlepszego przyjaciela mimo że nie powie ci nic to Cię zrozumie . Nigdy nie zapomnę mojego Milusia :'( żegnaj przjyjacielu na zawsze PAMIETAJ SPOTKACIE SIE JESZCZE NA TĘCZOWYM MOŚCIE :'(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WIEM CO MÓWIE WIEC ZAUFAJ
Jestem tu by powiedzieć wam: miłość, dobro i cierpliwość Jezusa do was nie ma granic, to on jest tym czego Ci zawsze gdzieś tam na dnie serca brakowało, to za nim była ta tęsknota kłująca Cię gdzieś od czasu do czasu, to stąd ten smutek gdzieś na dnie radości nie męcz się dłużej, już dziś zacznij modlić się o prawdziwą bliskość z nim, a gdy zostanie to spełnione gwarantuję Ci że oszalejesz ze szczęścia, to jest coś czego się nie da z niczym porównać, jestem wdzięczna za szczęście które eksplodowało w mojej dotąd smutnej i znudzonej, pełnej strachu duszy. On da Ci to czego nie da Ci nikt inny, nigdy, prawda krzyczy do Ciebie właśnie teraz, właśnie po to żebyś od tego, dokładnie tego momentu zaczął nowy lepszy etap, etap który doprowadzi Cię do milion razy lepszego zakończenia niż kiedykolwiek dla siebie przewidywałeś, rozumiesz? Mówię to serio i mówię to do Ciebie !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To niech powie św.Franciszkowi,żeby przestał się obijać i żeby tyle zwierząt nie cierpiało z powodu ludzkiego okrucieństwa i w schroniskach.Niech da ludziom siłę,by łatwiej im było pogodzić się ze śmiercią bliskich nam istot i żeby to w co wierzą,okazało się prawdą,amen

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
to już tydzień , płaczę i nic na to nie poradzę , nikt mi się nie plącze pod nogami , nikt nie przybiega do kuchni jak otwieram lodówkę , nikt nie miałkoli jak wracam po całym dniu pracy, nikt ze mną nie zasypia . po prostu głucha cisza , cisza i ja :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×