Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

mikaela79

jak poradzić sobie ze śmiercią kota?

Polecane posty

Gość gość
tak mi przykro, rozumiem Twój ból, bo większość kotów, które dokarmiałam też odeszły. Trwało to jakieś 2 lata, jedne przejechane, inne chyba zostały otrute. Co z tego, że akurat ja i jeszcze parę osób dokarmiamy, jak większości sąsiadów te koty wadzą, a ci którzy karmią, muszą robić to dyskretnie. Inni nie chcą żeby im jakieś koty szwendały się po posesji, mamy plagę kotów, przylazły z działek i z blokowiska. Często jedyna przysługa jaką można zrobić dla tych kotów to pochować kolejnego nieszczęśnika

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Najlepsze jest to, że nigdy nie przepadałam za kotami. Dokarmiamy od ładnych paru lat...zanosiłam jedzenie i tyle. Dwa lata temu jedna z kotek przyprowadziła dwoje dzieci...burego kotka i tricolorkę. Do dziś pamiętam moment, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam. Zaniosłam jedzenie a ona na mój i mojej mamy widok uciekła w popłochu. Zobaczyłam tylko białą kulkę pędzącą z prędkością światła. Po jakimś czasie tak się oswoiła, że na nasz widok kładła się na plecach i wystawiała brzuchol do głaskania. Był zimny listopadowy wieczór, deszcz, wiatr i nagle rozpaczliwe miauczenie pod drzwiami ganku. Tato wyszedł zobaczyć co się dzieje a moja mama..." zobaczysz, że on ją przyniesie do domu". I tak zrobił. Założenie było takie, że suszymy, karmimy, doprowadzamy do porządku i na drugi dzień wraca skąd przyszła. Do dziś nie wróciła. W domu już był kocur przygarnięty jako mały kociak z ogrodu. I właściwie do dziś jej nie zaakceptował...po prostu ją toleruje, ale nic więcej. Jest wychodzący, więc zje i idzie w plener. Zimą więcej przebywa w domu, ale o przyjaźni z kotką nie ma mowy. A kotka...brak słów, żeby to opisać. Niby dorosła, ale szalona, jak mały kociak. Nie raz doprowadziła nas do łez...ze śmiechu. Strasznie przytulaśna i rozmowna. W zależności od sytuacji wydaje inne dźwięki. Odnoszę wrażenie, że znam ją jak samą siebie i rozumiem każde jej miauknięcie. I dzięki niej bezdomne koty stały się dla mnie czymś więcej niż gromadą do karmienia. Pewnie to dobrze, bo zawsze będę je dokarmiać i na pewno nie będą głodne...ale dla mnie samej baaardzo źle, bo przeżywam każde kocie nieszczęście, każdą śmierć. Mogłabym pisać i pisać o tych kocich historiach...ale za chwilę pewnie będę ryczeć. Opłakałam już dzisiaj małą Tosię, wciąż pamiętam Rudzię... i znów ryczę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mamaCzesia
Właścicielko Rudzi, Tosi i całej reszty, jesteś super Osobą! Czytając co pisałaś ryczałam jak bóbr, sama mam podobny charakter i bardzo przeżywam śmierć zwierząt. Chciałabym Cie wesprzeć tak jak mnie wspierano na tym forum 2 lata temu, ale wiem że nie ma słów które mogłyby ukoić Twoje rozszarpane serce. Ja nadal cierpię, tyle że już ciszej, jak kot...Bardzo pomaga mi myśl, że są jeszcze tacy ludzie jak Ty...i bardzo chcę wierzyć, że kiedyś, gdzieś za Tęczowym Mostem jeszcze spotkamy nasze kociuszki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mamaCzesia
I jeszcze piękny, wzruszający wiersz przeczytany nie pamiętam gdzie: Czy dotarłaś bezpiecznie, kochanie, po drabinie z bielutkich obłoków do tęczowej, świetlistej bramy? ...Uchylona, choć nie słychać Twych kroków. Wsuń łapeczkę w szparę - w tę niebieską, teraz główkę; widzisz most? – piękny pewnie! Nie bój się, podążaj jak ścieżką, drugi brzeg to Twój dom, choć beze mnie. No a ja, chociaż serce mi pęka, myślę tutaj o Tobie z uśmiechem, przecież wiem, kto na Ciebie tam czeka. Znam ich, wiedzą że idziesz. Już lepiej? Bądź szczęśliwa w tęczowej krainie, ja swą miłość Ci czasem podeślę, - zbieraj ją, gdy do Ciebie dopłynie, ale czasem odwiedź, choć we śnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
MamaCzesia...dziękuję. Cieszę się, że trafiłam na ten temat i tak wspaniałych ludzi. Wiersz piękny za serducho chwyta strasznie...i znowu świeczki w oczach stoją. Pozdrawiam cieplutko:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
też się popłakałam. Kiedy wróciliśmy z pogrzebu kota trochę padało, a potem była tęcza. Zrobiłam jej zdjęcie na pamiątkę. Potem w jakiś czas później była kolejna. Te tęcze mają dla mnie symboliczny charakter, jakby pozdrowienia z zaświatów od mojego kochanego kota i "do zobaczenia w lepszym życiu". Ten kot był dla mnie wyjątkowy, nigdy mnie nie ugryzł ani nie podrapał. Niewydolność nerek i w dwa lata po kocie. Żył tylko 7 lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Będę miała nowego kota we wrześniu, takiego jak nieboszczyk i dwa inne. Karmię i zawsze będę wszystkie koty przychodzące po prośbie. Zamiast wpłacać pieniądze jakimś oszustom wolę pomagać sama, kupić karmę kociej biedzie. Muszę dyskretnie i pełna konspiracja, bo niektórzy sąsiedzi najchętniej by te koty potruli niestety

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od Rudzi i Tosi
No właśnie sąsiedzi...mam za płotem samotną sąsiadkę. Resztki z obiadu woli wyrzucić do dołu wykopanego w ziemi niż nakarmić nimi bezdomne koty. " Nie dokarmiam przybłędów i tego się będę trzymać"...jej życiowe motto. I prawie zawsze jest taka akcja...niesiemy jedzenie dla kiciorów i zanim wyjdziemy z domu patrzymy czy sąsiadka jest na podwórku. Uffffffffffff nie ma, więc pędzimy. I jak już dopędzimy na ogród, to nagle kobieta też wychodzi z domu i gdzie idzie?...oczywiście na swój ogródek. I co najdziwniejsze ...widzi, że dokarmiamy przybłędy, nie robi awantur i czasami wręcz się zachwyca tymi kociakami. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi i chyba nigdy jej nie zrozumiem...ale chwała jej za to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ktoś bardzo smutny
Nasz kotek Kevin na początku tego roku przyprowadził którejś zimowej nocy biało-rudego kotka. Był starszy od Kevina. Nie chcieliśmy mieć drugiego kota, więc po kilku dniach oddaliśmy go starszej pani, mieszkającej 6 km od nas. Minęło może 2 tygodnie i ten kot, nazwaliśmy go Maciek, znów się u nas pojawił. Przywędrował 6 km łąkami i lasem w zimowe dni. To nas przekonało do niego. Od tej pory zamieszkał z nami, stanowiąc nierozłączną parę z Kevinem. Jak one się wspaniale bawiły na naszym podwórku. Maciek nie był zwykłym dachowcem. Był stateczny, bardzo mądry i bardziej niż Kevin trzymał się domu i podwórka.Z każdym dniem czuł się u nas coraz pewniej i my coraz bardziej przekonywaliśmy się do niego. Jadły z jednej miski i żaden drugiemu nie żałował. Po prostu kocia przyjaźń. Miał taki fajny duży biały łebek, jak sowa i takie mądre, wdzięczne oczy. Co ranek on pierwszy czekał pod drzwiami na śniadanie. Tak fajnie gr***ał, jak otwierały się drzwi.Cały dzień spędzał na podwórku, leżąc w cieniu krzewów, a nocą grasowały razem z Kevinem po okolicy. Chodził za nami, jak pies. Jak tylko byliśmy na podwórku, on był obok nas. 11 września nie wrócił po nocy, co mu się nie zdarzało.Po południu pojechaliśmy rowerami na przejażdżkę. Kilkaset metrów od domu, zauważyliśmy na drodze rozjechanego kota. Nie miał co prawda obroży przeciwpchelnej, ale rozpoznaliśmy naszego Maćka. Pochowałem go, jak dwa poprzednie koty, na naszym podwórku i jeszcze przez kilka dni łudziliśmy się, że może to nie nasz Maciek. Niestety, do dziś nie wrócił. Drugi kotek przez kilka dni był bardzo smutny. Wciąż miauczał i szukał Maćka w domu i na podwórku. Był taki apatyczny. Widać było, że brakuje mu kompana do wspólnych wygłupów . Pomału się przyzwyczaja,że znów jest naszym jedynym kotem. I my się przyzwyczajamy, choć brak nam Maćka-przybłędy. To był kotek, który wcześniej musiał mieć swój dom, a czemu przybłąkał się do nas? Może stracił opiekuna, bo trudno uwierzyć, aby tak mądrego, odchowanego kota ktoś wyrzucił. Pociesza nas myśl, że w ostatnich miesiącach jego życia daliśmy mu dom i wiele miłości. Miał tez kumpla Kevina, a to dla kotów bardzo ważne.To były piękne miesiące, kiedy mógł na słoneczku wygrzewać swoje biało-rude futerko. Do zobaczenia Maćku za Tęczowym Mostem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ktoś bardzo smutny
Nie rozumiem, dlaczego administrator wykropkował słowo " gruchać"?Czyżby wszystko kojarzyło mu się z seksem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niebo i deszcz
Ja sobie mówię, że mój kotek dobrze przeżył swoje życie,a na każdego przyjdzie swój czas

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niebo i deszcz
ktoś bardzo smutny Kochana może weźcie drugiego kotka, by Kevin nie czuł się samotny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta od Rudzi i Tosi
ktoś bardzo smutny...witaj:) Jesteś chyba pierwszym mężczyzną piszącym w tym temacie...tak fajnie, emocjonalnie piszącym. Maciek na pewno był szczęśliwy i czeka za Tęczowym Mostem. I może podeśle Wam kolejną kupkę nieszczęścia, która będzie potrzebowała pomocy. Taki dowód zaufania z za Tęczowego Mostu. Pozdrawiam:)))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mi również szkoda bandziucha

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Krzysie
Właśnie czytam te wszystkie teksty i płaczę bo jutro muszę zawiezć do uśpienia mojego kochanego kotka Kolinka ,był z nami 15 lat z zona mną imoim 19 letnim synem .Dzięki niemu pokochałem zwierzęta i bardzo się zmieniłem na lepsze ,tak twierdzi Zona .Nie wiem jak dam Rade ,Boze jak to boli.Muszę dać jutro radę żona mówi że nie da go uśpić ale nie chcę żeby Cierpiał myślę że za to co zrobił dla mnie i naszej rodziny należy mu się żeby nie cierpial.Boże nie wiem jak dam radę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość Gosia
Ja bardzo przeżyłam eutanazję kota. Miała raka w listwie mlecznej, operację i leczenie, ale potem przerzuty do płuc, dusiła się, kaszlała, było tylko gorzej. Takie brutalne wejście w dorosłe życia. Dramatyczna decyzja i byłam z nią do końca. Rodzice na urlopie za granicą, kot by się udusił do ich powrotu. Zabrałam ją i pochowałam w ogrodzie. Rodzice powiedzieli, że weterynarz dobrze zrobił i ja, że go posłuchałam. Jeśli już nie ma żadnego ratunku i można przerwać cierpienia, lepiej to zrobić niż pozwolić by zwierze umierało długo i w męczarniach. Potem był płacz, ale też ulga, że już nie cierpi, a ja nie muszę na to patrzeć. To było dawno, ale wciąż pamiętam. Mam zwierzęta, ale te, które odeszły nie zostały zapomniane. Były filmiki, zdjęcia, wspominamy jak rozrabiały, rozmawiamy o nich, tak jak o naszych zmarłych z rodziny, zapalamy znicze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
to tylko kot... minie pare dni i sie przyzwyczaisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To nie tylko kot. Nigdy nie jest tylko, jeśli się przeżyło razem kawał życia i była przyjaźń, jakaś magia. Mam inne koty i psy, rodzinę, ale nigdy nie powiem, to tylko zwierzę, bo nie gada głupot jak ludzie? Może nawet lepiej. Ja zawsze sobie radzę z czyjąś śmiercią w taki sposób, że potrafię zachować się spokojnie i rozmawiać o tym bez płaczu i emocji. Wspominać miłe momenty, nie myśleć o tym, jak ktoś umierał. Ciągle odchodzą ludzie i zwierzęta, nic na to nie poradzimy. Nas też to czeka i życie toczy się dalej. Jak ja umrę też rodzina musi się z tym pogodzić. Najwyżej psychiatra pomoże ☺

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
to po co rozdrapywać rany? Czas wyleczy i nowe futrzaki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Krzysiek...już pisałam do Ciebie, ale się nie wyświetliło. Kolinka już pewnie z Wami nie ma i domyślam się, jak jest Ci ciężko. Brakuje Ci go na każdym kroku...ale wierz mi zrobiłeś najlepsze co mogłeś zrobić...skróciłeś jego cierpienie. O wiele gorzej byś się czuł, gdybyś patrzył, jak gaśnie z dnia na dzień i byłbyś bezradny wobec jego bólu. Może najlepszym lekarstwem będzie inny kotek. Jest tyle bezdomnej kociej biedy, która potrzebuje serca i miłości...Ty to wszystko masz, więc może warto spróbować przygarnąć jakieś kocie nieszczęście. O ile już tego nie zrobiłeś. Pozdrawiam cieplutko;)))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie możemy sobie poradzić ze śmiercią naszego kotka myszaka zginął tragicznie pod kołami samochodu znalazłem go na drodze miał tylko 9 miesięcy ogarneła nas pustka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie możemy sobie poradzić ze śmiercią naszego kotka myszaka zginął tragicznie pod kołami samochodu znalazłem go na drodze miał tylko 9 miesięcy ogarneła nas pustka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja już sobie poradziłam. Życie toczy się dalej, ale " Pamięć tak okrutnie nie kłamie, kiedy stawia przed nami, to, co sprawia nam ból..."Musical "Cats" mi się przypomniał. Właśnie rozdrapywanie ran nic nie da, tylko osłabia psychicznie. Mam nowe koty i czyste sumienie, że tamte nie odeszły tragicznie, przez moje niedbalstwo i nieuwagę. Z rakiem nie dało się wygrać, ani z niewydolnością nerek. Może obecnym kotom zdrowie dopisze, bardzo bym tego chciała

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ruda sama nas wybrała. Pewnego listopadowego wieczora weszła do nas przez okno i już została. Rozkochała w sobie nas wszystkich, pozostałe dwa koty też ją polubiły. Niesamowicie przyjazna, kochana i urocza kotka. Nigdy nie zapomnę wdzięczności z jaką patrzyły jej piękne złote oczy. Ruda zniknęła. Wczoraj powiadomiono mnie, że to najprawdopodobniej właśnie ją znaleźli potrąconą przez samochód na skrzyżowaniu nieopodal. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Żyłam nadzieją, że wróci, że może za kocurem pogoniła. A teraz, gdy mam świadomość że to ona mogła być na tym skrzyżowaniu to nie mogę sobie z tym dać rady. Czuję ogromną pustkę i rozpacz. Pozostałe dwie kotki nie są w stanie zrekompensować utraty mojej kochanej ulubienicy. Jednak nie przestaję szukać, ze łzami w oczach ale nadal będę jej wypatrywać i czekać aż znów zobaczę ją słodko śpiącą w jej ulubionym pudełku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
2,5 roku temu zaadoptowałam dwóch braci, nazwałam ich Chuck I Norris. Chciałam im dać dom i miłość. Te dwa lata minęły jak z bicza strzelił....Wczoraj straciłam Chucka (Czakusia), ból jaki odczułam gdy zadzwonili do mnie z przychodni jest nie do opisania:((( W niedziele była piękna pogoda, Czakus był przy mnie cały dzień na podwórku, uwielbiał być noszony i tulony. Nigdy nie chorował... w niedzielę późnym wieczorem chciał wyjść, więc go wypuściłam, wiedziałam, że zaraz wróci...Wrócił, ale po chwili zaczął tracić równowagę i się ślinić...Zawiozłam, go szybko do lecznicy całodobowej. Lekarka stwierdziła, że czymś się zatruł, ja uważam, że go potrącił samochód...Nie wiem..to już nieważne, bo Czakuś odszedł w poniedziałek rano. Chciałam do niego jechać już o 6 rano żeby go odwiedzić i pomyślałam sobie, że pojadę po 10...Już nigdy go nie zobaczę, nie przytulę i nie ucałuje w ten słodki nosek. Więź jaką posiadaliśmy jest nie do opisania, ten kot wiedział, że go kocham całym moim sercemi ja wiedziałam, że on mnie kocha tak samo. Nie zniosę tego bólu, po prostu nie daję rady. To tak jakbym straciła dziecko. Mój narzeczony go odebrał z lecznicy, pochowaliśmy go w ogródku. Nigdy nie miałam takiego przyjaciela, nie wiem czy będę jeszcze miała. Pozostał mi jeszcze Norris, ale on jest inny. Również go kocham, ale on upatrzył sobie mojego tatę, nie mnie. Będę się nim opiekować, ale wiem, że to nigdy nie będzie to samo. Strasznie mi źle:((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mamaCzesia
Wszyscy tu wiemy co czujesz :-( Bardzo Ci współczuję. Wypłacz się, wykrzycz i przygarnij jakąś futrzastą sierotkę. To nie zdrada...Chuck nauczył Cię wrażliwości, miłości, kociej czułości i to jest spadek jaki Ci pozostawił , a Ty powinnaś go przekazać następnemu kotu. Wiem, wiem, myślisz że już tak nie pokochasz, nie teraz, może nigdy...ale pomyśl o tym. Może sam Chuck przyjdzie do Ciebie w nowej skórze, przecież koty mają 9 żyć... Trzymaj się ciepło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To wasza wina, że te biedne koty giną pod kołami, postrzelone z wiatrówki, otrute, rozszarpane przez psy od sąsiada. Kot do dmu przynależy, nie na ulicę ani na posesję sąsiada. Dlaczego puszczacie je samopas, bez nadzoru, albo nie wyprowadzacie na smyczy? Nie można osiatkować balkonu, tarasu, albo jakiejś części terenu przy domu? Jak kot zachoruje na nerki, siła wyższa, ale o wszystkie inne kocie nieszczęscia same się prosicie. Mam dwa duże psy i martwię się o bezpieczeństwo kotów z sąsiedztwa. Już kilka kotów wpędziły na drzewo i wtedy musimy zamykać psy w garażu, żeby kot mógł zejść i iść sobie. Nie jestem w stanie stale pilnować psów, chodzić za nimi na własnym terenie i ratować kota, którego psy dopadną, bo nie zdąży uciec ☹

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nigdy nie pozwoliłabym na całkowite zamknięcie kotka w domu. Wystarczy uczyć zwierzaki odpowiedniego zachowania i nie wychodzą na drogę, z truciznami już jest gorzej... no cóż, nie na wszystko ma się wpływ. Bez sensu jest oskarżać kogokolwiek w taki sposób o śmierć jego własnego pupila.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie da się nauczyć kota, żeby się nie pchał pod koła samochodu ani nie szukał guza na terenie sąsiadów i po całej okolicy. Dobrze jak nie ufa obcym. Po co komu kot, jak za chwilę ktoś go przejedzie? Błagam ludzie, myślcie trochę. Co za porażka, nikt nie słyszał o kocie na smyczy, ani o siatkach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bardzo współczuję straty kota, ale głupoty już nie. Prawie każdego dnia widzę rozjechane koty, ludzie wypuszczają je bez skrupułów na ulicę. Jeszcze rozumiem jak mieszka się na wsi, albo w jakimś spokojnym miejscu. Podobno jest plaga kotów, więc w sumie żadna strata. Nie ten, to będzie następny. Wypadają z nie osiatkowanych balkonów w centrum miasta, dlaczego ludzie im to robią? Zwykle te biedne dachowce mają podłe życie i krótkie. Protestuję przeciwko takiemu traktowaniu kotów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×