Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zwykła kobietka69

Żony, które wiedzą o romansie męża

Polecane posty

Gość a dlaczego zaraz
Dokladnie o tym napisałam na poprzedniej stronie, 15:15. Jakoś bez echa przeszedł ten punkt widzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna w todze
szczerze mówiac ja tez nie zwróciłam uwagi na Twoja wypowiedź. przepraszam. To nie punkt widzenia a praktyka z sali sądowej. Małzenstwo to układ, a żaden sędzia nie będzie rozstrzygal o jego sensowności, wazny jest rzeczywisty powód rozpoadu pozycia, to kobiety godza sie byc zdradzane (zgoda nie musi byc wyrazona wprost, wystarczy milczące przyzwolenie i brak pozwu) to widocznie taka specyfika zwiazku, czesto sie zdarza. Radze to przemyśleć, bo z hardych babek (którymi powinnyście pozostać:)) mozecie zostać ofiarami (po raz kolejny) swoich mężów zdradzaczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a to nie bierze sie pod uwagę
tez wczesniejszych zdrad męza tylko ostatnią zdradę zony? to niesprawiedliwe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna w todze
to nie tak, ze to sie nie liczy, ale orzeczenia o winie meża z pewnością juz nie zdobędziesz. Przyzwolnenie na zdrady ze strony męża i traktowanie ich jakby nic sie działo (wybaczanie itakie tam) nie powodują rozpadu pozycia, powoduje go natomiast poznanie innego mężczyzny i chęc wyswobodzenia sie od meża. Dla tych którzy uwazają, że nie będą wyciagac brudów i rozwodzić sie z orzeczenim o winie.To wazne by rozwisć sie z orzeczeniem o winie, zawsze doradzam, może troche dłużej trwa, ale warto. Zwłaszcza dobrze gdy mąż to zdradzacz. Po rozwodzie chcecie czy nie, zdajecie sobie sprawę czy nie, ale jeszcze przez kilka lat (conajmniej 5) mozecie być narażone na obciażenia zwiazane z byłym małżonkiem. Chodzi mi o obowiązek alimentacyny. Nieszcześcia chodza po ludziach... rozchoruje sie taki, wpadnie pod autobus i wtedy zaczynają sie problemy. Niewinny od niewinnego może żądać, niewinny od winnego zawsze i to nawet powyzej 5 lat, winny od winnego też. Dal bezpiecznstwa warto powalczyc o orzeczenie o winie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a to nie bierze sie pod uwagę
czyli jak sie nic nie zrobiło w sprawie zdrad męza, tolerowalo sie je to nawet potem jak sie chce rozwiesc a samej sie nie ma kogos na boku to tez nie ma co liczyc na orzeczenie o winie męza?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
s.d.k.p.l sluchaj laska ja mam 40;)) i nie wyobrazam sobie ze majac 45 mam wygladac lub sie czuc jak stara ,,BABA,, z tego co wiem wygladam niezle, moze zadbasz o siebie ????????? zalosny ten twoj post Ja nie wiem, czy mój mąż ma romans czy nie, nie mieszkamy razem (emigracja zarobkowa). W każdym razie małżeństwem jesteśmy głównie na papierze i mówiąc szczerze zwisa mi to, czy mnie zdradza (pewnie tak). Moje uczucie wypaliło się już dawno, traktuję go jako kolegę, który ma obowiązki względem naszego dziecka - płaci na jego życie i studia. Mnie też finansowo pomaga, za co jestem mu wdzięczna. Pomijam już fakt,że mnie ubezpiecza. Mam 45 lat i nic mnie już w życiu nie czeka. Na żadną nową miłość nie czekam i nie chciałabym,żeby mi się coś takiego w życiu kiedykolwiek przydarzyło. Nie zamierzam nikogo poznawać i przechodzić wszystkiego od początku - pierwsze uniesienia , pierwsze problemy, pierwsze kryzysy, kłótnie itp. Ja to już przerabiałam z moim mężem i po cholerę mi "powtórka z rozrywki". Na razie nie zamierzam sie rozwodzić - bo i po co? Jeśli ktokolwiek poda mi jeden rozsądny powód dla którego kobieta w moim wieku powinna się rozwieść to chętnie posłucham i jestem gotowa się zastanowić. To,że z męzem nic mnie już nie łączy,poza dzieckiem i finansami, to inna sprawa. Mam się rozwieść dla samej idei? Też kiedyś byłam bojowa i myślałam,że to nieetyczne i niemoralne żyć w takim kłamstwie, że lepiej się rozejść, jak wszystko już wypalone. Zmądrzałam - a raczej stałam sie realistką. 20, 15,10 lat temu rozwodłabym się. Bo miałbymam szansę ułożyc sobie ponownie życie. A teraz.....a kto by zechciał starą babę... A i ja tez już bym nie chciała nikogo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna w todze
wszystko jest kwestia udownienia, jak nie ma sobie nic do zarzucenia to nie powinno być problemu. Z regułu jest jednak tak, ze jak sie kobieta nie zakocha i nie zapragnie zmieniać swojego życia to bedzie zyła jako meżatka do konca zycia i marnowąła czas z patałache, a na straość bedzie go dogladac, bo wtedy kochanki to mają raczej gdzieś swoich adoratorów. Są tez okolicznosci które wpływają na to, ze sad nie da rozwodu, np. choroba, niedołęstwo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lenka - Lenka
zoya 28 Ja nie boję się złożenia wniosku rozwodowego, nie boję się przed formalnym byciem samej [jak to określiłaś], bo ja już jestem sama od 3 lat!!! Nie składam wniosku, bo nie chcę roztrwonić tego, czego dorobiliśmy się przez lata - po kolei dzieci pójdą na studia, czy ja mam je sama utrzymywać? ile moje dzieci mogą dostać alimentów, 1000 - 1200 ??? Ja muszę zadbać przede wszystkim o nie. Jeżeli sprzedamy to co posiadamy ubędzie nam bardzo pokaźne źródło dochodów. A co stanie się, jeżeli któreś z nas straci pracę? O takich sprawach w wieku 28 lat się nie myśli, przed 50 i to trzeba wziąć pod uwagę. Czy myślisz, że bez rozwodu nie można żyć własnym życiem??? Zapewniam Cię, że można... Mam czas na wycieczki, wypady do teatru, na koncerty, mam czas na swoje ulubione zajęcia, oczywiście w ramach wolnego czasu , na więcej nawet po rozwodzie nie pozwoliłabym sobie. Jakoś tak mi się wydaje, że Wy kobietki nie wyobrażacie sobie życia bez faceta u boku... nic bardziej mylnego, tego miodu już się najadłam, teraz cenię sobie WOLNOŚĆ - nikomu nie muszę się już tłumaczyć dokąd idę, z kim, jak długo mnie nie będzie... Kiedyś nie pozwoliłabym sobie na sylwestrowy wypad w góry w doborowym towarzystwie, teraz i owszem... A kiedyś jak zechcę rozwodu... dzieci i jego rodzina będą najlepszymi świadkami. I nie ma obawy, że nie poświadczą...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość s.d.k.p.l
do "speakmagda". Serdecznie dziękuję za uroczy i jakże podnoszący na duchu post. Jestem doprawdy wzruszona twoją troskliwością i zrozumieniem. Podaruj jednak sobie dalsze wynurzenia o podobnym klimacie. Poszukaj sobie jakiejś ofiary w życiu codziennym. Może mąż, matka, dziecko, sąsiadka albo współpracownica ? Wolę być starą, żałosną babą niż człowiekiem podłym. Nie pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość heja mnie uczyli na prawie ze
rozwod wlasciwie mozna dostac zawsze nawet jak choroba sie wydarzy - zasady wspolzycia spolecznego ( kobieta poznaje innego zachodzi w ciaze, rodzi mu 2 dzieci wiec oczywiste ze dobro dzieci jest wazniejsze niz dobro chorego byłego)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lenka - Lenka
heja mnie uczyli na prawie - oczywiście masz rację, nawet i z chorym człowiekiem można się rozwieść... ale chciałam jeszcze odpowiedzieć Annie w todze... Nie rozumiem Anno dlaczego koniecznie kobieta musi mieć przy rozwodzie orzeczoną winę męża tylko i wyłącznie dlatego, że zdradza... Wina mojego męża polega tylko na tym, że on się zakochał w innej, nie jest to jakiś fircyk w zalotach, nie skacze z kwiatka na kwiatek, po prostu czuje, że kocha inną[może to tylko zauroczenie]. Nawet, gdybym wystąpiła o rozwód z jego winy, nic w naszej sytuacji nie zmieniłoby się, oprócz publicznego prania brudów. Nawet, gdyby mój małżonek[nie życzę mu tego wpadł pod tramwaj] dostałby rentę inwalidzką, a jeżeli żyłby w niedostatku jeżeli nie ja to dzieci musiałyby mu płacić kiedyś alimenty... Ja zresztą w jakiejkolwiek sytuacji prawnej będziemy w przyszłości z mężem zawsze mu pomogę, ponad 20 lat małżeństwa zabiło może miłość, ale nie zabiło w nas człowieczeństwa. Nadal mamy i będziemy mieć wspólną rodzinę, interesy, ale każde z nas będzie żyło na własny użytek. Nikt nikomu w drogę nie będzie wchodził ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wspolczuje twojemu facetowi
jesli bedziesz takiego miala Lenka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja powiem...
Anna w todze ma rację. Nie umiem tu niestety przytoczyć przepisu który mówi o tym, słyszałam to od adwokata. Mniej wiecej chodzi o to, że jesli zona dowie sie o zdradzie meza, ale w tym czasie nie podejmie odpowiednich kroków (separacji itp) niejako przebaczy mu poprzez to, że dalej z nim zyje (nie ma rozpadu małeżeństwa) to sad nie uzna winy męża za rozpad mależeństwa. (Żona zaakceptowała romasn więc rozpadu związku nie ma. nie ma rozpadu w sensie ekonomicznym, seksualnym....) ptocznie mówiąc: jeśli zona wie o romasnie, ale dalej współżyje z męzem, prowadzi z nim gospodarstwo domowe, po jakims czasie znalazła sobie kochanka to sąd w takim przypadku nie uzna winy męża, natomiast może uznac wine zony (jak mąz ma dowody). Oczywiście wypowiadam się jezykiem bardzo potocznym, prawnik to lepiej nazwie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja powiem...
i jeszcze raz powiem, że rozumiem te wszystkie zony, które jednak zostaja ze zdrajcami. Kiedyś bym gadała żeby sie rozwiodły, że to brak szacunku itp. Sama się rozwiodłam, dośc odważnie jak na moje środkowisko (niektóre moje koleżanki dalej by żyły z takim facetem i udawały że jest ok) teraz jednak wiem co to rozwód i że nie zawsze jest to dobre. W moim przypadku nie było wyjścia. Ale gdyby chodziło "tylko" o zdradę, gdybyśmy mieli dzieci, kredyty, ileś tam lat normalnego współżycia za sobą, gdybym nie miała gdzie mieszkać!, nie wiem czy bym nie zdecydowała sie na mieszkanie ze współlokatorem. Gdybym miała do wyboru tułanie sie po wynajmowanych mieszkaniach z dziećmi a mieszkanie w częściowo swoim mieszkaniu - wybrałabym to drugie. trzeba patrzeć praktycznie - zarabiam dośc dobrze, ale nie az tak by pozwolić sobie na kupno mieszkania. To gdzie miałabym mieszkać z dziećmi? W wynajmowanych kawalerkach? Żebrując o alimenty?Jakie życie miałyby te dzieci, zmieniając co chwile miejsce zamieszkania?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ssłońce
Mam 3 koleżanki, są zdradzane notorycznie przez swoich mężów i na 100 % o tym wiedzą. Mężowie mają swoje firmy super autka, wiek ok 30 lat... więc dużo młodziutkich dziewczyn na takich leci. A moje koleżanki no cóż... szastają kasą na prawo i lewo, mają piękne domy,wczasy za granicą kilka razy w roku, jeżdżą nowymi luksusowymi samochodami. One wiedziały co biorą bo ich faceci byli znani z tego,że mają kasę (one pochodzą z przeciętnej polskiej rodziny,gdzie się nie przelewa) i byli znani z tego,że rządzili wszędzie po dyskotekach. Więc KASA KASA KASA ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mozna sie rozwiesc i nie trzeb
sie tulac po stancjach, nawet jak to mieszkanie meza to nikt nie wyrzuci matki z dziecmi na bruk, jak jemu sie sprzykrzy i bedzie chcial sie zwiazac z inną to sam sobie pojdzie :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czasami trzeba pomysleć
Nie umiem tu niestety przytoczyć przepisu który mówi o tym, słyszałam to od adwokata. Mniej wiecej chodzi o to, że jesli zona dowie sie o zdradzie meza, ale w tym czasie nie podejmie odpowiednich kroków (separacji itp) niejako przebaczy mu poprzez to, że dalej z nim zyje (nie ma rozpadu małeżeństwa) to sad nie uzna winy męża za rozpad mależeństwa. (Żona zaakceptowała romasn więc rozpadu związku nie ma. nie ma rozpadu w sensie ekonomicznym, seksualnym....) ptocznie mówiąc: jeśli zona wie o romasnie, ale dalej współżyje z męzem, prowadzi z nim gospodarstwo domowe, po jakims czasie znalazła sobie kochanka to sąd w takim przypadku nie uzna winy męża, natomiast może uznac wine zony (jak mąz ma dowody). Oczywiście wypowiadam się jezykiem bardzo potocznym, prawnik to lepiej nazwie. Większej bzdury dawno nie czytałam...:D :D :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bo są kobiety i są kobiety
żyjemy w chorym kraju, nie każdą kobietę stać by odejść. Zostałam zdradzona i wiem co to jest za ból. Mam to szczęście, że mogłam pożegnać męża, dobrze zarabiam, oczywiście rozwód o winie z jego strony mogłam sobie na to pozwolić. Są kobiety i bardzo im współczuję, które są zdradzane, wiedzą o tym, i tylko ze względów ekonomicznych są z takimi bydlakami. Kobieta przeciętnie w Polsce zarabia 1000zł średnia alimentów 300zł. Faceci to wykorzystują, bo przeciętny taki sk**wiel 2000 powinien płacić. Przeżyjesz za 1300zł?? To jest chory kraj, który pozwolił kobietom, żeby się na to godziły!! Ja mam córkę i inwestuję w nią ile wlezie, żeby nie daj ... znalazła się na moim miejscu potrafiła sobie poradzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bo są kobiety i są kobiety
współczuję Wam nawet bardzo, jak strasznie zostałyście skrzydzone Wiem sama z autopsji. Bo ta chora ekonomia, każe tkwić przy takim bydlaku więc Was rozumię, bo zawsze się zastanawiam, czy byłoby mnie na to stać gdyby nie kasa!! Współczuję Wam koleżanki z całego serca!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no wiesz niekoniecznie ekonomi
bo i bogate kobiety nie biorą rozwodow z roznych inncyh wzgledow, np nie chcą byc samotne, czuja sie stare czy nieatralkcyjne i myslą ze juz nikogo nie poznają

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anna w todze
no cóż dziewczęta, te które lubia być zdradzane niech dalej beda, nikogo jeszcze nikt nie uszczesliwił na siłę, a ja z pewnością nie zamierzam, zamiast jednak spierac sie o to co jest faktem w prawie, radziłabym poczytac kodeks i orzeczenia, bo wyrok może zaskoczyć i okazac sie "wielką niesprawiedliwością" ;). Lenka szczerze zycze Ci powodzenia i dalszego długiego zycia w dostatku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1212jaga
Witam kolezanki Mam 48 lat, \"meza\" i 4 dzieci (23, 20, 17, 15 lat). Dzieci nie sa samodzielne. Maja rozne problemy. Zyja w rodzinie dysfunkcyjnej. Ojciec zmienia zdanie i zachowanie jak skarpetki. Jest tzw narcystycznym manipulatorem. Moi rodzice nie zyja od dawna. Jego rodzice maja gdzies wnuki. Ostatnio stwierdzil ze mnie nie kocha od dawna. Podejrzewam ze ma kogos chociaz na niczym go nie przylapalam. Razem prowadzimy firme, nie mam innej pracy.Waszym zdaniem powinnam sie rozwiesc? Zabrac dzieci i pojsc dokad? Znalezc sobie prace? (w tym wieku, bez plecow). My juz raz ten temat przerobilismy. Teraz mi sie szykuje powtorka z rozrywki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość No i po co
W imie tkzw.godności o ,której bardzo chętnie mówią kochanki ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a dlaczego TY
Niech on sie gimnastykuje. Jak przestał kochać niech odejdzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość s.d.k.p.l.
Ja wcześniej napisałam tu,że nikt nie chciałby "starej baby", co chyba zostało opacznie zrozumiane. Teraz się nad tym zastanowiłam i to nie tak. Nie jestem stara metrykalnie, dbam o siebie, jestem wysportowana, szczupła nie nie najbrzydsza. I nie użalam się nad sobą, należę do twardych kobiet i bardzo konsekwentnych. Tu chodzi o coś innego. Mnie po prostu już się nie chce! Nie chce mi się zmieniać życia i nie chce mi się żyć w ogóle. Nie mam motywacji i mieć jej nie będę. Mąż jest kanalią i głęboko żałuję,że los postawił go 23 lata temu na mojej drodze. Moje dziecko jest dorosłe i ma swoje życie - z jego strony nie moge liczyć na żadne wsparcie, choćby duchowe, jest osobą bardzo chłodną emocjonalnie. Nie mam stałej pracy i co za tym idzie nie mam szans na emeryturę ani zabezpieczenie zdrowotne ( ubezpiecza mnie mąż a w razie rozwodu stracę i to). W żadnej dziedzinie mojego zycia nie ma niczego na czym mogłabym się oprzeć ani nikogo, kto chociaż połaskałby mnie po głowie i powiedział, że będzie dobrze. Jestem zmęczona katorżniczą walką z życiem, ze sobą , z ludźmi i poważną chorobą, która mnie powoli acz nieodwołalnie zabije dnia któregoś. Nie mam po co i nie mam dla kogo żyć. Chciałabym tylko jeszcze przewegetować jakoś 2-3 lata. bez burz w moim zyciu, bo było ich za wiele. Chcę mieć chociaż iluzoryczny spokój, nieważne,że oparty na hipokryzji. Mam gdzieś górnolotne pierdoły o honorze itp., wyrosłam z nich. Potem odejdę w drogę, którą już sobie wybrałam. To będzie bilet w jedną stronę. I - paradoksalnie - cieszę się z tego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do s.d.k.p.l.
Nie wszyscy opacznie rozumieja wyrażenie "stara baba", ci którzy byli w podobnej sytuacji doskonale wiedzą co miałaś na mysli. Obserwuje moje koleżanki po 50, wszystkie zadbane, w miare szczupłe, ani fryzjer, ani kosmetyczka nie sa im obce. Najbardziej smiesza mnie na tym topiku rady młodych - odejdź od męza, ułóż sobie zycie. pewnie kazda chetnie by to zrobiła, ale zdrowy rozsadek nakazuje rozwagę. na szczęście kobiety w pewnym wieku wykazują jej sporo i nie daja wystrychnąc sie na dudka tylko dlatego, ze pan znalazł sobie młodszy egzemplarz. Życzę Ci przemyslanych decyzji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1212jaga
Do S.D.K.P.L Ja tez mam takie mysli jak Ty. Sprobuj sobie pomoc. Idz do lekarza po jakis lek antystresowy.Pomoze Ci przetrwac najtrudniejsze dni i noce. Pamietaj ze masz tylko jedno zycie. Mnie pociesza piekno tego swiata (przyroda, koty itd), muzyka, ktora uwielbiam, spotkania z kolezankami, sztuka no i oczywiscie moje dzieci. Tez jestem od niego uzalezniona (na wlasne - kiedys - zyczenie). On to wykorzystuje bardzo czesto. Jego rodzina mnie nie lubi bo mowie to co mysle a u nich ma byc tylko czysto, ugotowane i cicho. Kiedys tego nienawidzil, teraz mu tego brakuje. Ja nie potrafie tak zyc (jak w grobowcu), wiec sie buntuje i kloce, co jeszcze pogarsza moja sytuacje. Jak mi sie zdarzy przegiac, to on sie msci - okrotnie, bez podnoszenia na mnie reki. Jest to przemoc psychologiczena - teraz, zeby nie zwariowac i moc spac, biore prochy - i to pomaga widziec swiat we wlasciwych proporcjach. Pozdrawiam (moze sie jakos skontaktujemy? podaj mi swojego maila albo skypa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lenka - Lenka
Jestem w lekkim szoku, mój mąż po kłótni ze swoją matką w końcu pokazał swoje oblicze. Świadkami były nasze dzieci - córka spakowała ojca szczoteczkę do zębów i życzyła mu szerokiej drogi... Nie mam nastroju do pisania, ale wszyscy najbliźsi odwracają się od niego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1212jaga
Lena a moj maz razem ze swoimi rodzicami upokorzyli na swieta mnie i nasze wspolne dzieci przy naszych pracownikach i jego rodzinie - to bylo za kare dla mnie - w dodatku sama ich (tesciow) zaprosilam i kupilam im bilety na samolot (sama na siebie ukrecilam bicz) a mialo byc tak pieknie.... grunt to sie nie dac pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lenka - Lenka
1212jaga... współczuję Ci, jesteś sama i sama musisz podnieść głowę. Ja mam pewien komfort psychiczny, dzięki mojej stoickiej postawie i dzieci i teściowa i dalsza rodzina mojego męża stoją za mną murem. A dzisiaj...moja teściowa nieświadomie pozwoliła mojemu "mężowi"na ukazanie swojego oblicza. Nie byłam obecna przy tym incydencie, ale rano pękła w pralni jakaś rura, teściowa zadzwoniła na komórkę do syna [mojego męża i współwłaściciela posiadłości]. Telefon odebrała jego nowa pani... nie znam treści rozmowy między nimi... Ale mój ślubny wpadł do domu i zaczął swoje humory wprowadzać w życie, teściowa wyszła, synowie wyszli do szkoły, córka wyszła aby spakować ojca... Tatusia córeczka... Czasami miałam wyrzuty sumienia, to ona mówiła mi często, ze każdy ma prawo do szczęścia i czasem lepiej się rozejść... Nie powiem, jej głos liczył się w naszych relacjach... nigdy nie skupiałam się w złości do kochanki mojego męża, nigdy nie usiłowałam podważać jej godności, wszystkie winy przypisywałam mężowi i jego fascynacji nowym ciałem, fakt, młodszym o 2o lat od mojego. Starałam się nie przeszkadzać, ale i nie ułatwiałam, nie podawałam niczego na tacy... Córka wywaliła ojca za drzwi, jego matka w tym współuczestniczyła, podobno zamieszkał u kolegi... Boi się, że mogę wnieść sprawę o rozwód... Ale byłego w domu nie ma, i nie ja go wysiudałam... Właściwie to nie wiem komu moja pisanina potrzebna...oprócz mnie, wydaje mi się, że swoją pisanina robię również rachunek sumienia... Pozdrawiam Was wszystkie, i trzymajcie się...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×