Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość słodkaJA

Czy chciał WRÓCIĆ do Was eks?Jak tak to po jakim czasie od rozstania?

Polecane posty

A ja?:] Ja jestem na nowo zakochana.... :) I szczęśliwa :] Tylko,że Nowy nie może przeboleć tego,że byłam z ex 7 lat i twierdzi,że sporo jeszcze mi w sercu do Niego pozostało...Hmm...wiem jedno...co raz mniej :] Minął równo rok od rozstania :] Daję Wam nadzieję i przesyłam dużo słońca :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
<Luka888> dziekuje ci za te mile slowa :) masz racje - nie nalezy zyc nadzieja ale to juz chyba ta nasza sentymentalna natura, ze gdzies tam gleboko w sercu ta nadzieja trwa... bo podobno 'wiara potrafi przenosic gory' wiec ja poki co wierze.. "Ktoś kiedyś mi napisał w innym temacie, tu na kafeterii, że należy zawsze myśleć pozytywnie jeśli na kimś nam zależy, że pozytywne myśli go przyciągną i sam do nas przyjdzie, bo jeśli miłość istnieje to w końcu zwycięży... Słowa, to tylko słowa, ale co nam innego pozostaje, przynajmniej mi;/ " -Piekne... Zapisze sobie te slowa gleboko w sercu :) Moze masz racje.. slowa to tylko slowa.. ale czasami jedno, nawet krotkie optymistyczne zdanie potrafi tak wiele zmienic w naszym nastawieniu..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A w ogole.. kurcze.. tak sie zastanawiam... co zrobic by zburzyc ten mur (mur czasu) ktory miedzy nami wyrosl... 4 dluuugie miesiace nie jestesmy razem... Nasze relacje w ostatnim czasie z pewnoscia sie poprawily hmm o ile tak mozna powiedziec (poczatkowo byly chyba na zasadzie zaklopotania i 'nie wchodzenia' sobie w droge ) od jakiegos czasu to sie zmienilo... Ciezko mi zrobic jakikolwiek ruch... Tak to juz chyba jest... kocham ale boje sie odrzucenia, a przez to tkwie w martwym punkcie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Madziula_87" Jakby słowa wypowiadane, pisane miały jakąś moc stwórczą, wykonawczą, to ja bym już odzyskał moja "J" ale prawda jest inna, one nic nie znaczą, jeśli odbiorca tych słów ma je kompletnie gdzieś, jak do tanga, trzeba po prostu dwojga :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
<Szoszonowa> nie dziwie sie twojemu Nowemu;) ehh ta zazdrosc.. :) Ja na mysl o tym ze moj ukochamy mial dziewczyne z ktora byl 3 lata mialam tez takie dziwne odczucia i najchetniej chcialam byc jego pierwsza, jedyna i w ogole hihi smieszne to troche ale taka juz jest ta milosc :) Ojc.. i jak milo slyszec ze ktos jest szczesliwie zakochany.. zazdroszcze i gratuluje ;) dobrze ze choc niektorym sie uklada :) pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
<Luka888> wiem ze masz racje ;) ale po twoich slowach jakos tak optymistyczniej zrobilo mi sie na serduchu :) Chyba wole po prostu myslec pozytywnie, tak jest latwiej. Poki co nie trace tej mojej moze i nic nie wartej nadziei ;) A czas pokaze co bedzie dalej... Wierze ze bedzie dobrze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O właśnie. Trzeba mieć nadzieję. Nadzieję że będzie lepiej. Nie ważne z kim. Nie ważne jak. Nic więcej nie trzeba ^^

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cieszmy się z tego co mamy, z takich najmniejszych przyjemności..z tego co daje nam kolejny dzień...róbmy coś dla siebie. wszystko w swoim czasie. i do przodu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O właśnie... <Kiciusia> masz rację hmm wszystko w swoim czasie... Ja postanowiłam jedno - każdego dnia mam robić krok naprzód i do tego dążę, staram się małymi kroczkami iść do przodu, dzięki temu potrafię cieszyć się tym, że 'cokolwiek' zmienia się na lepsze... Choć te kroki czasem są naprawdę niewielkie to mimo wszystko są... I wierzę że to na czym mi tak bardzo zależy ułoży się... :) Momentami jest ciężko, tęsknię okropnie... no ale cóż...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chciałam Wam powiedziec ,że bardzo Was podziwiam za to,że daliście sobie radę,że stanęliście na nogi. Mam nadzieję,żepoukładacie sobie wszystko tak jak tego chcecie. Dziękuję Wam za to,że pomogaliście mi... Mi sie nie udało. Nie potrafię już tak dalej żyć. Nie chcę. Czuję tak niewyobrażalny ból,że jest on nie do wytrzymania. Ostatnio uswiadomiłam sobie,że to on że był tym jedynym. Jeśli nie mogę z nim byc to nie ma sensu, bo potrzebuję go. Moje życie przestało mieć sens w momencie rozstania... Myślałam,że stanęłam na nogi... gówno prawda. Nienawidzę swojego życia. Męczę się każdego dnia,czas to skonczyć bo męczę nie tylko siebie ale i swoich bliskich....;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kakawa
Witam, trochę się nie odzywałam, ale po nadrobieniu zaległości podziele się kilkoma przemysleniami. U mnie mineło ponad dwa miesiące jak chłopak mnie zostawił. POczątkowo oczywiście zgodziłam się na przyjaźń mając nadzieje, że wróci. Standard. Do tej pory było ok. nawet dzieki temu lepiej się czułam, że mam go blisko. umiejętnie dawał mi nadzieję że wszystko może się naprawić. szczerze w to wierzyłam i nawet znajomi obserwując nas byli tego pewni. "Widać że się kochacie" mawiali. Heh niby nic sie nie zmieniło... ostatnio prosiłam go o prezysługę "jako przyjaciela" odmówił bo był umówiony z koleżanką (dodam umawiał się z nią jeszcze jak byliśmy razem). Zapewniał i wciąż zapewnia że nic i ch nie łączy ze to tylko zwykła znajomość. Może tak, może nie, w każdym bądź razie, pomimo ze on nigdy mnie nie zdradził zawsze czułam sie zdradzana, bo jak można pzremilczec fakt spotykając się z "koleżanką" (kiedy jeszcze byliśmy razem) że ma się dziewczynę z którą się mieszka od ponad roku. W każdym bądź razie, podziękowałam "za chęć współpracy" i powiedziałam ze zadzwonie po innego kolege. A on: "Tak mi przykro, że nic do ciebie nie czuję, jesteś taka dobra i masz dobry charakter, aż mi się teraz płakać chce". No jasny pieron! Napisałam mu więc, żeby płakał nad sobą a nie nade mną, bo ja się mam świetnie, a o niego się nie martwię, bo ma wystarczającą ilość koleżanek, które go pocieszą. Dużo jeszcze mu nagadałam, po czym podsumowałam, że zawalił nasz związek i w przyjaźni też zawala, więc nie ma sensu tego ciągnąć. Moim marzeniem jest zobojętnieć wobec niego i do tego dążę. Życzę więc miłego życia i niech pozwoli również mi żyć...bez niego. Jak się czułam po tym? Ano i świetnie i beznadziejnie. jestem z siebie dumna ze tak zrobiłam ale tez wsciekla ze tak poźno...bo teraz gdy urwałam kontakt to i nadzieja umarła i teraz pzrezywam rozstanie na nowo. Dziewczyny jedna rada. Nie zgadzajcie się na przyjaźń, to was wyprowadzi na manowce, bedziecie "żonami marynarza" tylko że troche w innej kolejności, tzn. niby same ale uwięzione we wspomniach, co nie pozwoli wam otworzyc oczu i serca na nową miłość. Bo a nóż on wróci...jeżeli chłopak chce sie przyjaźnić, to dlatego, że chce mieć was pod kontrolą, widzieć ze nie macie nikogo, jak pies ogrodnika...ponadto póki się trzyma w pobliżu to nie jest zagrożony, bo daje wam nadzieje i wie ze nie bedziecie szukac innego." Bo ja"chłopak" moge mieć, ale moja była nie, bo to urazi moje ego." Tak to widzę. Zerwac kontakt i kropka. Jeśli macie być razem to będziecie, ale on sam musi do tego dojść. Chyba zadna nie chciałaby usłyszec po kilku miesiącach lub latach od swojego ex, który wrócił, że wrócił bo go o to prosiłyśmy. Ojej opisałam sie, mam nadzieje, że nie zanudziłam i że coś wam te moje wypociny pomogą. Pozdrawiam i trzymam za was kciuki, mam nadzieję, że zdarzają się jednak happy endy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko się dzieje po coś. Ja wiem na pewno, że dzięki tej całej sytuacji, która wydarzyła się pół roku temu (matko to już pół roku!!) moje życie przewróciło się do góry nogami...Jestem inna, zmieniłam się, starałam się przeżyć jakoś kolejne dni ale z każdym dniem było coraz lepiej. Pomogli mi znajomi, rodzina. Zaczęłam wszystko od nowa, małymi krokami starałam się zabić to wszystko co było związane z nim, zresztą sama doszłam do tego, ze nie ma sensu marnować czasu bo na to nie zasługuje. Zaliczyłam jakoś sesję, myślałam o sobie, o tym co mogę zrobić dla siebie żebym była choć trochę szczęśliwa. Pojechałam na swoje upragnione wakacje, spełniłam swoje marzenie, spotykam się ze znajomymi, poznałam parę osób, zaczęłam robić to co lubię i to na co mam ochotę. Nie muszę sie słuchać żadnego faceta, biadolenia, że tego nie, tamtego nie, ze nie mogę jechać tam bo on nie ma kasy. Robię to co lubię!! co chce, czego pragnę. Uwierzcie mi życie ma sens tylko po prostu musicie się od tego wszystkiego odbić, zrozumieć, że może być gorzej, że samo to że przeżywacie kolejny dzień to juz jest coś wielkiego bo jesteście silni!! ja mam problem bo nie mogę znaleźć pracy i tez często brakuje mi siły bo chcialabym ruszyć dalej ale mijają kolejne dni i jakoś to będzie....trzeba odnaleźć na nowo sens swojego życia...a wszystko przyjdzie w swoim czasie, ja narazie jestem sama, zdarzyło się paru facetów i powiem szczerze, że przeżywałam jakoś wszystko mocniej chociaż i tak nic z tego nie bylo bo jednak jest jakiś dystans i potrzeba niestety czasu do tego wszystkiego.Co mam być to będzie.. Czasami takie zmiany są potrzebne...on/ona odchodząc otworzyli nam życie na nowo, dostaliśmy nowe możliwości tylko musimy je dostrzec i zacząć wykorzystywać...życzę Wam powodzenia i wytrwałości kochani;* i zobaczycie będzie dobrze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"eneska" To straszne co napisałaś, sorki ale zabrzmiało to jak pożegnanie z nami i ze światem, powiem ci, że nie tędy droga, sam miałem kilka dni po zerwaniu ochotę to zrobić i chyba tylko słowa koleżanki mnie od tego odciągnęły, a byłem w kompletnym dołku emocjonalnym, fizycznym, totalne ludzkie dno, zero logicznego myślenia, jedynie uczucie ;/ Teraz z perspektywy czasu się cieszę, że jestem tu :) Że mam znajomych z którymi fajnie się rozmawia, bliskich przyjaciół, jako-tako rodzinę, bez której chyba bym się nie podniósł po tamtych wydarzeniach, ukochaną, malutką siostrzenicę :))) poza tym nie mam nic, ale żyje i to chyba najważniejsze ! Dlatego też koniec z takimi myślami, bo będę krzyczał :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczynki.. :) jak dobrze ze sa jeszcze takie fora.. wiem ze nie mozna nauczyc sie niczego na cudzych bledach, doswiadczeniu, ale to daje nadzieje, ze jednak mozna zwyciezyc, ze bedzie dobrze... :) Wiecie.. nawet nie wierze ze takie slowa pisze wlasnie ja... :) Eneska - ja wierze ze ci sie uda... Wiem dokladnie co przezywasz.. Od rozstania z 'moim' minelo juz prawie piec miesiecy, ciezkich miesiecy... Nigdy nie sadzilam ze moge znalezc sie w takim stanie, ze mozna az tak wiele plakac - nie mowie juz o morzu łez, a raczej o oceanie... Tak bardzo kochalam a on odszedl... Najbardziej w tym wszystkim zaboalalo mnie to ze tak po prostu, z dnia na dzien zaczal mnie ignorowac,bez wyjasnienia, caly czas twierdzil ze kocha ale co po slowach... Nawet nie wiecie jak ciezko jest widywac kazdego dnia w pracy ukochana osobe, gdy przechodzi obojetnie wszystko w srodku sie lamie... Zmienilam sie przez to strasznie, smutna, wiecznie zamyslona, odsunelam sie od wszystkich, na nic nie mialam ochoty.. Na szczescie mialam obok przyjaciol ktorzy byli gdy ich potrzebowalam, gdy milion razy 'go' wspominalam, choc juz pewnie nie mogli sluchac tego marudzenia na ten sam temat.. Wiem, że gdybym zostala sama nie dalabym rady... Taki stan trwal strasznie dlugo... Od niedawna na szczescie potrafie sie usmiechac, jestem radosna - choc kocham 'go' nadal i ciagle mam nadzieje ze jeszcze bedziemy razem... Czesto zdazaja sie jeszcze chwile zalamania i okropnej tesknoty... Jeszcze walcze o ta milosc... Ostatnio zauwazylam ze cos miedzy nami zaczyna sie zmieniac - na plus, ale wiecie... postanowilam nie rozbudzac w sobie nadziei, podejsc do tego z dystansem ( o ile tak sie da), kocham go calym sercem ale wiem ze jesli on tego nie bedzie chcial to nie zmusze go do niczego... Sam musi zatesknic... Dlaczego tak jest ze to my zawsze wszystko tak strasznie przezywamy, a oni dranie.... EHHHHH!!!!!! Acha... I wiecie... dzis pomyslalam ze moze fajnie byloby sie wybrac z moimi psiapsiolkami na jakas imprezke... Pierwsza od momentu rozstania.. Hmmm co za przelomowa mysl.. niczym swiatelko w tunelu... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeszcze jedno... Kochane trzymajmy sie... Wierze ze wszystkie damy sobie rade... :)Musi byc dobrze!!!!! Hmm taki mam dzis o dziwo bojowy nastroj (mam nadzieje ze taki pozostanie) ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieszczęśliwa25
Kochane, damy radę. Ode mnie facet odszedł 5 tygodni temu po 2 latach związku, były wspólne plany, ślub itp. niestety ja nawaliłam ostatnio bywałam nie do zniesienia i wreszcie odszedł a ja nadal baaaardzo kocham i tęsknię...próbowałam naprawić to wszytsko przeprosić ale powiedział że nie chce być już ze mną, nadal kocham, płaczę, boli jak cholera ale muszę żyć dalej.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam wszystkich :) Widzę że u większości do przodu - to dobrze :) Eneska aż mnie wystraszyłaś tą wiadomością ale tak jak Luka pisze nie ma sensu robić głupot w końcu będzie lepiej. Ja też nie wierzyłam i wcale nie chce powiedzieć że już u mnie jest super świetnie pomimo że za tydzień minie już rok, ale coś tak lepiej jest. Kocham go nada,l ale te uczucia nie mają żadnego znaczenia bo już nadziei we mnie nie ma. Nawet byłam na wakacjach w miejscu do którego kiedyś jeździliśmy i było takie NASZE miejsce. Bałam się ale jak widać dałam rade nawet nie było tak źle jak myślałam. W sumie nie wiem co będzie dalej ale jako tam trwam z dnia na dzień. Jest tu dużo ludzi którzy dają nadzieję na to że jest szansa na bycie jeszcze szczęśliwym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kakawa
Najgorzej jest byc w miejscach i patrzec na rzeczy które kojarzą się z tą drugą połówką. Ja wciąż mieszkam tam gdzie razem mieszkaliśmy, każdy kąt, każda rzecz i każde puste miejsce przypomina mi jego i nasze wspólne chwile. Mam czasami chwile załamania i co wtedy robię? Przypominam sobie dla równowagi te złe chwile, to kiedy wracałam do domu a on był nieobecny, chłodny, kiedy ignorował mnie. Zdaje sobie teraz sprawę że wcale nie było tak kolorowo. To normalne, że wspomina się te miłe chwile (bo było takich wiele) ale z drugiej strony czy warto wracać do kogoś kto cie nie dostzrega? Pamietam ból i rozczarowanie za każdym razem gdy oczekiwałam czułości a on mi jej nie dawał. I pamiętam jak pod koniec walczyłam o nasz związek a on nie. Poddał się. Warto więc być z kimś kto się o nas nie stara? Nikt nie powinien prosić się o miłość bo to dar a nie przysługa. Kiedy za nim tęsknie, to myśle sobie wtedy, że bardziej tęsknie za tym żeby ktoś patrzył na mnie z miłością, skoro on mi jej nie może dać, to trzeba zwrócić wzrok w innym kierunku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochani... jest mi tak przykro czytać to, co piszecie... Minęło u większości Was już tyle czasu.... Zaczynam się zastanawiać czy ja naprawdę kochałam skoro u mnie jest tak dobrze:] Kochałam... Mocno kochałam...:] U mnie już ponad rok od rozstania :] Chciaż to rozstawanie samo w sobie trwało jakieś 2 lata :] On był wtedy za granicą wiec wydaje mi się,że mi było trochę łatwiej się z tym uporać... Chociaż jak sobie przypomnę zastrzyki w dupsko na uspokojenie, płacz, poniewieranie się.... Jejuuu.... wstyd :/ A teraz? Teraz jak już pisałam jestem na nowo zakochana. Myslałam,że już się nie da.... Że już wyczerpałam limit na miłość:] Dupa tam:) Nowy oczywiście czuje niepokój... że tyle lat z ex, że na pewno jeszcze myślę... No jasne,że myślę....jest sentyment ale za nic w świecie bym My Love nie zamieniła na ex:]O nie nie nie ... W ogóle to jest teraz inny level... jest dużo rozmowy, zrozumienia, wyjaśnienia.... kiedyś tego nie było... były fochy, trzaskanie drzwiami... Normalnie jestem w szoku,że z facetem można normalnie porozmawiac i wyjaśnić;) I jestem szczęśliwa :) TRochę przeszkód przed Nami ale myslę,że damy radę;) A jeśli nawet nie .. to przynajmniej wiem,że nie potrzebuje już ex i że potrafię jeszcze się zakochać :) I życzę Wam tego samego ... Bo skoro się rozstaliście ... tzn. że coś było nie tak... Łatwo mi teraz mówić ale ...nic nie dzieje się bez przyczyny;) Ślę buziaki i przytulam w ten deszczowy dzień :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiedyś często pisałam do
łezki1 też odnalazłam szczęście w drugim związku, a myślałam, że z pierwszym mężem opuścił mnie i Bóg i świat a teraz a teraz trochę mi głupio i trochę wstyd, że tak długo umierałam i trwałam w martwocie BO ŻYCIE JEST PIĘKNE!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dokładnie tak :] I jeszcze każda/każdy z Was to zrozumie...Jedno potrzebują mniej, drudzy więcej czasu:] Nikt przecież nie dostaje na plecy krzyża, którego nie da rady unieść:] Także czekajcie na lepsze jutro bo NA PEWNO przyjdzie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieszczęśliwa25
Dziewczyny ja sobie to tak tłumaczę, jak już nie może być gorzej to znaczy że może być tylko lepiej.....ale z drugiej strony mam nadal małą nadzieję, że mój były jednak wróci, tylko to sprawia, że jeszcze się czasem uśmiecham, gdy momentami tą nadzieję tracę to jest źle. Łączyła nas wielka miłość, więc mam nadzieję że jednak ta miłość weźmie górę nad jego złoscią...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niedawno podobnie powiedziala mi moja przyjaciolka o sytuacji miedzy mna i 'nim' - 'gorzej juz byc nie moze' - i miala racje... jest lepiej, nie rewelacyjnie, ale i nie tak beznadziejnie jak bylo jeszcze jakis czas temu... Niektorzy podobno twierdza ze nie powinnismy zyc zludna nadzieja ze nasz ukochany wroci... Mi ta nadzieja pomogla nie zalamac sie, dzieki niej az tak bardzo nie cierpie. Nikt nie moze nam zabrac nadziei, wiec jezeli dzieki niej jest nam latwiej - wierzmy... Ale nie zyjmy jedynie nadzieja, zyjmy pelnia zycia, na ile tylko to mozliwe... a nadzieja przy okazji niech bedzie z nami.. bo tak naprawde przeciez niczego nie jestesmy w stanie przewidziec.. Usmiechajmy sie, badzmy szczesliwe a moze zdarzy sie nam niespodzianka, przeciez trzeba wierzyc w niemozliwe - na tym polega zycie.. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieszczęśliwa25
racja madziula87, ale jest ciężko, ale aż się boję co będzie jak on nie wróci aż nie dopuszczam do siebie takiej myśli. Wiem że mnie bardzo koch ajestem jego pierwszą dziewczyna zarazem wielką miłością tylko on mówi że potrzebuje spokojniejszej dziewczyny i boi się że nie wytrzyma z moim wybuchowym charakterem oraz że nie iwerzy w mojązmianę,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nadzieja umiera ostatnia, można ją mieć, ja sam ciągle ją mam, bo już taki jestem, ale jedno się zmieniło, że już ją nie żyje, jest nadzieja, ale też jest myślenie o sobie, o przyszłości, o jutrze, nie tylko moja była "J"... Tak jak napisała "Madziula_87", życie polega na tym aby stawiać sobie wysokie cele, i dla nas może być takim właśnie celem wiara/nadzieja, jak nam pomag, to czemu nie, z biegiem czasu wszystko się ułoży, wszystko jest nieprzewidywalne i tak jak będąc ze swoimi ukochanymi nie myśleliśmy nigdy, była to czysta abstrakcja, że może to się rozpaść, wręcz śmialiśmy się z innych, rozpadających związków tak teraz nie wierzymy w to, że może być lepiej, tak jak wtedy, za pierwszym razem, że kolejny związek może być lepszy, ja osobiście nie wierze, nie widzę innej kobiety przy moim boku, staram sobie to wyobrazić, ale nie mogę i chyba nie chce, nie wiem czy to oznacza, że kochałem ją ?? Ale czy wtedy bym dopuścił do tego co się stało, popełnił masę błędów, na każdym kroku nie doceniał ?? Nie wiem, nic nie wiem, chciałbym aby to była miłość, taka prawdziwa, wystawiona na próbę, ale to życie, a takie rzeczy to tylko w filmach ;/ Ehhh, chwila zwątpienia :) No nic, wracam dalej do swoich zajęć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niestety prawda jest, ze na wszystko potrzeba czasu... Ja jeszcze niedawno nawet nie sadzilam ze ta moja wielka milosc moze z dnia na dzien zostac tak zdeptana... kazdego dnia zasypialam z placzem i mysla ze nie wyobrazam sobie zycia bez niego.. nawet ciezko mi wspominac ten okres, nie chcialabym sie cofnac nawet o tydzien - by nie przezywac tego ponownie.. Kocham go nadal, ale wiem ze nawet jesli jeszcze kiedys bedziemy razem musimy cos w sobie zmienic - oboje, inaczej nic nie przetrwa.. Ja dalam 'nam' jeszcze troche czasu - to taka moja mala nadzieja :) Nie jestesmy juz ze soba prawie 5 miesiecy i wiem ze nie wrocimy do siebie w ciagu jednego dnia, nie dzis to moze jutro, za tydzien, miesiac, wazne ze uczynilismy krok do przodu i niemal kazdego dnia cos sie zmienia... Acha.. no i trzeba robic 'cos' (ale tak rozsadnie;) zeby zwrocil swoja uwage w twoim kierunku - nie mozna przeciez spoczac na laurach, zamknac sie w pokoju i jedynie plakac, to niczego nie zmieni..!! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I jeszcze tak mi sie przypomnialo pol zartem pol serio(hmm kiedys bardzo na serio dzis raczej zartem to wspominam) przyjaciolka powiedziala mi kiedys widzac jaka chodze zasepiona, smutna, czasem w pracy po kryjomu nawet zdawalo mi sie poplakac po kontakcie czysto sluzbowym z moim ukochnym, powiedziala: 'Boze, wez sie w koncu w garsc, co on sobie moze wyobrazac, widzac cie taka, ze jestes jakas niezrownowazona i z niczym sobie nie radzisz, nie ma co sie uzalac wiecznie nad soba i robic z siebie ofiare,moze trzeba sie zastanowic co 'ja' zrobilam nie tak.. Kiedys bylas calkiem inna..' no tak mniej wiecej mnie zjechala, ale powiem szczerze ze po tym naprawde postanowilam wziac sie w garsc - choc bylo bardzo ciezko - staralam sie stac sie znowu ta radosna osoba ktora bylam wczesniej hmm ta w ktorej ten 'dran' ;) sie zakochal...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieszczęśliwa25
Macie rację, trzeba coś robić czymś się zająć a samo napewno wszytsko się poukłada, życie jest pełne niespodzianek. Tak jak zaskoczyło nas stawiając nam na drodze to drugą osobę, tak wierzę że i tym razem nas wszytskich zaskoczy pozytywnie.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak tak Was czytam, to aż nie wierzę,że mozna miec tyle siły. Ja już nie mam stawałam na nogi 2 podejścia miałam... i znowu sie cofnełam... Ja nie moge tak życ. Stoje w jednym punkcie, a na rodzine to nie mam co liczyc :(:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×