Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość asieńka 58

zycie wdowy

Polecane posty

Gość lucielien
Milenko - na wszystko przyjdzie czas... Przyspieszyć się nie da... Od 5 lat jestem wdową, ale mimo, że znam kilku chętnych panów na nowy związek , w serduszku pozostaje jeszcze On - jedyny, najukochańszy... Owszem, jestem już teraz w stanie spotykać się ze znajomymi, przyjaciółmi, ale nowy towarzysz życia? Jeszcze sobie nie wyobrażam iść z kimś innym do łóżka... Ale pewnie i na to przyjdzie czas... Chyba za bardzo jego kochałam i miłość nie umarła, chociaż On tak... Czas goi rany, dzisiaj jestem wesołą, radosną dziewczyną, już nie płaczę, nauczyłam się żyć od nowa, ale niekoniecznie do tego życia potrzebny jest nowy chłop.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A masz dzieci??? Bo widzisz... Syn tej kuzynki ma obecnie niespełna 5 lat i BARDZO brakuje mu osoby, do której mógłby mówić "mamo" i bardzo jej potrzebuje... Ja wiem, że kuzyn właśnie z powodu syna chciałby szybko kogoś znaleźć, ale to nie takie proste... Koleżanki ma, nawet poznał jedną rozwódkę, ale była nachalna i się wycofał... Strasznie żal mi tego syneczka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lucielien
Mam 2 córki, ale właśnie z tym mam największy problem. Nie mam pewności, że mężczyzna, którego wpuszczę pod swój dach spełni rolę ojca. Boję się, że po jakimś czasie może okazać się, że to nie ten, że nie dorósł do pełnienia roli ojca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość leon z działek
Rozumiem Twoje obawy, ale tego nie da się przewidzieć ani sprawdzić. Bywa niestety że biologiczny ojciec się nie sprawdza. Jeżeli planujesz na nowo ułożyć sobie życie myślę że powinnaś się rozglądać za kimś w podobnej sytuacji. Bywają faceci z dziećmi. Podobne problemy życiowe mogą was zbliżyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bezniegooooo
Moja miłość życia, moj ukochany odszedł 6 m-cy temu.... Czy czas naprawde leczy rany ???!!!!????!!! Mam trzydzieści pare lat... i właśnie moje życie sie skończyło.... Czuje jakby połowa mojego ciała i umysłu umarła.... Nie moge oddychac...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wdowa jakis czas
do bezniegoo Po latach rzeczywiscie mniej boli,jednak są dni kiedy chce wyć sie do ksieżyca.Jestem wdową od 8 lat,mam partnera,ale to już nie to co kiedyś,raczej przywiązanie i układ niz miłość. Któraś napisała,ze rozwodka czy wdowa to to samo-nieprawda. Po rozwodzie dzieci nadal mają ojca,po śmierci juz nie .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość leon z działek
Czy Twój partner orientuje się w Twoich "uczuciach"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Jestem wdową od 9 lat ! Mam czwórkę dzieci i gospodarstwo.Jest ciężko...Największy ból mam za sobą ,pozostał smutek ,żal i złość na cały świat. Mam 42 lata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bezniegooooo
Oj, to chyba nie jest pocieszające... 8 czy 9 lat mija, a smutek, żal pozostaje. Chciałabym Wam dodać jakieś słowa otuchy, ale tak mi ciężko. . . Do niedawna (jeszcze 6 m-cy temu) twierdziłam, że życie jest takie piękne. Było bajką, która się skończyła. Nie mieliśmy jeszcze dzieci, ale ja byłam wpatrzona w niego jak w obrazek, był całym moim światem. Otrzymywałam od Niego, to o czym zamarzyłam. Powtarzaliśmy sobie nawzajem : "jesteś moim największym szczęściem", "szczęście ty moje"... Coś czuję, że Takiego Szczęścia nie zaznam już w życiu . . .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do bezniegoooo Czuję Twój ból i mocno Cię przytulam ... Dużo do Ciebie napisałam ,ale gdzieś mi to wcieło (jestem początkująca) brrr !!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bezniegoooo
Dziękuje zakręt 4 ... Po jego śmierci szukałam pomocy, pocieszenia i zrozumienia u innych. Musiałam z kimś rozmawiać. Znajomi i bliscy niestety nie są w stanie zrozumieć tego bólu, braku powietrza... Współczują, ale... Myślałam, że zwariuję dlatego poszłam do psychologa, ale tu podobna reakcja. Wszyscy bardzo delikatnie do mnie podchodzą, współczują, ale tego nie czują... Szukałam w internecie osób, które przeżyły to co ja. I nic... Dopiero tutaj Was znalazłam :) Trzymajcie się cieplutko !!! Zwłaszcza w te mrozy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bezniegoooo
do zakręt 4 mi czasami też znikał tekst, teraz mam metodę,że przed kliknięciem - "wyślij", kopiuję go. Jak zniknie to tylko "wklej" i gotowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zakręt4
do bezniegoooo Rozmowa z kimś, kto tego nie przeżył jest trudna ,wydaje się ,że mówisz do ściany!Z nami możesz rozmawiać wprost my to czujemy całym ciałem i duszą. Mi pomagala rozmowa z zupełnie obcymi osobami (przypadkowo spotkanymi).Chyba ktoś z góry nade mną czował , bo byli to ludzie bardzo mądrzy życiwo i jednym zdaniem stawiali mnie do pionu. Staraj się dużo pracować ,żebyś nie miała czasu na rozpamietywanie, bo zwariujesz. Zaufaj mi czas złagodzi ból ,a tymczasem dbaj o siebie i proś Boga ,aby czas szybko leciał

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bezniegoooo
achhhh.... i co ja mam powiedzieć.... Jestem świadoma tego, że czas leczy rany, a rozmowa z drugim człowiekiem dodaje siły, jednak jeszcze muszę trochę sobie "pochorować" Oczywiście, że praca pomaga, tylko , że ja ją właśnie straciłam... (po wielu latach, a moj szef wiedział o mojej sytuacji....) Zabawne, że nie załamałam się :) W sumie cokolwiek strasznego by mnie teraz spotkało nie zrobi na mnie żadnego wrażenia. Dzisiaj mam wyjątkowego doła, po pierwsze ze zdrowiem, (ale tym sie nie przjmuję), a po drugie pojechałam odwiedzić "NASZE" miejsca. Jechałam i wyłam... Ludzie jak to boli !!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja miałam moc obowiązków no i dzieci , które również boleśnie przeżyły śmierć ojca. Boję się samotności !Dzieciaki dorastają i wyfruną z gniazd ,a ja ... Bezniegooo,czy mogę zapytać z kąd jesteś ? Ja z mazur.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bezniegoooo
Ochhhh, tak... W tak trudnej sytuacji ważne jest , żeby mieć zajęcie, żeby natrętne myśli uciekały. Zakręt 4 napewno miałaś bardzo ciężko, masz dużo obowiązków i nad wszystkim musisz zapanować. Ale myślę, że to pomaga. Ja jestem sama, nie mam pracy. Koleżanki mają malutkie dzieci, więc kontakty też sie urwały. Więc siedzę w samotności i cierpię. Wiem, że muszę zacząć żyć, ale to takie trudne. Zawsze byłam osobą bardzo aktywną. Mieliśmy swoje miejsce w górach, gdzie spendzaliśmy, każdy weekend. Z kim teraz mam tam jechać??????? W kinie byliśmy na każdym nowym filmie.... Każdy wieczór, po pracy długo rozmawialiśmy jak minął dzień. Wszystko się skończyło... Postarzałąm się conajmniej o 20 lat. Mam wrażenie, że już mnie nic w życiu nie spotka . Tak ja Ty zakręt 4 bardzo się boje samotności ... Ja jestem ze Śląska :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zakręt4
Ja też mam wrażenie,że jestem bardzo stara,bo chyba przeżyłam już wszystko!!! Szkoda że mieszkamy tak daleko od siebie- mogłybyśmy się spotykać.Współczuję Ci bardzo jesteś na świeżo po tragedii,która Cię spotkała. U mnie już prawie 9 lat,więc mam jakie takie doświadczenie i może mogłabym Ci pomóc przejść przez tę traumę. Ludzie tacy jak my zupełnie inaczej patrzą na życie, nie liczą się pieniądze ,dobra materialne ale relacje miedzyludzkie. Trzymaj się bezniegooo,będzie dobrze,jesteś jeszcze młodą kobietą i różnie to może być.... Los lubi płatać figle.... ps.pisz co Ci leży na sercu, wywal to z siebie - trochę pomoże,na krótko, ale pomoże!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bezniegoooo
Jeszcze raz wielkie dzięki Zakret 4 :) Twoje słowa są sto razy lepsze niż wizyta u pyschologa i jakies tablety na dobry nastrój. Tak samo podchodzę teraz do życia. Rozmowa z drugim człowiekiem, relacje miedzy ludzkie są dla mnie najważniejsze, żadne dobra doczesne sie nie liczą. (Szkoda, że daleko od siebie mieszkamy) Trochę sie zaniepokoiłam tym, że 9 lat po stracie pozostaje jeszcze rana. Marzy mi się, uciec od tego wielkiego smutku. Zapomnieć... Tylko myślę, że może to by była zdrada. Zdradziłabym miłość swojego życia, zapominając o nim, o naszej przeszłości...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zakręt4
Nawet tak nie myśl,żadna to zdrada !!!Tego co Was łączyło nie da się zapomnieć, ale do cho***y ratuj siebie !!! Nie czekaj na Niego,On już nie wróci.Zamknij za sobą drzwi i nie oglądaj się wstecz.I tak kiedyś będziesz musiała tak postąpić,więc dlaczego nie teraz? Najlepszym lekarstwem jest druga miłość (niekoniecznie gorsza). Łap życie za rogi i kieruj nim , bo cudów nie ma !Manna z nieba nie spadnie !Szkoda życia i czasu zbyt szybko ucieka... U mnie jest trochę inaczej-kiedyś Ci napiszę jak to jest...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zakręt4
Co tak cicho,gdzie wszystkich wymiotło hm ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość leon z działek
Zakręt 4 ma rację. To żadna zdrada. Odchodzą bliscy, odejdziemy i my. Takie jest życie i nikt tego nie zmieni. Ból po stracie kogoś bliskiego jest wielki zwłaszcza jak odchodzi ktoś nagle i w wieku młodym. Czas jest najlepszym lekarstwem, podobnie jak druga miłość. Nie ma w tym nic złego, nie jest to zdradą wobec zmarłego. Zresztą gdyby tak było potępiał by to kościół, a wdowiec/wdowa bez problemu dostanie ślub kościelny. Problem w tym czy jest się gotowym do nowego związku. "Ułożenie sobie życia" na nowo, "przyjaźń" to mało musi być miłość, bez wspomnień, porównań do umarlaka itp. Dobrym rozwiązaniem jest przeprowadzka do partnera, i odcięcie się od pamiątek, wspomnień.. Myślę że nasi bliscy tam w "górze' też będą sie cieszyć że jakoś dajemy sobie radę na tym "łez padole"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zakręt4
@ Leon z działek Ładnie to ująłeś :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem pewna
Leon, niestety tak się nie da, szczególnie kiedy zostają dzieci. Już sobie wyobrażam, pozbawić dzieci dachu nad głową i przenieść się do innego mężczyzny... A jak nie wyjdzie z nim to pod most? A odcięcie się od wspomnień? Dzieciom wybić z głowy, że kiedyś miały ojca? Nie utrzymywać żadnych kontaktów z rodziną zmarłego męża, nie odwiedzać grobów, wszystkie zdjęcia spalić, ogród zrównać z ziemią, żeby żadna grządka nie przypominała zmarłego? Bliscy w "górze" może i cieszyliby się, ale co z tymi "na dole"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość leon z działek
Niestety masz racje w tym co piszesz, ale ja znam sytuacje z tej drugiej. Mimo szacunku nie zaryzykuję więcej związku z wdową. Człowiek nie komputer, zresetować się go nie da. Pamięć po najbliższych zawsze będzie w sercu i nie można wymagać tego ewentualnego partnera (partnerki),ale medal ma dwie strony. o ile cotygodniowe wizyty na cmentarzu są do zniesienia, to wiele codziennych sytuacji już nie. Wieczne wspominanie, porównywanie, gloryfikowanie, powoduje że że umarlaka zaczyna się nienawidzić. Jest to irracjonalne, bo człowieka z reguły się nie znało i nic nam nie zawinił. Podobnie z rodzina zmarłego dla mnie to zupełnie OBCY ludzie z którymi nie zamierzałem utrzymywać żadnych kontaktów, a przecież to teściowie, dziadek i babcia... Paranoja. O mieszkaniu u mnie nie było mowy, a jej mieszkanie przypominało mauzoleum Lenina. Praktycznie nic nie można było zmienić. Tego na dłuższą metę nie dało się znieść. Jestem dalej sam. Znam jednak przypadki gdzie jakoś się ludziom udało. Jest to niezmiernie trudne i wyjątkowo indywidualne, dlatego żadnej recepty chyba nie znajdziemy.. Ży

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zakręt4
Myślę ,że zależy to od charakteru człowieka.Jedni podnoszą się szybciej po stracie,natomiast innym trzeba lat!!! O nowy związek trzeba dbać,trochę się postarać-a my nie mamy już na to siły.Trudniej jest ,gdy są dzieci,ale kto powiedział,że będzie łatwo? Życie to ciągła walka z przeciwnościami losu...jak nie zawalczymy to pozostaniemy same do końca naszych dni - zgoszkniałe,jęczące i uciążliwe dla otoczenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem pewna
minęło już 8 lat od śmierci mojego M Teraz już nie śni mi się mój rycerz w samolocie... Owszem są panowie chętni... nawet nie wiem na co, być może nawet na poważny związek, ale ja jeszcze nie mam ochoty... Jeszcze mam nadzieję, że mój ukochany wyląduje...W jego ślady poszedł syn - i znów drżę... i sama zmagam się z myślami... ale może to taka rola żony?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość leon z działek
twój ból i tęsknota za ukochanym jest jak wielka jak huta Katowice, nie pomyślałaś że jak syn pójdzie "na swoje" zostaniesz sama jak palec? Zgorzkniała, z frustrowana i bardzo samotna?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zdziwiona-zasmucona
nie jestem pewna - przepraszam, bedę brutalna - na co masz nadzieję ? na powrót niezyjacego meża ? przeciez to jest chore... Masz oczywiście prawo do przezywania żałoby do końca swojego zycia ale jeśli nie pogodziłas sie do tej pory z faktem, ze maz nie wróci to ... cos jest nie tak .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aleale...
Pisałam już na tym topiku parę m-cy temu i myślałam,że nikt już się na nim nie pojawi,aż do dziś.Czytam Wasze wpisy i wszystkim bardzo wspólczuję.niektórzy piszą.że czas goi rany,to jest nieprawda ,on je tylko zabliżnia,a jak przyjdą jakieś święta,urodziny,rocznice itp.to je rozdrapuje i na nowa boli tak jak w chwili śmierci najbliższej osoby.Minęło 9 m-cy od śmierci mojego męża ,a ja jestem w gorszym stanie jak byłam,nie mogę sobie poradzić z samotnością i z tęsknotą za ukochaną osobą.Łatwo jest powiedzieć,żeby nie oglądać się za siebie tylko iść do przodu i układać sobie życie od nowa,to trzeba mieć taki charakter .Ja przeżyłam z mężem 37 lat,to nie jest takie proste zapomnieć o nim,bo tego nie zapomni się nigdy.Pozdrawiam wszystkich na tym topiku i myślę.że będziemy się wspierać swoim radami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie jestem pewna
aleale... ma rację, czas tylko zabliźnia rany, nie goi ich, jakaś skaza w tym miejscu pozostaje na zawsze. Nie myślcie jednak, że ja całymi dniami siedzę i rozdrapuję tę ranę. Prowadzę całkiem normalny tryb życia, pracuję, korzystam z rozrywek, uprawiam sporty [i to nie te przy telewizorze],spotykam się z przyjaciółmi i znajomymi. Nie mam za dużo czas, aby myśleć o przeszłości. Tyle cudownych rzeczy jeszcze chciałabym zrobić, tyle miejsc zwiedzić i kiedy tylko czas pozwala realizuję swoje marzenia. Mój dom to nie muzeum ku czci R. Praktycznie dom został przez te lata przebudowany, nic nie przypomina R. Ale czasami wystarczy zapach pieczonego ciasta, aromat świeżo parzonej kawy dolatujący do sypialni, aby przywołać wspomnienia. Nie boję się mężczyzn, mam nawet miłych, wolnego stanu kolegów, czasami jestem wręcz zmuszona skorzystać z ich mankietów, ale pozostają jedynie kolegami. Czy kiedyś, kiedy dzieci wyfruną już z gniazda, będę samotna? Nie sadzę. Sama może tak, ale samotna nie będę.Przy moim aktywnym trybie życia samotność mi nie grozi. Zresztą samotnym można być nawet mając przy sobie całą rodzinę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×