Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zagubiona onaaa

Chłopak - rolnik

Polecane posty

Gość zagubiona onaaa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 5461321658
nie prawda mieszkałem na takiej wsi gdzie nie było nic, sklepu szkoły niczego, najbliższy sklep oddalony o 4 km, tez zima kupowaliśmy chleb na kilka dni a nawet dłużej jak były zaspy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona onaaa
Ttak kocham go i wiem ze to ten jedyny, i wąłśnie fakt że to forumn jest anonimowe sprawia że jestesmy bardziej szczerzy i nie mam powodu do kłamania, gdybym uważała że to tylko przelotne zauroczenie to od razu bym z nim zerwała nie zawracając głowy ludziom którzy chcą mi bezinteresownie doradzic

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ble ble ble5464846
w ogóle nie rozumiem Cię po co pytasz jakis obcych ludzi na forum o opinie, nie masz przyjaciół rodziny, żeby z nimi porozmawiać, nie przyszło Ci do głowy że ktos moze specjalnie Ci pisac bzdury

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona onaaa
O dziwo przyszło mi to na myśl, mam znajomych ale chciałąm poczytac opinie ludzi obiektywnych, ponadto właściwie nie planowałam o to pytać na forum ale jako że jestem w pracy, mam internet i jak widać mam czas zeby napisać to czemu nie mogłam o to zapytać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona onaaa
Mimo wszystko dziękuje za wszystkie opinie ja i tak już wiem co robić dalej :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wymarzona
i co postanowilas? Czy pomogly Ci nasze opinie w podjeciu decyzji?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona onaaa
no postanowiłąm po pierwsze z nim pogadać ale to dopiero jutro wieczorem bo nie będe o tym rozmawiać przez telefon, i doszłam do wniosku że przecież to nie żadna tragedia mieszkać na wsi, mogę tez pracować w mieście i studiować zarazem. Nie zrezygnuję z mojej miłości :) A czy dobrze na tym wyszłam pokaże życie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kameliaaa
Trzymam kciuki i myślę,że będzie dobrze skoro ja mieszczuch się odnalazłam to Ty też dasz rade:) Pozdrawiam i szczęśćia:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona onaaa
Dziękuję ja tez Wam wszystkim życzę powodzonka i mieszczuchom i niemieszczuchom:) Poprwiliście mi humor na pięć lat hihi Buziaki :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a jaaaaaaa
hmmm na 5 lat tylko?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona onaaa
+Za pięć lat się odezwę i znowu mi poprawicie humor :) Mam nadzieję że wtedy będę miała pytania w rodzaju "jaki wózek dla dziecka lepszy" :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
,,Miła ale przecież ja mam swoją pracę poza tym teściowie na pewno nadal będą tam też pracować, więc nam pomoga, przynajmniej tak myślę. a i jakbyś kochała kogoś takiego kto ma gospodarstwo to btś z nim nie była? Ja nie piosałam na tym forum aby sie was doradzić czy z nim zerwać czy też nie, ale o to czy iśc na kompromis itp. w ogóle nie wyobrażam sobie nie być z nim. wierzcie lub nie ale to jest na pewno miłość.'' ja bym się nie wiązała z osobą,która ma gospodarstwo bądź która ma zamiar je posiadać bo wiem ,,czym to pachnie:D''

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jolka_;p
Tez miałam ten dylemat: miasto, czy wieś. Wybrałam naturalne pochodzenie mojego teraźniejszego męża i nie żałuję. Od kiedy mieszkam na wsi a konkretnie na gospodarstwie (a to już 4 lata), moja płodność się wzmożyła i zaszłam w ciążę. Mam obecnie 3 wspaniałe dzieciaczki ( bliźnięta- chłopcy, mają 3 latka i córeczka ma roczek i 3 mies.). A zaczęło się od tego, że poznałam Filipa na imprezie u mojego wujka ( mówię na niego tak, ale jest on dobrym znajomym mojego taty). Przyjechałam tam z moimi rodzicami a on ze swoimi, no i tak zaczęliśmy gadać i było bardzo milo. Potem kilka razy do mnie zatelefonował no i tak to się zaczęło... Ale już nie było tak ciekawie kiedy dowiedziałam się, że on również wychowywał, mieszka i będzie mieszkał na gospodarstwie. Byłam załamana. Liczyłam na jakiegoś architekta a tu taka niespodzianka. Miałam wtedy 19 lat a on 25. Nawet z tego powodu, że nie chcę spędzić reszty życia na wsi się rozstaliśmy na jakiś czas. No ale potem sobie wszystko przemyślałam i doszłam do wniosku, że to obojętnie gdzie będziemy mieszkali byle tylko z moim Filipkiem. Nasz ślub był w stylu wiejskim miałam wtedy 20 lat i był na prawdę świetny. Wiem, że to nieskromne ale nigdy w życiu na tak wspaniałym weselu nie byłam. Teraz mam 24 lata i jestem najszczęśliwszą mamą i żoną na świecie, Mamy malutki domek z drewna, własny ogródek i pełno, pełno zieleni... Moich marzeń to nie przekreśliło, ponieważ studiuję psychologię, Na prawdę życie na wsi jest super. Nie zmarnuj takiej szansy i zamieszkaj na tym gospodarstwie a gwarantuje Ci, że zaznasz spokoju. A krowy tez da się polubić... ; ) Pozdrawiam ; )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona onaaa
Dzięki Jolu za wyczerpującą wypowiedź, tak jak wspomniałam wcześniej już podjęłam decyzję, z resztą rozmawiałam dzis z Moim, bo przyjechał do mnie no i mu to powiedziałam, jest szczęśliwy, ja też a to chyba najważniejsze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona onaaa
Dzięki Jolu za wyczerpującą wypowiedź, tak jak wspomniałam wcześniej już podjęłam decyzję, z resztą rozmawiałam dzis z Moim, bo przyjechał do mnie no i mu to powiedziałam, jest szczęśliwy, ja też a to chyba najważniejsze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a jaaaaaaa
witam zagubiona onaaa! A co ustaliliscie w kwestii mieszkania?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie wiem sama.......
no jak na razie będziemy tam u góry mieszkać u jego rodziców, wgl planujemy zaręczyny, tzn oficjalne bo pierścionek już mam teraz wizyta u moich rodziców hehe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona onaaa
Kto się podszywa? Co do kwestii mieszkania to nie rozmawialiśmy o tym tak dokładnie jeszcze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie wiem sama.......
on chce mieć dwie żony na tom gospadarke hashahaha Ja mu nie starcze ma 2000 arów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona onaaa
Nie wiem sama o co Ci chgodzi? Fakt nie jesteśmy zaręczeni ale planujemy to za kilka tygodni więc proszę odczep się, to nie ten temat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie wiem sama......
hahahahahahah dziewczyna rolnika jakie to słodziutke :P krowy doic a nie na forukm siedziec!@!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubiona onaaa
miło było poznać a teraz już sobie daruj, ja jestem dumna z mojego chłopaka!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ha ha ha ha ha
jesteś głu****a i tyle.... krowy i świnie idź oprzątać a nie w pracy siedzisz. Twój chłop pewnie nieźle teraz musi się napracować w tym gospodarstwie a Ty siedzisz sobie w biurze.... żalllllll

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kjashfkjasgfiasf
popieram osobę wyżej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam dziewczyny, a w szczególności Ty Zagubiona! Od prawie roku mam chłopaka Pawła. Poznaliśmy się na imprezie w akademiku. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Paweł jest chłopakiem z gospodarstwa- 50 hektarów i jakieś 50 krówek mięsnych. Zawsze przystojny, czysty, pachnący, szarmancki i czarujący, kulturalny i romantyczny, łagodny, uczciwy, rozrywkowy i świetny tancerz, pracowity, samodzielny, opiekuńczy i pomocny, inteligentny, bardzo rozważny, umiejący rozmawiać i iść na kompromis...po prostu IDEAŁ!!!!!!!!!!!!!!!!! Nie przeszkadzało mi to, że jest ze wsi i dalej mi nie przeszkadza. Z resztą może i ja jestem z miasta(a raczej z miasteczka), ale też muszę czasem ciężko pracować- mamy duży ogród i piec centralny, a brata brak, stąd też z ojcem cały rok walczymy z drewnem na opał. Ale do rzeczy... ..nasz związek jest już dość zaawansowany, jesteśmy na etapie planów na przyszłość. Paweł studiuje dziennie rolnictwo, bo zawsze marzył, aby ojciec przepisał mu gospodarstwo. Ma jednak o rok młodszego brata, który też studiuje rolnictwo, ale zaocznie, a w tygodniu pomaga rodzicom w gospodarstwie(a raczej robi na nim prawie wszystko). Ma też rok starszą siostrę(pracująca) i 5 lat młodszą(ucząca się) Paweł studiuje dziennie bo chciał się wyrwać spod reżimu ojca i aby poznać trochę innego życia- przez to przez dłuższy czas był traktowany jak czarna owca(że mało pomaga- wiadomo). Nigdy nie było powiedziane, ale raczej pewnym było, że gospodarstwo dostanie jego brat. Zresztą Paweł nie oczekiwał niczego innego po swojej " ucieczce", jednak nigdy nie ukrywał, że marzy o byciu gospodarzem. Ja nie mam nic przeciwko mieszkaniu na wsi, kocham tę ciszę i czyste powietrze, niezależność i spokój. Mieliśmy wspólnie piękne plany: Paweł "gospodarzy", a ja spełniam się zawodowo, a po pracy i w urlopie pomagam w lekkich pracach. Dom będzie prowadzić jego mama(zresztą bardzo sympatyczna kobieta), a gdy już nie będzie mogła to ja ograniczę pracę zawodową, aby z czasem z niej zrezygnować na rzecz domu:)- tak planował mój ukochany... po pół roku związku pierwszy raz pojechałam do niego na weekend, piękny, duży dom, zabudowania, wszędzie czyściutko, posiadłość na własnej ziemi i w ogóle...raj. Gdy tylko przekroczyliśmy próg jego domu Paweł przeszedł metamorfozę...przestał na mnie patrzeć, od razu przebrał się w robocze ciuchy i poleciał coś robić bez pożegnania, na 2h zostawił mnie z całkowicie obcą kobietą- swoją mamą. Czułam się strasznie, miałam wrażenie, że jej przeszkadzam, ale była na tyle miła, że nie dała mi tego odczuć. Potem był obiad- poznałam Pawła brata i ojca, od których usłyszałam do końca dnia "dzień dobry", potem znowu polecieli coś robić. Cały dzień krzątałam się bez sensu, patrząc na Pawła jak na całkiem obcą osobę, bo taki właśnie był- nie uśmiechał się, przy jedzeniu milczał, traktował mnie jak powietrze.. zresztą jak wszyscy. Kiedy wieczorem wróciły jego siostry to też tylko się ze mną przywitały, a potem poleciały plotkować z mamą do kuchni, ja siedziałam sama w pawła pokoju patrząc w okno. Jak wrócił to głupio pytał co się stało i w ogóle, a jak mu powiedziałam jak się czuję to powiedział, że ostrzegał mnie, że w domu jest inny... Byłam zdruzgotana, ale powiedziałam sobie, że przeżyje ten weekend i że na pewno będzie lepiej, potem jeszcze domownicy zamienili ze mną kilka słów, paweł oprowadził po gospodarstwie, poszłam z nimi nawet na obrządek i wróciliśmy razem do akademika. Po poważnej rozmowie paweł przyznał mie się, że w domu już taki jest, a w akademiku naprawdę czuje, że żyje i tylko poza domem może naprawdę być sobą. Zaakceptowałam to, ale postanowiłam robić wszystko, zeby jego rodzice mnie polubili. Po dwóch miesiącach pojechałam tam znowu- było tycio lepiej, ale dalej czułam się jak intruz. W międzyczasie Paweł opowiadał co myśli o mnie jego rodzina..często całkowicie nieświadomie ukazując mi, że raczej mnie nie akceptują... Było to dla mnie bardzo przykre, przecież tak się starałam, gotowałam mu, wyprawiałam go jak żona na różne wycieczki czy terenówki, jak robiłam sobie pranie to brałam też jego rzeczy, goniłam do nauki, dbałam o niego, szanowałam...wszystko z miłości. Paweł podobno też bardzo zmienił się pod moim wpływem i chyba dlatego jego rodzina mnie nie lubi- twierdzą, ze zrobiłam z niego pantofła, a to nieprawda! My po prostu wzajemnie się szanujemy. Niedawno byłam na 3 tygodniowych praktykach w miejscowości obok której paweł mieszkał. Mieszkałam u cioci 2km od pawła domu. Akurat trafiło na żniwa. Do fabryki jechałam na 6stą rano- trzeba było wstać o 5tej, uszykować się i naparzać 5 kilometrów do zakładu, tam 8 godzin pracy i rowerem z powrotem. Często tylko brałam rzeczy na przebranie i jechałam do pawła, coś tam zjadłam i leciałam do pomocy- podjeżdżałam przy zbieraniu słomy, rozładowywałam słomę(masaaakra...), zwalałam dmuchawą zboże z przyczepy, hakałam zielsko w hektarach cebuli, pomagałam przy bydle, w kuchni, w ogrodzie..wszystko z uśmiechem na twarzy. Oczywiście nikt mnie tam mocno nie wykorzystywał, zawsze byli wdzięczni za pomoc i w trakcie pracy nawet całkiem mili. Przez ten czas przekonałam do siebie Pawła młodszą siostrę, mamę i brata. Ojciec i starsza siostra(która zresztą ma paskudny charakter) to cięższa sprawa. Polubili mnie nawet ich pracownicy i znajomi. Wiem, że strasznie się rozpisałam i pewnie nie każdy przyczyta do końca, ale to jest Moja Kochana Zagubiona potrzebne, abyś nad pewnymi rzeczami się zastanowiła(nie mówię, żebyś utożsamiała moją sprawę ze swoją- po prostu myśl). Generalnie paweł miał zamiar po obronie inżyniera przejść na studia zaoczne, iść do pracy i zarobić na pierścionek i choć część kosztów wesela, bo resztę dadzą mu rodzice. Wszystko extra, ale.. Tato pawła ostatnio szczerze z nim porozmawiał. Ogólnie wyszło, że to CHYBA Paweł jednak zostanie na gospodarstwie, bo drugi brat nie przejawia do tego takiej miłości jak on... Paweł jest szczęśliwy, ja też byłam bo w końcu mój ukochany o tym marzył, a i ja nawet chciałabym mieszkać w takim pięknym miejscu:) Ale odkąd paweł rozmawiał z ojcem stał się troszkę obcy, mniej do mnie dzwonił( bo już wróciłam po praktykach do domu- 100km od niego), nie mówił mi jak zwykle czułości, od razu wyczułam, że coś nie tak:( W ten weekend byliśmy u mnie razem na weselu, w wolnej chwili wyjaśnił mi o co chodzi: Jego ojciec próbuje mu "uświadomić", że ja "nie nadaję się na gospodarstwo"...oczywiście on twierdzi, że się nie wtrąca i że Paweł sam wybierze sobie żonę, ale tak naprawdę po prostu oni mnie tam nie chcą.. Nie wiedziałam dlaczego- przecież jestem zaradna i pracowita, nie zadzieram nosa, umiem się zachować i w ogóle..myślałam, że jest już dobrze, ale chyba nie. wczoraj paweł uświadomił mi o co chodzi, chociaż tak naprawdę spodziewałam się tego i tylko kwestią czasu było kiedy mi to powie. Jego rodzice żyją ze sobą 25 lat, razem zbudowali i prowadzą to gospodarstwo, pani krysia(mama) nigdy nie pracowała, od zawsze prowadzi dom i pracuje na równi z mężem i synami... Oni po prostu chcą dla swojego syna takiej kobiety jak jego mama, która CAŁKOWICIE poświęci się gospodarstwu, a najlepiej jeszcze, żeby była "swoja" czyli też z gospodarstwa i "swoje" wniosła, czyli nie była biedna( tego mi już paweł nie mówił, ale taka jest mentalność dużych gospodarzy). I tu pojawił się nasz problem. Paweł ma świadomość, że nie studiuję tak ciężkiego politechnicznego kierunku po to, żeby wywalać gnoje i piec ciasta, a ja wiem, że nie każe poświęcić swojego szczęścia człowiekowi, którego kocham najbardziej na świecie i nie zmuszę go do pracy w mieście. Gdy o tym rozmawialiśmy to wylałam chyba litr łez, pierwszy raz doprowadził mnie do płaczu, zresztą sam też płakał, bo tego konfliktu nie da się rozwiązać bez poświęcenia marzeń któregoś z nas. Paweł twierdzi, że dopiero teraz zrozumiał, że nie chce, żebym w ogóle szła do pracy, że mylił się w tym co mówił- że chce, żebym zarabiała, spełniała się zawodowo i pomagała mu tylko w drobnych pracach...chce takiej żony, jak jego mama..i powiedzmy sobie szczerze takiej, która zadowoli jego rodziców, żeby mu to gospodarstwo na pewno przepisali.... Zrozumieliśmy, że jedynym rozwiązaniem jest rozstanie... W trakcie naszej rozmowy zaproponowałam, że ok- nie pójdę nigdzie do pracy na etat, ale że będę mogła mieć chociaż gabinet w domu, mogę robić jakieś projekty na zamowienie( po prostu, żeby 5 lat mojej ciężkiej nauki nie poszło na marne i żebym miała choć namiastkę spełnienia swoich marzeń...)Wyobraźcie sobie, że on się nie zgodził...Nie powiedział "nie", ale że się jeszcze zastanowi... Powiedział, że ona naprawdę chce kobietę, która pokocha to tak jak on i wszystko rolnictwu poświęci, że nie będzie myśleć o niczym innym... Wtedy już przestaliśmy być równo nieszczęśliwi...Przeżyłam szok..............byłam gotowa oddać mu siebie za drobną namiastkę spełnienia moich marzeń, a on prawie tym wzgardził...... Tymczasem jesteśmy osobno, jutro jedziemy ze znajomymi nad morze i jeszcze mamy rozmawiać.. Ja ciągle chodzę i płaczę..nic nie mówię rodzicom, bo zawsze mnie przed tym przestrzegali- nigdy nie wierzyli do końca w to co paweł mi obiecywał- że będę mogła pracować, że tylko pomogę itp..teraz się wstydzę przyznać i cierpię w samotności... Jeśli on nie przyjmie mojej propozycji to najprawdopodobniej nie poradzę sobie z tym i zrobię sobie krzywdę, miejmy tylko nadzieję, że skutecznie.. Jeśli ktoś to przeczytał to fajnie, proszę o słowa pocieszenia i, jeśli to w ogóle jest jeszcze do odratowania to proszę też o radę. A ty Zagubiona lepiej upewnij się czy Twój kochany na pewno wie czego chce i czy jest z Tobą do końca szczery.. Powodzenia i pozdrawiam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam dziewczyny, a w szczególności Ty Zagubiona! Od prawie roku mam chłopaka Pawła. Poznaliśmy się na imprezie w akademiku. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Paweł jest chłopakiem z gospodarstwa- 50 hektarów i jakieś 50 krówek mięsnych. Zawsze przystojny, czysty, pachnący, szarmancki i czarujący, kulturalny i romantyczny, łagodny, uczciwy, rozrywkowy i świetny tancerz, pracowity, samodzielny, opiekuńczy i pomocny, inteligentny, bardzo rozważny, umiejący rozmawiać i iść na kompromis...po prostu IDEAŁ!!!!!!!!!!!!!!!!! Nie przeszkadzało mi to, że jest ze wsi i dalej mi nie przeszkadza. Z resztą może i ja jestem z miasta(a raczej z miasteczka), ale też muszę czasem ciężko pracować- mamy duży ogród i piec centralny, a brata brak, stąd też z ojcem cały rok walczymy z drewnem na opał. Ale do rzeczy... ..nasz związek jest już dość zaawansowany, jesteśmy na etapie planów na przyszłość. Paweł studiuje dziennie rolnictwo, bo zawsze marzył, aby ojciec przepisał mu gospodarstwo. Ma jednak o rok młodszego brata, który też studiuje rolnictwo, ale zaocznie, a w tygodniu pomaga rodzicom w gospodarstwie(a raczej robi na nim prawie wszystko). Ma też rok starszą siostrę(pracująca) i 5 lat młodszą(ucząca się) Paweł studiuje dziennie bo chciał się wyrwać spod reżimu ojca i aby poznać trochę innego życia- przez to przez dłuższy czas był traktowany jak czarna owca(że mało pomaga- wiadomo). Nigdy nie było powiedziane, ale raczej pewnym było, że gospodarstwo dostanie jego brat. Zresztą Paweł nie oczekiwał niczego innego po swojej " ucieczce", jednak nigdy nie ukrywał, że marzy o byciu gospodarzem. Ja nie mam nic przeciwko mieszkaniu na wsi, kocham tę ciszę i czyste powietrze, niezależność i spokój. Mieliśmy wspólnie piękne plany: Paweł "gospodarzy", a ja spełniam się zawodowo, a po pracy i w urlopie pomagam w lekkich pracach. Dom będzie prowadzić jego mama(zresztą bardzo sympatyczna kobieta), a gdy już nie będzie mogła to ja ograniczę pracę zawodową, aby z czasem z niej zrezygnować na rzecz domu:)- tak planował mój ukochany... po pół roku związku pierwszy raz pojechałam do niego na weekend, piękny, duży dom, zabudowania, wszędzie czyściutko, posiadłość na własnej ziemi i w ogóle...raj. Gdy tylko przekroczyliśmy próg jego domu Paweł przeszedł metamorfozę...przestał na mnie patrzeć, od razu przebrał się w robocze ciuchy i poleciał coś robić bez pożegnania, na 2h zostawił mnie z całkowicie obcą kobietą- swoją mamą. Czułam się strasznie, miałam wrażenie, że jej przeszkadzam, ale była na tyle miła, że nie dała mi tego odczuć. Potem był obiad- poznałam Pawła brata i ojca, od których usłyszałam do końca dnia "dzień dobry", potem znowu polecieli coś robić. Cały dzień krzątałam się bez sensu, patrząc na Pawła jak na całkiem obcą osobę, bo taki właśnie był- nie uśmiechał się, przy jedzeniu milczał, traktował mnie jak powietrze.. zresztą jak wszyscy. Kiedy wieczorem wróciły jego siostry to też tylko się ze mną przywitały, a potem poleciały plotkować z mamą do kuchni, ja siedziałam sama w pawła pokoju patrząc w okno. Jak wrócił to głupio pytał co się stało i w ogóle, a jak mu powiedziałam jak się czuję to powiedział, że ostrzegał mnie, że w domu jest inny... Byłam zdruzgotana, ale powiedziałam sobie, że przeżyje ten weekend i że na pewno będzie lepiej, potem jeszcze domownicy zamienili ze mną kilka słów, paweł oprowadził po gospodarstwie, poszłam z nimi nawet na obrządek i wróciliśmy razem do akademika. Po poważnej rozmowie paweł przyznał mie się, że w domu już taki jest, a w akademiku naprawdę czuje, że żyje i tylko poza domem może naprawdę być sobą. Zaakceptowałam to, ale postanowiłam robić wszystko, zeby jego rodzice mnie polubili. Po dwóch miesiącach pojechałam tam znowu- było tycio lepiej, ale dalej czułam się jak intruz. W międzyczasie Paweł opowiadał co myśli o mnie jego rodzina..często całkowicie nieświadomie ukazując mi, że raczej mnie nie akceptują... Było to dla mnie bardzo przykre, przecież tak się starałam, gotowałam mu, wyprawiałam go jak żona na różne wycieczki czy terenówki, jak robiłam sobie pranie to brałam też jego rzeczy, goniłam do nauki, dbałam o niego, szanowałam...wszystko z miłości. Paweł podobno też bardzo zmienił się pod moim wpływem i chyba dlatego jego rodzina mnie nie lubi- twierdzą, ze zrobiłam z niego pantofła, a to nieprawda! My po prostu wzajemnie się szanujemy. Niedawno byłam na 3 tygodniowych praktykach w miejscowości obok której paweł mieszkał. Mieszkałam u cioci 2km od pawła domu. Akurat trafiło na żniwa. Do fabryki jechałam na 6stą rano- trzeba było wstać o 5tej, uszykować się i naparzać 5 kilometrów do zakładu, tam 8 godzin pracy i rowerem z powrotem. Często tylko brałam rzeczy na przebranie i jechałam do pawła, coś tam zjadłam i leciałam do pomocy- podjeżdżałam przy zbieraniu słomy, rozładowywałam słomę(masaaakra...), zwalałam dmuchawą zboże z przyczepy, hakałam zielsko w hektarach cebuli, pomagałam przy bydle, w kuchni, w ogrodzie..wszystko z uśmiechem na twarzy. Oczywiście nikt mnie tam mocno nie wykorzystywał, zawsze byli wdzięczni za pomoc i w trakcie pracy nawet całkiem mili. Przez ten czas przekonałam do siebie Pawła młodszą siostrę, mamę i brata. Ojciec i starsza siostra(która zresztą ma paskudny charakter) to cięższa sprawa. Polubili mnie nawet ich pracownicy i znajomi. Wiem, że strasznie się rozpisałam i pewnie nie każdy przyczyta do końca, ale to jest Moja Kochana Zagubiona potrzebne, abyś nad pewnymi rzeczami się zastanowiła(nie mówię, żebyś utożsamiała moją sprawę ze swoją- po prostu myśl). Generalnie paweł miał zamiar po obronie inżyniera przejść na studia zaoczne, iść do pracy i zarobić na pierścionek i choć część kosztów wesela, bo resztę dadzą mu rodzice. Wszystko extra, ale.. Tato pawła ostatnio szczerze z nim porozmawiał. Ogólnie wyszło, że to CHYBA Paweł jednak zostanie na gospodarstwie, bo drugi brat nie przejawia do tego takiej miłości jak on... Paweł jest szczęśliwy, ja też byłam bo w końcu mój ukochany o tym marzył, a i ja nawet chciałabym mieszkać w takim pięknym miejscu:) Ale odkąd paweł rozmawiał z ojcem stał się troszkę obcy, mniej do mnie dzwonił( bo już wróciłam po praktykach do domu- 100km od niego), nie mówił mi jak zwykle czułości, od razu wyczułam, że coś nie tak:( W ten weekend byliśmy u mnie razem na weselu, w wolnej chwili wyjaśnił mi o co chodzi: Jego ojciec próbuje mu "uświadomić", że ja "nie nadaję się na gospodarstwo"...oczywiście on twierdzi, że się nie wtrąca i że Paweł sam wybierze sobie żonę, ale tak naprawdę po prostu oni mnie tam nie chcą.. Nie wiedziałam dlaczego- przecież jestem zaradna i pracowita, nie zadzieram nosa, umiem się zachować i w ogóle..myślałam, że jest już dobrze, ale chyba nie. wczoraj paweł uświadomił mi o co chodzi, chociaż tak naprawdę spodziewałam się tego i tylko kwestią czasu było kiedy mi to powie. Jego rodzice żyją ze sobą 25 lat, razem zbudowali i prowadzą to gospodarstwo, pani krysia(mama) nigdy nie pracowała, od zawsze prowadzi dom i pracuje na równi z mężem i synami... Oni po prostu chcą dla swojego syna takiej kobiety jak jego mama, która CAŁKOWICIE poświęci się gospodarstwu, a najlepiej jeszcze, żeby była "swoja" czyli też z gospodarstwa i "swoje" wniosła, czyli nie była biedna( tego mi już paweł nie mówił, ale taka jest mentalność dużych gospodarzy). I tu pojawił się nasz problem. Paweł ma świadomość, że nie studiuję tak ciężkiego politechnicznego kierunku po to, żeby wywalać gnoje i piec ciasta, a ja wiem, że nie każe poświęcić swojego szczęścia człowiekowi, którego kocham najbardziej na świecie i nie zmuszę go do pracy w mieście. Gdy o tym rozmawialiśmy to wylałam chyba litr łez, pierwszy raz doprowadził mnie do płaczu, zresztą sam też płakał, bo tego konfliktu nie da się rozwiązać bez poświęcenia marzeń któregoś z nas. Paweł twierdzi, że dopiero teraz zrozumiał, że nie chce, żebym w ogóle szła do pracy, że mylił się w tym co mówił- że chce, żebym zarabiała, spełniała się zawodowo i pomagała mu tylko w drobnych pracach...chce takiej żony, jak jego mama..i powiedzmy sobie szczerze takiej, która zadowoli jego rodziców, żeby mu to gospodarstwo na pewno przepisali.... Zrozumieliśmy, że jedynym rozwiązaniem jest rozstanie... W trakcie naszej rozmowy zaproponowałam, że ok- nie pójdę nigdzie do pracy na etat, ale że będę mogła mieć chociaż gabinet w domu, mogę robić jakieś projekty na zamowienie( po prostu, żeby 5 lat mojej ciężkiej nauki nie poszło na marne i żebym miała choć namiastkę spełnienia swoich marzeń...)Wyobraźcie sobie, że on się nie zgodził...Nie powiedział "nie", ale że się jeszcze zastanowi... Powiedział, że ona naprawdę chce kobietę, która pokocha to tak jak on i wszystko rolnictwu poświęci, że nie będzie myśleć o niczym innym... Wtedy już przestaliśmy być równo nieszczęśliwi...Przeżyłam szok..............byłam gotowa oddać mu siebie za drobną namiastkę spełnienia moich marzeń, a on prawie tym wzgardził...... Tymczasem jesteśmy osobno, jutro jedziemy ze znajomymi nad morze i jeszcze mamy rozmawiać.. Ja ciągle chodzę i płaczę..nic nie mówię rodzicom, bo zawsze mnie przed tym przestrzegali- nigdy nie wierzyli do końca w to co paweł mi obiecywał- że będę mogła pracować, że tylko pomogę itp..teraz się wstydzę przyznać i cierpię w samotności... Jeśli on nie przyjmie mojej propozycji to najprawdopodobniej nie poradzę sobie z tym i zrobię sobie krzywdę, miejmy tylko nadzieję, że skutecznie.. Jeśli ktoś to przeczytał to fajnie, proszę o słowa pocieszenia i, jeśli to w ogóle jest jeszcze do odratowania to proszę też o radę. A ty Zagubiona lepiej upewnij się czy Twój kochany na pewno wie czego chce i czy jest z Tobą do końca szczery.. Powodzenia i pozdrawiam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
z tym i zrobię sobie krzywdę, miejmy tylko nadzieję, że skutecznie.. Jeśli ktoś to przeczytał to fajnie, proszę o słowa pocieszenia i, jeśli to w ogóle jest jeszcze do odratowania to proszę też o radę. A ty Zagubiona lepiej upewnij się czy Twój kochany na pewno wie czego chce i czy jest z Tobą do końca szczery.. Powodzenia i pozdrawiam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hmm co by tu
jak go kochasz to weźcie ślub i uciekajcie z gospodarki. dobrze ci radze. moi rodzice maja gospodarke. w wakacje to moja mama placze ze juz nie ma sił kostek z sianem podnosić czy ze słomą. słońce świeci a ona musi siedzieć na przyczepie i fure układać. a o tym że zawsze jest więcej opłat niż dochodów to już nie wspomne. 2000 zł wypłaty a 3000 zł opłat... to jest polska gospodarka. co z tego że masz własne podwórko czy ogródek. olej to! na gospodarce zniszczysz sobie życie! do nas przyjeżdżał pracować pewien chłopak który miał przejąć gospodarke po rodzicach. strasznie mi sie podobal. był przystojny ale nie miał dziewczyny. zaczeliśmy rozmawiać. zauważył to że wpadł mi w oko. ja też mu sie podobałam. powiedział że jestem fajną dziewczyną z która chciałby być ale nie chce mi zniszczyć życia tym że musiałabym pomagać mu w gospodarce bo on wie jak jest ciężko, ja też wiem. mama mi powtarzała: żeby tylko nie spodobał ci sie żaden rolnik bo zniszcze sobie życie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×