Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

budząc się

Bóg jest lepszy od LSD

Polecane posty

Gość Jestem Bogiem-to najmadrzejsza
pod nowym nickiem :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chłop 100%
Co panienki widać się obruszyły :DWłaśnie najgorsze są te mądralińskie co wszystkie rozumy pozjadały:D Najczęściej to porzucone kobity, bo żaden z taką nie wyrobi:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pierwszą, najważniejszą w tym kontekście prawdą dla chrześcijanina jest to, że Bóg pragnie zbawienia każdego człowieka. By to osiągnąć posłał nawet swojego Syna na świat. Ale Bóg niczego nie robi wbrew człowiekowi. Jeśli ktoś chce, może Bożą miłość odrzucić. To nie jest żadna kara. To wybór człowieka, który nie chce zbawczej pomocy Boga. Jak do tego może dojść? Można chyba wyróżnić dwa rodzaje grzechów: te wynikłe ze słabości i te będące skutkiem złej woli. Proszę zwrócić uwagę, że teologia moralna mówiąc o grzechu ciężkim zwraca uwagę na fakt, ze musi to być czyn dokonany świadomie i dobrowolnie. Nie zawsze potrafimy to w pełni ocenić. Być może dobry Bóg nawet na to, co uważamy za czyn dobrowolny, spojrzy nieco łaskawiej. On zna serce człowieka. Wie jakie ewentualne rany spowodowały, że wybiera zło. Jednocześnie jednak nie sposób wykluczyć, że człowiek może także wybrać zło w sposób zupełnie świadomy i dobrowolny. Wybierając w ten sposób opowiada się przeciwko Bogu. Gdy w tej postawie trwa do końca życia, skazuje sie na wieczne potępienie. Boża karą jest to, ze przyjmuje on dobrowolny wybór człowieka. Ale nie można mówić z tego powodu, ze jest zły. Człowiek do ostatniego tchnienia może wybierać... Dlaczego Bóg nie odsunął od nas wszelkiego zła? Pewnie dlatego, byśmy nie narzekali, jaką to krzywdę nam robi. Dziś ludzie często narzekają, ze przykazania ich wiążą. Tego chyba właśnie Bóg chciał uniknąć. Chciał, byśmy naprawdę kochali dobro, a nie narzekali, ze Bóg nas ogranicza i coś cennego przed nami ukrywa... Czy tak robi dobry rodzic? Oczywiście. Kiedy domowy tyran tylko zabrania i zabrania, niczego nie osiąga. Dziecko przy pierwszej okazji zechce zakosztować zakazanego owocu. Trzymanie go z dala od zła na siłę tylko wzmaga w nim poczucie krzywdy.... marz pytania o boga zapytaj http://zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/848fd

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry :) Nikt nie wybiera zła świadomie i dobrowolnie. To zawsze wynika z ignorancji. Na najgłębszym poziomie jest tak, że wszyscy jesteśmy zjednoczeni, jesteśmy tak naprawdę jedną Istotą. To oznacza, że krzywdzenie innych jest krzywdzeniem siebie. Jest tak w bardzo dosłownym sensie. Świat jest zasłoną, która uniemożliwia zobaczenie tego. Dlatego wydaje się, że są jacyś inni. Tylko ta zasłona niewiedzy umożliwia wybór czynienia zła. Dlatego nie można powiedzieć, że ktoś świadomie wybiera zło. W drodze do Boga to jest coraz wyraźniejsze. M.in. z tego powodu świadomi ludzie nie krzywdzą innych, bo wiedzą, a nawet czują to, czasami bardzo dotkliwie, że w ten sposób krzywdzą siebie samych. Dlatego rozwój duchowy to w istocie rozwój świadomości. Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość promyk..
budząc sie-- a jak wyjasnic bratu, ze w zyciu niema przypadkow, on twierdzi, ze czasem cos jest konsekwencja naszych dzialan a czasem jest przypadek, ze on nie ma wplywu np na to by ceny byly tansze itp. twierdzi, ze jesli nie ma jak wg mnie przypadku to jest przeznaczenie, ktore kojarzy mu sie z nic nie robieniem bo po co skoro kazdy ma cos z gory ustalone.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej hello :) Patrząc na listę postów przypomniała mi się pewna historia o liczbie 666, która jak wiadomo symbolizuje bestię z Apokalipsy Św. Jana, przeczytana jakiś czas temu w książce o kabale. Jedną z podstawowych metod interpretacji świętych pism przez kabalistów była gematria. Polega ona na przypisywaniu wartości liczbowej znakom alfabetu, co pozwala nadawać wartość liczbową poszczególnym słowom. Następnie interpretując dany fragment tekstu kabaliści szukali słów o podobnych czy zbliżonych wartościach i w ten sposób szukali ukrytego znaczenia tekstu. Dlatego kabaliści nie byli kochani przez ortodoksów, bazujących na dosłownej interpretacji. W książce „Opowieści Zoharu. O Kabale i Zoharze, Ireneusza Kani, znaleźć można ciekawy fragment dotyczący interpretacji Nowego Testamentu metodą gematryczną. Kim, czym jest bestia z Apokalipsy? Jak wskazuje I. Kania, Prof. Wierciński ustalił, że Biblii hebrajskiej wartości gematrycznej 666 odpowiada tylko jedno słowo „jitron, oznaczające: „zysk handlowy, korzyść, pożytek. Dokładnie tak. Nie przywiązuję nadmiernej wagi do świętych pism i ich interpretacji, ale ta historyjka o analizie NT podoba mi się bardzo. Rozumiem ją tak, że szatan to dążenie w człowieku do własnej korzyści, do własnego zysku szeroko rozumianego, nie tylko jako zysku pieniężnego. W takim ujęciu ta interpretacja jest doskonale zgodna z tym co już w tym topiku było wielokrotnie wskazywane: szatan to nasze własne ego, to nasze dążenie do własnej korzyści, to horyzont widzenia, którego najdalszy punkt wyznacza czubek własnego nosa. Czterech jeźdźców apokalipsy od dawna gości na Ziemi, od dawna, bez wytchnienia przemierzają ją ze wschodu na zachód, z zachodu na wschód, z północy na południe i z powrotem. Ich imiona to: Chciwość, Pożądanie, Gniew i Ignorancja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Napisales, ze wszyscy jestesmy tak naprawde jedna isota. W pierwszym momencie przeleciala mi przez glowe mysl...a co z moim ja, z moja odrebnoscia, osobowoscia, nie bedzie tego? skoro wszyscy bedziemy jednym? I potem olsnienie - cz to nie jest wlasnie ego? to moje poczucie odrebnosci, to, ze ktos sobie mysli ale jestem fajny, ale mam zajeb... osobowosc, jestem taki siaki i owaki - czyli zaczynam sie porownywac do innych, jestem lepszy od kogos bo... lub gorszy bo...itd. Ile razy sobie myslimy: jestem super bo mam swoj styl, bo slucham takiej muzyki i ubieram sie tak czy siak i chodze na wernisaze, albo robie swietne zdjecia moja najnowsza lustrzanka... tylko, ze to zawsze jest kosztem innych. Bo inni tego czy tamtego nie robia, nie znaja sie, nie umieja, a ja owszem a ja tak:) Bo jak sie sami wsadzamy do szuflady to robimy to tez z innymi. Ale kurcze - kazdy to ma - to poczucie wyjatkowosci i odrebnosci - to moje nienaruszalne, niedotykalne, obrazalskie, wychuchane a czasem skromniutkie, biedniutkie JA. Czy nie od tego wszystko sie zaczelo? Od mysli, ze chce byc samodzielna, odrebna, oryginalna, niepowtarzalna jednostka? Tak sobie mysle, ze zdanie sobie z tego sprawy to pierwszy krok do zdemaskowania ego. Ale idac za tym torem myslenia, staje sie dla mnie tez jasne, co ostatnio przeczytalam. Wystarczy jeden oswiecony, jeden przebudzony aby zbawic cala ludzkosc (Skoro jestesmy jedna istota). Czy moze cos przekrecilam Budzac sie? jezeli tak to prosze o wprowadzenie poprawek, ew. o dalsze wyjasnienie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry Promyku..:) Można to wyjaśnić na kilka sposobów. (1) Brak przypadku absolutnie nie oznacza istnienia przeznaczenia i determinizmu. Jeśli ktoś postrzega przypadek, to oznacza, że nie widzi ukrytego związku przyczynowo-skutkowego, nie rozumie jak działa świat. Kwestia związku przyczynowo-skutkowego jest zresztą dość ciekawa. Ludzie widzą niemal we wszystkim związek przyczynowo-skutkowy oprócz jednej, jedynej rzeczy: moralności. To zadziwiające! W tym jednym przypadku ludzie uznają, że dobro nie zawsze musi wywoływać dobro, a "zło" może być nagrodzone zyskiem. To jest właśnie ignorancja. Podam bardzo, bardzo uproszczony, nawet nieco dzicinny przykład, by troszkę lepiej zrozumiec istotę tego związku. Załóżmy, że jakiś gniewny pan, zarozumiały i agresywny idzie ulicą. Wpada na niego jakaś osoba, przez roztargnienie niszczy mu garnitur. Człowiek jest pieniaczem i każe sobie płacić odszkodowanie, pomimo że jest zamożny. Osoba, która wpadła na aroganta, była akurat zamyślona o pracy swojej siostry w hospicjum i o tym co od niej usłyszała. Konieczność zapłaty załóżmy kilkuset złotych jest dla niej bardzo niekorzystna, gdyż zarabia dość mało i ma dziecko. Jej mąż jest technikiem, który pracuje w drogownictwie. Wpada w przygnębienie, bo brak kilkuset złotych w budzecie oznacza duże problemy. W efekcie w pracy następnego dnia nadzorując odbiór techniczny drogi nie zauważa kilkucentymetrowego występu. Po paru dniach człowiek od garnituru ma w tym miejscu wypadek, gdy trzyma kierownicę jedną ręką, wściekając się na swą żone przez telefon. Niedoróbka w drodze jest języczkiem u wagi, który przesądza o utracie kontroli nad samochodem. Znajomi kierowcy mówią o pechu, o przypadku, o złej jakości dróg, itd. Ktoś może powiedzieć, że jesli nie ma przypadku, to oznacza to, że los kierowcy był zdeterminowany. Nie, los każdego człowiek to konsekwencja jego wyborów w dokonywanych w życiu, cały czas, dosłownie w każdej minucie. (oczywiście zdezrenie na ulicy tez nie jest przypadkiem!) W tym przykładzie, wyssanym z palca, chodzi mi tylko o unaocznienie jak bardzo nie rozumiemy rzeczywistych konsekwencji naszych działań. Nie rozumiejąc wymyślamy takie pojecia jak "przypadek", "pech", by jakoś oswoić rzeczywistość i przede wszystkim by nie zacząć zadawać istotnych pytań, by nie zacząć wracać do Boga, by nie spoglądac w głąb siebie. Bo przypadkiem można wyjaśnić dosłownie wszystko co się chce, nie przejmując w ten sposób calkowitej odpowiedzialności za własne życie. Ceny moga wzrosnąć. Ktoś może nie mieć na to wpływu, ale w jego życiu, na które ma wpływ, wzrost cen może okazać się zupełnie bez znaczenia. Tak jest ze wszystkim. Wszystko, dosłownie wszystko co nas w życiu spotyka jest konsekwencją tego co myślimy o swiecie, o ludziach, co mówimy i jak działamy. (2) Można wyjaśnić to także inaczej. Bóg dał nam wolną wolę i umysł o nieskończonej mocy. Jesli w ramach wolnej woli chcemy wierzyć w przypadek, to dzięki mocy naszego umysłu ucieleśnimy tę wiarę i będziemy dostrzegać rzeczywistość, która jest rządzona przerz przypadek. Jak jednak Bóg mógłby stworzyć przypadek? Po co? Lub choćby dopuścić jego istnienia? Albo nie byłby wszechmocny, albo nie byłby miłujący. Nie byłby więc Bogiem. Dlatego przypadek istnieje tylko dla tych osób, które nie rozumieją rzeczywistych związków przyczynowo-skutkowych i nie rozumieją mocy własnego umysłu. Rozwijając swiadomość zaczynamy widzieć wyraźnie, że nie ma przypadku, widzimy to także czy raczej przede wszystkim we własnym życiu. Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W drodze do Boga :) Nie jestem mistrzem ani nauczycielem, ani żadnym guru, więc mogę tylko powiedzieć czy zgadzam się z tym co napisałaś czy nie :) Tak zgadzam się. Super to ujęłaś. Esencja w niewielu słowach. Można to rozwinąć, sama możesz to zrobić, bo rozumiesz to o czym piszesz. Słyszę wyraźnie, że rozumiesz. Nie piszesz, bo gdzieś przeczytałaś o ego. Rozumiesz. Może rozwiń to? Jeśli masz ochotę :) Powiedz mi czy rozumienie nie jest cudem? Czy nie jest cudem przemiana od wątpliwości i nierozumienia do rozumienia? Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie traktuje cie jako Guru ale jako osobe, ktora wie wiecej niz ja. a pytanie dotyczylo ostatniego zdania. Sprecyzuje: Czy to faktycznie tak jest, ze jedna jedyna oswiecona osoba moze zbawic cala ludzkosc?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agataa..
budzac sie--> jesli swiat jest zaslona to dlaczego ja kiedy nie bylam jeszcze tego swiadoma nie potrafilam pojsc do sklepu i ukrasc cos lub pobic kogos, lub przeklinac kogos? dlaczego ktos inny mogl to zrobic z premedytacja? czy juz wtedy bylam w jakis sposob oswiecona? nie wiem czy nie plotę ale mam nadzieje ze pi razy oko rozumiesz co mam na mysli i jesli mam dzisiaj tą wiedze to jak zyc jesli np zalezy mi na czyms i jesli nie bede ropychac sie lokciami, walczyc o to, to tego nie zdobęde? potem tylko bede wysluchiwac rodzicow ze nie umiem o siebie zawalczyc, ze jestem nieporadna, ze trzeba byc twardym itp. jak sobie radzic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W drodze do Boga :) Tak wierzę w to zupełnie. Oczywiście przed dokonaniem musi byc zawsze wiara. Wierzę w to m.in. dlatego, że widzę jak moje zmiany, choć dalekie wciąż od oświecenia, wywyołują zmiany w otaczającej mnie rzeczywistości. Jest więc dla mnie oczywiste, że całkowicie oświecona osoba mogłaby zmienić cały świat. Obojętne jest kto będzie tym oświeconym. Oświecony człowiek nie będzie też tego widział w ten sposób, że oto on wspaniały i oswiecony zbawia świat. Po pierwsz będzie rozumiał, że zbawiając swiat zbawia samego siebie. Po drugie będzie też miał głęboką świadomość, że to w istocie Bóg oświecił i jego i świat i że to inni go oświecili, że bez innych nic nigdy by nie zrozumiał. To jest cud Boskich praw, wolnych od idei ego. Zniknie wtedy czas i będzie jasne, że wszyscy oświecili siebie i świat, że każdy doskonale wypełnił swą rolę. I wrócimy do naszej Jedności. Nie będzie żadnej inności. Dlatego gdy rozumie się tą ideę poprawnie, nie ma w niej nic megalomańskiego. Możesz Ty być zbawicielem świata. W istocie chodzi o to byś zechciała nim zostać. To jest szaleństwem, jeśli przylepia się do tej idei ego. To jest miłością, jesli to jest wolne od ego. Bo dążąc do oświecenia świata, chcesz po prostu zobaczyć zapomnianą prawdę, że każdy jest i zawsze był miłością, i chcesz by ta miłość była widziana, znana, odczuwana. Pragniesz by każdy był szczęśliwy, spełniony, radosny i sama taka chcesz być. Co może chcieć widzieć miłość wszędze wokół? Czy chciałaby widzieć cokolwiek innego niż miłość? Miłość nie byłaby miłością, gdyby chciała widzieć wokół choćby troszkę nienawiści, choćby troszkę niechęci, chocby troszke smutku. W swym sercu w istocie więc jestes już zbawicielką świata :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Agataa..:) Każdy jest oświecony. To otaczająca nas iluzja nie pozwala tego dostrzec. Każdy może jednak bardziej lub mniej ukrywać sam przed sobą prawdę. Z tego pwodu widziane są pozorne różnice, że jedni są gorsi, a inni lepsi. Gdy dostrzeżesz równość wszystkich, nie będziesz widziała lepszych i gorszych tylko chwilowo mniej lub bardziej pograżonych we śnie. Oświecona istota będzie zaś widziała tylko oświeconych. Nie zakryłaś prawdy w sobie tak bardzo, by wierzyć, że kradzież, czy bicie innych może Co coś dać, nie widziałaś w tym wartości. Bardziej pogrążen w halucynacjach myślą, że to cos im da. Zastanów się na czym Ci zależy. Nie musisz rozpychać się łokciami. Tylko ego to robi. To co wyrwiesz ze świata poprzez rozpychanie się łokciami, na końcu skrzywdzi Cię. Nie chciałabys tego. Nie oznacza to, że musisz rezygnować z czegoś. Możesz dostać wszystko bez rozpychania się. Istotne jest jednak co jest Twoim celem. Co Twoim zdaniem można dostac tylko przez rozpychanie się łokciami?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To co napisalam o ego to nic nowego ani odkrywczego.(no prosze jakie rymy :) ) Wszystko bylo juz wlasciwie powiedziane. Ale bylo to w pewien sposob odkrywcze dla mnie. Takie male olsnienie. Moze dlatego, ze jeszcze niedawno wydawalo mi sie, ze miec pomysl na siebie, bycie w jakis sposob oryginalnym czy w naszym mniemaniu "wyjatkowym" wydawalo mi sie calkiem ok. Gmatwalam sie, szukalam wlasnie... pomyslu na siebie. Myslalam ze jak bede robic to czy tamto, miec super prace, ekstra hobby to bedzie to w moim mniemaniu czyms fajnym. Bo bede sie w jakims stopniu wyrozniac. Ale to przeciez niemozliwe bez porownywania siebie z innymi. Jaka przebiegla sztuczka Ego! Tak naprawde jezeli ja poczuje sie w jakis sposob lepiej, bo robie to czy tamto, musze liczyc sie z tym, ze ktos przez to poczuje sie gorzej. Bliska mi osoba zadala mi pytanie. Czy jest wogole mozliwe nie myslenie w kategorii JA? no wlasnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no wlasnie, chodzi o cel. Jezeli ucze sie jezykow dlatego, bo zalezy mi bardzo zeby sie z kims dogadac to ok. Ale jezeli wykorzystuje to np. rozmawiajac w obcym jezyku przy kims, kto go nie rozumie i czerpie z tego satysfakcje to w tym momencie karmie tylko moje ego. Tak jest ze wszystkim. Dlatego jak dajesz jalmuzne to tak zeby prawa reka nie wiedziala co czyni lewa czy jakos tak to bylo, a jak sie modlisz to zamknij sie w malej izdebce a Bog ktory jest w ukryciu odda Tobie. Kazdy kto robi cos na pokaz otrzymal juz swoja nagrode - nakarmil swoje ego. ALe sie powymadrzalam. Myslalby kto ze taka madra jestem. Powtarzam tylko co juz poraz tysieczny. Spadam juz bo mi jeszcze ego urosnie. Interesuje mnie jeszcze jeden temat. Artysta - sztuka - ego. Ma ochote ktos rozwinac?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agataa..
budzac sie-- w sumie co zlego w tym, ze ktos mnie podziwia? przeciez to jest fajne uczucie ja np jestem niesmiala osoba i wlasnie nie umiem sie przebic w zyciu. chodzilo mi o to, ze boje sie zrobic krok do przodu, nie pracuje bo uwazam ze nie poradze sobie skoro do tej pory bylam odrzucana, nie radzilam sobie. dlatego mysle, ze przebojowosc pomaga w pracy, o to mi chodzilo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W drodze do Boga :) Jak ktoś to odkryje, to jest to także dla mnie odkrywcze, więcej nas jest mniej pogrążonych w iluzji :) Jeśli chodzi o pytanie. Myślenie rozumiane "llasycznie", jako proces fromułowania myśli, musi mieć podmiot, który myśli i to jest zawsze ja. W tym sensie nie można mysleć w kategorii nie-ja. Ale nawet w takim przypadku można akcent kłaść na ego lub nie na ego. Jesli akcent nie jest położony na ego, to zaczynamy myśleć w kategoriach my. Związek jest dobry do ćwiczenia tego. Można zacząć w związku mysleć głównie w kategoriach my. Mimo, że myśli podmiot "ja", to postrzega jako "my". A dalej, gdzie znikają słowa, pojawia się współodczuwanie, współpostrzeganie. Tu zaczyna się głębsze wykorzenianie ja. W tych przebłyskach innego "widzenia", które miałem, wciąż jest się jakby podmiotem, bo ma się byt, jest się bytem, ale kategoria "ja" jest kompletnie nieadekwatna. Nie ma doświadczeń ani słów, które pozwoliłyby to jakoś dobrze opisać, przez porównanie, odniesienie się do czegoś. Widzę jakby "odrębny" byt, ale odczuwam jego tożsamość ze "sobą". Traci sens myślenie "ja". Nie ma w ogóle słów. Jest raczej odczucie "wszystkości". To chyba nie jest zbyt jasne. Na razie kończę. Życzę Tobie i Wszystkim miłego popołudnia i wieczoru 🌼 Ale tu jest wielu "harcowników", do których i Ty przecież się zaliczasz. Może coś o tym napisze *free* albo ktokolwiek, kto ma jakieś przemyślenia lub doświadczenia. Wasze posty czytam z ogromna radością. Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czasem czytam,
zauważyliście że tu piszą i zadają pytania prawie same kobiety :O można wyciągniąć z tego wniosek jaki to już niech każdy sam sobie odpowie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ten ostatni sobot
bo to głupie pipy :D ChociaŻ to forum jest podobno dla bab :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ten ostatni piatek sobot
Ano :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ten ostatni czwartek
O kurwa co za rozmnoż. Znikajmy stąd bracia bo do reszty zbabiejemy :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość piatek sobota
:D ;) :) zagubione te kobity :D chlopa im brak :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ten ostatni czwartek
Widzę ciemność, ciemność widzę ;) :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry :) Agataa..:) Wrrrrrrrrr. Zżarło mi cały post (przez moją nieuważność) do Ciebie i muszę pisać jeszcze raz, wrrrrrrrr. Przebojowość i rozpychanie się łokciami to dwie różne rzeczy. Prawdziwa przebojowość to osiąganie wyznaczonych celów. Skuteczność w tym zakresie bierze się z rozpoznania własnej wartości i wiary w siebie, a nie z dawania innym kuksańców rozpychającymi się łokciami. Może czytałaś cały topik. Na samym początku pisałem o tym, że by poznać Boga musimy odprogramować swoje umysły. To dotyczy w istocie każdej zmiany siebie. Musimy pozbyć się negatywnych wdruków myślenia o sobie, o świecie i w zamian zainstalować nowe oprogramowanie. Dzieje się to i w pracy, której celem jest oświecenie umysłu i w pozbywaniu się nieśmiałości. Nieśmiałość bierze się z poczucia niskiej wartości. Można analizować w nieskończoność skąd wzięły się w nas takie a nie inne schematy myślenia i postępowania. To jednak niewiele daje w zmianie siebie. Może być ważne, ale dużo istotniejsze jest zaprogramowanie w sobie pozytywnych, dobrych wzorców myślenia o sobie i o świecie. Tym zajmuje się także programowanie neurolingwistyczne. Zapewniam Cię, że działa. Gdy jeszcze w Polsce nikt nie słyszał nawet o takim terminie, już to robiłem. Wiedziałem jaki nie chcę być i jak z grubsza chcę się zmienić. W tamtych czasach nie miałem zbyt wielu wskazówek, nie było dobrych książek i zmagałem się z tym w istocie sam. Pewnie dlatego zajęło mi tak dużo czasu to, co dzisiaj można robić wręcz o niebo szybciej. Kiedyś powszechna była opinia, także wśród psychologów, że nie można zmienić swego charakteru czy temperamentu (niestety wielu do dziś podziela to całkowicie błędne przekonanie). Nie wierzyłem w to. Byłem zdeterminowany. I choć nie zakończyłem pracy, to już wiem, że udało się. Na przykład kiedyś byłem okropnym nerwusem, byłem autorytarny, despotyczny. W skrajnych przypadkach, przekonany o swej racji i tępocie rozmówcy, potrafiłem w czasie rozmowy telefonicznej rzucić słuchawką telefonu o ścianę i uszkodzić przy okazji jakieś meble, kopiąc je nogą czy zadając ciosy pięścią. Dzisiaj jestem odbierany jako osoba pewna siebie, ale bardzo spokojna i opanowana. I w istocie jestem opanowany. W zasadzie w ogóle nie denerwuję się. To co robiłem było bardzo zbliżone właśnie do programowania neurolingwistycznego (NLP), choć nie miałem pojęcia o istnieniu takiej techniki. Wierzyłem, że mogę być inny, wyobrażałem sobie siebie jako niezwykle opanowanego człowieka, prawdziwą siłę spokoju w sobie. Itd., itp. Mogłem ja, możesz Ty. Wczoraj przed umówionym spotkaniem na mieście miałem trochę czasu i przeczesałem w dwóch księgarniach półki z książkami psychologicznymi. Znalazłem jedną, która może moim zdaniem Ci pomóc. To „Grunt to pewność siebie, autor Paul McKenna. Może wygląda jak tani poradnik o szczęściu, ale jest to prosty, przystępny podręcznik NLP. Wydawca to G+J. Jeśli nie znajdziesz w księgarniach czy w sieci, to spróbuj kupić bezpośrednio u wydawcy. Jeśli nie, to jest duża liczba książek o NLP. Jeśli uwierzysz w to i będziesz naprawdę chciała, to wiem że sama to książka pomoże Ci pozbyć się nieśmiałości. Jeśli nie, to możesz iść na jakiś trening NLP, albo na grupę psychologiczną, pracującą nad relacjami interpersonalnymi. Sądzę, że to przeszłość, ale z psychologią musisz uważać na to by nie wpaść w sidła jakieś starej szkoły psychologicznej, w której utkniesz w niekończących się analizach relacji z rodzicami, etc. To nie ma sensu. Oczywiście jeśli masz toksycznych rodziców, którzy wszczepili Ci niskie poczucie własnej wartości, to powinnaś mieć tego świadomość, by nie pozwolić na to by dalej podtrzymywali w Tobie ten negatywny schemat. Ale najistotniejsze jest przeprogramowanie, czyli to byś zrozumiała, że jesteś pewna siebie, tylko nie wiesz o tym, bo wierzysz w nieprawdziwe rzeczy na swój temat. Naprawdę od Ciebie zależy co dalej zrobisz ze swoim życiem. Możesz boleć nad swoją nieśmiałością i pogłębiać negatywny schemat myślowy. Po co, skoro możesz to zmienić? Musisz w zmianę włożyć trochę wysiłku. Zmiana nie dokona się sama z siebie. Uwierz, że można zmienić się dowolnie, można zmienić w sobie wszystko. Wiem, bo sam jestem takim dowodem i widzę to także w życiu wielu ludzi wokół. To Twój wybór. I pomyśl, że oboje będziemy robić to samo. Stosować NLP. Oświecanie umysłu, to przecież odprogramowywanie się, ale także programowanie, że można być doskonałym, dobrym, kochającym, itd. To co, bierzemy się do roboty?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Agataa..:) Jeszcze jeden przykład a propos pracy. Znałem dziewczynę, która pracowała w pracowni architektonicznej. Była to jej chyba druga praca po studiach. Trafiła na toksycznego kierownika. Mówił jej, że jest beznadziejna, robi błędy, itd. Dziewczyna była tak zestresowana, że nie była w stanie polepszyć swojej pracy i w sumie uwierzyła, że jest słaba. I to co robiła było rzeczywiście słabawe. Ale w pewnym momencie postanowiła zerwać z taką pracą. Rzuciła robotę. Złożyła cv w wielu miejscach, musiała pracować, miała już rodzinę. Uwierzyła, że może jednak nie jest taka zła, bo miała świadomość, że w starej pracy niszczył ją stres, niewiara w siebie, toksyczny kierownik. I dostała się do wymarzonej, znanej pracowni, gdzie okazało się, że jest bardzo dobrą architektką. Odetnij się od przeszłości, od tego jak kiedyś było z Twoją pracą. Tak samo możesz to przeprogramować. Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W drodze do Boga:) Artysta, sztuka, ego. Każda działalność w tym świecie to tylko forma, pod którą są zawsze te same treści. Sztuka może być, jak wszystko inne, pożywką dla ego. Ktoś czuje się artystą, kimś wyjątkowym, myśli, że coś więcej wie, jest wrażliwszy, uważa, że więcej rozumie. To nonsens. Tak może myśleć tylko ego. Do pasienia ego używa także sztuki część jej odbiorców. Czują się koneserami, znawcami, kimś wtajemniczonym, lepszym od motłochu, który nie rozumie sztuki. To taki sam nonsens i tak samo przejaw ego. Z tego powodu duża część sztuki jest po prostu głupia i absurdalna, tylko, że mało kto ma odwagę to powiedzieć, a jak powie to tzw. prosty człowiek, to uznają, że jest prostakiem i nie zna się. I dlatego część artystów może wywalać swoje neurozy w postaci absurdalnych dzieł, które osoba obdarzona zdrowym instynktem omija z daleka. Część ludzi obcuje ze sztuką rutynowo, także bez sensu. Jestem na wycieczce tu i tu, jak można nie iść do muzeum? Boże jak to? TRZEBA iść. To oczywiście kolejny nonsens. Iść do muzeum bo tak robią wszyscy to przykra niewola. Wiem coś o tym, bo dawno, dawno temu byłem odbiorcą tzw. trudnej sztuki i oczywiście pasłem tym swoje ego. Czytałem np. kosmicznie trudne książki, łącznie z krytyką literacką i filozofami. Rzeczy, które dzisiaj uważam za bełkot. Byłem jednak na tyle uczciwy wobec siebie, by stwierdzić, że to brednie i oszukuję sam siebie i zaprzestać samoudręczenia. Od dawna chciałem by ktoś zrobił prosty eksperyment. By w jakimś muzeum powiesić obraz uznawany za cud sztuki. Oczywiście nie mógłby być zbyt "opatrzony". Tylko żeby podpisać go inaczej, wymyślić fikcyjnego autora i zawiesić pośród przeciętnych dzieł, nie odgradzać barierką, nie zasłaniać szkłem pancernym. Ciekawe ilu ludzi by go doceniło, nawet spośród znawców sztuki. Jestem pewien, że niewielu. Sztuka to także moda, wymyślone trendy, to spory biznes. Co fascynujące, ktoś zrobił taki eksperyment, ale ze skrzypcami. Topowy skrzypek, który dostaje majątek za swoje koncerty, grał w nowojorskim metrze jak uliczny grajek, na skrzypcach za miliony dolarów. Niemal pies z kulawą nogą nie docenił jego gry. Grał trudną muzykę poważną. Zebrał w ok. godziny chyba kilkadziesiąt dolarów. Dobrzy ludzie są wszędzie :) Ilu ludzi śmiertelnie nudzi się na takich koncertach, ale udają melomanów, bo to przecież jest słynny skrzypek?! Ale oczywiście także sztuka może być sposobem czynienia dobra, rozsiewania miłości i nadziei, może wyzwalać w innych dobro. Tak samo jak wszystko inne. Ale tak samo. Sztuka jako pewien rodzaj aktywności nie jest ani gorsza ani lepsza od robienia czegokolwiek innego, pieczenia chleba, czy bycia malarzem pokojowym. Wielu artystów chciałoby być może myśleć inaczej, ale to właśnie jest przejaw ego. Poza tym ego w istocie blokuje prawdziwą twórczość. Wyzwolenie z ego, to także wyzwolenie twórczych sił, otworzenie się na prawdziwą inspirację, prawdziwą iskrę bożą. I sztuka, jeśli ktoś się nią zajmuje, może być tak samo dobrym sposobem do oświecania się jak wszystko inne. Ktoś malował obrazy by dawać upust swym lękom, paranojom. Oczekiwał przy tym sławy, uznania, pieniędzy. Wchodząc na drogę oświecenia, może w swej twórczości szukać miłości, otwarcia na świat, na innych. Może chcieć by to co robi dawało innym nadzieję, by inspirowało ich do dobra. Może uczyć się poprzez bycie artystą, że jest taki sam jak inni i że ma taką samą wartość jak szewc analfabeta w Karaczi. Itd., itp. Pozdrawiam i miłego dnia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agataa..
budzac sie-- dziekuje bardzo za opinię. napewno nie chce stac w miejscu, chce się rozwijac i zmieniac w sumie staram sie juz od jakiegos czasu i bywa roznie moze cos drgnelo ale nadal nie wierze, ze moge sobie poradzic w nowej pracy. ja juz powinnam pracowac a nie mam odwagi rozsylac cv bo czuje sie nie gotowa. moim najwiekszym problemem jest malomownosc, duzo przez to trace ale popracuje nad tym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×