Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość mark09

Jak sprawić żeby wróciła

Polecane posty

Witam Jestem z dziewczyną już 2 lata i prawie 8 miesięcy. Przez cały ten czas było dobrze cudownie. Wiadomo jakieś tam sprzeczki i kłótnie były. Zawsze naszym problemem był brak czasu dla siebie a w zasadzie brak czasu mojej dziewczyny dla mnie (praca, szkoła itd.) mimo tego ze mieszkamy na jednym osiedlu. W zeszłym roku ona dostała awans w pracy co wiązało się z kolejnymi obowiązkami. Do tego dochodziły studia. Denerwowałem sie ale jakos znosiłem ten czas kiedy jej nie było. Zawsze w wakacje zawsze mieliśmy więcej czasu dla siebie jednak teraz te wakacje 2010 były przełomowe. Ona pracowała, ja uczyłem się do egzaminów. Ponadto ja sam pojechałem na wakacje ponieważ ona nie miała pieniedzy i wręcz namawiała mnie żebym pojechał ze znajomymi. Wróciłem i było jeszcze ok. Pod koniec wakacji straznie pokłóciliśmy się na imprezie (po niej doszliśmy do wniosku że to nasza wspólna wina). Od tamtego czasu było jeszcze dobrze jednak coraz gorzej. Jakiś czas po tej imprezie ona zobojętniała i przestała być czuła. Porozmawialiśmy szczerze wyjasniliśmy sobie wszystko i uznaliśmy że chcemy być dalej razem i wszystko wróciło do tego ze było ok. We wrześniu byliśmy jeszcze na wspólnej wycieczce i było fajnie. Od października zaczęła się uczelnia i praca i znowu to samo. Ja czekałem a ona wiecznie zajęta. Rzadko sie widywaliśmy. A jak sie widywaliśmy to było tak nijako. Ja sam zacząłem wątpić jednak zawsze starałem się żeby było lepiej. W końcu doszło do rozmowy ja mówiłem ze oczekuje od niej żeby była bardziej uczuciowa wobec mnie żeby powiedziała coś miłego jak dzwoni jak jej nie ma a nie tylko meldowała gdzie jest. Niestety ona powiedziała ze coś w jej sie wyapliło i dała do zrozumienia ze najlepiej byłoby gdybyśmy się w zgodzie rozstali. Ponoc myślała już o tym od imprezy na której pokłóciliśmy się Ja nie chciałem i wreszcie ustaliliśmy że zobaczymy jak będzie. Ja bardzo się starałem ale ona była dalej obojętna nie taka jak kiedyś. Nie mogłem tego znieść. Denerowowałem się i chciałem zeby była taka jak dawniej. to nic nie pomagało. W końcu powiedziałem żebyśmy zrobili sobie przerwę i się do sibie nie odzywali w ogóle. Minął tydzień. Miałem nadzieję że może przez to zatęskni i sam się odezwie. Niestety ja sie odezwałem ze tęsknie a ona dalej nic. Smsowała że nie czuje się tak jak kiedys, nie potrafi byc taka jak kiedyś i że coś sie wypaliło. Twierdzi ze starała się zaangażować ale nie potrafi już. Ja odpowiadałem ze nie rozumię, że mam nadzieje ze będzie dobrze, ze strasznie mnie rani... Ja dalej chce z nia byc i czuję do Niej cały czas ta miłość którą czułem zawsze. Najgorsze jest to ze swojej koleżance powiedziała ze po co być razem skoro i tak nie zostane jej mężem (mamy swoje lata) i że ona myśli by po studiach wyjechać za pracą do innego miasta. Mi o tym już nie powiedziała ! nie chce sie nawet ze mna spotkac i pogadać czego już kompletnie nie rozumię ? Czy istnieje jeszcze szansa zeby to wszystko odkręcić ? Bo ja już chyba tylko niepotrzebnie się łudzę. Generalnie to jej ciągle nie było więć logicznie to we mnie powinno się cos wyaplic a nie w niej. Wydaje mi się ze to ona jest winna rozpadowi naszego związku. Ja zawsze bardzo się o nia starałem a jednocześnie czułem ze ona traktuje mnie z dystansem... Ciężko to wszystko znieść !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dodam jeszcze że ona stwierdziła też wcześniej iż na mnie nie zasługuje a innym mówi także, iz ma świadomość że takiego dobrego chłopaka jak ja już nigdy nie będzie miała... Jak to wszystko zrozumieć ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mark09
Jako ktos w podobnej sytuacji powiem Ci, ze najprawdopodbniej znudzila sie Toba, jej uczucie sie wypalilo. A jako ekspert w tym jak zjebac jeszcze bardziej po rozstaniu powiem Ci tak - przez 2-3 tygodnie zero kontaktu z Twojej strony. Nic. Nada. Ona wie, ze ja kochasz, ze tesknisz, jak przestaniesz sie odzywac na jakis czas to nagle sie zainteresuje co sie stalo. Dzwonieniem, pisaniem do niej nic nie wskorasz. Cisza, a zobaczysz ze to przyniesie efekt. Jesli macie juz nie byc ze soba, to Twoje prosby i zabiegania o nia nic nie dadza i tak, a jedyne co moze pomoc to cisza. Nie pisz do niej do Swiat. Wiem, ze bedzie Ci strasznie trudno, kazdy z nas na tym forum przez to przechodzil, ale to jedyne co moze zadzialac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Porzucony i czekajacy
Witaj west, mark ma racje. Najprawdopodobniej prędzej czy później za Tobą zatęski. Prześledź cały wątek i dowiesz się co należy robić, a czego nie. Nie abym chciał Cię dobić, ale powiem Ci jedno - z tym tekstem, że jesteś dobrym chłopakiem to to jest takie standardowe zagranie, coś jak "zostańmy przyjaciółmi" :) U mnie było jeszcze lepiej, gdyż dodała, że nikogo nie będzie szukała i z nikim się nie ma zamiaru umawiać i wie że w przyszłości będzie za mną wyła i beczała, ale wtedy ja pewnie już będę miał inną kobietę. Baby :) Ich nikt nie zrozumie :) bo nie są od rozumienia, a kochania :p Banan na twarzy i staraj sie ułożyć życie bez niej. Zobaczysz po jakimś czasie będzie Ci lżej. I nuta na rozweselenie towarzystwa (tekst marny ale nuta radosna) http://www.youtube.com/watch?v=TGAK6UgABsE

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przejrzałem gruntownie wątek dopiero teraz i muszę przyznać ze trochę wbiłem się ze swoimi problemami więc odniosę się do kilku głównych piszących w temacie bo w sumie to fajna ekipa damsko-męska się tutaj zebrała. Mark09 - tyle czekasz na nią i trochę mnie to przeraża ja mam nadzieje ze po takim czasie od rozstania (a ja narazie się nie rostałem) już będę miał obok kogoś innego bliskiego a już na pewno nie mam zamiaru się tyle zamartwiać osobą która chyba nie do końca na mnie zasługuje choć narazie wspomnienia bolą i gdzieś jeszcze jest nadzieje że będzie ok. W każdym razie porównując nasze sytuacje to ja w związku nigdy nie byłem nachalny i nie wchodziłem jej w dupę (no może trochę jak było już źle) po prostu ona zawsze sie mniej starała niż ja a jak wiadomo kto się mniej stara ten kontroluje związek. oczy z guzików - chciałbym aby to na mnie zależało jakieś dziewczynie tak jak Tobie na tym chłopku o którym pisałaś na początku, ze walczysz z sobą żeby sie nie odezwać do niego. U mnie druga osoba kompletnie się mną chyba nie przejmuje i jest zimna , oschła i obojętna a dla mnie nie ma nic gorszego. Naprawde są takie kobiety jak Ty oczy z guzików:) ? Które tak się przejmują jak coś złego się dzieje ? KlementynkaAh - zdecydowanie najjaśniejsza postać w tym wątku...:) Generalnie wracając do mojej sprawy to ona chce się rozstać ale chciałaby żeby była to nasza wspólna decyzja ale ja nie będę robił czegoś wbrew sobie skoro chce z nią być. Nie mam zamiaru jej niczego ułatwiać. Nie rozumie tylko jak można zniszczyć coś co budowało się razem przez lata. Mam charakter walczaka. Zawszę muszę mieć poczucie ze zrobiłem wszystko co można było zrobić. Nie poddaje sie łatwo dlatego walczyłem o nią - i to trwa już w sumie z 1,5 miesiąca. Nie rozstalismy się wiec czasami się odzywam ale jak będzie oficjalnie po wszystkim to nie mam zamiaru w ogóle mieć z nia kontaktu typu sms czy tel (mieszkamy obok siebie i mamy wspólnych znajomych wiec i tak się niestety spotkamy). Ja nie kumam tego wszystkiego bez kitu. Nigdy kobiet nie zrozumię. Najgorsze jest to ze dzisiaj za bycie uczciwym, szczerym i przyzwoitym człowiekiem dostaję się taka zaplatę. Czy w związku nie można być sobą tylko trzeba udawać zeby było ok ? Pewnie gdybym pare razy odpuścił i miał wiecej dystansu i był czasami chamem to byłoby inaczej moze. Pod koniec września odniosłem niemały skuces który dobrze rokuje moja zawodowa przyszłośc a ta cała sytuacja z nią podcina mi bardzo skrzydła...;/ i straciłem na jakiś czas pewność siebie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oczy z guzików
Witaj West, Hmm, dziękuję, ja się z kolei zastanawiam, gdzie znaleźć takich chłopaków, jak Mark i inni, którzy tak by kochali i tak walczyli... Los naprawde okrutnie to ustawia, łącząc w pary ludzi, z których jednej zalezy tak bardzo, a drugiej tylko trochę :-( To prawda, ten chłopak był i jest dla mnie kimś najważniejszym, samo myślenie o nim sprawiało mi niesamowitą radość, a co dopiero kontakt... I choc tak bardzo mnie boli to rozstanie i jego milczenie, nie potrafie o nim źle myśleć. Wręcz przeciwnie. Tak sobie niedawno jechałam autobusem przez ciemne, przygnębiające miasto, zmoknieta od deszczu, widziałam swoje smutne odbicie w szybie i myślałam o nim, że on pewnie też tam gdzies idzie przez śnieg i deszcz, i tak samo ponuro patrzy w ciemność (bo wiem, że też mu źle; nawet jesli nie żałuje tego co zrobił i za mną specjalnie nie tęskni, to ma wiele innych powodów :-( )... A jeszcze kilka miesięcy temu zachwyceni sobą i światem chodzilismy wieczorami trzymajac za ręce i ciemne, brudne miasto wydawało się pięknym ogrodem... Gdyby to było tak, że jedna osoba cierpi, ale druga jest szczęsliwa (bo np. zakochała się w kis innym), to byłoby strasznie okrutne, ale jakoś zrozumiałe - prawo dżungli w pewnym sensie :-( A tak jest bez sensu: nagle z dwóch szczęsliwych osób są dwie nieszczęśliwe i samotne osoby, z których jedna ciagle łudzi się nadzieją :-( Co do Twojej sprawy - chłopaki mają racje, ja chyba nic sensowniejszego nie moge poradzić. Nie rozumiem dziewczyny... U mnie kazda rozłąka z moim eksem wzmagała tęsknote i późniejszą radość ze spotkania :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tiaaaa...
I tak sobie slędze wasze wypowiedzi niewiele się tutaj zmieniło. Ale zaciekawił mnie post Westa i wiecie co sobie myslę obserwujac rozpady związku? Ze zawsze cierpi osoba porzucona bardziej niż porzucająca. I tak się zastanawiam czy to cierpienie jest faktycznie z ąz takiej wielkiej miłości? Pomyślcie przez chwilę ,ze to Wy zostawiliście a nie zostaliście sami porzuceni.Czy bedziecie to równie mocno przeżywać? Wydaje mi się ,że mniej. Także podsumowując cierpicie tak wiem.Ale tak naprawdę to chyba głównie z żalu, że staraliscie się dac wszystko a tamta osoba to zdeptała odeszła odrzuciła Was. Miłosc z waszej strony tez pewnie jest ale wiekszy żal , a chcecie powrotu tej osoby by ukoić swój ból. Wiem kochani ,ze Wam jest ciężko ale naprawdę chcecie być z kimś kto miał was gdzieś przez ostatnie miesiące? Kto nie troszczył się o was nie martwił co z wami sie dzieje? Oczy z guzików- zastanawiam się jakie to sprawy mogły stanąć na waszej drodze. Czy kochającym się osoba moze coś przeszkodzić? Może gdy np. jedno z nich ma rodzinę wtedy kieruje się rozsądkiem i często to własnie ją wybiera. Gdyby tak było ,ze ty lub on macie rodzinę w pełni usprawiedliwi to wasze rozstanie. Natomiast problemy w pracy czy w domu? To nie jest juz wytłumaczeniem. Bo w takich sytuacjach raczej mamy potrzebe bycia z ukochaną osobą, a nie zostawiania ją na kilka miesięcy:( Piszesz,że on pewnie chodzi przygaszony łudzisz się ,ze może jednak kocha. A ja myslę ,ze wmawiasz sobie coś co nie istnieje. Gdyby kochał troszczył by się o ciebie, przezciez przez te kilka miesięcy mogło się tyle wydarzyć ty mogłaś przeciez spotkać kogos innego a to równałoby się z Tym ze on cię stracił. Mysliz ,ze on kochając pozwoliłby na takie ryzyko? Wybacz ,że tak napisałam ale zastanów się sama jeszcze raz i na spokojnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość LESS
Do Tiaaa: To jest chyba logiczne (w większości przypadków), że strona porzucająca raczej tak nie cierpi. Przecież sama by sobie bólu nie zadawała... Pomijając jakieś skomplikowane sytuacje życiowe, robi to bo jej tak nie zależy, więc ciężko żeby cierpiała. A odnośnie stwierdzenia, że cierpimy i tęsknimy za osobami, które do nas już nic nie czują - każdy chyba szuka w sobie też automatycznie winy, rozmyśla co by mógł zrobić inaczej, chciał by po prostu następnej szansy, czasu, w którym mógł by postępować inaczej, może się zmienić jakoś dla tej drugiej strony, zrozumieć co było nie tak... Jednak się wierzy, że może faktycznie popełniło się jakiś błąd-jeśli on faktycznie był każdy powinien mieć szansę to naprawić... Przecież porzuceni tak nagle się nie zmienili, z jakiegoś powodu ktoś chciał z nami się spotykać, być z nami. Było mu z nami dobrze. Nie wiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Najgorsze u mnie jest to, że my się jeszcze nie rozstaliśmy tylko tkwimy w takim czymś czego na pewno nie można nazwać związkiem a już na pewno normalnym. Ja chciałem się z nią spotkać i porozmawiać a ona nie chce(w niedziele jak dzwoniłem to mówiłem że musimy się spotkać i porozmawiać). Tego już najbardziej nie rozumiem. Jednocześnie sam się takiego spotkania obawiam. Potem od poniedziałku kiedy pisaliśmy (z mojej inicjatywy) że mi jest źle i że jeszcze wierze a ona odpisała że się wypaliła i nie potrafi być taka jak kiedyś jest cisza. Ja potem napisałem ze bardzo mnie rani i że nie pozwolę żeby to wszystko przestało istnieć. Ona już nie odpowiedziała do dziś. LESS - tez myślę sobie że mogłem zrobić coś inaczej czy inaczej się zachować ale generalnie to jej ciągle nie było, ciągle była zmęczona i ciągle chciała tylko siedzieć patrzeć w tv. Mi taki nastrój udzielił się od niej i też kilka razy taki byłem ale potem próbowałem się zmienić i starałem się żeby było inaczej. Dlatego nie rozumie bo to ja mam w sumie więcej argumentów żeby ją zostawić a mimo to nie chcę tego robić i nawet już chyba nie łudzę się że będzie dobrze... Wcześniej czy później będziemy musieli to zakończyć oficjalnie. Ciężko mi bo wszystko dosłownie każdy przedmiot i element mojego życia mi się z nią kojarzy. Cały czas staram się sobie powtarzać że nie mogę zachowywać się jak pizda tylko muszę się ogarnąć i zacząć pozytywnie myśleć ale kurwa to bardzo ciężkie (wybaczcie drogie panie przekleństwa). Mam nadzieję że może czas uleczy rany...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość LESS
Chyba nigdy wina nie leży po jednej stronie. Problem jest w tym, że strona której bardziej zależy chyba w swoim zapatrzeniu próbuje się dostosować do drugiej osoby, żeby jej było dobrze, nie bacząc na to, że może nie tędy droga. Trzeba być sobą i nie uzależniać się totalnie od drugiej strony. Trzeba w końcu też oczekiwać, żeby druga strona też z siebie coś dałą. Suma sumarum to i tak jakoś wychodzi tak, że to my postępowaliśmy nie tak. Co do czasu co leczy rany - owszem, ale chyba żeby się zagoiła do końca (bo blizna zostaje) to czasem go bardzo dużo trzeba. Szczególnie jak nie jest się typem playboya co jedną laskę zamienia na drugą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Porzucony i czekający
Tak czytam te wszystkie wypowiedzi i chyba mnie olśniło :) Większość porzuconych za rozpad ich zwązków obwinia właśnie siebie (ja jestem wśród grona tych nielicznych, którzy się nie obwiniają, owszem popełniłem kilka błędów, ale zawsze byłem w stosunku do niej szczery, a przede wszystkim żyłem zgodnie z sobą, no może nie do końca zgodnie z sobą, gdyż dla niej zrezygnowałem z wielu przyjemności, ale to raczej wynikało z odpowiedzialności bycia z kimś kochanym, a nie z poświęcenia dla kochanego). Powinnniście sobie uzmysłowić, że to nie wasza wina! Być może dlatego mi jest łatwiej. Ja to po prostu wiem. Ja jestem dobrym czlowiekiem, mam wspanialą rodzinę, mam mnóstwo znajomych, jestem zdrowy, mam zadawalającą mnie pracę, realizuję się w tym co robię i generlanie więcej widzę pozytywów aniżeli negatywów. Zadajcie sobie pytanie dlaczego jesteście szczęśliwi. Pewnie część z Was powie, że akurat nie jest, jednak wydaje mi się, że większość z Was jest, tylko nie chce tego dostrzec. Na pochybel exom :) Żyjmy w radości i carpe diem :) No i zgadzam się - czas leczy rany. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oczy z guzików
Tiaaaa..., wcale nie mam żalu, wrecz przeciwnie - dziękuję, bo uważnie czytasz moje posty i mądrze prawisz. Co do pierwszego - w pełni się zgadzam. Jest kilka sytuacji, w których z miłości trzeba zrezygnowac dla innych wartości, równie ważnych - rozsądku, wierności pewnym ideom, odpowiedzialności za kogoś... Tak jak piszesz - jeśli jedna osoba ma rodzinę, dzieci, jeśli jest księdzem czy zakonnikiem (cały topik na ten temat jest na kafeterii) i jeszcze kilka innych sytuacji (w tym moja, o której konsekwentnie nie napiszę, może kiedyś...). Problemy w pracy wynikły przy okazji tego nadrzędnego problemu. Więc jesli chodzi o rozstanie, to nie jest to wina ani jego, ani moja. I jest usprawiedliwiony w swojej decyzji, ja na jego miejscu chyba tez bym tak zrobiła... Ale faktycznie jego obecne zachowanie jest juz mniej jednoznaczne. Nie wiem, jak on teraz o mnie myśli, czy kocha, czy nie, czy w jakikolwiek sposób myśli o przyszłości... Chyba nie wytrzymam i w pewnym momencie po prostu napiszę do niego maila pytając wprost i wymusze rozmowę. Niech mi da opartą o silne fundamenty nadzieję albo odrzuci moje uczucie na dobre, tak, żebym mogła się w końcu emocjonalnie od niego uwolnić. W przeciwnym wypadku wiecznie będę szukac dla niego usprawiedliwień, gdybać i czekać :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oczy z guzików
Żeby wnieść do dyskusji trochę lżejszy ton... Moja udręczona podświadomość się zemściła na milczącym eksie: całkiem niespodziewanie przyśnił mi się dzisiaj sen bardzo erotyczny z udziałem własnym oraz... najbliższego przyjaciela mojego eksa, któremu eks zawsze zazdrościł przystojności i męskiej urody :-) Właściwie to nie wiem, czy bardziej mnie to zawstydziło czy rozbawiło, zwłaszcza ze nigdy o tym chłopaku nie myślałam w kategoriach erotycznych (choc obiektywnie patrząc faktycznie znacznie bardziej się do tego celu od niepozornego raczej - choc dla mnie nader pociągającego - eksa nadaje), a poza tym od niedawna jest żonaty... Tak czy inaczej, po raz pierwszy od dawna rozpoczęłam dzień na wesoło :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A może wpływ na stytuację z moją (byłą?) dziewczyną ma fakt, iż to mój pierwszy tak poważny i długi związek (dotychczas tylko jakieś krótkie, przelotne znajomości, zwiazki) a ona była już w 2 długich zwiazkach, w których raczej nie była sznowana i traktowana tak jak przeze mnie (czyt. bardzo dobrze). Była też krzywdzona bo to wiem. Logicznie rozumując jestem zaprzeczeniem jej poprzednich chłopaków i zawsze mówiła mi że przy mnie czuje sie wyjatkowo i przekonała się że tylko mnie tak naprawde pokochała i wie co to znaczy miłość prawdziwa(oczywiście to było bardzo dawno) więc powinna się cieszyć że ma kogos takiego jak ja nie się "wypalać". Czy skoro została skrzywdzona (i mówiła zawsze że to ja bardzo uodporniło) to możliwe że teraz ona chce kogos skrzywdzić ? Jakieś podłoże psychologiczne ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej. Dla mnie znowu szaro szary film. Mąż dzisiaj napisał, że nic się nie da przyspieszyć, że jemu jest teraz dobrze tak jak jest i w najbliższym czasie nie ma zamiaru niczego zmieniać. Napisał, że do naszego zejścia się nie jest ani na tak, ale też nie jest na nie i że może być tak, że za jakiś czas się zejdziemy i zamieszkamy w tym mieszkanku, w którym on teraz mieszka, ale też może być tak, że nie zejdziemy się nigdy. Czyli dalej w mojej sprawie nic się nie zmieniło. Z jednej strony nadzieja, że nie napisał kategorycznie nie, ale to tylko 50% szans, bo drugie 50% jest na nie. Napisał, że człowiek się tak z dnia na dzień nie zienia i że jeszcze kilka miesięcy musi minąć. Tylko że już 2 minęły i jakoś nic się nie zmienia. Wiem, wiem, że rozsądnie byłoby mu napisać, żeby spadał i robił sobie co chce, ale z drugiej strony - no wiecie - ta głupia miłość mimo wszystko. Ja tego jego myślenia nie ogarniam. Nie bardzo też rozumiem na co mamy czekać, co się ma stać w ciągu tych kilku miesięcy? No bo chyba na normalne, rozsądne myślenie nie potrzeba aż tyle czasu, albo ktoś chce, albo nie. I jak te miesiące czekania przetrwać, czy ja w ogóle dam radę tak ciągle żyć w takim napięciu emocjonalnym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Less
Morelka: Ile Wy macie lat? Bo ten Twój małżonek to zachowuje się jak by miał góra 20. Po chren się żenił jak nie wie czego w życiu chce. W małżeństwo chciał się pobawić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Less
Chyba się jeszcze nie wyszalał, coś czuję. Nie żebym coś radził, odradzał, itp. Ale tak się zastanawiam, wróci do Ciebie za pół roku a za dwa znowu wywinie taki sam numer - a Ty będziesz płakać i i ten drugi raz będzie jeszcze gorszy. Bez sensownej rozmowy jak już ochłonie tutaj się nie obejdzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tylko kiedy on ochłonie i czy w ogóle? Bo najpierw mówił, że już nie kocha i nie ma na nic szansy, a teraz nie jest na tak, ale też nie jest na nie. To ja tego kompletnie nie rozumiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mark09
Morelka,postaraj sie z nim nie kontaktowac, tak na swiezo (po 2 miesiacach to ciagle swieze jest) i daj mu do zrozumienia (czasowo), ze Cie nie obchodzi. Po cholere gadasz z nim o byciu razem itp. Jesli sam bedzie dzwonil to olej go, nie ciagnij rozmowy i bron boze zadnych rozmow na Wasz temat. W jego przypadku jestem pewien ze zadziala. Co do Westa to ciezko powiedziec - raczej nie sadze, zeby ktos mial tak zryty beret ze mscilby sie za swoje nieudane zwiazki na kims Bogu ducha winnym. Jesli tak by bylo to tym bardziej powinienes odpuscic. Tak jak pisalem wczesniej, ale powtorze raz jeszcze - urwij kontakt na jakis czas, 3 tygodnie na poczatek i nie kontaktuj sie z nia pod zadnym pozorem.To zadziala, uwierz mi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z tym cierpieniem w zależności od tego czy jest się tym kto porzuca czy tym porzuconym to jest chyba różnie... W "standardowej" sytuacji na początku cierpi pewnie bardziej ten kto został porzucony. Potem role się często odwracają i to tego "złego", który podjął taką decyzję, nachodzą negatywne uczucia jak smutek, apatia i chęć powrotu. Wiem, bo byłem już w obu sytuacjach. Ale każdy przypadek jest przecież inny i u kogoś innego może to zupełnie inaczej wyglądać. U mnie bez zmian, chociaż odrobinę skuteczniej jak widzę staram się zagłuszać wszelkie pozytywne wspomnienia z eks.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czytam Was i czytam bo sama jestem w takiej sytuacji. Jeśli coś pomaga to tylko na chwilę bo potem wszystko wraca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobrze Mark09 ale kobiety z reguły skoro chcą zerwać to zrywają a u mnie sytuacja jest nie wyjaśniona. Ona wie że ja nie chce się rozstawać i nie potrafię tego zrozumieć itd. ale dlaczego ona nie zerwie ze mną po prostu. Nawet nie chce się ze mną spotkać. Ja już naprawdę mam dosyć łudzenia się. Może ja powinienem z niś zerwać albo powiedzieć ze już mi obojętne czy ona zerwie czy ja nawet mimo ze tak nie jest. Naprawdę tak mi to ciąży...:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mark czytam twoje wypowiedzi..
Postanowiłam do Was zajrzeć. Miałam nadzieję przeczytac jakies dobre wieści ale widze ,ze nic z tego i smutnych historii wciąż przybywa. Oczy z guzików- to ładne masz sny hihi:D Co dzieje się u mnie? A ku zaskoczeniu muszę przyznać ,ze nie dzieje się nic. Jak już wczesniej wspominałam mój ex miał opis dostyczacy mojego przez tydzień zapowiadało się ciekawie i...na tym się skończyło. Ja nie odezwałam się pierwsza nie dlatego ,ze duma mi nie pozwalała ale dlatego,ze stwierdziłam ,ze pisałam wiele razy do niego i każda wiadomośc pozostawała bez odpowiedzi wiec uznałam ,że w tej sytuacji winien odezwac się on. Opis miałam tydzień on tez gdy go usunęłam on również I cisza.Od tego czasu minęły już 3 tygodnie:( Słuchajcie dzisiaj moje gg pokazywało wiadomośc znajomym ,że mam urodziny. Chociaż naprawdę mam dopiero za dwa tygodnie. Ale do czego zmierzam. Otóż mój Ex miał zawsze problem z zapamiętywaniem dat urodzin...wprawdzie wiedział ,ze urodziłam się w grudniu ale czy pamieta dokładnie kiedy? Tego nie wiem. Dzisiaj wszyscy znajomi slą mi życzenia ja oczywiscie odpisuję ze to pomyłka.Ale mysle sobie może mój ex skorzysta z okazji i to bedzie swego rodzaju pretekst by się do mnie odezwać.Był dostępny cały czas na gg...ale niestety nie napisał nic:( Myslę sobie,ze opcje sa trzy albo dobrze wie ,ze to nie jest dzień moich urodzin,ze to dopiero za kilka dni albo boi sie nadal mojej reakcji ,ze gdy napisze ja nie odezwę sie podobnie jak robił to on. Lub ostatnia zwyczajnie ma mnie gdzieś... Jesli w grę wchodzi ta ostatnia to dlaczego kombinował z tym opisem 3 tyg wstecz? Dlaczego nadal nie usuwa mojego numeru gg mimo ,ze o to prosiłam i to miał być dla mnie znak ,że nie chce mnie znać...I wiele wiele pytań mogłabym tak zadawać...które i tak pozostana bez odpowiedzi. Ja do niego nie odzywam się ponad dwa miesiące i on od mojego ostatniego pożegnalnego maila cos ciagle kombinuje ale nie posuwa sie to do przodu.Może tylko brakuje mu tych moich idiotycznych wiadomosci i próbuje mnie sprowokować by mieć satysfakcję? Trudno mi w to uwierzyć bo on był zawsze taki idealny itp. szanował kobiety ale wszystko jest mozliwe w koncu tego ze sostawi mnie bez słowa i potraktuje jak smiecia tez nie przewidziałam ,a jednak tak się stało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oczy z guzików
Ooo tak, gdyby tak się dało ten sen nagrać na płytkę i podrzucić taką sekstaśmę eksowi, ależ to byłby cios w jego ego, hehe :-P Ale żarty na bok... Ech, smutno słyszeć że u Ciebie bez zmian. Ja bym chyba nie wytrzymała i znalazła jakis pretekst, żeby się odezwać... Ale nie wiem, jaki :-( Bo to bycie pomiędzy jest najgorsze, lepiej zerwać z hukiem, upić się a potem pójśc na podryw (niekoniecznie przystojnych przyjaciół byłych facetów ;-) )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mark czytam twoje wypowiedzi..
Z tym moim zawsze było tak ,ze jak myslałam juz wszystko co najgorsze i chciałam zapomnieć to wyskakiwał.. Zresztą teraz 3 tyg temu tez tak było nie dawał żadnych znaków wiec podjęłam decyzję ze usuwam jego numer i dokładnie w tej chwili pojawił sie ten opis cholerny...:/ a co za tym idzie nadzieja,ze jednak mysli itp. Ja wiem ,że on odszedł wyłacznie z mojej winy bo kochał mnie bardzo. Ale ja wyciagałam rekę nie raz i nie dwa on to olewał nawet nie chiał rozmawiać ...wiec tak czy siak chyba kolej na niego.Ja starałam się naprawić wszystko...Czy naprawdę to nadal jest mój obowiązek? A on czekac bedzie i sam nie zrobi nic.... Ehh..chciałoby się napisac tutaj wszystko ale nie można:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oczy z guzików
W pełni podpisuję się pod ostatnim zdaniem :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mark czytam twoje wypowiedzi..
Oczy z guzików- jesli chcesz możesz podać jakiś kontakt np. gg i możemy pogadac mi mozesz zaufać.... Tez podobnie jak ty nie mogę napisac tutaj wielu rzeczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oczy z guzików
Dziękuję za zaufanie :-) Gadulca nie używam, bo mnie rozprasza (dużo pracuję na komputerze), ale muszę sobie założyć jakiś nieformalny adres mailowy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×