Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość staraduppa25

Wszyscy wychodzą za mąż/żenią się...tylko nie ja

Polecane posty

Gość ja troche mlodsza od was
Ale rozumiem was... I na samą myśl, że będzie u mnie będzie tak samo przechodzą mnie ciarki, że będę miała te 25 lat i nadal bez zmian. Zrobiłam duży błąd, że zamieszkałam przed ślubem, odebrałam w ten sposób chyba jedyną motywację do zrobienia tego. A teraz? Nie chce mi się wyprowadzać z czystego lenistwa i wygody. Gdy rozmawiam z nim o tym, to on odpowiada, że dla niego to strata czasu, pieniędzy, dużo załatwiania i że nie ma żadnych konkretnych powodów, dla którego miałby to robić, skoro jest dobrze jak jest. Oczywiście rozmowy często kończą się kłótnią, on wkońcu (zapewne pod presją) mówi, że za kilka lat, że teraz za wcześnie. No i wtedy mam przeczucie, że miałby to zrobić tylko dla tego, żeby mi było miło. Może jest za wcześnie, ale to właśnie teraz poczułam, że tego chcę i pragnę. Boję się, że wypalę się, że on odczuje tę potrzebę, gdy ja już nie będę kochać tak bardzo i mocno, że pozostanie tylko przyzwyczajenie. A on wtedy zrobi to już z przyzwoitości, bo np. wszyscy koledzy już pożenieni, lub rodzina zacznie naciskać. Ale ja tak wcale nie chcę. Mój czas jest teraz, chcę to zrobić z MIŁOŚCI, w okresie jej szaleńczego przeżywania. Skoro teraz nie jest na niego czas, to kiedy będzie? Z tego co mówi, wnioskuję, że nigdy. Uzasadnia to często pieniędzmi na wesele i jakoś nie dociera do niego argument, że ja nienawidzę wesel (zarówno jak i on) i nie chcę, wiele razy o tym mówiliśmy. Pomija ten wątek całkowicie. Jemu się wydaje, że mi chodzi o ślub "z pompą" a mi tylko zależy usłyszeć jedynie to pamiętne TAK, a dalej niech będzie co zechce. Chciałabym, żeby to było przeżyciem duchowym, głębokim. Kocham go bardzo i jestem z nim szczęśliwa. Jeśli dalej tak będzie się układało między nami, to napewno go nie rzucę bo to by było szaleństwem z mojej strony, jedynie co to zamieszkam osobno, (ze wzgl. religijnych) może zakupię jakąś kawalerkę kiedyś. Nie chcę mieć dzieci, więc ten brak ślubu jakoś przeboleję. Tylko, jeśli zorientuje się za późno na ten krok, mogę go wtedy ja zranić, tak jak teraz on mnie, choć (wiem, że to złe) na samą myśl odpowiedzenia "nie" czuję małą satysfakcję...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ahimer
to ja z innej strony. - mam tyle samo lat i nie czuje takiego parcia na ślub. mało tego-pytania kiedy wezmę ślub tylko mnie przekonują, że nie wezmę. czytanie wszystkich trzpiotek o ich próbach zaciągnięcia facetów przed ołtarz jest według mnie upokarzające i żałosne. nie chodzi o to, że nie kocham. nie czuję takiej potrzeby a podejście "kiedy ty", " w twoim wieku" oddaje tylko charakter tej czynnosci jako powinnosci, obowizku, a nie przyjemnosci. tak, jak pojscie do pracy, zrobienie prawa jazdy, zdanie matury, skonczenie studiow itp. o wycieczke na seszele, kupno skutera i kurs nurkowania nikt sie nie pyta. zreszta jak mozna przyrzekac milosc? przeciez na to nie ma sie wplywu. mozna przyzekac wiernosc, pielenie ogrodka i opuszczanie deski klozetowej, ale nie uczucie. nie widze w tym zadnego sensu. po co ten belkot pozbawiony sensu? przekonaloby mnie zupelnie inne podejscie do slubu. takie, jakiego nikt mi nie jest w stanie przedstawic. moge zyc z kims bez slubu, tego wymuszanego przez rodzine przasnego zwyczaju (im mniej wyksztacona i obyta tym bardziej dogadujaca, najlepsze sa wszystkie kuzynki ze wsi). co mi daje slub? przyzeczenie mnie nie interesuje bo jest bledne i nielogiczne. dobre dla lubiacych bajki o ksiezniczce, ksieciu i krasnoludkach. zreszta jest mi niepotrzebne. wole, zeby ktos byl ze mna, nie zdradzal, bo mnie kocha, a nie bo przyrzekal. jesli slub bylby bardziej niedotepny, nie dla kazdego, trzeba by bylo przejsc specjalne kursy, zdac testy, pewnie bym sie starala go wziac. jesli bylby dla mnie jakas atrakcja warta swojej ceny - tez.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja troche mlodsza od was
U niektórych osób po prostu się pojawia chęć pewnego dnia. I ona nurtuje i nieodpuszcza. To wcale nie jest parcie rodziny, ani otoczenia, bo jeśli ktoś nie chce to tego nie zrobi. Niby to tylko przyrzeczenie wierności, niby to jest nie ważne, ale to, jest taka hmm ogromna deklaracja ze strony tej osoby. Jeśli chłopak bardzo kocha swoją dziewczynę i wie, że to jest jej marzeniem, to dla czego tego nie zrobi? Skoro to jest takie "nieważne", bo ważniejsze jest tylko uczucie (które akurat jest deklarowane) to co mu szkodzi? Nie wszyscy traktują to jako powinność czy obowiązek. Nie dziwię im się. Czekając tyle lat na łaskę faceta, przychodzi nawet czasem poczucie odrzucenia, obniżone poczucie wartości. Do tego dochodzi aspekt religijny, często młodzi ze sobą mieszkają przed ślubem, a potem dziewczyna nie wie jak się wyplątać. Nikomu się przeprowadzić nie chce, bo jest razem wspaniale, no ale ślubu chce tylko jedna osoba... Niektóre dziewczyny chcą mieć większą rodzinę, kiedy mają ją niby założyć? Myślę, że to kwestia dogadania się, a jak nie dogadania się to konfliktu interesów. To smutne, że nadchodzi czas, kiedy trzeba się już określić, no i często nic z tego powodu nie wychodzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak działa mózg faceta
Cytat z Rutkowskiego, gdy opowiada o swojej rodzinie: "Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę chciał wziąć ślub, ale gdy spotkałem Magdę, nawet się nad tym nie zastanawiałem. Chciałem powiedzieć światu, że ta znajomość jest naprawdę dla mnie ważna, że to nie jest żart. A nie ma nic bardziej spektakularnego niż powiedzenie „tak przed rodziną i tłumem znajomych." to mniej więcej tak właśnie tak działa mózg faceta. Jak uznał, że spotkał tą jedyną, to się nie waha. Każda z nas przecież zna chociaż jedną taką sytuację: ona i on są ze sobą od x lat, mieszkają razem, ale on wciąż "nie dojrzał do ślubu". Po czym poznaje inną i "dojrzewa" w 3 miesiące. Przykre, ale prawdziwe. Nie wiem, co bym zrobiła na Waszym miejscu, bo po prostu nie wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji. Nie byłabym z facetem, który nie uważa mnie za najlepszą możliwą kobietę dla siebie i wciąż jest w trybie czuwania, czy się aby lepsza nie trafi. Mój twierdził, że wiedział, że zostanę jego żoną od mniej - więcej drugiego spotkania. Mnie musiał przekonywać do tego pomysłu ciut dłużej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja troche mlodsza od was
Ale większość z nich jest pewna co do tej kobiety, tylko poprostu nie odczuwają potrzeby brania ślubu. Przykre jest, ale też nie będę rzucała chłopaka tylko z tego powodu, bo mam taki kaprys, że akurat TERAZ chcę. Z drugiej strony relacje także ulegną pogorszeniu, jeśli będę czekać nieskończenie, na ten krok. Może rzeczywiście, jest to kwestia niedobrania, a może chodzi o to by pokazać "nie masz mnie na własność"? Jeśli on wie, że ja będę czekać wiernie, aż wkońcu się namyśli i zdecyduje, to... To wiadomo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To ja dodam coś od siebie. Nie będę opowiadać całej swojej historii, bo jest naprawdę długa. Dlatego w skrócie. Klasycznie - ja chciałam, on nie. Nie naciskałam, dzieliłam się marzeniami. On wyszukiwał coraz bardziej absurdalne argumenty, aż po słowa, że ma ważniejsze wydatki, niż zbieranie na "głupi pierścionek zaręczynowy i durne wesele". Ja się w końcu wypaliłam. Tak po prostu. Facet, który nie podziela moich pragnień, patrzy na życie zupełnie inaczej, chce czego innego, nie jest dla mnie. Ja rozumiem odwlekanie ze względu na finanse, kiepską sytuację zawodową, nawet ze względu na to, że partner chce się wyszumieć. Ale kategorycznego "nie, bo nie" nie zrozumiem. I rzeczywiście to się skończyło. Teraz jest mi po prostu lżej. Czy lepiej? Nie wiem, ale czuję jakby kamień spadł mi z serca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiciorek-ek
a moim zdaniem przesadzacie z tym ślubem. Tak się zastanawiam, czy Wy w ogóle jesteście pewne swoich partnerów... Ja mam 34lata, partner 31- mamy wspólne dziecko, wspólne mieszkanie, budujemy dom. Tak szczerze nie w głowie mi ślub- szkoda mi kasy, szkoda mi czasu. Ufamy sobie i jesteśmy ze sobą dobrowolnie- po prostu. Myślę, że wspólne dziecko, wspólny kredyt wiąże bardziej niż przysięganie przed ludźmi, Bogiem czy kimś tam jeszcze miłości aż po grób. Jeśli chcesz być z kimś całe życie i tak dbasz o tą miłość, nie pozwalasz jej umrzeć- czy przypięczetujesz to ślubem czy nie- jedna ryba :) Ja jestem szczęśliwa w związku, który trwa jakies 6-7lat. Zdarzają się koflikty, jakies problemy ale jesli ludziom po prostu zależy to je pokonują. I tyle w temacie. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zgadzam się. Ślub nie gwarantuje, że będę z tym mężczyzną aż po grób. Ale ja po prostu tego chcę. Chcę przysiąc tę miłość, chcę być żoną, chce móc decydować o moim mężu w razie choroby... powodów jest mnóstwo. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiciorek-ek
Spinster- ale przecież argument "bo ja chcę" jest dziecinny :) Tak samo może powiedzieć druga strona "bo ja nie chcę". A miłość przecież przysięgasz każdego dnia- własnymi czynami. Co do nazewnicta żona/ mąż - o nas i tak wszyscy tak mówią:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie jest to dziecinny argument. Ja chcę z powodów religijnych. Ale może ktoś inny po prostu chce. Wiadomo, że decyzji o małżeństwie nie podejmuje się spontanicznie, jak np. o zakupie nowej kiecki, bo chcę i już. A jak jedna osoba chce ślubu, a druga nie, to znaczy, że nie są dla siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja też jestem za ślubami
też jestem za ślubami jesli dwoje ludzi naprawdę deklaruje się że chce spędzić ze sobą resztę życia. Rzadko się spotyka żeby ktoś żył długo i szczęśliwie w konkubinacie, dziewczyny piszą o 5, 7 nawet 10 latach a gdzie reszta życia, znam małżeństwa które szczęśliwie przetrwały 20, 30 lat i więcej, a o tak długich konkubinatach nie słyszałam. To znaczy że albo w końcu się zmieniają te wartości i się w końcu bierze ślub albo ludzie po latach się rozstaja. Może za granica to jest bardziej popularne. Ja myślę że każdy zanim się zdecyduje na pójście pewna drogą to chciałby usłyszeć że ktoś kiedyś ta drogę pomyślnie przeszedł, bądźmy szczerzy, dużo więcej jest małżeństw które przeżyły ze sobą to deklarowane całe życie niż konkubinatów, nie ważne czy przez poglądy czy przez to że mamy takie społeczeństwo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiciorek-ek
większość konkubiantów po prostu się pobiera- może dlatego nie słyszałaś o długich i szczęśliwych nieformalnych związkach? My też planujemy kiedyś ślub- w naszym kraju niestety nie ma możliwości umowy między dwojgiem ludzi, która normowałaby ich związek prawnie. Gdyby była taka możliwość 90%takich par ślubu by nie brało. A co do wyboru własnej drogi- nie sądzę, żeby ludzie kierowali się tym ile ktoś inny przeżył w takim a nie innym związku. Każdy sam sobie wybiera na jakich zasadach żyje. Poza tym komu się chce na stare lata rozwodzić??? Dzielić majątek i inne bzdety? I ludzie tak trwają razem ale osobno do śmierci :) Spinster- najpierw piszesz, że "chcesz" potem, że z powodów religijnych...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bo i chcę i z powodów religijnych. Pisałam, że powodów jest wiele. A to w konkubinacie nie ma podziału majątku w razie rozstania? Zostawia się wszystko po latach i odchodzi? Jest podział i powiem Ci, że wygląda on zdecydowanie gorzej niż w przypadku rozwodu, bo trzeba udowadniać, że połowa tej sofy należy do mnie i połowa tamtego laptopa też. A w małżeństwie jest wszystko jasne, jeśli nie ma intercyzy, to dzielimy się po równo i nie ma zabaw z namawianiem znajomych, żeby świadczyli coś tam przed sądem. Chyba, że rozwód jest z orzeczeniem o winie, to wtedy też jest pranie brudów. Wyobraź sobie, że Twój konkubent odchodzi (czego oczywiście nie życzę, mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi ze ślubem czy bez). I zostawiłabyś mu Wasz majątek? Na pewno nie. A co do tych 90% par, które wolałyby umowę niż ślub... To po co wymyślono śluby humanistyczne? Ano właśnie po to, żeby ateiści lub homoseksualiści mogli złożyć sobie przysięgę małżeńską, mimo iż żadnych skutków prawnych ślub ten nie ma. Czyli jednak są ludzie, którzy po prostu chcą ślubu. Każdy ma prawo wyboru i to trzeba szanować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiciorek-ek
pewnie, że każdy ma prawo wyboru. Ja przecież niczyich nie neguję :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jak działa mózg faceta
Kiciorek, ale przecież ślub cywilny jest właśnie taką "umową". To nie jest ślub sensu słownikowego, bo za złamanie ślubu (powiedzmy - ślubowania żołnierskiego) są surowe konsekwencje odgórne (za zerwanie ślubu wyznaniowego są odgórne surowe konsekwencje religijne), a w przypadku złamania ślubu cywilnego jest po prostu rozwód i tyle. Czego Ci brakuje w ślubie cywilnym żeby był taką "umową"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość j.b.c.
tylko bez ślubu możesz wszystko załatwić między sobą, umownie, nie potrzebujesz do tego żadnej instytucji. takie udowadnianie,czyja jest kanapa jest wtedy,gdy dogadac sie nie mozna. w przypadku slubu zawsze musisz miec sad i podzial majatku. masz z gory narzucona wspolna odpowiedzialnosc. żeby zmienić formułę ślubu na bardziej dostosowaną trzeba by zawrzeć dodatkowo umowę majątkową, ale ona dotyczy tylko dzialu majatku. wszedzie gdzie wymagane musisz podawac meza, do zawarcie kazdej waznej umowy potrzebny Ci podpis meza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tego, że bez sądu możliwy jest sprawiedliwy podział majątku nikt mi nie wmówi. Owszem, są tacy ludzie, że potrafią się dogadać i kulturalnie załatwić sprawę, ale to się rzadko zdarza. Nie muszę daleko szukać. Moja znajoma uzgodniła z mężem, że rozwód będzie bez orzekania o winie, mimo, że wina był jego. Ale chciała załatwić to szybko. A on na sali sądowej powiedział, że na rozwód się nie godzi, bo kocha swoją żonę. Efekt był taki, że prali brudy przez 3 lata w sądzie, on wynajął detektywa, który miał udowodnić jej niewierność (a przypominam wina była jego) itp. W końcu się udało i sprawiedliwie wszystko zostało podzielone. I takie cyrki działy się przy rozwodzie. Ona żyła z tym mężczyzną 10 lat i NIGDY nie powiedziałabym, że okaże się takim chamem. Nawet po decyzji o rozwodzie uważała, że się dogadają. A co by było bez ślubu? Pewnie spędziliby w sądzie 2 razy więcej czasu, a i to nie wiadomo, czy wyrok byłby sprawiedliwy, ponieważ bardzo trudno jest udowodnić kto jak wkład finansowy miał w ten związek. Do tego między innymi potrzeba jakiś rachunków, najlepiej imiennych faktur, które i tak w większości przypadków są wypisywane na jedno nazwisko, bo zawsze coś tam od podatku odliczyć można. Także małżeństwo cywilne jest naprawdę zabezpieczeniem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiciorek-ek
w ślubie cywilnym przeszkadza mi to, że zasadniczo po takim "akcie" stanowimy jedność- musze mieć zgodę męża do wszystkiego, wspólna zdolność kredytowa itp. A gdybym mogła zawrzeć umowę cywilno-prawną po prostu "ustalilibyśmy" tematy, które nas interesują- np. prawo do dziedziczenia, rozdzielność majątkową itp. No i rozwód- musisz się tłumaczyć przed obca babą dlaczego się rozwodzisz, uzyskac na to zgode małżonka itp. A żyjąc w konkubinacie sam sobie wszystko możesz ustalić- ze zgodą lub zgody partmera:) Tak jak Spinster pisze- facetowi się "odwidziało" i rozwód trwał trzy lata- no sorry!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kiciorek-ek - tylko co to by było, gdyby oni żyli w konkubinacie? Pewnie puściłby ją z torbami. Ja wiem, że miłość miłością i że małżeństwa często trwają siłą rozpędu, ale są też związki nieformalne, które istnieją również tylko dlatego, że przyzwyczajenie, że trudno dzielić majątek itp. A nie rozważasz intercyzy? Z tego co wiem, można mieć i w małżeństwie rozdzielność majątkową i wówczas żaden podpis małżonka nie będzie Ci potrzebny, a zyskujesz inne prawa, jak choćby decydowanie o małżonku razie jego (tfu tfu) choroby. Ja wiem, są rożne rozwiązania prawne, choćby testament w kwestii dziedziczenia. Ale czasami rodziny zmarłego są tak wyrachowane, że próbują obalać i testamenty i też zaczyna się włóczenie po sądach. Dlatego chyba najlepiej dowiedzieć się o jakąś dobrą formę intercyzy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A co do zgody partnera w konkubinacie w trakcie rozstania, to też może być z tym kiepsko. Bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi. Ja po 2,5 roku związku dopiero dowiedziałam się z jakim człowiekiem żyję, smutne, ale prawdziwe. Także uważam, że podział majątku w konkubinacie może być o wiele trudniejszy niż w małżeństwie cywilnym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiciorek-ek
ale dlaczego miałby ją puścić z torbami? My, np. wszystkie cenne rzeczy (ziemia, mieszkanie itp.) mamy jako współwłasność- ja 50% i partner 50%. Kredyt na budowę domu też mamy jako współwłaściciele mieszkający w "jednym gospodarstwie". Proste i klarowne. To są rzeczy istotne- głupotą jest udowadnianie, że pół kanapy jest Twoje :):) I jeszcze jedno- my już jesteśmy razem jakies siedem lat. Przetestowani w różnych sytuacjach- łącznie ze wspólnym porodem, opieką nad dzieckiem czy zakusami teściów na nasze mieszkanie. I naprawdę nie wiem co by się musiało stać, żebyśmy się rozstali. Ewentualnie kryzys wieku średniego u mojego męża :P:P:P I jak sobie czasem myślę, jakby to mogło być to nie widzę, żednych wspólnych dóbr które prawnie byłyby nie wiadomo kogo. A przynajmniej, jeśli by do rozstania doszło, nie muszę się tłumaczyć przed jakąś obcą babą dlaczego ustało pożycie małżeńskie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No nie musisz się tłumaczyć. Ale zawsze trzeba zadbać o to, żeby były dowody na to, że połowa czegoś jest Twoja. Ty akurat o tym pamiętasz, super. Ale mnóstwo par nie. Na przykład jedno kupuje mieszkanie, drugie je urządza. I co w momencie rozstania? Mienie ruchome na upartego można zabrać ze sobą, ale kafelek, paneli czy innych rzeczy, których wynieść się nie da, już nie. Mówisz, że nie wiesz, co musiałoby się stać, żebyście się rozstali. Ta żaden argument. Myślisz, że ludzie stojący na ślubnym kobiercu mają w głowach myśl, że za 7 lat mogą się rozstać z jakiegoś tam powodu? Nie, oni są przekonani tak samo jak Ty, że będą ze sobą już na zawsze. Nigdy nie wiesz, jaki człowiek jest, dopóki się z nim nie rozstajesz. Owszem są honorowi ludzie, którzy mimo braku papierka dzielą się pół na pół i jest ok. Ale są też tacy, którzy dzielić majątku nie chcą. A konkubinat tylko im w tym pomaga, bo jest 3 razy więcej bieganiny po sądach i udowadniania, że coś jest wspólne. I nie rozumiem jednego. Dlaczego ludzie żujący w konkubinacie mówią o sobie "mąż" i "żona"? Przecież nie są małżeństwem, ba nie chcą nim być. Więc czemu przywłaszczanie sobie tego nazewnictwa? Ja wiem, "konkubent" i "konkubina" brzmi okropnie, też mi się to nie podoba. Ale "partner" i "partnerka" już nie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiciorek-ek
a nazewnictwo akurat mogę Ci wytłumaczyć:) My zawsze mówilismy o sobie chłopak/dziewczyna:) Ale, że długo ze sobą mieszkamy, na wszelkie uroczystości rodzinne chodzimy więc najpierw rodzina, potem znajomi zaczęli nas nazywać mąż/żona. Dodatkowo wszyscy postronni ludzie (facet od liczników, lekarz w szpitalu, babka na poczcie) też mówili do nas coś w stylu: " a to niech mąż pokaże", albo "niech mąż podpisze" itp. Więc sami przyzwyczailiśmy się do tego nazewnictwa:) Przecież nie będę facetowi z Enionu tłumaczyć, że to mój partner a nie mąż :) Tak samo w szpitalu- babka wpisywała, że mąż będzie przy porodzie. Potem spytała o "status" cywilny i pomimo tego, że mówiłam panna i tak wszystkie położne zwracały się do niego per mąż :) Wydaje mi się, że po prostu utarło się, że ludzie żyjący razem są małżeństwem. Mnie to nie przeszkadza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mnie też nie przeszkadza :) wiadomo, że nie ma sensu wszystkim tłumaczyć co i jak, bo człowiek by zwariował ;) a poza tym co to kogo obchodzi :D tak tylko mnie to zastanowiło :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiciorek-ek
dokładnie: co to kogo obchodzi:) A jak ktoś pyta, czy jesteśmy małżeństwem to nie kłamię, bo nie wstydzę się tego, że ślubu nie mamy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No pewnie, skoro świadomie podjęliście taką decyzję, to nie ma czego się wstydzić. Trzeba bronić swojego zdania, bo inaczej ludzie na głowę wejdą. A to nie o to chodzi, żeby żyć wg czyiś zasad :) Ja małżeństwa chcę - ok. Wy póki co nie - też ok, Wasze życie :) co najwyżej można podyskutować i wymienić argumenty ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiciorek-ek
fajnie, że można pogadać bez obleg:) Chociaż powiem, że czasem jak słyszę różne docinki jakiś dalszych znajomych czy tutaj na kaffe to mi się "bebechy przewracaja". Że pewnie mój partner nie chce się ze mną ożenić, że zostanę sama z niczym (chociaż zarabiam więcej niż on), że jestem starą panną- żal. Najlepsi to są moi rodzice- na początki codziennie nam głowę suszyli o ślub, o chrzest- a teraz jak widza, że jesteśmy szczęśliwi to stwierdzili, że może to niegłupie...:P Mój tata nawet mi czasem mówi" tylko się córką nie żeń":):) Także ludzi mi bliscy w pełni akceptują nasz wybór- i to najważniejsze:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Fakt, też bym się bała, że facet mnie zostawi, a ślub to jednak trochę cementuje, trochę daje do myślenia przed ewentualną decyzją o rozwodzie. Mnie też rodzina goniła do ślubu, a tu bach, w końcu związek się rozpadł. Także dobrze, że nie ulegliśmy, bo teraz nie mieliśmy żadnych innych wspólnych zobowiązań typy kredyt, więc obeszło się bez podziałów. A gdybyśmy jednak ulegli, to było by kiepsko. Warto jest mieć swoje zdanie i je jeszcze obronić :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiciorek-ek
a dlaczego byś się bała, że facet Cię zostawi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×