Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Lea99

Do samotnych - czy pogodzilyscie sie z tym, ze byc moze od konca zycia bedziecie

Polecane posty

Gość a.....
A czy szukacie miłości, czy patrzycie też na inne cechy partnera. Czy mając wyższe wykształcenie, własne mieszkanie np. chciałybyście faceta bez wykształcenia i bez mieszkania, gdyby był przypuśćmy wartościowym człowiekiem ? Oto jest być może zagadka samotności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
Noga żyrafy nie wiem, czy pewność, raczej wielka obawa, strach przed tym, że się nic nie zmieni. A skąd? Po prostu patrzę na swoje dotychczasowe życie, które było bardzo dalekie od tkwienia w marazmie. Wychodziłam z domu, spotykałam się z ludźmi, byłam otwarta, a mimo to jestem w takiej sytuacji, w jakiej jestem. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić, żeby to zmienić. Trudno wierzyć, że nagle los się odwróci, bo niby dlaczego? Poza tym czas mija nieubłaganie, może i można spotkać miłość swojego życia nawet w wieku 45 czy 50 lat, tyle, że wtedy na pewne rzeczy jest już po prostu za późno... A z tym pogodzeniem się... myślę, że chodzi po prostu o to, że jak człowiek przestaje żyć nadzieją na coś, co być może nigdy nie nastąpi, to w jakimś sensie może być łatwiej. Kiedy już na nic nie czeka, oszczędza sobie bólu i rozczarowania, że mimo wiary i wysiłków to czego się tak bardzo pragnęło nie nadchodzi. Ale jak już pisałam ja się pogodzić z tym nie potrafię i myślę, że w każdym ta iskierka nadziei jednak zawsze pozostaje. a..... Nie oceniam ludzi przez pryzmat wykształcenia i stanu posiadania. Moja samotność nie wynika z oczekiwania na księcia z bajki czy zbyt wygórowanych wymagań i w tym sensie nie jest samotnością z wyboru. Rzecz w tym, że jak dotąd nie spotkałam faceta, który by się mną zainteresował. Zupełnie jakbym jako potencjalna partnerka dla nikogo nie istniała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z drugiej perspektywy...
hej, dziewczyny :) zaciekawił mnie wasz wątek, bo do niedawna czułam to co wy. przez długi czas czekałam na kogoś fajnego...czekałam i miałam nadzieję, że w końcu spotkam kogoś mi przeznaczonego. w końcu dość miałam samotnych weekendów, wakacji w pojedynkę, ponurych wieczorów. powiedziałam sobie dość i wzięłam sprawy w swoje ręce :) i tak od półtora roku jestem strasznie szczęśliwa :) miałam wielkie szczęście :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
O to samo miałam zapytać ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z drugiej perspektywy...
jako, że pracuję w sfeminizowanym środowisku, stwierdziłam, że w pracy raczej nie poznam swojego jedynego :P na imprezy chodzę rzadko, znajomi dawno pożenieni i dzieciaci, więc nawet spotkać się nie mają czasu...wpadłam więc na pomysł spotkania się z facetem z internetu. pierwsza, druga randka do bani :) trzecia okazała się strzałem w 10 :) ot i wszystko :) dlatego pisałam, że mam szczęście :) w końcu w necie aż roi się od dupków, zdradzaczy, oszustów, zboczeńców na seryjnych mordercach kończąc ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kacha8883333
a w normalnym zyciu to inni sa ludzie??? sa tacy sami. gdyby tak nie bylo to nie bylo by rozwodow

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z drugiej perspektywy...
nie no, też są :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jesienna78
Z Drugiej,...faktycznie, miałaś szczęście, że udało sie - do 3 razy sztuka:D Moja znajoma przerobiła chyba cały zestaw popaprańców z netu, była zalogowana na paru portalach randkowych. Obecnie spotyka się z jednym facetem wydaje się w końcu normalnym ale jest nad wyraz ostrożna. Ja po porażce ze znajomością z netu nie mam sił ani odwagi tam wrócić. Wiem, wiem, nie ma książąt, wcale na nich nie liczę, tylko nie wiem doprawdy gdzie tu poza netem poznawać mężczyzn, w pracy też same baby..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eee tammm
wcale nie jest źle być samej, pod warunkiem że ma sie znajomych, przyjaciół i rodzinę! z mojego punktu widzenia wygląda to tak, że bardziej wolałam swoje życie kiedy byłam singielką, niż teraz kiedy jestem w związku, to moje zdanie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do eee tammm
A jaki jest sens być w związku, w którym jest Ci gorzej niż gdy byłaś sama???? Nie lepiej w wrócić do tego życia, które wolałaś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jedno małe szczeście...
byce samotnym to nic fajnego...czlowiek to takie stworzenie ktore potrzebuje akceptacji,uznania,bliskosci.nie tylko potrzebuje to otrzymywac ale i dawac.ale komu jesli nie ma nikogo komu by na nas zalezalo?ja uwazam ze to troche niesprawiedliwe ze jedni moga byc kochani a inni nie...bo jesli inna moze kogos miec a ja nie,to co ze mna nie tak?!czemu nie ja?!bo co?!jestem do niczego,bezwatrościowa...tak czuje ja...to strasznie przygnebiajace uczucie i niestety czas go nie leczy,a przeciwnie-poteguje:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jesienna78
Eeee tam, oczywiście, że lepiej być samemu,jedli tkwi sie w kiepskich związku. Natomiast z wiekiem ludzie zakładają rodziny, maja swoje problemy, przyjaciele maja coraz mniej czasu na spotkania, bo rodzi sie np. kolejne dziecko, przybywa obowiązków, itp. Podobnie rzecz ma sie z rodzina - jesli masz na mysli np. rodzenstow. Oni również układają sobie zycie, nierzadko rodzina rozjeżdza sie po swiecie, nie doswiadczas wtedy jako osoba samotna tych drobnych, codziennych "wymian" jakie dokonuja sie we własnej rodzinie, zwiazku. To sie docenia po utracie tej wzajemnej wymiany ( i juz tu nie wnikam w szczególy, bo kazdy wie o co chodzi:)). Fajnie jest gdy ma sie 20, 20-scia pare lat, dopokoi otaczaja nas ludzi o tym samym statusie. Potem niestety..budzisz sie z reka w nocniku bo w swym otoczeniu widzisz coraz wieksze pustki. Taka prawda niestety. Oczywiscie, jesli singiel ma wokól siebie rónie szczęsliwch singli, tworza oni silna grupe, spędzaja wspólnie czas, daja sobie wzajemnie to, co daje sie w zwiazku czy rodzinie, to ok:) ja niestety wokól siebie widze to co opisałam powyzej..nawet moja najblizsza przyjaciólka własnie sobie kogos przygruchała i jesli ona sie "ustatkuje" to wiem, że normlana koleja rzeczy będzie czas spedzała z facetem, moze pomysla o rodzinie.. Jedno małe szczecie..zgadzam sie z Toba :(:(:(:( Tylko, że chyba nie do konca "jedni moga byc kochani,a inni nie"..To raczej mix szczecia, naszych decyzji, zaangazowania w np. poszukiwania a nie pewniku, że jedni moga a innym z ustawy nie dano bycia kochanym. Ja np. wiem, że nie moge powiedziec: duzo zrobilam dla siebie - a los zaszydzil ze mnie, ze nie moge byc kochana..nie..ja się chyba wycofałam, ale wynika to cóz..z przeszłości,.,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z drugiej perspektywy...
dziewczyny, zabraniam wam myśleć o sobie w ten sposób, że jedni mogą być kochani, a drudzy nie, bo KAŻDY ma prawo do miłości (z obu stron), a nie wybrani!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dorotayyyyyyyyy
z drugiej perspektywy, każdy ma prawo do miłość,ale nie każdemu jest dane jej doświadczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mirabelllllllla
stare panny :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z drugiej perspektywy...
hmmm być może jeśli nie pozwoli się sobie na uczucia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1Dominika1
@Mirabelllllllla aleś ty GŁUPIA!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie można się pogodzić z takim myśleniem, życie mile zaskakuje i mam nadzieję, że mnie tak zaskoczy :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lea! jak się cieszę, że założyłaś ten wątek. Te Wasze - Twoje, May77, Jesiennej - są mi ostatnio ogromnie bliskie, nie mam jednak odwagi ze znajomymi o tym porozmawiać. Wstyd przed samą sobą? Niektórzy pisali o tym, że sprawę samotności ułatwia świadomość, że juz sie kiedyś z kimś było. Nie byłam z nikim, nie poznałam "smaku mężczyzny" (bardzo ładne określenie którejś z Was) choć wydawało mi sie, że już tuż, tuż... Koleżanka poznała mnie z chłopakiem - była przekonana, że będziemy do siebie pasować. On od razu zaprosił na wyjazd na ślub znajomego, były spotkania, dodatkowo próby fizycznego zbliżenia się do mnie ("mizianie" po ciele (a było to lato...), przekraczanie tzw. intymnej sfery przy siadaniu), czułe pocałunki na powitanie i pozegnanie, zabieganie z jego strony o ponowne spotkanie, akceptacja nas (tak, nas, bo zostaliśmy uznani za parę) ze strony jego znajomych. I co? Skończyło się tak nagle jak się zaczęło. Nie wiem dlaczego, nie zechciał sie wytłumaczyć, a nawet powiedzieć "to koniec", a mi duma nie pozwala się dopytywać dlaczego tak się stało. Uważam, że zadawanie takiego pytania poniża kobietę, choć z drugiej strony, gdzieś tam w środku siebie, chciałabym wiedzieć... Analizowałam i doszłam do wniosku, że absolutnie z mojej strony nie było nic co pozwoliłoby mu tak po porstu skończyć wszystko. O ile oczywiście to wszystko, co mówił było prawdą. Piszę, że nie poznałam smaku faceta, bo mam poczucie, że zostało mi coś odebrane czego jeszcze na dobrą sprawę nie poznałam. Tak jakby dziecku pokazać cukierek i zaraz go zabrać. Więc czy fakt, ze już sie z kimś było (wiem, zaprzeczam sama sobie: z jednej strony nie byłam ale z drugiej przez te 2,5 miesiąca jednak byłam) naprawdę ułatwia bycie samotnym? Moim zdaniem nie, nawet potęguje to poczucie. Jest we mnie teraz mnóstwo rozgoryczenia, złości, smutku, może też zawiści (?). Myślę, ze nie potrafiłabym liczyć na "coś więcej" ze strony (bardzo) ewentualnego przyszłego mężczyzny, bo ten sprawił, że straciłam zaufanie do mężczyzn jako do ludzi: coś obiecują, a potem tę obietnicę nagle łamią. Nie mam jednak uczucia odrzucenia przez znajomych tych mężato-żonato-dzieciatych (rodzina sie nie wypowiada, choć to pytanie zawsze "wisi w powietrzu). Przeciwnie, chcą żebym wychodziła, spotykała kogoś, są pełni naprawdę życzliwych rad. Wychodzę, choć nie w ich gronie (dyskotekowe spędy mnie nie interesują), mam swoją pasję do realizacji której mężczyźni są niezbędni. I nic. Próbowałam poznawać przez internet, nawet sama dałam ogłoszenie - po odrzuceniu jawnie seksualnych znalazły się 2-3 sensowne. Nie zdecydowałam się na spotkanie - balam się; również z czysto wiktymologicznych względów, a także dlatego, że muszę się z kimś oswoić, by otworzyć się psychicznie, być "na luzie", a to zabiera trochę czasu. Jeden z nich nazwał mnie dlatego całkiem ciekawie: "nieoswojona wiewiórka". Poza tym dziwna sprawa: przez żonatych jestem uważana za ciekawą i atrakcyjną, przez tych nieżonatych - wniosek z tego, że nie. Ktoś napisał, że być może tajemnicą samotności jest to, że mamy zawyżone wymagania. Dla mnie wybór wyksztacony i zamożny cham -niewykształcony, ale mądry życiowo, zaradny, mniej zamożny "prostak" jest prosty. Zawsze wybiorę tego drugiego. a nawet jeśli ten wykształcony nie byłby chamem to mądrość życiowa i empatia wygra. I jeszcze jedno: czuję się gorsza z powodu tej samotności. Ale to poczucie gorszości jeszcze bardziej spotęgowała bliska koleżanka, z którą od zawsze rozumiałam się bez słów. Zawsze wspierałyśmy sie w naszej samotności, dopóki nie wyszła za mąż. W pwenym momencie, już po swoim ślubie, powiedziała, że cieszy się, ze wreszcie kogoś znalazła, bo już sądziła, że zawsze będzie taka dziwna, taka gorsza. Nie miała nic złego na myśli, zwyczajne zwierzenie się. Ale zabolało. Bardzo, bardzo słabo tli się jeszcze nadzieja, ale powoli godzę sie z tym, ze z mężczyzną nie będę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieprawdziwy pseudonim
dobrze was rozumiem. dlaczego większość społeczeństwa (nie mówię o bliskiej rodzinie) uznaje osoby samotne za coś gorszego? te wszystkie uszczypliwości, komentarze, złośliwości...dlaczego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobre pytanie. Może to głęboko zakorzeniona w światomości "oczywista oczywistość", że rodzina jest podstawą społeczeństwa (zakładam, że związek dwojga = rodzina). A może najbardziej prozaicznie: mnie ktoś kocha, a was (samotnych) nie = mnie ktoś akceptuje, docenia, a was nie = jestem lepsza od was. To by tłumaczyło dlaczego wiele wartościowych ludzi (zarowno kobiet jak i mężczyzn) pozostaje w toksycznych związkach. Nie ze strachu, że nie dadzą sobie rady w życiu (problemy/uzależnienie finansowe), ale ze strachu, ze będą samotni bez wiary, ze znowu będą kochani. Tylko po co od razu komentarze, złośliwości? Moze im niższa samoocena tym większa duma z bycia z kimś i tym samym większa uszczypliwość wobec tych co jeszcze są samotni. Na zasadzie pogardliwego "ja też należałam/-em do tego bagna, ale już w nim nie jestem".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdzieś zniknęło co napisałam, spróbuję raz jeszcze. @ nieprawdziwy pseudonim: Dobre pytanie. Może przez głęboko zakorzenioną "oczywistą oczywistość", że związek dwojga = rodzina = pozostawienie czegoś po sobie = przedłuzenie własnego życia (przy założeniu, że związek dwojga daje dziecko/dzieci). A może najbardziej prozaicznie: zabezpieczenie jednej z podstawowych potrzeb: bycia kochanym, docenionym, zaakceptowanym? Może im mniejsza samoocena tym większa duma z bycia kimś: to MNIE ktoś akceptuje, a was (samotnych) nie = to MNIE ktoś wybrał i kocha, a was nie = JA jestem lepsza/-y. Na zasadzie pogardliwego: byłam/-em kiedyś w takim samym bagnie, ale juz nie jestem; nie jestem już takim nieudacznikiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tez samotna po 30
Tez jestem osobą samotną, ale u mnie wiem co jest problemem. Mianowicie moj wygląd, jestem otyła i z tego powodu mało też o siebie dbam. Mężczyźni nie wykazują żadnego zainteresowania takimi kobietami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sympatych67
Jest skuteczna afirmacja na znalezenie idealnego partnera.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
??? Ciekawe jaka? (Przepraszam za powtórzoną odpowiedź powyżej - dałam do usunięcia, może zniknie za jakiś czas).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieprawdziwy pseudonim
December77 masz rację, chyba właśnie tak jest. Polska jest katolickim i konserwatywnym krajem, więc rodzina (zwłaszcza z dziećmi) traktowana jest jako podstawa społeczeństwa i wyznacznik życia. jeśli żyjesz inaczej niż większość, tzn. nie masz dzieci, męża i upierdliwej teściowej na głowie, to jesteś inna, gorsza, żyjąca na przekór wszystkim zasadaom. tak właśnie uważa większość ludzi. niektórzy dają temu upust rzucając podłe komentarze...tylko jak niską trzeba mieć samoocenę, żeby wyznacznikiem szczęścia było głównie to, że z kimś jesteś...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pseudonimie:) myślałam raczej ogólnie, nie wytykając li tylko Polski. Raczej o tym, że we wszystkich ludziach tkwi ta potrzeba pozostawienia czegoś po sobie - artyści zostawiają swoje dzieła na przykład, a pozostali - dzieci. Nie wiem, może ci co nas samotnych "obrzucają błotem" mają inne powody, ja innego jednak nie widzę. Jak pisałam: moi znajomi naprawdę zachowują sie wobec mnie fair, nigdy nie usłyszałam od nich złego słowa na mój samotny stan. Nie mam wiec dręczyć takim pytaniem;) Hm, trzeba by było tez się zastanowić dlaczego nas samotnych tak bardzo boli, że niesamotni się czepiają albo że źle sie z tym po prostu czujemy że jestesmy same/sami. Czy my też mamy tak niską samoocenę? Czy to też wynik tej niezaspokojonej potrzeby społecznej - braku akceptacji czytaj miłości? Czy czegoś innego? W moim przypadku chyba to pierwsze, zawsze czułam sie "wyróżniona" gdy obok mnie szedł chłopak, choćby najzwyklejszy kolega. Ale inaczej czułam, gdy byłam w towarzystwie tego z którym, w najlepszej wierze, zpoznała mnie koleżanka. To było takie naturalne, że jestem przy nim, że jego znajomi biorą nas, nie wiedzieć czemu, za parę. Żadnej dumy, ze mnie tu facet obejmuje czy coś. Po prostu jak najbardziej zwyczajne. A więc jaka jest odpowiedź? nie wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieprawdziwy pseudonim
jasne, że nie tylko Polska jest taka...tylko, że jakoś wydaje mi się, że nasi sąsiedzi np. Niemcy, Czesi mają bardziej liberalne podejście do życia. Jest ok, jeśli nikt między wierszami nie wytyka ci, że jesteś sama, więc gorsza... jasne, że milej jest z kimś u boku, kto o ciebie dba, tęskni itd,. człowiek jest w końcu zwierzęciem stadnym. w moim założeniu tworzenie z kimś związku, rodziny, posiadanie dzieci - to wszystko powinno być kolejnymi etapami życia, a nie dążenie do spełnienia określonego społecznego wzorca...z tego co widzę, duża część kobiet tak robi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieprawdziwy pseudonim
przed obawą, że zostaną same?...a gdzie w tym wszystkim szczęście, zadowolenie z życia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×