Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Lea99

Do samotnych - czy pogodzilyscie sie z tym, ze byc moze od konca zycia bedziecie

Polecane posty

Gość w dupie?
ludzie w ogóle nie są szczęśliwi z natury a o są to kłamią !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@ Pseudonimi: zgadzam się z Toba w całej rozciągłości. Również z tym, że presja, również własna, żeby mieć już tego jedynego/tą jedyną (i rodzinę) jest tak duża, że niektóre/niektorzy zostają w takich "niby" związkach przed strachem przed samotnością. Z dwojga złego wolę realizować scenariusz bez partnera. Z drugiej strony skąd tyle młodych na portalach randkowych? Nie mowię tu o młodych logujących się w jednym celu, ale o takich którzy przynajmniej na pierwszy rzut oka (w sensie prezencji i poczytania co i jak piszą) są sensowni?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W chwilach najgorszej samotności mówiłam sobie, że życie w samotności jest o wiele lepsze niż nieudany związek i to zawsze mi pomagało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieprawdziwy pseudonim
December77 - właśnie chyba tu tkwi sedno problemu. jestem pewna, że jest mnóstwo samotnych wartościowych ludzi ale brakuje czegoś, co sprawi, że w rezultacie się spotkają i stworzą szzęśliwy związek. Jedni próbują kogoś poznać, szukają, chodzą na imprezy, spotykają się z płcią przeciwną. wszystko byłoby ok, gdyby (w części przypadków) nie pewna doza desperacji. mam wrażenie, że właśnie ta desperacja sprawia, że kobiety tracą dystans do poszukiwania życiowego partnera. Drudzy, zrażeni wcześniejszymi doświadczeniami boją się zaryzykować znajomości, przejęcia inicjatywy, spotkania z kimś, kto mógłby okazać się świetnym partnerem. jeszcze inni mają nadzieję, że w końcu na ich życiowej drodze pojawi się odpowiedni kandydat na żonę/męża ale z doświadczenia wiem, że nic nie robiąc można czekać do usr... śmierci. Mnóstwo jest przypadków, tak dużo jak dużo jest ludzi. Samotność jest plagą XXI wieku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
Witajcie :) Fajnie, że wątek ciągle żyje Samotnych ludzi jest pewnie znacznie więcej niż nam się wydaje, gdy się wokół rozglądamy. O dziwo, jak widać po tym wątku są również takie osoby samotne od zawsze, które nigdy nikogo nie miały albo mają jakieś niewielkie doświadczenia. Tyle, że nie wiemy o swoim istnieniu, a szkoda, bo może nie czułybyśmy się aż takie dziwne i gorsze. Wydaje mi się, że samotność jest dziś traktowana często jako coś wstydliwego, do czego nie należy się przyznawać. Lepiej udawać, że jest się szczęśliwym singlem niż powiedzieć głośno,że nie jest się samotnym z wyboru i ten stan nam bardzo doskwiera. Wiele osób chyba zakłada, że osoby samotne same są temu w jakimś tam sensie winne (przynajmniej ja tak często odbieram sposób, w jaki jestem traktowana). Większość ludzi ma jednak w swoim życiu w tej dziedzinie ileś tam doświadczeń, związków (to prawda że czasem takich, w które lepiej byłoby się nie pakować, ale jednak też mnóstwo normalnych, nawet jeśli po jakimś czasie ich drogi się rozchodzą), potencjalnych kandydatów do związków (mniej lub bardziej poważnych), a w końcu układają sobie życie i traktują to wszystko jako coś normalnego, naturalnego. Jak widzą taką wiecznie samotną osobę, to łatwo dochodzą do wniosku, że coś musi być z nią nie tak widocznie sama zamyka się na ludzi albo jest nietrakcyjna, albo ma jakiś dziwny charakter, albo ma wygórowane wymagania względem potencjalnych partnerów etc. Zresztą osobom samotnym też jak widać trudno tak po prostu przyjąc, że cóż, najwidoczniej życie nam się dotąd nie ułożyło, ale to nie znaczy, że jesteśmy gorsze od innych. December77, moi znajomi (przynajmniej ci bliżsi) też nigdy celowo czy wprost nie powiedzieli mi nic złego na temat mojej samotności. Ale.... to są właśnie często takie nieświadomie rzucane uwagi, komentarze, o jakich pisałaś w odniesieniu do Twojej koleżanki. Czasem słowa pocieszenia czy współczucia. Szczęśliwe zakochana koleżanka kiedyś w przypływie szczerości po winku powiedziała mi, że bardzo chciałaby, żebym ja też kiedyś wreszcie coś podobnego przeżyła, żebym mogła zobaczyć jak to jest, bo nie mam pojęcia, co mnie omija i nie jestem w stanie zrozumieć, jak ona i koleżanki wokół się czują, jak żyją ....że nie rozumie, czemu ja jedna z naszego grona ciągle jestem sama i jest jest tak bardzo żal... No cóż, ja też nie rozumiem..... Ale generalnie to moje poczucie odrzucenia bierze się nie tyle z przykrych słów, co z faktu, że po prostu znajomi powolutku odsuwają mnie od swojego życia coraz częściej nie mają czasu (niby zrozumiałe, ale potem okazuje się że jednak się spotykają, tyle że w gronie samych par), nie mówią o problemach z mężem, dziećmi bo i tak nie zrozumiem itd. I tak w moim przypadku samotność na pewno ma wpływ na samoocenę, bo mam takie poczucie, że nikt mnie nie chce i zastanawiam się dlaczego. (Ale mi generalnie trudno jest zaakceptować, że to może być kwestia np. braku szczęścia, że nie spotkałam kogoś na swojej drodze. Takie mam tendencje, zeby analizować, szukać przyczyn i próbować coś zmieniać - i tutaj szukam tych przyczyn w sobie...). Ale samo uczucie samotności to u mnie - jednak nie kwestia presji i potrzeby podniesienia niskiej samooceny. W życiu nie chciałabym być w takim pustym, desperackim związku ze strachu przed samotnością albo żeby pokazać komukolwiek, w tym sobie, że jednak nie jestem gorsza. Choć macie rację, że pewnie wiele osób się w coś takiego pakuje. Zwyczajnie brakuje mi czyjegoś ciepła, wsparcia, bliskości, uczucia. Myślę, że to po prostu jedna z najgłębszych potrzeb człowieka. A co do samooceny to wiem, że muszę pracować nad nią sama, nie przez desperackie szukanie akceptacji u innych. Choć to baaaaaaaaardzo trudne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a mi szkoda
fajny temat też się długo zmagałam z tym, czy mam się wreszcie POGODZIĆ z samotnością i co to pogodzenie miałoby tak naprawdę oznaczać - bo kojarzyło mi się z czymś porównywalnym do położenia się w trumnie;) wreszcie, mając 33 lata - nigdy nie byłam w jakimś poważniejszym związku - tylko jakieś tam randkowania, "zakochonia" w facetach, co mnie nie chcieli, itp - doszłam do tego, że postanawiam po prostu żyć godnie, choćby w samotności; z takim uczciwym przyznaniem się do tego, że samotność nie jest czymś, czego chcę, co sobie wybrałam - ale skoro to zostało mi dane - to nawet to przyjmę i będę żyła po prostu godnie; kochając moją rodzinę, siostrzeńców, przyjaciół (nie za wielu, ale akurat tak mam, że umiem przyjaźnić się z parami, trochę tak grzać się w ich cieple); pracując najlepiej, jak potrafię; zajmując tym, co mnie cieszy i daje satysfakcję - ale bez takiego "singlowania", udawania, że niesamowicie mnie to rajcuje; takie podejście dało mi jakiś taki wielki spokój, nawet - rodość tyle, że wtedy jakoś niedługo pojawił się ktoś, kto tę moją samotność przerwał; no i nie ma tak, żeby nagle wszelkie problemy odeszły - pojawiły się zupełnie nowe; do tego spokoju, jasności czasem mi się nawet tęskni;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
a mi szkoda No tak, ale wiadomo, że znalezienie bliskiej osoby nie spowoduje, że nasze problemy znikną, a życie będzie jak z bajki - przynajmniej ja tego nie oczekuje. O coś innego tutaj jednak chodzi... Poza tym, może i czasem tęsknisz do tych spokojnych czasów, a jednak z jakiegoś powodu nie wracasz do życia w samotności.... Podziwiam, że potrafiłaś się pogodzić z perspektywą samotności i poczuć taki spokój. Ja też staram się żyć najlepiej jak potrafię, angażuję się w pracę, pasje, nie zamykam na ludzi, realizuję się w wielu sferach życia, a mimo to gdzieś na dnie czuję pustkę. Mysl, że moje dalsze zycie może upłynąć w samotności, budzi we mnie tylko przerażenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieprawdziwy pseudonim
to jest normalne, że każdy ma mniejsze czy wieksze problemy. chodzi o to, że we dwoje łatwiej je przezwyciężac, a świadomość, że ktoś jest obok chętny do pomocy sprawia, że trudności nie wydają się aż takie straszne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@ A mi szkoda: jak ładnie to napisałaś: żyć godnie i to rozwinięcie o przyznaniu się przed samą sobą i wyjaśnienie, co to znaczy w naszym przypadku zyc godnie. Tak, o to chodzi. Tylko, że tak jak Ty, May78 (inspiracja dla mojego nicka:) pozdawiam:)), napisałaś: mimo starań godnego życia trudno nie czuć tej pustki. Przed chwilą przyszło mi do głowy, że może sami zupełnie nieświadomie odsuwamy od siebie potencjalnych partnerów. Może z jakiś względów oni sie nas po prostu boją lub czują coś innego, co sprawia, że nie "podchodzą" bliżej. Dziś na kursie tańca (to ta pasja do której mężczyzna/-źni są niezbędni. Niestety? Stety? ) znowu usłyszałam od trenera, że nie daję się prowadzić, że prowadzę się sama. Jak na złość potwierdził to też mój taneczny partner. A naprawdę się staram. Ale skoro oni wyczuwają to w tańcu to może też i inni wyczuwają jakąś swoją męską intuicją i uciekają? No i to by tłumaczyło dlaczego przyciągałam (tak na duużą odległość) chłopców, jak choćby tego niedawnego, pierwszego "bliższego" że tak to ujmę. May 78, szukanie w sobie i analizowanie nie jest złe, zawsze wychodzi na dobre. Czasami tylko, kiedy myśli sie zbyt dużo jest źle. A przy okazji: może któraś z Was czytała/słyszała. Kiedyś radio ktoś opowiadał o bohaterach pewnej książki: ona i on sie spotkali. Zapewne z jakiejś obawy postanowili spotkać się znów w jakimś przedziale czasowym. Powiedzieli sobie, ze jak sie spotkają to znaczy, że są sobie przeznaczeni i beda razem, jeśli się nie soitkają to szukać juz siebie nie będą. Nie pamiętam jak książka sie skończyła, ale to a propos tego, co napisała Pseudonim: że brakuje czegoś co sprawi, ze ludzie się spotkają i stworzą związek. Nie wiem jak Wy, ale lubię myśleć, że życie jest ułożone na zasadzie przyczyny i skutku, że coś zawsze prowadzi do czegoś choćbyśmy w danej chwili jeszcze nie wiedzieli po co nam takie a nie inne przeżycia, doświadczenia. To pomaga. Na trochę, ale zawsze to coś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość -Lenkaa-
Ja bylam sama przez 5 lat, po tym jak zostawil mnie chlopak, ktorego kochalam 'na zaboj'. Najpierw przez co najmniej rok mialam depresje, potem powoli wpadalam w zobojetnienie, ale przez cale 5 lat zaden chlopak nie mial ze mna szans. Zaluje, ze nie poszlam wtedy do psychologa/psychiatry, bo pierwszy rok byl taki,ze codziennie nie chcialo mi sie oddychac, jesc, zyc. Ale ostatni rok samotnosci byl super, mialam gdzies,czy bede kiedykolwiek w zwiazku,czy nie.Mialam przyjaciol i bylam bardzo szczesliwa. Potem jakos samo przyszlo, mialam jednego chlopaka, teraz od lat partnera. Pisze, bo chce powiedziec Wam dwie rzeczy. Singlowanie to nie powod do wstydu, daje duzo korzysci - poukladanie sobie zycia, myslenie o sobie w kontekscie odrebnej jednostki, polubienie siebie, wsluchanie sie w siebie, samodoskonalenie, zaciesnianie wiezi z rodzina, przyjaciolmi. I moze byc naprawde fajne! Druga rzecz - warto pomyslec,czy moze jest jakas wada, ktora blokuje Was od zwiazkow. Mam kuzynke, ktora od lat nie moze znalezc faceta, choc bardzo by chciala. Jest ladna, inteligentna, wyksztalcona, do tego dowcipna i uczynna. Ale jest jedna rzecz, ktora odpycha od niej wszystkich : jest 'wszechwiedzaca'. Wszystko wie lepiej, od motoryzacji po biologie morska :) Zauwazylam,ze sama juz dawno odpuscilam jakakolwiek dyskusje, czy rozmowy, nawet na tematy ,ktore znam dobrze (bo pracuje w tej branzy, bo wlasnie dzien wczesniej czytalam specjalistyczna ksiazke/artykul, bo mam informacje z pierwszej reki, itp) i mowie 'Nie wiem,nie znam sie', bo ona i tak 'wie' lepiej. Wymadrza sie nawet wiedza kazdemu znana, a na dodatek nie ma chwili,zeby czegos nie 'poprawiala' u rozmowcow (czesto dodajac jakies oczywiste rzeczy, pouczajac, tak jakby dana osoba tego nie wiedziala). Ona nie dopuszcza do tego,zeby ktos myslal,ze ONA moze czegos NIE wiedziec,albo nie byc pewna. Stad tez czesto probuje wymyslac i improwizowac, w efekcie robiac z siebie glupola przed osobami,ktore akurat na danym temacie sie znaja. Mialam czas kiedy jej sie powolywalam na dane ksiazki,albo mowilam,zeby sprawdzila cos w ksiazkach/necie, jak mi nie wierzy,ale to na nia nie dziala, zreszta jest upierdliwe dla obu stron. Kompletnie nie wiem jak jej to powiedziec, ale to na pewno jest przyczyna dla ktorej jest sama. NIKT nie lubi byc poprawiany przy niemal kazdej wypowiedzi, pouczany i to czesto na podstawie widzimisie,a nie faktycznej wiedzy, nikt nie lubi wysluchiwac monologow/wykladow o sprawach oczywistych. A facetow to juz szlag musi trafiac :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieprawdziwy pseudonim
Lenkaa - masz rację, singlowanie fajne jest do pewnego momentu. Rozwijasz swoje pasje, imprezujesz, spędzasz czas jak chcesz...wszystko ok do pewnego momentu. W końcu dość masz zachwycania się tym wszystkim sama i chcesz z kimś dzielić te wszystkie przyjemności. Uważam, że właśnie wtedy zaczyna się nowy etap w życiu - gotowość do wejścia w związek. Gorzej gdy ten etap nie następuje. A co do kuzynki - być może właśnie, to co napisałaś powoduje, że nadal jest sama. Ona nie widzi w sobie problemu, nie ma do siebie dystansu. Z drugiej strony ciężko mieć totalny dystans do własnej osoby. Być może, ma poczucie niskiej wartości i stara się przedstawić siebie w korzystnym świetle pokazując swoją wiedzę na każdy temat. Dziewczyny, nie sądzicie, że, najtrudniej jest dojść co akurat w każdej z nas jest takim "problemem". Gdyby to sobie uświadomić, to może wtedy łatwiej byłoby odblokować się na kontakty z facetami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szczesliwa kobietaaa
dlaczego w temacie jest wzmianka o "zgrywaniu szczesliwego singla"? Nie padlyscie czase, drogie kolezanki, ofiara spolecznej manipulacji? Przyjrzyjcie sie wlasnym okiem i zobaczcie, jak szczesliwe sa single/singielki a jak ludzie w zwiazkach i sprawdzcie, czy na pewno zwiazek to gwarancja szczescia... Udany - na pewno. ile widzicie udanych zwiazkow wolkol siebie? 1, 2? To macie szczescie. Jest ped na rodzine, bo tak nam wdrukowano. tymczasem spelniac sie mozna w rodzinie lub samemu - przede wszystkim bycie samym nie oznacza bycie samotnym. Single maja duzo wiecej czasu dla przyajciol - szczegolnie jak tamci to tez single ;) Takze dla innych, byc moze potrzebujaccyh wspoarcia, pomocy, towarzystwa. osoba z rodzina zwyczajnie nie ma takiej mozliwosci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieprawdziwy pseudonim
Nie chodzi o zgrywanie szczęśliwego singla "pod publikę" tylko o bycie szczęśliwa osoba. Troszkę generalizujesz twierdząc, że szczęśliwym można być tylko w związku, a poza nim nie. Chodzi o to by żyć z własnymi przekonaniami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
December77 :) ja mam w tańcu to samo :) tzn. nie trenuję, ale już od kilku bardziej szczerych kumpli usłyszałam, że nie da się ze mną tańczyć, bo nie pozwalam im prowadzić :) :) nieprawdziwy pseudonimie, pozwól, że zacytuję, bo podpisuję się dokładnie pod tym, co napisałaś „Lenkaa - masz rację, singlowanie fajne jest do pewnego momentu. Rozwijasz swoje pasje, imprezujesz, spędzasz czas jak chcesz...wszystko ok do pewnego momentu. W końcu dość masz zachwycania się tym wszystkim sama i chcesz z kimś dzielić te wszystkie przyjemności. Uważam, że właśnie wtedy zaczyna się nowy etap w życiu - gotowość do wejścia w związek. Gorzej gdy ten etap nie następuje. A co do kuzynki - być może właśnie, to co napisałaś powoduje, że nadal jest sama. Ona nie widzi w sobie problemu, nie ma do siebie dystansu. Z drugiej strony ciężko mieć totalny dystans do własnej osoby. Być może, ma poczucie niskiej wartości i stara się przedstawić siebie w korzystnym świetle pokazując swoją wiedzę na każdy temat. Dziewczyny, nie sądzicie, że, najtrudniej jest dojść co akurat w każdej z nas jest takim "problemem". Gdyby to sobie uświadomić, to może wtedy łatwiej byłoby odblokować się na kontakty z facetami. Już od dłuższego czasu zastanawiam się, co jest ze mną nie tak albo co robię źle. I chociaż wydaje mi się, że już wielu takich „blokad się pozbyłam, to jednak coś musi być na rzeczy, bo nie wierzę, że to tylko kwestia „braku szczęścia w życiu. Tyle, że samemu faktycznie bardzo trudno dojść, co to takiego. Prosiłam nawet kiedyś dawno temu przyjaciół, znajomych o taką szczerą rozmowę, jak mnie ludzie postrzegają ale cóż, niestety nie zdobyli się na szczerość (tak, jak i Lenkaa wobec kuzynki...), bo okazałam się być nieomal ideałem ;) A dobrze byłoby usłyszeć o sobie takie niezbyt przyjemne rzeczy, żeby mieć szansę to zmienić. Do szczesliwa kobietaaa Nie czuje się ofiarą społecznej manipulacji. Wcale nie uważam, że związek to gwarancja szczęścia (i chyba żadna z dziewczyn tutaj tak nie twierdzi). Chociaż wokół siebie mam znacznie więcej szczęsliwych związków niż jak piszesz 1 czy 2, za to szczęsliwego singla/ singielki żadnego...Ale to o niczym nie świadczy. Oczywiście, ze ludzie mogą spełniać się zarówno w rodzinie, jak i samemu i że bycie samym nie oznacza automatycznie bycia samotnym. Tyle, że właśnie różni ludzie spełniają się na różny sposób i nie każdemu bycie singlem musi odpowiadać. Ja po kilkunastu latach „singlowania mam dość i czuje się właśnie samotna. Gdzieś wyżej pisałam, że trudno się przyznać do tej samotności i lepiej udawać szczęśliwego singla. No i tutaj właśnie to w jakiejś mierze potwierdzasz. Nie pierwszy raz spotykam się z tym, że jak ktoś powie, że czuje się samotny (nie, że jest sam, jest singlem, tylko właśnie samotny), to zaraz pojawiają się głosy, że to wynik presji na zakładanie rodziny, że mamy jakieś wydumane wyobrażenia co do „szczęśliwości związków etc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieprawdziwy pseudonim
z psychologicznego punku widzenia dobrze jest uświadamiać sobie pewne sprawy na swój temat ale nie każdy jest psychologiem... ja po swoim 'przypadku' widzę, że mam (miałam kiedyś więcej) jakiś taki dziwny strach przed facetami. Kurczę, nawet nie wiem skąd się to wzięło :P Odkąd sobie to uświadomiłam i stwierdziłam, że już wystarczy mi singlowania i chcę poznać kogoś rozsądnego, poważnego...itp do związku, to wiedziałam z czym mam się zmierzyć... To chyba moja największa blokada. Znalazłoby się też parę mniejszych ale to staram się zmieniać. Druga sprawa, że jeśli nawet osiągnie się tą gotowość wejścia w bliską relację, to bywa tak, że na horyzoncie nie ma nikogo sensownego. I nie mam tu na myśli niewiadomo jakich wymagań, nie szukam księcia na białym koniu, chodzącego ideału. W dziesiejszych czasach spotkanie rozsądnego partnera, szanującego wierność, lojalność wobec bliskiej osoby to rzadkość. sądzę, że większość facetów reprezentuje dość asekuracyjno-hedonistyczną postawę, tzn czerpać z życia jak najwięcej przyjemności ale rzeby była możliwość wycofania się z układu bez ponoszenia konsekwencji...dobra, ponarzekałam ale nie o tym temat :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieprawdziwy pseudonim
wyjeżdzam na weekend, jestem ciekawa jak rozwinie się temat. piszcie dziewczyny, bo wasze wypowiedzi są naprawdę cenne p.s. mała korekta: żeby :) :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
Udanego weekendu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość singielka zadowolona z zycia
czytam czesc wpisow i sie zastanawiam,czy jak jest mi dobrze i czuje sie szczesliwa, nie czasami, tylko ogolnie, to cos ze mna nie tak? Zeby bylo jasne bylam w wielu zwiazkach i zaden z nich nie dal mi pelni szczescia. Wzielam sie wiec za siebie i znalazlam szczescie w sobie. Ciezko wypracowane, ale prawdziwe. Jak ktos go szuka, to sie tym dziele. I nie mam juz potrzeby parcia do zwiazku, choc ani brzydka ani uboga nie jestem ;) Nie musze tez udawac, jak bede nieszczesliwa sama to sie zwiaze ;) Ale biore pod uwage, ze bede singlem do konca dni swoich, i wyobrazcie sobie, nie boje sie tej mysli. Ale rozumiem, ze taki poglad nie jest popularny, wiec jak kogos interesuja szczegoly, chetnie wyjasnie ze swojej perspektywy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość singielka zadowolona z zycia
'Uważam, że właśnie wtedy zaczyna się nowy etap w życiu - gotowość do wejścia w związek. Gorzej gdy ten etap nie następuje. " dlaczego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość crew
może to głupie, co powiem, ale chcę się z Wami podzielić moją refleksją. "Singlowałam" do 28 roku życia, doprowadzało mnie to do szału. Marzyłam o związku, o kimś bliskim, czułam się gorsza - znacie to wszystko. Poznałam kogoś, kto jest teraz moim mężem. Kochamy się, mamy dziecko - a mnie często ogarnia taka tęsknota za czasami, gdy byłam sama... Za tą swobodą, za zajmowaniem się sobą, bez zajmowania się tyloma problemami. Czasem mam wrażenie, że gdzieś utraciłam siebie. Dawniej kształtowałam swój dzień jak chciałam, teraz wszystko jest podporządkowane rodzinie a ja łapię "luki czasowe" dla siebie, ale to nie to. Strweirdzilam, że związek to naprawdę trudna sprawa, trzeba dużo determinacji, by w nim wytrzymać, by być szczęśliwym. Zderzanie się wciąż i wciąż z tą drugą osobą, nawet drobiazgi zaczynają doprowadzać do szału. Oczywiście, pamiętam, jak wyłam w poduszkę z bólu i samotności. Teraz jednak też nie kwitnę... Wtedy idealizowałam związek, myślałam, że znalezienie miłości rozwiaże moje wszystkie problemy. Tak nie jest. Do moich problemów doszły jeszcze jego problemy, problemy dziecka itd... Chcę Wam powiedzieć, żebyście nie liczyły na magiczną moc związku, uczucia. Postarajcie się znaleźć w sobie jak najwięcej szczęścia tu i teraz, nie przywiązujcie takiej wagi do bycia z kimś. To naprawdę nie jest takie łatwe jak wygląda. Gdy idziemy z mężem ulicą, on mnie obejmuje, całuje, wyglądamy na najszczęśliwsze malżeństwo świata. Wiem, ze miałam dużo szczęścia by spotkać na swojej drodze takiego dobrego człowieka. Niemniej, wewnątrz mnie jest wiele stłamszonych emocji, pragnień, rzeczy, z których musiałam zrezygnować i pytam się czasem, jakby to było, gdyby... Czasem chodzi mi po głowie, by wynająć sobie maleńkie mieszkanko, tylko dla siebie, gdzie będę sama ze swoimi myślami, książkami... Myślę, że gdybym mogła cofnąć czas, jakoś inaczej bym to wszystko przeżyła. Cieszyłabym się bardziej z fazy bycia singlem, miałabym tez większy dystans do związku, walczyłabym o zachowanie większej indywidualności. Nie rzuciłabym się tak w tą miłość jak wygłodniały pies. Miłość trzeba znaleźć w sobie, nikt jej nam nie da. Mamy ją w nas a zachowujemy się jak żebrak, gotów oddać duszę za odrobinę uczucia, czyjegoś ciepła. Widzę to po sobie, że stałam się ofiarą głodu miłości. W zasadzie to, co chcę Wam poradzić, to zachowanie równowagi i nie obiecujcie sobie zbyt wiele. Sama miłość to nie wszystko, trzeba jeszcze umieć z tym żyć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
singielko zadowolona z życia To, czy jakiś pogląd lub sposób życia jest popularny czy nie, nie ma tu przecież nic do rzeczy. Chodzi o to, żeby żyć tak, jak nam pasuje. Jeśli jest Ci dobrze i czujesz się szczęśliwa, to super! Szczerze gratuluję i zazdroszczę. Mi samej nie jest dobrze, ale cóż, jakoś związać się nie mogę. Może jestem za brzydka i zbyt uboga ;) A o szczegółach Twojej perspektywy chętnie poczytam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a mi szkoda
dobry wieczór :) coś w tym jest - ja też w tańcu na ogół mam trudności z powstrzymaniem się od prowadzenia;) :D pieruńsko trudno jest przyznać się do tego, że się POTRZEBUJE drugiego człowieka, oparcia w nim, dzielenia życia; patrzcie, ile wokół tego jest negatywnych konotacji: desperatka, nic jej nie obchodzi, tylko żeby męża znaleźć, zero własnych zainteresowań, no jak to tak - liczyć na kogoś i samemu sobie nie poradzić? - i takie różne kurczę, jak sobie pomyślę, to kupę życia spędziłam na udowadnianiu, że nikogo nie potrzebuję, że sama sobie świetnie radzę - a jednocześnie, dziwiąc się - czemu jestem sama? :) dla mnie dopiero takie zaakceptowanie tego, że nawet jako samotna, a przede wszstykim: niepogodzona z tą samotnością - mogę być w porządku, żyć godnie - było takim uwolnieniem :) kiedyś się śmiałam, że chętnie założyłabym taki ruch wyzwolenia kobiet, który uczestniczki mogłyby z dumą i godnością nosić koszulki z napisem: "Szukam męża" :) - i się tego nie wstydzę, skoro mam prawo do niezależności, samostanowienia, samorealizacji, głosowania w wyborach, itd. - to o tej swojej potrzebie też mogę mówić z podniesioną głową :) wydaje mi się, że wstyd, maskowanie, ukrywanie tej potrzeby bardzo nas odgradza od jej zaspokojenia, że tak powiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
A mi szkoda :) :) :) Aż pomyślałam, czy by się na jakiś taniec nie zapisać. Zawsze jakieś kolejne zajęcie i może taka mała terapia, coby zbyt dominującą się nie stać ;) Tylko skąd ja cholerka partnera wytrzasnę. Co do reszty się podpisuję (za wyjątkiem tej akceptacji bo do tego etapu, jak wiesz nie doszłam....). Dokładnie to miałam na myśli, pisząc o tym, że b. trudno się przyznać do samotności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a mi szkoda
May78 ----- ostnio jak byłam na tangu, to była taka sytuacja, że przyszło chyba 4 facetów więcej niż babek - więc tak się też czasami zdarza;) do tańca to by można było też z ogłoszenia poszukać, z internetu gdzieś - nawet jak się znajdzie jakiś "nie do życia" - to jako partner w tańcu może być ok;) a z tą akceptacją - to wydaje mi się najważniejsze, żeby jej nie mylić z rezygnacją... tzn. że musi być taka całkowita; jak Kubuś Fatalista, co to powiadał mniej więcej tak, że on jest tak pogodzony z życiem i ze sobą, że nawet już się pogodził z tym, że nigdy się nie pogodzi z tym, jaki jest:) trochę to może zawiłe, ale mam nadzieję - zrozumiałe tak mi się wydaje żeby się nie szarpać, żyć na bieżąco tym, co jest, znajdować w tym dobre strony, realizować się tam, gdzie się tylko da - ale nie kłaść się do tej trumny;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
Crew to absolutnie nie głupie, co piszesz. Jasne, że nie można miłosci i związku traktować jako magicznego lekarstwa na wszystkie problemy. W życiu takie lekarstwa nie istnieją i niezależnie od życiowej sytuacji nikt nie jest w pełni szczęśliwy. Kurcze, ja się obawiam czasem, że właśnie zbyt ostrożnie do tego podchodzę i gdybym kogoś spotkała, to nie będę potrafiła się zaangażować, że po kilkunastu latach bycia samym zbyt dużo będzie we mnie tego dystansu i niezależności. Chociaż teraz mi ta samotność tak bardzo doskwiera. Echh, wiem, za dużo analizuję, tym bardziej ze to na razie czysta teoria, a co będzie w życiu, nie jestem w stanie przewidziec.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a mi szkoda
May78 ------- wiesz, to się chyba naprawdę nie ma co bać na zapas... ja też, zanim tę taką "spokojność" osiągnęłam - straszliwie się bałam, że zdziczeję, że nawet, jak kogoś spotkam, to go odstraszę, wszystko zepsuję, itd... pomogło mi to, że starałam się więcej niż o tym, czego się boję, myśleć o tym, czego chcę :) a raczej: KOGO chcę -

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
a mi szkoda przeczytałam "ostatnio jak byłam na TARGU, to była taka sytuacja, że przyszło chyba 4 facetów wiecej niz kobiet" i zastanawiałam się, co to za targ.... :) :) :) no i może faktycznie powinnam spróbować poszukać do trumny się nie wybieram ;) może właśnie dlatego tu tyle biadolę, że nie chcę się poddać tej rezygnacji z życia, mimo, że mi ono nie pasuje i nieświadomie mam nadzieję, ze ktoś mi da takiego pozytywnego kopa, żeby sie nie poddawać. Moze i kiedyś dojdę do takiego etapu, jak Ty. tak czy siak, fajnie że piszecie, bo wszystkie opinie i historie dają mi do myślenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
Wiem, wiem, ten nadmiar myślenia mi nie pomaga. Moze to właśnie ta moja "blokada"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a mi szkoda
aha, żeby tak nie było, że się wymandrzam, bo ja taka hej do przodu, bo se chłopa znalazłam;) nie czuję się w żaden sposób lepsza czy mądrzejsza - tylko po prostu spotkało mnie takie szczęście i, jakoś bym się chciała tym podzielić, może jakoś pomóc opisywaniem tych swoich doświadczeń;) May, mi jeszcze pomogła terapia (tatę miałam alkoholika i sporo bałaganu w głowie z domu;) ) - tego też warto się nie bać dobrej nocy, znalezienia swoich dróg wszystkim topikowiczom życzę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość May78
Witamy w klubie :D Trzymam kciuki, żeby z mieszkaniem się wszystko udało. Przechodziłam przez to jakiś czas temu i pamiętam, że działałam wtedy jak w amoku. Było tyle biegania, załatwiania, stresu i emocji, że faktycznie wszystko inne zeszło na dalszy plan. Udało się, ale z kredytem właśnie z racji bycia singlem miałam spore problemy. Obdzowniłam i odwiedziłam w sumie chyba z kilkanaście banków. Dochody to jedno niestety koszty utrzymania w przeliczeniu na osobę są dla singla wyższe, niż przy dwójce podobnie zarabiających osób. Dwa i to był największy problem, z racji tego, że brałam kredyt sama automatycznie wszędzie trafiałam do grupy klientów najwyższego ryzyka. No i do tego mój własny stres, że jak mi się kiedyś noga powinie, to nie ma zaplecza w postaci drugiej pensji, żeby choć jakiś czas przetrwać. Ale odpukać, na razie jakoś to idzie. A radość z własnych czterech kątów - bezcenna :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×