Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Kropka i przecinek

Mąż egoista

Polecane posty

Gość ćwierć wieku
Z mojej perspektywy Twój maż ma wiele przewag nad moim . Mój w życiu obiadu nie ugotował , owszem dziećmi isę zajmował , nie powiem ale teraz jak się skłócimy to nawet obiadu czasami sobie z garnków nie nałoży na talerz tylko ostentacyjnie pije zimne piwo bo wie jak mnie to wścieka . Ja wiem jak to brzmi dla kogoś kto patrzy na to z boku ale tak jest :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ćwierć wieku
Ale z tego co czytam Twój mąż robi wiele ruchów w Twoją stronę i zdaje sie być w tym konsekwentnym.Rozumiem że to dla Ciebie niewiele znaczy i że z pewnością znasz zagrywki męża i nie tego oczekujesz . Ale czy mąż w taki sposób zawsze gasił Wasze konflikty czy to się dzieje po raz pierwszy - te gesty mające za zadanie ocieplić atmosferę ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ćwierć wieku
Mój małżonek dziś omal, omal nie spowodował spięcia które mogłoby zważyć cała niedzielę . Leżał na kanapie przed kominkiem , starszy syn , tak, jest podobny do niego i fizycznie i z charakteru :D zaczął przygotowywać kominek do odpalenia i co ? Oczywiście zdaniem ojca wszystko robi źle : zużywa za dużo ręczników do oczyszczenia szyby , za bardzo pryska płynem na szybę , niepotrzebnie wyrzucił spalone drewienka bo trudniej się teraz bedize rozpalało i wreszcie - za daleko odsuwa palące się drewno od szyby ... Stoję w kuchni ,słucham tego czuje jak rośnie mi ciśnienie i chęć takiego mu przygadania ,żeby sie zamknął .Ale nie chcę jeszcze bardziej pogrążać go w oczach syna , z którym i tak ma kiepski kontakt . Posłałam mu tylko takie spojrzenie ,że powinien skowyczeć przez cały dzień.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
Dziękuję Ćwiarteczko, że nadal rzucasz okiem na mój żałosny przypadek. Dobrze wiesz, że każde małżeństwo ma swój 'kod', który czytają tylko oni a na zewnątrz sprawy mogą wyglądać inaczej. O to właśnie chodzi w tych gestach. One nie są wyrazem tęsknoty za nami, jako parą, za mną. To ma być policzek dla mnie, jako kobiety, żony ale zarazem ukłon w stronę mnie, jako matki jego dzieci. On chce, żeby było z nami ok pod względem rodzicielstwa. On poprzez swoje zachowanie pokazuje, że jesteśmy razem wyłącznie dla dzieci i że on jest dobrym ojcem. Gdybyśmy w domu byli sami, zrobiłby sobie kanapkę a mnie miał w nosie. Znam te jego zagrania. W tej chwili on będzie dla mnie miły...złe słowo...on będzie zachowywał się poprawnie, nie będzie się niczego czepiał, lodowatym tonem zapyta o coś w sprawach organizacyjnych itp. Zazwyczaj ja wtedy odpowiadam złośliwie ale on nie daje się sprowokować tylko np. wsadzi nos w książkę. On czeka aż do niego przyjdę. Znowu JA, prosząca o normalne uczucia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
A jeżeli chodzi o synów, to nasz starszy również ojca przypomina. Chce mieć święty spokój i ludzie są mu zbędni. Dziewczynę, to będzie miał jak mu do komputera wskoczy, no ale nie w tym rzecz. Całymi dniami siedzi u siebie w pokoju i jego nasze ciche dni na pewno nie obchodzą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
Ćwierć wieku, z tego co czytam, domyślam się, że mieszkacie w domku więc podział pracy też pewnie u Was jest inny. My mieszkamy w bloku, tu nie ma się czym zmęczyć i nie ma pola do popisu w tzw. męskich zajęciach. Podzieliliśmy więc obowiązki takie, jakie mamy, zgodnie z tym, co kto lubi robić. W skrócie - ja sprzątam, mąż gotuje. Latem, w domku na działce mamy starodawny model - ja sprawy domowe z gotowaniem a mąż otoczenie i remonty (na działce remonty, jakieś sprawy budowlane itp. robi chętnie i wykazuje talenty, w mieszkaniu tego nie wykazuje i do działania potrzebuje zachęty).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ćwierć wieku
tam , mieszkamy w domu ale w naszym małżeństwie zawsze kuchnia należała do mnie .Kuchnia ,sprzątanie , pranie ale muszę też uczciwie powiedzieć ,zę za to nigdy niczego nie remontowałam ,nie naprawiałam , nie dźwigałam . Jako " naprawiacz " maż jest doskonały bo lubi takie męskie roboty . Ma to jednak swoją cenę . Jak ma coś robić ,coś co do niego należy a do czego ukurat sie nie wyrywa to zaczyna ...nawet nie wiem jak to kreślić ale pokrzykiwać , denerwować się ,wykrzykiwać ,ze nikt mu nie pomaga ...A czemu mu nikt już nie chce pomagać ? Bo nigdy nie jest zadowolony , zawsze skwaszony , zawsze z pretensjami bo zawsze ktoś robi coś źle tylko on dobrze . No to synowie pomogą owszem , ale tylko tyle ile koniecznie musza a później pryskają w soje światy .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ćwierć wieku
No i oczywiście ja też mam swoje granice cierpliwości , też do czasu mogę wysłuchiwać tych jęków, i tego wiecznego zrządzenia no i sie zaczyna . Ja słowo ,on słowo .... Mąż mój też ma tak bardzo irytującą cechę , że jak zdarzy mu się coś złego , czasami nawet dotyczące nas osobiście to zaczyna swoje emocje , swoje nerwy przelewać na mnie . Gada i gada , zaczyna sie sam nakręcać i jeszcze oczekuje ,ze ja zachowam spokój . Ja się staram ,dużo czasu i wysiłki zajęło mi nauczenie się odcinania od np . nocnych rozmyślań o problemach bo później nie mogłam spać, zachowywanie spokoju w sytuacjach stresujących bo nerwy i tak w niczym mi nie pomogą ale mój mąż nie potrafi inaczej i co gorsza nie chce ise innych sposobów nauczyć. A później się dziwi ,ze ja się wściekam bo we mnie te jego emocje aż się nie mieszczą... ech ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ćwierć wieku
I jeśli Twoja sytuacja jest żałosna to moja o wiele bardziej . Bo trwa dłużej :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _minia_
Duzo wyczytalam i wywnioskowalam z waszych postow...ale nie umiem zdecydowac o swoim losie...jest trudno kiedy nie chce sie rozwalac rodziny bo sa dzieci...Ale jeszcze trudniej zyc z oschlym czlowiekiem,egoista widzacym tylko swoje problemy... Brakuje mi tych czasow kiedy bylam sama...nie musialam nic wymuszac....Zyc samotnie w zwiazku czy malzenstwie to najgorsza kara... Faceci z naszych smutkow i lez i tak nic sobie nie robia :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
Minia, skoro trafiłaś do tego tematu tzn. w siódmy krąg małżeńskiego piekła, to wirtualnie mocno .Cię przytulam. Ponieważ jest weekend, jest więcej czasu na myślenie, więc sobie rozmyślam nad naszym milczeniem i już moja podświadomość zaczyna wchodzić na utarte tory i zaczynam go usprawiedliwiać: no tak, on był niemiły ale ja też, on ma przecież osobowość faceta(z przykrymi tego konsekwencjami), a ja, jak to kobieta, jestem wrażliwsza z natury, on z domu nauczony jest zagryzać zęby i robić dobrą minę do złej gry a u mnie w domu była większa swoboda w wyrażaniu siebie, on przez kilka lat wykonywał zawód komornika i potrafi oddzielać emocje od wydarzeń, on potrafił w ciągu dwóch miesięcy przekwalifikować się i podjąć pracę jako nowicjusz w zawodzie za granicą a ja bym się chyba skitrała, gdybym tak miała zrobić, on potrafił zorganizować sobie i synowi 'dziką' wycieczkę rowerową pod namiotem w Szwecji, a ja bym się nie podjęła takiej eskapady, on w momencie, gdy lekarz wskazał duże ryzyko, że młodszy synek urodzi się z zespołem Dawna powiedział, że nie potrzebne mu żadne dodatkowe, ryzykowne dla płodu badania, bo wyniki i tak nic nie wniosą w kwestii jego decyzji, czy chce tego dziecka, był w tym czasie dla mnie ogromnym oparciem, bo ja byłam przerażona. Tak więc ten mój chłop ma jednak inaczej niż ja i powinnam korzystać z przewagi płci, osobowości i jako bardziej do tego predysponowana, łagodzić. No ale, kurcze blade, tym razem to on ma więcej winy. No i jeszcze te róże!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ćwierć wieku
To nie jest usprawiedliwianie . to jest miłość :) I jak po weekendzie ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
Rozmawialiśmy w nocy. Byłam bardzo emocjonalna, płakałam, chociaż tego nie chciałam. Lepiej, żebym była opanowana, bo w emocjach robię duże błędy. Byłam w kościele i uświadomiłam sobie, że będąc katoliczką przyjmuję jednak jakieś wartości, i że słowa 'jako i my odpuszczamy...' nie powinny być dla mnie tylko klepanym pacierzem. Nie, nie jestem żadnym 'moherem', nie afiszuję się ze swoją religijnością, z reszta na pewno nie jestem dobrym przykładem duchowego zaangażowania ale przecież takie zasady w koncu wyznaję. Zaczęłam zle, bo z pretensją w głosie zapytałam czy mąż uważa, że nie ma za co przepraszać i czy w ogóle zamierza to zrobić. On na to, że nie ma mnie za co przepraszać, przy czym podniósł na mnie wzrok tylko przez chwilę, po czym wlepił oczy w laptopa, bo oglądał jakiś film. Myślałam, że wyjdę z siebie, bo oczekiwałam większego zaangażowania no i innej odpowiedzi. Podniesionym głosem zażądałam więc, żeby wyłączył laptopa, bo w ten sposób okazuje mi lekceważenie. Westchnął, jakby to było zbyt dużym wymaganiem i tym niestety mnie rozsierdził i tu znowu mój błąd, bo wrzasnęłam, żeby ...ech trudno o tym pisać, bo mi wstyd...przestał potrząsać tak głupim łbem i zamachnęłam się, żeby go uderzyć, nie zrobiłam tego. FATALNIE się zachowywałam, prawda? W tym momencie pożałowałam, że zaczęłam tę rozmowę (?). Podniesionym głosem wyłuszczyłam więc za co powinien mnie przeprosić, zakończyłam również FATALNIE, mówiąc, że jest chamem, jeżeli nadal uważa, że nie ma za co. Po tych słowach z oczami pełnymi łez, odwróciłam się na pięcie i wyszłam. A on po prostu nałożył słuchawki na uszy i wrócił do oglądania filmu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
Wróciłam do rozmowy/awantury i już bez agresji za to ze szlochami i zasmarkanym nosem. Jak sobie wyobrażę, jak to wszystko musiało wyglądać w oczach mojego zimnego, opanowanego męża...nawet mu się nie dziwię, że nie zerwał się, żeby porwać mnie w ramiona. Potem ekscesów już nie było, usłyszałam przepraszam za żart z cmentarzem, usłyszałam kocham cię ale to wszystko mnie tyle kosztowało, kosztuje nadal i nke czuję dużej ulgi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
Wczoraj kolejny raz udało nam się podnieść z popiołu i zgliszczy, jakie sobie zrobiliśmy. Otrzepywanie z resztek popiołu jeszcze chwilę trwało, bo życie to nie film i nasza awantura, która przeszła w końcu w rozmowę nie zakończyła się namiętnym pocałunkiem czy czymś takim. Mąż stał nade mną i nie chciał usiąść obok, nie mówił o miłości tylko o współpracy, w końcu przytulił ale nie pocałował, przeprosił tylko za niektóre rzeczy, nie za całokształt. Oczekiwałam pełnego oczyszczenia ale go jednak nie było. Znowu poniosło mnie i zaczęłam mu tłumaczyć, że przecież pomimo tej kłótni pasujemy do siebie, nie powinniśmy uderzać w tony o rozwodzie, bo tak naprawdę nie ma u nas poważnych problemów jak nałogi, zdrady, szlajanie się itp. że powinniśmy się cieszyć z tego, że jesteśmy zdrowi i mamy dobre dzieci, że nie żyjemy w nędzy. Przez to tłumaczenie czułam się jakbym namawiała go do tego, że warto zostać razem i jakbym się przez to poniżała. Odniosłam dobry skutek ale czuję, że niestety znowu to ja przejęłam ster. Dziś mój mąż również ochłonął, dostałam czekoladki, zrobił mi niespodziankę na Walentynki i zorganizował wyjazd na weekend, ja przygotowałam mu jego ulubioną zapiekankę (prosił mnie już dawno ale jakoś zapomniałam o tym). Mąż rozluznił się i szczerze, spontanicznie dziś mnie przytulał, pośmialiśmy się z siebie, ze swojej zaciętośc***Przysięgał, że nie domyślił się, że sama jadę okrywać róże, bo w głowie mu się nie mieściło, że mogę jechać tam sama (nie dość, że to ciężka praca, to jeszcze działka jest w szczerym polu i zimą nigdy nie wiadomo, do którego momentu będzie można dojechać). Podobno czekał na hasło z mojej strony, że jedziemy okrywać te róże (prawdę mówiąc, to śmiał się, że spodziewał się warknięcia ale ponoć był gotów pojechać). No i mamy na chwilę obecną jakiś tam happy end (zapewne do następnego razu). A, no i jeszcze stwierdził, że ja jestem dobrą żoną i dobrym człowiekiem , tylko jestem porywcza. Poprosiłam go, że skoronto wie, żeby brał to pod uwagę, jak się kłócimy, no ale pewnie będzie jak zwykle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czytam temat od początku. W piątek pomyślałam, dobrze (przepraszam!!) że ja nie mam takiego problemu i jakoś się dogadujemy. Niestety w niedzielę spięliśmy się o drobiazg (ja rozmawiałam przez telefon, a on musiał coś wiedzieć właśnie w tej chwili, chociaż sam nie znosi, kiedy mu przerywam rozmowę tel :) kilka słów jeszcze potem padło). wkurzona, choć chyba raczej zraniona poszłam spać. My się jakoś tam odzywaliśmy, nie było pełnego milczenia, no ale ja byłam chłodna. Tja. tyle że tylko ja, bo on w poniedziałek nie widział problemu! Dopiero jak mu powiedziałam, że mi się to nie podobało, że byłam smutna, dotarło przeprosił, ale też jakoś tak... pamiętam, jak kiedyś miałam problem z moim m. to brat powiedział mi, że faceci są prości i trzeba JASNO mówić o co chodzi!! !! !! No tak, jak trzymam się tej zasady, to wszystko dobrze się układa, jak liczę, że się czegoś domyśli, szkoda gadać! Spróbuj może mówić jasno i wprost, czego potrzebujesz! tylko na spokojnie? czasem działa, czasem jeszcze nie do końca, ale próbuję tak!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
No ale ja powiedziałam od razu wprost o co chodzi. Powiedziałam, że nie podobał mi się żart, który wywołał lawinę. Nie chodziło o to, że nie wiedział o co jestem zła. On po prostu samozwańczo uznał, że to była taka sprawa, o którą nie powinnam być zła i moją irytację odebrał jako czepianie się i niepotrzebne psucie atmosfery. Przyjął wyłącznie swój punkt widzenia i zamiast przeprosić, że się zagalopował, to zaczął się wkurzać, że robię problem. Ja to odebrałam jako brak szacunku, uraziło mnie to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ćwierć wieku
Miło przeczytać na początku tygodnia o Waszej zgodzie .Ale pewnie będize tak jak piszesz - do następnego razu . I nie pisze tego ze względu na Ciebie i Twoje małżeństwo ale za względu na siebie . Bo ileż my takich rozmów stoczyliśmy ,ile łez , ile ataków nerwobólu przeszłam ...ile kwiatów i prezentów czasami trzeba przyznać dość kosztownych , ile całowania po stopach , dosłownie , ile zaklęć i przysiąg ....żeby znowu do tego wracać. I o ile z moich obserwacji siebie i swojego męża wynika ,ze ja robię sie słabsza ,mniej wytrzymała , bardziej podatna na zranienia o tyle mój mąż " rośnie w siłę " , nic mu nie przeszkadza , wszystko mu pasuje a jak potraktuję go tak jak on mnie wielkie zdziwienie dlaczego jestem taka podła . Chcę jeszcze napisać coś co na mnie ma ewidentnie wpływ a co bardzo długo ignorowałam przez to chyba bo mąż bardzo chętnie się tego czepiał . Okres . W moim przypadku jego zbliżanie zawsze to był czas napięty pomiędzy nami . I uczciwie przyznaję ,że to ja stawałam isę bardziej uczulona nie tylko na to co mówi ale i jak mówi .Do szału doprowadzały mnie uwagi , na które w innym czasie nie zwróciłabym nawet uwagi . Doszło do tego ,ze byłam tak zmęczona tym wszystkim , sama byłam zmęczona swoimi wybuchami ,ze poszłam do ginekologa żeby zobaczyć czy wszystko ze mną ok , bo może cierpię na jakieś wariacje hormonalne . Lekarka dała mi całkiem do rzeczy lek homoepatyczny i nie powiem żeby to napięcie znikło ale było jednak całkiem znośniej . O swoich okresach staram się męża nie informować bo on czuje się wtedy usprawiedliwiony ze swojego zachowania :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
Ćwiarteczko, no cóż, trafiłaś w punkt! Nasze awantury, w tym również i ta rozpętują się w ogromnej większości w tym właśnie czasie. Nie chciałam tu o tym pisać, ale skoro wywołałaś temat. Przypomniałam wczoraj mężowi o tym problemie, bo kiedyś nawet zaznaczał w kalendarzu ten szalony czas. Nie zmienia to faktu, że on uważa, że jednak ja mogę nad sobą panować. Wytłumaczyłam mu, że tak samo ja nie rozumiem, jak on może nie rozróżniać dzwięków (mąż nie ma słuchu muzycznego). No, ale takich rozmów między nami również trochę już było, i nic, nadal kłócimy się po dyktando hormonów. Dziękuję Ćwierc Wieku, za ogromne, choć wirtualne wsparcie. Nie łudzę się, że nie będę miała już o czym pisać w temacie małżeńskich nieporozumień, zastanawiam się tylko na ile wystarczy nam sił, żeby po stu wojnach, które nas zapewne czekają, nie zgorzknieć w oddzielnych pokojach, a może nawet domach. Ćwiarteczko, piszesz, że mąż 'rośnie w siłę' - mój też. Rośnie w butę, obrasta grubą skórą. Ale ja też się zmieniam, mniej płaczę, więcej od niego wymagam, daję dobitnie i w przykry sposób do zrozumienia, że NIE jestem nim zachwycona a mężczyzna tylko dla zachwyconej kobiety potrafi góry przenieść. No cóż, lata mijają, dobra chemia się ulatnia, do dyspozycji zostaje mało romantyczny zdrowy rozsądek. Ćwierć wieku, jesteś silną kobietą, która zmaga się z 'klocem' w postaci ciężkiego charakteru męża ale pewnie nie jesteś osobą udręczoną, bo przecież to, co można zobaczyć w tych wszystkich wpisach tutaj, to tylko wycinek spraw. Pozostaje jeszcze codzienne poczucie humoru, te milsze chwile ciszy na morzu (pewnie Wasz kominek pomaga w osiągnięciu takiego klimatu), przyjemne spędzanie czasu itp. Trzeba się tego chwytać w przerwach pomiędzy spięciami. Twój mąż ma ogromne szczęście, że ma mądrą kobietę przy sobie, czy czy wiesz, że to docenia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
koalaola, mąż rośnie w siłę, bo widzi, ze i tak sie poddasz i do niego przybiegniesz, malo tego, po twoim opisie "pogodzenia sie" stwierdzam, ze pokazujesz slabosc i uleglosc lzami, podczas gdy on ma to w d***e, sytuacja z filmem wyraźnie temu dowodzi, w ten sposob nigdy nie zyskasz szacunku, zobaczysz, ze przy kolejnej klotni bedziesz miala powtorke z rozrywki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
To wszystko prawda. Dlatego zaczęłam tu pisać. Dlatego chciałam się 'zaciąć' i poczekać tym razem na jego gest. To miała być metoda, ale okazała się nieskuteczna. Rozwiązało się jak zwykle z mojej inicjatywy, dlatego pisałam, że pomimo uzyskania zgody nie czuję pełnego oczyszczenia. Jaką miałam alternatywę? Mogłam nadal nie odzywać się do męża ewentualnie mu odburkiwać. Jak długo? Do skutku? Tylko co byłoby tym skutkiem? Przeprosiny - wątpię. Odwet, w sytuacji gdyby on potrzebował mojej pomocy lub obecności a ja pokazałabym mu 'wała'? Czyli nadal wojna, poza tym kiedy miałoby to nastąpić? Życie w chłodzie, wiem, że on by potrafił - ja nie. Wiesz, jego rodzice tak właśnie funkcjonują, mieszkają razem ale to dwa odrębne światy. Jego mama mówiła, że potrafią dwa miesiące z sobą nie rozmawiać a nawet jak rozmawiają, to i tak nie są razem. On nie ma z ojcem żadnych relacji a z mamą to gra pozorów z obu stron. Myślę, że potrafiłby funkcjonować w układzie a nie prawdziwym związku. A ja, no cóż, po tylu latach jestem dojrzałą pania a nie tą uroczą dziewczyną, za którą się uganiał. Fochy, dąsy to już nie jest argument. Pewnie, że chciałabym żeby umierał z rozpaczy że z nim nie siadam do stołu, nie kładę się do łóżka czy nie odzywam się do niego i przychodził z kwiatami, nawet jak nie bardzo rozumiał o co mi chodzi. Tak było kiedyś i 'se ne wrati'. Co zyskałam za tę cenę? Dobrą atmosferę w domu, nie boli mnie już brzuch, lepiej jem i sypiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ćwierć wieku
Dziękuję koalo za dobre słowo:) Czy mąż mnie docenia ? W kłótniach ,kiedy już tak się zapamiętamy w naszych racjach czasami sobie myślę ,ze nawet mnie nienawidzi ,że mu przeszkadzam ,że jestem dla niego jak ot nazywa " żandarmem " - też chyba wspominałaś o tej stronie wyrzutów ?:) Jak tak na zimno myślę o tym co najbardziej mi przeszkadza w mężu to jest taka jego wybuchowość, takie niekontrolowanie emocji ,brak wyważenia , zrównoważenia.. Mój maż też nie jest typem przedsiębiorcy , nie jest kimś kto potrafi samodzielnie snuć plany czy wizje .Ale jest za to bardzo pracowity , w dziedzinach które go interesują -elektronika czy giełda szybko łapie wiedzę i ja wykorzystuje , niestety nie zawsze tka jakbym chciała .Ale trudno , każdy musi mieć swoje marzenia :) Jest też za to wsparciem i taka prawdziwa fizyczna siłą , człowiekiem upartym w robocie i dokładnym ,dlatego choć wolałabym być żoną człowieka bardziej przedsiębiorczego potrafię docenić to co mam od tej strony . Czy mąż mnie docenia . I tak i nie:) bo przecież trudno mówić o docenianiu kiedy mąż lata po domu szukając jakiegoś pieruńskiego radiatora , którego " przecież miał przed chwilą w ręce a teraz już go nie ma i pewnie ty gdzieś już go schowałaś " Głupota ? no dla postronnych głupota ale jeśli po raz któryś słyszysz coś takiego i to jeszcze takim tonem " wszyscy są głupi tylko ja mądry " to zaczyna drętwieć ci lewa ręka ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ćwierć wieku
Dziękuję koalo za dobre słowo:) Czy mąż mnie docenia ? W kłótniach ,kiedy już tak się zapamiętamy w naszych racjach czasami sobie myślę ,ze nawet mnie nienawidzi ,że mu przeszkadzam ,że jestem dla niego jak ot nazywa " żandarmem " - też chyba wspominałaś o tej stronie wyrzutów ?:) Jak tak na zimno myślę o tym co najbardziej mi przeszkadza w mężu to jest taka jego wybuchowość, takie niekontrolowanie emocji ,brak wyważenia , zrównoważenia.. Mój maż też nie jest typem przedsiębiorcy , nie jest kimś kto potrafi samodzielnie snuć plany czy wizje .Ale jest za to bardzo pracowity , w dziedzinach które go interesują -elektronika czy giełda szybko łapie wiedzę i ja wykorzystuje , niestety nie zawsze tka jakbym chciała .Ale trudno , każdy musi mieć swoje marzenia :) Jest też za to wsparciem i taka prawdziwa fizyczna siłą , człowiekiem upartym w robocie i dokładnym ,dlatego choć wolałabym być żoną człowieka bardziej przedsiębiorczego potrafię docenić to co mam od tej strony . Czy mąż mnie docenia . I tak i nie:) bo przecież trudno mówić o docenianiu kiedy mąż lata po domu szukając jakiegoś pieruńskiego radiatora , którego " przecież miał przed chwilą w ręce a teraz już go nie ma i pewnie ty gdzieś już go schowałaś " Głupota ? no dla postronnych głupota ale jeśli po raz któryś słyszysz coś takiego i to jeszcze takim tonem " wszyscy są głupi tylko ja mądry " to zaczyna drętwieć ci lewa ręka ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ćwierć wieku
koalo łatwo jest trwać w uporze , w swoich racjach ,zaskorupiać się w często prawdziwych krzywdach i poczuciu krzywdy wyrządzonej przez bliskich ale .. no właśnie - ale co dalej ? Szacunek ...czy naprawdę nasi mężowie zaczną odczuwać do nas większy szacunek bo będziemy potrafiły zamknąć swoje serca dla nich i dla wybaczenia ?Wątpię . Czytam co piszesz ,widzę siebie w Twoich opisach , swoje walki i łzy ..ale Ty jesteś ode mnie o wiele mądrzejsza bo mnie dojście do takich wniosków do jakich doszłaś Ty teraz zajęło prawie całe małżeńskie życie .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
Nie jesteśmy już młodym małżeństwiem. Nasz staż to 17 lat, do tego trzeba dodać jeszcze 4 lata związku przed ślubem. Jeden syn 16 lat, drugi prawie 6. 'Zmęczenie materiału' i obniżenie standardów w odnoszeniu się męża do mnie, czyli zachowania takie jak opisałam tutaj, obserwuję mniej więcej od siedmiu lat. Przez ten czas takie zawzięte awantury, jak ta teraz, odbywały się z częstotliwością może trzy razy w roku. Mniejsze kłótnie mamy gdzieś tak raz w miesiącu. Nie przepraszamy się za nie wcale, bo to takie pierdoły i trudno już nawet ustalić kto i czym zaczął. Wtedy po prostu komu szybciej minie złość, ten podchodzi do drugiej strony sporu z hasłem 'ok' i chyba nawet częściej bywa to mąż, ponieważ on chce tylko spokoju, spokój mu wystarcza, dla niego to podstawa. Ciche dni, to dla niego sytuacja prawie komfortowa, odpoczywa wtedy a ewentualny dyskomfort w postaci 'siekiery' w domu rekompensuje sobie bez problemu. Nie walczy o nas. Szkoda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ćwierć wieku
minął ponad miesiać , trochę spokoju ale znowu sie zaczyna ... latanie po domu ,szukanie dziury w całym ,ciągle ktytykanckie uwagi ... Próbuję to ignorować ale to wcale nie jest takie łatwe .A już to ciągłe czepainaie sie syna mnie po prostu wykańcza , jeszcze chwila i zacznie isę znowu awantura , która pochłonie całą moją energię .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koalaola
Jak jest teraz? Wytrzymałaś? Siedzi w ludziach taka złość, ciężko żyć z nerwusem. Pewnie kolejny raz Ćwiarteczko poradzisz sobie w swoim stylu - mądra i opanowana. A może skierować aktywność męża na zewnątrz? Teraz pogoda sprzyja pracom okołodomowym - niech na nich się skupi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość KasiaKol
Pomozcie, nie wiem co robic! Jestem już podlamana. Mam 2 dzieci ktore bardzo nas kochaja a jestesmy na granicy rozstania. Mój maz miał bardzo tudne dziecinstwo w rodzinie alkoholowej, teraz nie potrafi stworzyc normalnej wiezi, trzyma mnie na dystans, nie ufa mi, ciagle krytykuje, nigdy nie uslyszalam dobrego slowa mimo iż postanowilam zajac sie domem i dziecmi rezygnujac z jakiegokolwiek Ja w sensie szkoly, znajomosci nawet do fryzjera nie chodze aby nie obciazac budzetu, ale to akurat nie wazne, chodzi o to ze nie czuje sie wartosciowa osoba, gospodynia, mama co uwazam za swój cel zyciowy ale ciagle jestem niewystarczajaca, ostatnio wjechal mi na ambicje bo mialam partnerow przed nim i poczulam sie jak ku... Nie wiem co robic, szkoda mi dzieci bo on jest dla nich wspanialy ale czy godzic sie na takie zycie i przymknac oko. Myslalam aby zyc obok i znalezc sobie jakies pasje, przyjaciol, ale chcialabym tez być szczesliwa z mezem, ale mój protest prowadzi do powaznych kryzysow. Jest mi tym bardziej ciezko bo 2 miesiace temu zmarl mój ukochany Tatus na którego zawsze moglam liczyc i był dla mnie wszystkim, jeszcze meza strace którego kocham..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
też próbuję sobie układać życie obok, ale to nie ma sensu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja jestem dopiero rok po ślubie.. Wczesniej mieszkaliśmy razem ok 3 lata. Kiedyś jak płakałam to się mną przejmował, przytulił, nie zasnął tylko rozmawiał, aż było mi lepiej.. Teraz zrobi mi jakąś przykrość, rzuci: przepraszam.. ( ale co mi z tego jak za chwile znowu robi to samo.. Co mi z tych słów? Skoro są puste nie zmieniają nic w nim:( wnioskuję, że można kogoś skrzywdzić po czym powiedzieć: przepraszam i sprawa załatwiona..smutne:( ). Teraz nawet jak wie, że zasypiając płaczę to za chwile słysze chrapanie..tak go to obchodzi, ze natychmiast zasypia. W mieszkaniu posprząta tylko wtedy jak zostanie upamniany.. Nigdy z własnej inicjatywy..a przecież to nasze wspólne mieszkanie, dlaczego tylko ja mam czuć potrzebę wykonywania w nim obowiązków? Jak wysprzątam całe mieszkanie to wcale nie czuję sie fajnie tylko jak frajer.. Dodam, że zazwyczaj pracuję na 1,5 etatu, a mąż na 1. Z Tym, że ja pracuję w trybie dyżurowym, a mąz od pon do pt i to on jest wiecznie zmęczony a ja przecież ciągle siedze w domu i marudze, wysypiam sie..:( a czasami jest tak , że biegnę do pracy na ok 8 godzin, potem na noc do innej pracy i z tej pracy znowu na 8 godzin..wracam do domu na rzęsach, wyprowadzam psa, kładę się spać..i budzę się w brudnym mieszkaniu, które na mnie czeka..muszę go prosić po 2 dni, żeby śmieci wyniósł.. W jeden dzień potrafi się kosz nazbierać, a on ma pretensje, że znowu musi wynosić..w piatek wróciłam z pracy po nocy, znalazłam w skrzynce ankiete dotyczącą mieszkańców odnośnie słabego zasięgu, miala na celu zmiany..zresztą nie to tu było takie ważne.. Zaczęlam ją wypełniać, kiedy mąz był pod prysznicem, szykował się do pracy ( dodam, że mąż ma elastyczne godziny pracy- księciunio może zjawić się w pracy nawet do 11, wypada, zeby pojawił się do 9). Wypełniłam ją, konsultujac się z ńim co do pytań, chciałam zanieść potem do ochrony,po czym on mnie skrytykował, że przeciez można było przez internet i haha ze mnie. Przykro mi się zrobiło i powiedziałam, żeby uszanował to, że po pracy ją wypełniłam i żeby nie wypełniał jej w internecie, bo ja już ja wypełniłam na papierze.. Przespałam się, posprzątałam mieszkanie, zrobiłam zupę..wrócił z pracy, zjedliśmy i stwierdziliśmy, że pojedziemy z psem nad jezioro, bo ostatnio ma mało rozrywek..wychodząc zobaczyłam ankietę i powiedzialam: o to odrazu ją zaniosę, a mąż na to, że wypełnił ją w internecie:( poczułam się jakby uderzył mnie twarz..jakby wcale się ze mną nie liczył.. Na spacerze oczywiście chyba tylko pies był zadowolony, bo popływał..a mi było tak przykro. W sobote mieliśmy jechać na festiwal , który był w naszym mieście pierwszy raz, od paru miesięcy na niego czekałam..namawiałam znajomych. Zaczynał się o 15:00, mąż chciał jeszcze iść koniecznie na rower, słowem kompromisu zgodziłam się, ale powiedziałam, że o 13:00 chce być już w domu, żeby się ogarnąć, psa wyprowadzić i tam dojechać. No i pojechaliśmy. Dojechaliśmy do jednego miejsca, powiedziałam, że poczekam tam na niego, żeby wrócil do 12:30 zgodził się. zbliża się umowiona godzina, jego nie ma, dzwonię, nie odbiera..po czym w końcu oddzwańia z pretensjami co chce? A ja się go pytam gdzie on jest? A on oznajmia, że jest 20 km od miejsc gdzie się umówiliśmy.. Ręce mi opadły..myslałam, że jest niedaleko i , że zaraz dojedzie.. O on tak chamsko mnie olał:( potem oczywiście tłumaczył się, że mnie źle zrozumiał..że myślał, że ma być o 13 na umówionym miejscu.. Zresztą ja w to nie wierze..i jak by miał w 20 min dojechać 20 km..wróciłam sama do domu, płakałam cała drogę, i w domu i jak wrócił- to nie po to, żeby mu pokazać, ze płaczę, tylko czasami już z tej bezsilności nie potrafię powstrzymać łez, nawet nie chce mi siękłucić, gadać z nim:/. Potem jakos doszliśmy do porozumienia, pojechał ze mną na ten festiwal..ja już chciałam jechać sama. Jak wiadomo nadal mi było źle i przykro, nie umiałam tego ukryć nawet przy znajomych..co jakiś czas mu dogryzałam.. Bo jak miałam udawać kochaną żonę po tym jak w ciągu praktycznie ostatniej doby dwa razy mnie potraktował..na festiwalu znajoma mi pokazała pewien gadzet , który zdobył dla niej jej chłopak, ale nie ukrywam trzeba było troche się natrudzić..i szepnęlam, ze on by dla mnie tego nie zrobil, to wstał wściekły i poszedł, załatiwł, ale chyba, żeby się odegrać przechodząc obok mnie zamiast mi dać jak człowiekowi rzucił we mnie czy do mnie nawet nie patrząc na mnie.. Powiedziałam , że ma do mnie nie rzucać jakdo psa i mu odrzuciłam i tak on znowu we mnie rzucił i tak pare razy:(rzenada:( W końcu nie wytrzymałam i huknęlam: jeszcze raz we mnie k... a rzucisz to pożałujesz, i oczywiście rzucił.. Zerwałam się i chciałam po prostu stamtąd uciec.. I co z tego, że przepraszał, że obiecywał,że będzie się starał jak i tak zaraz zrobi to samo..juz parę razy mówiłam o rozwodzie to mnie straszy, ze jak się z nim rozwiode to on się zabije..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×