Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Czy ktoś ma taką żonę?

Polecane posty

Gość gość
Do: 2015.10.11 Czyli potwierdzasz, że żony chcą spokoju i miłości od mężów, a totalnego seksu z nie swoimi mężami!!!! I dla nich się umyjesz i odpowiednio przyszykujesz. Dla swojego męża jednak tego nie zrobisz! Już widzę te emocje, które kipią w kobietach nie mogących się doczekać chwili gdy cudzy mąż je będzie rozbierał, dotykał, wchodził w nie gwałtownie. Nie ważne wtedy gdzie, w samochodzie, w wc, w hotelu, czy na łące. Ze swoim mężem jednak tego nigdy nie zrobisz. Bo jest Twoim mężem, czytaj: ma troszczyć się o dzieci, umyć kibel, pomóc w sprzątaniu i zakupach, ma Ci oddać wypłatę, za którą Ty sobie między innymi kupisz szminkę pozostawiającą ślad na penisie Twojego kochanka. I na pewno zrobisz z kochankiem wszystko to, czego pragnie Twój mąż, a czego nigdy z nim nie zrobiłaś, choć z innymi w szkole średniej wcześniej nie miałaś przed niczym oporów. Kobiety!!! Morał z tego jest taki, że trzeba odpuścić sobie własne żony w tej kwestii. Należy zająć się cudzymi. Może nawet dać kilka złotych na jaskrawą szminkę, która później nie chce się sprać z naszych gaci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
też mi nowość o babach. norma

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćmagda
🖐️ Mogę dołączyć do rozmowy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
bardzo proszę magdo!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćmagda
Krótko. Nie mam takich problemów. Może to zależy od partnera?Zawsze dbałam o siebie, dom, rodzinę. Może czasami wybucham, ale mówią na mnie zołza. Faceci kochają takie. :D Kompromis, zaufanie, czasami trzeba przymknąć oczy na pewne sprawy..... :) Tak to widzę. Niestety miłość trzeba pielęgnować nie tylko przez ślubem, bo po ślubie również. Zaniedbana żona tez odstrasza> I na odwrót ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kanka48
waw , ale ciekawie tutaj , wszyscy po części macie rację !! kocham facetów ale żem zajęta :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
moja zona pielegnuje. codziennie do mnie dzwoni. zebym jej kase wyplacil, albo cos kupil wzor pielegnacji normalnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
rację ma oczywiście też ta żona co się nie myje!!! kobiety nie robią niczego bez powodu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mnóstwo jest takich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość2
Nic dodać, nic ująć, samo życie i święta prawda :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ale zona , :) gratuluje wyboru !!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
aż sie odechciewa POlczyn za żony :O cała prawda o tych brudaskach, flejach, xiężniczkach z Koziej Wólki marzących tylko o śniadym/czarnym k*****e - a najlepiej kilku na raz :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie rozumiem jak można nie chcieć sexu z własnym mężem... trzeba było iść do klasztoru a nie za mąż wychodzić. Mnie mój facet bardzo podnieca i chyba nigdy mi się nie znudzi. Zresztą w ogóle tego nie rozumiem jak druga osoba może się znudzić? Znudzi się zabawka ale nie człowiek, a wy traktujecie drugą osobę jak przedmiot, jak zabawkę, która ma wiecznie dostarczać rozrywki. Tak naprawdę mało kto dojrzał do małżeństwa, większość ludzi zatrzymało się na etapie 14 latków. Nawet Osho o tym mówił, że większość ludzi ma psychikę 14 latka. Po co wy za mąż wychodzicie jak wam się mąż znudził, nie chcecie z nim spać, nie rozumiem tego. Spójrzcie w lustro jak wy wyglądacie i czy wy będziecie wiecznie pociągające dla kochanków. Mam taką w rodzinie... stara baba przed 40tką, dwójka dzieci, mąż się jej znudził i kochanka sobie znalazła. Kilka lat pieprzyła się z kochankiem jak mąż był w delegacji czy pracował w nocy, w końcu kochanek ją kopnął w tyłek jak mu się znudziła. Ale jak się ekscytowała ile to orgazmów jej kochanek dał, a mąż nudny i przewidywalny, nie dawał tylu orgazmów. Tylko orgazmy i orgazmy, a gdzie miłość i szacunek do siebie i męża? Jestem kobietą ale często aż mi wstyd za inne kobiety jak są wyrachowane i prymitywne. Tyle się gada, że facet to świnia, ale prawda taka, że kobiety to jeszcze większe świnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A jaka Ty jestes kulturalną,ojojoj. Prymityw.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do gosc 16:21 Gratuluje zdrowego rozsądku. Kobiety znudzone, leniwe, z przerosnietym ego, bez umiaru. Są i takie. Zdziwione. Jak to, to ja juz nie jestem księżniczką? Mąż, nauczył się zyc? Beze mnie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ten temat ma prawie dwa lata!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pewne prawdy sa aktualne od tysięcy lat Co znaczą w tym wypadku te dwa ostatnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Skoro temat jest aktualny od tysięcy lat, to może tak ewolucja skonstruowała kobiety? Może takie zachowania są najkorzystniejsze dla zachowania gatunku ludzkiego? Jeżeli tak, to moim zdaniem nie należy z nimi walczyć, ale wręcz przeciwnie: należy uczyć o tym co w tym wątku poruszono. Czytajcie cały wątek i uczcie córki jak mają się zachowywać wobec swoich małżonków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja myślę inaczej. Jestem w podobnej sytuacji. Moja żona była moją miłością w liceum. Zakochałem się w niej, a raczej mnie zauroczyła. Nie była pięknością, ale miała coś w sobie co mi się podobało. Pierwszy raz zobaczyłem ją gdy ja byłem w trzeciej klasie liceum, a ona w pierwszej. Po prostu mnie zauroczyła, tak po prostu nie wiem czym, ale zwracałem na nią uwagę na przerwach. Było przecież wiele dziewczyna na korytarzu, a ona przyciągała mój wzrok. Po jakimś czasie zaczęliśmy rozmawiać. Widzieliśmy się kilka razy w weekend w pubie. Poszliśmy razem nawet na jakąś imprezę. Nic na siłę. Ona jednak miała swoje towarzystwo, a ja swoje. I nic wielkiego nie między nami nie budziło się. W dalszym ciągu obracaliśmy się wśród swoich przyjaciół, ona wśród swoich i ja wśród swoich. Gdy kończyłem już liceum, może było to w Sylwestra (a może nie) spotkałem w mieście. Wyszliśmy z przyjaciółmi na kilka piwek, aby zaraz potem pójść na imprezę w mieszkaniu kumpla. Gdy ją spotkałem od razu zaproponowałem, aby ze mną tam poszła się pobawić. Nikogo tam nie znała, chyba że z widzenia. Przedstawiłem ją, cały czas bawiliśmy się razem. I wtedy też pierwszy raz się całowaliśmy. To było przemiłe, wiedziałem, że całuję się z dziewczyną, która mi się bardzo podoba. Całuję się z dziewczyną, którą pokocham i to poważnie. I tak się stało. To była ta dziewczyna, w odpowiednim czasie. Podobały mi się spotkania z nią, wiedziałem, że to jest to. I tak spotykaliśmy się. Nie wiedziałem tylko, że nie do końca widzę to, co jest rzeczywiście. Jak to zakochany. Skończyłem liceum, dostałem się na studia. Dość daleko od domu studiowałem. Dzwoniłem do niej. Wszystko wydawało mi się OK. Po miesiącu, może trochę później przyjechałem do domu. Od razu do niej zadzwoniłem: "Przyjechałem, spotkajmy się!" ona na to "Dobrze". Ale gdy do niej przyszedłem, wiedziałem że nie jest dobrze. Nie chciała mnie za bardzo widzieć. W sumie dała mi odczuć, żeby sobie po pół godzinie poszedł. Nie mówiła dlaczego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ciąg dalszy: Nie powiedziała czemu nie chce ze mną posiedzieć, czy wyjść wieczorem. Po prostu od niej wyszedłem po pół godzinie. Czułem się nieswojo, ale pomyślałem, że ona może potrzebować czasu, może nie poczuła tego co ja. Byłem spokojny, że wszystko rozwinie się w dobrym kierunku. Zostało to jednak szybko zweryfikowane przez mojego kolegę już po kilku dniach. Wracałem z nim pociągiem na studia. Rozmawialiśmy o naszych dziewczynach, on również poznał niedawno nową i mówił, że się w niej zakochał. I tak po kilku godzinach, nie wiedział jak mi to powiedzieć. ale dość delikatnie mi zakomunikował: "znam dziewczynę, w której się zakochałeś, ale lepiej daj sobie z tym spokój". Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale mi wytłumaczył: "Wiem, że się w niej zakochałeś, ale w czasie gdy ty jesteś na studiach, ona spotyka się z innym chłopakiem. Znam go i widziałem ich razem, ona nie jest uczciwa wobec ciebie. Bawi się tobą, słyszałem o tym, bo mamy wspólnych przyjaciół". Cios. Ale cóż mogłem zrobić. Choć ją kochałem nie miałem wyjścia (przecież jej do siebie nie zmuszę, poza tym nie rozumiałem, jak nie umiała mi o tym powiedzieć), czyli nie miałem wyjścia - już do niej nie zadzwoniłem, nie odwiedzałem jej. To o czym mi mój kumpel powiedział potwierdziło się już przy następnej mojej wizycie w mieście. Było to w 1 listopada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciąg dalszy: 1 listopada znowu przyjechałem do domu. Spotkania ze znajomymi jak to zwykle bywa. Wieczorem jednak postanowiłem pójść na cmentarz sam. Nie miałem tam nikogo z rodziny, ale miałem kolegę, który zmarł wcześniej. Pomyślałem, że zapalę świeczkę, przespaceruję się i wrócę do domu. Przy wejściu na cmentarz spotkałem ją. Była wtulona w swojego chłopaka. Przeszedłem obok, spojrzeliśmy na siebie. Wiedzieliśmy o jaka myśl pojawiła się w naszych głowach. U mnie była jedna dodatkowa: "przegrałem", i jej chłopaka na pewno przeciwna. Prawdopodobnie poczuł się świetnie. A ja pomyślałem, że przegrałem z jego popularnością (był bardziej znany, imponował dziewczynom, alkohol, imprezy, luz). Nic nie poradzę. Wróciłem na studia, nauka, akademik, trochę imprez, nowi znajomi. Po kilku miesiącach poznałem na prawdę fajną dziewczynę. Pomyślałem, że może z tego coś wyjdzie. Umawialiśmy się, ale powoli. Kino, jakieś imprezy. W końcu pojechaliśmy na wesele. I odtąd byliśmy parą. Mieszkaliśmy razem w akademiku. Normalnie, fajnie, śniadania, obiady, kolacje, szkoła, wyjścia na miasto. Pasowało wszystko nam pięknie. Do tego, jak się domyślacie, seks. Dużo seksu i wszędzie. Wspaniały, piękny, wzajemny, czuły, intensywny, wspólny każdą cząstką ciała. Zdawać by się mogło - wszystko świetnie. Ale tylko tak mi się zdawało. Moja nowa miłość była typem zazdrośnicy, awanturnicy. Z osoby czułej w minutę przeistaczała się w osobę nienawidzącą. Nie rozumiałem tego, moi rodzice nigdy się nie kłócili. Nie wiedziałem o co jej chodzi. Zacząłem to naprawiać (głupi), rozmawiać. Ale po roku ilość sytuacji pozytywnych była już taka sama jak kłótni. Nie mogłem temu zaradzić, choć się starałem. Po dwóch latach zdecydowałem, że nie mogę tego kontynuować i kończę ten związek. Choć na prawdę ją kochałem, choć chcieliśmy zbudować coś razem, zdawałem sobie sprawę, że nie mogę w tym tkwić, bo zwariuję. Zakończyłem to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciąg dalszy: Po zakończeniu ponad dwuletniego związku dochodziłem do równowagi sam. Choć nie do końca sam. Sporo imprezowałem. Miałem w tym czasie wiele przygodnych znajomości z dziewczynami. Ale nic poważnego. I któregoś wieczora szedłem sobie przez miasto na stary rynek. A tu po drodze przy pubie, na barierce siedzi moja licealna miłość. Siedziała z jakimś chłopakiem. Nie podszedłem do niej, minąłem ją. Nie widziałem jej ponad trzy lata. Ale jej widok mnie uderzył. Po pierwsze, co ona tu robi, nie wiedziałem gdzie studiuje,ale z tego co słyszałem to gdzie indziej niż ja? Pewnie przyjechała z nowym chłopakiem na imprezę. Tak pomyślałem. Niedługo potem pojechałem do domu i spotkaliśmy się przypadkiem w pubie. Jak to w takich sytuacjach bywa, siedzieliśmy całą noc i opowiadaliśmy co u nas przez te trzy lata się zdarzyło. A zdarzyło się to, że ona powiedziała, że jest teraz sama i ja powiedziałem, że jestem sam. "Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki" tak mówią. Ale ja zinterpretowałem to w ten sposób, że może rzeka jest ta sama, ale woda sprzed lat już dawno jest w morzu. I teraz tą rzeką płynie już lepsza woda. To chyba nie jest prawda. Do dziś się co do tego waham, choć wtedy wiedziałem to na pewno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciąg dalszy: Wtedy już wiedzieliśmy, że wracamy do miasta gdzie razem studiowaliśmy. No i zaczęliśmy się spotykać. Tak spotykać, że zamieszkaliśmy razem. Trochę nam było dobrze, a trochę nie. Dużo sobie opowiedzieliśmy, dużo poznaliśmy w czasie wspólnego mieszkania. Przede wszystkim zacząłem poznawać charakter mojej nowej dawnej miłości. Był krótko mówiąc nieporadny, zagubiony. Ale było mi OK. Odbudowywałem moje zaufanie do niej. Jednocześnie wyszły fakty z jej innych związków. Okazało się, że miała ich kilka. Spotykała się z kilkoma chłopakami, byli też żonaci mężczyźni. To łączyło się z jej nieporadnością, jej dziecinnym wtedy myśleniem w taki koktajl, że mnie on zatruł. Nie pozwalał się pozytywnie rozwijać mojemu uczuciu. Niestety. Rozstaliśmy się. Skończyłem związek, skończyłem studia. Wyjechałem. Sporadycznie się widywaliśmy. Nic wielkiego. Po studiach wyprowadziłem się do innego miasta. Założyłem małą firmę. Dużo pracowałem. Całe tygodnie poza domem. Praca, praca, praca. Miałem wtedy też wiele kobiet. Z niektórymi spotykałem się regularnie. Nie chciałem się jednak zakochiwać. A może nie mogłem, bo wciąż kochałem moją licealną miłość. Z dziewczynami chodziło wtedy głównie o seks. Z niektórymi tylko o to, z innymi o wspólny wyjazd w góry, czy nad jezioro na kilka dni i o seks. Poznałem wtedy, jak wiele kobiet ma problem z intymnością. Jakie są różne pod względem seksualnym, jak różne upodobania mają, jak różne mają też zahamowania. Nie myślałem wcześniej, że tak może być, w zasadzie każda była inna w łóżku (choć niektóre wolały to robić gdzie indziej. Jedna miała tylko ochotę na plaży wieczorem. Chyba kręciło ją to, że obok przechodzili w mroku turyści). I tak nie zakochując się, kochałem się z co najmniej 15 dziewczynami. Cenne to było doświadczenie. Na prawdę nie spodziewałbym się jak bardzo kobiety różnią się od siebie pod tym względem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciąg dalszy: Podczas jednego z wyjazdów firmowych gdzieś daleko w Polskę, w zupełnie inne rejony zdarzyło się coś, co z jednej strony było nieprawdopodobne, aby się zdarzyło, a z drugiej bardzo prawdopodobne. Dojechałem gdzieś daleko do małego miasteczka. Był już wieczór. Nie miałem noclegu. Zaparkowałem przed malutkim miejskim kinem i poszedłem szukać miejsca, aby coś zjeść i zapytać o nocleg. Zjadłem kolację, znalazłem mały hotelik. Wracam do samochodu, a przy nim stoi moją licealna miłość, której nie widziałem kilka miesięcy. To jest to co jest nieprawdopodobne. To prawdopodobne to była osoba, z którą stała - nowy chłopak. Porozmawialiśmy chwilę. Opowiedzieli mi jak się świetnie bawią, byli w kinie. A moja licealna miłość mówi, że pierwszy raz piła alkohol w kinie. Po myślałem, że to dość słabe. Poszedłem na spacer z moją miłością, choć o to nie prosiłem tłumaczyła mi, że chłopak, z którym przyjechała, to nie jej chłopak, a na kwaterze ,mają oddzielne łóżka. Nie bardzo mnie to jednak interesowało. Odprowadziłem ją i poszedłem spać. Nie widzieliśmy się po tym kilka miesięcy, aż do mnie zadzwoniła. Nie wiem po co, bo powiedziała, że chce się spotkać i jak będę w mieście gdzie studiowaliśmy, to żebym zadzwonił. No i jak byłem, to zadzwoniłem. Nie wiem po co? Po prostu ją kochałem, ale kogo? Po prostu moją licealną miłość. I się spotkaliśmy. Siedzimy wieczorem na rynku. A ona po jakimś czasie mówi mi, że się zaręczyła i się żeni. Wyciąga zdjęcie chłopaka, mówi jak się będzie nazywać. Patrzę, a to jeszcze nowy chłopak. Opowiada jak się poznali, jak po jakimś czasie podczas uroczystej kolacji z rodzicami się jej oświadczył. Rodzice szczęśliwi, sala wynajęta, orkiestra wynajęta. Byłem w szoku, po co ona mi to wszystko mówi. Jak się zaręczyła to jest zakochana. A jak jest zakochana, to czemu tu ze mną siedzi, a nie z ukochanym? Nic mi nie pasowało w tej historii. Po miesiącu, może dwóch zadzwoniła do mnie. Umówiliśmy się. Całą noc opowiadała, że nie chce się żenić, że nie wie co robi, że tylko mnie kochała i kochać będzie. Była na prawdę rozbita. W następnym tygodniu zadzwoniła, że zerwała zaręczyny. Chce tylko mnie. I co ja na to? Wiedziałem, że ją kocham. Kurde, nie chcę ale się z nią spotkam. I zaczęliśmy znowu się spotykać. Tak się spotykaliśmy kilka miesięcy, aż się okazało, że będziemy rodzicami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciąg dalszy: Poważnie do tego podszedłem. "Kocham Cię od zawsze, będziemy razem". Jej rodzice przeciwni, ale mi to nie przeszkadza. Urodziło się dziecko i następne i....... Od kilkunastu lat jesteśmy razem, mamy wzloty i upadki. Ale już teraz razem. Przez te kilkanaście lat wielokrotnie to analizowałem. Dlaczego tak postępowała moja licealna miłość. Jednym z wniosków jest wzorzec rodzinny: moja licealna miłość pochodzi z rodziny bez miłości, gdzie matka jest despotką. Przez całe dzieciństwo matka nie dała ani krzty miłość, zrozumienia, partnerstwa. To czego dziecko potrzebuje, aby zbudować osobowość. Ojciec za to żyje z boku w milczeniu. To wg mnie spowodowało u mojej licealnej miłości brak zdolności do budowania związków. Zbudowało brak pewności siebie, wiary w swoje siły. Dało jedynie nieporadność, histeryczność, strach. U mojej licealnej miłości zobaczyłem jednak serce i dobroć. Zawsze ją w niej widziałem. Choć może chciałem, to zobaczyć i się oszukiwałem. Ale to serce i dobroć teraz jest w niej na pewno. Jeżeli nie było, to je zbudowała. Widzę je od kilkunastu lat codziennie. Choć często zastanawiam się czy dobrze się złożyło, że jesteśmy razem. To nie widzę się w przyszłości z kobietą inną niż moja licealna miłość. Często między nami robi się gęsta atmosfera. Ale cała reszta wspólnego życia to niweluje. Na prawdę. Często też myślę, że przykro mi, że spotykała się z tyloma chłopakami, boli że z nimi sypiała (tak po prostu prymitywnie boli). Często myślę, że te ponad dwadzieścia lat temu mogłem być jej pierwszym chłopakiem. Myślę, że odebrała mi kilka elementów naszej miłości, których nic nie uzupełni. Staram się to zagłuszać. Ale kocham tą moją licealną miłość i jestem z nią od kilkunastu lat, ponad dwadzieścia lat od jej poznania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciąg dalszy: Jakie wnioski po takim czasie mogę wyciągnąć: 1.Na pewno zanim się z kimś chcesz związać popatrz na rodziców swojej miłości. Choćby nie wiem jak człowiek chciałby się zmienić. Nie zrobi tego. Siłą woli i samokontrolą może wpłynąć na 10-20% wyniesionych z domu zachowań. Po czasie i na to może nie wystarczyć siły, a w czasie kryzysów wyjdzie "rodzinna" natura. 2.Jeżeli zauważysz niepokojące zachowania, nie lekceważ ich. One wyjdą po ślubie z siłą tsunami. Przed ślubem jest sielankowa fikcja. Po jest rzeczywistość. Całe szczęście jeśli partner będzie chciał analizować kryzysy i powoli coś zmieniać. Jeśli nie, to zniszczy Cię, albo doprowadzi to do rozwodu. 3.Jeżeli zauważysz niepokojące zachowania i pomyślisz, że dasz radę z nimi walczyć, mylisz się. Mylisz się dlatego, że przeceniasz swoje siły. Po wielu latach wiem, że wspólne życie z osobą o złych wzorcach rodzinnych wiele mnie kosztowało, przede wszystkim sił psychicznych, ale i fizycznych. Wspólne życie z osobą o złych wzorcach rodzinnych pozbawiło mnie również wielu ideałów. 4.Jeżeli jednak zwiążesz się z osobą o złych wzorcach rodzinnych, to po wielu latach może jednak Ci się udać je lekko zniwelować i będziesz się cieszył, że w domu jest spokój, że dzieci wspaniałe, że jednak coś zbudowałeś . 5. Po latach dochodzę do wniosku, że trzeba przetrwać burze, bo po nich przychodzi słońce. Wniosek te szczególnie polecam tym, którzy wyjście z trudności widzą w rozwodzie lub zdradzie. To nigdy nie poprawi sytuacji. (nie mówię tu o sytuacjach przemocowych, nałogowych itd). Zdrada tylko pogłębi wasze problemy, to żadne rozwiązanie. Co do rozwodu, to myślę, że nie rozwiązuje on problemów, tylko związki. I wtedy ludzie pozostają z tymi samymi problemami co przed rozwodem, tylko każde z nich te nierozwiązane problemy przenosi pod inny adres zamieszkania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Po prostu kobiety w Polsce się zmieniają pod wpływem mediów, zachodniej, bezideowej, konsumpcyjnej kultury

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Takie zachowanie kobiety jak Twojej żony, usprawiedliwia zdradę a nawet stałą kochankę. Mówię Ci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak można tak żyć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam takie życie i mnie ono wkurza. Z jednej strony chce być wiernym mężem i ojcem. A powoduje to olbrzymie koszty u mnie: żyje z kobietą, która nie budzi we mnie emocji. Sypiamy od lat osobno, właściwie od narodzin dzieci. Seks raz na miesiąc może. Kobieta zamienia się wtedy w drewno. Już tyle lat jestem z nią , że nie wiem czy inne kobiety mają tak samo. Dobrze, że na studiach miałem dziewczyny, bo gdybym nie miał nie wiedzialbym co to udany seks. Poza tym nie zgadzamy się w sprawach życiowych. Ona kwestionuje ciągle moje decyzje przy dzieciach. Mam chyba głupią kobietę. Ale mam dzieci i przez nie zostanę w domu. Wesołych świąt.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×