Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

moj syn woli rodzeństwo od bogactwa. czy mając więcej jak jedno dziecko sytuacj

Polecane posty

no skoro pierwsze dziecko mialo drogie pieluchy i kosmetyki oraz ubrania i wozek za 1200, a drugie nie, tylko wszystko najtansze, to fajne podejscie ktos ma: zrobie kolejne dziecko, ale z gory zakladam, ze bedzie muec wszystko najtansze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie rozumiem tych bab co nie mają pieniędzy a rodzą po 2- i więcej dzieci, pochodzę z takiej rodziny i mama jedno i żadnego więcej, bo sama wiem co to skromne życie i nie mam zamiaru zgotować takiego losu swoim dzieciom. Małe dzieci zawsze chcą rodzeństwa bo one nie zdają sobie z tego sprawy, że to wydatek, będą większe to inaczej będą to rozumieć. A do tego wkurzają mnie te baby co narodzą a później narzekają, że im ciężko finansowo, dużo pracy itp.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A czemu ma byc biednie? Drugie dziecko duzo nie kosztuje. Tym bardziej jak sie odkłada wózek itp. Lepien jedynak? I sam jak palec?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To ja pisałam kilka dni temu, ale zostałam źle zrozumiana. Nie chodziło mi o założenie, że pierwsze będzie miało wszystko drogie, a drugie tanie, tylko żałuję, że byłam taka głupia i naiwna, że pierwszemu nie kupiłam tego co drugiemu, bo to droższe (zaznaczam: droższe, a nie drogie!) badzieje niczym specjalnie nie różni się od tańszego, a i tańsze bywa niekiedy nawet zaskakująco lepszej jakości niż droższe. Żałuję, że tak późno przyszłam po rozum do głowy. Wcześniej byłam świeżynką. Nie wiedziałam zbyt wiele. Nie znałam się. Dawałam sobie głowę nabijać farmazonami z reklam, ulotek i głupawych artykułów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Lipa byc jedynakiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ktoś mi jeszcze wyżej zarzucił, że co będzie jeśli kolejne dzieci będą się chciały uczyć. Nie rozumiem? A to nie mamy publicznej edukacji, czy co? Ja skończyłam państwowy żłobek, państwowe przedszkole, publiczną podstawówkę, publiczne liceum i bezpłatne studia mieszkając w dofinansowywanym akademiku, dlatego nie widzę powodów dla których moje dzieci miałyby utrudnioną edukację. Nie czuję się też okaleczona z powodu nie posyłania mnie na dziesiątki zajęć dodatkowych, na które zresztą prawie nikt z moich rówieśników wtedy nie chodził, poza niektórymi, którzy chodzili na wyrównawcze jak sobie nie radzili z matmy albo z polaka, albo z języka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wiadomo, że rodzeństwo do grupa indywidualnych charakterów, które w dorosłym życiu nie koniecznie muszą do siebie pasować, ale często relacje rodzeństwa są naprawdę dobre. Ja może nie dogaduję się dobrze z bratem, bo mamy skrajnie różne charaktery, ale się tolerujemy, natomiast z siostrą mam rewelacyjny kontakt i cieszę się, że ją mam i że zawsze mam do kogo zadzwonić, jak się z czegoś cieszę, nudzę lub jest mi źle. Wiecie, przyjaciele pojawiają się na różnych etapach naszego życia i odchodzą, niewielu zostaje w kontakcie do grobowej deski, a rodzeństwo to zawsze rodzeństwo i ono jest zawsze obok i obecne w naszym życiu. Nawet jak się z częścią gniewamy lub nie dogadujemy, to z pozostałymi mamy bardzo silne więzi. To jest naturalne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zasadniczo chodzi o to, że nauka kosztuje, np. podręczniki, zeszyty, korepetycje w razie potrzeby. Jeśli masz dwoje dzieci to wszystko kosztuje x2. Druga rzecz, że dziecko może być utalentowane np. plastycznie i chcieć chodzić do liceum plastycznego, które jest jedno w województwie i trochę przykro, kiedy w zamian posyła się dziecko do zwykłego ogólniaka, chociaż krzywda się od tego nie dzieje. Nie każdy mieszka w dużym mieście, gdzie oferta edukacji publicznej jest szeroka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
to jest własnie tok myślenia głupich bab, drugie nie kosztuje, a jak drugie nie kosztuje to trzecie też, a jak trzecie nie kosztuje to czwarte też, a jak czwarte nie kosztuje to piąte też itd. i rodzą takie idiotki po 5-10 dzieci a później płączą jak im ciężko, że Bozia dała dzieci (nie one) ale na dzieci nie daje i muszą iść do opieki społecznej po pieniądze na chleb dla nich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co mu z plastyki jak sam zostanie? ! Z kim będzie sie cieszył? Z rodzicami nad grobem? Czy jak mamie pampersa bedzie zmienial

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nikt nie karze miec 5 dzieci ale chociaż 2 i ok. Nie gadaj ze na dwoje tak ciężko. Wozek po pierwszym itp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kiedys die mialo po 5 dzieci i bez k***a kółek , adhd i innych!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rozumiem cię, ale na podręczniki akurat uważam, że mnie stać, tym bardziej, że nie kupuje się ich przez cały okres edukacji, tylko przez jego ułamek (zerówkę, podstawówkę i gimnazjum) i niestety jest to w tej chwili o tyle upierdliwe, że wydawnictwa co roku wypuszczają zmienione wydania lub inne zestawy a szkoły ich wymagają, zamiast pozwalać na dziedziczenie części z nich przez rodzeństwo, tak jak było kiedyś. Natomiast liceum to już inna bajka, bo książki się tak nie zmieniają i się je kombinuje od starszych roczników albo ze skupów, a na studiach to już w ogóle same biblioteczne, używki, kserówki i ebooki, choć i tak głównie opiera się na notatkach i wykładach w power pointcie albo czymś udostępnianych przez wykładowców. W podstawówce kiedyś też był taki luz, bo ja miałam np. książki spadkowe po 2 kuzynkach i siostrze i nic im nie było. Tylko okładki się kupowało i czasami ćwiczenia. Zeszyty to mały wydatek jak się wie gdzie kupować i nie przepłaca, a na studiach wystarczy zwykły tani notes w kratkę lub linię z wydzieranymi stronami, albo jeden duży zeszyt do wszystkiego z zakładkami (lub bez). Na korepetycje nie każdy musi chodzić. Ja nie chodziłam i jakoś mam dyplom. Ale znam też dzieciaki z mojej byłej klasy, które chodziły na grupowe korki jak rodzice nie chcieli płacić za indywidualne i też dawali radę. Wiesz ja też byłam utalentowana plastycznie, ale biorąc pod uwagę to, że nie mieszkamy w majętnym społeczeństwie, rodzice nigdy by mnie nie posłali na nieprzyszłościowy profil i krzywda mi się nie działa. Nawet zresztą nie chciałabym. W wieku 14-15 lat byłam już na tyle świadoma, że wiedziałam że z malowania i rysowania chleba nie będzie, choć mam za sobą epizod kursów przedegzaminacyjnych na architekturę na politechnikę, z których zrezygnowałam po kilku mies. i w sumie dobrze się stało, bo kobietom jest ciężko się przebić w tym zawodzie (poza może arch. wnętrz). Ja tez nie mieszkałam w dużym mieście. Tylko do podstawówki chodziłam pieszo, ale do ogólniaka już dojeżdżałam autobusem (miałam miesięczny), a na studiach mieszkałam w akademiku w innym mieście. Da się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tylko, że posiadanie brata czy siostry wcale nie gwarantuje, że sam nie zostanie to po pierwsze, a po drugie nie jest prawdą, że drugie dziecko nic nie kosztuje, bo wózek itp. Może to dotyczyć małego dziecka, które ja jak wróbelek, bawi się tym samym co starsze rodzeństwo, ma za darmo przejazdy i ubranka po rodzeństwie. W wieku szkolnym dzieci jedzą już jak dorośli (dwóch nastolatków zje więcej niż mąż po ciężkiej robocie), potrzebują 2x więcej materiałów edukacyjnych, 2x więcej np. butów, bielizny (tylko część odzieży można nosić po kimś), 2x musisz kupić im bilet miesięczny do szkoły, 2x płacisz za bilet do kina na rodzinne wyjście itp. Nie jestem przeciwnikiem rodzin wielodzietnych, sama chciałabym mieć kilkoro dzieci, ale nie za wszelką cenę. W moim przypadku nie chodzi "tylko" o plastyka i zajęcia pozalekcyjne, tylko o to, że drugiemu mogę nie mieć za co kupić butów zimowych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie uważam, że jestem głupia i z pełną świadomością stwierdzam, że spokojnie wystarczyło by mi "zasobów" na czwórkę. Nie wiem czy piątkę, ale na czwórkę z pewnością tak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak sie chce to.mozna. wystarczy pracować a nie zebrać na państwie. Zależy jak różnicą wiekowa. Moje ma 6lat ja za miesiąc rodze. Wozek mam po nim bo to nowka i nie wiele używana bo potem poszlo na spacerowke. Wanieke mam kilka ubranek itp. Jak ktoś nie chce dziecka zawsze znajdzie powód jak ktoa pragnie to ma.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No tak, wiadomo, że małe dziecko (np. niemowlę) nie generuje takich kosztów jak przedszkolak i dziecko w wieku szkolnym, ale spójrz na to też z tej str., że skoro gotujesz dla tej trójki z was, to czy rzeczywiście problemem byłoby przygotowanie z tych samych półproduktów i na tym samy "ogniu" jeszcze jednej porcji? Nie sądzę. Ja tak teraz patrzę, że jak gotuję dla czteroosobowej rodziny, to spokojnie zostaje jeszcze porcja dla dodatkowej osoby, dlatego, że przecież nie odmierza się ilości warzyw, mięsa na głowę, tylko robi się obiad na oko na 2 czasem 3 dni i zawsze coś jeszcze zostaje. Ubrania dzieci w wieku szkolnym tez mogą dziedziczyć (ja niektóre niezniszczone też nosiłam po kuzynkach i siostrze i było ok, a kiedy byłam nastolatkom to się nawet z nimi i mamą wymieniałam na ciuchy, biżuterię, torebki i też było ok). Zresztą te wymianki to jedne z moich najlepszych wspomnień z nastoletniego życia. :) Kiedy się jechało po szkole wymienić na ciuchy z kuzynką, która chodziła do innej szkoły i była tylko o rok starsza (nosiłyśmy jeden rozmiar). :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No właśnie - przez 2/3 edukacji książki musisz mieć co roku nowe (mam nadzieję, że to się w końcu zmieni), ale tak jest. Zeszyty to nieduży wydatek, jeśli potrzebujesz jednego, ale jeśli zużywasz ich 15 rocznie robi się sporo, a jeśli zużywasz 30 na dwójkę dzieci to już całkiem sporo. No a jeśli dziecko będzie chciało zostać np. krawcową, plastykiem, mechanikiem samochodowym, informatykiem, to koszty od poziomu ponadgimnazjalnego znacząco rosną. Nie każdy potrzebuje korepetycji, ale przykro jest, jeśli dziecko ich akurat potrzebuje (bo np. sporo opuściło lekcji przez chorobę) a tobie brakuje głupich 50 zł,żeby mu pomóc nadgonić zaległości. Przykro jest, jeśli dziecku dobrze idzie angielski i może w wieku nastoletnim podejść do CAE, co by mu bardzo ułatwiło dalszą edukację, a ty nie masz z czego odłożyć na egzamin. Przykro jest, jeśli syna pasjonują samochody, a dopiero w wojsku ma szanse zdać prawko (potwornie drogie jak na polskie warunki, a jakże przydatne). Decydując się na dziecko warto pamiętać, że nie zawsze będzie ono malym niewymagającym berbeciem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Materiały edukacyjne nie trzeba co roku wymieniać od A do Z. Sama pamiętam, że miałam jeszcze zawsze z poprzedniego roku lub nawet poprzednich lat, nadal dobre, kredki, farby, jakieś ołówki, długopisów w domu było mnóstwo walających się po kontach z jakimiś materiałami reklamowymi, zeszyt też zawsze jakiś został, papier kolorowy, krepina, klej, gumki. Nie chodziłam do żadnej ambitnej szkoły, żeby kazali nam nie wiadomo jak często używać takich rzeczy (zwykła podstawówka), tylko to były jednorazowe akcje (łańcuch na choinkę, kilka prac farbami, jakaś wydzieranka... nic wielkiego). Nie "zjadaliśmy" ołówków i kredek, żeby ich w ogóle nie mieć co roku we wrześniu w domu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wole aby mialo rodzenstwo jak ja mam niz jak ma miec korepetycje i byc sam. bo przyjaciele nie sa na wiecznosc a z dalsza rodzina różnie bywa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kiedy masz dwóch nastolatków, to gotujesz jak dla czterech dorosłych osób, a zarabiają tylko dwie. Nie robi ci to różnicy? Fajnie, jeśli cię stać to życzę Ci zdrowych i udanych dzieci, ale nie mów, że to nic nie kosztuje. Niektóre ubrania można odziedziczyć, jesli dzieci są tej samej płci i mają podobną budowę i wyrosną zanim zdążą zniszczyć, ale miej na uwadze, że nie zawsze tak fajnie się zdarza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja jednak wolę, żeby dziecko mogło przynajmniej zdobyć taki zawód, jaki sobie wybierze i dożyć w zdrowiu dorosłości :). A niestety, nie każdego na to stać w przypadku dwójki dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bieliznę i buty da się tanio kupić. Jak ktoś sobie ubzdurał, że musi mieć tylko markowe to jego sprawa. Ja nie widzę w tym głębszego sensu. Pamiętam pewną rymowankę z podręcznika do polskiego mojego brata: nie pomogą Adidasy, żeby z klasy przejść do klasy. So true. :) (Dali akurat za przykład Adidasy, bo to były czasy początku dresiarstwa). Zwróć tez uwagę, że nie musisz kupować 2 miesięcznych jeśli dzieci nie są rok po roku. Jeśli masz je w odstępach kilku lat, to jedno jest jeszcze w podstawówce lub gimnazjum "pod domem", kiedy starsze dojeżdża do szkoły średniej, a nim to młodsze zacznie jeździć komunikacją, to starsze będzie już na studiach (i nie wiadomo, czy ani jak będzie dojeżdżało, bo może mieć np. blisko akademik albo wynajmowany pokój jak rodziców stać, albo jak dorabia i się uczy). W kinach są bilety grupowe i rodzinne taniej! Poza tym nie wiem czy to takie opłacalne, skoro wszystkie filmy są dziś w necie, a jak ktoś chce "efektów" to komp można bez problemu podłączyć hdmi do tv.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja wolę rodzeństwo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie powiedziałabym, że przez 2/3 edukacji potrzeba nowych podręczników, tylko jakieś 1/2 może, no chyba że uznajemy za konie edukacji 18 lat, choć trzeba przyznać, że coraz częściej młodzi decydują się na te kolejne 3-5 lat nauki. Nie wiem czy nie przesadzasz z tymi 15 zeszytami, skoro ja przypominam sobie może jakieś 10 przedmiotów, które wymagały zeszytu, no i nie możemy zakładać, że zawsze będą to koszty podwójne, dlatego, że kiedy pierwsze dziecko idzie ci do szkoły to przez kilka jeszcze lat możesz mieć młodsze w przedszkolu, więc ci się te koszty nie dublują. Poza tym cienkie zeszyciki na początku podstawówki są naprawdę tanie i nie czuć tych kosztów jak kupisz je odpowiednio wcześniej np. dorzucając 1-2 przy okazji zakupów w tygodniu. Jeżeli dziecko ma aspirację do jakiegoś dyplomu to raczej nie zaskakuje rodzica z dnia na dzień, tylko wykazuje pewne zdolności od dłuższego czasu, co daje rodzicowi czas na poczynienie jakichś oszczędności lub takie rozplanowanie wydatków, żeby mógł sobie podejść do jakiegoś egzaminu, albo pójść na jakiś kurs. Nie piszemy przecież o rodzinach marginalnych, tylko normalnych domach, gdzie rodzice mają jakieś dochody, a nie żyją z zasiłków. Zresztą powiem ci, że nawet wolałabym, żeby mój syn był takim mechanikiem niż dajmy na to socjologiem albo historykiem sztuki. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gratuluję Ci szczerze sytuacji finansowej, skoro problemem dla ciebie są tylko markowe buty :). Jeśli ktoś ma trochę gorzej, to problemem są czasem jakiekolwiek buty spełniające 3 kryteria: niewykrzywione przez poprzedniego nosiciela, nieprzemakalne, nierozpadające się po tygodniu noszenia. Dobre biustonosze, niekoniecznie markowe, ale takie, w których nastolatka może swobodnie ćwiczyć na w-f muszą być dobrej jakości, a i tak szybko z nich wyrośnie -min. 25 zł, co dla rodziny mającej np. 3 tys. na cztery osoby może być już problemem. Co jeśli młodszy nie mieści się w ubrania po starszym, bo np. ma dużo dłuższe nogi? Zakup okularów - ok. 100 zł (w wersji emeryckiej) - x2. Skąd założenie, że każdy ma szkołę pod domem do 16 r. ż.? Sporo gimnazjalistów musi dojeżdżać. A wzięłaś pod uwagę koszty leczenia? Np. dentysta? Antybiotyki są drogie. I nie zrozum mnie źle: nie zniechęcam Cię do potomstwa, tylko zwracam uwagę na istotne kwestie finansowe, które powodują, że drugie dziecko kosztuje wcale niemało. Nie należy przeginać w żadną stronę. Miej na uwadze, że nie zawsze relacje między rodzeństwem układają się wzrocowo, mogą się nawet nie lubić w dorosłości. Drugie dziecko masz dla siebie i męża przede wszystkim, a jak podrośnie: dla świata, ale nie dla jego starszego rodzeństwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Z zasiłków w polsce i jedno ciężko utrzymać. Ale jak sie uczciwie pracuje to i dwojke sie utrzyma

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wiesz co, wcale nie ma aż takiego rozgraniczenia na płeć w przypadku pożyczania ciuchów, bo ja pamiętam, że mój brat się tez ze mną wymieniał, szczególnie na sportowe (to były lata tych tzw. firmówek, oryginalnych czapeczek z daszkiem, plecaków z trzema paskami..), pożyczał plecaka, czapki, koszulki na wf, ja od niego też pożyczałam później sportowe bluzy na koncerty hiphopowe (jest młodszy, więc jego rozmiar był dla mnie w sam raz), smycze, paski. A co do gotowania, to pamiętaj, że nie każdy nastolatek je jak przysłowiowy koń, a nawet nie jak dorosły. Jeśli masz chłopaka to owszem, ale dziewczynki (szczególnie polskie) częściej się niestety głodzą w nastoletnim wieku niż jedzą. Ja jadłam w liceum mniej niż w podstawówce bo wkoło wydawało mi się, że koleżanki są szczuplejsze. Miałam nawet w klasie laskę, która żyła tylko na jogurtach bo tak się odchudzała (a jak miała od nich rozwolnienie to wpierdz*elała czekoladę) :o ...matka w pracy nic oczywiście nie wiedziała, a dzieci w tym wieku są mega głupie. Także tu znowu nie jest tak, że płacisz jak za dwójkę dodatkowych dorosłych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Cienkie zeszyciki mają to do siebie, że się szybciej zużywają. Zeszyty nie tylko się kończą. ale tez np. niszczą, gubią. To zresztą faktycznie groszowy koszt w porównaniu z podręcznikami i materiałami: np. jeśli Twój syn zechce być informatykiem, potrzebuje oprogramowania, sprzętu do ćwiczeń. Jeśli chce być mechanikiem potrzebuje odzieży roboczej przez okres szkoły i np. narzędzi (nie, szkoła nie zapewnia, a przynajmniej nie zawsze). Jesli chce być krawcową: zakupujesz co jakiś czas materiał i nici do ćwiczeń. Jeśli chce być lekarzem - marne szanse na dorabianie w czasie długich studiów. Jeśli chce być strażakiem - przyda się sport w większym zakresie niż 4 godz. lekcyjne tygodniowo. Jeśli chce uczyć się poza miejscem zamieszkania: internat, akademik. I nie bardzo rozumiem, co z tego, że dzieci są na różnych poziomach edukacji: jedna nie potrzebuje jeszcze maszyny do szycia za to potrzebuje jeszcze czesnego za przedszkole, a druga odwrotnie: ale każda generuje koszt (zwykle starsza większy).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No nie każdy nastolatek je jak koń, ale jeśli jest głodny, to jednak chcialabym móc go nakarmić zamiast mówić "nie musisz jeść jak koń". :) I nie, nie trzeba być marginesem, żeby mieć problemy z zaoszczędzeniem 1000 zł rocznie (2 certyfikaty), zwłaszcza jeśli poza tym ma się inne wydatki np. starszych rodziców lub chce się pojechac całą rodziną na wakacje - choćby były to wakacje pod namiotem nad rzeką.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×