Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Narzeczona wiatru

Proszę pomóżcie jestem załamana

Polecane posty

Gość gość
Tzn bedziecie dalej razem mieszkac jak wspollokatorzy? czy chcesz sie jednak wyprowadzic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Po 10 latach w związku- niecierpliwi w miłości ? Może za dużo ogłupiającej literatury czytasz ? Po takim czasie w związek wkrada się monotonia i stagnacja a ludzie będący w nim muszą tworzyć bardzo bliską relacje, żeby się tym uczuciom nie poddać. I nie wszyscy maja ciągła potrzebę analizowania co więcej dla niektórych bywa to męczące. I jak sądzisz, ze nic do ciebie nie czuje to czas w drogę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tzn bedziecie dalej razem mieszkac jak wspollokatorzy? czy chcesz sie jednak wyprowadzic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość narzeczona wiatru
Współlokator, raczej sprząta po sobie. To by yło mieszkanie z obcymm, wykorzystującym mnie facetem. Oczywiście tylko wyprowadzka wchodzi w grę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość narzeczona wiatru
Nie czytam, żadnej ogłupiającej lektury. "Niecierpliwi" miałam na myśli, że każdy cżłwoiek widząć, ze dzieje się coś złego, nietypowego i nienaturanego dla związku jak najszybciej chciałby wszystko wyprostować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To moze jego obecne zachowanie w koncu otworzy ci oczy. Moze wlasnie o to mu chodzi dlatego tak drastycznie sie odcial. Ja mam wrazenie, ze on sie teraz czuje jak w siodmym niebie bo to, co ostatnio sobie wzajemnie fundowaliscie to bylo pieklo. Tak sie dlugo nie da. Przestan od dzis mowic, zacznij od dzis dzialac. Bo jak widzisz, werbalnie nie jestescei sie w stanie dogadac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie bój się odejść od kogoś kto sprawia, że czujesz się gorsza, słabsza, niefajna, mało ważna, głupia, wykorzystywana. Sekret tkwi w tym, że póki nie pokażesz gdzie są drzwi, idioci nie wiedzą, jak w nie trafić. Pokaż drzwi i miej święty spokój. Nie potrzebujesz wokół siebie nikogo, kto sprawia, że nie czujesz się najfajniejsza na świecie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość narzeczona wiatru
gość dziś - dziękuję! Tak samo, myślę. zZwiązek powinno się tworzyć z kimś kto sprawia, że czujemy się lepsi a nie gorsi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nieważne jak bardzo będziesz się starała być "doskonała" - dla niewłaściwych osób nadal nie będziesz wystarczająca. Nieważne jak bardzo będziesz "niedoskonała" - dla właściwych osób będziesz po prostu idealna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No i jak? Wrocilas? Cos mowil?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak tam autorko?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hei autorko, odezwij sie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Najwyrazniej powiedzial ci prawde, po co ma zakladac z toba rodzine i brac slub jesli nie jest z toba szczesliwy tylko siedzi z toba z przyzwyczajenia lub zeby od czasu do czasu rozladowac sie seksualnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość narzeczona wiatru
Jeszcze nie wróciłam. Przez 5 dni zero rozmowy, przedwczoraj rozmowa na temat pieniędzy i załatwiania jakis spraw - same konkrety. Cos tam opowiadał mi co u niego w pracy. Stara się ominąc trudne tematy i przejść nad tym do porządku dziennego. Zapytał kiedy wracam, powiedziałam mu, że nie chcę tam wracać odpisał "uhm" i nie ciągnął tematu. Rozmowy tylko na messenger, zero telefonu. Wiem, że imprezuje. Wczoraj wrócił o 5 rano, dzisiaj też idzie na imprezę - znajomi coś wspominają. Jak widać nie siedzi i nie płacze. Powodów dla których wyjechałam i dla których się nie odzywam nie chce znać jak widać., ale też znajomym nie powiedział, że coś jest nie tak - tylko, że akurat mnie nie ma w domu. Nie sądzę, żeby udało mi się coś ugrać, musiałabym zostać tu miesiąc i może coś by się ruszyło - taki okres czasu to za mało. Mi się wydaje, że on nawet nie będzie zainteresowany tym żeby ciągnąć ten związek dłużej. A jesli przyjade i powiem mu, że to nie ma sensu - to nie mam co liczyć nawet na "spróbujmy". Poprostu się na to zgodzi. Właściwie to zgodziłby się tak samo na ciągniecie tego jak i na rozstanie z takim samym entuzjazmem. On odbiera to jako próbę sił, albo poprostu wole bez trucia d**y - to chyba są dla niego wakacje poprostu i tak to odbieram. Skoro się nie zaiteresowal niczym po tym czasie - to zwyczajnie mu nie zależy. Ludzie muszą jakies emocje wyrażać, jakies obawy, jakieś chęci cokolwiek. W zwiżku powinno wydzielać się jakieś ciepło - a tutaj jest postawa nie odzywasz się to nie, wyjechałaś to wyjechałaś, nie chcesz wracać to nie, rób se co chcesz, ja tez robię sobie co chcę . Nie mówię, że mi łatwo - bo nie jest. Myślę o nim w każdej chwili, kiedy nie uda mi się skierowac myśli na coś innego ( a rzadko mi się udaje :( ) Ale bardzo, bardzo cierpię wiedząć, że jego to kompletnie nie interesuje. Może to moja interpretacja, może on się martwi i stara się zająć siebie czymkolwiek i może nie wie co ma robić - nie wiem co on ma w głowie, mam wrażenie , że go nie znam, że nie wiem czego mogę się po nim spodziewać. Ale jedno wiem na bank - nawet jak nie wiesz CO robić, a Ci zalezy - to i tak robisz COŚ. A to, że się pierwszy odezwał, to, że próbował rozmawiać na luzie o czymś co się dzieje u niego w pracy (próbował znaleźć wspólna płasczyznę do rozmowy) i zapytał keidy wracam - to są zwykłe rzeczy, po których nie można stwierdzić, że mu zależy. A o to przecież chodziło - stąd się wzieły te rozmowy, te kłótnie - b ja czułam, że mu nie zalezy. Więc skoro nadal tego nie akcentuje - to poprostu tego nie ma.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bylas poczekalnia. Darmowy seks i sluzaca. Dobrze ze nie dalas sobie calkiem wlezc na glowe. Teraz pewnie poluje na nastolatki. Niech spada. Po co Ci taki chlop leniwy? Nawet mu sie nie chce ugotowac tylko doop szuka? Nudzi mu sie a nic nie zrobi. Beznadzieja. Jeszcze to bycie poczekalnia darmowa. Nawet wczasow nie postawi ani sie nie zlozy. Nie chce slubu z Toba. Sa takie przypadki ze rzuca wieloletnia partnerke i z nastepna moment sie zeni. Wybacz brutalna prawde. Mi tak powiedziala kolezanka o patologicznym bylym chlopie.. on by mnie bil! Tego jeszcze nie robil ale inne bil. A mnie zdradzal. Przeplakalam to strasznie. Codziennie. ALE. Opamietalam sie. Zaczelam poznawac nastepnych facetow. I w koncu wyszlam za maz. Mam dziecko. A tamten ex mowil ze nie nadaje sie ani na zone ani na matke. Ze mam isc do byle jakiej pracy zeby go utrzymywac (!). Nie powiedizal wprost ale glupia nie jestem. Po prostu szukal pretekstu zeby mnie rzucic. I rzeczywiscie rUcil. Potem odnowil kontakt znow sie spotykalismy tyle za ja tez juz sypialam z innymi. I mial wielkie pretensje. Ciekawe o co :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja siostra oddala pierscionek narzeczonemu po 12 latach konkubinatu. I powiedziala : wybieraj Nie chciala tracic czasu. I facet sie ogarnal. Natychmiast slub zalatwili w miesiac. Takze jak chce to POTRAFI. A kuzynka tez tak postawila swojego puerwszego chlopaka po 4 latach zwiazku on na to zwinal zagle i odszedl A ona poznala innego i jest szczesliwa mezatka i maja syna. Ten jakos nie mial problemu. I Tobie sie uda. Z innym!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dżizys. Jeszcze imprezuje! Szuka innych lub juz z nimi sypia. Moj patologiczny ex robil to samo i zdradzal. Bedac w ciazy z mezem juz dowiedzialam sie ze mamy chorobe wneryczna i musielismy sie leczyc. A ten Twoj ma darmowa prostytutke. Wygodnie mu. Wiec szuka byle zwyklego tematu do rozmowy zebys wrocila. Ale uwazaj. On predzej czy pozniej sam odejdzie do innej jak go juz zechce.jakas z imprezy.(jesli sama nie postawisz go pod murem : wybieraj albo slub ze mna albo odchodzisz.) Juz samo to ze boisz sie ze odejdzie na takie pytanie to prawdziwa obawa bo czujesz i widzisz ze mu nie zalezy na Tobie. Ja bym nie tracila wiecej czasu. Moja siostra juz przesadzila po slubie bo zaszantazowala takze rozaodem jesli z nia nie zamieszka. I zamieszkal. Ale musiala go postawic pod murem. Ten Twoj mi sie nie podoba. Nie chce Cie straszyc ale rodzina czy kolezanki moga sie z Toba cackac i sciemniac zeby nie robic Ci przykrosci ze mu niby zalezy. A sama widzisz i czujesz jak jest. Lepiej to wyplakac i odejsc szukajac juz innych facetow. Szkoda czasu na typa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś - owszem to się uda ale nie można być konkubiną: darmową nałożnicą i służącą od gotowania i prania skarpetek. Faceta trzeba trzymać na dystans: randka a potem każde do swojego mieszkania. Wtedy facet się stara; kwiaty, wspólny spacer, kino, kolacja itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie daj sobie wmowic ludziom ze Twoje uczucia jak Cie trakktuja to co wtedy czujesz sa falszywe. Tu na kafe zaraz wejdzie jakis frustrat i powie ze jak chcesz slubu a facet nie i odchodisz to go nie kochasz. Farmazony. Trzeba byc idiotka zeby byc z kims kogo sie kocha platonicznie a on nas nie,nawet sie nie zainteresuje. A slub owszem ale z inna. Strasznie denerwuja mnie faceci pokroju Twojego. Jak mozna tak zabierac kobiecie najlepsze lata zycia i urody????... idz poznawaj innych poki czas. Te posty wyzej sa moje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Swoja droga dobrze sie nazwalas. Narzeczona wiatru. Bo on Ci i tak zwieje. Jest jak wiatr. Bez sensu. I nie tlumacz go. Naprawde. To jeszcze bardziej bez sensu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, jesteś bardzo konkretną, dojrzałą kobietą. Doskonale rozumiem Twoje stanowisko i nie uważam, byś była poczekalnią, bo Twój mężczyzna dawno by od Ciebie odszedł, gdybyś nią była :) To komplement dla Ciebie :D Ja osobiście nie widzę tu wielkiego dramatu, a już na pewno nie widzę powodu do zrywania. Przechodzicie poważny kryzys w związku, ale z każdego kryzysu można wyjść, jeśli się chce. 11 lat coś znaczy. Ja mam bardzo podobne podejście do podejścia Twojego mężczyzny, jesli chodzi o związek. To ja jestem ta leniwa, ta mniej obowiązkowa, ta, która nie lubi rozmawiać o problemach, a kiedy coś mnie wkurzy lub zasmuci, to zagryzam zęby i próbuję przeczekać, zamiast o tym powiedzieć. Narzeczony jednak nie pozwala mi na to, nie pozwala mi długo się kisić w złości czy lęku o przyszłość, chce rozmawiać, nawet gdy usłyszy ode mnie coś przykrego, ale jest bardzo uparty i dzięki temu trwamy. To sprawia, że jest dla mnie już ostoją, fundamentem mojej codzienności, kimś oswojonym do granic i bardzo bardzo ważnym, dlatego nawet gdy korzystam z prawa do bezruchu, nie mówiąc mu raz po razie jak bardzo tęsknię, jak mi go brakuje, jak go kocham i cenię, to wiem, że tak właśnie jest i te uczucia są we mnie wciąż, nawet gdy to narzeczony ma zjazd nastroju, jest zły albo sprawia wrażenie zagubionego i roszczeniowego. Jednak gdyby on pojechał ot tak, tak jak Ty, to prawdopodobnie zachowałabym się tak samo jak Twój facet, czyli bym czekała, może próbowała zagłuszyć szalejące myśli wychodząc ze znajomymi, bo nie wiedzialabym, co się dzieje, skoro on przyzwyczaił mnie, że lubi przejmować inicjatywę i rozwiązywać konflikt na bieżąco, a tu nagle jedzie sam po kłótniach i trudnych dniach. piszesz: "gdyby wszystko było ok, to zapytałby, szukał kontaktu, albo poprostu próbował się dogadać." przez telefon? "Właściwie to zgodziłby się tak samo na ciągniecie tego jak i na rozstanie z takim samym entuzjazmem." Ale czemu nie doceniasz tego, że masz tu wolną rękę? On daje Ci wybór, widzi, że się miotasz, próbujesz coś "ugrać", zmusić do konkretnych decyzji, tworząc nastrój, który nie sprzyja otwartości, przyznania się do obaw, do braku gotowości. Jak na mój gust on chyba się nie czuje przez Ciebie akceptowany takim, jaki jest, dlatego może stał się bierny. Kiedy mnie ktoś stawia pod ścianą, to sorry, ale nie będę udawać, że lubię godzić się na wszystko, bo jestem pod presją. Wtedy tym bardziej się nie zgodzę. Dziecko ani ślub nie uratują teraz Twojego związku, ale szczerość i w miarę spokojne artykułowanie myśli i uczuć owszem. Wtedy można myśleć o kolejnym poziomie. Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"On odemnie niczego nie oczekuje. " Zupełnie jak ja wobec swojego narzeczonego :) Mnie wystarczy, że jest, że pielęgnujemy każdy dzień, cenimy spokój, gdy spędzamy razem czas i szanujemy siebie, jesteśmy wyrozumiali i cierpliwi. Twój narzeczony jak na mój gust jest wobec Ciebie baaaardzo cierpliwy :) i kocha Ciebie bardziej niż Ty jego, inną miłością niż te w tanich romansach, ale stabilną, Ty stawiasz warunki swojej miłości, długa ta Twoja lista oczekiwań... Przemyśl swoją postawę na spokojnie, nie jego postawę, ale Twoją własną. Czy nie jest tak, że ten cały stres jest związany z założeniem firmy, z obawami, z tym, że sobie nie poradzisz, więc wynalazłaś sobie teraz temat ślubu, żeby na czymś innym skupić myśli? Ułóż sobie teraz sprawy zawodowe, okrzepnij na swoich firmowych śmieciach. Podczas burzy ratujesz okręt, by nie utonąć, a dopiero potem szukasz drogi do portu. Ty sama siejesz na razie zamęt, przynajmniej ja tak to widzę. Jeszcze jedno, tutaj wiele rad często jest w jednym tonie: on jest zły, odejdź, tracisz czas. Pamiętaj Autorko, że łatwiej dawać takie rady osobom, które są same i często radzą tak z zazdrości. Łatwiej w dzisiejszych czasach odejść niż łatać most między dwojgiem ludzi, a wasz most budowaliście razem przez 11 lat, to piękne cenne doświadczenie, może spróbuj zawalczyć o jego przetrwanie spokojną cierpliwą postawą wobec siebie i swojego mężczyzny. Ja tam myślę, że ten Twój związek jest dobry i mocny. Jesteście sobie wierni, to naprawdę jest dużo w dzisiejszych czasach. Opanuj troszkę ten chaos, bo wciąż myślisz emocjonalnie i nakręcasz się sama. "Teraz jestem spokojna, kontroluję swoje emocje" ??? Jakoś tego nie widać z tonu Twoich wypowiedzi. "sprzątamy po równo, czasem trzeba go zmusić, albo zrobić awanturę, nigdy nie robię więcej niż on. Tak samo z gotowaniem. " A jak to wygląda to zmuszanie? Co wtedy mówisz i jak zaczynasz awanturę? Nigdy nie robisz więcej niż on, a to takie straszne czasem dać z siebie więcej? W sypialni też nigdy nie poddajesz się nastrojowi, tylko odmierzasz, ile Ty go pieściłaś, a ile on Ciebie? No nie sądzę. Mój nie opuszcza klapy w toalecie, gotuje mało, rzadko sprząta i dynda mi to szczerze mówiąc, bo on dba lepiej ode mnie o inne aspekty naszej wspólnej przestrzeni tej bardziej abstrakcyjnej czyli naszą emocjonalną bliskość, to że tak dobrze się czujemy sami ze sobą, że potrafimy się porozumieć, że się akceptujemy, że wierzymy, że razem się zestarzejemy i wspólnie przeżywamy każdy dzień, więc nie widzę powodu na siłę wszystkich obowiązków dzielić na pół. Walczysz o sprawiedliwy podział ról, a takie coś się udaje, ale najczęściej tylko w teorii albo w broszurkach dla feministek. Życie nie jest sprawiedliwe, podział ról także.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość narzeczona wiatru
Doo gość wczoraj : Dziękuję za komplemet :) Rozumime kryzys - chciałabym porozmawiać o tym. Chciałabym wiedzieć jak pojmuje miłość, czym dla niego jest, jak to wszystko widzi - nie narzucam swojego zdania. Bardzo inetersuje mnie jego podejście, jednak on nic nie chce mówić. Nawet o swoich pragnieniach, oczekiwaniach. Nie chodzi o to, zeby rozmawiac przez telefon - chodzi o to, żeby wykazac jakieś chęci. "Chciałbym, żebyś wróciła", cokolwiek. Zdaję sobie sprawę z tego, że ciężko jest w tej sytuacji podejmowac jakiekolwiek decyzje ale w tym całym syfie chodzi o to, że ja nie wiem czy mu zależy, czy on mnie kocha - owczem mam wybór mogę z nim być lub nie - ale chciałabym wiedzieć, że on chciałby żebym została, że jestem dla niego ważna. Znam powiedzenie "pusc wolno, jak wróci jest Twoje". Tylko, ze ja chce odejść bo czuję, że on mnie nie kocha i nie mam o co walczyć nawet. Ja chcę, żeby on mnie zatrzymał, a nie pokazywał jak mu nie zależy. Staram się komunikowac mu wszystko jak najprosciej i pytać o jego odczucia, ale nic z tego nie wychodzi. Nie chcę stawiać go pod ścianą, przez lata nie wymagałam rzeczy o których marzyłam i on o tym wiedział - nic nie zrobił w tym kierunku, ani nawet nie poruszył tematu - zamiatał wszystko pod dywan i udawał że tego nie ma i dziwił się, że spod tego dywanu wychodzi brzydkie i pasudne i o wiele większe. Ostatnie to czego chcę to zmuszać go do czegoś czego on nie chce - ale musi powiedzieć "nie chcę" a nie udawać w dalszym ciagu, że nie ma tematu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość narzeczona wiatru
do gość : Moja lista oczekiwań? Mi nie chodzi o to żeby kazdy robił po równo w sumie. Chcę, żeby robił cokolwiek, żebym ja nie musiała wszystkiego. Też mam swoje pasje, marzenia chciałabym mieć czas na wszystko jak on. W ciagu dnia to ja jestem tą bardziej zmęczoną rzeczami, które trzeba zrobić, a on jest tym, który ma więcej czasu na swój rozwój. Czy nie jest tak, że jeśli się kogoś kocha to pozwala mu się rozwijać? Nie jestem przesadną fanką zdrowych obiadków i wylizanej chaty, ale są rzeczy, które trzeba zrobić - dom to dom. Uważam, że jeśli on olewa niektóre rzeczy, ktore trzeba zrobić, to zrzuca je na mnie - a wtedy zabiera mi czas na mój odpoczynek, rozwój. Nie pozwala mi naładowac baterii, samemu mając na to aż nadto czasu. Nie przenoszę na niego stresu. Sprawy zawodowe mnie nie stresują, czuję ekscytację jak o nich myslę, praca to moja pasja. To raczej jemu zdarza się swoje stresy przynosić do domu. Rzadko, ale jednak. Chciałabym wiedzieć, że w razie gdyby coś nie poszło po mojej myśli to jest obok i mi pomoże - ale raczej nie będę potrzebowała tej pomocy. Nie szukam tematów zastępczych. Poprostu nagle pojawiły się warunki, żeby to zrealizować. Oczami wyobraźni widziałam, jak zakładam "tą" suknię. Zdaję sobie sprawę z zamętu, który robię - to przypomina szamotanie się ryby złapanej w sieć. Oczywiście ja znowu zdaję sobie sprawę z tego i tamtego, znowu biorę cos na siebie - ale i również tylko ja zdaję sobie sprawę z tego że nie tylko ja ponosze odpowiedzialność za to wszystko i że powinniśmy obydwoje coś z tym zrobić. A jego stanowisko jest jednoznaczne - to ja mam coś z sobą zrobić, nie pasuje mi? To trudno, jemu jest z czyms dobrze, skoro ja mam problem to ja muszę go rozwiązac i sobie z nim poradzic. Zdaję sobie sprawę z tego, że łatwo pisac komentarze i radzić ludziom. Mam swój rozum i staram się robić tak, żeby nie żałować. Nawet gdyby sie okazało, że to jednak nie ten jedyny - też nie będę żałować tych 11 lat. Spokojna cierpliwa postawa? Tak oczywiście - ale ja nawet nie wiem czy jest o co walczyć. Nawet nie umiem sobie tego wyobrazić jak to wszystko ogarnąć. Mam wrażenie, że kołko się zamyka po raz kolejny. Mam wrażenie, że spokojną cierpliwa postawą dam mu to co on chce. Ale czy ja dostane to czego pragnę? Skoro obawiam się, że on może mnie nie kochać i że jestem obok niego bo z jakiegos powodu mu tak lepiej (naprawdę nie wiem jakiego po tych wszystkich kłótniach), i skoro myślę, że może odejść jak będzie mu tak po drodze, to wtedy spokój i cierpliwość nie są za bardzo korzystne dla mnie. Może to zabrzmi idiotycznie, ale ja nie chcę być już cierpliwa. Ile czasu to jest cierpliwie? Minęlo 11 lat. Ile to jest dużo, żeby przekonać się co dalej? Miesiąc? Dwa? A może kolejny rok? Przeraża mnie to. Jeśli chodzi o sprzątanie i gotowanie - mówię, że tzeba zrobic to i tamto i pytam co woli zrobić. Albo robię to i tamto i moie , że chciałabym zeby np posprzatał coś tam. On oczywiście teraz nie może, i mówi że zrobi to póżniej. I nigdy później nie robi. Kiedy mu przypominam ma pretensje, że mu marudzę. Jeśli nie przypomnę milion razy nie zrobi nawet przez 2 tygodnie. Czasem mówię mu, że chciałabym żeby poodkurzał, bo dywan jest taki, ze trzeba włozyć w to kupę siły i po jednym odkurzaniu jestem ledwo żywa. Wtedy ja robię inne rzeczy - ale to tez nie działa. Nie chodzi o ilośc rzeczy ktore trzeba zrobic, tylko o czas jaki trzeba na to poswiecic. Dla mnie mozemy z 1,5 h poswiecic np dzisiaj razem na sprzatanie bez dzielenia się tym co robimy. W tym czasie co on odkurzy dywan, ja zmyję naczynia i zrobię obiad i umyje kuchnię. Niec hodzi o ilość, chodzi o to, żeby robić to razem. Takie podziały i wyliczanie jest dziecinne i nienawidzę tego, ale jak samo stoi i trzeba się za to wziąć, to jest lipa i teksty " chcesz żeby było zrobione to zrób". Poza tym sytuacje kiedy byłam przepracowana, i dodatkowo zmęczona sprzataniem i spędziłam cały dzień na "zapier*olu", a on ze słodkim uśmiechem mówił " to co zrobisz kolacyjkę" i kiedy mówię, że nie bo jestem zmęczona to strzela focha, te syt powtarzały się zdecydowanie częściej wtedy kiedy nie dzielielismy się równo. Ja mam gdzieś klapę, przymykam oko na to że nigdy nie wyrzucił po sobie rolki po papierze toaletowym i inne pierdoły i nie jestem hitlerem, że coś muusi stac tu a nie tam. To on jest bardziej drobiazgowy i czepia się o takie rzeczy mnie. Tu nie chodzi o sprawiedliwy podzial ról - tu chodzi o empatię - jesteś zmęczona? Zrobię obiad. O przenoszenie sił, żeby każdy mógł dzisiaj udźwignąc tyle ile moze. Miałam dobry i łatwy dzień? Mogę zrobić wszystko w domu sama, tym bardziej jeśli widzę, że on miał gorzej. Ale chciałabym, żeby to działało w dwie strony, a tutaj niestety czuję sporą dawkę egoizmu. Mój nie dba o aspekty emocjonalne między nami, rzadko mnie przytula, całować się nie lubi. Ogólnie fizyczne kontakty tak samo jak rozmowa - bardzo często - to niewłaściwy moment. Bo właśnie się najdł, bo jest zmęczony, bo czyta coś. W związku musi być we wszystkim równowaga. Gdybym czuła, że jest taki swobodny przeplyw energii, nie wyliczałabym tak wszystkiego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A dlaczego on tego nie robi - bo cie nie szanuje i juz nie kocha. Jestes bo jestes...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Z tym zmuszaniem do obowiazkow domowych jest troche tak, ze z jednej strony znam malzenstwa, ktore mialy wklejone w szafkach szczegolowe listy a z drugiej strony moja tesciowa kiedys podsumowala, ze w domu kazdy powinien robic to, co umie najlepiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
09:51 I robiła wszystko sama bo mężowi najlepiej wychodzilo leżenie po pracy przeć TV ? ;) 01:34 I masz racje i co tu więcej mówić :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko po co piszesz te elaboraty skoro jak twierdzisz rozstalas sie z nim? A moze jednak rozstalas sue ale nue do konca i juz wracasz, co?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
10:33 Wrecz przeciwnie, sniadania i zakupy robil jej maz, to on zajmowal sie sam ogrodem, prala i sprzatala cala rodzina wspolnie. Ona gotowla i sie malowala :) Jej corka gotuje ale zakupami z kartki, ogrodem i sprzataniem zajmuje sie glownie jej maz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
11:00 I super miło słyszeć, ze ludzie bywają szczęśliwi :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×