Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość smut

bałaganiarstwo męża niszczy nasz związek

Polecane posty

Gość smut

mieszkamy w wynajmowanym od rodziny męża mieszkaniu. jeden pokój to jego pokój z lat dziecinnych i jest tam 896431874327654732 starych rzeczy, nienoszonych latami ubrań, książek, płyt... wiele rzeczy jest zniszczonych, nadających się tylko do śmieci, masa ubrań jest podobno na sprzedaż, bo już nie ten rozmiar, nie ta moda itp, ale mąż nie ma czasu ich wystawić, podobnie jak nie ma czasu tego wszystkiego posegregować, posprzątać, poukładać, powyrzucać i książki, ubrania stare i nowe, czyste i brudne leżą razem pomieszane na podłodze, łóżku, krześle, biurku. dla mnie tutaj miejsca nie ma. wcześniej mieszkaliśmy razem w wynajmowanych mieszkaniach i nigdy nie było takiego problemu, a tu jesteśmy dwa lata i TAKIEGO SYFU NIGDY W ŻYCIU NIE WIDZIAŁAM. nie zapraszamy tu nikogo, wiadomo, dlaczego. nie działają prośby, groźby, codzienne awantury, nie działa milczenie, czekanie, motywowanie, wysyłanie linków do różnych artykułów, stawanie na rzęsach, proszenie, płakanie, straszenie, propozycje pójścia na terapię są odrzucane, nie działa nic. często płaczę, jestem smutna i mam wrażenie, że marnuje swoje najlepsze lata siedząc z nim w tym chlewie. czasami nie mogę na to już patrzeć, mąż drażni mnie, nie chce mi się wracać tu z pracy, nienawidzę weekendów, bo wtedy patrzę jak leży w tym całym bałaganie i traci kolejny dzień, zamiast się ogarnąć w poświęcić jedną głupią sobotę na sprzątanie, które, co brzmi śmiesznie, uratuje nasz związek. przy czym mąż ma pracę w stałych godzinach, wolne weekendy, męczącą jak każda inna praca, chętnie do niej chodzi, na pewno ta praca mu nie zabiera na tyle czasu, żeby jednego dnia od 2 lat nie mieć siły poświęcić na odgruzowanie przestrzeni. mój mąż ma mnóstwo zalet i dawniej uważałam nas za dobraną parę, mimo wielu negatywnych uczuć, jakie we mnie budzi, nadal go kocham, ale NIE UMIEM Z NIM ŻYĆ. co robić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
zapomniałam dodać, że dzieci nie mamy, bo i skąd by się miały wziąć, z bałaganu...? :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja jak mam problem to piszę do mojego psychologa od relacji międzyludzkich i problem w ten sposob rozwiązuje. Pani jest słowna, pomocna i miła. Jeszcze mnie nie zawiodła. Jak chcesz to napisz do niej. Jej adres to kamila0045@wp.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
miał ktoś podobny problem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A pomyślałaś by "małymi kroczkami" samej to posprzątać, posegregować ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
mnóstwo razy, a nawet podejmowałam próby, ale mąż dostawał wtedy szału. jest weekend, oboje w mieszkaniu, po 8327183423 kłótniach on nadal nie ruszył palcem w kierunku tego syfu. TO TRWA DWA LATA. myślałam już, że dopadła go może jakaś depresja, przerosła go jakaś sytuacja, może właśnie to, że się tu wprowadziliśmy, że to taki jego azyl ten pokój, ale koniec końców wniosek mam taki, że nie zależy mu na budowaniu związku ze mną, skoro zagrodził się ode mnie tymi starymi gratami, nic sobie nie robi z tego, że ja któregoś dnia tu nie wytrzymam i że w zasadzie już tylko się kłócimy, bo ja nie umiem już z nim normalnie rozmawiać. jak to możliwe, że można tak zapuścić swoje otoczenie i mimo tylu bodźców i motywacji ciągle w tym trwać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
napisałam o nim, to może coś o sobie. przez ten czas życia w tym syfie zmieniłam się z wesołej dziewczyny w wiecznie niezadowoloną zgorzkniałą zołzę, mam niekończące się pretensje, na które on serwuje mi niespełnione obietnice, jest między nami ciągłe napięcie o ten bałagan i w zasadzie chyba rozmawiamy tylko o tym, chyba, że wyjedziemy gdzieś, to wyłącznie z dala od tego chlewu udaje nam się pogadać, pośmiać. tutaj wyniszczamy się oboje. mam dość wszystkiego, nie chce mi się planować przyszłości, nie chce mi się żyć, skoro taki problem do rozwiązania w jeden dzień nas przerósł, bo on... nie może posprzątać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
nie mogę tu odpocząć, bo jak... jestem ciągle wściekła, sfrustrowana, pełna żalu i pretensji, a co najgorsze: bezsilna. z boku problem wygląda na banalny, ot, dużo gratów, niech posprząta, ale te graty uniemożliwiają normalne funkcjonowanie, zaproszenie znajomych, rodziców, kogokolwiek, dziczejemy tu oboje wśród sterty staroci!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No dobra, ale tak jak ktos napisal. Zacznij sama to sprzatac, czy to wlasnie wtedy wpada w ten szał?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Wtedy. Wrzeszczy, że to JEGO rzeczy, że nie mam prawa ich ruszać, jakby ta kupa gratów była ze złota, wyprasza mnie z pokoju itp. Jest stale poddenerwowany, zirytowany sam tym bałaganem, ale NIC Z TYM NIE UMIE ZROBIĆ. Oferowałam mu pomoc wiele razy, ale odrzucał ją zawsze. Mąż mówi, że sam sobie da radę, że raz dwa to sprzątanie, po czym rezygnuje... A to naprawdę mały pokoik, wystarczy jeden dzień, worki, pudła i do dzieła. Żadna motywacja nie działa, a ja jestem psychicznie wykończona, ciągle szukam rozwiązania problemu, który jest po prostu banalny, jak inaczej można się pozbyć bałaganu, no przecież tylko posprzątać!!! A dla mojego męża to jakoś niewykonalne...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Ogólnie mąż spotyka się ze znajomymi, wychodzimy na miasto, ale tu nie zapraszamy nikogo, co mnie bardzo boli i czuję się uwięziona tym naszym wspólnym sekretem. To jest już naprawdę chore i nie chcę w tym tkwić dalej, nie mam siły już psychicznie na dalsze szukanie rozwiązań, kiedy rozwiązanie jest jedno... Dodam, że matka męża wie o jego problemie, ale nie ma na niego wpływu, tak samo jak ja. Zastanawiam się, może związek ze mną nie jest mu potrzebny, może on właśnie nie chce ze mną być i tak to okazuje, że zrobił tu taki syf, czym wie, że mnie do siebie zniechęca, tylko nie potrafi się przyznać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Nie jestem szczęśliwa w tym związku, jestem nim umęczona, mąż tak samo, widzę to. Kiedyś byliśmy szczęśliwi, mieszkaliśmy w innym mieszkaniu, mieliśmy mnóstwo różnych małych i dużych problemów, które pokonaliśmy, byliśmy dla siebie wsparciem w trudnych chwilach, dzisiaj mamy jeden problem, który wg mnie rozwalił wszystko, żeby być dalej razem, trzeba go pokonać i odbudować ten związek, bo w tej chwili jesteśmy dla siebie wrogami, on dla mnie, bo zrobił chlew z otoczenia, w jakim żyjemy, a ja dla niego, bo ciągle zrzędzę o sprzątaniu i chodzę obrażona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Jest wolny dla obojga weekend, piękna pogoda, my pokłóceni, ja w kuchni, on w tym zasyfiałym pokoju, czy tak spędza weekend małżeństwo po 30stce? Tak wygląda nasz każdy weekend, oprócz tych, kiedy wyjeżdżamy, wtedy jest fajnie, ale to ucieka od problemu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Majka19 85
Hej ja mam bardzo podobny problem z mezem. I jestesmy zdaje sie w zblizonym wieku ( mam 32 lata,maz 33). U nas wyglada to tak,ze mieszkamy w jednym domu, a kupilismy drugi dom w bardzo kiepskim stanie do remontu. Moj Ukochany ma manie zbierania rzeczy, gratow, ubran, materialow budowlanych, narzedzi, rupeici, ktore kiedys, w przyszlosci ''moga sie przydac'',ale zazwyczaj sie nie przydaja:(. Ten dom, w ktorym obecnie mieszkamy zarzucil cala masa takich niepotrzebnych gratow, ubran, rur, desek, itd...ten drugi dom, ktory remontujemy....nie mam slow by to opisac. Kazdy pokoj jest totalnie zagracony pod sufit. Prosze go by to posegregowal i czesc rzeczy powyrzucal, bo nie mozemy dokonczyc tego remontu od roku,ale on sie upiera,ze wszystko KIEDYS moze sie przydac. Na szczescie w domu, w ktorym mieszkamy podczas jego nieobecnosci posegregowalam sporo rzeczy. Duzo ubran udalo mi sie wyrzucic ( starych, zniszczonych, w zlych rozmiarach), ale zrobilam to wtedy gdy go nie bylo w domu. A na pytanie czemu w szafach zrobilo sie luzniej odpowaidam,ze czesc rzeczy oddalam rodzinie ( to czesciowo prawda oddalam do sklepu z tania odzieza), a czesc przenisolam na poddasze. Ogolnie rzecz ujmujac musisz to robic . jak mawiala moja babcia ''sposobem''. Najsmieszniejsze jest to,ze maz czasem nie pamieta,ze cos mial. Mial na przykald caly worek starych okropnych aluminowych kalmek, ktore penego razu opuscily nasz dom. I do tej pory o nich nie wsponial... Doskonale rozumiem co czujesz. Ja tez nie daje razy patrzec na ten drugi duzy dom z takim potencjalem, ktory on zawalil totalnie wszystkim...a jeszcze gorzej, bo jestem artystka i oczami wyobrazni potrafie rozpalnowac i zaprojektowac wystroj wnetrza. Oba nasze domki ''wyszly'' spod mojej reki. Dla tego drugiego domu takze zrobilam projekt i wizualizacje komputrowe,ale nie wiem czy uda nam sie to zrealziowac w najbliszej peiciolatce:( Nie wiem jaki jest sposb na takiego faceta. Bo poza tym moj maz to CUDOWNY mezczyzna. Przystojny, seksowny, pracowity i zwariowany,ale z tymi gratami ma jakiegos hopla.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Majka19 85
Tak ja Dziewczyny CI radza...ja bym malymi etapami wyrzucala - na przyklad czesc ciuchow. Ja niestety tez musze urzywac podstepu. Bardzo niefajnie sie z tym czuje,ale gdy doszlo do etapu,ze musialam sie w DUZYM domu przeciskac miedzy gratami ...to byla granica mojej toerancji. Pamietam prosby o wyrzucenie starych drzwi znalezionych przy ulicy, ktore staly w naszym salonie 4 lata. I w koncu maz podjal ''meska decyzje'' i drzwi zostaly zutylizowane w kominku,ale ile ja sie nameczylam, naprosilam.... Na pocieszenie cos Ci napisze. My mieszkamy teraz w Walii, w Cardiff. Nie masz pojecia jak czasem zagracone domy maja Anglicy. Bylam u jednych ludzi w gosciach...a tam wszedzie ubrania, ksiazki, stare gazety, stare plyty, milion kubeczkow, dwa miliony figurek koni, stare buty,pudelka po kapeluszach. Urocza gospodyni musiala mi robic miejsce na kanapie przesuwajac te milion rzeczy, a gdy niosla kawe to wykonala ''slalom'' przez pokoj-:) Bylam tez w domu pana - kolekcjonera i zbieracza krasnali, tudziez innych podobych figurek....byly WSZEDZIE. Na oknach, meblach, parapetach, podlodze....Pisze CI to na pocieszenie. Dla CIebie i siebie. Ogolnie Anglicy maja taki luz jesli chodzi o mieszkanie,ze sie nie przejmuja zupelnie co ktos sobie pomysli o tym-:) W Polsce mamy inna menatlnosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Średnio mnie to pocieszyło, akurat o zdanie innych martwię się najmniej, najbardziej o związek z mężem i nasze zdrowie psychiczne. Mnie wykańcza życie w takim syfie, bo oprócz stosu gratów, jest tam też kurz, brudny dywan, talerze, sztućce i inne cuda. BRZYDZĘ SIĘ PO PROSTU. Jego to nie obchodzi, uważa, że wyolbrzymiam, że to ja mam problem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Mam przez to wrażenie, że on mnie nie kocha, nie stara się, nie zależy mu, co najgorsze mam też wrażenie, że nawet sam dla siebie się nie stara, ja nie mogłabym siedzieć przed kompem wśród gnijących talerzy i kubków z przedwczoraj, nie mogłabym chodzić po brudnym dywanie itp. ze względu na siebie, nie na kogoś, kto na to patrzy. Myślę ciągle o tym, wręcz obsesyjnie, czy on nie ma jakiejś depresji albo innych problemów psychicznych, bo kiedyś taki nie był, dopiero, kiedy zaczęliśmy (z nastawieniem, że tymczasowo) mieszkać w jego dawniej rodzinnym mieszkaniu, zaczął się koszmar. Cokolwiek o tym wspomnę, obiecanki lub awantura, bo zdarza mu się reagować też agresywnie. Jestem bezsilna, zniszczona tym całym syfem dookoła, moje życie nie ma sensu, 2 lata żyję jak na wysypisku śmieci!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Powinnaś na jakiś czas wyprowadzić się, do rodziców, rodziny, koleżanki. Oboje powinniście iść na terapiè małżeńską, i dopiero PO terapii zdecydujesz, czy wrócisz do niego. On nie umie być mężem, i musi siè tego nauczyć. Jego rzeczy, holubione przez lata, dają mu dziwne poczucie bezpieczeństwa, wręcz je gloryfikuje. Moze to byc poczatek manii zbieractwa, chic nie sądzę. Na terapiii powinnas się dowiedziec od niego, dlaczego reaguje agresją na kazdą oróbę uporzadkowania swoich" pamiątek". Bo co innego pamiątki, a co innego stare łączy, brudne, pomieszanie z nowymi. Jeśli to utajona choroba psychiczna, powinien się leczyć albo..koniec małżeństwa, bo nie daje Ci należnego miejsca i przestrzeni, egoistycznie zagarniając wszystko. Nie lekcewaz tego, jego zachowanie jest alarmujące. Współczuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co innego osobiste pamiątki, a co innego STARE ŁACHY wymieszane z nowymi, a do tego wszechobecny brud..Znajomi nawet nie podejrzewają, że mieszkacie w chlewie, pardon. Ukrywacie to oboje, jak wstydliwe uzależnienie, jak alkoholizm, czy inny nałóg. Dla Ciebie nie ma tam miejsca, teraz, a jemu potrzebny psycholog.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
On ukrywał swoje uzależnienie, gdy mieszkaliście w wynajętych mieszkaniach, CUDZYCH. Teraz jest u siebie i wreszcie mu wolno! On tak mysli. Otóż nie wolno, i problem wyszedł na światło dzienne. Niezmiennie współczuję...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
On ukrywał swoje uzależnienie, gdy mieszkaliście w wynajętych mieszkaniach, CUDZYCH. Teraz jest u siebie i wreszcie mu wolno! On tak mysli. Otóż nie wolno, i problem wyszedł na światło dzienne. Niezmiennie współczuję...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Właśnie to mnie tak boli, że tu nie ma dla mnie miejsca. Jest miejsce na stare klamoty, na pamiątki z liceum, na plakaty na ścianach, a zdjęcia ślubne musiałam na siłę wstawiać, bo przecież inne rzeczy są tu nie do ruszenia, to jego świątynia i koniec, dla mnie tu wstępu nie ma, a jak już zaczynam zrzędzić, a zdarza się to baaaaaaaaardzo często, to mam wyjść z pokoju, do widzenia. Ja wyniosłam do kontenera i do śmieci mnóstwo swoich rzeczy, żeby się tu zmieścić i nie było to dla mnie żadnym problemem, mogłabym wynieść wszystko i zostać w jednych spodniach i jednej bluzce, jakby od tego zależało, czy będzie nam się razem dobrze żyło, on nie może się pozbyć starych ubrań, których na pewno już nie założy, bo są za małe/za duże/niemodne/zniszczone. Przy czym warto dodać, że nie mamy problemów finansowych i nawet, gdyby mąż wywalił wszystko do ostatniej pary gaci, to mógłby sobie kupić całą garderobę od nowa, więc tym bardziej nie rozumiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Pokazałam mu wczoraj ten wątek i oczywiście pretensje, że znalazłam sobie słuchaczy w internecie, zamiast powiedzieć jemu. Mówiłam 98362178351263512 razy, pisałam listy, smsy, zostawiałam karteczki, stawałam na rzęsach - nic z tego. On nie widzi, jak się oboje męczymy w tym. Moglibyśmy mieć z jego pokoju wspólną sypialnię, wystarczy tylko wywalić trochę starych rzeczy, coś pozmieniać, poprzestawiać i mógłby mieć żonę tuż obok, ale po co, kiedy to wymaga takiego wielkiego wysiłku jak wywalenie paru worków starych gratów. Nie mam w tym mieszkaniu nic do powiedzenia, chociaż płacimy po połowie, bo to jego dawny pokój, a ja mogę posiedzieć na fotelu w salonie, a ewentualnie też zawsze drogę do drzwi wyjściowych znam - tak się tu czuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Bywały rozmowy, chociaż to może kilka z tych codziennych kłótni po parę razy, kiedy przyznawał, że to jego wina, że tak nie powinno być, że on to naprawi, posprząta, że będzie normalnie... Nie jest. Myślę, że on wie, jak bardzo mnie rani tym, jak rozwala wszystko, łącznie z samym sobą, ale po prostu to już weszło na poziom "nie będziesz mi mówić, że mam sprzątać" i "to ja jestem u siebie", a więc szczyt problemu i czuję, że bez pomocy go nie pokonamy, a on na terapię nie chce iść, bo, uwaga, problem to wg niego mam... ja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Czuję się tu bardzo źle, praktycznie w wolnym czasie tylko śpię, żeby na to wszystko nie patrzeć. Acha, ogólnie to śpimy w salonie, bo łóżko w jego pokoju jest tak zawalone rzeczami, że zwyczajnie nie ma miejsca. Moje rzeczy są też w salonie w jednej szafie. Jestem okropnie niedowartościowana, zdeptana i bezsilna w tej sytuacji. Bardzo dużo mu o tym mówię i tylko go tym drażnię, wtedy się wkurza, on jest tu panem i władcą, ja - nikim. TAK SIĘ CZUJĘ, CO DLA NIEGO NIE MA KOMPLETNIE ZNACZENIA.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Smut= Pani Przecinkowa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bez sensu to wszystko wygląda... dziwnie naprawdę, a nie mozecie sie wyprowadzić i znów wynająć? Skoro problemów finansowych nie macie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A może właśnie zaproś kogoś, może to go zmotywuje, jak powiesz ze np za 2 tyg przychodzą znajomi i nic tego nie zmieni, najwyżej będą siedzieć w syfie - może zadziała?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Zdarza mu się kilka razy w roku nie tyle posprzątać, co poupychać, poukładać w miarę te rzeczy, ale nie do tego stopnia, żeby panował tam faktycznie porządek, bo z takim nadmiarem gratów bez ostrej selekcji go tam nie będzie. Tylko mi nie chodzi o jednorazowe poupychanie po szafkach i pudłach kartonowych (w pokoju stoi takie wielkie po tv upchane do granic możliwości rzeczami do sprzedania, do oddania, do posegregowania, ale jakoś nigdy nie ma na to czasu...), tylko o NORMALNOŚĆ.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smut
Wyprowadzić się i znów wynająć to by była ucieczka od problemu, chociaż przez długi czas namawiałam męża na to, skoro chce z mieszkania rodzinnego zrobić muzeum pamiątek z całego życia (bo poza ubraniami i sprzętem typu monitor, który nie działa itp., są też piórniki z lat szkolnych, ściągawki, krzesło, którego mąż nie cierpi, ale go nie wywali, bo szkoda i ma dopiero 10 czy ileś tam lat i wiele, wiele innych cudów), to się po prostu wynieśmy, w tym muzeum dla mnie miejsca nie ma, w zasadzie dla niego też nie, on czasem kątem siada na łóżko, na krześle, a po podłodze chodzi wytyczoną ścieżką.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×