Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość totalnieNIKT

smutno mi

Polecane posty

Gość 🤦🏻‍♂️Cinnamon

Bycie introwertykiem nie wyklucza bycia cholerykiem. Mój ojciec jest introwertykiem cholerykiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w kość
54 minuty temu, Gość 🤦🏻‍♂️Cinnamon napisał:

Bycie introwertykiem nie wyklucza bycia cholerykiem. Mój ojciec jest introwertykiem cholerykiem.

really?

https://pl.wikipedia.org/wiki/Introwersja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT

ryli ryli i trufli nie było 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT

Myślę dziś o "Tobie"... znów mi smutno... Jestem sam, wiesz? Zapewne wiesz... Trudno mi jest tak żyć. Czasami wydaje mi się, że może jednak uda mi się odmienić swój los i zbudować związek z kimś innym. Przeglądam potem głupie portale i przeglądam ogłoszenia. To takie złudne poczucie tego, że mogę cokolwiek zdziałać. Jestem i byłem ślepy... Czuje się bezradny... nie potrafię odnaleźć się w tym wszystkim.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Po przeczytaniu Twojego ostatniego wyznania Autorze poczułam się beznadziejnie źle, bo wyobraziłam sobie, że to Jego słowa. Wiem, że nie jesteś Nim.  Jednak jak pomyślę, że on spędza/spędził kolejne święta samotnie, to dosłownie rozrywa mi serce 😞 Od Niego już się tego nie dowiem, ale taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Jeśli tak jest w istocie, to cierpię podwójnie z bezsilności, bo nie mogę do Niego napisać, pocieszyć i po prostu być z Nim, zwłaszcza w takich momentach. Autorze, może pocieszeniem dla Ciebie niech będzie myśl, że Twoja miłość zapewne nie jest samotna. Kochasz Ją, więc ciesz się świadomością jej szczęścia. Gdybym wiedziała, że On jest szczęśliwy, byłabym spokojniejsza 😞

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT

Tak... dobrze,że jest jak jest. Po co jednak dane nam było siebie poznać. Dziś tak zastanawiałem się nad sobą, nad tym jak postąpiłem. Z perspektywy czasu tak bardzo żałuję... skrzywdziłem Ją choć tego nie chciałem. Tak bardzo głupio i niedojrzale postąpiłem. Jak mogłem być tak wielkim egoistą... nie wybaczę sobie tego nigdy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 26.12.2018 o 14:18, Gość totalnieNIKT napisał:

Myślę dziś o "Tobie"... znów mi smutno... Jestem sam, wiesz? Zapewne wiesz... Trudno mi jest tak żyć. Czasami wydaje mi się, że może jednak uda mi się odmienić swój los i zbudować związek z kimś innym. Przeglądam potem głupie portale i przeglądam ogłoszenia. To takie złudne poczucie tego, że mogę cokolwiek zdziałać. Jestem i byłem ślepy... Czuje się bezradny... nie potrafię odnaleźć się w tym wszystkim.

Nie smutaj się :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT
Dnia 26.12.2018 o 19:43, Gość gość napisał:

Po przeczytaniu Twojego ostatniego wyznania Autorze poczułam się beznadziejnie źle, bo wyobraziłam sobie, że to Jego słowa. Wiem, że nie jesteś Nim.  Jednak jak pomyślę, że on spędza/spędził kolejne święta samotnie, to dosłownie rozrywa mi serce 😞 Od Niego już się tego nie dowiem, ale taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Jeśli tak jest w istocie, to cierpię podwójnie z bezsilności, bo nie mogę do Niego napisać, pocieszyć i po prostu być z Nim, zwłaszcza w takich momentach. Autorze, może pocieszeniem dla Ciebie niech będzie myśl, że Twoja miłość zapewne nie jest samotna. Kochasz Ją, więc ciesz się świadomością jej szczęścia. Gdybym wiedziała, że On jest szczęśliwy, byłabym spokojniejsza 😞

Nie przejmuj się tak... nie każdy jest taki głupiutki jak ja. Z pewnością on sobie poradzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Nie jesteś głupi tylko bardzo wrażliwy. On też był/jest bardzo wrażliwy, ale nie w taki niemęski sposób. Po prostu dostrzegał więcej i mocniej wszystko przeżywał, choć jak na prawdziwego faceta przystało nie chciał się do tego publicznie przyznać 🙂 Ale ja wiedziałam jaka jest prawda. Tym bardziej obawiam się o Niego. Podobnie jak Ty zastanawiam się po co ja poznałam "tego Mojego". Pasowaliśmy do siebie idealnie. Pewnie znasz to uczucie: reszta świata przestaje istnieć, jesteś tylko ty i ta osoba, rozmawiacie o jakichś nieistotnych sprawach, a i tak pochłaniasz każde słowo tej drugiej osoby. Nam też nie było dane być razem i kompletnie nie pojmuję sensu tej znajomości. Poznaliśmy się w niesprzyjających okolicznościach. Stanęłam wtedy przed ważnym wyborem. Chociaż dzisiaj mam wrażenie, że On nie pozostawił mi żadnego wyboru. Pewnego dnia zwyczajnie zniknął. Nasz czas dobiegł końca. Minęło już ponad pięć lat, a ja dalej psychicznie tkwię w tamtej znajomości. To chyba trzeba leczyć jak schizofrenię albo borderline. Jedyny sens tej całej znajomości to poczucie, że poznałam czym jest prawdziwa miłość i wiara w to, że istnieje. Wiem, że to była miłość, prawdziwa, jedyna i bezwarunkowa. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Jeszcze wracając do tego opisu relacji dwojga idealnie pasujących do siebie osób, skojarzyło mi się to trochę ze sceną w filmie Vanilla Sky kiedy na przyjęcie do głównego bohatera przychodzi jego najlepszy kumpel z dziewczyną. David (główny bohater) zaczyna rozmawiać z tą dziewczyną i wtedy reszta towarzystwa przestaje istnieć. Nie wiem czy kojarzysz ten film i tę scenę? Piszę o tym, bo z doświadczenia wiem, że to jest bardzo prawdziwe i to jest właśnie ten rodzaj znajomości, która wpływa na całe Twoje życie. Nagle musisz wszystko przewartościować i przeżywasz emocje, których nie znałeś wcześniej z autopsji. Przepraszam. Pewnie okropnie przynudzam. To forum i fakt bycia anonimowym sprzyja takim "wybebeszeniom". W świecie poza wirtualnym nie można sobie na to pozwolić. To tak na usprawiedliwienie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Takaja
Dnia 16.12.2018 o 20:21, Gość totalnieNIKT napisał:

Smoki? Nie, tylko nieoswojone lisy, nieodkryte planety i róże.

"Pozostajesz na zawsze odpowiedzialny za to co oswoiles..."

najgorzej jest umrzec od srodka I nie czuc juz  nic

 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
4 godziny temu, Gość totalnieNIKT napisał:

Tak... dobrze,że jest jak jest. Po co jednak dane nam było siebie poznać. Dziś tak zastanawiałem się nad sobą, nad tym jak postąpiłem. Z perspektywy czasu tak bardzo żałuję... skrzywdziłem Ją choć tego nie chciałem. Tak bardzo głupio i niedojrzale postąpiłem. Jak mogłem być tak wielkim egoistą... nie wybaczę sobie tego nigdy.

"Pozostajesz na zawsze odpowiedzialny za to co oswoiłeś" 

Tęsknisz za nią?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT

W moim przypadku tak nie było. U mnie uczucie zakradało się niczym złodziej po cichu... To tak jakby oswajać dzikiego zwierzaka przez kilka miesięcy przyzwyczajając go do swojej obecności, zapachu, głosu... Z tym, że wiedziałem, że nie mogę angażować się emocjonalnie i walczyłem z tym. Obwiniałem siebie za to co czuję. Byłem wewnętrznie rozdarty. To był taki mój życiowy dramat, największy jak do tej pory. Byłem zły na siebie, na Nią, na Boga.... na wszystko i wszystkich... Nie mogłem pogodzić się z tym, że po tylu latach samotności i błądzenia... gdy nareszcie poznałem kogoś komu byłem w stanie zaufać, kogo pokochałem bezwarunkowo... nie mogłem zrozumieć dlaczego Bóg pokazał mi co tracę. Czułem się fatalnie, cierpiałem jak nigdy dotąd. Udałem się nawet do specjalisty.
Po tych wszystkich latach jednak uznałem, że byłem bardzo niedojrzały emocjonalnie i rozchwiany. Nie tego potrzebowała osoba, którą pokochałem. Doskonale rozumiem jak moja postawa negatywnie na Nią wpływała i ile przysporzyłem Jej kłopotów. Wiem, że nic już nie jestem w stanie zrobić, a moje przeprosiny nie cofną tego co zaszło. Jest mi tak bardzo przykro... okazałem się toksyczny. Teraz to widzę.
Zastanawiam się nad sobą i wydaje mi się, że od tego czasu niewiele się zmieniło. Tylko świadomość popełnionych błędów. Nadal cenie tą Kobietę bardzo, ale to bardzo mocno. Ubolewam, że poznała mnie chyba od tej najgorszej strony. Sam zresztą siebie nie znałem i zaskoczyłem nie tylko Ją. To dziwne odkrywać tak ogromne pokłady emocjonalnego szamba pod własną powłoką. Dlatego dobrze, że nasze drogi rozeszły się, przynajmniej dla Niej. Leci już chyba 10 rok, a ja nadal tkwię w tym emocjonalnym szambie analizując to co zaszło. Sporo czasu to trwa, wiem, ale taki rachunek sumienia jest potrzebny aby móc iść dalej. Długo dochodziłem do siebie. Wszystko co zaszło było spotęgowane tym, że za wszystko siebie obwiniałem. czułem się jak bym kogoś zabił... Jestem chyba typem człowieka, który powinien spędzić życie sam. 

Wydaje mi się, że każdy przypadek jest inny dlatego nie napiszę, że wiem o czym piszesz. To bardzo indywidualne kto jak podchodzi do pewnych kwestii i co czuje. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT

Może lepiej umrzeć i nic nie czuć... Doświadczając przez dłuższy czas uczuć, z którymi człowiek sobie nie radzi... wydaje się gorsze z mojej perspektywy.
Czy tęsknię? Nie wolno mi...

Ostatnio wiele zrozumiałem i zastanawiam się kim jestem. Ponownie zadaje sobie pytania, na które wydawało mi się, że już sobie odpowiedziałem. Weryfikuje to co "wiem" i okazuje się, że byłem w błędzie. Racje mają ci, którzy twierdzą, że człowiek uczy się całe życie... Najlepszym nauczycielem jest samo życie i nasze błędy. 
Dręczy mnie jednak jedno... czy coś z tej lekcji wyniosłem? Czy stałem się lepszym człowiekiem? Czy potrafił bym dziś być na tyle dojrzały i inteligentny aby nie powtórzyć błędów z przeszłości. Tego nigdy się jednak nie dowiem. Wydaje mi się, że przekroczyłem pewną granicę w swoim życiu... bez odwrotu. Najlepsze czasy są już za mną... zmarnowałem je. To jednak moja wina i tego jaki jestem. Introwertyk nie ma lekko na tym świecie. Staram się jednak nie załamywać tym faktem. Wierzę, że tak miało być... że dla nas wszystkich była to lekcja na całe życie. Mimo iż nie mogę się z pewnymi rzeczami pogodzić wiem, że czasu nie cofnę. Pozostaje trwać i czekać na to co los przyniesie. Może jutro uda mi się zrobić mały krok naprzód. Zobaczymy... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
6 minut temu, Gość totalnieNIKT napisał:

Może lepiej umrzeć i nic nie czuć... Doświadczając przez dłuższy czas uczuć, z którymi człowiek sobie nie radzi... wydaje się gorsze z mojej perspektywy.
Czy tęsknię? Nie wolno mi...

Ostatnio wiele zrozumiałem i zastanawiam się kim jestem. Ponownie zadaje sobie pytania, na które wydawało mi się, że już sobie odpowiedziałem. Weryfikuje to co "wiem" i okazuje się, że byłem w błędzie. Racje mają ci, którzy twierdzą, że człowiek uczy się całe życie... Najlepszym nauczycielem jest samo życie i nasze błędy. 
Dręczy mnie jednak jedno... czy coś z tej lekcji wyniosłem? Czy stałem się lepszym człowiekiem? Czy potrafił bym dziś być na tyle dojrzały i inteligentny aby nie powtórzyć błędów z przeszłości. Tego nigdy się jednak nie dowiem. Wydaje mi się, że przekroczyłem pewną granicę w swoim życiu... bez odwrotu. Najlepsze czasy są już za mną... zmarnowałem je. To jednak moja wina i tego jaki jestem. Introwertyk nie ma lekko na tym świecie. Staram się jednak nie załamywać tym faktem. Wierzę, że tak miało być... że dla nas wszystkich była to lekcja na całe życie. Mimo iż nie mogę się z pewnymi rzeczami pogodzić wiem, że czasu nie cofnę. Pozostaje trwać i czekać na to co los przyniesie. Może jutro uda mi się zrobić mały krok naprzód. Zobaczymy... 

Nie wolno mi???? A kto ci zabrania odpowiedzieć na to pytanie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Masz rację. Każdy przypadek jest inny, ale w większości równie skomplikowany. Finał ten sam - brak kontaktu i powracające myśli na temat tej osoby, analiza wspomnień i głupich zachowań z naszej strony. Znam to doskonale. Też zachowywałam się irracjonalnie w wielu momentach i teraz żałuję. Emocje są wtedy tak silne, że trudno utrzymać je w ryzach. Moja znajomość z tym Mężczyzną nie zaczęła się jak w tym filmie. Nie do końca jasno się wyraziłam. Początek naszej relacji to wręcz wzajemna niechęć 🙂 Wiem, to mało dojrzałe, ale tak było. Nie polubiliśmy się na początku, ponieważ byliśmy zbyt podobni na poziomie osobowości. Szybko się rozpracowaliśmy i każde z  nas wiedziało, gdzie leży najczulszy punkt drugiego. Pewne okoliczności sprawiły, że musieliśmy przebywać ze sobą po kilka lub nawet kilkanaście godzin dziennie. Wtedy właśnie oboje przepadliśmy - to znaczy zakochaliśmy się w sobie. U Ciebie to już 10 lat...Domyślam się jak jest ciężko. Sama mam takie momenty załamania, że nie wiem co ze sobą zrobić. Pomagają czasem filmy, książki, miłe towarzystwo albo zanurzenie się w pracy, ale to jest tylko tabletka przeciwbólowa. Najgorsza jest  świadomość, że tak naprawdę nikt i nic nie zastąpi tej osoby. Mimo wszystko, zawsze podświadomie wierzę, że życie każdego człowieka jest bardzo ważne i każde zdarzenie ma swój szlachetny cel. Ta niespełniona miłość zostanie z nami pewnie na zawsze i trzeba się z tym pogodzić, oswoić i szukać jakichś małych radości dnia codziennego. Staram się tak robić, choć tak jak pisałam, są momenty totalnego załamania, potrzeba izolacji od reszty świata i pogrążenia się w smutku. Nie poddaję się, mimo to. Autorze, ja już uciekam, ale będę tu jeszcze zaglądała od czasu do czasu, żeby Cię poczytać i podzielić się też swoimi przeżyciami. Dobrej nocy. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT

Co do Niej to wierzę, że u Jego boku odzyskała równowagę. Na to liczę... że to co ja naruszyłem, zachwiałem, zburzyłem, On naprostował swoim spokojem, charyzmą, wiarą. Rodzina, dom, dzieci... i przede wszystkim mąż w pełni tego słowa znaczeniu, który wspiera, jest opoką, podporą, fundamentem... to chyba wszystko czego oczekuje kobieta. 
Kiedyś bardzo obwiniałem siebie za to co Jej uczyniłem. Wierzę jednak, że w obliczu takiego "zagrożenia" potrafiła się odciąć od tego. W gruncie rzeczy potrafiła być silna i stanowcza w razie potrzeby.
Zdaję sobie jednak sprawę z tego jak blisko byłem tej granicy. Mogłem Ją zniszczyć... i już powoli to się działo. Przestraszyłem się tego, że coś złego może się stać. Na każdym kroku obwiniałem siebie za wszystko. Źle to rozegrałem, ale nie byłem sobą. Mogliśmy rozstać się w spokoju jak przyjaciele... z godnością i poszanowaniem. 
No ale cóż... takiego wariata jak ja trudno okiełznać czasami. Stało się i tyle....

Cieszy mnie, bo wiem, że nadal są razem, mają dzieci. Generalnie wiodą dobre życie. Tak wnioskuje z pewnych przesłanek. Nie zrozumcie mnie źle... nikogo nie śledzę, nie dopytuje. Wiem tylko, że przed ślubem wszystko było przygotowywane w należyty sposób aby po tym jakże istotnym dniu oboje mogli wieść godne życie. To cieszy, że dobrze trafiła, a przynajmniej wierzę, że tak się stało. Potem było pierwsze dziecko i następne... dowiedziałem się przypadkiem. Od około kilku lat nie mam już żadnej informacji i nie szukam ich... nie powinienem. Staram się zachowywać godnie, tak jak by sobie Ona tego życzyła. Nie zawsze mi wychodzi, ale sięgając pamięciom wstecz widzę spore postępy w moim zachowaniu. Tak więc tendencja jest ukierunkowana w dobrą stronę. Może któregoś dnia będę mógł spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć, że wyszedłem na ludzi... 😛

No i się rozgadałem... 🙄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT

Źle mnie rozumiesz. Nie wolno mi tęsknić, nie wolno kochać, nie wolno zadręczać.... Staram się zdystansować choć nie jest to łatwe. Najtrudniejsze momenty w moim życiu to własnie tego typu okresy świąt,, nowego roku, Jej urodzin... wówczas myślę intensywniej choć nie powinienem. Zresztą sama mnie o to prosiła... abym nie myślał, abym zapomniał. Oczywiście nie da się tak do końca, ale można się trochę ograniczać, hamować, uciekać myślami daleko... zająć się czymś...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
2 minuty temu, Gość totalnieNIKT napisał:

Źle mnie rozumiesz. Nie wolno mi tęsknić, nie wolno kochać, nie wolno zadręczać.... Staram się zdystansować choć nie jest to łatwe. Najtrudniejsze momenty w moim życiu to własnie tego typu okresy świąt,, nowego roku, Jej urodzin... wówczas myślę intensywniej choć nie powinienem. Zresztą sama mnie o to prosiła... abym nie myślał, abym zapomniał. Oczywiście nie da się tak do końca, ale można się trochę ograniczać, hamować, uciekać myślami daleko... zająć się czymś...

Nie prosiła o zapomnienie, źle odczytałeś. Prosiła o ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT
26 minut temu, Gość Gość napisał:

Masz rację. Każdy przypadek jest inny, ale w większości równie skomplikowany. Finał ten sam - brak kontaktu i powracające myśli na temat tej osoby, analiza wspomnień i głupich zachowań z naszej strony. Znam to doskonale. Też zachowywałam się irracjonalnie w wielu momentach i teraz żałuję. Emocje są wtedy tak silne, że trudno utrzymać je w ryzach. Moja znajomość z tym Mężczyzną nie zaczęła się jak w tym filmie. Nie do końca jasno się wyraziłam. Początek naszej relacji to wręcz wzajemna niechęć 🙂 Wiem, to mało dojrzałe, ale tak było. Nie polubiliśmy się na początku, ponieważ byliśmy zbyt podobni na poziomie osobowości. Szybko się rozpracowaliśmy i każde z  nas wiedziało, gdzie leży najczulszy punkt drugiego. Pewne okoliczności sprawiły, że musieliśmy przebywać ze sobą po kilka lub nawet kilkanaście godzin dziennie. Wtedy właśnie oboje przepadliśmy - to znaczy zakochaliśmy się w sobie. U Ciebie to już 10 lat...Domyślam się jak jest ciężko. Sama mam takie momenty załamania, że nie wiem co ze sobą zrobić. Pomagają czasem filmy, książki, miłe towarzystwo albo zanurzenie się w pracy, ale to jest tylko tabletka przeciwbólowa. Najgorsza jest  świadomość, że tak naprawdę nikt i nic nie zastąpi tej osoby. Mimo wszystko, zawsze podświadomie wierzę, że życie każdego człowieka jest bardzo ważne i każde zdarzenie ma swój szlachetny cel. Ta niespełniona miłość zostanie z nami pewnie na zawsze i trzeba się z tym pogodzić, oswoić i szukać jakichś małych radości dnia codziennego. Staram się tak robić, choć tak jak pisałam, są momenty totalnego załamania, potrzeba izolacji od reszty świata i pogrążenia się w smutku. Nie poddaję się, mimo to. Autorze, ja już uciekam, ale będę tu jeszcze zaglądała od czasu do czasu, żeby Cię poczytać i podzielić się też swoimi przeżyciami. Dobrej nocy. 

Tak, jest dużo racji w tym co piszesz. Dziękuję... Dobranoc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT
2 minuty temu, Gość gość napisał:

Nie prosiła o zapomnienie, źle odczytałeś. Prosiła o ciebie.

Inaczej to odebrałem. Zresztą w zaistniałych okolicznościach nie ma innego wyjścia. Jestem głupcem z zasadami i tak pozostanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT

Swoją drogą proszę nie starać się mnie tutaj podpuszczać i sugerować, czy też sprawiać wrażenie, że rozmawiam właśnie z Nią. Jestem przekonany o tym, że to wysoce mało prawdopodobne. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Myślę Autorze, że nadinterpretujesz. Nie zauważyłam, żeby ktoś próbował podszywać się pod Twoją miłość. Może jestem mało spostrzegawcza 🙂 Z Twojego opisu wynika, że sprawa już rzeczywiście przesądzona - mąż i dwoje dzieci. Podoba mi się bardzo Twoja postawa, to znaczy nie walczysz z tym, nie szukasz kontaktu, cieszysz się jej szczęściem. Większość ludzi to jednak egoiści z natury i próbują zagarnąć jak najwięcej dla siebie. Podziwiam Cię i piszę to szczerze. Ja nie jestem taka szlachetna i altruistyczna. Chciałabym Go tu i teraz, tylko dla siebie. Mnie i Ciebie łączy  jedynie to, że oboje nie szukamy kontaktu z naszymi obiektami uczuć. Nie ukrywam, że w moim przypadku jednym z powodów jest wrodzona duma - jako kobieta nie chcę wyjść na desperatkę, bo od zawsze żyję w przekonaniu, że to mężczyzna ma walczyć o kobietę. Jestem w tym nieugięta. Nie dość, że uparta, to jeszcze księżniczka 🙂 Nie mam łatwego charakteru i też między innymi dlatego, nie dziwię mu się. Przed nawiązaniem kontaktu powstrzymuje mnie tez kilka innych powodów, o których nie chcę pisać, ale są na tyle poważne, że nie da się ich ominąć i przekreślają jakiekolwiek szanse na bycie z moją miłością. A napisz tak szczerze, czy żyjesz jeszcze jakąś nadzieją, że coś kiedyś z Nią....? We mnie nadal tli się nadzieja wbrew zdrowemu rozsądkowi. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

"Mogliśmy rozstać się w spokoju jak przyjaciele... z godnością i poszanowaniem. 
No ale cóż... takiego wariata jak ja trudno okiełznać czasami. Stało się i tyle...."

 

Autorze, czy to oznacza, że rozstaliście się w gniewie?  U nas zakończyło się obojętnym pożegnaniem. Już chyba wolałabym się z Nim pokłócić. To zimne pożegnanie sprawiło, że do dzisiaj czuję niedosyt i nachodzą mnie takie myśli, że może On mnie wcale nie kochał. Nawet jeśli mnie kochał, to wiem na 100%, że moja miłość do Niego jest prawdziwa i nawet gdybym dowiedziała się, że On nie odwzajemniał, to kochałabym dalej. Taka to chora miłość 😞

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Co jest dziwnego w introwertyku choleryku? Jedno niby wyklucza drugie ale to nieprawda. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Miało być - Nawet jeśli mnie nie kochał.... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT

Czasami zastanawiam się co by było gdyby pewnego dnia zapukała do moich drzwi lub po prostu odezwała się i chciała odnowić znajomość. To jednak jest nierealne. Podobnie jak ja, tak i Ona ma swoje zasady. Musiało by stać się naprawdę coś złego, a tego zwłaszcza Jej nie życzę. 
Zresztą i tu odpowiem na kolejne pytanie. Wydaje mi się, że udało mi się spalić ten most. Sytuacja naszego rozstania była dość zawiła. Chciałem odejść nie widząc szans na cokolwiek, ale nie byłem w stanie. Wydawało mi się, że będę w stanie wytrwać przy Niej tylko jako przyjaciel. Tego zresztą Ona ode mnie oczekiwała. Termin się zbliżał, a ja wewnątrz wręcz kipiałem od nadmiaru emocji. Nie mogłem się pogodzić z tym wszystkim. Widziałem co się ze mną dzieje. Potrzebowałem czasu i oznajmiłem Jej, że zniknę na pewien czas, że odezwę się po wszystkim. Bała się, że to koniec. Ceniła sobie bardzo mnie jako przyjaciela. Nie chciała pozwolić mi odejść. Dlatego stałem się niemiły i postanowiłem odejść po złości. Już wcześniej czasami dziwnie się zachowywałem. Bałem się najgorszego... Teraz dałem trochę upust nagromadzonym emocjom i wyładowałem je na Niej... i za to jestem na siebie zły. Jednak gdy spostrzegłem, że nie chce mi pozwolić odejść uznałem, że tym bardziej muszę i to raz na zawsze. To co nas połączyło było zbyt intensywne, a w końcu  Ona miała wyjść za innego. Wiedziałem już, że muszę odejść i postanowiłem uczynić to na siłę, po złości. Pomyślałem też, że to pozwoli Jej mnie znienawidzić i szybciej o mnie zapomni. Przynajmniej Ona mogła wyjść z tego w miarę bez szwanku. Tak mi się przynajmniej wówczas wydawało. Teraz myślę, że to było strasznie głupie z mojej strony. Przez te wszystkie lata tylko raz się do Niej jeszcze odezwałem. Raz też przez przypadek spotkałem Ją w markecie, ale uciekłem ukradkiem. Chyba mnie nie widziała. To, że mogłem Ją zobaczyć i usłyszeć było dla mnie bardzo trudne. Wręcz wybiegłem... 

Wydaje mi się, że nie zasługuje na Nią. Generalnie mam o sobie złe zdanie i niską samoocenę. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT

Zapomniałbym... Wszystko to trochę się jeszcze kotłowało... takie przepychanki, drobne potyczki itp. Ostatecznie to Ona zerwała kontakt. Dobrze jednak, że tak wyszło. Gdy przejęła inicjatywę stała się silniejsza, a przede wszystkim gotowa na to co miało nastać. Można by powiedzieć, że zrobiła to na swoich zasadach... a te są jednoznaczne i ostateczne. Nie ma powrotu, nie ma wybaczenia, nie ma już nic i już nie będzie. Zostałem sam... w zasadzie zawsze byłem. Tylko głupio łudziłem się, że ktoś taki jak Ona może mnie pokochać. Zresztą czego ja się spodziewałem. W końcu Ona była zajęta... Generalnie nigdy nie chciałem nikomu rozbijać związku i zawsze sobie powtarzałem, że to prawdziwa świętość. Nie byłem jednak przygotowany na to, że obdarzę uczuciem kogoś kto ma inne plany na życie. 
Od początku czułem się winny wszystkiemu. Przy Niej o wszystkim zapominałem... ale to było nieuniknione. To była tylko kwestia czasu. Głupi byłem i tyle... i z tego co widzę nadal jestem.
Najgorsze jest to, że moja osobowość jest paskudna. Te oczekiwania, te emocje, te kompleksy... i cała reszta bajzlu, który we mnie siedzi. Taki tygielek wrzątku. Jak mam z tym żyć, jak bym mógł oczekiwać od kogokolwiek tego aby dla mnie się poświęcił. Zwłaszcza od Niej, od osoby, którą tak umiłowałem. 
Teraz zadaje sobie coraz częściej pytanie, czy aby na pewno była to miłość. Może jestem niespełna rozumu, może to forma obłędu, szaleństwo. Może nie potrafię kochać prawdziwie... Nie ma chyba nic gorszego niż brak równowagi emocjonalnej, forma niezrównoważenia psychicznego. Taki jednak chyba jestem... Dlatego każdego dnia mimo iż często z tego powodu cierpię to jednak dziękuję, że jestem sam. Może będąc z Nią wyrządził bym Jej większą krzywdę, a tego bym sobie nie wybaczył. Już teraz trudno mi wybaczyć sobie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Czy Ona domyślała się czym jest spowodowana Twoja złość? Pewnie zaprzeczysz, ale czytając to, co napisałeś wyłania się obraz trochę egoistycznej kobiety, która chciała wyjść za mąż i jednocześnie zachować przyjaźń z Tobą. Piszesz, że miała twarde zasady. Mnie się to wydaje dziwne w świetle Jej zachowania. Wychodzę z założenia, że kobieta zamężna nie potrzebuje przyjaźni ze strony innych mężczyzn. Znam takie historie z życia moich znajomych i  uważam to zjawisko za destrukcyjne dla małżeństw. Jeżeli kocham męża i jestem z nim szczęśliwa, to jestem wobec niego uczciwa to znaczy jest on dla mnie jednocześnie najlepszym przyjacielem, kochankiem i ojcem moich dzieci. Mając męża, nie szukam męskich przyjaciół na boku, nie opowiadam o intymnych szczegółach z mojego życia innemu mężczyźnie, bo przecież na tym między innymi opiera się przyjaźń. Nie chciałabym też, żeby mój mąż miał przyjaciółkę. Tak to widzę, ale jestem chyba mało popularna ze swoimi poglądami, bo teraz wszędzie dookoła jakieś pseudo małżeństwa, gdzie każde prowadzi niemalże osobne życie. Jak na to patrzę, to się wszystkiego odechciewa. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość totalnieNIKT

I jeszcze jedno. Wydaje mi się, że mój smutek przelewałem na Nią, a przez to czuła się podle. Moje uczucie do Niej było dla Niej równie trudnym doświadczeniem. Była wrażliwą osobą i źle na nią wpływałem. To co teraz robię, gdyby to czytała... nie było y to wskazane.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×