Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość dozgonny

dla Ciebie wszystko II

Polecane posty

Gość Rachunek sumienia czy poku

Wiesz co ksiądz ty nie myślisz o niej wcale ty bezpiecznie jak kot się wycofałem a tu na forum próbujesz wyciszyć resztki sumienia,poczucie winy cię męczy i dobrze ,skrzywdziłeś miłość kobietę żeby uratować swoją d.u.p.e tyle masz w sobie odwagi? Co się pocieszasz że inny facet po tobie posprząta. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Rachunek sumienia czy poku

A co z tą kobietą, jak ona sobie teraz radzi? Kocha jest kochana czy tylko udaje a w środku płacze,przez takiego cudaka egoistę , który bawił się w miłość a gdy mu się znudziło to wymyśla, że dla jej dobra ,statatata ,skrzywdziłeś tą kobietę a tu się usprawiedliwia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
42 minuty temu, dozgonny napisał:

To raczej ja wiodę prym w żaleniu się na tym wątku. 😋
I niestety, ale lepiej już nie będzie.

Dlaczego nie pojdziesz na terapie?Po co sie biczujesz 10lat?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, dozgonny napisał:

Nie potrafię o tym rozmawiać w realu. 

To źle.Moja przyjaciółka tak miała.Byla obłędnie zakochana do tego stopnia że. się bałam że coś zrobi nowej partnerce exa.Terapia ja uzdrowila.zalowala że poszła po 3 latach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coś Ci napisze
6 minut temu, dozgonny napisał:

Jedyne do czego mogę się przyznać to do własnej głupoty. Niczego więcej nie mogę być pewny. 
Ale fakt.... ostatecznie myślałem tylko o tym by uciec, czyli postąpiłem wyjątkowo egoistycznie.
Co do Niej to chciała wyjść za niego i to zrobiła. Miała wolną wolę, a ja do niczego Jej nie zmuszałem.
Ta decyzja należała do niej. Nie do mnie.

Myślę, że nie kochała Cię naprawdę i jest zwykłą egoistką niewidzacą nic poza czubkiem własnego nosa.  Nie była warta Twojej miłości. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coś Ci napisze
3 minuty temu, dozgonny napisał:

Szkoda, że ludzie tak łatwo wyrażają opinię o ludziach, których nawet nigdy nie widzieli na oczy. Ty o Niej, inni o mnie... szkoda...

Tak to już jest, nie można się rozczulac życie toczy się dalej 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Wszystko czyli co

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coś Ci napisze
9 minut temu, dozgonny napisał:

Szkoda, że ludzie tak łatwo wyrażają opinię o ludziach, których nawet nigdy nie widzieli na oczy. Ty o Niej, inni o mnie... szkoda...

Tak to już jest, nie można się rozczulac życie toczy się dalej 🙂

Zagłuszszłam swoje cierpienie winem 😁 płakać też już dłużej nie mogę, bo dzień, który miałam na sentymenty dobiega końca... A ja muszę żyć dalej 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coś Ci napisze

Może on się mną bawił, a ja tu siedzę i płaczę nie wiem nic już nie wiem. Czuję tylko ból, ale on nie zdaje sobie sprawę, że wbrew pozorom jestem bardzo silna. Dobranoc 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pozgonnie

Spoczywaj w pokoju II

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kgość
4 godziny temu, dozgonny napisał:

Nikt nie zmusza Ciebie do czytania tego wątku. Dla każdego jest tu tyle miejsca, że pomieścimy się wszyscy. Nie musimy przy tym dyktować innym co mają robić, pisać czy też myśleć.

Dojrzały człowiek tak nie robi.... i to mnie smuci.

To skomplikowane. Po pierwsze byłem pełen ideałów. Jednym z nich było przekonanie do tego, że związek, w tym narzeczeństwo, małżeństwo to świętość i nie godnym jest dążenie do zniszczenia tego stanu rzeczy. Dlatego na każdym niemal kroku chciałem zwalczyć w sobie to uczucie i czułem się winny. To chyba było najbardziej destrukcyjne uczucie, czyli czuć się winnym z powodu tego, że się kogoś kocha. Ona jasno dawała mi do zrozumienia i podkreślała, że nie ma innej opcji, a ja jestem tylko przyjacielem. Z racji tego, że byłem zakochany to pokładałem nadzieję we wszystkich odstępstwach, gestach, uśmiechu, sowach, czynach. Rozum mówił jedno, serce co innego. Toczyłem cały czas walkę wewnętrzną, a czas nieubłaganie biegł naprzód. Szczerze? Nie wierzyłem, że zmieni zdanie. O dziwo kochałem Ją za to jeszcze bardziej. Za to, że jest wierna swoim zasadom i nie ugnie się przed niczym. Wiele osób mogło by ulec pokusie, ale nie Ona. Zyskała w ten sposób nie tylko moją miłość, ale i ogromny szacunek. Analizując to jaki jestem i co mam do zaoferowania, a także porównując to z tym co czeka Ja u Jego boku doszedłem do wniosku, że jestem gorszą opcją i to pod wieloma względami. Dołowało mnie to i czasami choć to irracjonalne zastanawiałem się co było by gdybym był zamożnym człowiekiem. Oczywiście to było bardzo głupie. Nie mniej jednak zdaje sobie z tego sprawę, że samą miłością człowiek nie żyje. Po prostu wiedziałem, że do tego nie dojdzie. To wyda wam się zapewne śmieszne, ale w tym czasie straciłem pracę i celowo nie szukałem jej na siłę. Wolałem każdą wolną chwilę wykorzystać i spędzać z Nią. Zresztą byłem w tak kiepskim stanie psychicznym, że trudno było by mi nawet zarekomendować siebie samego przed nowym pracodawcą. Co było by gdyby mnie wybrała? Przypomniałem sobie, że nie byłem tez tak do końca pewny czy ostatecznie tego chcę. To takie paradoksalne, sprzeczne i dziwne. Skąd takie myśli. Wyobraźcie sobie, że rezygnujecie z czegoś co się bardzo dobrze zapowiada i idziecie na głęboka wodę z kimś kogo tak do końca nie jesteście pewni i nagle następuje rozczarowanie. Wszystko stracone, za późno by cofnąć czas... Bardziej bolało by mnie Jej nieszczęście przy mnie. Nie zniósł bym hipotetycznej sytuacji, że jestem z kimś kto mnie nie kocha i uważa mnie za największy błąd swojego życia. Tak jak wcześniej pisałem, osobiście liczyło się dla mnie tylko Jej szczęście... nawet moim kosztem. Gdybym do końca życia nie miał być pewny tego co tak naprawdę myśli.... co czuje.... kogo kocha.... Zawsze było by to gdzieś tam z tyłu mojej głowy. Tego się też bałem. Nie myślałem tak naprawdę co by było gdyby jednak.... Na pewnym etapie zrozumiałem, że muszę odejść i zniknąć z Jej życia. To jednak było tak cho/ernie trudne... o dziwo jak się potem okazało dla Niej też. Ceniła sobie mnie jako przyjaciela i nie chciała mnie stracić. Kłopot w tym, że ja byłem okropnie samotny, a Ona bardzo, ale to bardzo wyjątkowa na swój sposób. Tak więc to było irracjonalne. Gdyby nastąpiło... dziś wiem, że skończyło by się rozczarowaniem. Nie moim, tylko Jej w stosunku do mnie. Żałowała by.... Sam siebie bym nie wybrał. Wiem, że jestem żałosny.... w tym co robię i jaki jestem. Chciałbym być silniejszy, chciałbym być Jej godny. No cóż... Przynajmniej wiem jaki tak naprawdę jestem. Wiem też, że dobrze się stało. Chcę też pamiętać te dobre chwile. Mam tylko nadzieję, że nie wspomina mnie źle. Choć na to sobie zasłużyłem. 

Dzięki za obszerną odpowiedź. Próbowałam się zebrać w sobie i opowiedzieć swoją historię, żeby wyrzucić z siebie to, o czym nikomu jeszcze nie mówiłam. Okazuje się jednak, że na obecnym etapie życia nie potrafię jeszcze o tym rozmawiać w sposób uporządkowany i zrozumiały dla reszty. Chociaż biorąc pod uwagę moją introwertyczną naturę prędzej zabiorę tę tajemnicę do grobu 🙂 Napiszę tylko, bez wchodzenia w szczegóły, że mam za sobą bardzo podobną historię. Mój dawny przyjaciel zerwał ze mną kontakt, a ja do dzisiaj nie potrafię się z tym pogodzić. Uznał, że jest zbędny w moim życiu. Też chcę, żeby był szczęśliwy - ze mną czy beze mnie - niestety nie wiem czy jest. Myślę, że taka postawa, czyli pragnienie szczęścia dla osoby, którą kochamy kosztem własnego szczęścia, to  przejaw dojrzałej miłości albo miłości w ogóle. W moim przypadku jest to mocno hipotetyczne, ponieważ nie wiem jaka byłaby moja reakcja, na wieść o tym, że kogoś poznał i jest w szczęśliwym związku. Wtedy może całą tę moją altruistyczną miłość szlag jasny by trafił i do głosu doszedłby egoizm. Nasze zachowania są podyktowane  okolicznościami oraz emocjami, które im towarzyszą. Nie mogę więc niczego stwierdzić na pewno albo z pewnością wykluczyć, bo byłabym nieuczciwa wobec samej siebie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Asia
Dnia 23.11.2019 o 19:43, dozgonny napisał:

A on? Czym była wasza znajomość z jego strony?

"Roztargnieniem"... 🙂

Twierdził, że jestem dla niego ważna, że jestem pierwszą dziewczyną, przed którą tak się otworzył, że czuł się przy mnie bezpiecznie. Tak to właśnie działało - dzieliliśmy się wszystkim bez strachu o ocenę. Każdą ważniejszą sytuacją (przeszłą i teraźniejszą) i każdą myślą. Taka nasza osobista, wzajemna, dwuosobowa strefa komfortu. 

Zależało nam na sobie. 

Niestety wiem też, że on akurat nie jest zbytnio szczęśliwy. I że jest równie samotny jak ja. I, że podobnie do mnie, nie ma tak naprawdę nikogo, z kim mógłby porozmawiać o swoich problemach. Tak więc nie dość, że sama przeżywam katusze i strasznie za nim tęsknię, to i zwyczajnie się o niego martwię.

A z drugiej strony, jest i ta myśl, że tak jest dla niego i tak (mimo wszystko) lepiej. I to chyba moje jedyne pocieszenie, to podobne Twojemu - że jeśli miałabym mu zrobić krzywdę, jeśli on już też przyjaźni nie chce... to ja się z jej końcem godzę. Fakt, że tutaj po prostu nie ma miejsca na egoizm.

Cóż. Są znajomości naznaczone końcem od samego początku... ta była jedną z takich. 

...tylko oddychać jakoś ciężej.  

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pozgonnie
1 godzinę temu, dozgonny napisał:

A Tobie niech Aniołki przygrywają. 😋

Na fujarach. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pozgonnie

Dwa dorodne cherubiny z potężnym sprzętem grającym 👼🏿👼🏿

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
Przed chwilą, dozgonny napisał:

Masz widzę kompleksy.

A ty kij w dupie. Cóż dobranoc gorzkich żali na noc. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Asia
20 minut temu, dozgonny napisał:

Wiesz, czytając Ciebie pomyślałem o tym, że obawiam się takiej sytuacji w której hipotetycznie poznaję kogoś, rozwija się nasza znajomość i nagle uświadamiam sobie, że to nie jest osoba, którą tak naprawdę kocham. Męczył bym się w takim związku i nie potrafił tego ukryć. Uczucie, które towarzyszyło mi do kobiety o której tak dużo już tutaj pisałem było dla mnie nowością, czymś czego nigdy nie doświadczyłem. Bałem się, że to tylko kaprys niedojrzałego chłopaka. Bałem się wielu rzeczy.... Nigdy nikogo nie chciałem skrzywdzić. Chciałbym zawsze postępować tak aby nikt nie ucierpiał. Nie potrafiłem jednak być na tyle mądry aby temu zapobiec. 
Współczuję wam i sobie... Zastanawiam się jak wielu ludzi jeszcze tkwi w takich związkach... jak wielu cierpi w samotności... Ubolewam nad tym, że ludzie cierpią i zarazem zadaje sobie pytanie po co to wszystko? Czy naprawdę jest to konieczne. Czy los musi być tak bezwzględny... nieczuły i ślepy. Coraz częściej jestem zły na otaczającą nas rzeczywistość i jej mankamenty. Wiem już, że zawsze będę sam. Najzwyczajniej w świecie boje się, że albo ponownie ja skrzywdzę kogoś, albo ktoś skrzywdzi mnie. Zaszyje się w swojej strefie pozornego komfortu i doczekam chwili gdy spokojnie będę mógł zakończyć to nieporozumienie. Wasz przykład jest dla mnie jednoznacznym sygnałem i dowodem na to, że nic nigdy nie jest przesądzone, a życie to wielka niewiadoma, która potrafi rzucać spore kłody pod nogi. 

Gdybym choć miał większy wpływ na swoje życie. 

Wiesz... dzięki temu mojemu przyjacielowi odczułam (prawie że na własnej skórze), jak wielką klatką jest małżeństwo bez tej prawdziwej miłości. Klatką bez drzwi i bez okien, jeśli zobowiązania sięgają dalej niż ten papierek i ta przysięga, którą się kiedyś składało. Kiedy, na przykład, rozwód naprawdę nie wchodzi w grę. I ten fakt, że za własną wolność musiałbyś zapłacić cierpieniem innych osób. 

Życie jest cholernie trudne.

Miałam jakoś zareagować na to: 

28 minut temu, dozgonny napisał:

Zaszyje się w swojej strefie pozornego komfortu i doczekam chwili gdy spokojnie będę mógł zakończyć to nieporozumienie

tylko że w sumie byłabym hipokrytką - niejednokrotnie o tym myślałam. Chyba niewielu ludzi taki rodzaj cierpienia i bezsensu zrozumie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coś Ci napisze

Sorki, za wczorajszy ostatni post... Chyba za dużo wina 🙂 Dzisiaj obudziłam się z uśmiechem 🙂już dużo spokojniejsza niż wczoraj. Jeśli mogę Ci coś autorze doradzić to unikaj spotkań z nią. Gdyby u mnie wygrał rozsądek nie siedziałabym wczoraj na kafe cały dzień płacząc, jak głupia nastolatka😁 pewnie jeszcze kilka razy w tym tygodniu wejdę tutaj poczytać, to co wczoraj napisałeś, bo było to piękne, ale już z uśmiechem. Miłego dnia 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coś Ci napisze
4 minuty temu, dozgonny napisał:

No więc własnie, klatką... Dlatego nie wyobrażam sobie być z kimś i się męczyć. Równie trudny byłby związek z kimś kto nas nie kocha. Świadomość takiej sytuacji... przerażający scenariusz. Właśnie i tu dochodzimy do sytuacji w której trzeba jednoznacznie stwierdzić, że nigdy nie możemy być pewni osoby z która chcemy się związać. Zawsze byłem przeciwny wiązaniu się z kobietą, która ma dziecko. Wielu może skrytykować moją postawę i z jednej strony będą mieli rację, ale zważywszy na moje doświadczenia i ja mam swoje powody. Nie będę zagłębiał się w szczegóły, ale popatrzcie jeśli ktoś się już raz rozwiódł to skąd pewność, że osoba taka wie czego tak naprawdę chce? Tak samo mężczyzna. Jeśli się rozwiódł i zostawił kobietę z dzieckiem to jaką pewność ma jego następna kobieta, że nie zrobi jej tego samego. Może takie osoby nie wiedzą czym jest miłość, a ich sfera emocjonalna jest płytka i znacznie ograniczona. Niektórzy moim zdaniem po prostu nie są zdolni kochać. Swoje związki opierają na czystej kalkulacji i bilansie zysków i strat. Dlatego Joanno z mojego punktu widzenia jeśli już ktoś wyszedł za mąż lub się ożenił, to przekroczył pewną granicę. Jeśli Twój przyjaciel związał się z kimś bez tego co powinno tworzyć fundament w związku, to warto było by się zastanowić czym się zatem kierował. 
Co do mojej strefy pozornego komfortu... to tylko inny rodzaj klatki z której chciałbym uciec. Czasami sobie marzę o wygranej w lotto i nowym początku. Uciekam chyba w ten sposób od szarej rzeczywistości. Znalazłem sobie też swego rodzaju pasję, ale tej nie zawsze mogę się poświęcić. Życie upływa na prostym cyklu, którego nieodzownym elementem jest praca. Pragnę być wolny, zaszyć się gdzieś w górach i zająć się tym co sprawia mi satysfakcję. Tak, wiem... ale tylko to mi pozostało, marzenia. 😋

Nic nie szkodzi. Tak, wiem, unikam... Dzieli nas trochę kilometrów, to ułatwia zadanie. Przez 10 lat tylko raz mi się przytrafiła taka sytuacja. Teraz już wiem, że to zarówno dla mojego jak i Jej dobra. Dziękuję i nawzajem

Ja też zrobiłam coś dla siebie i dla Niego usunęłam Jego numer telefonu, żeby już nigdy się z Nim nie kontaktować. Po ostatnim spotkaniu wiem też , że nie mogę Go widywać, bo to burzy cały mój spokój. Ten etap jest już zamknięty. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hom
Przed chwilą, dozgonny napisał:

Pozostaje tylko pytanie, co dalej?

Nic. Po prostu odwal się od niej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coś Ci napisze
10 minut temu, dozgonny napisał:

Pozostaje tylko pytanie, co dalej?

Jak to co🙂 Spokojne życie 🙂pisałam, że tylko wczoraj mogę płakać. Dzisiaj jest ok, jestem z siebie dumna, że dzisiaj nie uroniłam łzy i wiem, że to co najgorsze jest już za mną🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coś Ci napisze
3 minuty temu, dozgonny napisał:

No tak, ale ja to rozpatruje pod swoim kątem. Zastanawiam się co przyniesie los. Gnębi mnie poczucie winy. Zmarnowane życie...

Nie znam Twojej sytuacji, ale napiszę Ci coś o mnie...  Tego dnia, co go widziałam myślałam, że umrę i serce mi pęknie. Mysląc o tym dzisiaj nie wiem, czy Go widziałam, czy tylko mi się przyśnił. Od początku wiedziałam, że NIGDY z nim nie będę. Nie pasujemy do siebie. Niepotrzebnie stanęłam na Jego drodze, ale tego już nie zmienię. Jeśli nie mogę czegoś zmienić muszę to zaakceptować 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coś Ci napisze

Niestety nie umiem Ci pomóc. Pisz tutaj czasem. Pięknie piszesz o miłości 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Asia
1 godzinę temu, dozgonny napisał:

Nie będę zagłębiał się w szczegóły, ale popatrzcie jeśli ktoś się już raz rozwiódł to skąd pewność, że osoba taka wie czego tak naprawdę chce? Tak samo mężczyzna. Jeśli się rozwiódł i zostawił kobietę z dzieckiem to jaką pewność ma jego następna kobieta, że nie zrobi jej tego samego. Może takie osoby nie wiedzą czym jest miłość, a ich sfera emocjonalna jest płytka i znacznie ograniczona. Niektórzy moim zdaniem po prostu nie są zdolni kochać. Swoje związki opierają na czystej kalkulacji i bilansie zysków i strat. Dlatego Joanno z mojego punktu widzenia jeśli już ktoś wyszedł za mąż lub się ożenił, to przekroczył pewną granicę. Jeśli Twój przyjaciel związał się z kimś bez tego co powinno tworzyć fundament w związku, to warto było by się zastanowić czym się zatem kierował. 

To, o czym piszesz, to tylko jedna z naprawdę wielu możliwości. 🙂 Nieszczęśliwe związki to temat rzeka, odrobinę za bardzo upraszczasz. 🙂 

Bardzo duży wpływ na nasze wybory ma choćby nasze dzieciństwo - czasami osoby, które wybieramy, mają nam jedynie wypełnić braki, jakich wtedy zaznaliśmy. Możemy też, chociażby, kierować się złymi wzorcami, które wszczepili nam nasi rodzice (popatrz, jak częstym zjawiskiem jest np. to, że dziewczyna, która wychowywała się w patologicznej rodzinie, wiąże się z alkoholikiem). 

Nie opiszę oczywiście sytuacji życiowej mojego przyjaciela - jednak on akurat przeszedł psychoterapię, po której stał się dużo bardziej świadomym człowiekiem. I on sam wie, dlaczego się w swoim wyborze "pomylił". I teraz na pewno wybrałby już mądrzej. 

I wiesz, tak sobie myślę, że generalnie właśnie w tym leży klucz do tworzenia udanych związków - kiedy już sobie przepracujesz te problemy i traumy, jakie masz za sobą. Nie traktujesz wtedy drugiej osoby jak kogoś, kto ma cię "wyleczyć", a jako równorzędnego partnera. Najpierw sam musisz być całością, żeby poszukać drugiej całości 🙂 (co i nie znaczy, że nie możecie się nawzajem "potrzebować" i wymieniać troską. Po prostu już na zdrowych i dojrzałych warunkach).

2 godziny temu, dozgonny napisał:

Co do mojej strefy pozornego komfortu... to tylko inny rodzaj klatki z której chciałbym uciec. Czasami sobie marzę o wygranej w lotto i nowym początku. Uciekam chyba w ten sposób od szarej rzeczywistości. Znalazłem sobie też swego rodzaju pasję, ale tej nie zawsze mogę się poświęcić. Życie upływa na prostym cyklu, którego nieodzownym elementem jest praca. Pragnę być wolny, zaszyć się gdzieś w górach i zająć się tym co sprawia mi satysfakcję. Tak, wiem... ale tylko to mi pozostało, marzenia. 😋

Introwertykom w ogóle trudno się odnaleźć w hałasie świata 🙂 Sama jestem czymś pośrednim między ekstra a intro (mam różne tego... fazy), ale rozumiem. Są chwilę, że marzę o tym, żeby ukryć się w jakimś domku w lesie i do końca życia czytać książki. Zostawić ten pośpiech, te emocje i to wszystko, z czego składa się świat i w pewnym sensie dla niego zniknąć. 

Trudno jednak stwierdzić, czy to rzeczywista potrzeba, czy jakiś rodzaj lęku przed tym światem. Ucieczki, która tak naprawdę wcale nie sprawiłaby satysfakcji. Nie wiem. 

"Pozorna strefa komfortu", taak... to jest dobrze ujęte. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
10 minut temu, dozgonny napisał:

Powiem krótko: Mądra z Ciebie babka Joanno. 😉 
Wiem, że życie niesie z sobą wiele scenariuszy. Dobrze, że naświetliłaś mi waszą sytuację. To zmienia postać rzeczy i tak, masz rację... to otoczenie kształtuje, przygotowuje nas na to co dopiero nastąpi... nie zawsze dobrze. Niestety... i w moim małym świecie jest szereg niedociągnięć. Wyniosłem z domu złe wzorce zachowań. Z jednej strony wierność, uczciwość, pracowitość, obowiązek, pobożność (choć tego ostatniego nie praktykuję), ale z drugiej strony dostrzegam szereg braków i niedociągnięć. Widzę jak relacje pomiędzy moimi rodzicami negatywnie na mnie i na moją postawę wpływają. 

Jestem w kropce. Minęło sporo czasu. Uświadomiłem sobie tak wiele. Mimo to tkwię w miejscu i nie wiem co dalej. Mało tego, chociażby takie rozmowy jak ta uświadamiają mi, że nadal mało jeszcze wiem i chyba ta lekcja będzie trwała do samego końca.

No... ja nie zmyślam, jeśli o to pytasz.
Na tym forum to pewnie dziwne, prawda?

Tak, to prawda ...:) dziwne Bo mało który post jest prawdziwy 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość
15 minut temu, dozgonny napisał:

No... ja nie zmyślam, jeśli o to pytasz.
Na tym forum to pewnie dziwne, prawda?

Mnie to nie dziwi..bo sama tu jestem dziwnym zjawiskiem..tylko i aż sobą..czasem w lepszej, czasem w gorszej formie,ale wciąż sobą..:))

Tak trzymaj.Powodzenia.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Asia
32 minuty temu, dozgonny napisał:

Powiem krótko: Mądra z Ciebie babka Joanno. 😉

Trochę wiedzy psychologicznej i życiowej, ale to jeszcze nie mądrość... Mądrze byłoby wykorzystać to w praktyce i samemu iść na jakąś terapię, ale ja sama nie mogę się do takiej przemóc. 

Mam dokładnie ten sam problem - po prostu nie wyobrażam sobie opowiadać o swoich traumach jakiejś obcej osobie. Ja nawet bliskim o nich nie opowiadam. I nie umiem tego przeskoczyć. 

To najbardziej załamujące - kiedy wiesz, że przydałaby ci się pomoc, że bez niej tak właściwie marnujesz sobie życie... ale z drugiej strony - że naprawdę nie potrafisz jej przyjąć. Że to cię po prostu przerasta. I co ma zrobić taki człowiek?

Rzeczywiście, nawet tworzenie jakiegokolwiek związku nie jest wtedy niczym odpowiedzialnym.  

W sumie dramat. Kolejna klatka.

 

47 minut temu, dozgonny napisał:

Wyniosłem z domu złe wzorce zachowań. Z jednej strony wierność, uczciwość, pracowitość, obowiązek, pobożność (choć tego ostatniego nie praktykuję), ale z drugiej strony dostrzegam szereg braków i niedociągnięć. Widzę jak relacje pomiędzy moimi rodzicami negatywnie na mnie i na moją postawę wpływają. 

Szczerze pisząc, jak tylko zaczęłam Cię czytać, to zaraz pojawiła mi się taka myśl w głowie: "ciekawe, jacy są jego rodzice..." 🙂

Chociaż, patrząc na to, jak to typowi introwertycy mają czasem przerąbane choćby w czasach szkolnych... to i "winy" rodziców nie potrzeba, żeby wejść w dorosłość mocno pokaleczonym. 

Ludzkie zachowania bywają potworne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Kocham jom kurde odc 4769

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coś Ci napisze

Co tu tak cicho? Autorze posłuchaj piosenki Verby Był z nią i pomyśl że ona ma Cię gdzieś. Dzisiaj ta piosenka w jakiś dziwny sposób utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze postępuje. Nie umiem wytłumaczyć dlaczego 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość PaPa81

DLA NIEJ WSZYSTKO a to tylko DLUGOGRA ktora ZAMIERZAM WYGRAC JA CZYLI NIC.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×