Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

czuję że nienawidzę

nienawidzę moich rodziców - za każdym razem jak znowu to poczuję,wpiszę to tutaj

Polecane posty

hm, niby powinnam siecieszyc. jestem zareczona - ale od poczatku to nie jest normalny zwiazek :), znaczy sie odbiega od standardów generalnie oboje jestesmy z dwoch roznych powodow sfrustrowani nasza sytuacja, ekhm, rodzinna wiec razem probujemy baaaaardzo powoli, ale dzialac, zeby sie - doslownie i w przenosni - uwolnic. mam nadzieje, ze nam pojdzie dobrze, choc ja nie mam sily na cierpliwosc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nimm2OhneZucker
Heh, no to niezle. Musicie cos wykombinowac, zeby sie juz tym nie zameczac. Znalezc jakis zloty srodek ;) Tego Wam zycze. I zmykam lulu, tak do 13-tej :) Czesc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość abrakadabrabum
do Nimm2OhneZucker Napisz mi w jaki sposób wypracowałes tą neutralność emocjonalną względem rodziców? Czy to są jakieś ćwiczenia? A w jaki sposób wymazałeś przeszłość? Ja staram się odcinać, ale wystarczy, że usłyszę głos matki i dostaję białej gorączki. Mało tego! Jeśli gdzieś od znajomych usłyszę podobne teksty, którymi jestem zalewana przez moją toksyczną rodzinkę, dostaję natychmiastowej palpitacji serca. A terapeutów wszelkiej maści mam dość, bo to pieniędzy szkoda i zgłupieć można do reszty, a większośc z nich sama wymaga pomocy albo i wręcz leczenia. serdecznie pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość abrakadabrabum
do Nimm2OhneZucker Napisz mi w jaki sposób wypracowałes tą neutralność emocjonalną względem rodziców? Czy to są jakieś ćwiczenia? A w jaki sposób wymazałeś przeszłość? Ja staram się odcinać, ale wystarczy, że usłyszę głos matki i dostaję białej gorączki. Mało tego! Jeśli gdzieś od znajomych usłyszę podobne teksty, którymi jestem zalewana przez moją toksyczną rodzinkę, dostaję natychmiastowej palpitacji serca. A terapeutów wszelkiej maści mam dość, bo to pieniędzy szkoda i zgłupieć można do reszty, a większośc z nich sama wymaga pomocy albo i wręcz leczenia. serdecznie pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość abrakadabrabum
do Nimm2OhneZucker Napisz mi w jaki sposób wypracowałes tą neutralność emocjonalną względem rodziców? Czy to są jakieś ćwiczenia? A w jaki sposób wymazałeś przeszłość? Ja staram się odcinać, ale wystarczy, że usłyszę głos matki i dostaję białej gorączki. Mało tego! Jeśli gdzieś od znajomych usłyszę podobne teksty, którymi jestem zalewana przez moją toksyczną rodzinkę, dostaję natychmiastowej palpitacji serca. A terapeutów wszelkiej maści mam dość, bo to pieniędzy szkoda i zgłupieć można do reszty, a większośc z nich sama wymaga pomocy albo i wręcz leczenia. serdecznie pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość abrakadabrabum
do Nimm2OhneZucker Napisz mi w jaki sposób wypracowałes tą neutralność emocjonalną względem rodziców? Czy to są jakieś ćwiczenia? A w jaki sposób wymazałeś przeszłość? Ja staram się odcinać, ale wystarczy, że usłyszę głos matki i dostaję białej gorączki. Mało tego! Jeśli gdzieś od znajomych usłyszę podobne teksty, którymi jestem zalewana przez moją toksyczną rodzinkę, dostaję natychmiastowej palpitacji serca. A terapeutów wszelkiej maści mam dość, bo to pieniędzy szkoda i zgłupieć można do reszty, a większośc z nich sama wymaga pomocy albo i wręcz leczenia. serdecznie pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aniechtooooo
dopisuję się do pytania :( i do listy tez!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Do Nimm2OhneZucker
Do Nimm2OhneZucker Jednak kłamiesz z tym namwianiem do rozwodu w wieku 12 la. Dzieci wtedy nie myślą o t6akich sprawach. zastanów się jaki Ty jesteś Nimm2OhneZucker. Dalej też kłamiesz. Przeczysz w wypowiedzi samemu sobie, jak bliżniak...Poczytaj sobie topik dokładnie i zgadnij pod jakim jestem nikiem tu od dawna...Osądzasz innych, osądź również siebie. Najłatwiej jest mówić perłowo o sobie. Poświęć czas na wszystko, wtedy może zrozumiesz...pytaj, rozmawiaj z każdym, nie tylko z samym sobą i osobami, które nie miały identycznego życia, nikt nie postępuje tak samo. Podstawą wydawania jakichkolwiek sądów o innych jest rozmowa, Ty na nią czasu nie masz...Masz dla innych i dla siebie. Poświęcisz na topik, może odnajdziesz mnie wśród wielu innych osób, w pewnym momencie, w przerwie dość długiej zaszły pewne zmiany odnośnie rodziców...ale nigdy nie powiedziałam nienawidzę czyli tak jak napisała założycielka topiku. Jeśli ktoś poświęca się dla dzieci nie powinien zbierać plonów w postaci takich słów. Oby kiedyś nie przyszło komukolwiek z takich małolatów, nie liczących się ze zdaniem i prośbami innych cierpieć tak jak cierpią dorośli...rodzice lub jeden rodzic...ja jestem jedna...drugi na pewno nie cierpi, nawet nie wie o wielu sprawach... Dobranoc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do Yoshihiro Dzięki za wsparcie! Nie spodziewałam się odzewu. To podnosi na duchu (mózg wchodzi na wyzsze obroty). Mam gdzieś tam daleko resztki starych znajomych, ale takiej formy przekazu nie usłyszałam od nich. Interesowały ich ploty i abym pomagała im fizycznie w gospodarstwie domowym. Chcę powoli przygotować się od strony prawnej, m.in., jak wykręcić się od obowiązku dochowywania rodziców, otoczenia ich opieką finansową i materialną, jeśli będą nie domagać. Następnie, czy mogę zrobić zastrzeżenie na brata, aby na przyszłość nie mieć z jego strony nieprzewidzianych reakcji. Szukam też rozwiązań, jak zrobić aby nie dać się sprowokować i automatycznie nie wkurwić się do maksimum. Chciałabym, aby osoba prawdziwie życzliwa szczerze wskazała mi moje błędne(?) zachowania, które być może mają wpływ na wywoływanie konfliktów. Dzięki książce \"Toksyczni ludzie\" dowiedziałam się, że jestem przez całe moje życie wykorzystywana w rozgrywce psychologicznej między moimi rodzicami. Yo..., myślę, że powinieneś wejrzeć w siebie i docenić swoją młodą, rozwijającą się duszyczkę, następnie wytresować i zaufać swoim sprawdzonym przyjaciolom (life is brutal - więc mimo wszystko stosuj do nich zasadę ograniczonego zaufania) i nie mając żadnych zachamowań ani wyrzutów sumienia - wykorzystaj ekonomicznie (finansowo) swoich rodziców, abyś miał jakieś podwaliny przy starcie (swój męski honor na chwilę schowaj do kieszeni). Jeśli masz odrobine wolnego czasu, parę nedznych groszy (to wystarczy!) i jakiś znajomych, to rusz dupsko np. w góry. Ponoć podróże kształcą. Życzę Ci zrozumienia, szacunku i szczyptę miłości (wystarczy, czy za mało?) od wszystkich bratnich dusz i duszyczek! Ściskam czule Pa mysza Boże, ja sama nie wierzę w to co napisałam! Może dlatego, że jest 5.15 rano

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysza/ => nie masz prawnego obowiązku opiekować się rodzicami. Kto ci wodę z mózgu robi? Jeśli przypisaliby Ci ziemię (czy co tam mają) w zamian za dożywocie to inna sprawa. Z tym zastrzeżeniem nie do końca wiem o co ci chodzi. Chyba o sądowy zakaz zbliżania się do Ciebie. Cóż powiem, że żeby coś takiego uzyskać musiałabyś chyba przed sądem na rzęsach stawać. A już na pewno będzie potrzebna opinia biegłego psychiatry, aby potwierdził zeznania schizofreniczki. Najpierw musiałabyś zdjąć z siebie ten stygmat. Później... Później będziemy myśleć. Szczerze powiedziawszy potwornie mi ciężko. Wiedziałem, że zbierają się nade mną czarne chmury, ale nie przypuszczałem, że będzie tak źle. Szykuje się nawałnica jakiej dawno nie było. i co gorsza na morzu. Słusznie pisał Pasek Jan, że kto nie umie się modlić powinien się wyprawić na morze. Ale ja się już nie potrafię modlić. Niektórzy czerpią pociechę i siłę z wiary w Boga, który ich kocha. Ja nie mogę. Bóg zawsze jest odbiciem naszych rodziców i stąd niektórzy kochają się w boskiej idei, niektórzy wyznają ją i drżą przed nią z obawy przed boskim laniem, które ma trwać wieczność (piekło). A mnie bito i upokarzano przez całe życie. Więc nie boję się piekła. Czy może być gorsze od tego wewnętrznego chłodu, od którego drżałem w ponad 30sto stopniowe upały? Czy może być gorsze od wiecznej samotności i poczucia pustki? Nie boję się piekła. Gorzej niż było, i czasem jeszcze bywa, nie będzie. Czy szpony demonów w zaświatach mogą być gorsze od demonów w mojej głowie i sercu, które drą pazurami wrażliwą tkankę? A równocześnie bóg jest w moich oczach (ten chrześcijański bóg) złośliwym idiotą, który skazał swe ludzkie dzieci na nędzę. Więc się nie modlę. Walczę z Bogiem tak jak Jakub. Zawzięcie, z zaciśniętymi zębami. Tyle, że Jaku walczył o błogosławieństwo, a ja... o przetrwanie. Bo oto po raz kolejny moje plany się walą. Ot tak jak zwykle, kiedy jest ciężko, okazuje się, że będzie jeszcze ciężej. Kasa na którą liczyłem najpewniej nie dojdzie. Znów czeka mnie głodówka. I znów ciało ciało które bezlitośnie katowałem ćwiczeniami zmarnieje. A znowu zacząłem być całkiem przystojnym facetem. Koniec z siłownią, maratonem, muai thay? Znowu mam zacząć przypominać szkielet z wzdętym brzuchem? Na myśl o tym ogarnia mnie zgroza. Zadawałem swemu ciału ból, by nie bolała dusza. A teraz? I to ma być mi odebrane? Eni, eni lama sabachtani chciałoby się zawołać. Ale do kogo właściwie? Oczywiście tak być nie musi. Ale wtedy będę musiał zrezygnować z laptopa, a bez niego nie wezmę dodatkowej roboty, a bez niej znów nie spłacę Uniwerku, czyli moje studiowanie przeciągnie się jeszcze o rok... Nie zdołam się rozwieść szybko z eksą i cwaniara znów moim kosztem uzyska to na czym jej zależy mimo, że dawno się już wozi z innym. Wypełnia mnie gorycz. A przecież nie ubywa mi lat. Ile jeszcze tak mam istnieć w takim zawieszeniu? Dziś czuję się bardzo staro... I wiesz co jest najzabawniejsze Myszko? Mam przyjaciół. Łatwo mi idzie zdobywanie sympatii, czy przyjaźni innych. Ale nie potrafię tego wykorzystać dla siebie. Wstyd mi potwornie, kiedy muszę prosić o pożyczkę, nawet ieśli chętnie mi ją się udziela (nigdy się nie spóźniłem z oddaniem). Nie potrafię już wpaść na imprezę z nastawieniem \"a tam, najwyżej nikt mi nie postawi...\" teraz nie idę, bo wstyd byłoby mi przyjąć od kogoś piwo. Gdzieś po drodze opuściła mnie moja beztroska, moje wu wei, ta niesamowita lekkość życia. Może dlatego, że wcześniej mi na niczym nie zależało? A teraz zależy bardzo. A nie mogę odrzucić mojej dumy, moje skrzywionego honoru. To te rzeczy swego czasu zatrzymały mnie o krok od popadnięcia w obłęd. Chciałem się spotkać z pewną dziewczyną. Chciałem jej powiedzieć, że ją kocham, i że pragnę z nią iść przez życie i takie tam duperele ;) Nawet nie liczę specjalnie, że rzuci mi się w ramiona. Ale powinienem już dawno dawno temu powiedzieć jej, że jak dla mnie, jest najwspanialszą i najukochańszą. A ona przesuwa nasze spotkanie, bo coś jej ciągle wypada. I teraz nie stać mnie nawet na najmarniejszą różyczkę dla niej. Bo jutro skończy mi się cukier, pojutrze czerwona herbata (jedna z nielicznych ostatnio przyjemności zmysłowych na jakie sobie pozwalam i mogę sobie pozwolić). Za dwa dni zostanie do jedzenia ryż i suchy chleb. Tak więc znów nie zobaczę się ni z nią, ni z ludźmi których lubię i którzy mnie lubią (raz na miesiąc pozwalam sobie na imprezę w knajpie). Tym samym upadnę na duchu jeszcze bardziej. Ale nie będę kłuł przyjaciół w oczy siedzeniem o suchym pysku przy stole, nie będę ich straszył marsem zastygłym na czole... Oto cały ja: arystokrata bez majątku, nędzarz pełen dumy, paladyn w pordzewiałej zbroi, co sprzedawszy szkapę, wlecze się na piechotę niosąc buty na kiju. Bez boga, bez pani, bez własnego kąta do spania... Ale będę szedł i szedł póki starczy sił, będę szedł, nawet gdy ze stóp zostaną krwawe kikuty, będę szedł choć rozpacz w sercu... I albo dojdę, gdziekolwiek by to nie było, albo padnę... O ile potrafię litować się nad kimś o tyle sobie nigdy nie wybaczę słabości... Walczę Mysza. Walczę ze światem, walczę z Bogiem, walczę z diabłem i z własnym podłym losem. I czasem jestem tym bardzo, bardzo zmęczony. Tylko przy pani mego serca jestem w stanie tak naprawdę się rozprężyć, zatrzymać i zaczerpnąć powietrza. Ale nawet nie żywię nadziei, że będzie ze mną. Więc będę szedł dalej... No nic. Ważne, żeby Ona była szczęśliwa. Zaraz idę spać. Dziś już nie dam rady odpowiadać na ogłoszenia o pracę. Jedną robotę już mam, ale kasy z tego zdecydowanie za mało w stosunku do tego ile mi potrzeba. Więc szukam drugiego etatu. Trzymajcie się ciepło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz, maruda z Ciebie! A tak na rozpęd w 4 literki nie chciałbyś? Zazdroszczę Ci, bo chciałabym być na Twoim miejscu. To wszystko jest do rozwiazania. Nie rozumiem tylko, po cholerę komplikujesz sobie życie? Póki możesz, potrafisz, stać Cię na to bierz życie pełnymi garściami. Wbrew pozorom życie jest krótkie. Poćwicz sobie hata joge Ściskam pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ehh. Chwila słabości wybacz ;). Wczoraj dzień był dobry. Kilka piwek, fajna laska poznana w knajpie. Za to dziś w robocie kiwałem się w krześle, jak Żyd w szabas.. Nie jest źle. Exa wywiaja, ale rady dam. Jeśli ma się kłopoty z dwoma kobietami najlepiej się przespać z trzecią ;). Jakiś taki superancki tumiwisizm mnie ogarnął. Że JA nie dam rady?!! Będzie dobrze. Gożej że pierwsza noc a dziewczynka już bredziła o związku. Straszne. Ehh ludzie. Ja się jeszcze nawet nie rozwiodłem... ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Yoshi.... itd, Twój ostatni post zalatuje mi pomrocznością jasną, no chyba, że (nie daj boże!) coś wąchałeś. Po 1, jeśli Twoja kobitka jest wartościowa, to powinieneś o nią zabiegać (czyt. walczyć). Jeśli trzeba, stosuj wobec niej zmyślne fortele, ALE aby służyły obupólnemu dobru. Może źle klikałam, bo nie mogłam wpaść na Twój rozwód. Jeśli wolno, gadaj, jakżeś zdążył tak szybko namącić, że aż oparliście się w sądzie? Poza tym, szpaczki w ciągu kilku godzin obrobiły mi całą czereśnie!Po prywatnych badaniach wyszło mi zapalenie żołądka i Helicobakter (żegnaj mała, czarna na pusty żołądek!) Czekają mnie antybiotyki i coś tam jeszcze. Nie mam nadal rozwiązanych wielu spraw i ztego powodu męczę się od środka. Nawet 30 km rowerkiem nic mi nie dało. Wkurza mnie wyjący pies, znudzeni urzędnicy, wyciągający kase lekarze z ubezpieczenia i prywatni, wścibskie i plotkarskie sąsiadki, \"święta\" rodzinka, kłótnie z szeptelem o awarie, samoczynne wyłączanie się pirata Windows`a, poranne pianie kurdupla pod moim oknem (otwart luft) i.... nocne śpiewy (żędolenie) słowika. Nie wspomnę o muchach, komarach i meszkach! I gały powychodziły mi od tego siedzenia z nosem w kompie. ODDAM DUSZE ZA MASAŻ!!!!!!! A tak w ogóle nikt mnie nie lubi, jest ciemno, zimno i chce mi się jeść! Robię dziś dzień dziecka ( nawet ząbki) i idę spać Pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sprawa wygląda u mnie mniej więcej tak, że... Moja żonka, teraz już eksa, jakoś nigdy za wiele wyrozumiałości dla mojej choroby duszy nie miała. Albo źle, że popadam w depresję i siedzę w domu albo źle, że biegam ćwiczę nie dołuję się i szukam swego miejsca. Nie powiem, trochę mnie to wkurzało, bo jak jej \"odbijało\" ze stoickim spokojem czekałem, aż ten okres przeminie. Chyba jasne, że na miejscu byłaby podobna wyrozumiałość z jej strony. Cóż niestety jej zbrakło. Ostatnio mam jeden z tych okresów kiedy człowiek patrzy wstecz rozlicza się z tym co zronił, myśli analizuje i generalnie nie jest zadowolony. Doszedłem do wniosków, że: 1) Za często jęczę i nic nie robię; 2) moja przeszłość jaka by nie była za ardzo położyła się cieniem na teraźniejszości, 3) pora coś zmienić. Więc zacząłem się sportować, znalazłem sobie stałą robotę, poszukałem ludzi, którzy mają podobne mnie i wbiłem się w to towarzystwo spotykając notabene moją przyjaciółkę. O niej za chwilę. Ogólnie skończył się okres rozmyślań zaczął się okres działania. Sęk w tym, że moja żonka zaczęła narzekać na to, że poświęcam jej za mało czasu. I ogólnie truć mi dupę o duperele. Biorąc pod uwagę, że od jakiegoś czasu nie było między nami zbliżeń fizycznych ta jej reakcja sprawiła, że tylko bardziej zaczęliśmy się od siebie odsuwać. Widzisz, ja jestem człowiekiem bardzo pamiętliwym i kiedy się już wkurzę to uczucie trzyma mnie długo. Żonka oczekiwała, że jak juz na mnie skończy wrzeszczeć (ja nie podnoszę z reguły głosu, ale nie znoszę jak ktoś na mnie krzyczy, za długo to musiałem znosić w \"domu\" -> jak ktoś nie chce słuchać mojego spokojnego wywodu to i wrzasków nie usłucha) to powie \"o.k. przytulmy się i zaplanujmy wieczór\". No niestety mi jakoś ciężko się bawić z osobą, która zachowuje się wobec mnie agresywnie, więc ja wqrwiony szedłem na piwo albo siedziałem na necie, ona rozżalona robiła cos sama, albo szła do znajomych \"ruskich\". Fakt mógłbym może i się przełamać, ale po co? I tak by czuła, że się zmuszam. Wiesz, cierpię na pewną fatalną przypadłość: otóż wytresowano mnie na altruistę. Ważna jest rodzina, wola rodziców itd. A ty człowieku siedź i tłamś swe pragnienia. Ludzie z tą przypadłością z reguły tworzą chujowe związki, bo zawsze wpierw zaspokajają potrzeby drugiej strony, a zawsze na końcu swoje. To z reguły rozpuszcza partnera jak dziadowski bicz. Zwłaszcza osobę tak egocentryczną i upartą jak moja ex-luba. I pragnącą zmienić cały świat prócz siebie. Wiesz czemu padł nam seks? Ano dlatego, że żrąc jak prosię utyła ponad akceptowalną dla mojej estetyki granicę. Gadałem z nią delikatnie na ten temat i obiecała schudnąć. Bogowie moi, ależ to był kabaret! Ćwiczenia zawsze mialy zacząć się od jutra, durne nawyki żywieniowe, z kosmosu wzięte teorie... Ale moje libido miało się odrestaurować już teraz natychmiast. A że tego nie zrobiło, znowuż narzekanie. I tak się nam powoli drogi zaczęły rozchodzić. Ja w tym czasie zacząłem w końcu coś z sobą konkretnego robić i raczej jej unikać. Ja zacząłem zmieniać świat poczynając od siebie, ona wolała zmieniać mnie. Jak już pisałem wcześniej spotkałem moją psiapsiułę. Iskrzyło między nami od zawsze. Podobne gusta, podobny tok myślenia, spora wiedza, jedno zawsze rozumiało wykręcone żarty drugiego itd. No nie zeszliśmy się wtedy, boyła już ze dwa lata z chłopakiem z tzw. rozsądku i chciała ten stan rzeczy utrzymać. O.K. zawsze głęboko ją szanowałem, więc się nie wbijałem między nich. Sam zresztą też uznałem, że ponieważ moje serce jest zimne (niekochani nie potrafią za bardzo kochać) zwiążę się z porządną dziewczyną tworząc małżeństwo związek może bez fajerwerków, ale stabilny. To był mój błąd. Nawet astrologia i biorytmy mówiły, że nam się nie uda :P. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa. Więc jakiś czas temu poszedłem na imprezę Towarzystwa. Była to pierwsza wyjazdowa moja impreza od długiego czasu. Tam i psiapsiuła, i ja trochę wypiliśmy. I zaczęliśmy się, jako to za dawnych czasów po wypiciu, kleić się do siebie. I trochę sobie powiedzieliśmy. Co prawda nie były to wyznania miłosne, ale całkiem blisko. O.K. Następnego dnia siedzialem na kacu i kręciłem głową. A później pierdzielnęło. Młotem w łeb. I w serce. Wszystko to co zamknąłem gdzieś w sobie na długie lata wypłynęło. Skumałem, że od zawsze chciałem takiej dziewczyny jak moja kumpela. Nosiło mnie strasznie. Ostatnio takie uczucia szalały we mnie zaraz po śmierci mojego dziecka. Po raz drugi zacząłem się obawiać o swoje zdrowie psychiczne. Efekt przerwanej tamy, sama rozumiesz. A dokładniej klasycznego freudowskiego wyparcia. I kilku innych mechanizmów obronnych. Energia psychiczna która była do tej pory używana na utrzymywanie pewnych treści z dala od mojego tu i teraz zalała mnie i mało nie zmyła. Uświadomiłem sobie, że kiedy wspomnę jej buzię dostaję energetycznego kopa, że jeśli myślę, że robię coś dla niej mogę osiągnąć rzeczy do tej pory dla mnie nieosiągalne. Jedyny logiczny wniosek dalej już łatwo było wyciągnąć. Jakiś czas temu gadałem z żoną. O tym jak jest między nami. Oa nie była zadowolona, ja nie byłem zadowolony, ale ustaliliśmy, że damy sobie czas, żeby coś naprawić. A nóż widelec wyjdzie? (choć szczerze wątpiłem). Ale! Po paru dniach żonka powiedziała mi, że musimy poważnie porozmawiać. Domyśliłem się że chodzi o rozwód. I faktycznie tak było. Widzisz moja żonka jest dla mnie prosta do odczytania jak budowa cepa. W drugą stronę niestety to nie działało. I być może było to jedną z przyczyn upadku naszego małżeństwa. Nie czułem potrzeby by z nią prowadzić poważne rozmowy, bo i tak mogłem z 99% prawdopodobieństwem przewidzieć co powie :P. Ona z kolei dyskutować chciała. Tyle, że nawet jak gadaliśmy o jakiś bardziej wysublimowanych tematach jojczała, że robię to na siłę. Nic dziwnego nie? Życie profety jest cholernie nudne :P. Wracając do meritum. Powiedziała, że tak dalej byc nie może, że pora kończyć itd. Mówiła spokojnie, logicznie itd. Normalnie nie moja Rybka! :P Ustaliliśmy, że się rozchodzimy. Następnego dnia dowiedziałem się skad ta klasa. Miała już przygotowane lądowisko (czyt. innego). Zaśmiałem się tylko. Faktycznie, człowieka myślącego po pewnym czasie życie i ludzie juz tylko śmieszą... A jeszcze w tej rozmowie pierdziała o wielkiej miłości. Ehh kobiety. Ktoś kiedyś powiedział, że kobieta, jak małpa, nie puści jednej gałęzi, nim nie złapie drugiej. So true... I wiesz co? Uznaję w tym wszystkim swoją winę. Naprawdę. Gdybym, nie kłamał sobie, nie wynikłoby tyle bólu. Tyle, że w jedynej rzeczy w której człowiek cywilizowany naprawdę doszedł do mistrzostwa to okłamywanie siebie... Podobnież kobieta, na której mi zależy (złośliwa wróżka ciągle plącze nam drogi do spotkania, a może ona po prostu czuje, o czym będziemy rozmawiać na następnym spotkaniu i tego się boi) okłamywała i dalej okłamuje siebie. Kiedy ją widzę wyczytują gorycz która wyraźnie wyryła swe piętno na jej twarzy. Ale ona jest uparta, bo tez walczy z całym światem (czyli, jak zawsze w takich wypadkach, z sobą :P) . I będzie robić co robi póki nie straci wszystkiego. Zobaczymy, może się uda powstrzymać ów kolizyjny kurs. Po ostatniej małolacie (a co mam sobie przyjemności odmawiać, ileż można biceps wyrabiać :P; zresztą moja przeszła i być może przyszła kobieta tez w celibacie nie żyją) cały ten szał na punkcie psiapsiuły zelżał. Tzn. dowiedziałem się kolejnej rzeczy – a mianowicie, że to ca mną miotało to było właśnie te złamane wyparcie. Teraz patrzę na to spokojniej. I fakt, że jeśli powie tak, z chęcią zaryzykuję. Jeśli powie nie, trudno. Tego kwiatu jest pół światu. Najwyżej będę szukał idealnego kwiatu wiśni. Nawet jeśli zejdzie mi na tym całe życie, cóż z tego? Szukać zawsze warto. Lepiej żałować, że się coś zrobiło niż, że nie zrobiło. Aha. Dzięki za opierdol. Ostatnio stwierdziłem, że moje dotychczasowe życie było cholernie puste i nudne. Zamierzam zacząć żyć. Brakło w nim adrenaliny, czegokolwiek ciekawego. Doszedłem do tego etapu, że już nie mogę uniknąć świadomego wyboru. Pora alo zacząć, żyć naprawdę, albo wziąć sznur i się powiesić. A że jestem jednak twardziel to się nie poddam bez walki. Znalazłem w końcu ludzi, których reakcje na moją osobę podbudowują moje mikre poczucie własnej wartości i odkryłem że trening ciała kształtuje przede wszystkim ducha. Za parę lat wystartuję w zawodach Iron Man ;). Jeśli starczy tez forsy będę też trenował wspinaczkę. A po drodze jeździł na konwenty, zloty itd. Może znajdę jakąś fajną aktywną laseczkę lubiącą dobrą książkę, muzykę klasyczną, ciężką nutę i jakoś wyglądającą, kto wie? (piszę na wypadek, jak Ona powie nie, co jest wielce prawdopodobne -> nie oszukujmy się, finansowo jestem golec, a kobiety romantyzmowi folgują tylko czytając harlkeqiny). Uczę się stawiać sobie wysokie, ale i realistyczne cele, i wybaczać sobie chwile słabości. Nie zamierzam się już nad sobą rozczulać. I wiem, że silna wola to tylko kwestia pragnienia przeżycia życia dobrze. Ni mniej, ni więcej. Widzisz, jedyna rzecz której rodzice powinni nauczyć dzieci, to szacunek do siebie, wiara (w siebie) i pragnienie realizacji marzeń. Wszystko inne przyjdzie samo z siebie. Niestety mało kto tak myśli. A już na pewno nie prostak, który jest moim biologicznym ojcem (bo na pewno nie duchowym – mam o wiele lepszy wzór). Mój najmłodszy braciszek w tej chwili powtarza moją drogę. Wiele bym oddał, by oszczędzić tej Golgoty, ale niestety mam własne życie do przeżycia. Jeśli będzie jak stal, to przetrwa to i stanie się doskonalszym człowiekiem. Jeśli nie... Cóż, zadziała mechanizm selekcji naturalnej. Ja mu nie jestem w stanie pomóc, bo: 1) można się uczyć tylko na własnym doświadczeniu (jeszcze nie spotkałem człowieka, który by się czegoś nauczył na cudzych błędach), 2) raczej marny ze mnie wzór do naśladowania patrząc na moje przeszłe przygody. Pomijam już kwestię tego, ze mam własne życie do pilnowania. Smutne, ale prawdziwe. Wracając do mojej exy: ona myśli, że się zgodzę na taki układ, że będę jej mężem na papierze, póki nie uzyska karty stałego pobytu (jest ze wschodu). Niedoczekanie. Niech jej obecny chłop jej pomaga. Ja mam już dwie osoby o które muszę się troszczyć: 1) siebie, 2) kandydatkę na moją następną kobietę. Mam nadzieję, że tym razem naprawdę już do końca życia (to, że mam reputację kurwiarza, i nie oszukujmy się, jestem nim, nie oznacza, ze nie marzę o tej jednej jedynej) Więc teraz siedzę sobie przed kompem pijąc piwo pisząc na forum, słuchając polskiego folku i oddając się pozytywnym myślom. Może się zapiszę do jakiegoś bractwa rycerskiego (jak wezmą takiego dziadka jak ja :P -> z reguły ludzie zaczynają tam w wieku nastu lat). Z przyjemnością powalczę z kimś na broń białą. Zresztą laski w bractwach też są konkretne. A co do kasy... Są jeszcze porządni ludzie na tym świecie. Ufać innym też się uczę/nauczę. To, że dochodzę powoli do tego z czym niektórzy zaczynają życie w wieku lat 19tu wcale nie czyni tej wiedzy mniej wartą. Szczęści i zdrowia życzę :) Fajnie żyć będąc zdrowym i wolnym. Yoshi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Widzisz moja żonka jest dla mnie prosta do odczytania jak budowa cepa. W drugą stronę niestety to nie działało. I być może było to jedną z przyczyn upadku naszego małżeństwa. Nie czułem potrzeby by z nią prowadzić poważne rozmowy, bo i tak mogłem z 99% prawdopodobieństwem przewidzieć co powie :P. Ona z kolei dyskutować chciała. Tyle, że nawet jak gadaliśmy o jakiś bardziej wysublimowanych tematach jojczała, że robię to na siłę. Nic dziwnego nie? Życie profety jest cholernie nudne :P. Wracając do meritum. Powiedziała, że tak dalej byc nie może, że pora kończyć itd. Mówiła spokojnie, logicznie itd. Normalnie nie moja Rybka! :P Ustaliliśmy, że się rozchodzimy. Następnego dnia dowiedziałem się skad ta klasa. Miała już przygotowane lądowisko (czyt. innego). Zaśmiałem się tylko. Faktycznie, człowieka myślącego po pewnym czasie życie i ludzie juz tylko śmieszą... A jeszcze w tej rozmowie pierdziała o wielkiej miłości. Ehh kobiety. Ktoś kiedyś powiedział, że kobieta, jak małpa, nie puści jednej gałęzi, nim nie złapie drugiej. So true... I wiesz co? Uznaję w tym wszystkim swoją winę. Naprawdę. Gdybym, nie kłamał sobie, nie wynikłoby tyle bólu. Tyle, że w jedynej rzeczy w której człowiek cywilizowany naprawdę doszedł do mistrzostwa to okłamywanie siebie... Podobnież kobieta, na której mi zależy (złośliwa wróżka ciągle plącze nam drogi do spotkania, a może ona po prostu czuje, o czym będziemy rozmawiać na następnym spotkaniu i tego się boi) okłamywała i dalej okłamuje siebie. Kiedy ją widzę wyczytują gorycz która wyraźnie wyryła swe piętno na jej twarzy. Ale ona jest uparta, bo tez walczy z całym światem (czyli, jak zawsze w takich wypadkach, z sobą :P) . I będzie robić co robi póki nie straci wszystkiego. Zobaczymy, może się uda powstrzymać ów kolizyjny kurs. Po ostatniej małolacie (a co mam sobie przyjemności odmawiać, ileż można biceps wyrabiać :P; zresztą moja przeszła i być może przyszła kobieta tez w celibacie nie żyją) cały ten szał na punkcie psiapsiuły zelżał. Tzn. dowiedziałem się kolejnej rzeczy – a mianowicie, że to ca mną miotało to było właśnie te złamane wyparcie. Teraz patrzę na to spokojniej. I fakt, że jeśli powie tak, z chęcią zaryzykuję. Jeśli powie nie, trudno. Tego kwiatu jest pół światu. Najwyżej będę szukał idealnego kwiatu wiśni. Nawet jeśli zejdzie mi na tym całe życie, cóż z tego? Szukać zawsze warto. Lepiej żałować, że się coś zrobiło niż, że nie zrobiło. Aha. Dzięki za opierdol. Ostatnio stwierdziłem, że moje dotychczasowe życie było cholernie puste i nudne. Zamierzam zacząć żyć. Brakło w nim adrenaliny, czegokolwiek ciekawego. Doszedłem do tego etapu, że już nie mogę uniknąć świadomego wyboru. Pora alo zacząć, żyć naprawdę, albo wziąć sznur i się powiesić. A że jestem jednak twardziel to się nie poddam bez walki. Znalazłem w końcu ludzi, których reakcje na moją osobę podbudowują moje mikre poczucie własnej wartości i odkryłem że trening ciała kształtuje przede wszystkim ducha. Za parę lat wystartuję w zawodach Iron Man ;). Jeśli starczy tez forsy będę też trenował wspinaczkę. A po drodze jeździł na konwenty, zloty itd. Może znajdę jakąś fajną aktywną laseczkę lubiącą dobrą książkę, muzykę klasyczną, ciężką nutę i jakoś wyglądającą, kto wie? (piszę na wypadek, jak Ona powie nie, co jest wielce prawdopodobne -> nie oszukujmy się, finansowo jestem golec, a kobiety romantyzmowi folgują tylko czytając harlkeqiny). Uczę się stawiać sobie wysokie, ale i realistyczne cele, i wybaczać sobie chwile słabości. Nie zamierzam się już nad sobą rozczulać. I wiem, że silna wola to tylko kwestia pragnienia przeżycia życia dobrze. Ni mniej, ni więcej. Widzisz, jedyna rzecz której rodzice powinni nauczyć dzieci, to szacunek do siebie, wiara (w siebie) i pragnienie realizacji marzeń. Wszystko inne przyjdzie samo z siebie. Niestety mało kto tak myśli. A już na pewno nie prostak, który jest moim biologicznym ojcem (bo na pewno nie duchowym – mam o wiele lepszy wzór). Mój najmłodszy braciszek w tej chwili powtarza moją drogę. Wiele bym oddał, by oszczędzić tej Golgoty, ale niestety mam własne życie do przeżycia. Jeśli będzie jak stal, to przetrwa to i stanie się doskonalszym człowiekiem. Jeśli nie... Cóż, zadziała mechanizm selekcji naturalnej. Ja mu nie jestem w stanie pomóc, bo: 1) można się uczyć tylko na własnym doświadczeniu (jeszcze nie spotkałem człowieka, który by się czegoś nauczył na cudzych błędach), 2) raczej marny ze mnie wzór do naśladowania patrząc na moje przeszłe przygody. Pomijam już kwestię tego, ze mam własne życie do pilnowania. Smutne, ale prawdziwe. Wracając do mojej exy: ona myśli, że się zgodzę na taki układ, że będę jej mężem na papierze, póki nie uzyska karty stałego pobytu (jest ze wschodu). Niedoczekanie. Niech jej obecny chłop jej pomaga. Ja mam już dwie osoby o które muszę się troszczyć: 1) siebie, 2) kandydatkę na moją następną kobietę. Mam nadzieję, że tym razem naprawdę już do końca życia (to, że mam reputację kurwiarza, i nie oszukujmy się, jestem nim, nie oznacza, ze nie marzę o tej jednej jedynej) Więc teraz siedzę sobie przed kompem pijąc piwo pisząc na forum, słuchając polskiego folku i oddając się pozytywnym myślom. Może się zapiszę do jakiegoś bractwa rycerskiego (jak wezmą takiego dziadka jak ja :P -> z reguły ludzie zaczynają tam w wieku nastu lat). Z przyjemnością powalczę z kimś na broń białą. Zresztą laski w bractwach też są konkretne. A co do kasy... Są jeszcze porządni ludzie na tym świecie. Ufać innym też się uczę/nauczę. To, że dochodzę powoli do tego z czym niektórzy zaczynają życie w wieku lat 19tu wcale nie czyni tej wiedzy mniej wartą. Szczęści i zdrowia życzę :) Fajnie żyć będąc zdrowym i wolnym. Yoshi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A co do kasy... Są jeszcze porządni ludzie na tym świecie. Ufać innym też się uczę/nauczę. To, że dochodzę powoli do tego, z czym niektórzy zaczynają życie w wieku lat 19tu wcale nie czyni tej wiedzy mniej wartą. Szczęści i zdrowia życzę :) Fajnie żyć będąc zdrowym i wolnym. Yoshi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No, no, no....Niezłe z Ciebie stworzonko! Nie zgadzam się z jednym. Otóż powinieneś wspierać psychicznie swojego młodszego brata. Pomóż mu budowć mocną psychikę. Kto wie, kiedyś poda Ci pomocną dłoń. Poza tym, trzymaj za mną kciuki, bo chcę zgłosić do organów ścigania zawiadomienie o znęcaniu się psychicznym nade mną przez moją patologiczną rodzinkę. Albo coś wskuram, albo wyląduję w zakładzie. Myślę, żeby podać to do publicznej wiadomości, ale nie wiem czy to dobry pomysł. Hieny prasowe lubią dużo szumu i tragizmu, aby większa była oglądalność. Nikt mnie nie uprzedził, że żółte papiery mogą tak zrujnować życie. Mówisz praca, chyba że na czarno, bo legalnie to muszę wszystko pracodawcy ujawnić, a psychiatra bredził mi co innego. \"Mam chodzić z dumnie podniesioną głową\", że jestem schizo. Opieka społeczna próbowała mnie zmusić, żebym integrowała się z dziećmi chorymi umysłowo i fizycznie i zebym się nimi opiekowała za 20 zł/m-c. Ponoć terroryzuję całą rodzinę, ale dzieciaczkom to nie zagrażam. Czysta paranoja! Ciągle się boję, bo matka kabluje do rodzeństwa czy jestem grzeczna, gdzie jestem, co robię, co jem, bo inaczej dzwonią po karetkę bądź policję. Proszę Cię, westchniej czasem za mną do boga czy jak wolisz do najwyższego Jestestwa tego świata. Pa, trzymaj się ciepło

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Co do brata to, szczerze powiedziawszy, nie zamierzam się nim nawet interesować nim sam nie ustabilizuję jakoś swego życia. Co do twojej schizy i pracodawców nie wydaje mi się (ale żaden ze mnie ekspert), abyś miała jakiś prawny obowiązek ujawniania swojej \"choroby\" czy stanu zdrowotnego w ogóle. Przecież nie zamierzasz się ubezpieczać na życie, mając zaawansowanego raka tylko znaleźć pracę. De facto nawet pytania w ankietach od pracodawcy o stan cywilny są nielegalne. No ale jak powinno być a jak jest wszyscy wiemy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czasami są momenty że chciałabym żeby już ich dawno nie było. Żygam kiedy ich widzę. Jeszcze tylko rok i koniec zycia z nimi. Za rok zaczynam studia!!!!!!! Teraz się przemorduję, te wakacje z nimi. Za każde wyjście jestem rozliczona. A Fe!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stary, każdy następny świr ;) jest tu mile widziany. Przynajmniej wiemy, że nie jesteśmy sami. A przecie w kupie siła jak mawiają owsiki ;) :P ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nikt mi nie chce uwierzyć, że mam alergię na własną rodzinkę, więc rozumiem Cię krejzol. Trzymają Cię pod kloszem! Spróbój podłapać jakąś wakacyjną pracę albo obóz, kolonie. Wyjedz gdzieś do rodziny lub do najlepszej, akceptowanej przez rodziców -psiapsiuły. Gwoli ścisłosci na studiach też bywa kontrola. Staraj się szybko usamodzielnić, buduj grono znajomych, aby w dołkowej sytuacji mogli Cię wesprzeć. Wytrwania i nie daj sobie wejść na glowe trzymaj sie cieplutko, pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dam rade. narazie sie uspokoili. wiec jest oki, ale momentami to wez...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochani mam tak samo. Niektorzy sie dziwia, ze tak mozna zyc, ale jednak mozna. Nie rozumieja, bo nie widza tego wszystkiego. Ja z kazdym dniem czuje jak bardzo ich nienawidze. Nawet dzis ojciec mi odmowil podwiezienia do pracy chociaz mialam sie spoznic, bo on musi do urzedu jechac:o Poszlam sobie i lachy bez, spoznilam sie - trudno. Zawsze cos, dosc mam takich starych. Pracuje na stazu, mam 450zl. a oni tylko ciagle mnie mecza o kase, nic nie pomagaja, na studia nie chcieli mi nic dolozyc, a tak bardzo chcialam sie uczyc, ojciec z lapami tyle razy do mnie skakal, wyzywal mnie, matka atakowala, ze to moja wina wszystko, dosyc mam tych \"ludzi\":(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kołysaneczko, ze studiów nie rezygnuj! Zaprzyj się nogami, a je ukończ. Oprócz tego, ze dostaniesz papierek z wyzszym, to poszerzysz swoje horyzonty myslowe i krąg nowych buzi. Nie dawaj się sprowokować przez starych, nie wchodz, jeśli nie musisz, z nimi w awantury, bo to szkoda czsu i energii. Zajmij się sobą i swoją przyszłością!!! A propos, jakie studia chcesz podjąć? Proponuję psychologię, socjologie, to dam Ci w przyszłości zarobić. Polecam też finanse, bankowość, ekonomie, to mi doradzisz, gdzie najlepiej pomnazać swoje skromne oszczędności. A tak w ogóle, gdzie Ci aż TYLE płacą? Ja mam tyle za nic nierobienie. pozdrawiam gorąco, pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Yoshi tym razem z innej \"gruszki\". Chciałabym spisać część swoich przeżyć z pogranicza mistycyzmu\" i psychiatrii. Z tym, że chcę sypać nazwiskami psychiatrów, księży i wszelkiej maści guru, mistrzów, regreserów, itd. Co byłoby lepsze:blog (ale gdzie?), czy zalozenie strony internetowej (nie pamiętamjuż, jak się to robi). Umowę z szeptelem mam do początku paźziernika (prawie po roku ustawicznych zgłoszeń awarii internetu i telefonu, a \"bo mam wirusa\", ato \"mi USB wysiadło\", wyszło, że u siebie mieli spieprzone i dopiero teraz mi zrobili). Za te wszystkie przykre doświadeczenia przyplaciłam nie tylko zdrowiem, ale bardzo duzymi pieniędzmi. ściskam, pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zdecydowanie polecam bloga. Popularna forma wypowiedzi, a do tego niecenzurowalna. Właściciele serwerów z blogami żyją z nieocenzurowanych wypowiedzi różnych ludzi więc masz większe prawdopodobieństwo, że Ci tej stronki nikt nie zdejmie w razie szumu. Gdzie? Blox.pl? Albo \"załóż swojego bloga\" wpisane w googla :P. Kołysanka=> nie daj się skurwielom. Zakasaj rękawy i do przodu, jeśli bardzo czegoś chcesz dasz rady. W naszej zawszonej Polsce zaczęła się prawdziwa rewolucja czyli świetna okazja żeby się odbic w górę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×