Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Toxyczna

Zycie po toksycznym zwiazku

Polecane posty

Lalcia - ukochana mroweczko - to Ty wzielas sie juz za Rozmowy z Bogiem autora Neala Donalda Walsh ? Ta ksiazka miala duzy wplyw na zmiane mojego myslenia... Ta ksiazka otworzyla mnie na widzenie szerzej...mnie podobalo sie jak o bogu autor mowil raz \"on\" raz \"ona\". Oraz ze religia moze ograniczac wlasne dochodznie do boga, czyli rozwoj duchowy. Sciskam. Z mazur :) Radosnka:) Widziaalna :) Przeczytaj te ksiazke. Ona jest chyba w 3 tomach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Radoskna Przeczytałem twoje ostatnie posty na wątku "czy jesteś w związku...." I jestem pod wrazeniem. Poruszyłaś mnie. Świetne jest to co napisałaś o swojej ewolucji od pierwszej wizyty u prsychologa do chwili obecnej. Ten post powinien być na tym wątku wklejany cyklicznie co parę tygodni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mala mroweczka
Tak tak Presencik wszystkie tomy:) I to wielokrotnie,i za kazdym razem rozumie cos nowego w tresci:) Pozdrawiam serdecznie i sciskam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja czytalam tą książkę 2 lata temu. Podobala mi się najbardziej cz I. Ostatnio znow mnie do niej ciągnie. Muszę sobie kupić chyba. Bo tamtą to pożyczylam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mazur, naprawde? Usmiecham sie. Ewolucja? To rzeczywiscie dobre slowo do tej sytuacji i... mocne. ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
RADOSNKA, Przyłączam się do Z_Mazura. Dziękuję Ci za te wklejone posty. Czytałam z zapartym tchem. Dzisiaj jestem niezadowolona z siebie. Jak mm przyszedł do synka (spóźniony o ok.1,5 godz.) Poniosło mnie, od słowa do słowa, zaczęłam krzyczeć i wyzywać go. Nie umiałam zapanować nad moimi emocjami. Nie ważne już czy miałam ku temu powody (wydaje mi się, że tak - on wogóle mnie nie słuchał. gdy mówiłam, że dziecko nie będzie tak nan niego czekać, że to nie rzecz, przekrzykiwał mnie). Wydaje mi się, że takie emocje oznaczają, że on ciągle nie jest mi obojętny. Jak z tym walczyć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Present, ja mam te momenty, nie wiem skad przychodza, ze nie moge sobie wybaczyc, ze bylam w tym zwiazku, jestem na siebie zla i wsciekla, nie jest mi siebie zal - jak bylam w tym zwiazku to bylo mi wiecznie zal - a teraz sie zloszcze. Drazni mnie to, mam to od tego tygodnia co przyszedl pozew za jego wypadek. Denerwuje mnie to bo dobrze sie czulam ze spokojem i blogoscia i dobrym humorem. A tu nagle zaczynaja sie wachania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moze placz by mi pomogl ale nie moge. Najpierw sie zawzielam.Potem sie balam, ze jak sie rozplacze to nie bede tego kontrolowac i bede... taka jak kiedyc. Potem bylam zajeta tymi wszystkimi sprawami, zeby to skonczyc - no to mialam swoj \"haj\". Od dwoch trzech tygodni czuje, ze mnie nosi, draznai mnie drobiazgi, przypominaja mi sie rozne momenty z kiedys i jestem na siebie zla, ze tego wczesniej nie skonczylam. Wiem, ze kiedys nie moglam bo nie bylam na to gotowa, reagowalam tak czy inaczej bo nie mialam tej wiedzy co dzis, ba! nie bylam ta osoba co dzis. Ale najwidoczniej teoria swoje, a praktyka swoje. Za spokojnie? Przychodza mi do glowy jakies zle mysli, ze bede miala wypadek, ze jest za dobrze, ze cos sie stanie... Gula mi pod chodzi do gardla, sciska, ale nie umiem sie rozplakac. To jest niebo a ziemia w porownaniu z tym jak sie denerwowalam kiedys a teraz, ale denerwuje bo zakosztowalam blogosci i spokoju i to mnie wytraca z rownowagi bo naprawde sie nic nie dzieje. Pomyslalam, nawet, ze ja bedac z nim moglam miec depresje ale sie do tego nie przyznawalam sama przed soba, a moze teraz to wylazi. Jedna z kolezanek powiedziala, ze moze ja za wysoko postawilam sobie poprzeczke, ze sobie nie daje wytchnienia, ze musze dojsc do kompletnego porozumienia z sama soba. Ja sama mysle, ze traktuje siebie kijem i marchewka, ale tych marchewek jest jak na lekarstwo. Ja musze to, ja mam tamto... Boje sie nie musiec bo mam obok siebie osoby ktore sa rozciapane bo maja olewke i mi sie to nie podoba, bo ja nie moge sobie na takie cos pozwolic...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
RaDOSNKA: Te mysli co ci przychodza, ze cos sie moze stac - to leki...Ta sprawa urzedowa to wywolala chyba...Moze Ty sie boisz tej sprawy urzedowej...moze stad ten lek.? Druga sprawa.... Zawsze mowie, byc dla siebie lagodna...Zadnej marchewki i kija! Mnie sie wydaje, ze nie wolno chowac emocji...placzu tez. Jak sie chce plakac, to chyba zdrowiej ryczec. Nie boj sie, ze sie znow na stale rozryczysz...badz lagodna (ZAWSZE) dla siebie...jak dla wlasnego dziecka.... Moze poloz sie na plecach i sobie swiadomie oddychaj... Czujac jak powietrze wchodzi i wychodzi... i jak brzuch sie podnosi... spokojnie oddychaj.... jak sie to pocwiczy...to osiaga sie dostep do tej \"glebokiej, prawdziwe\" siebie...do swojej Prawdy...tam nie ma lekow, bo strachy tam nie dochodza... I wtedy znasz odpowiedzi na pytania...Osiaga sie moment jednosci z calym Wszechsiwatem. Nie wiem, czy jestes wierzaca, jesli tak to sie modl do boga i wyplacz..i kompletnie otworz, jakbys gadala z Najwierniejszym, Nieoceniajacaym Przyjacielem. Pomaga. Taka prawdziwa modlita...takie gadanie z bogiem uspakaja i stawia wszystko w nalezytej prespektywie.. A jak nie postawi, to oddechy stawiaja. Ja to robie od okolo 6 lat- codziennie. Bez tego nie dalabym rady zyc w harmonii. W harmonii nie zyje oczywiscie stale...bo odchodze od tego, ale wracam potem. Wiara jest nieslychanie pomocna w zyciu, bo czasami, a nawet czesto, nie mozna wszystko uniesc...bo za ciezko. Ja to widze, ze ty masz leki l przed powrotem do siebie sprzed lat. Nie boj sie...Te oddechy ci pomoga....Mnie ratowaly w bardzo dramatycznych sytuacjach i stale ratuja...jak mam leki jakies, to nawet jak jestem w publicznym miejscu...ide do lazienki, wyciagam rece wyzej z dlonmi otwartymi i odddycham. Bywam czasami spikerem i sie balam kiedys panicznie...to pomaga... i nie wolno sobie zaprzeczac...przed soba trzeba byc uczciwym..nie boj sie...nie zaprzeczaj sobie co czujesz.... to jest ryzyo dla ciebie (bo boisz sie powrotu do tamtych emocji)...Ale chyba nie masz innego wyjscia... Bo strach robi straszne spustoszenie. Tak mysle. Ja juz musze isc bo bardzo rano wstaje. Mam nadzieje, ze bedziesz okey. Ja wierze w sile sprawcza modlitwy, gdy jest absolutnie szczera i uczciwa...i gdy sie naprawde prosi o pomoc...o nic konkretnego...tylko o pomoc. Sciskam Cie mocno kochanie.❤️. Nie boj sie - to tylko strach, to nie Ty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Widze, ze strach siedzi ci w gradle...Jak bedziesz oddychac, to delikatnie oprzyj jezyk o gorne zeby...Odblokujesz gardlo....I tez sie z oddechami nie forsuj...tyle ile mozesz...masz czuc komfort... i rozluznic cale cialo. Stopu maja sie nie dotykac...Dlonie otwarte wzdluz ciala . Wszystko pomalu zacznie sie rozluzniac.......Lezysz na plecach i rowno, spokojnie oddychasz i obserwujesz oddech i liczysz 1...2...3.... W ten sposob odchodzi strach i przychodza sily, badz wiara, badz cokolwiek. Jak nazwiesz tak nazwiesz....Ja nazywam wiara w milosc do siebie, czy do Wszechswiata. Jesli nie bedziesz czula komfortu, nie kontynuuj....sprobujesz jutro...az sama wyczujesz...polegaj na sobie....w tym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Prezent, sprobuje z tymi oddechami. Tylko teraz mnie nawet arfirmacje draznia. jak bylam stabilna, i te leki i zlosc tylko sie czaily, to po czasie wystarczylo tylko zaczac (bo na poczatku klepalam jak szalona, nie wierzylam, ale klepalam i to mnie uspokajalo) i juz bylo po wszytkiem, a teraz kiedy jestem rozdrazniona to w ogole nie moge z tego rozdraznienia zaczac... Moze musze poczytac co uspokajajacego by sie nauczyc wyciszac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja uwazam ze afirmacje sa dobre na troche...ale one nie zalatwiaja sprawy..I jeszcze jedno...Dzis ...napisz sobie na kartce to za co mozesz byc wdzieczna. Np. Ze zaszlas w rozwoju tak daleko za urode za prace za to ze jestes pomoca na tiopiku i za kolejne rzeczy. Jesli masz kogos bliskiego - przyjaciolke kolezanke - za to tez. I za strach, bo dal ci do myslenia o sobie. Pisz co badz.....Powinnas poczuc sie lepiej. Wdziecznosc jest kluczem do harmonii.:) Spadam juz kwiatku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Na wyciszenie nic nie ma lepszego niz oddechy. Wszyscy to mowia. Dzis lekarze tez.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Musze sie tym chyba bardziej zainteresowac ;-) I przeztac sie od samej siebie opedzac kiedy nadchodza te mometny. Albo sobie nakazywac stanie na bacznosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak - masz racje...Nawet po jakies swojej glupocie, trzeba sie usmiechnac...i powiedziec sobie...nawet w glupocie jestem wspaniala...i sie porechotac...z tego.:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no i stało się to, co chyba nieuniknione było:) powiedzcie mi, czy ja dobrze to wszystko postrzegam i opieprzcie, bo tego mi chyba trzeba! obecny drogi memu sercu mężczyzna; dzieli nas 400 km i widujemy się nieczęsto;musimy zadowalać się telefonami; jak dzwonię sporadycznie, to on podtrzymuję tę \"niteczkę\" od ponad dwóch lat; po rozwodzie mieszkał z mamą, do niedawna; w końcu kupił mieszkanie, od kwietnia mieszka już \"na stałe\" w nim; w długi majowy weekend byłyśmy u niego z kangurkiem; on był smutny kiedy odjezdzałyśmy, my również; jest zapracowany; to fakt; niemal wszystkie weekendy pracuje; 3 tygodnie temu zaproponowałam,że ten obecnie nadchodzący weekend (przyszły) mam wolny, mogę przyjechać do niego bez córeczki; pobędziemy z sobą sami; zgodził się, powiedział że chce; wczoraj powiedział,że odpada,bo jest przemęczony; że zobaczymy się w sierpniu - planujemy wspólny wpad nad morze; on ze swoją coreczka,ja ze swoją - to jego propozycja,nie moja; ale wczoraj powiedziałam,że skoro nie chce mnie samej, jako kobiety, to głęboko zastanawiam się nad tym wspólny mwyjazdem; czułabym się jak opiekunka do jego dziecka, żeby nie było nudno, a nie jak ktoś, na kim mu zalezy i z kim chce być; jestem rozżalona i zła i powiedziałam mu to; zastanawiam się,czy jest sens dalej to ciągnąć;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Witaj Idaalio Nie chcę być specjalnie wścibski nie znam do końca historii tego Twojego nowego związku. Może ten niepełny ogląd sytuacji troche mnie myli ale: Dla mnie co najmniej dziwne jest to, że facet nie chce Twojego przyjazdu, rozumiem gdyby to on miał przyjechać, ale skoro to Ty bierzesz na siebie cieżar wyjazdu.... hm dziwne. Moze rzeczywiście jest bardzo przemęczony, ale to jakby miał wyglądać wasz związek w dłuższej perspektywie? On ciągle zmęczony?? Skoro nie jest w stanie się zmobilizować na jeden weekend, to jak ewentualnie wyglądało by wasze bycie razem????? Ja wiem starość nie radość :) sam też już nie jestem w stanie balowac co weekend, ale od czasu do czasu........ :D Szczególnie jak byłaby możliwość spotkanie TEJ osoby. No nie wiem zdziwiło mnie to. Czy między wami padły jakieś deklaracje czy to tylko taka trochę przyjaźń??? Nie wiem od jakiego czasu ten facet jest sam, ale wiem, że ja baaaaardzo długo będę miał obawy przed wejściem w jakąś głębszą relację. Może to co powiem teraz nie stawia mnie w najlepszym świetle ale opiszę to z mojego punktu widzenia. Lubię teraz kontakty z kobietami ale mam olbrzymi lęk przed bliskością. Jak tylko widzę ze strony kobiety objawy zaangażowania momentalnie się wycofuję i robię właśnie takie ruchy typu ograniczanie kontaktu, w celu ochłodzenia stosunków. Niestety nie potrafię inaczej. Oczywiście staram się być fair i stawiam sprawę jasno, niestety samotne kobiety w pewnym wieku mają jakiś nieprzeparty pęd do szukania życiowego partnera na stałe. A ja wiem że nie jestem w stanie tego zaoferować. Spotkanie, kawa, miły wieczór i owszem, ale nic więcej. Już mi się oberwało za to ale nie potrafię inaczej. Nie chcę być okrutny Idaalio ale może zaspokajasz temu facetowi tą potrzebę bliskości, którą ma każdy człowiek. Fajnie mieć kogoś do kogo można zadzwonić, kto wysłucha i zrozumie. Ja też mam taką jedną przyjaciółkę teraz, spotkaliśmy się parę razy i super, na tyle nam się świetnie gada, że wrzuciła sobie mój numer do darmowych rozmów, przagadujemy czasem godziny i ........... i tyle. Zresztą ona aktualnie poznała faceta i chyba może to być coś poważniejszego. To zresztą on jest tą stroną bardziej aktywną, ona ma ciągle sporo wątpliwości. Ale wracając do tematu. Nie będę Ci nic radził ale wydaje mi się, że musisz wyjaśnić sobie sprawę tej waszej relacji żebyś wiedziała na czym stoisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Do Idalii
Czy ty go naprawde widzisz dobrym czy tylko idealizujesz z glodu uczuc? Moze nie chcesz sie wsluchac w siebie. Albo myslisz, ze teraz bedzie inaczej. Mezczyzna nigdy nie jest zbyt zmeczony by zobaczyc sie z kobieta, dla ktorej ma uczucia. Teskni za nia i tyle. Zastanow sie nad tym. Moze on chce cie wlasnie jako matki dla dziecka. Moze sam jest na rozdrozu i... nie jest gotowy by byc soba ale... nie chce byc sam, z ta te wahania. Sama musisz zdecydowac. Nie dzwon, nie szukaj kontaktu, jak bedzie chcial to cie znajdzie. Pozwol mu zateskni, a jak nie... droga wolna. Po co ci ktos zaangazowany mniej od ciebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
własnie o to chodzi; o to mniejsze zaangażowanie; mazurze - on był tylko nieco ponad rok mężem; rozstali się niespełna rok po urodzeniu się ich dziecka; jest sam niemal pięć lat; po tamtym związku zaangazował się potem jeszcze w jeden roczny - z mężatką; decydowała, decydowała,aż zadecydowała,że jednak zostaje z mężem; i ja widzę w nim tę traumę, o której piszesz; po większej bliskości, po jego wyznaniach nastepuje zawsze chwilowy zastój w uczuciach; ucieka, chowa się w skorupkę; nie ustalalismy nigdy granic i toru naszej znajomości; rozumiemy się doskonale, podziwiamy nawzajem; widujemy nieczęsto;zawsze wtedy widzę w nim tę radość bycia ze mną; doskonale zdajemy sobie sprawę, że z tą wiernością fizyczną różnie u nas może być; ale jesteśmy dorosli; nie mówimy o tym, bo po co??? to są kompromisy, by być razem; fakt, ze przez tak długi okres naszej znajomości nie spotkał nikogo, z kim chciałby być tam u siebie na miejscu - na stałe, rozumiałam tak,że to dlatego,że jestem ja - innej nie chce; zresztą w tych nielicznych poważnych rozmowach mówił mi o tym; jego słowa: gdybyś tu była, byłabyś najważniejsza, a tak - i tu następowały niekiedy jego rozterki,że odległość wstrętna,albo cały ten związek bez sensu i przyszłości; sama nie wiem; jest osobą nawykłą do wydawania poleceń i uznawania wyższości swoich planów i decyzji (dyrektor i wykladowca); on zaplanował sierpień ze mną; ale kilka tygodni temu nie miał nic przeciwko własnie tym kilku dniom, którymi ja zyję - odliczam czas do wyjazdu; czy raczej odliczałam; i poczułam się idiotycznie wczoraj; jak to??? ja chcę,a on nie??? to w takim razie czy warto w ogóle zawracać sobie głowę kimś takim??? będzie mi ogromnie cięzko zrezygnować z niego:( nigdy wczesniej nie spotkałam mężczyzny, który by mnie tak dobrze znał i rozumiał; na wylot; który by zachwycał się mną taką, jaką jestem; który nie ma żądań; który jest mądrzejszy ode mnie i ja to z pokorą i uznaniem przyjmuję; podniosła mi się przez niego poprzeczka; ja w nim nie szukam oparcia na starość; wciąż zastanawiam się i wacham ,czy chcialabym z nim być; zaangażowac się na tyle, by zostawić wszystko i wyjechać do niego; wychodzi na to,że sama nie wiem, czego chcę; ale jedno jest pewne: dla czegoś innego rezygnuje z mojej obecnosci; tak nieczęstej; i czy to praca, czy odpoczynek czy znajomi - to dla mnie nieważne; bo nie żądam tego często i nigdy nie żądałam; nie chce mi się o niego zabiegać; to ktoś ma zabiegac o mnie; ale przypomniał m isię fakt z zeszłych wakacji, kiedy to on niespodzianie chciał do mnie przjechać ; odmówiłam mu, bo wizytowała mnie wtedy moja siostra; nie mogłam już tego przyjazdu jej odwołać; z bólem serca musiałam mu odmówić; echh ... wychyliłam wczoraj butelkę wina i wcale nie jest mi lepiej; tylko bardziej niż urazona duma, boli mnie głowa:o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Oj Idalko Obawiam się, że będzeicie przez jakiś czas jeszcze krecić się trochę w takim tańcu. Raz jedno będzie zabiegać raz drugie, aż któreś się znudzi i postanowi coś z tym zrobić w jedną albo drugą stronę. Moim zdaniem nie powinnaś ograniczać swoich kontaktów damsko męskich do tych rozmów telefonicznych i rzadkich (bardzo rzadkich) spotkań. Wtedy łatwiej będzie Ci spojrzeć z dystansu na te wasze relacje. Jeśli jak mówisz on ma taką silną i dominującą osobowość to obawiam się że będziesz się musiała raczej z tym pogodzić, ten typ facetów tak ma. Wiesz samiec Alfa :) całe stado kręci się wokół niego. Mimo naszych mózgów natury nie da się tak do końca oszukać. Widzisz gdyby nie ta odległość, to chętnie umówiłbym się z Tobą na kawę i butelkę dobrego wina w celu zakopania topora wojennego i spędzenia miłego wieczoru. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
A i jeszcze jedno mi się nasunęło, przeglądałem ostatnio w Empiku książkę Gray'a "Marsjanie i Wenusjanki zaczynają życie od nowa", o radzeniu sobie po rozpadzie związku. I jedna z rad dla Wenujanek mi się bardzo spoodobała. Gray wprost pisze, że po rozwodzie kobieta powinna się zpotykać z większą ilością mężczyzn. Taka optymalna liczb to 3 :) Serio I najlepiej jakby te wszystkie relacje były na róznym poziomie zaangażowania. Schodzącej, Rozkwitłej i Wschodzącej. To po prostu etap zdrowienia. Może powinnaś spróbować. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Wiecie co jest najgorsze po rozpadzie związku, w którym były dzieci? To że takiego związku nie da sie tak całkiem zakończyć. Relacje jednak jakieś muszą być. I z jednej strony człwowiek chciałby ograniczyć te kontakty jak najbardziej a z drugiej strony wiesz, że dzieje się to kosztem dziecka. Rola dochodzącego ojca wcale nie jest taka prosta jeśli się nie chce żeby sie tylko ograniczała do comiesięcznego wpłacania pieniędzy i telefonu od czasu do czasu "co słychać?". Jednocześnie żeby dziecko nie stało się elementem wojny. Moja córka dostała świadectwo z paskiem, jestem strasznie z tego dumny to w końcu pierwsza klasa gimnazjum. I chciałem to jakoś uczcić z nią w ten weekend ale nie zareagowała jakoś entuzjastycznie na tą propozycję. Właśnie się dowiedziałem od córki, że wyjeżdzają w weekend z żoną za granicę na kilka dni. I jakoś mną szarpnęło, że przecież jako ojciec powienienem o tym wiedzieć. Nawet nie chodzi mi o wyrazanie zgody bo to już byłby jawny przykład toczenia walki kosztem dziecka. Ale chociaż jakieś króciutkie info. Nie chcę zeby to wyglądało jak ingerencja i interesowanie się sprawami małżonki. A mówiłem jej podczas ostatniej rozmowy o swoich planach. Jak to oddzielić, cholera kopnęło mnie to. Musiałem się komuś wyżalić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mazurze, ja tam topora nie widziałam nigdy:D z trzema jednoczesnie???!!! bozuiuniu!!! a kiedy ja bym miała na to czas:D:D:D chyba ze z taką częstotliwościa, z jaką widuję się z tym jedynym póki co:D:D:D wiem, że samiec alfa, wiem ze to kręcenie się w tańcu i wiem,że to ja jestem tą strona, która ten taniec zakończy;tylko nie chce,ale czy kobieta powinna walczyć o mężczyznę???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tak mazurze, do końca będziecie związani z sobą waszą córka; musisz pogodzić się z tym i opracować sobie własny plan radzenia sobie w takich jak ta, sytuacjach; ja doszłam do takiego etapu u siebie, że rozmowa z mężem to jak rozmowa ze starym, dobrym kumplem, ale kumplem, który nam kiedyś, dawno temu podpadł i lekki dystans jest w każdym moim słowie; doszło do tego, ze on pyta o rade, ja powiem dwa słowa krytyki w sposob mało elegancki i tyle; lepszych układów sobie z nim nie zyczę, bo mogłoby się to skończyć powrotem; a tego nie chcę chocby za cenę bycia samą do końca zycia; nie sypiaj już więcej ze swoją zona; to test twojej wytrzymałości i na ile mógłbyś się zgodzić w kontaktach z nią; mieć cię i nie mieć - oto może być jej chętka; być z tobą i nie być; wtedy, kiedy jej to odpowiada; tylko jej; a w antraktach - robi to co zechce i tobie nic do tego; przykre, ale prawdziwe; niekiedy czuję się tak w relacjach z owym najdroższym;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mala mroweczka
Moj osobisty punkt widzenia sie troche zmienil,uwarzam ze gdy ja nie jestem w stanie , dac sobie wszystkiego czego szukalam do tej pory w kazdym z partnerow,to zaden z partnerwo dac mi tego nie bedzie mogl. Wiec zaczelam szukac sama w sobie.W medytacach,w roznych odmianach yogi,w medytacjach dynamicznych osho(ktore bardzo lubie)energetyzujace jak cholera:)no i uwalniajace od napiec:) staralam sie nauczyc byc sama-polubic samotnosc,po to zeby umiec byc z kims razem.No jak narazie moj etap bycia samej (nie osamotnionej):P sie nie skonczyl.Bo nadal jestem sobie alone:),ale wiem ze gdy przyjdzie moment,gdy zamkne oczy i poprostu bede szczesliwa sama z soba,wtedy bede mogla dzielic sie szczesciem z innymi,w zwiazku i poza nim. Dlatego dla mnie zwiazek ma byc dodatkiem do mojego zycia,nie czyms co mnie napedza,nie czyms bez czego nie bede mogla zyc. Jesli jest: to fajowo-a jesli nie ma, to pzreciez ja mam kogo kochac :) Siebie sama. I dobrze o tym wiem ze wedle mojego swiata ,przez ktory patrze (tyle swiatow co umyslow ludzkich) jestem osoba kochana.No i jak mozna bylo by mnie nie kochac?:) To jak sie czujemy do nas samych-powoduje podobne uczucia od ludzi z zewnatrz.Tak zwane przyciaganie-prawo natury:) A wierzcie mi ze kochanie siebie nie ma granic Medytacja jest kwiatem,a milosc jego aromatem Nie mozna sie pokochac nie wchodzac w siebie w glab,a drzwi do wejscia w siebie to medytacja.Jak moglbys sie pokochac ,nie znajac siebie,jak sie zjednoczyc gdy wszystkie podosobowosci daja o sobie znac w roznych sytuacjach? Chyba nie chcecie udawac przed soba ze sie kochacie,a poprostu zamknac oczy i czuc exstaze samym ze soba.Radosc.szczescie. Zycie jest zajebiste,wystarczy tylko przestac starac sie unieszczesliwiac:) buzka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mala mroweczka
a co do psychologii,to ja mam troche inne podejscie. Moim zdaniem,psychologia to naszywanie latek na dziurawe miejsca. Ja sie obnazam-po to by sie odnalesc Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×