Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Milo

Praca w OVB - czy warto??plis

Polecane posty

Gość bzium 22
Jestem chętny na współpracę na różnych płaszczyznach :P :P :P Konkretna może się dołączyć jak jej nie wyjdzie ;) Przeprowadzi analizę z klientem... a my mu dobierzemy kolor garka odkurzacza i odpowiedni zapach perfum :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ovb
Juz zaczynamy robic z tego niezly kabaret:P:P Ale wydaje mi sie ze bylby z tego wiekszy zysk niz z pracy w ovb:P:P A "konkretna" napisz ile robisz jp w miesiac???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bzium 22
Nie no myślę że każdy kto pracuje w ovb ma dystans do siebie i sie nie obrazi :) (gorzej z natrętami z avonu :D ) Tak na poważniej już... Jeśli praca w ovb sprawia komuś przyjemność i go satysfakcjonuje to ok :) I ja też jestem ciekaw ile koleżanka zarobiła np w tym miesiącu. I ile się napracowała żeby tyle zarobić. Chyba nawet napiszę do niej maila :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość FMG
Nie chcę się wtrącać (jestem z konkurencji), ale ci co krytykują, to według mnie, nie zrozumieli systemu marketingu sieciowego, albo źle im to wytłumaczono i stąd porażka. Wiem jedno, jeżeli ktoś pracuje uczciwie, to ma dochody i nie ważne w jakiej firmie. Wkrótce wejdzie na polski rynek nowy wielki gracz z USA i nowa firma MLM i na pewno będzie o nich głośno w sieci. Jestem pewien, że oni szybko i z zapałem zabiorą się do pracy i osiągną sukces. A co nam przeszkadza w sukcesie? - To forum, które nic nie wnosi w nasz sukces, to my sami decydujemy o sukcesie. Zajmuję się tym biznesem od ponad 10 lat i różnie bywało. Pracowałem rok, potem przerwa, znów powróciłem, znów przerwa, ale od czterech lat zabrałem się poważnie do pracy i teraz nie narzekam. W FMG (nie mylić z FM Group) wszystkie zdobyte punkty własne i grupowe są na zawsze na moim koncie i nigdy nie spada się niżej, nawet, jeżeli nic się nie robi. Może, ktoś chciałby porównać plan marketingowy z FMG. Jestem z Wrocławia. Pozdrawiam Sceptyków i Pesymistów i podaję swój e-mail.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ovb
no tak:D komu sprawia przyjemnosc?? tym co zarabiaja.. A kto zarabia??? ci co sa wyzej albo uda im sie ruszyc z tym biznesem... A potem to juz idzie samo.... Ja ciezko ruszylam, potem mialam dobry okres ale pozniej niestety sie zepsulo... A kasa jest potrzebna przez caly czas... Ale oczywiscie kazdy musi sprobowac.. Moze uda mu sie wciagnac kilku znajomych, kogos z rodziny itd itd powodzenia... Ale zastanowcie sie 2 razy zanim wejdziecie w to

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mistycc
wg mnie warto tam pracowac. pracuje tam od trzech miesiecy i szczerze mialam na ta prace wywalone. spotkania w pracy to glownie rozmowy towarzyskie ze wszystkimi a z tego tylko 1h pracy. pracuje kiedy mi sie podoba. za "przepracowanie" moze 30h dostalam prowizje w wysokosci 2,400 przez co bylam w wielkim szoku. szkolenia i seminarum nie zrobilo na mnie wrazenia (bo naczytalam sie tego typu forum) za to kasa jaka dostaje zmotywowala mnie dopiero do dzialania. pracujac w markecie na wykladaniu towaru zarabialam 3,42 na godzine to mimo wszystko wole zaplacic za e bilety i dojechac do klieta czy poswiecic 1zl zeby zadzwonic do klienta a przynajmniej zwroci mi sie to. i nie jestem ztyrana po pracy za to pije sobie kawe czy herbate i rozmawiam na wiele tematow z ludzmi. bylsam osoba niesmiala natomiast praca w ovb to pozytywne dla mnie doswiadczenie poniewaz nauczylam sie byc bardziej bezposrednia, kiedy oszukaja nie przy kasie w sklepie mam odwage pojsc do kierownika i powiedziec o tym. niedawno zwinelabym paragon zabrala zakupy i jak szara mysz poszla do domu. jesli ktos pracowal w ovb to bedzie wypisywal glupoty poniewaz uwaza ze duzo zrobil i za duzo kasy przeznaczyl na zatelefonowanie do klienta i 2 bilety. jesli nie sprobujesz to ie dowiesz sie jak jest naprawde.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ovb
brawo za twoja odwage:D Z twojej wypowiedzi mozemy wywnioskowac jak wyglada tam rekruting:P:P Piszesz ze bylas osobo niesmiala- czyli nie wierze w to ze na rozmowach tak dobrze sie maskowalas ze nie dalas po sobie tego poznac.. Na dobry rozum juz na pierwszej rozmowie takie osoby powinny byc skreslane... Ale ok, ty pokonalas ta niesmialosc wiec sie juz nie czepiam... Napisz tu za pol roku jak juz skoncza ci sie znajomi i rodzina:P:P Bo z obcymi juz nie bedzie spotkan towarzyskich przy kawie... Jestes juz na R III czy wyzej???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chlk
Witam, Niedawno zacząłem pracę w ovb. Zapowiada się całkiem nieźle, na obiecanki wysokich zarobków i szybkiego rozwoju kariery przymykam oko gdyż zdaję sobie sprawę, że ludzie zajmujący się rekrutacją muszą mówić takie rzeczy by zachęcić ewentualnych przyszłych współpracowników. Mam dystans do tego bo zdaję sobie sprawę, że nie jest to praca łatwa i że nie każdy się do niej nadaje. Sam nie wiem czy się do niej nadaję gdyż brakuje mi wiedzy i doświadczenia by to określić po zadowolonych klientach i zarobkach. Czytałem tu różne opinie (przeważały negatywne), choć jak przyszło do konkretów wywnioskowałem że większość z nich dotyczy struktury polskiej i czeskiej. Ja dostałem się do austriackiej gdzie awans na KO można uzyskać po ok. 6-10 miesiącach co wydaje mi się odpowiednim okresem czasu do przesiewu osób nienadających się do tego jak i konkretnym wyszkoleniem osób z predyspozycjami do kariery w firmie. Na dzień dzisiejszy jest ok, podoba mi się, jestem pełen chęci do działania, kadra przełożonych wydaje się bardzo przyjazna, rzetelna i chętna do pomocy, wszystko się okaże w przeciągu kilku najbliższych miesięcy :) Nasuwa mi się jedno pytanie: Czy ktokolwiek w forumowiczów miał złe wspomnienia w współpracy z austriacką strukturą, a dokładniej biurem mieszczącym się na Alejach w Warszawie, bądź kadrą będącą nad nimi? :) Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wacel
na słowackiej okres karencji do gst to min 9 miesięcy i trzeba mieć 3 RII kwartał aktywne miesiąc w miesiąc z produkcją grupową 600 jp... i kolega słabo czytał jak nie znalazł konkretów które pisały osoby krytykujące ovb:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chlk
Kolega mnie źle zrozumiał :) Być może kiepsko to ująłem. Chodziło mi o to, że jeśli ktoś umieszczał negatywną opinię i informował gdzie konkretnie miał styczność z firmą i miał złe wspomnienia to zazwyczaj była to struktura polska. Mogę się mylić gdyż przyznam, że nie czytałem wszystkich 125 stron :) Dlatego proszę o opinię ludzi którzy mieli styczność z konkretną strukturą, tj. austriacką z biurem w Warszawie na Alejach, bądź ich przełożonymi:) Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kałmuki
Proszę , nie chwal się tak Strukturą Ausrryjacką , tylko sprawdź , co za Turek ją prowadzi. Na 124 stronie Pan reklamujący FMG też zapewne nie powie ,że FMG to Turecka firma. Teraz pytanie: czy kupisz używany samochód od Turka ???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość psy szczekają
"Psy szczekają a karawana jedzie dalej" - jak by każdy baran co wypisuje głupoty na ovb i wszystkich innych forach musiał podać swoje dane osobowe, to by nie było zbyt wielu takich negatywnych komentarzy. I wtedy każdy liczył by się konsekwentnie ze słowami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kałmuki
TAK. Ty też sprawdziłbyś prawdziwość informacji przed szczekaniem.A tak to powtarzasz kretyńskie hasełko z tanich , tandetnych szkoleń OVB. Najwspanialsza firma na rynku , tylko nikt nie chce tam pracować , przeprzszam , współpracować. A przeciesz niesamowite zarobki , Dyr. Reg. w Golf II, fajne a drugi w garniaku z ciucholandu i kurtce ortalionowej bo na płaszczyk brakło. Oj żałosne to , żałosne.I nie chodzi o to bym śmiał się z biedy , sam miałem taki okres , że nie miałem na jedzenie , tylko o durne przechwalanie , jak to SUUUPER jest w tej firmie. Założycielem FMG był najprawdziwszy turek , z Austrii zresztą , a o OVB-owskich Turków z Austrii zapytałem z ciekawości , jako że 90% najwyższej kadry OVB w Polsce to ex. FMG-owcy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chlk
" Proszę , nie chwal się tak Strukturą Ausrryjacką , tylko sprawdź , co za Turek ją prowadzi." Chyba ktoś powinien popracować nad czytaniem ze zrozumieniem. Nie chwale się, jak wcześniej napisałem dopiero zacząłem i niewiele mogę na temat powiedzieć oprócz wyrażenia subiektywnej opinii utworzonej na podstawie pierwszych wrażeń. I proszę o opinie na temat tej konkretnej struktury, a nie ją polecam. "Na 124 stronie Pan reklamujący FMG też zapewne nie powie ,że FMG to Turecka firma. Teraz pytanie: czy kupisz używany samochód od Turka ???" Hmm... Zabrzmiało co najmniej jak uprzedzenia do innych narodowości. Czy któryś zrobił Ci krzywdę? :P Dlaczego miałbym nie kupić używanego samochodu od Turka? Co za różnica, samochód ma spełniać moje określone kryteria i jeśli spełnia, to chyba nie ma znaczenia kto sprzedaje :) Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kucharez
Ragout z indyka w sosie pomarańczowym Opis Chociaż gęsina nie jest u nas zbyt popularnym mięsem, warto spróbować. Składniki * mięso z gęsi pokrojone na gulasz 75 dag * seler naciowy 50 dag * pomarańcze 20 szt * rosół instant 1 szklanka * śmietana 20 dag * żółtka 20 szt * olej 3 łyżki * cukier szczypta * sól * pieprz biały Sposób przyrządzenia Seler oczyścić, umyć, pokroić w plasterki. Sparzyć wrzątkiem skórkę pomarańczy. Obrać owoce. Wybrać miąższ spomiędzy cienkich skórek. Zebrać sok do osobnego naczynia. Rozgrzać olej na patelni. Dobrze podsmażyć mięso, mieszając. Dodać plasterki selera, smażyć z mięsem przez następne 8-10 minut, stale mieszając. Doprawić solą i pieprzem. Następnie wyjąć mięso i seler, przykryć,by nie wystygły. Wywar z pieczeni połączyć z rosołem, śmietaną i sokiem pomarańczowym, zagotować. Zaprawić sos żółtkiem, włożyć mięso, plasterki selera oraz obrane ze skórki cząstki pomarańczy. Pozostawić przez chwilę w sosie, zwracając uwagę na to, by sos się nie zagotował. Doprawić solą i pieprzem. Podawać z ryżem długoziarnistym. Palce lizać i zapewne ciekawsze od tego waszego szczekania

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chlk
Brzmi kusząco :) na posiłek ile osób jest ten przepis? :) //offtop

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Valujev-nikołaj
Chlk - co do twojego pytania: polecam ci przeczytac strony tego forum 104-105. Koleś o imieniu Genzo dość sensownie opisuje sytuacje w tej firmie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kałmuki do Chlk
Źle zrozumiałeś , miałem na myśli ,ze przewały robią też w Austryjackiej strukturze. I owszem , mam uprzedzenia do innych narodowości, i jest to naturalne zjawisko na całym świecie. Tylko w tej chwili jest kretyńska moda na obronę biednych i uciśnionych. A Ty jak nie masz uprzedzeń ?? n Czy zaprosisz do swojego domu na nocleg rodzinę Cyganów ?? / czy wejdziesz wieczorem do dzielnicy murzyńskiej ?? Tylko politycy udają , że nie problemu, nawet u nich nie ma już murzynów , tylko arfoamerykanie. Ale to już na innym forum.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rasiści
Rasizm, czyli tolerancja po polsku Londyn – współczesna wieża Babel. Spotkamy tu przedstawicieli wszystkich ras, narodowości, wyznań. Czy przeciętny Polak, który nie przywykł do wielokulturowości, potrafi się odnaleźć w tej różnobarwnej masie? - Denerwuję się bardzo, kiedy jadąc rano do pracy natrafiam na grupkę czarnoskórej młodzieży - uczniów jadących do szkoły, których zachowanie potrafi totalnie zatruć mi poranek - mówi Bożena, kielczanka mieszkająca na Hammersmith. - Codziennie rano jeżdżę przed ósmą na Barnes bądź Sheen, gdzie sprzątam w domach. Zachowanie tych dzieciaków doprowadza do szału nie tylko mnie. Inni pasażerowie też reagują poirytowaniem. Niby ubrani w mundurki, a tak naprawdę zachowują się, jakby je z klatki wypuścili! Wiem, że to porównanie brzmi strasznie, ale to chyba nie jest normalne, żeby komfort podróży psuła garstka nieletnich dzieciaków. Najgorsze są dziewczyny, to one prowokują awantury i krzyczą najgłośniej. Czasami to jest naprawdę nie do zniesienia. Gdybym nie spieszyła się do pracy, wolałabym chyba wysiąść i poczekać na następny autobus – dodaje. Scenka, którą opisuje Bożena, jest jedną z typowych migawek z życia codziennego wielkich globalnych miast borykających się z problemem wielokulturowości, a Londyn jest tylko jednym z przykładów. Dla świeżo upieczonego emigranta z Europy Wschodniej, który z zagadnieniem różnorodności rasowej i kulturowej styka się z rzadka, tego typu obrazek staje się podstawą do wytworzenia sobie trwałych wyobrażeń i poglądów. W przypadku opisanej scenki pogląd ten brzmi: Afrykańczycy, zwani przez nas obcesowo Murzynami, są irytujący i głośni - jak uczniowie, których Bożena ma nieszczęście spotykać w drodze do pracy. Mimo tego, że nasze poglądy na temat przedstawicieli odmiennych ras opierają się na pobieżnych informacjach, strzępkach danych z gazet i obserwacjach z życia codziennego, są one zdecydowane, ugruntowane i ostre. Statystyczny rodak zamieszkujący w Londynie czy innym większym mieście w Anglii, przybysza z Afryki, Azji lub Ameryki Południowej zna jako kolegę z pracy, przypadkowego przechodnia czy pasażera w metrze - w najlepszym wypadku jako sąsiada z domu obok. Niewiele wie na temat kulturowego pochodzenia człowieka, na którego temat potrafi z całą mocą wypowiadać negatywne osądy. Negatywne opinie dominują większość wypowiedzi Polaków dotyczących mieszkańców Londynu, których kolor skóry jest inny niż biały. Z czego to wynika? Z drugiej strony - czy nie świadczy to również o nas? Na pytanie o tolerancyjność Polaków, wielokrotnie za odpowiedź służyło stwierdzenie, że jesteśmy narodem o tendencjach do rasizmu. Monika z Poznania, kelnerka mieszkająca na Hackney przytacza następującą historię: - Jechałam niedawno pociągiem linii Silverlink ze wschodniej części Londynu na przeciwny koniec miasta. Było bardzo wcześnie rano. O tej porze dnia wagoniki zapełnione były szczelnie po brzegi. Wiele spośród niewyspanych twarzy miało wyraźnie wschodnioeuropejskie rysy, a po ubraniach sądząc, wielu spośród mężczyzn jechało do pracy na budowie. Pociąg przyjechał spóźniony, na dworze ciemno i zimno, ludzie gniotąc się i niecierpliwiąc jakoś starali się znieść w spokoju nieprzyjemną podróż. Na kolejnym przystanku kolejna grupka ludzi wsiadła, część wysiadła, dość powiedzieć, że każda taka rotacja zawsze powoduje zamieszanie i przepychanki w całym wagonie. Ciemnoskóry mężczyzna siedzący na końcu, przypadkiem zahaczył zamkiem od kurtki o rękę stojącego w przejściu chłopaka. Ten obrzucił staruszka wrogim spojrzeniem, nadął się i syknął, niby do stojącego obok kolegi, ale na cały głos: „Cholerna małpa! Dopiero spadł z drzewa i chodzić się jeszcze nie nauczył!” To oczywiście w tłumaczeniu - dodaje Monika. - Mieszkam w Londynie już trzeci rok i to nie jest pierwszy raz, kiedy widzę tego typu scenę. To sprawia, że sama zaczynam się wstydzić tego, że jestem Polką. Najczęściej w rozmowach z Polakami pojawia się temat „Murzyna” i Hindusa. Myśląc w kategoriach poprawności politycznej już nawet wierszyk o Murzynku Bambo można uznać za rasistowski. Przypomnijmy sobie choćby: ”czarną ma skórę ten nasz koleżka, który boi się kąpieli myśląc, że się wybieli”. Słowo „Murzyn” wywodzi się od Niger i Negroe, co u nas w tłumaczeniu języka ulicznego przekłada się na niechlubne „Czarnuch”. Nie każdy z nas mówiąc „Murzyn” ma oczywiście złe intencje i należy go od razu posądzać o rasistowskie zapędy. Z Azjatami najczęściej mamy kontakt korzystając z usług prowadzonych przez emigrantów z Indii i Sri Lanki sklepików typu „Off Licence”. W każdym polskim domu używa się sformułowań typu: „skocz do Hindusa”, albo „do Ciapatego” - lub pieszczotliwie „Ciapka”. Skąd ten Ciapek? - Tacy oni sini jacyś, więc jak ich określać? – słyszę odpowiedź. - Azjata? Język polski okazuje się być w tej kwestii zbyt ubogi. Próbowano rozwiązać ten problem w Stanach Zjednoczonych wprowadzając określenie Afro-Amerykanin i uznano określenie „czarny” za pejoratywne. Ta językowa poprawność to znów grząski grunt. Jeśli słyszymy „Ciapek” czy „Murzyn” z ust dwuletniego dziecka nie podejrzewamy go raczej o kreowanie rasistowskich postaw. Z drugiej strony może jednak warto chociaż najmłodsze pokolenia uczyć tolerancji już od początku? Zwłaszcza te, które będą się wychowywać już tu, w Anglii i pewnego dnia na widok czarnego koloru skóry nie otworzą buzi ze zdziwieniem. Może nie będzie wówczas też nikt wygłaszał komentarzy typu: „O Jezu, ona ma chłopaka czarnucha! Jako ona go przedstawi rodzicom?! Co ludzie powiedzą?” W metrze obok siebie siedzą: Azjata, Afrykańczyk, Europejczyk i Latynos. Zupełnie jak na propagandowych plakatach przypominających późne lata 80. w Polsce, gdzie dookoła kuli ziemskiej stały dzieci różnych ras i kolorów skóry, trzymając się zgodnie za ręce pod napisami: „Pax, Mir, Peace i Pokój”. Przypomnijmy sobie czytanki uczące nas, że oprócz Janka z Polski na świecie żyje jeszcze Salum z Kenii, czy Pedro z Meksyku. Widać niewielu z nas wzięło sobie te historie do serca. Każda z zapytanych przeze mnie osób potwierdziła, że jesteśmy, niestety, mało tolerancyjni. Usłyszałam nawet, że „rasizm mamy we krwi”. Może przydałaby się nam jakaś ogólnonarodowa transfuzja? To dziwne, że przyjeżdżając tutaj oczekujemy, że wszystko dopasuje się do naszych wyobrażeń. - Drażni nas inność – mówi Marcin, absolwent socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. - Przypominacie sobie sprawę warszawskiego marszu gejów? Najchętniej zmusilibyśmy ich do zniknięcia, wyjazdu albo zmiany orientacji seksualnej. Dlaczego? Bo są inni. W Polsce nie mamy jeszcze wielu obcokrajowców, zwłaszcza spoza Europy, ale powoli zaczynają emigrować także do nas. Coraz częściej na ulicach Warszawy widać międzynarodowych studentów, a na bazarach pracujących tam Azjatów. Przyjeżdżających do Polski obcokrajowców witają napisy na murach: POLSKA DLA POLAKÓW. Z takimi poglądami przyjeżdżamy do Anglii. Mieszkając w Polsce, zwłaszcza na wsiach, czy w małym miasteczku nie mamy styczności z problemem wielokulturowości. „Murzyna” możemy zobaczyć i owszem, ale w telewizji. Przyjeżdża taki człowiek do Anglii kompletnie nieprzygotowany. To, co widzi tutaj, może za bardzo go przeraża? W ogóle się nie zastanawiamy nad tym, czy chcą nas tutaj. Może Anglicy patrząc na nas, myślą sobie GO HOME? Wielokrotnie jako argumentu łagodzącego nasze rasowe uprzedzenia używamy statystyk mówiących o tym, że jakoby „kolorowi” to najbardziej leniwi pracownicy, z których większość żyje z zasiłków socjalnych, a także, że to spośród nich wywodzi się najwięcej przestępców. - Boję się wracać do domu w nocy, bo mieszkam na Stratford, a tu mieszka dużo Afrykańczyków i Arabów. Czasami, kiedy widzę, że w autobusie oprócz mnie nie ma innych białych, zaczynam się bać – powiedziała mi Barbara, fryzjerka mieszkająca w Wielkiej Brytanii już od ponad dziesięciu lat. – Czasami słyszy się różne historie. Myślę jednak, że wyrządzamy im wiele złego, rozpowszechniając tylko te złe nowiny. Nic dziwnego, że mogą nas nie lubić i może stąd bierze się nasz strach, bo wyczuwają naszą niechęć? Niewiele wiemy o obcych kulturach, stąd często niezbyt wyrafinowane komentarze naszych rodaków, które dotyczą etnicznych strojów i fryzur, do których Londyn przyzwyczaił się już dawno, a my wciąż jeszcze nie. Nie muszą nam się one podobać, mogą nas razić obce poglądy, zwłaszcza te dotyczące spraw obyczajowych, ale przecież nie musimy ich odnosić bezpośrednio do siebie. Nie musi nam się podobać zwyczaj ubierania kobiet w czadory, ale pobożny muzułmanin może się za to wielce obruszyć na widok naszej rodaczki pijącej alkohol w towarzystwie mężczyzn. Wtedy przeważnie jesteśmy gotowi odpowiedzieć, że przecież nie ma w tym nic złego. Nie ma? Zależy od tego, z czyjego punktu widzenia spojrzymy na sprawę. - Nie przeszkadza mi różnorodność religii i kultur. Każdy ma prawo żyć tak, jak mu się podoba. Nie powinno to jednak bezpośrednio wpływać na moje życie czy pracę. Denerwuje na przykład scenka, kiedy kolega z pracy wyciąga nagle swój modlitewny dywanik i pada na kolana, podczas kiedy pozostali urzędnicy, bo rzecz dzieje się w biurze, pracują w najlepsze jak gdyby nigdy nic. Jeśli czegoś od kolegi pilnie potrzebuję, muszę poczekać, aż skończy się modlić – powiedziała mi Adriana pracująca w biurze, w którym oprócz niej zatrudnionych jest wielu Hindusów i muzułmanów. Pracująca w tym samym miejscu Marzena dodaje: - Myślę, że problemem może być również traktowanie kobiet przez pracodawców, którzy pochodzą z kultur, w których przedstawicielki płci pięknej stawiane są poniżej mężczyzn i traktowane od nich gorzej. Trudno sobie wyobrazić wyemancypowaną Europejkę, której pochodzący z jednego z krajów azjatyckich szef odmawia prawa do wykonywania odpowiedzialnych zadań, ufając w kompetencje zawodowe jedynie mężczyzn i dyskryminujących tym samym podlegające mu kobiety. Narzucanie swoich zwyczajów, poglądów czy religii członkom innych społeczności kulturowych, czy przedstawicielom innych ras - to również przejaw nietolerancji. Głośne zachowanie, celowe zwracanie na siebie uwagi, niosące za sobą manifestowanie postawy nieliczenia się z otoczeniem... Któż z nas tego nie zna? Należy jednak pamiętać o tym, żeby sprawdzić też drugą stronę medalu, zanim za pewnik przyjmie się pogląd, że „wszyscy kolorowi są głośni, leniwi i brudni”. Damian przyjechał do Londynu dwa lata temu. Pracował z Afrykańczykami z Ghany i przez kilka miesięcy wynajmował pokój w mieszkaniu z Koreańczykami. Twierdzi, że nie miał żadnych nieprzyjemnych doświadczeń związanych z odmiennością rasową swoich znajomych. Miał za to złe doświadczenia pracując dla Polaka. Uważa, że większość żyjących tu Polaków cierpi na kompleks niższości, który w konsekwencji prowadzi do szukania tych, których możemy uznać za gorszych od siebie. - Azjatów , Afrykańczyków i Arabów zawsze będziemy traktować jak gorszych od siebie – mówi. - My się tu w Anglii nie czujemy dobrze traktowani. Na pewno wiele się zmieniło w tym względzie odkąd jesteśmy w Unii, ale długo jeszcze będzie nas męczyć wizja bycia obywatelem drugiej kategorii. Porównujemy się do Anglików, Australijczyków i myślimy: kurczę, oni są biali tak samo jak my, a mają lepiej; to niesprawiedliwe! Dlatego widząc Murzyna, Hindusa, czy Araba patrzymy na nich z wyższością. Im bardziej z góry ich traktujemy, tym bardziej sami się utwierdzamy w przekonaniu o własnej lepszości. Bo biały w mniemaniu innych to taki lepszy kolor skóry. Nawet, jeśli przykładowemu Hindusowi do pięt nie dorastamy ani pod względem pozycji społecznej, ani wykształcenia i inteligencji, zawsze szybko pocieszymy się myślą, że przecież on i tak na zawsze będzie „siny”. My biali, więc lepsi i kropka. Ktoś, kto się czuje słaby, zawsze będzie kopał leżącego. Czy to znaczy, że wciąż cierpimy na tak zwany kompleks Bloku Wschodniego i staramy się po prostu zrehabilitować w oczach Zachodu, pokazując, że umiemy żyć tak samo, jak oni? Chyba długo jeszcze pokutować w nas będzie poczucie Polaka niedocenionego i niesprawiedliwie potraktowanego przez historię. Tego, który dostaje mniej, niż na to we własnym mniemaniu zasługuje. Ktoś, kto czuje, że otoczenie widzi w nim kogoś gorszego, zawsze znajdzie kogoś, kto ma jeszcze gorzej. Nawet, jeśli szuka go na siłę i wmawia sobie, że ktoś jest gorszy, a więc my mamy chociaż troszeczkę lepiej! „Bo ci dopiero w Europie po raz pierwszy zobaczyli pralkę, a tam u siebie wciąż żyją jak dzikusy. Nie myją się, noszą dziwne ozdoby, jedzą szarańczę i śpią na ziemi”. Takie komentarze też są. „Arabowie to terroryści, którzy nie szanują kobiet, Murzyni są leniwi, ci są brudni, tamci mówią śmiesznym językiem, owamci jedzą dziwne potrawy i wyznają wiarę w wielu bogów, itd.” No i co? To chyba trochę tak, jakbyśmy chcieli, żeby Ziemia była płaska i zamieszkana przez identycznych ludzi - tych lepszych, białych - i najlepiej jeszcze mówiących po polsku, bo trochę się nam nie chce mieszkając w Anglii mówić po angielsku. Przypomnijmy sobie lekcję historii. Do czego to prowadzi? Zastanówmy się, na jaką łatkę my zasługujemy? Czy ktoś kiedyś nie powie „Polacy? Dobrze pracują, owszem, ale straszni z nich rasiści”. - Byłem niedawno na koncercie w kameralnym meksykańskim klubie na Angel – opowiada Andrzej. - Grał znany meksykański zespół rockowy. Zaprosili mnie znajomi z pracy, Meksykanie, więc chętnie poszedłem. Byłem jedynym chyba nie mówiącym po hiszpańsku gościem na sali, a w życiu nie czułem równie przyjaznej atmosfery w stosunku do mojej osoby. Słyszałem, że Latynosi są przyjaźni i otwarci na obcokrajowców. To prawda i miło jest tego doświadczyć na własnej skórze. Odmienność jest dla nich atrakcyjna. Zadawali mi mnóstwo pytań i byli naprawdę zainteresowani tym, jaki jest kraj, z którego pochodzę. Usłyszałem też wiele pozytywnych komentarzy na temat Polaków. Na szczęście mamy dobrą opinię, jesteśmy weseli, gościnni i uczciwi, trochę podobni do nich. Chciałbym, żebyśmy byli równie tolerancyjni i otwarci na innych – dodaje. My – Polacy w Londynie - nie jesteśmy u siebie. Jednak nawet w globalnej wiosce wolimy mieć swoją zagrodę, rosół na stole w niedziele po powrocie z kościoła, polskich znajomych i – o zgrozo – polskie poglądy na życie poza Polską. Nie chcemy się zmieniać, odkrywać i poznawać. I chociaż nic tak nie smakuje jak polski świeży chleb, zasady „co nasze, to lepsze” nie powinniśmy przenosić na wszystkie płaszczyzny życia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do rasiści
Dużo się rozpisujesz , ale nie na temat. Moim celem było pokazanie wymuszonej poprawności politycznej, w której niestety to biały jest obecnie dyskryminowany przez "innokolorowego". Powiem cygan-źle, powiem murzyn-źle, a przecież nie powiem o kulturze massajów- kultura afroamerykaninów , tylko kultura plemion, ludów afrykańskich lub murzyńskich. Idę po wróżbę do Cyganki , a nie do Romki , toż to jest tą paranoją. Poruszasz jeszcze temat homoseksualistów, od dziesięcioleci zwanych pedałami, dopóki jakiś kretyn nie wymyślił terminu " GEJ" Jak zwał tak zwał , ale oni sami robią prowokację, podsycają sami nienawiść do siebie przez te właśnie marsze i propagowanie w szkołach homoseksualizmu jako czegoś normalnego. Nie ma czegoś takiego jak orientacja seksualna w przypadku homosi. Geje to są etatowi działacze utrzymywani z naszych podatków i dotacji unijnych // czyki też naszch składek// mający na celu sianie demoralizacji w społeczeństwie. Homoseksualzm był, jes i będzie , ale nigdy nie był on na piedestale społeczeństwa jako coś lepszego niż tradycyjna rodzina, i nigdy nikt nie dopuszczał patologii jaką jest zgoda na adopcję dzieci przez te pary !!! i jeszcze jedno , daruj sobie wykłady naukowe o gejach , bo historia zna dziesiątki, a nawet tysiące przykładów , gdzie uczeni i tp. autorytety oszukiwali na polecenie aktualnych rządów. P.S. poczytaj, a potem odpisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość OVB czlyli AMWAY bis
ale sie porobiło , na tej stronie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ovb
no hehe Troszke odbiegliscie od tematu:) :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mburako Ssennegalo
Witam. Pilnie poszukuję kogoś ze struktury senegalskiej , a w ostateczności nigeryjskiej. Kontakt na meila nnburako@ssenegalo.africa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kucharez
dla struktury a afryki polecamy: Suflet Smaki Afryki Składniki * 3 jaja * 3 duże czubate łyżki mąki * 2 łyżki kakao * 3 łyżki cukru * 3 łyżki kawy rozpuszczalnej np. Nescafe * łyżeczka proszku do pieczenia * łyżeczka octu * 2 łyżki budyniu waniliowego * garść pokruszonych bananów kandyzowanych (chipsów bananowych) * szczypta cynamonu i kardamonu * Łyżka kwaśnej śmietany * kilka łyżek oliwy lub oleju * * na sos: * 5-6 łyżek śmietany gęstej * kilka łyżek śmietanki do kawy * 2 łyżki kawy rozpuszczalnej * kilka kostek czekolady * szczypta chilli Opis przygotowania Jajka rozbić, oddzielić białka od żółtek Zółtka utrzeć z cukrem, kakao, cynamonem, kawą, kardamonem i dodać łyżkę śmietany. Białka ubić na sztywną pianę, następnie połączyć z powstałą masą żółtkową, dodać mąkę, budyń, proszek do pieczenia i ocet. Cały czas mieszać i dodawać pokruszone chipsy bananowe. Wylać powstałą masę na dobrze rozgrzaną patelnię a następnie obsmażać z obu stron pod przykryciem uważając coby się nie przypaliło. Przygotować sos: Zmieszać śmietanę z kawą, dodać chilli i dobrze wymieszać. Suflet wyłożyć na talerz i jeszce gorący polać sosem a następnie obsypać startą czekoladą. Można udekorować bananami kandyzowanymi lub też świeżymi plasterkami bananów. Smacznego! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wweerrttyyuuiioo
widzę znowu co niektórym z OVB puszczają nerwy i wklejają do dyskusji co popadnie. Serwisy finansowe byście przejrzeli, sprawdzili co na giełdzie a sprawy kulinarne na inne forum.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kumpel admina
Jak to mój kumpel admin z innego forum powiedział "Ludzie używają forum by móc na coś ponarzekać i znaleźć takich co ponarzekają z nimi" To jest nasza Polska zawistna mentalność. Mamy do garbatego pretensje że ma proste dzieci. Ci sami co piszą jak im było w Ovb źle pewnie na innych forach piszą jak to strasznie i śmierdząco w McDonaldzie i KFC było, jaki zapi...ol jest w Sphinxie i innych restauracjach sieciowych. Jaki to jest wyzysk człowieka przy produkcji elektroniki w LG i TOSHIBIE. Nierobom i nieudacznikom nie idzie dogodzić choć by nie wiem co, bo zawsze będzie źle. A tu niestety wszędzie, jak się chce do czegoś dojść, trzeba zap.....lać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość trzeba jednostki pracy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zapierdzielamy
Czy ludzie czytają jeszcze książki? W tej sprawie chyba nikt (wyjątkowo) nie zarzuci mi braku kompetencji. Nowy Rok. Czas na PITy i związane z PITami przemyślenia. Ona była stara, a on był wariat i założyli Antykwariat Kiedyś, pracując w Antykwariacie, słyszałem ten dowcip niemal codziennie. Ludzie go powtarzali przechodząc obok mojego sklepu. Ostatnio przestali powtarzać. Dowcip zrobił się stary i wychodzi z mody. Książek do czytania kupują coraz mniej. Jeśli chodzi o naukowe, to także coraz mniej. Wolą kserować, mimo że sprzedajemy podręczniki taniej niż ksero. Może o tym nie wiedzą, a może wypada być częstym klientem w „kserowni”. Poinformować ich? Nie opłaca się. Reklama to koszmarne koszty. Gdybym się reklamował, to książki musiałbym sprzedawać bardzo drogo. Kiedyś, gdy byłem ze swoją dziesięcioletnią (wtedy) córką w Zakopanem, dziecko zaczęło się śmiać po wejściu do sklepu ogólnoprzemysłowego. Z czego się śmiejesz? Zapytałem. Bo oni tu mają same reklamowane towary i jeszcze narzekają, że ludzie mało kupują. Ciekawe, że muzycy nie kupują nut. Grają z kserówek. Tak im zależy na prawach autorskich, ale...bez przesady. W 2009 roku tendencja trochę się odwróciła. Kupowali więcej literatury niż rok wcześniej. To z powodu kryzysu, niektórzy poszli po rozum do głowy i pomyśleli, że u nas taniej. Sprzedaż podręczników, mimo kryzysu, nie wzrosła. Studenci upierają się, że internet im w zupełności wystarcza. Do czego im wystarcza, to najlepiej zorientować się na internetowych forach. Mnie ciemnoty nie wcisną, ale klient nasz pan. Nie należy się wykłócać. Kiedy ja studiowałem, mieliśmy zajęcia z tzw. Propedeutyki Bibliotecznej, na których pokazywano nam, jak korzystać z katalogów, archiwów i abstraktów. Dziś nikt nie uczy zdobywania informacji w internecie. Niby to takie proste, a jak zapytać, to nikt nie wie. Nikt nie wie, że jeżeli ma zamiar zainteresować się np. historią Anglii, to powinien najpierw przeczytać monografię (jeszcze lepiej kilka, różnych autorów), a potem, w internecie, wszystko (prawie) znajdzie. Jak zaczyna od internetu, to wtedy może być tak, jak opowiedział mi jeden klient w Antykwariacie. Będąc profesorem filozofii, zapytał studenta na egzaminie o Makiawellego. A student mówi, że to jest bardzo dobra kapela rockowa. Student miał rację. Wpisał hasło w Google, w ciągu 0.0347 sec komputer wybrał 600 odpowiedzi z 473000 możliwych. Student też wybrał jedną, potem zajrzał do podobnych. Nie będzie, przecież, wszystkiego czytał. Przesłuchał. Ocenił. W końcu studenta też trzeba było ocenić W 2009 roku tanie książki sprzedawały się lepiej. Za to drogie i bardzo drogie gorzej. Bogatych kolekcjonerów kryzys uchytrzył. Obroty: niemal to samo co rok wcześniej. Za to super business na zakupach. Reklama telewizyjna robi swoje. W telewizji mówią, że ludzie książek nie czytają, to po co ja mam czytać? Wariata szukacie? Słynny redaktor mówił, że nie ma czasu czytać. Minister, co ma wielkie poparcie społeczne, też tak mówił. - A co? Może ja mam czas? Samo oglądanie telewizji zajmuje mi pięć godzin dziennie !!! I ludzie, którzy odziedziczyli książki po pradziadkach, chcą się pozbyć kurzu natychmiast. Każdy normalny człowiek słyszał o szkodliwości kurzu. Coraz taniej kupujemy białe kruki. Nieraz zupełnie za bezcen i ludzie chcą po rękach całować z radości, że wreszcie udało im się pozbyć tego towaru. Może kiedyś uda się jeszcze na tym dobrze zarobić. Pożyjemy, zobaczymy. SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU ŻYCZY ANTYKWARIAT

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zapierdzielamy
Kolej w Polsce posiadająca pasażerów zmuszonych do korzystania z jej usług, prezentująca fatalny stan infrastruktury, w większości modernizowana zaledwie do stanu sprzed dwudziestu lat przypomina coraz bardziej włóczęgę, którego stać jest tylko na położenie się w rowie i oczekiwanie na cud. Kolej w Polsce na otwarcie 2010 roku. Obraz kolei na terenie Polski w styczniu 2010 to pociągi opóźnione 7-8 godzin, nieprzejezdne najważniejsze trasy kolejowe, pociągi z nieszczelnymi oknami, szron w ubikacjach, ścisk i rzecznik PKP Intercity, który winą za ten stan obciąża pasażerów, którzy przecież powinni „racjonalnie planować swoją podróż” i przewidywać, iż w ostatnim dniu powrotu będzie tłok oraz oczywiście zimową pogodę. Wywiady ze zmarzniętymi pasażerami, powszechne narzekania zapełniające czas antenowy i jedno zasadnicze pytanie: „Czy jest ktoś kto za ten obraz nędzy i rozpaczy generalnie odpowiada?”. Rozkład jazdy na otwarcie 2010 to likwidacja dawnych pociągów ekspresowych oraz pospiesznych i zastąpienie ich pociągami Tanich Linii Kolejowych – efekt walki o klienta pomiędzy PKP Intercity a Przewozami Regionalnymi, aby na trasach dalekobieżnych za przystępną cenę przewozić pasażerów. Efekt był znany 3 stycznia – brak możliwości rezerwacji w pociągach TLK, ścisk wszędzie i wreszcie śnieg w środku wagonów, mróz i szron. Tak oto tworzy się w bólach nowy typ pociągu tzw. „Economy Class”. Czym się chwali nasz najlepszy przewoźnik. Największa prędkość maksymalna jaką rozwijają planowe pociągi PKP Intercity wynosi 200 km/godzinę. Jest tylko mały szkopuł – prędkości te rozwijane są na odcinkach zagranicznych. Kiedy w Polsce będą jeździły pociągi z taką szybkością – nie wiadomo, bo to zależy od innej spółki modernizującej tory kolejowe, a która zakłada ich modernizowanie do prędkości dopuszczalnej 160 – 200 km/godzinę w ratach i to za kilka lat. Obecnie najszybsze pociągi obsługiwane przez Intercity jeżdżą na terenie kraju z prędkością maksymalną 160 km/godzinę. Jest tylko jedno „ale” – na wybranych odcinkach.. Według PKP Intercity najlepszą średnią prędkość przejazdu – 132,9 km/h uzyskuje EC BWE na odcinku Konin – Poznań, zaraz po nim plasuje się EC Sobieski, który liczący 288 km. odcinek pokonuje ze średnią prędkością 131 km/h. Należy przypomnieć, iż średnia europejska wynosi 230-280 km/godzinę. Gdyby więc ten sam odcinek pokonywać z prędkością średnią 250 km/godzinę, to czas przejazdu wyniósłby 1 godzinę i kilka minut, a nie dwie godziny z hakiem. Wówczas ten sam skład mógłby pokonać trasę nie raz tam i z powrotem, ale nawet dwa lub trzy razy. Oczywiście nie trzeba by było kupować wówczas lub modernizować tylu wagonów, ale o tej zasadzie naczyń połączonych, wykorzystywanych w nowoczesnym biznesie, mało kto pamięta. Modernizacja 2010 Już zakup 30-40 wagonów nowoczesnych w roku jest ogłaszany jako sukces. Tymczasem każdy z polskich przewoźników ma w swojej dyspozycji po kilkaset – kilka tysięcy wagonów, ponadto zespoły trakcyjne i lokomotywy. Te pierwsze trzeba pilnie wymienić lub zmodernizować. Mamy w Polsce zakłady modernizujące lub prowadzące produkcje całkowicie nowych składów jak Bydgoska „PESA” lub Nowotarski „Newag”. Wystarczy wejść na ich strony, aby dowiedzieć się, iż sprzedają one swoje produkty na wielu rynkach, zaś „PESA” bierze udział w modernizacji kolei ukraińskich. Dlaczego nie polskich - nikt tego nie wie. A przecież również ocalałe z pogromu prywatyzacji, nieliczne Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, mogą dać poprawę jakości polskich kolei. Ich oferta (faktycznie raczej dostosowana dla ruchu regionalnego i międzyregionalnego - prędkość maksymalna z reguły oscyluje w granicy 160 km/godzinę sprawia, iż do nowoczesnych składów na szybkie linie trochę im brakuje) może dać również, o czym mało kto pamięta - dobry bodziec ekonomiczno-rozwojowy. A tak trzeba kupować w Siemensie i Bombardierze. A propos zakupu nowych lokomotyw nazwanych u nas „Husarz”. Mało kto pamięta, iż w Polsce w 1996 roku opracowano projekt lokomotywy EU-11 i wyprodukowano do 2000 roku około 50 egzemplarzy we wrocławskim „Pafawagu”. Była to lokomotywa o prędkości konstrukcyjnej do 200 - 220 km/godzinę dla pociągów osobowych, dopuszczona do ruchu w Polsce i nowoczesna jak na swoje czasy – pomyślana jako następca EP-09. Wszystkie jej egzemplarze zostały jednak sprzedane do Włoch (gdzie jeżdżą do tej pory) albowiem w Polsce wystąpiły problemy finansowe związane z ich zakupem. My natomiast w chwili obecnej kupujemy lokomotywy EU44 zwane w PKP „Husarzem”, o prędkości do 230 km/godzinę, od koncernu Siemens Eurosprinter. Tytułem podsumowania. Ze strony internetowej PKP Intercity: „Kolej jawi się coraz częściej jako nowoczesny, szybki, komfortowy środek podróżowania. Przeżywa drugą młodość...Niech trwa ona wiecznie!” To prawda tylko, że na razie nie w Polsce. Kolej w Polsce posiadająca pasażerów zmuszonych do korzystania z jej usług, prezentująca fatalny stan infrastruktury, w większości modernizowana zaledwie do stanu sprzed dwudziestu lat przypomina coraz bardziej włóczęgę, którego stać jest tylko na położenie się w rowie i oczekiwanie na cud. Kolej w Polsce na otwarcie 2010 roku. Obraz kolei na terenie Polski w styczniu 2010 to pociągi opóźnione 7-8 godzin, nieprzejezdne najważniejsze trasy kolejowe, pociągi z nieszczelnymi oknami, szron w ubikacjach, ścisk i rzecznik PKP Intercity, który winą za ten stan obciąża pasażerów, którzy przecież powinni „racjonalnie planować swoją podróż” i przewidywać, iż w ostatnim dniu powrotu będzie tłok oraz oczywiście zimową pogodę. Wywiady ze zmarzniętymi pasażerami, powszechne narzekania zapełniające czas antenowy i jedno zasadnicze pytanie: „Czy jest ktoś kto za ten obraz nędzy i rozpaczy generalnie odpowiada?”. Rozkład jazdy na otwarcie 2010 to likwidacja dawnych pociągów ekspresowych oraz pospiesznych i zastąpienie ich pociągami Tanich Linii Kolejowych – efekt walki o klienta pomiędzy PKP Intercity a Przewozami Regionalnymi, aby na trasach dalekobieżnych za przystępną cenę przewozić pasażerów. Efekt był znany 3 stycznia – brak możliwości rezerwacji w pociągach TLK, ścisk wszędzie i wreszcie śnieg w środku wagonów, mróz i szron. Tak oto tworzy się w bólach nowy typ pociągu tzw. „Economy Class”. Czym się chwali nasz najlepszy przewoźnik. Największa prędkość maksymalna jaką rozwijają planowe pociągi PKP Intercity wynosi 200 km/godzinę. Jest tylko mały szkopuł – prędkości te rozwijane są na odcinkach zagranicznych. Kiedy w Polsce będą jeździły pociągi z taką szybkością – nie wiadomo, bo to zależy od innej spółki modernizującej tory kolejowe, a która zakłada ich modernizowanie do prędkości dopuszczalnej 160 – 200 km/godzinę w ratach i to za kilka lat. Obecnie najszybsze pociągi obsługiwane przez Intercity jeżdżą na terenie kraju z prędkością maksymalną 160 km/godzinę. Jest tylko jedno „ale” – na wybranych odcinkach.. Według PKP Intercity najlepszą średnią prędkość przejazdu – 132,9 km/h uzyskuje EC BWE na odcinku Konin – Poznań, zaraz po nim plasuje się EC Sobieski, który liczący 288 km. odcinek pokonuje ze średnią prędkością 131 km/h. Należy przypomnieć, iż średnia europejska wynosi 230-280 km/godzinę. Gdyby więc ten sam odcinek pokonywać z prędkością średnią 250 km/godzinę, to czas przejazdu wyniósłby 1 godzinę i kilka minut, a nie dwie godziny z hakiem. Wówczas ten sam skład mógłby pokonać trasę nie raz tam i z powrotem, ale nawet dwa lub trzy razy. Oczywiście nie trzeba by było kupować wówczas lub modernizować tylu wagonów, ale o tej zasadzie naczyń połączonych, wykorzystywanych w nowoczesnym biznesie, mało kto pamięta. Modernizacja 2010 Już zakup 30-40 wagonów nowoczesnych w roku jest ogłaszany jako sukces. Tymczasem każdy z polskich przewoźników ma w swojej dyspozycji po kilkaset – kilka tysięcy wagonów, ponadto zespoły trakcyjne i lokomotywy. Te pierwsze trzeba pilnie wymienić lub zmodernizować. Mamy w Polsce zakłady modernizujące lub prowadzące produkcje całkowicie nowych składów jak Bydgoska „PESA” lub Nowotarski „Newag”. Wystarczy wejść na ich strony, aby dowiedzieć się, iż sprzedają one swoje produkty na wielu rynkach, zaś „PESA” bierze udział w modernizacji kolei ukraińskich. Dlaczego nie polskich - nikt tego nie wie. A przecież również ocalałe z pogromu prywatyzacji, nieliczne Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, mogą dać poprawę jakości polskich kolei. Ich oferta (faktycznie raczej dostosowana dla ruchu regionalnego i międzyregionalnego - prędkość maksymalna z reguły oscyluje w granicy 160 km/godzinę sprawia, iż do nowoczesnych składów na szybkie linie trochę im brakuje) może dać również, o czym mało kto pamięta - dobry bodziec ekonomiczno-rozwojowy. A tak trzeba kupować w Siemensie i Bombardierze. A propos zakupu nowych lokomotyw nazwanych u nas „Husarz”. Mało kto pamięta, iż w Polsce w 1996 roku opracowano projekt lokomotywy EU-11 i wyprodukowano do 2000 roku około 50 egzemplarzy we wrocławskim „Pafawagu”. Była to lokomotywa o prędkości konstrukcyjnej do 200 - 220 km/godzinę dla pociągów osobowych, dopuszczona do ruchu w Polsce i nowoczesna jak na swoje czasy – pomyślana jako następca EP-09. Wszystkie jej egzemplarze zostały jednak sprzedane do Włoch (gdzie jeżdżą do tej pory) albowiem w Polsce wystąpiły problemy finansowe związane z ich zakupem. My natomiast w chwili obecnej kupujemy lokomotywy EU44 zwane w PKP „Husarzem”, o prędkości do 230 km/godzinę, od koncernu Siemens Eurosprinter. Tytułem podsumowania. Ze strony internetowej PKP Intercity: „Kolej jawi się coraz częściej jako nowoczesny, szybki, komfortowy środek podróżowania. Przeżywa drugą młodość...Niech trwa ona wiecznie!” Kolej w Polsce posiadająca pasażerów zmuszonych do korzystania z jej usług, prezentująca fatalny stan infrastruktury, w większości modernizowana zaledwie do stanu sprzed dwudziestu lat przypomina coraz bardziej włóczęgę, którego stać jest tylko na położenie się w rowie i oczekiwanie na cud. Kolej w Polsce na otwarcie 2010 roku. Obraz kolei na terenie Polski w styczniu 2010 to pociągi opóźnione 7-8 godzin, nieprzejezdne najważniejsze trasy kolejowe, pociągi z nieszczelnymi oknami, szron w ubikacjach, ścisk i rzecznik PKP Intercity, który winą za ten stan obciąża pasażerów, którzy przecież powinni „racjonalnie planować swoją podróż” i przewidywać, iż w ostatnim dniu powrotu będzie tłok oraz oczywiście zimową pogodę. Wywiady ze zmarzniętymi pasażerami, powszechne narzekania zapełniające czas antenowy i jedno zasadnicze pytanie: „Czy jest ktoś kto za ten obraz nędzy i rozpaczy generalnie odpowiada?”. Rozkład jazdy na otwarcie 2010 to likwidacja dawnych pociągów ekspresowych oraz pospiesznych i zastąpienie ich pociągami Tanich Linii Kolejowych – efekt walki o klienta pomiędzy PKP Intercity a Przewozami Regionalnymi, aby na trasach dalekobieżnych za przystępną cenę przewozić pasażerów. Efekt był znany 3 stycznia – brak możliwości rezerwacji w pociągach TLK, ścisk wszędzie i wreszcie śnieg w środku wagonów, mróz i szron. Tak oto tworzy się w bólach nowy typ pociągu tzw. „Economy Class”. Czym się chwali nasz najlepszy przewoźnik. Największa prędkość maksymalna jaką rozwijają planowe pociągi PKP Intercity wynosi 200 km/godzinę. Jest tylko mały szkopuł – prędkości te rozwijane są na odcinkach zagranicznych. Kiedy w Polsce będą jeździły pociągi z taką szybkością – nie wiadomo, bo to zależy od innej spółki modernizującej tory kolejowe, a która zakłada ich modernizowanie do prędkości dopuszczalnej 160 – 200 km/godzinę w ratach i to za kilka lat. Obecnie najszybsze pociągi obsługiwane przez Intercity jeżdżą na terenie kraju z prędkością maksymalną 160 km/godzinę. Jest tylko jedno „ale” – na wybranych odcinkach.. Według PKP Intercity najlepszą średnią prędkość przejazdu – 132,9 km/h uzyskuje EC BWE na odcinku Konin – Poznań, zaraz po nim plasuje się EC Sobieski, który liczący 288 km. odcinek pokonuje ze średnią prędkością 131 km/h. Należy przypomnieć, iż średnia europejska wynosi 230-280 km/godzinę. Gdyby więc ten sam odcinek pokonywać z prędkością średnią 250 km/godzinę, to czas przejazdu wyniósłby 1 godzinę i kilka minut, a nie dwie godziny z hakiem. Wówczas ten sam skład mógłby pokonać trasę nie raz tam i z powrotem, ale nawet dwa lub trzy razy. Oczywiście nie trzeba by było kupować wówczas lub modernizować tylu wagonów, ale o tej zasadzie naczyń połączonych, wykorzystywanych w nowoczesnym biznesie, mało kto pamięta. Modernizacja 2010 Już zakup 30-40 wagonów nowoczesnych w roku jest ogłaszany jako sukces. Tymczasem każdy z polskich przewoźników ma w swojej dyspozycji po kilkaset – kilka tysięcy wagonów, ponadto zespoły trakcyjne i lokomotywy. Te pierwsze trzeba pilnie wymienić lub zmodernizować. Mamy w Polsce zakłady modernizujące lub prowadzące produkcje całkowicie nowych składów jak Bydgoska „PESA” lub Nowotarski „Newag”. Wystarczy wejść na ich strony, aby dowiedzieć się, iż sprzedają one swoje produkty na wielu rynkach, zaś „PESA” bierze udział w modernizacji kolei ukraińskich. Dlaczego nie polskich - nikt tego nie wie. A przecież również ocalałe z pogromu prywatyzacji, nieliczne Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, mogą dać poprawę jakości polskich kolei. Ich oferta (faktycznie raczej dostosowana dla ruchu regionalnego i międzyregionalnego - prędkość maksymalna z reguły oscyluje w granicy 160 km/godzinę sprawia, iż do nowoczesnych składów na szybkie linie trochę im brakuje) może dać również, o czym mało kto pamięta - dobry bodziec ekonomiczno-rozwojowy. A tak trzeba kupować w Siemensie i Bombardierze. A propos zakupu nowych lokomotyw nazwanych u nas „Husarz”. Mało kto pamięta, iż w Polsce w 1996 roku opracowano projekt lokomotywy EU-11 i wyprodukowano do 2000 roku około 50 egzemplarzy we wrocławskim „Pafawagu”. Była to lokomotywa o prędkości konstrukcyjnej do 200 - 220 km/godzinę dla pociągów osobowych, dopuszczona do ruchu w Polsce i nowoczesna jak na swoje czasy – pomyślana jako następca EP-09. Wszystkie jej egzemplarze zostały jednak sprzedane do Włoch (gdzie jeżdżą do tej pory) albowiem w Polsce wystąpiły problemy finansowe związane z ich zakupem. My natomiast w chwili obecnej kupujemy lokomotywy EU44 zwane w PKP „Husarzem”, o prędkości do 230 km/godzinę, od koncernu Siemens Eurosprinter. Tytułem podsumowania. Ze strony internetowej PKP Intercity: „Kolej jawi się coraz częściej jako nowoczesny, szybki, komfortowy środek podróżowania. Przeżywa drugą młodość...Niech trwa ona wiecznie!” To prawda tylko, że na razie nie w Polsce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×