Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość EFSka

Czy ktoś słyszał o firmie Euro Finanz Service

Polecane posty

Gość kjgjg
a ja bylam dzis "podpisac" umowe z ta firma umowa miala kolo 15 stron.przed podpisaniem umowy zapytalam ta mila pania czemu jest tyle negatywnych wpisow na forach to mi powiedziala ze jak sie sugeruje forami to jest to moja sprawa i ze ona nie odpowiada za kandydatow ktorzy sie do tej firmy nie dostali. na podpisanie samej umowy poszlam z chlopakiem bo juz wczesniej mialam watpliwosci oczywiscie nie pozwolono mu nawet zajrzec do tej umowy tylko skierowano go w trybie natychmiastowym na fotel zeby mi "nie przeszkadzal" pytalam konkretnie o sporo spraw ktore mnie martwily a ta przemila kobieta nie odpowiedziala konkretnie na zadne pytanie tylko caly czas mowila mi z jakim to negatywnym nastawieniem przyszlam i ze sie strasznie denerwuje.wiadomo ze sie denerwuje jak ktos chce mnie zrobic w chuja. oczywiscie umowy nie podpisalam ale bardzo mnie dziwilo ze niktorzy podpisywali jak nawet bez wczesniejszego przeczytania

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość herst II
nie dostali się !!!!!!!!!!! ale kretynka ma tupet !!!!!!!!!! od 5 lat łapanki do firmy niczym za okupacji , a ta C.I.P.A. tekst , że się nie dostali

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kjgjg
podobno w poniedzialek jest nowa rekrutacja ciekawe czy w tej samej siedzibie.co za banda oszustow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość herst II
zgzdza się , to jest tragiczne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość I tak jest masa ludzi
która ciągle w to wierzy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość FORUM OVB
zobaczcie sobie na kafeterii wątek o ovb, ta firma to jej klon wiec mozna odniesc komenty tutaj tez

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ŁYSY MA PROBLEM

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość diankon
Ja nie ale jeśli szukasz pracy skorzystaj z konkursu o pracę na stronie www.energa.pl/konkurs . Można naprawdę wygrać bardzo dobrą pracę. Jedyny warunek jaki trzeba spełnić to przedstawić jak najlepszy plan rozwoju biura eBOK

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dvfgvdfgdf
Super reklama. Pozdro&Poćwicz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
Nie wchodzćie w link od diankona bo ładuje sie trojan!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paula86ldz
MAm pytanie, czy ktoś z was był na rozmowie w sprawie pracy w Łodzi na ulicy Łąkowej w firmie EUROFINANS? Ja bylam;/ pan dyrektor rzucił tylko okiem na moje CV, stwierdził że skoro skończyłam studium policealne na kierunku administracji to od razu mogę być kierowniekiem 1go stopnia ds. analizy finansów....haha niezły awans na dzień dobry. Oczywiście powiedział o obowiązkowym szkoleniu w Poznaniu. Miało to kosztować 85 zł. Pieniądze szły głownie na xerówki materiałów. Po mojej minie zauważył pewnie że nie wierzę w jego słowa, w to że mogę zarobić 5tysięcy itp...oczywiście nie pojawiłam się tam więcej ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 76tr5ewsdfgh
Paula bo to jest banda jeleni, szukająca takich samych jeleni, zeby oni szukali jeleni, którzy też bedą szukać jeleni. Równie dobrze można nasrać na CV, rozetrzeć to, a dyrektorowi i tak się spodoba. A najbardziej podoba mu się twoja zgoda na opłatę za szkolenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 76tr5ewsdfgh
Mowa o eurofinanz oczywiście a nie eurofinanzservice

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość paula86ldz
76tr5ewsdfgh masz racje. Dlatego nie zglosilam sie do nich. A najlepsze, ze 2 dni po mojej rozmowie z ciekawosci zadzwonila do nich znajoma i powiedziala ze jest zainteresowana praca. Pani po drugiej stronie telefonu nawet nie spytala jej o wyksztalcenie ani o wiek tylko od razu powiedziala, ze jest wolne stanowisko kierownika, praca bardzo ciekawa oraz zarobki naprawde interesujace;/ koszmar co sie dzieje z tymi ludzmi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hrthfhdsfsdds
najlepsze jest to, że ty pojdziesz na podstawowe, nie spodoba ci się, a oni jeszcze 4 razy do Ciebie zadzwonią :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość krzywy zdzicho
Internet można potraktować jak dobrą szkołę tolerancji, miejsce wymiany najróżniejszych opinii, poglądów, spotkania się z kompletnie innymi od nas ludźmi. I nie szkodzi, jeśli to spotkanie jest tylko wirtualne - przekonuje Ewa Woydyłło. Internet jest pewnego rodzaju antidotum na samotność /Panthermedia PANI: Internet coraz częściej zastępuje nam normalne kontakty, ludzie godzinami "siedzą" na Facebooku, prowadzą blogi. Nie widzi Pani w tym niczego niepokojącego? Ewa Woydyłło: Nie demonizujmy tematu. To po prostu nowoczesna forma kontaktów międzyludzkich, inny środek komunikacji. Kiedyś ludzie rozmawiali ze sobą w kościele, na bazarze, w poczekalni u lekarza. Dziś żyjemy szybko, zakupy robimy w internetowych supermarketach, na bezpośrednie spotkania często brakuje czasu. Internet ułatwia nam utrzymywanie relacji ze znajomymi. Łatwiej jest napisać maila czy zagadać na Facebooku. Rozumiem, że ludzie pragną kontaktów z przyjaciółmi i znajomymi, ale skąd potrzeba rozmów z kompletnie obcymi osobami? Reklama - To ciekawe zjawisko, które obserwowałam chociażby podczas ostatnich smutnych wydarzeń związanych z katastrofą, w której zginął prezydent. Internetowe portale, Facebook i Twitter stały się miejscem wymiany opinii na temat tego, co stało się pod Smoleńskiem. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci i z psychologicznego punktu widzenia to dobrze, że mogliśmy dzielić się emocjami, domysłami z większą grupą ludzi od razu, na bieżąco. Zresztą to sprawdziło się nie tylko ostatnio. Internet jest w ogóle miejscem, gdzie ludzie mogą bez oporu pisać, co czują i myślą. I od razu dostają informacje zwrotne. A pisanie nieanonimowych blogów, zamieszczanie swoich zdjęć? Czy to nie jest ekshibicjonizm? - Co tak naprawdę znaczy ekshibicjonizm i gdzie on się zaczyna? Zawsze trochę śmieszą mnie opinie typu: "To jest normalne, a to dziwne". Ludzie, którzy wygłaszają takie kategoryczne sądy, na ogół oceniają rzeczywistość przez pryzmat własnych doświadczeń, a to wydaje mi się mało twórcze, ograniczające. Nie ma uniwersalnych granic intymności, dla każdego leżą one gdzie indziej. Ankieta Internet: jest źródłem cennych informacji umożliwia poznawanie ciekawych ludzi jest miejscem, gdzie mogę się anonimowo wypowiedzieć jest lekiem na samotność pozwala na szybkie i niekłopotliwe zakupy - Są osoby, które wpadają do biura i bez oporów dzielą się informacjami na temat swojego życia: "Okropnie się dziś czuję, mam mnóstwo problemów, mój syn najprawdopodobniej nie zda do następnej klasy". Dla mnie będzie to najnormalniejsze w świecie wyznanie, dla kogoś innego przekraczający granice dobrego smaku ekshibicjonizm, bo przecież w miejscu pracy nie powinno się mówić o prywatności. - Kto ma rację? Nikt. Po prostu jedni są otwarci, drudzy zamknięci, jedni bardziej ufają ludziom, inni mniej. Koniec, kropka. Internet można nawet potraktować jak dobrą szkołę tolerancji, miejsce wymiany najróżniejszych opinii, poglądów, spotkania się z kompletnie innymi od nas ludźmi. I nie szkodzi, jeśli to spotkanie jest tylko wirtualne. Przeglądałam niedawno badania dotyczące wyrażania złości - sieć to idealne miejsce, by dawać upust negatywnym emocjom. Ludzie, ponieważ często występują anonimowo, nie mają zahamowań, by wyrażać swoje najgorsze emocje. - Z jednej strony to złe zjawisko, bo internet w jakimś stopniu skupia dużo negatywnej energii, z drugiej - chyba lepiej robić to w sieci niż w domu, wśród bliskich, lub wyładowywać swoje frustracje, na przykład, na ulicy czy w innym miejscu publicznym. Internet to antidotum na samotność? - Często tak, i do pewnego momentu nic w tym złego. Ludzie zawsze potrzebowali kontaktu z drugim człowiekiem, dziś pomaga im w tym kolejne narzędzie, tak jak kiedyś telefon. To naturalne, że korzystamy z tego medium. Wydaje mi się nawet lekko dziwne bojkotowanie tego źródła kontaktu. Nie będę na Facebooku, Naszej-klasie, bo to dziwne i ograniczające, nie będę poznawał znajomych w ten sposób, bo to świadczyłoby o tym, że mam jakiś deficyt uczuciowy, że nie potrafię nawiązywać kontaktów w świecie rzeczywistym. Cytat Dziś żyjemy szybko, zakupy robimy w internetowych supermarketach, na bezpośrednie spotkania często brakuje czasu. Internet ułatwia nam utrzymywanie relacji ze znajomymi. Dziś żyjemy szybko, zakupy robimy w internetowych supermarketach, na bezpośrednie spotkania często brakuje czasu. Internet ułatwia nam utrzymywanie relacji ze znajomymi. Ewa Woydyłło - Ale dlaczego? Proszę sobie wyobrazić matkę małego dziecka mieszkającą kilkadziesiąt kilometrów od miasta. Internet to dla niej dobrodziejstwo. Dzięki niemu może wejść na portal dla matek, dowiedzieć się od innych kobiet w podobnej sytuacji, co pomaga na kolki, jak u niemowląt objawia się uczulenie na mleko i które pieluszki są najlepsze. To zresztą kolejny plus możliwości kontaktu z dużą liczbą osób, jaką daje sieć - portale tematyczne. Zamiast pytać kilku znajomych, jakie mają doświadczenia z kupna nowego samochodu czy budowy domu, odszukujemy interesujący nas portal, pytamy i w kilka minut dostajemy odpowiedź od co najmniej kilkunastu osób. Dla niektórych wirtualni znajomi są ważniejsi niż ci nie z sieci. Znam kobietę, którą mąż siłą odciąga od Facebooka, i inną, która woli czatować, niż spotykać się przy kawie z koleżankami. - To już inna sprawa, gdy w wirtualnym świecie przebywamy więcej niż w rzeczywistym, zaniedbujemy bliskich. Gdy pierwsze co robimy po obudzeniu, to włączamy komputer, albo wolimy myślami dzielić się z obcymi niż z tymi, którzy z nami mieszkają. W tym już widzę niebezpieczeństwo, podobnie jak w każdym innym uzależnieniu. Ale chyba gdzieś jest złoty środek, prawda? Ja na przykład mam konto na Facebooku i Naszej-klasie, korzystam z internetu, byłam zresztą jedną z pierwszych osób w Polsce, które kupiły w połowie lat 80. komputer. Ale stanowczo stawiam na bardziej bezpośredni kontakt, do tej pory piszę zwykłe listy i wysyłam znajomym kartki z wakacji. ------ Ewa Woydyłło - psycholog i terapeutka. Autorka wielu książek, m.in. "My, rodzice dorosłych dzieci", "Sekrety kobiet" i "Poprawka z matury". Prywatnie żona i matka dwóch córek. Uważa, że w życiu nigdy nie jest na nic za późno. Sama rozpoczęła studia psychologiczne w wieku 45 lat. Jak żyć Tekst pochodzi z magazynu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kljkhgf
wypad z tym spamem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kljkhgf
Gdyby ktoś miał określić cechy "kojącego jedzenia" (comfort food), prawdopodobnie wymieniłby dużą zawartość węglowodanów, swojskość, brak elegancji i coś znanego z dzieciństwa. Według mnie istnieje jeden wyjątek - risotto. Uważam, że risotto to najbardziej wysublimowane kojące jedzenie, mimo że nie jadałam go w dzieciństwie. I zdecydowanie jest eleganckie. Nawet jeśli jedzenie, które nas koi i rozgrzewa kojarzy ci się z zimą, mogę cię zapewnić, że risotto świetnie się nadaje na letni obiad lub kolację. Zgoda, mieszanie zawartości gorącego rondla przez 20 minut może być męczące w upale, ale nagroda jest satysfakcjonująca. I jeśli będziesz popijać schłodzone białe wino podczas gotowania (w końcu musisz otworzyć butelkę do gotowania), tym łatwiej przetrwasz. Liguryjskie risotto nie jest daniem, które mogłabyś spotkać w Ligurii, pięknej, zielonej krainie na północnozachodnim wybrzeżu Włoch. Ale tak je nazywam, ponieważ składniki mojego przepisu właściwie pokrywają się ze składnikami cudownego sosu z Ligurii - pesto. Żeby zrobić pesto trzeba utrzeć na miazgę w kolorze zieleni stołu bilardowego czosnek, bazylię, ser pecorino i orzeszki piniowe. W tym przepisie czosnek i oliwa wraz z pokrojoną cebulą są bazą do ryżu, do której dodajesz białe wino i bulion, a później pecorino. Jasne, serowe i kremowe risotto jest następnie przyozdobione prażonymi orzeszkami piniowymi i listkami świeżej bazylii. To niesamowicie kojące danie, ale lekkie jako danie główne dla dwojga lub przystawka dla czworga. Jeśli nie dostaniesz pecorino, nie przejmuj się - parmezan (świeżo starty, ten starty pakowany za bardzo przypomina wióry) świetnie się nada. Ponieważ pecorino jest nieco ostrzejszy w smaku, dodaj startą skórkę z połowy cytryny tuż przed dodaniem białego wina, jeśli zdecydujesz się na parmezan. Nie musisz podawać żadnych dodatków, ale czasem dobrze jest rozciągnąć posiłek, by przedłużyć przyjemność przy stole. Wtedy warto zrobić chrupiącą zieloną sałatę z kwaśnym dressingiem. Lubię również szpinak podawany na włoski sposób: podduszony, a potem wystudzony, przed podaniem doprawiony solą, pieprzem, oliwą i sokiem z cytryny. Możesz wzbogacić główne danie jak tylko chcesz, ponieważ proponowany deser jest zdecydowanie lekki. Tak jak w przypadku risotto, tak i w tym przepisie kombinuję z włoskimi składnikami i tradycją. Zwyczajowo we Włoszech schłodzone brzoskwinie podaje się w czerwonym winie (do którego często dodaje się trochę cukru). Uwielbiam je w takiej wersji, ale wolę te namoczone w winie muscat, choćby z tego względu, że dzięki niemu brzoskwinie nie tracą swojej złotej barwy. Lubię również miodową piżmowość wina deserowego w połączeniu z owocami - to po prostu nektar. Gdyby ktoś miał określić cechy "kojącego jedzenia" (comfort food), prawdopodobnie wymieniłby dużą zawartość węglowodanów, swojskość, brak elegancji i coś znanego z dzieciństwa. Według mnie istnieje jeden wyjątek - risotto. Uważam, że risotto to najbardziej wysublimowane kojące jedzenie, mimo że nie jadałam go w dzieciństwie. I zdecydowanie jest eleganckie. Nawet jeśli jedzenie, które nas koi i rozgrzewa kojarzy ci się z zimą, mogę cię zapewnić, że risotto świetnie się nadaje na letni obiad lub kolację. Zgoda, mieszanie zawartości gorącego rondla przez 20 minut może być męczące w upale, ale nagroda jest satysfakcjonująca. I jeśli będziesz popijać schłodzone białe wino podczas gotowania (w końcu musisz otworzyć butelkę do gotowania), tym łatwiej przetrwasz. Liguryjskie risotto nie jest daniem, które mogłabyś spotkać w Ligurii, pięknej, zielonej krainie na północnozachodnim wybrzeżu Włoch. Ale tak je nazywam, ponieważ składniki mojego przepisu właściwie pokrywają się ze składnikami cudownego sosu z Ligurii - pesto. Żeby zrobić pesto trzeba utrzeć na miazgę w kolorze zieleni stołu bilardowego czosnek, bazylię, ser pecorino i orzeszki piniowe. W tym przepisie czosnek i oliwa wraz z pokrojoną cebulą są bazą do ryżu, do której dodajesz białe wino i bulion, a później pecorino. Jasne, serowe i kremowe risotto jest następnie przyozdobione prażonymi orzeszkami piniowymi i listkami świeżej bazylii. To niesamowicie kojące danie, ale lekkie jako danie główne dla dwojga lub przystawka dla czworga. Jeśli nie dostaniesz pecorino, nie przejmuj się - parmezan (świeżo starty, ten starty pakowany za bardzo przypomina wióry) świetnie się nada. Ponieważ pecorino jest nieco ostrzejszy w smaku, dodaj startą skórkę z połowy cytryny tuż przed dodaniem białego wina, jeśli zdecydujesz się na parmezan. Nie musisz podawać żadnych dodatków, ale czasem dobrze jest rozciągnąć posiłek, by przedłużyć przyjemność przy stole. Wtedy warto zrobić chrupiącą zieloną sałatę z kwaśnym dressingiem. Lubię również szpinak podawany na włoski sposób: podduszony, a potem wystudzony, przed podaniem doprawiony solą, pieprzem, oliwą i sokiem z cytryny. Możesz wzbogacić główne danie jak tylko chcesz, ponieważ proponowany deser jest zdecydowanie lekki. Tak jak w przypadku risotto, tak i w tym przepisie kombinuję z włoskimi składnikami i tradycją. Zwyczajowo we Włoszech schłodzone brzoskwinie podaje się w czerwonym winie (do którego często dodaje się trochę cukru). Uwielbiam je w takiej wersji, ale wolę te namoczone w winie muscat, choćby z tego względu, że dzięki niemu brzoskwinie nie tracą swojej złotej barwy. Lubię również miodową piżmowość wina deserowego w połączeniu z owocami - to po prostu nektar. Gdyby ktoś miał określić cechy "kojącego jedzenia" (comfort food), prawdopodobnie wymieniłby dużą zawartość węglowodanów, swojskość, brak elegancji i coś znanego z dzieciństwa. Według mnie istnieje jeden wyjątek - risotto. Uważam, że risotto to najbardziej wysublimowane kojące jedzenie, mimo że nie jadałam go w dzieciństwie. I zdecydowanie jest eleganckie. Nawet jeśli jedzenie, które nas koi i rozgrzewa kojarzy ci się z zimą, mogę cię zapewnić, że risotto świetnie się nadaje na letni obiad lub kolację. Zgoda, mieszanie zawartości gorącego rondla przez 20 minut może być męczące w upale, ale nagroda jest satysfakcjonująca. I jeśli będziesz popijać schłodzone białe wino podczas gotowania (w końcu musisz otworzyć butelkę do gotowania), tym łatwiej przetrwasz. Liguryjskie risotto nie jest daniem, które mogłabyś spotkać w Ligurii, pięknej, zielonej krainie na północnozachodnim wybrzeżu Włoch. Ale tak je nazywam, ponieważ składniki mojego przepisu właściwie pokrywają się ze składnikami cudownego sosu z Ligurii - pesto. Żeby zrobić pesto trzeba utrzeć na miazgę w kolorze zieleni stołu bilardowego czosnek, bazylię, ser pecorino i orzeszki piniowe. W tym przepisie czosnek i oliwa wraz z pokrojoną cebulą są bazą do ryżu, do której dodajesz białe wino i bulion, a później pecorino. Jasne, serowe i kremowe risotto jest następnie przyozdobione prażonymi orzeszkami piniowymi i listkami świeżej bazylii. To niesamowicie kojące danie, ale lekkie jako danie główne dla dwojga lub przystawka dla czworga. Jeśli nie dostaniesz pecorino, nie przejmuj się - parmezan (świeżo starty, ten starty pakowany za bardzo przypomina wióry) świetnie się nada. Ponieważ pecorino jest nieco ostrzejszy w smaku, dodaj startą skórkę z połowy cytryny tuż przed dodaniem białego wina, jeśli zdecydujesz się na parmezan. Nie musisz podawać żadnych dodatków, ale czasem dobrze jest rozciągnąć posiłek, by przedłużyć przyjemność przy stole. Wtedy warto zrobić chrupiącą zieloną sałatę z kwaśnym dressingiem. Lubię również szpinak podawany na włoski sposób: podduszony, a potem wystudzony, przed podaniem doprawiony solą, pieprzem, oliwą i sokiem z cytryny. Możesz wzbogacić główne danie jak tylko chcesz, ponieważ proponowany deser jest zdecydowanie lekki. Tak jak w przypadku risotto, tak i w tym przepisie kombinuję z włoskimi składnikami i tradycją. Zwyczajowo we Włoszech schłodzone brzoskwinie podaje się w czerwonym winie (do którego często dodaje się trochę cukru). Uwielbiam je w takiej wersji, ale wolę te namoczone w winie muscat, choćby z tego względu, że dzięki niemu brzoskwinie nie tracą swojej złotej barwy. Lubię również miodową piżmowość wina deserowego w połączeniu z owocami - to po prostu nektar. Włosi podaliby brzoskwinie same, ale my nie musimy być tak surowi. Można polać owoce gęstą , nie ubitą śmietaną lub dodać gałkę dobrych lodów waniliowych. Niezłym pomysłem są również zwykłe ciasteczka do moczenia w powstałym sosie, ale muszę się przyznać, że mam zwyczaj wypijać ten sos prosto z miseczki po zjedzeniu owoców (kiedy nikt nie patrzy). Jeśli nie chcesz kupować wina deserowego specjalnie do tego dania, możesz użyć białego, które było do risotta, dodaje dwie łyżki drobnego cukru przed dorzuceniem brzoskwini. Błagam, spróbujcie tego deseru (jakkolwiek go przygotujecie) - niewiele jest prostszych i pyszniejszych słodyczy niż ta. Zresztą cały posiłek to takie lato na talerzu - równie kojące, co słoneczne.Gdyby ktoś miał określić cechy "kojącego jedzenia" (comfort food), prawdopodobnie wymieniłby dużą zawartość węglowodanów, swojskość, brak elegancji i coś znanego z dzieciństwa. Według mnie istnieje jeden wyjątek - risotto. Uważam, że risotto to najbardziej wysublimowane kojące jedzenie, mimo że nie jadałam go w dzieciństwie. I zdecydowanie jest eleganckie. Nawet jeśli jedzenie, które nas koi i rozgrzewa kojarzy ci się z zimą, mogę cię zapewnić, że risotto świetnie się nadaje na letni obiad lub kolację. Zgoda, mieszanie zawartości gorącego rondla przez 20 minut może być męczące w upale, ale nagroda jest satysfakcjonująca. I jeśli będziesz popijać schłodzone białe wino podczas gotowania (w końcu musisz otworzyć butelkę do gotowania), tym łatwiej przetrwasz. Liguryjskie risotto nie jest daniem, które mogłabyś spotkać w Ligurii, pięknej, zielonej krainie na północnozachodnim wybrzeżu Włoch. Ale tak je nazywam, ponieważ składniki mojego przepisu właściwie pokrywają się ze składnikami cudownego sosu z Ligurii - pesto. Żeby zrobić pesto trzeba utrzeć na miazgę w kolorze zieleni stołu bilardowego czosnek, bazylię, ser pecorino i orzeszki piniowe. W tym przepisie czosnek i oliwa wraz z pokrojoną cebulą są bazą do ryżu, do której dodajesz białe wino i bulion, a później pecorino. Jasne, serowe i kremowe risotto jest następnie przyozdobione prażonymi orzeszkami piniowymi i listkami świeżej bazylii. To niesamowicie kojące danie, ale lekkie jako danie główne dla dwojga lub przystawka dla czworga. Jeśli nie dostaniesz pecorino, nie przejmuj się - parmezan (świeżo starty, ten starty pakowany za bardzo przypomina wióry) świetnie się nada. Ponieważ pecorino jest nieco ostrzejszy w smaku, dodaj startą skórkę z połowy cytryny tuż przed dodaniem białego wina, jeśli zdecydujesz się na parmezan. Nie musisz podawać żadnych dodatków, ale czasem dobrze jest rozciągnąć posiłek, by przedłużyć przyjemność przy stole. Wtedy warto zrobić chrupiącą zieloną sałatę z kwaśnym dressingiem. Lubię również szpinak podawany na włoski sposób: podduszony, a potem wystudzony, przed podaniem doprawiony solą, pieprzem, oliwą i sokiem z cytryny. Możesz wzbogacić główne danie jak tylko chcesz, ponieważ proponowany deser jest zdecydowanie lekki. Tak jak w przypadku risotto, tak i w tym przepisie kombinuję z włoskimi składnikami i tradycją. Zwyczajowo we Włoszech schłodzone brzoskwinie podaje się w czerwonym winie (do którego często dodaje się trochę cukru). Uwielbiam je w takiej wersji, ale wolę te namoczone w winie muscat, choćby z tego względu, że dzięki niemu brzoskwinie nie tracą swojej złotej barwy. Lubię również miodową piżmowość wina deserowego w połączeniu z owocami - to po prostu nektar. Włosi podaliby brzoskwinie same, ale my nie musimy być tak surowi. Można polać owoce gęstą , nie ubitą śmietaną lub dodać gałkę dobrych lodów waniliowych. Niezłym pomysłem są również zwykłe ciasteczka do moczenia w powstałym sosie, ale muszę się przyznać, że mam zwyczaj wypijać ten sos prosto z miseczki po zjedzeniu owoców (kiedy nikt nie patrzy). Jeśli nie chcesz kupować wina deserowego specjalnie do tego dania, możesz użyć białego, które było do risotta, dodaje dwie łyżki drobnego cukru przed dorzuceniem brzoskwini. Błagam, spróbujcie tego deseru (jakkolwiek go przygotujecie) - niewiele jest prostszych i pyszniejszych słodyczy niż ta. Zresztą cały posiłek to takie lato na talerzu - równie kojące, co słoneczne.Gdyby ktoś miał określić cechy "kojącego jedzenia" (comfort food), prawdopodobnie wymieniłby dużą zawartość węglowodanów, swojskość, brak elegancji i coś znanego z dzieciństwa. Według mnie istnieje jeden wyjątek - risotto. Uważam, że risotto to najbardziej wysublimowane kojące jedzenie, mimo że nie jadałam go w dzieciństwie. I zdecydowanie jest eleganckie. Nawet jeśli jedzenie, które nas koi i rozgrzewa kojarzy ci się z zimą, mogę cię zapewnić, że risotto świetnie się nadaje na letni obiad lub kolację. Zgoda, mieszanie zawartości gorącego rondla przez 20 minut może być męczące w upale, ale nagroda jest satysfakcjonująca. I jeśli będziesz popijać schłodzone białe wino podczas gotowania (w końcu musisz otworzyć butelkę do gotowania), tym łatwiej przetrwasz. Liguryjskie risotto nie jest daniem, które mogłabyś spotkać w Ligurii, pięknej, zielonej krainie na północnozachodnim wybrzeżu Włoch. Ale tak je nazywam, ponieważ składniki mojego przepisu właściwie pokrywają się ze składnikami cudownego sosu z Ligurii - pesto. Żeby zrobić pesto trzeba utrzeć na miazgę w kolorze zieleni stołu bilardowego czosnek, bazylię, ser pecorino i orzeszki piniowe. W tym przepisie czosnek i oliwa wraz z pokrojoną cebulą są bazą do ryżu, do której dodajesz białe wino i bulion, a później pecorino. Jasne, serowe i kremowe risotto jest następnie przyozdobione prażonymi orzeszkami piniowymi i listkami świeżej bazylii. To niesamowicie kojące danie, ale lekkie jako danie główne dla dwojga lub przystawka dla czworga. Jeśli nie dostaniesz pecorino, nie przejmuj się - parmezan (świeżo starty, ten starty pakowany za bardzo przypomina wióry) świetnie się nada. Ponieważ pecorino jest nieco ostrzejszy w smaku, dodaj startą skórkę z połowy cytryny tuż przed dodaniem białego wina, jeśli zdecydujesz się na parmezan. Nie musisz podawać żadnych dodatków, ale czasem dobrze jest rozciągnąć posiłek, by przedłużyć przyjemność przy stole. Wtedy warto zrobić chrupiącą zieloną sałatę z kwaśnym dressingiem. Lubię również szpinak podawany na włoski sposób: podduszony, a potem wystudzony, przed podaniem doprawiony solą, pieprzem, oliwą i sokiem z cytryny. Możesz wzbogacić główne danie jak tylko chcesz, ponieważ proponowany deser jest zdecydowanie lekki. Tak jak w przypadku risotto, tak i w tym przepisie kombinuję z włoskimi składnikami i tradycją. Zwyczajowo we Włoszech schłodzone brzoskwinie podaje się w czerwonym winie (do którego często dodaje się trochę cukru). Uwielbiam je w takiej wersji, ale wolę te namoczone w winie muscat, choćby z tego względu, że dzięki niemu brzoskwinie nie tracą swojej złotej barwy. Lubię również miodową piżmowość wina deserowego w połączeniu z owocami - to po prostu nektar. Włosi podaliby brzoskwinie same, ale my nie musimy być tak surowi. Można polać owoce gęstą , nie ubitą śmietaną lub dodać gałkę dobrych lodów waniliowych. Niezłym pomysłem są również zwykłe ciasteczka do moczenia w powstałym sosie, ale muszę się przyznać, że mam zwyczaj wypijać ten sos prosto z miseczki po zjedzeniu owoców (kiedy nikt nie patrzy). Jeśli nie chcesz kupować wina deserowego specjalnie do tego dania, możesz użyć białego, które było do risotta, dodaje dwie łyżki drobnego cukru przed dorzuceniem brzoskwini. Błagam, spróbujcie tego deseru (jakkolwiek go przygotujecie) - niewiele jest prostszych i pyszniejszych słodyczy niż ta. Zresztą cały posiłek to takie lato na talerzu - równie kojące, co słoneczne.Gdyby ktoś miał określić cechy "kojącego jedzenia" (comfort food), prawdopodobnie wymieniłby dużą zawartość węglowodanów, swojskość, brak elegancji i coś znanego z dzieciństwa. Według mnie istnieje jeden wyjątek - risotto. Uważam, że risotto to najbardziej wysublimowane kojące jedzenie, mimo że nie jadałam go w dzieciństwie. I zdecydowanie jest eleganckie. Nawet jeśli jedzenie, które nas koi i rozgrzewa kojarzy ci się z zimą, mogę cię zapewnić, że risotto świetnie się nadaje na letni obiad lub kolację. Zgoda, mieszanie zawartości gorącego rondla przez 20 minut może być męczące w upale, ale nagroda jest satysfakcjonująca. I jeśli będziesz popijać schłodzone białe wino podczas gotowania (w końcu musisz otworzyć butelkę do gotowania), tym łatwiej przetrwasz. Liguryjskie risotto nie jest daniem, które mogłabyś spotkać w Ligurii, pięknej, zielonej krainie na północnozachodnim wybrzeżu Włoch. Ale tak je nazywam, ponieważ składniki mojego przepisu właściwie pokrywają się ze składnikami cudownego sosu z Ligurii - pesto. Żeby zrobić pesto trzeba utrzeć na miazgę w kolorze zieleni stołu bilardowego czosnek, bazylię, ser pecorino i orzeszki piniowe. W tym przepisie czosnek i oliwa wraz z pokrojoną cebulą są bazą do ryżu, do której dodajesz białe wino i bulion, a później pecorino. Jasne, serowe i kremowe risotto jest następnie przyozdobione prażonymi orzeszkami piniowymi i listkami świeżej bazylii. To niesamowicie kojące danie, ale lekkie jako danie główne dla dwojga lub przystawka dla czworga. Jeśli nie dostaniesz pecorino, nie przejmuj się - parmezan (świeżo starty, ten starty pakowany za bardzo przypomina wióry) świetnie się nada. Ponieważ pecorino jest nieco ostrzejszy w smaku, dodaj startą skórkę z połowy cytryny tuż przed dodaniem białego wina, jeśli zdecydujesz się na parmezan. Nie musisz podawać żadnych dodatków, ale czasem dobrze jest rozciągnąć posiłek, by przedłużyć przyjemność przy stole. Wtedy warto zrobić chrupiącą zieloną sałatę z kwaśnym dressingiem. Lubię również szpinak podawany na włoski sposób: podduszony, a potem wystudzony, przed podaniem doprawiony solą, pieprzem, oliwą i sokiem z cytryny. Możesz wzbogacić główne danie jak tylko chcesz, ponieważ proponowany deser jest zdecydowanie lekki. Tak jak w przypadku risotto, tak i w tym przepisie kombinuję z włoskimi składnikami i tradycją. Zwyczajowo we Włoszech schłodzone brzoskwinie podaje się w czerwonym winie (do którego często dodaje się trochę cukru). Uwielbiam je w takiej wersji, ale wolę te namoczone w winie muscat, choćby z tego względu, że dzięki niemu brzoskwinie nie tracą swojej złotej barwy. Lubię również miodową piżmowość wina deserowego w połączeniu z owocami - to po prostu nektar. Włosi podaliby brzoskwinie same, ale my nie musimy być tak surowi. Można polać owoce gęstą , nie ubitą śmietaną lub dodać gałkę dobrych lodów waniliowych. Niezłym pomysłem są również zwykłe ciasteczka do moczenia w powstałym sosie, ale muszę się przyznać, że mam zwyczaj wypijać ten sos prosto z miseczki po zjedzeniu owoców (kiedy nikt nie patrzy). Jeśli nie chcesz kupować wina deserowego specjalnie do tego dania, możesz użyć białego, które było do risotta, dodaje dwie łyżki drobnego cukru przed dorzuceniem brzoskwini. Błagam, spróbujcie tego deseru (jakkolwiek go przygotujecie) - niewiele jest prostszych i pyszniejszych słodyczy niż ta. Zresztą cały posiłek to takie lato na talerzu - równie kojące, co słoneczne.Gdyby ktoś miał określić cechy "kojącego jedzenia" (comfort food), prawdopodobnie wymieniłby dużą zawartość węglowodanów, swojskość, brak elegancji i coś znanego z dzieciństwa. Według mnie istnieje jeden wyjątek - risotto. Uważam, że risotto to najbardziej wysublimowane kojące jedzenie, mimo że nie jadałam go w dzieciństwie. I zdecydowanie jest eleganckie. Nawet jeśli jedzenie, które nas koi i rozgrzewa kojarzy ci się z zimą, mogę cię zapewnić, że risotto świetnie się nadaje na letni obiad lub kolację. Zgoda, mieszanie zawartości gorącego rondla przez 20 minut może być męczące w upale, ale nagroda jest satysfakcjonująca. I jeśli będziesz popijać schłodzone białe wino podczas gotowania (w końcu musisz otworzyć butelkę do gotowania), tym łatwiej przetrwasz. Liguryjskie risotto nie jest daniem, które mogłabyś spotkać w Ligurii, pięknej, zielonej krainie na północnozachodnim wybrzeżu Włoch. Ale tak je nazywam, ponieważ składniki mojego przepisu właściwie pokrywają się ze składnikami cudownego sosu z Ligurii - pesto. Żeby zrobić pesto trzeba utrzeć na miazgę w kolorze zieleni stołu bilardowego czosnek, bazylię, ser pecorino i orzeszki piniowe. W tym przepisie czosnek i oliwa wraz z pokrojoną cebulą są bazą do ryżu, do której dodajesz białe wino i bulion, a później pecorino. Jasne, serowe i kremowe risotto jest następnie przyozdobione prażonymi orzeszkami piniowymi i listkami świeżej bazylii. To niesamowicie kojące danie, ale lekkie jako danie główne dla dwojga lub przystawka dla czworga. Jeśli nie dostaniesz pecorino, nie przejmuj się - parmezan (świeżo starty, ten starty pakowany za bardzo przypomina wióry) świetnie się nada. Ponieważ pecorino jest nieco ostrzejszy w smaku, dodaj startą skórkę z połowy cytryny tuż przed dodaniem białego wina, jeśli zdecydujesz się na parmezan. Nie musisz podawać żadnych dodatków, ale czasem dobrze jest rozciągnąć posiłek, by przedłużyć przyjemność przy stole. Wtedy warto zrobić chrupiącą zieloną sałatę z kwaśnym dressingiem. Lubię również szpinak podawany na włoski sposób: podduszony, a potem wystudzony, przed podaniem doprawiony solą, pieprzem, oliwą i sokiem z cytryny. Możesz wzbogacić główne danie jak tylko chcesz, ponieważ proponowany deser jest zdecydowanie lekki. Tak jak w przypadku risotto, tak i w tym przepisie kombinuję z włoskimi składnikami i tradycją. Zwyczajowo we Włoszech schłodzone brzoskwinie podaje się w czerwonym winie (do którego często dodaje się trochę cukru). Uwielbiam je w takiej wersji, ale wolę te namoczone w winie muscat, choćby z tego względu, że dzięki niemu brzoskwinie nie tracą swojej złotej barwy. Lubię również miodową piżmowość wina deserowego w połączeniu z owocami - to po prostu nektar. Włosi podaliby brzoskwinie same, ale my nie musimy być tak surowi. Można polać owoce gęstą , nie ubitą śmietaną lub dodać gałkę dobrych lodów waniliowych. Niezłym pomysłem są również zwykłe ciasteczka do moczenia w powstałym sosie, ale muszę się przyznać, że mam zwyczaj wypijać ten sos prosto z miseczki po zjedzeniu owoców (kiedy nikt nie patrzy). Jeśli nie chcesz kupować wina deserowego specjalnie do tego dania, możesz użyć białego, które było do risotta, dodaje dwie łyżki drobnego cukru przed dorzuceniem brzoskwini. Błagam, spróbujcie tego deseru (jakkolwiek go przygotujecie) - niewiele jest prostszych i pyszniejszych słodyczy niż ta. Zresztą cały posiłek to takie lato na talerzu - równie kojące, co słoneczne. Włosi podaliby brzoskwinie same, ale my nie musimy być tak surowi. Można polać owoce gęstą , nie ubitą śmietaną lub dodać gałkę dobrych lodów waniliowych. Niezłym pomysłem są również zwykłe ciasteczka do moczenia w powstałym sosie, ale muszę się przyznać, że mam zwyczaj wypijać ten sos prosto z miseczki po zjedzeniu owoców (kiedy nikt nie patrzy). Jeśli nie chcesz kupować wina deserowego specjalnie do tego dania, możesz użyć białego, które było do risotta, dodaje dwie łyżki drobnego cukru przed dorzuceniem brzoskwini. Błagam, spróbujcie tego deseru (jakkolwiek go przygotujecie) - niewiele jest prostszych i pyszniejszych słodyczy niż ta. Zresztą cały posiłek to takie lato na talerzu - równie kojące, co słoneczne. Włosi podaliby brzoskwinie same, ale my nie musimy być tak surowi. Można polać owoce gęstą , nie ubitą śmietaną lub dodać gałkę dobrych lodów waniliowych. Niezłym pomysłem są również zwykłe ciasteczka do moczenia w powstałym sosie, ale muszę się przyznać, że mam zwyczaj wypijać ten sos prosto z miseczki po zjedzeniu owoców (kiedy nikt nie patrzy). Jeśli nie chcesz kupować wina deserowego specjalnie do tego dania, możesz użyć białego, które było do risotta, dodaje dwie łyżki drobnego cukru przed dorzuceniem brzoskwini. Błagam, spróbujcie tego deseru (jakkolwiek go przygotujecie) - niewiele jest prostszych i pyszniejszych słodyczy niż ta. Zresztą cały posiłek to takie lato na talerzu - równie kojące, co słoneczne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kierownik haha
Super, na prawdę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Michalinka88
W Żorach jest biuro Euro Finanz Service. Ktoś slyszał coś odnośnie tego biura?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Michalinka88
Hallo??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pudzianek
podpinam się pod pytanie bo jestem z żor a nic nie slyszałem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Grzegorz Koniowalski
Ja tom pracuje oni sprzedają koniobijki automatyczne , ale chińskie tandety co podczas trzepania lubią wciongnońć torbe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Michalinka88
Tylko poważne odpowiedzi prosze!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość true story 1973
Sekciarskie metody jak w Amway:Przeczytajcie sobie ten wywiad, głównie pracujący tam, i zobaczcie ile podobieństw Cmentarze Amwaya Jak wyglądały te spotkania? Wyglądały super, cudnie. Tam było wszystko i było jak na meczu: trąbki, muzyka, w przerwach było disco polo, można było potańczyć. Po prostu cudnie było, naprawdę. Cmentarze Amwaya Małgosia ma 42 lata, jest żoną Zbyszka, matką Julki i Olgi. Pracuje zawodowo. Mówi, że uwielbia mieszkać w małym mieście, gdzie masz wrażenie, że znasz prawie wszystkich. Znamy się dosyć długo, ładnych kilkanaście lat. Wiem, że byłaś w Amwayu. Jak to się zaczęło? To bardzo stara historia, sprzed 5 czy 6 lat, nie pamiętam dokładnie. Zgodnie z tym, jak działa Amway, przedstawiciel firmy pokazał mi plan działania korporacji. Zainteresowało mnie to, więc pojechałam na pierwsze spotkanie tzw. funkcję. Po tym spotkaniu postanowiłam budować swoją grupę. Kim był ten ktoś, kto Cię wprowadził do Amweya? Bratem kolegi. Jak wyglądało Twoje życie przed Amwayem, czym się zajmowałaś? Miałam swoje sklepy spożywcze. Prosperowały nieźle, czy narzekałaś na brak pieniędzy, brak pracy? Na brak pracy nie narzekałam, natomiast był to jakby schyłek finansowy przedsiębiorstwa i pieniądze, które wynikały z planu działania Amwaya, były dla mnie na tyle interesujące, że pomyślałam, iż chętnie zamienię sobie jeden biznes na drugi. A jakie argumenty zadecydowały o tym, że postawiłaś właśnie na Amway? Przede wszystkim to, że byłam zmęczona tym, co robiłam do tej pory. Nie wiem jak to określić, ale było w tym cos fascynującego. Co Cię fascynowało? Otwarcie ludzi, których poznałam. Wiesz na czym polega plan Amwayowski? Nie. Próbowano mnie też kiedyś zwerbować, rysowano koła, grupy itd. W dużym uproszczeniu to wygląda tak, że jest ktoś nad tobą i pod tobą, grupa, którą ty budujesz. Nad tobą są ludzie, którzy pracują dłużej niż ty. Mówiąc o fascynacji myślałam właśnie o tych ludziach. Oni byli otwarci, pozytywnie nastawieni. Czy oni byli autentycznie szczęśliwi, autentycznie wierzyli w to, co robią o czym mówią? Wiesz, to trudno powiedzieć, czy ktoś był autentycznie szczęśliwy. Na pewno takie to sprawiało wrażenie, że byli tym zafascynowani, że silnie wierzą w to co robią. Jak wyglądała Twoja droga Amwayowska, do czego doszłaś, co osiągnęłaś, bo rozumiem, że na początku musiałaś mieć wizję szczęśliwego życia, które Cię czeka po przejściu pierwszych etapów, prawda? Ta wizja szczęśliwego życia, to była wizja pieniędzy. W Amwayu wyraźnie i cały czas mówi się o pieniądzach. Plan, który ja stworzyłam na początku roku z człowiekiem pracującym długo w Amwayu, zakładał, że do końca roku miałam zbudować grupę 21%. Taka grupa dałaby mi określony pułap dochodów, a poza tym utrzymywanie się tej grupy przez jakiś okres pozwalałoby mi na osiągnięcie tzw. emerytury Amwayowskiej, czyli miałabym stałe pieniądze z pracy tej grupy. Rozumiem. Znalazłaś te osoby? Stworzyłaś taką grupę? Nie, nie stworzyłam. Zaczęłam pracować dosyć szybko, by osiągnąć poziom premiowy. Doszłam do drugiego poziomu, za co otrzymałam nagrodę honorową Quiq silver. Tę nagrodę zdobywało się za wprowadzenie do biznesu, już nie pamiętam, ale iluś osób w jakimś określonym czasie. Ta nagroda w czasie dużego spotkania w Katowicach bądź w Poznaniu upoważniała Cię do wyjścia na scenę i była to twoja minuta. Jak wyglądały te spotkania? Wyglądały super, cudnie. Tam było wszystko i było jak na meczu: trąbki, muzyka, w przerwach było disco polo, można było potańczyć. Po prostu cudnie było, naprawdę. Czułaś się dobrze na takich spotkaniach? Tak, bo zabawa była niezła Ile osób brało udział w takim show? Jeżeli to były Katowice – to cały Spodek, jeżeli to był Poznań - to cała Arena, jeżeli to był Białystok - to była cała Hala Włókniarza. Nie wiem dokładnie, ile to jest ludzi, ale to są tysiące. Wierzyłaś w to co robisz, mówisz na takim spotkaniu? Nawet jeżeli miałeś jakiś brak wiary, to na takim spotkaniu znalazłeś zawsze większego pajaca niż ty i można było sobie pomyśleć, że skoro takiemu pajacowi się udało to mnie... Miałaś czas, by zajmować się własną firmą? Miałam czas, ale nie miałam ochoty, ale ochoty na zajmowanie się sklepami nie miałam również przed Amwayem. Moje sklepy padły. Więc to nie był wpływ Amwaya? Wiesz, nie wiem do końca, bo być może, gdyby było tak, że nie byłoby Amwaya, to bym się w końcu jakoś pozbierała i zajęła tymi sklepami na tyle, żeby przynajmniej jeden z nich został. Ile czasu dziennie poświęcałaś na pracę w Amwayu? Chcąc działać systemowo i z zachowaniem wszystkich reguł, należało dziennie poświęcić godzinę, półtorej na spotkanie z kimś nowym, by pokazać mu plan działania. Poza tym należało raz dziennie posłuchać kasety z jakiejś funkcji, z innych spotkań z ludźmi, którzy osiągnęli sukces w Amawayu. Musiałeś też wygospodarować czas na czytanie książki. Tu się bardzo podpierano książkami pozytywnego myślenia. Książki można było kupić na funkcji, ale widuję je również w księgarniach. Pamiętam, że w tamtych czasach, kiedy się spotykaliśmy, mówiłaś, że za trzy miesiące przyślesz mi pocztówkę z Majorki... Z Teneryfy. Co takiego się stało, przecież jesteś inteligentną dziewczyną, która miała całkiem nieźle w życiu, co się stało... Że nie przysłałam ci pocztówki? Że uwierzyłaś w to O tym, że wybrałam Amway, w dużej mierze zadecydowali ludzie. Na szkoleniach mówiono nam, że na powodzenie przedsięwzięcia duży wpływ ma ten, kto ci o tym mówi. Jeśli plan pokazywał mi facet, którego ja lubiłam, w jakiś sposób szanowałam, wiedziałam, że on działa w porządku i był w tym znaczeniu autorytetem, więc stawał się gwarancją, że jeżeli on się tam znalazł, to i ja się tam znajdę. Na czym polegały te szkolenia? Raz w miesiącu były funkcje, które w naszym regionie odbywały się w Białymstoku. Na takiej funkcji w pierwszej części występowali ludzie, pracujący na najwyższych poziomach. Potem był obiad, a po nim prezentowali się ludzie, którzy w ostatnim miesiącu osiągnęli sukces. To było takie hurtowe. Wywoływano na przykład tych co osiągnęli 3% i wszyscy lecieli. W przerwach było disco polo. Jak się czułaś na scenie? Nie czułam się dobrze, czułam się źle. Dlaczego? Nie byłaś szczęśliwa, że stoisz przed takim tłumem? Nie pasowało mi to, może to wynik, że mam trudności z przedstawianiem się, mówieniem o sobie, a tam wymagano, bym powiedziała, jak się nazywam, skąd jestem itd. Praca w Amwayu miała być Twoją drogą do sukcesu, uczyłaś się tego, czytałaś... To nie jest tak. Mogę ci powiedzieć o książkach pozytywnego myślenia, jaką krzywdę mi wyrządziły. Te książki pokazały mi, że jest taka praca, którą mogę robić, więc znalazłam się jak u siebie. Po jakimś czasie zauważyłam, że dzięki tym książkom całkowicie się porozkładałam, tak skutecznie, że nie mogłam się pozbierać. Czytając taką książkę, próbujesz się zmienić, ale ta chęć zmiany nie wynika ze środka. Nie czułaś się źle, gdy chodziłaś do ludzi. Przecież była to dla Ciebie nowa sytuacja... Prowadząc sklepy, to inni przychodzili do Ciebie, a tu musiałaś wchodzić do prywatnych mieszkań, przekonywać. Podobało mi się to, ludzi lubiłam zawsze, więc uważałam, że jest to w porządku. Dziś wiem, że nie jest to biznes dla mnie. Dlaczego? Ja chyba w ogóle do biznesu się nie nadaję. Bez przesady. Jesteś teraz kierownikiem dużego sklepu. To nie mój biznes, to tylko etat. Ludzie, którzy robią duże pieniądze są bezwzględni. Zdarzało się, że ktoś Cię wypraszał z domu, czy wyczuwałaś takie sytuacje, że ktoś nie odbierał telefonów, wymigiwał się od spotkania z Tobą. Nie odczuwałam tego, ale równie dobrze mogłam być na to nieczuła, mogło tak być, ale ja mogłam tego nie widzieć. Kiedy po raz pierwszy zaczęłaś się zastanawiać, że coś jest nie tak... Na jednej z funkcji usłyszałam zdanie, że każdy po sobie zostawia cmentarz. Powiedział je ktoś, kto jest na szczycie. Od ciebie zależy, czy będzie on mniejszy czy większy. Człowiek, któremu proponujesz wejście do biznesu, używając języka Amwayowskiego, jest „zapalony”. Czegoś się od niego oczekuje, a gdy dowie się, że nie może sprostać oczekiwaniom, nie potrafi tego robić, to się go zostawia samego. Pomaga mu się tylko do jakiegoś czasu. Rozmawiając z ludźmi, rozbudzasz w nich marzenia. Rzeczywistość szybko je zabija. Zgadzasz się z tą myślą o cmentarzu? To było straszne zdanie. Do dzisiaj mam takie poczucie, że ja po sobie też zostawiłam taki cmentarz w ludziach, w tych ludziach, którzy mi uwierzyli. Jak myślisz, czy metody, którymi kieruje się Amway są nadal skuteczne w werbowaniu ludzi? Myślę, że są, bo zawsze znajdziesz ludzi niezadowolonych ze swojej sytuacji, potrzebujących dowartościowania, zauważenia. I do tej grupy zawsze się dotrze, chociaż metody te bliskie są terapii i nie należy łączyć ich z biznesem. Co to znaczy, że są blisko terapii? Czy patrząc na to z perspektywy czasu, poczułaś silną ingerencję w swoją osobowość? Jest to ingerencja w człowieka, dlatego że masz jakby określony plan działania i metodę. Mówią ci o tym, że działając według tej metody, która jest skuteczna, osiągniesz sukces. Ale jeśli ci nie wychodzi, to mówią, że przyczyn poszukaj w sobie, bo może przeczytałeś tylko pół książki. Czyli, że błąd jest w tobie a nie w metodzie. Tej kartki z Teneryfy mi nie przysłałaś, bo... Błąd był w metodzie, nie we mnie. Metoda jest skuteczna, ale nie dla wszystkich. Bycie w Amwayu to nie są dobre doświadczenia? To doświadczenie jak każde inne, trudno mi powiedzieć, na czym tak naprawdę polega zło. Mogę ci opowiedzieć o głupotach, jakie robiłam, jak zmuszałam rodzinę, by kupiła noże za trzysta złotych, a to była wysokość pensji Zbyszka. Kupowałam też stosy książek i kaset, wracając z funkcji. Kupowałam produkty Amwayowskie, gdy brakowało mi punktów do osiągnięcia poziomu. Wydawałam dużo pieniędzy, których nie miałam. Co zrobiłaś z książkami pozytywnego myślenia? Oddałam. Nie sięgniesz po takie książki? Nie mam takiej potrzeby. (Środa 14 Maj 2003)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość true story 1973
Laboratorium Reportażu - strona główna Nazwa użytkownika Hasło Nie masz swojego konta? Nie pamiętasz hasła? * Wyprawa na Trobriandy * Workshop * fotoReportaż * Literatura faktu * Nikiformy * Nakręceni * Projekt Montresor * McLove * Fotografia w Arles * Forum dyskusyjne * Terezin-Auschwitz * O nas * Absynt - klub autorów * projekty Europa wg Auschwitz * Góra Góry * Bazar Różyckiego * Raport o społeczeństwie * Świat według Saskiej * Sekta o Idea o Metoda o Plan pracy Redaktora N... o Kontakt o Teoria o Praktyka * PaleNIE * Dokument radiowy * Studia * Teatr faktu * Poezja faktu * Piosenka reportażowa * Laboratorium Dramatu * serwisy specjalne Klub reporterów Highway Statystyki Ile osób nas odwiedziło: dziś: wczoraj: zeszły tydzień: zeszły miesiąc: Sekta - Laboratorium Reportażu Laboratorium Re... > Sekta > Praktyka > Cmentarze Amwaya Cmentarze Amwaya Jak wyglądały te spotkania? Wyglądały super, cudnie. Tam było wszystko i było jak na meczu: trąbki, muzyka, w przerwach było disco polo, można było potańczyć. Po prostu cudnie było, naprawdę. Cmentarze Amwaya Małgosia ma 42 lata, jest żoną Zbyszka, matką Julki i Olgi. Pracuje zawodowo. Mówi, że uwielbia mieszkać w małym mieście, gdzie masz wrażenie, że znasz prawie wszystkich. Znamy się dosyć długo, ładnych kilkanaście lat. Wiem, że byłaś w Amwayu. Jak to się zaczęło? To bardzo stara historia, sprzed 5 czy 6 lat, nie pamiętam dokładnie. Zgodnie z tym, jak działa Amway, przedstawiciel firmy pokazał mi plan działania korporacji. Zainteresowało mnie to, więc pojechałam na pierwsze spotkanie tzw. funkcję. Po tym spotkaniu postanowiłam budować swoją grupę. Kim był ten ktoś, kto Cię wprowadził do Amweya? Bratem kolegi. Jak wyglądało Twoje życie przed Amwayem, czym się zajmowałaś? Miałam swoje sklepy spożywcze. Prosperowały nieźle, czy narzekałaś na brak pieniędzy, brak pracy? Na brak pracy nie narzekałam, natomiast był to jakby schyłek finansowy przedsiębiorstwa i pieniądze, które wynikały z planu działania Amwaya, były dla mnie na tyle interesujące, że pomyślałam, iż chętnie zamienię sobie jeden biznes na drugi. A jakie argumenty zadecydowały o tym, że postawiłaś właśnie na Amway? Przede wszystkim to, że byłam zmęczona tym, co robiłam do tej pory. Nie wiem jak to określić, ale było w tym cos fascynującego. Co Cię fascynowało? Otwarcie ludzi, których poznałam. Wiesz na czym polega plan Amwayowski? Nie. Próbowano mnie też kiedyś zwerbować, rysowano koła, grupy itd. W dużym uproszczeniu to wygląda tak, że jest ktoś nad tobą i pod tobą, grupa, którą ty budujesz. Nad tobą są ludzie, którzy pracują dłużej niż ty. Mówiąc o fascynacji myślałam właśnie o tych ludziach. Oni byli otwarci, pozytywnie nastawieni. Czy oni byli autentycznie szczęśliwi, autentycznie wierzyli w to, co robią o czym mówią? Wiesz, to trudno powiedzieć, czy ktoś był autentycznie szczęśliwy. Na pewno takie to sprawiało wrażenie, że byli tym zafascynowani, że silnie wierzą w to co robią. Jak wyglądała Twoja droga Amwayowska, do czego doszłaś, co osiągnęłaś, bo rozumiem, że na początku musiałaś mieć wizję szczęśliwego życia, które Cię czeka po przejściu pierwszych etapów, prawda? Ta wizja szczęśliwego życia, to była wizja pieniędzy. W Amwayu wyraźnie i cały czas mówi się o pieniądzach. Plan, który ja stworzyłam na początku roku z człowiekiem pracującym długo w Amwayu, zakładał, że do końca roku miałam zbudować grupę 21%. Taka grupa dałaby mi określony pułap dochodów, a poza tym utrzymywanie się tej grupy przez jakiś okres pozwalałoby mi na osiągnięcie tzw. emerytury Amwayowskiej, czyli miałabym stałe pieniądze z pracy tej grupy. Rozumiem. Znalazłaś te osoby? Stworzyłaś taką grupę? Nie, nie stworzyłam. Zaczęłam pracować dosyć szybko, by osiągnąć poziom premiowy. Doszłam do drugiego poziomu, za co otrzymałam nagrodę honorową Quiq silver. Tę nagrodę zdobywało się za wprowadzenie do biznesu, już nie pamiętam, ale iluś osób w jakimś określonym czasie. Ta nagroda w czasie dużego spotkania w Katowicach bądź w Poznaniu upoważniała Cię do wyjścia na scenę i była to twoja minuta. Jak wyglądały te spotkania? Wyglądały super, cudnie. Tam było wszystko i było jak na meczu: trąbki, muzyka, w przerwach było disco polo, można było potańczyć. Po prostu cudnie było, naprawdę. Czułaś się dobrze na takich spotkaniach? Tak, bo zabawa była niezła Ile osób brało udział w takim show? Jeżeli to były Katowice – to cały Spodek, jeżeli to był Poznań - to cała Arena, jeżeli to był Białystok - to była cała Hala Włókniarza. Nie wiem dokładnie, ile to jest ludzi, ale to są tysiące. Wierzyłaś w to co robisz, mówisz na takim spotkaniu? Nawet jeżeli miałeś jakiś brak wiary, to na takim spotkaniu znalazłeś zawsze większego pajaca niż ty i można było sobie pomyśleć, że skoro takiemu pajacowi się udało to mnie... Miałaś czas, by zajmować się własną firmą? Miałam czas, ale nie miałam ochoty, ale ochoty na zajmowanie się sklepami nie miałam również przed Amwayem. Moje sklepy padły. Więc to nie był wpływ Amwaya? Wiesz, nie wiem do końca, bo być może, gdyby było tak, że nie byłoby Amwaya, to bym się w końcu jakoś pozbierała i zajęła tymi sklepami na tyle, żeby przynajmniej jeden z nich został. Ile czasu dziennie poświęcałaś na pracę w Amwayu? Chcąc działać systemowo i z zachowaniem wszystkich reguł, należało dziennie poświęcić godzinę, półtorej na spotkanie z kimś nowym, by pokazać mu plan działania. Poza tym należało raz dziennie posłuchać kasety z jakiejś funkcji, z innych spotkań z ludźmi, którzy osiągnęli sukces w Amawayu. Musiałeś też wygospodarować czas na czytanie książki. Tu się bardzo podpierano książkami pozytywnego myślenia. Książki można było kupić na funkcji, ale widuję je również w księgarniach. Pamiętam, że w tamtych czasach, kiedy się spotykaliśmy, mówiłaś, że za trzy miesiące przyślesz mi pocztówkę z Majorki... Z Teneryfy. Co takiego się stało, przecież jesteś inteligentną dziewczyną, która miała całkiem nieźle w życiu, co się stało... Że nie przysłałam ci pocztówki? Że uwierzyłaś w to O tym, że wybrałam Amway, w dużej mierze zadecydowali ludzie. Na szkoleniach mówiono nam, że na powodzenie przedsięwzięcia duży wpływ ma ten, kto ci o tym mówi. Jeśli plan pokazywał mi facet, którego ja lubiłam, w jakiś sposób szanowałam, wiedziałam, że on działa w porządku i był w tym znaczeniu autorytetem, więc stawał się gwarancją, że jeżeli on się tam znalazł, to i ja się tam znajdę. Na czym polegały te szkolenia? Raz w miesiącu były funkcje, które w naszym regionie odbywały się w Białymstoku. Na takiej funkcji w pierwszej części występowali ludzie, pracujący na najwyższych poziomach. Potem był obiad, a po nim prezentowali się ludzie, którzy w ostatnim miesiącu osiągnęli sukces. To było takie hurtowe. Wywoływano na przykład tych co osiągnęli 3% i wszyscy lecieli. W przerwach było disco polo. Jak się czułaś na scenie? Nie czułam się dobrze, czułam się źle. Dlaczego? Nie byłaś szczęśliwa, że stoisz przed takim tłumem? Nie pasowało mi to, może to wynik, że mam trudności z przedstawianiem się, mówieniem o sobie, a tam wymagano, bym powiedziała, jak się nazywam, skąd jestem itd. Praca w Amwayu miała być Twoją drogą do sukcesu, uczyłaś się tego, czytałaś... To nie jest tak. Mogę ci powiedzieć o książkach pozytywnego myślenia, jaką krzywdę mi wyrządziły. Te książki pokazały mi, że jest taka praca, którą mogę robić, więc znalazłam się jak u siebie. Po jakimś czasie zauważyłam, że dzięki tym książkom całkowicie się porozkładałam, tak skutecznie, że nie mogłam się pozbierać. Czytając taką książkę, próbujesz się zmienić, ale ta chęć zmiany nie wynika ze środka. Nie czułaś się źle, gdy chodziłaś do ludzi. Przecież była to dla Ciebie nowa sytuacja... Prowadząc sklepy, to inni przychodzili do Ciebie, a tu musiałaś wchodzić do prywatnych mieszkań, przekonywać. Podobało mi się to, ludzi lubiłam zawsze, więc uważałam, że jest to w porządku. Dziś wiem, że nie jest to biznes dla mnie. Dlaczego? Ja chyba w ogóle do biznesu się nie nadaję. Bez przesady. Jesteś teraz kierownikiem dużego sklepu. To nie mój biznes, to tylko etat. Ludzie, którzy robią duże pieniądze są bezwzględni. Zdarzało się, że ktoś Cię wypraszał z domu, czy wyczuwałaś takie sytuacje, że ktoś nie odbierał telefonów, wymigiwał się od spotkania z Tobą. Nie odczuwałam tego, ale równie dobrze mogłam być na to nieczuła, mogło tak być, ale ja mogłam tego nie widzieć. Kiedy po raz pierwszy zaczęłaś się zastanawiać, że coś jest nie tak... Na jednej z funkcji usłyszałam zdanie, że każdy po sobie zostawia cmentarz. Powiedział je ktoś, kto jest na szczycie. Od ciebie zależy, czy będzie on mniejszy czy większy. Człowiek, któremu proponujesz wejście do biznesu, używając języka Amwayowskiego, jest „zapalony”. Czegoś się od niego oczekuje, a gdy dowie się, że nie może sprostać oczekiwaniom, nie potrafi tego robić, to się go zostawia samego. Pomaga mu się tylko do jakiegoś czasu. Rozmawiając z ludźmi, rozbudzasz w nich marzenia. Rzeczywistość szybko je zabija. Zgadzasz się z tą myślą o cmentarzu? To było straszne zdanie. Do dzisiaj mam takie poczucie, że ja po sobie też zostawiłam taki cmentarz w ludziach, w tych ludziach, którzy mi uwierzyli. Jak myślisz, czy metody, którymi kieruje się Amway są nadal skuteczne w werbowaniu ludzi? Myślę, że są, bo zawsze znajdziesz ludzi niezadowolonych ze swojej sytuacji, potrzebujących dowartościowania, zauważenia. I do tej grupy zawsze się dotrze, chociaż metody te bliskie są terapii i nie należy łączyć ich z biznesem. Co to znaczy, że są blisko terapii? Czy patrząc na to z perspektywy czasu, poczułaś silną ingerencję w swoją osobowość? Jest to ingerencja w człowieka, dlatego że masz jakby określony plan działania i metodę. Mówią ci o tym, że działając według tej metody, która jest skuteczna, osiągniesz sukces. Ale jeśli ci nie wychodzi, to mówią, że przyczyn poszukaj w sobie, bo może przeczytałeś tylko pół książki. Czyli, że błąd jest w tobie a nie w metodzie. Tej kartki z Teneryfy mi nie przysłałaś, bo... Błąd był w metodzie, nie we mnie. Metoda jest skuteczna, ale nie dla wszystkich. Bycie w Amwayu to nie są dobre doświadczenia? To doświadczenie jak każde inne, trudno mi powiedzieć, na czym tak naprawdę polega zło. Mogę ci opowiedzieć o głupotach, jakie robiłam, jak zmuszałam rodzinę, by kupiła noże za trzysta złotych, a to była wysokość pensji Zbyszka. Kupowałam też stosy książek i kaset, wracając z funkcji. Kupowałam produkty Amwayowskie, gdy brakowało mi punktów do osiągnięcia poziomu. Wydawałam dużo pieniędzy, których nie miałam. Co zrobiłaś z książkami pozytywnego myślenia? Oddałam. Nie sięgniesz po takie książki? Nie mam takiej potrzeby. (Środa 14 Maj 2003)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Michalinka88
Streści ktoś bo za dużo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 098765432
Michalinka: emłej, eeeeemłej, eeeeeemłej, eeeeeeeeeeeeeeeemłej, eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeemłej, eeeeeeeeeeeeeeeeeemłej WSZYSTKO JA JEDNO KOPYTO

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kotek 23
JA BYŁAM NA ROZMOWIE NA UL. OGRODOWEJ 28/30 I TEZ PROPONOWALI DWA STANOWISKA SZKOLENIE W POZNANIU ZA 83 ZŁ MIĘDZY 19-20 MAJĄ ZADZWONIĆ PORADŹCIE CO MAM ROBIĆ BO NIE CHCĘ SIĘ WKOPAĆ W JAKIEŚ BAGNO

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×