Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Platoniczna

Mężatki zakochane...nie w mężu...

Polecane posty

witam wszystkich 🌻 znów dałam się wciągnąć w tą bajkę, wystarczyło parę słów, gestów, JEGO dotyk i te oczy... mój spokój zniknął, obudziły się pragnienia... dziś już wiem... nie da się być koło siebie i tłumić uczucia... to ponad moje siły.... ale muszę spróbować.. muszę ograniczyć nasze kontakty tylko do służbowych rozmów, bez żadnych podtekstów, bez żdnych miłych sms-ów, a wszystkie które miałam wykasowałam, nie chcę żadnych wspomnień... jak ja bym chciała przestać o NIM myśleć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przeczytałam kilka wpisów, na początku, troche w środku i te ostatnie. Chciałabym mieć tą odwagę i odejśc od męża, ale chyba nie potrafię. Zawsze myślę, że tak będzie lepiej dla moich dwóch synów, bo potrzebny im tata. Ale kocham kogoś innego i to robi się silniejsze. Przestaję sobie z tym radzić. To ciągłe ukrywanie i pragnienie bycia z nim jest trudne di zniesienia. Nie mam pojęcia jak to się zakończy. Oboje bardzo się kochamy i chcemy być razem, ale obojemamy rodziny i zobowiązania wobec nie. Jak sobie z tym poradzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaczerniłam się, tak żeby nikt nie mógł się podszyć. Sprawdzam czy działa. Pozdrawiam wszystkie kobietki 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
niepoprawna... Wiem, jak jest Ci cieżko. Tak bardzo mi przykro :( Cóż mogę Ci powiedzieć... Trzymaj sie kobieto! Oby udało Ci się utrzymać tylko służbowe kontakty!!! Wierzę w Ciebie! Musi Ci się uda! Nie smuć się... Wiem, wiem.... łatwo powiedzieć... No ale cóż mogę... tylko mówić..... ewcia mon... Znajdziesz tu wiele sposobów radzenia sobie z tą bardzo skomplikowaną sytuacją.... Każda z nas radzi sobie na swój sposób. Lepiej lub gorzej... Wszystkie dokładnie wiemy, o czym piszesz... niestety :( No to teraz tchne trochę szczęścia ;) Moja była 2 a teraz 1 :D zaskakuje mnie coraz bardziej pozytywnie. Jest cudownie! Kocham go bardzo! Nie chcę nigdy nikogo innego ;) Chociaż zdaje sobie sprawę, że bedzie bardzo cieżko. Ale nie straszne mi to ;) Miłość pomoże nam to przezwyciężyć!!! Miłość moze wszystko :D buziaczki!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nel191
Inna -cieszę się z twojego szczęścia.Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Inna dzięki czasem wystarczy że ktoś jest, słucha i mówi, to już wiele 🌻.. dziś już trochę lepiej.. trzymam się planu... nie sądziłam że ta \"podróż\" tak odmieni moje życie, moje spojrzenie na świat, na swoje życie, nic nie wraca na dawne tory i chyba już nie wróci, ale to może lepiej, do tej pory moje życie płynęło gdzieś obok mnie, nie ja nim kierowałam, a teraz czas posterować tym statkiem samemu, to trudniejsze niż mi się wydawało, ale i piękne... wszystko się ułoży i będzie dobrze, przecież musi być, tylko brak mi już wiary w miłość w to że jest taki KTOŚ... ale jestem ja , są dzieci - mój świat, i tyle pięknych rzeczy wokół... dziś znów mój wieczór, książka i lampka wina w dłoń... i wszystkim problemom dziś mówię pa,pa... pozdrawiam wszystkich, dla was 😘 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wklejam artykuł zacytowany na innym topiku, przez chooligankę. Myślę że się na mnie nie obrazi :) Lucyna Słup IŚĆ, CIĄGLE IŚĆ \"Iść, ciągle iśc w stronę słońca, aż po horyzontu kres...\'\' - śpiewał kiedyś zespół ,,2+1\'\'. Droga ku akceptacji własnego życia jest niewątpliwie drogą długą i prowadzącą ku wolności wewnętrznej - ,,w stronę słońca...\'\' Myliłby się jednak ktoś, kto sądzi,że ma ona kształt linii prostej - wystarczy na nią wejść, a dalej wszystko toczy się samo. Droga prowadząca do zgody na własne życie rozwija się ruchem spiralnym. Idąc nią napotykamy na ,,słoneczne polany\" ale także i na ,,ciemne lasy \", które wydają się nie mieć końca, na sytuacje pozornie bez wyjścia. Mimo, że najchętniej byśmy je ominęli, to właśnie dzięki tym trudnym, kryzysowym sytuacjom dokonuje się w naszym życiu najwięcej. Kryzysy spotykające nas w życiu są rzeczą normalną i pełna zgoda na życie jest niemożliwa bez akceptacji tego faktu. Mimo potocznego, negatywnego zabarwienia słowa ,,kryzys\", są one doświadczeniami pozytywnymi prowadzącymi do otwarcia nowych, życiowych horyzontów. Inaczej mówiąc kryzysy mogą stać się naszą wielką szansą na bardziej pogłębioną i pełniejszą zgodę na życie- pod warunkiem, że zostaną przyjęte i właściwie podjęte. Każdy kryzys- niezależnie od tego, jakich wartości, czy jakiej dziedziny życia dotyczy - charakteryzuje się pewną dynamiką (11). Rozpoczyna się w momencie gdy z ,,jasnej polany\" - wkraczamy w ,,ciemny las\'\', gdy ,,wali się nam świat\'\', gdy to, co dotychczas znane staje się obce. Jesteśmy zaskoczeni, często przerażeni nową sytuacją, nie umiemy się w niej odnaleźć. Zawodzą nasze sprawdzone metody, sposoby reagowania - czujemy się jak w pułapce. Już w tym momencie stajemy przed wyborem. Możemy - odwołując się do utrwalonych sposobów reagowania próbować cofnąć się do sytuacji sprzed kryzysu albo zaakceptować fakt zupełnych ciemności i starać się wytrwać. Tylko drugi sposób zachowania się gwarantuje nam przejście przez tę fazę kryzysu, tzw. fazę zagubienia. Jeżeli go wybierzemy, wkrótce okaże się, że ciemność staje się jeszcze większa.W tej następnej fazie kryzysu - fazie dezorientacji negujemy dotychczasowe wartości i sposoby postępowania,gdyż boleśnie doświadczamy, że one się nie sprawdziły. Często kwestionujemy wszystko, czym żyliśmy do tej pory. Tu także możemy się cofnąć lub... przeczekać akceptując dezorientację w czujny, ,,nasłuch*jący\'\'sposób i starać się odnaleźć drogę, która z ciemności wyprowadzi nas ku światłu.W ten sposób wchodzimy w fazę trzecią,gdzie najważniejsze staje się odczytanie, rozeznanie tego,co mamy czynić. Rozeznanie i wybór odpowiedniego sposobu zachowania się w sytuacji kryzysowej wiąże się zawsze z walką wewnętrzną, z trudem, z cierpieniem. Poznawanie prawdy o sobie, zrywanie z dotychczasowym sposobem myślenia i reagowania, szukanie nowej drogi - to wszystko nas bardzo boli. Na każdym etapie kryzysu mamy ochotę się wycofać, ale tylko przejście przez wszystkie jego fazy pozwoli nam w procesie akceptacji życia posunąć się o krok dalej. Jaden kryzys nie jest przegrany, jeżeli podejmujemy go z Chrystusem, który nas umacnia i pomaga wybrać właściwą drogę. Zaufanie Jego prowadzeniu na każdym etapie kryzysu, odczytywanie tego, czego On od nas oczekuje sprawia, że nasze życie staje się coraz bardziej zgodne z Jego wolą. Na podstawie przyjmowania sytuacji kryzysowych widać wyraźnie, że zgoda na własne życie nie ma nic wspólnego z biernością i cierpiętnictwem ale jest twórczym szukaniem Prawdy. Odnalezienie właściwej drogi i wejście na nią sprawi, że ciemność zacznie się przerzedzać. Wyjdziemy znowu na ,,słoneczną polanę\'\'. Otworzą się przed nami nowe perspektywy, nowe możliwości działania. Podejmiemy życie na nowo w nowej sytuacji. Będziemy czuć się dobrze, swojsko, bezpiecznie- aż do następnego kryzysu... Droga akceptacji życia nigdy się nie kończy i prawdziwym nieszczęściem byłoby stwierdzenie, że już doszliśmy do celu. Wprawdzie z biegiem lat ,,słoneczne polany\" kuszą nas coraz bardziej ale tym mocniejsze powinno być nasze wewnętrzne pragnienie, aby iść dalej, aby nie ustawać w dążeniu, w wysiłku, w trudzie... W trudzie poznawania siebie,przemiany swoich postaw i w trudzie ufania na nowo w każdej sytuacji, w trudzie poddawania się Bożemu prowadzeniu. I właściwie nie jest ważne, czy coś osiągnęliśmy. ,,Naszym powołaniem jest nie tyle doskonałość, co rozwój\'\' - pisze John Powell (12). Faust, bohater słynnego poematu Goethego na pewno nie był człowiekiem pobożnym w potocznym rozumieniu tego słowa. Nie prowadził cnotliwego życia - uwiódł i porzucił zakochaną w nim Małgorzatę. Nie mówiąc o tym,że zawarł pakt z piekłem chcąc przeżyć życie jeszcze raz. Tym,co go ożywiało było dążenie do prawdy. Ono skłoniło go do tego, by oddać swą duszę za eliksir młodości...Ono wreszcie pozwoliło mu odnaleźć sens życia w czynieniu dobra. Dlatego w chwili śmierci Faust zostaje uratowany. egnając się z życiem słyszy słowa aniołów: ,,Kto wiecznie dążąc trudzi się, tego wybawić możem\"(13)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam serdecznie wszystkie panie Postanowiłem napisać na temat 2 w związku. Ja właśnie w takim związku jeszcze jestem. Piszę jeszcze bo bo nie wiem czy damy rade dojść do porozumienia Czy potrzebne są 2? Moim zdaniem nie, tylko pogarszają sytuację. Uważam, że bez nich jest wieksza szansa do porozumienia, dogadania się - oczywiście jeśli obie strony chcą się dogadać - bo jeśli nie to tu 2 nie pomoże. Wtedy najlepiej zakończyć to co jest i dopiero szukać kogoś innego. No dobrze a jak się już pojawiła - to ważny jest sposób jej pojawienia się - jak 1 dowiaduje się o tym. Jeżeli dowiaduje się przez \"życzliwych\" ludzi lub telefony to nie ma szansy na nic - chodzi mi tu o porozumienie. Jeżeli dowie się od partnerki to szanse są - to zależy od tego czy obu zależy na dalszym związku. Fakt jest nie zbity że w obu przypadkach 1 nie zdzierży 2 obok swojej partnerki - co by to nie było ale faceci są tacy. Porozumienie jest możliwe wówczas jeżeli partnerka zrobi coś z 2 - czyli usunie ze swego życia na zawsze. No dobrze w moim przypadku 2 pracuje z moją żoną i co ja mam zrobić w tym przypadku - to nie jest takie proste. Moja żona twierdzi że nic nie było między nimi, i w to jej wierze, że to chwilowe zauroczenie, ale mówi o 2, porównuje, opowiada mu o naszych problemach itp. Pragne porozumienia z żoną ale nie mogę zdzierżyć 2, siedzi mi ona w mojej męskiej głowie i nic na to nie mogę poradzić. Chyba przyjdzie się nam rozwieść. To tyle na początek - pierwsze moje wejście na forum Czekam na komentarze Czekam na

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dziwie ci sie bardzo
ze zona jeszcze nie lecie z predkoscia swiatla na wysokosci lamperii po celnym kopie w 4 litery. Rogi masz na bank, niezaleznie od wiary czy niewiary w jej slowa Po co ci zona ktora jest na tyle nierozgarnieta ze opowiada o 2 - z nierozgarnietymi zyje sie trudniej. Nawet nie nie probuj naprawiac zwiazku bo i tak z tego nic nie bedzie a tylko sie naszarpiesz. A, i nie daj sobie wmowic ze wina lezy po obu stronach, bo to nieprawda, tylko zaslona dymna postawiona w celu zasloniecia/usprawiedliwienia swojego lajdactwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moze tak moze nie
Ja mialam bardzo podobna sytacje do Ciebie Facet , moj maz opowiadal o swojej kolezance i porownywal mnie , wiem ze spotkali sie kilka razy ,ale mozecie sie smiac ale wierze ze mnie nie zdradzil , po pierwsze dlatego ze tak mowi mi moja intuicja a po drugie tak na zdrowy rozum , naprawde rzadko ktorzy kochankowie sie z tym obnosza , na Twoim miejscu martwilabym sie jak ona przestanie o nim gadac...Pozdrowka:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam ochotę skończyć swoje życie. Jedynie dzieci mnie jeszcze trzymają. Co one zrobią jak mnie zabraknie? Mój Boże. Kto się nimi zajmie? Mój mąż? kompletnie się do tego nie nadaje - sam jest jak dzieciak w dodatku nie ma u nich autorytetu. Co za wzór może stanowić człowiek, który jest uparty i nie chce się rozwijać. Człowiek który spędzał całe popołudnia, rozwiązując swoje problemy emocjonalne ze mną nie zważając na to że przede wszystkim dzieci mnie potrzebują. Dzieci cieszyły się gdy go nie było, bo miały mnie w końcu dla siebie. Dlaczego skończyć? Bo mam już tego dość, jestem zmęczona. Tak to sa właśnie te fundamenty. W gruzach. Nie dwójka niszczy mi życie.. Tylko jedynka i osoby które wydzwaniają. Ktoś z podłego polskiego środowiska. Nigdy dwójce nie dałam znaku, że się w nim zakochałam nawet kiedy tak w istocie było. Dlaczego? Bo można zawsze było obrócić to w żart. Uporałam się z tym uczuciem, które nie pojawiłoby się gdybymi się z mężem układało, sama, nie dopuściłam do niczego więcej niż rozmowa, bo myślałam że najważniejsza jest rodzina i dzieci. Postąpiłam wbrew swoim uczuciom. Zaufałam rozsądkowi. Teraz jestem zależna od huśtawki nastrojów mojego męża. Przekręca moje słowa, szpera mi po moich rzeczach (wcześniej też to robił, jeszcze jak dwójki nie było) czyta co piszą do mnie przyjaciele z Polski. Nie liczy się to że powiedziałam mu sama jak jest i że jestem z nim szczera. Uważa że wszystkie jego wątpliwości powinnan ja rozwiewać nawet te urojone. Nie liczą się fakty tylko to co on wymyśli. Już mu nawet powiedziałam niech w takim razie pójdzie sobie skoro tak myśli i da mi wreszcie spokój. Ale on nie chce, bo twierdzi że mnie kocha, to jest miłość???? wieczne i bezpodstawne ranienie drugiej osoby??? Jego zdaniem winny jest 2 nie ktoś kto to zamieszanie wprowadził. Cóż z tego że była fascynacja, nikt tu nikogo nie zdradził i to nie oznacza że nie kocham aktualnego partnera. Gdybym nie kochała go nie cierpiałabym tak, poszłabym się zabawić nie przejmując się jego urojeniami. On zabija we mnie resztki mojej miłości do niego. Bo łatwiej by mi było go nie kochać. Chcę żeby zniknnął z moich oczu. Poszedł i znalazł sobie kogoś. Ja zostałabym dla dzieci, z dziećmi. Ale to niemożliwe bo on zostanie ze mną bo mnie kocha - tak twierdzi. A ja nie potrafię dłużej z nim żyć. Czasem wydaje się że myśli rozsądnie 1-2 dni jest ok, a potem znowu jazda na urojeniach. Stoimy w miejscu. A ten kto zrobił nam takiego psikusa cieszy się, że mu wyszło. Ale to dla mojego męża nie ważne że biegnę do pracy zdenerwowana i roztrzęsiona. Może mu o to chodzi by uznano mnie za wariatkę. I może nią jestem skoro jeszcze z nim jestem. tyle lat rozwalone przez jego rozczulanie sie nad sobą i szukanie problemów tam gdzie ich nie ma. Bo tak naprawdę to mam problem głównie z nim. To długa historia naszego małżeństwa. Może innym razem ją opisze gdy jeszcze będziecie chcieli, a ja jeszcze tu będę na tym łez padole. Zawiniłam jednym - jestem zbyt wyrozumiała. Zbyt często rezygnowałam z czegoś dla wspólnego dobra, gdy nie było tego z drugiej strony. Teraz gdy zaczęłam dbać o swoje, on czuje się źle sam ze sobą i mnie o to obwinia. To ciągnie się jeszcze od czasów gdy byliśmy w Polsce. I pierwsza jego durna zazdrość była o wirtualne rozmowy z facetem na GG. A my po prostu mieliśmy o czym ze sobą porozmawiać - mieliśmy wspólny temat. Tylko tyle - a mąż chciał mu wtłuc, że miesza się między nas. Nie za takiego faceta wychodziłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka jedna idiotka
Sobie facet piszesz: \"Porozumienie jest możliwe wówczas jeżeli partnerka zrobi coś z 2 - czyli usunie ze swego życia na zawsze\" - co ma zrobić? zabić go? a kiedy będziesz wiedział, że jest on usuniety na zawsze? Po czym to poznasz? \"Moja żona twierdzi że nic nie było między nimi, i w to jej wierze, że to chwilowe zauroczenie\" - to w czym problem? \"Pragne porozumienia z żoną ale nie mogę zdzierżyć 2, siedzi mi ona w mojej męskiej głowie i nic na to nie mogę poradzić\" - to twój problem i musisz sobie z nim poradzić, jeśli pragniesz rzeczywiście porozumienia. Ale zdaje się, że jesteś skupiony wyłącznie na sobie. Rozwiedź się więc, jeśli to dla ciebie aż taki problem, zanim swoją zazdrością zniszczysz komuś życie. Oczekujesz wiele od partnerki, czujesz sie skrzywdzony choć tak naprawdę wierzysz jej, że tego nie zrobiła, a może jednak nie wierzysz. O co tu chodzi? Sam z sobą najpierw dojdź do ładu. Zanim zaczniesz zadręczać żonę swoimi wątpliwościami. Bo inaczej sam doprowadzisz do rozpadu małżeństwa przez chorobliwą zazdrość. Jak to jest, jak jesteście razem macie jakieś plany i je realizujecie, czy zadręczasz ją swoimi wątpliwościami, czy cię kocha? A skąd wiesz, że opowiada o waszych problemach z nim? Może to twoja wyobraźnia? Może tak naprawdę walczysz ze swoją wyobraźnią. Czy żona jest z tobą? Czy wychodzi gdzieś popołudniami, (lub w nocy) a ty nie wiesz gdzie, czy coś kręci kombinuje? Trzymaj się faktów. A fakt że ci o tym powiedziała mówi sam za siebie, że raczej chce być z tobą szczera.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Enia🌼 Gdzie teraz sa te wszytkie madre osoby...Gdzie te głosy rozsadku..Wrózko poradz cos ENI...teraz milczysz...Njprosciej krytykowac , ganic i udwac , ze sie jest lepszym..prawda? Enia-wiesz, ze po burzy przychodzi słonce, pomysl sobie tak, ze ta burza po cos sie rozkreciał w Twoim zyciu, nic nie dzieje się bez przyczyny..Masz dla kogio zyc, powodów jest wiele, wiem jak to jest gdy, ktos bezprzerwy Ci udawadnia, ze to Twoja wina aTY nic nie mozesz zrobic, nie mozesz sie przebic przez opór ludzkiego \'\'niechcenia\'\'..Boli jak cholera, chowasz sie wsobie i myslisz..po co ja to zrobiłam..itp Teraz pomysl odwrotnie, pomysl o sobie, o dzieciach..TY jestes najwazniejsza dla siebie i nie pozwól ,zeby ktos Cię swiadomie niczył, bo nie jest tak jak ON by chciuał, on zyje urojeniami..To jego problem , niech idzie sie leczyc, do psychologa, terapety, Ty juz tutaj nic nie mozesz zrobic...tylko pomyslec o sobie, bo zniszczy tym cIEBIE , A DZIECOIM , OBRAZ MATKI , ICH OPARCIE I OSTOJE... Czy tego chcesz..? Nie bierz całego garbu na siebie..bo mimo checi nie udziwgniesz, Ratuj co mozesz i skup sie na waznych dla Ciebie rzeczach... Pisz..bo to pomaga, wiem to po sobie..ile ze mnie uszło jak zaczełm pisac..jak powoli wwzytko zaczeło sie ukłdac w logiczny ciag... Ale najpierw zaczełm od siebie, od budowania swojej miłosci do siebie, dopiero wtey mozna ja rozsyłac dalej..Wierze w Ciebie, nawet nie wiesz ile jeszcze siły masz w sobie, ile w stanie jestesmy przejsc... Poczytaj sobie topiki \"Czy jestes w zwiazku, w którym patrner molestuje Cię psychicznie\"..Tam kobiety wspaniale, zaczynaja obierac nowe siezki do własnego ja. Bede trzymac kciuki i czytac.....trzymaj sie cieplutko❤️ Pozdrawiam wszytkich🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka jedna idiotka
Poczytałam trochę wpisów kobiet na topiku, bo nie mogłam zrozumieć skąd pytanie, które zadaje sobie facet "Czy potrzebne są 2?" Bo już zwątpiłam czy przypadkiem dobrze trafiłam. Ty takie pytanie zadajesz i na nie odpowiadasz? Tu nikt takiego pytania nie zadał, bo odpowiedź jest oczywista - NIE. Tu pytanie brzmi dlaczego jest tak, że pojawia się w nas uczucie do kogo innego. Nikt tu nie mówi, że one sa potrzebne. To co piszesz w odpowiedzi na pytanie jest oczywiste. To uczucie do kogo innego się pojawia i musimy sobie z nim jakoś poradzić. Wybrać czy iść w jedną czy w drugą stronę. Tu na tym topiku wcale nikt nie szukał dwójek by rozwiązywać problemy małżeńskie. Może są małżeństwa, które się na to nawzajem umawiają, że znajdą sobie oboje odskocznie, ale to rzadkość (właśnie UMAWIAJA się - czyli dogadują) Dla przypomnienia o co tu chodzi wkleję ci pierwszy wpis autorki topiku "Mi się zdarzyło. Nigdy nie sądziłam, że mnie to spotka. Jak żyć? jak sobie radzić z dniem powszednim, gdy rano wstajesz, czekają Cię obowiązki..... wieczorem czeka na Ciebie mąż. Niera czeka, nieraz nie.... Jak dalej żyć?" Poczytaj sobie topik od początku, jeśli chcesz. Może znajdziesz rozwiązanie swojego problemu. Może zrozumiesz dlaczego tak się stało i znajdziesz na to radę. Jeśli żona cię nie zdradziła, znaczy że nie godzi się na bliskość z tamtym. A jest blisko z tobą - pamiętaj o tym i tego nie marnuj tego. Mało tego - powiedziała ci o tym. Chciała mieć w tobie przyjaciela. Nie twórz problemów z których ona musi się komuś wygadać, bo w Tobie widocznie nie ma oparcia i nie może ich z Tobą rozwiązać, skoro szuka rozwiązań gdzieś indziej. A komu będzie mówić? Przyjaźnie do siebie nastawionym osobom. To normalne. Zastanów się nad tym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka jedna idiotka
acha i to od ciebie zależy jak się zachowasz. Każdy jest kowalem własnego losu. Ona zrobiła krok. Powiedziała Ci i uporała się z tym "chwilowym zauroczeniem" reszta należy do ciebie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
niepoprawna \"nie sądziłam że ta \"podróż\" tak odmieni moje życie, moje spojrzenie na świat, na swoje życie, nic nie wraca na dawne tory i chyba już nie wróci, ale to może lepiej, do tej pory moje życie płynęło gdzieś obok mnie, nie ja nim kierowałam, a teraz czas posterować tym statkiem samemu, to trudniejsze niż mi się wydawało, ale i piękne... wszystko się ułoży i będzie dobrze, przecież musi być, tylko brak mi już wiary w miłość w to że jest taki KTOŚ... ale jestem ja , są dzieci - mój świat, i tyle pięknych rzeczy wokół...\" Poradzisz sobie jesteś silna, nie miałaś okazji tego doświadczyć dlatego to jest dla ciebie teraz trudne, ale będziesz wiedziała że to co zrobiłaś zależało wyłącznie od ciebie, sprawdzisz na ile cię stać, sprawdzisz się w działaniu, które do tej pory było uśpione I będziesz miała satysfakcję. Czasem obawa przed przyszłościa blokuje nas przed podjęciem ryzyka, a jak się do czegoś w końcu zabieramy, okazuje się, że nie jest tak źle jak wyglądało to na początku. Podam ci przykład jak było ze mną. Ja na początku bałam się pojechać do Anglii sama z dzieckiem. Myślałam, że przerasta to moje możliwości, ale to było najlepsze wyjście, a przy okazji oderwałam się od koszmaru użalania się nad sobą i zazdrości mojego męza. Miałam okropne lęki przed podróżą. Pokonałam je. Znalazłam ludzi, którzy mi pomogli się zadomowić i podpowiedzieli jak szukać pracę. Znalazłam pracę i zdobyłam w tej pracy szacunek. Ja sama. Bez męża. I ty też sobie poradzisz. Niedługo potem mąż uznał, że jest mi potrzebny i dojechał do mnie. Nie zastanawiając się i nie pytając jakie mam na ten temat zdanie, zostawiając drugą córkę pod opieką rodziny. Kto komu był potrzebny? on mi czy ja jemu? Bo od momentu gdy dojechał zaczęły się dodatkowe problemy. Nie znajdował pracy, to jęczał że mu źle, uparł się że nie będzie uczyć się języka, absorbował całą swoją osobą mnie, dzieckiem się nie mogłam zająć tak jak trzeba i ze znajomymi pogadać, bo on był jak dziecko. Mieszkaliśmy wielorodzinnym domu spotykaliśmy się wszyscy i rozmawialiśmy w salonie. Spotkania moje szybko się kończyły, bo musiałam być tylko dla niego i jego problemów. Dawałam się wciągać w tą grę. A przecież wiadomo, że przyjaźnie trzeba pielęgnować. Nikt nie chce się przyjaźnić ze skupionymi na własnych problemach małżonkami.To co zbudowałam jak byłam sama zaczęło się psuć. Rownież w pracy, która jakiś czas była dla mnie odskocznią, ale z czasem dało zauważać się, że staję się płaczliwa. Ludzie nie lubią takich, bo chcą pomóc, ale nie wiedzą jak. A tak naprawdę pomóc tylko mogą przez wysłuchiawanie. Kto to lubi? Na razie jestem zdołowana, ale chyba pójdę w twoje ślady. Wiem że sobie poradzę. Zastanawiam się co mnie przy nim trzymało. Moją głupotę tłumaczy chyba tylko miłość i nadzieja, że będzie w naszym małżeństwie lepiej. Ale niestety już zabrakło mi nadzieji. Tkwię w toksycznym związku. (Dla zainteresowanych zapraszam na stronę molestowanych psychicznie) Muszę się z nim rozejść. Muszę to zrobić dla mnie i dla dzieci. A także dla mojego męża. Szkoda tych nerwów. Po odwyku od dwójki pora na kolejny odwyk, trudniejszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Enia 2 moje małżeństwo jest dalekie od ideału, na strony o molestowanych psychicznie trafiłam wcześniej niż tu... to że nie jestem z 2 to przejaw rozsądku, mojego i jeszcze bardziej JEGO, bo ja w pewnym momencie straciłam nad sobą panowanie, zbyt dobrze sie przy NIM czułam jak chyba nigdy dotąd, pewna swojej wartości, bezpieczna.... ten zawiązek wyciągnął jeszcze bardziej braki mojego małżeństwa, chore zachowania mojego męża... tylko że od tego momentu nie chciałam być już nikim, chciałam być sobą, kobietą.... ale mój mąż nie może znieść mojej samodzielności, on czuje że stracił nade mną panowanie, mówi że kocha że nigdy mnie nie opuści, po czym potrafi nie odzywać się ani słowem przez kilka kolejnych dni, grozić wyprowadzka.. przedtem płakałam błagałam prosiłam by został ... teraz już nie mam na to siły... teraz walczę przede wszystkim o szacunek do samej siebie.... po ostatniej takiej akcji powiedział że on tylko chciał abym prosiła go by został, ale nie usłyszał tego ode mnie, powiedziałam tylko że jeśli tak ci źle to odejdź, nie dam się więcej szantażować, decyzje zostawiłam jemu, został, czy dobrze zrobił nie wiem sama nie wiem czy chcę jeszcze z nim być,........... parę dni był inny ale już widać że wszystko wraca... ale jestem silna, a przynajmniej staram się, by nikt nie widział jak wiele mnie to wszystko kosztuje... tylko te strony widzą jakie to wszystko jest trudne.... muszę walczyć, sama dla siebie, a przede wszystkim dla swoich dzieci... kiedyś najbardziej bałam się że zostanę sama, że sobie nie poradzę ale teraz wiem że jest we mnie ukryta moc, im więcej kopniaków tym staje się silniejsza, oczywiście kryzysów mam wiele, ciągle dołuję, ale powstaję i idę dalej.... oczywiście boję się zwłaszcza strony materialnej, mój mąż to silny i wpływowy i bardzo zaborczy człowiek, jeśli chciałabym odejść jestem pewna że będzie chciał mnie zniszczyć, jeśli kiedyś się na to zdecyduje muszę być przygotowana i bardzo silna....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
choć czasem mam ochotę znów zamknąć się w swojej bajce, i czekać na szczęśliwe zakończenie, bo przecież w bajce zawsze tak jest, i żyli długo i szczęśliwie...... buziaki dla wszystkich 🌻 Inna jak twoje szczęście? Jak sobie wszyscy radzicie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"zbyt dobrze sie przy NIM czułam jak chyba nigdy dotąd, pewna swojej wartości, bezpieczna....\" - to było \"złe\"? Dlaczego od tego uciekłaś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej wszystkim! przyznam sie bez bicia, że nie przeczytałam wszystkich wpisów :( ale nadrobię, obiecuję ;) niepoprawna... nie daj się smutkom i mężowi... Masz rację, walcz o siebie, o swoje wewnętrzne poczucie wartości. Zawsze ciepło o Tobie myślę :) I czytam wszystko, co piszesz :) A u mnie w porządku. JEstem zakochana po uszy, mam klapki na oczach. Mam nadzieję, że kroczę właściwą drogą. Niedobre jest to, że staje się bardzo zaborcza i zazdrosna. I różne ciężkie sytuacje czasem wychodzą :( ALe ogólnie jest super! Jestem bardzo zadowolona! A banan mógłby być dookoła głowy, gdy jestem z nim :D Kocham, kocham, kocham i jestem w ogólny rozrachunku ;) baaaaardzo happy! :) Pozdrawiam wszystkich 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zakręcona 🌻 jak widać wszystko nie jest takie proste. Jest mi już lepiej. Staram się trzymać w garści. Jestem silna ja to wiem na molestowanych psychicznie jestem \"prawie 40\" jak widać i niepoprwana 🌻 też tam trafiła. To znaczy, że jednak jak nie ma porządnych fundamentów związku to pojawia się uczucie do dwójek jak drogowskaz - uciekaj, masz szanse jeszcze ułożyć swoje życie. Nie generalizuję - odnosi się do mojego przypadku i niepoprawnej. Ja tak jak niepoprawna mogę napisać \"to że nie jestem z 2 to przejaw rozsądku\" - ale czy to naprawdę rozsądek? Ja już w to wątpię Nie wiem jak z tym jest u Was kobietki. Staram się to racjonalizować, bo już mam taki durny umysł. Chyba muszę go zostawić - ciężko to przed samą sobą przyznać, ciężko zrealizować ale to chyba rzeczywiście nie ma sensu. Ciężko mi będzie to skończyć zwłaszcza tu w obcym kraju. Ale to ciągnie się już za długo. Ponad rok jak mi to uświadomiła moja dobra koleżanka, do której się kiedyś wprowadziłam na trzy dni by odetchnąć i zebrać myśli Dziś był miły i wydawał się rozsądny, ale najpierw zaczął od oskarżeń, dopiero jak nie skutkowały mądrzał... Nie zwracałam uwagi, przynajmniej się starałam, czytałam książkę, on próbował zwrócić na siebie uwagę, i całował to w czółko to w policzek nie licząc się z tym, że wolę czytać i że nie chcę by mi zasłaniał - cały on... Ale to wszystko powinno być pisane na innym topiku, a ja nie jestem w stanie pisać równocześnie na dwóch. Może założyć topik \"Kobiety molestowane zakochane w innym, a nie w mężu\" :) absurd. Śmieję się z tego ale tak jest, to śmiech przez łzy - teraz widzę tą głupotę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Strony molestowanych czytalam dość systematycznie w Polsce. Tu czytuję od niedawna, bo od niedawna mam internet. Pojawiam się tam, ale przyznam się, że nie zawsze wszystko czytam, z powodu braku czasu. Czytywałam w Polsce też \" Kobiety a problemy w związku\" Radosnki - nie wiem gdzie ten topik zniknął - nie mogę się dokopać :) Tam też się pojawiałam jako Enia. Minęło już od tego czasu półtora roku... No cóż pora kłaść się spać, dobranoc wszystkim nocnym Markom

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam pamietacie mnie jeszcze?Chcialam sie z wami czyms podzielic otorz poznalam kogos i znowu czuje sie szczesliwa co nie znaczy,ze o tamtym zapomnialam.Ale znow czuje motylki w brzuchu,teraz jest fajnie staram sie nie angazowac,ale same wiecie jak jest.Boze jakie my kobiety jestesmy glupie,popadamy z jednej skrajnosci w druga,ale co zrobic.Samo zycie.Pozdrawiam Was wszystkie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam pamietacie mnie jeszcze?Chcialam sie z wami czyms podzielic otorz poznalam kogos i znowu czuje sie szczesliwa co nie znaczy,ze o tamtym zapomnialam.Ale znow czuje motylki w brzuchu,teraz jest fajnie staram sie nie angazowac,ale same wiecie jak jest.Boze jakie my kobiety jestesmy glupie,popadamy z jednej skrajnosci w druga,ale co zrobic.Samo zycie.Pozdrawiam Was wszystkie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rrrrrrrrrr
i całowałam to w czółko to w policzek a on odpowiedział nie widzisz ze ogladam mecz (gram na kompie), co o tym myslicie? odp. to beznadziejny dupek pogon chama !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam🌼 Tez, sobie pomyslałam, ze chyba powinnismy załozyc inny topik:P:P Ja na topik molestowanych wpadłam po przeczytaniu topiku Radosanki.Ale nie ze wzgledu na mój zwiazek, ale z powodu mojego obsesyjnego uzaleznienia od 2, szukałm jakis wskazówek , a nawet pomocy..To zaczynało sie robic nie zdrowe, szukałam wyjscia, chciałm pomóc sobie.Moje zycie zaczeło sie krecic wokól 2, jego sms , spotakn,telefonów.W koncu tak mnie to wyczerpało, ze miałm dosyc, zauwazyałm ,ze nie mam swojego zycia, wszyscy zostali odsunieci na bok, nic sie nie liczyło.Robiłąm wszytko mechanicznie i zyłam tez sztucznie.Do tego sytuacja 2, jego zachowania..zaczeło mnie to przerastac..to było chore, ale taki był mój odbór, ja sama wpedziłm sie w to uzaleznienie, tak potrzebowam ciepła, miłosci, ze chyba bym w tamtym okresie wszytko zniosła..zeby czyc sie tylko kochana i akceptowana,teraz rozumiem , ze ten proces siega głebiej , bo az do dziecinstwa, do tego brak wiary w siebie i miłosci własnej...Nie sa to proste sprawy..i niech wszyscy mówia co chcą, jak ktos tego nie przejdzie nie zrozumie..Niech uwzaja się za lepszych , madzrzejszych, ale ja weiem swoje i wiele zrozumiałam.. Enia--ja wiem , ja ciezko to skonczyc, kiedy ktos był całym swiatem, kiedy jemu przypisujesz tak wiele..ale to nie prawda..i to trzeba sobie uswiadomic, a jest ciezko..bo rozum jedno serce drugie i sumienie trzecie..tego nie da sie za chiny pogodzic..mozesz sie oszukiwac i udawac..ale to uderzy w Ciebie ze zdwojona siła, nawet nie wiesz kiedy.. Wiec ja powoli walcze z uzaleznieniem, walcze o siebie, o zdrowy odbór sytuacji.Nie wiem ile to jeszcze potrwa, mam nadzieje, ze skonczy sie dobrze...:) Pozdrawim wszytkich z usmiechem:D XYZV-gratuluje, i zycze spełnienia... Niepoprawna--ciesze się, ze powolutku widzisz pozytywy tej styuacji..to tak jak ja, wcale nie przegrałm,bo pomio wszytko wygrałm i to o wiele wiencej...:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zakręcona 🌻 ja walczę o zdrowy odbiór sytuacji, a im zdrowsza się sobię wydaję, tym gorszy robi się on.. dlatego tak cięzko walczyć o siebie. Ale robię co mogę a i tak daję się wciągnąć w te gierki, do których dołączają się osoby trzecie, które mają spaczony obraz sytuacji, bo znają ją z opowiadań tylko jednej strony. Wczoraj podrukowałam parę stron z www.kobieceserca.pl/czytelnia , a zwłaszcza artykuł o bliskości A dziś porozmawialiśmy szczerze. Mąż zrozumiał dlaczego tak się zachowuje. Mówił, że niepotrzebnie słucha czasem innych i patrzy jak inni żyją, bo inni mają swoje modele życia i nie można się na nich wzorować. Powoduje to tylko zamieszanie. Doszedł do wniosku, że jak słucha głębi swego serca, to ono mu dobrze podpowiada, bo jest nam oboje wtedy lepiej, że powinien zaufać przede wszystkim swemu sercu. To, że odkrył niedawno w sobie uczucia spowodowało, że bał się je zainwestować, bał się, że to oznacza podporządkownie i nie zauważy kiedy zostanie oszukany, choć tak naprawdę mi wierzy, że między dwójką a mną do niczego nie doszło. I że musi najpierw dojść do ładu sam ze sobą, a potem możemy rozmawiać ze sobą rozsądnie i to jest podstawa związku. Dziś mówił rozsądnie. Mnie cięzko jednak uwierzyć, że to na długo, ale muszę spróbować. Muszę się starać myśleć pozytywnie. Wiem, teraz wyglądam nieco głupio, być może znów się nabieram... Ale daliśmy sobie czas do świąt. Pewnie łatwiej byłoby nam oboje dojść do ładu ze sobą gdybyśmy się na jakiś czas rozstali - nie byłoby wtedy ognisk zapalnych, moglibyśmy się wyciszyć, zajrzeć w głąb siebie... Ale to na razie niemożliwe. Ja będę trzymać raz obrany kurs (zakręcona - ten, o którym mówiłaś i o którym mówią kobiety na \"molestowanych\") choć zdarzało mi się zboczyć, ale teraz jak oboje chcemy może skończą się te gry, które sprowadzają na manowce

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzisiaj była 1 dowiedział się o byłej 2, a teraźnieszej 1. W końcu wszystko bedzie na legalu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×