Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kalita

Wątpliwości przed ślubem!!!!

Polecane posty

Gość szmutasek
a ja bym chciała wziąć ślub, ale mój narzeczony jakoś nie bradzo, jesteśmy zaręczeni jakieś dwa lata i wiem, że będzie chciał wziąć ślub ale tylko cywilny, nie kościelny i nie teraz tylko w przyszłym roku i na początku jak się oświadczył świata poza mną nie widział, a teraz jak juz nie raz się kłóciliśmy to naszły go obawy i już nie patrzy sercem tylko rozumem i czasami zaczynam wątpić, że dojdzie do tego ślubu...może on się boi a może mnie zwodzi :(((((((((((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uflik
Cześć dziewczyny, Ja powiem tak- NIE MA RECEPTY NA UDANY ZWIĄZEK I NIE MA ZNACZENIA CZY JEST ŚLUB, CZY GO NIE MA, CZY KOŚCIELNY, CZY CYWILNY.To nieważne- ważne jest to- żeby naprawdę obie strony tego chciały!!!! Ja za miesiąc wychodzę za mąż, kłócimliśmy się z moim narzeczonym od zawsze, za wszystko, na początku , rok temu jak zamieszkaliśmy razem ,nie potrafiliśmy się dotrzeć, ale zawsze , byliśmy razem, przetrwaliśmy najgorsze, i zawsze jedno ma w głowie to drugie, i kiedy wiesz, że nie możesz bez niego zasnąć, że brak ci go gdy wyjeżdża, to wystarczający powód, żeby być ze sobą, być tak jak każdy z nas indywidualnie chce-ślub czy wolny związek- to nie ważne- wazne by się kochać, KOCHAJ I SZALEJ I NIE MYŚL CO DALEJ.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ssssssssssssssssss
ja też mam wątpliwosci.czy to napewno ten .czy bendzie to szcześliwe małżenstwo,boje się a najśmieszniejsze jest wtym to ze jak by mnie zostawił to bym cierpiała

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"Wiecie dlaczego sobie cenię związek z moim partnerem? Bo nie ma między nami żadego musu. Jestem z nim bo chcę , a nie dlatego że podpisałam pisemne zobowiązanie, że go nie opuszczę aż do śmierci. Wiecie, co? Nie wiem czy go nie opuszczę.. Życie jest pasmem niespodzianek i nie wiadomo co kogo czeka.\" Ślub też się bierze bo się chce, to nie jest przymus. Bierze się go dla siebie, nie rodziny czy znajomych. Podejście :nie wiem,czy go nie opuszczę\" jest zwyczajnie szczeniackie. Wyobraź sobie sytuację: jesteś z facetem, macie dziecko. I on pewnego dnia mówi: wiesz co, odchodzę. W końcu nie mam żadnych zobowiązań. IMHO ślub cementuje związek. A to dużo ważniejsze niż motylki w brzuchu. PS mam milion wątpliwości, ślub za kilka miesięcy. I nie jest to dla mnie żadna formalność, świstek. Tylko powazna decyzja, poważna przysięga. Gdyby tak nie było, nie miałabym wątpliwości, bo czego się obawiać w takim wypadku? I jeszcze jedno... ja po tygodniu też myślałam, że to ten jeden, po roku mieszkaliśmy razem. Dotychczas nie widziałam wielu jego wad. Ale w końcu je zobaczyłam... cześc zaakceptowałam, część nie. Ale kocham Go razem z wadami i zaletami. Od 5 lat. Kocham nie miśka. Kocham mężczyznę mojego życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Agatus swietnie to ujelas naprawde lepiej bym tego nie zrobila jesli chesz to bierzesz slub nie to nie. ja wzielam bo chcialam teraz jestem najszczesliwsza na swiecie a od slubu minelo juz pnad 7 miesiecy i jest naprawde cudownie nie sielankowo- cudownie - przez wszystko przechodzimy jako MY

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aksji
witam jutro biore slub i jestem szczesliwa jestem z moim ukochanym juz 7 lat i wlasnie sie pobieramy uwazam ze powinno sie razem troche pomieszkac zeby miec pewnosc czy chcemy z tym jedynym byc i czy akceptujemy jego wady i czy on akceptuje nasze i jesli oboje nadal chcecie wziac slub to dobrze :) pozdrawiam i zycze wszystkim powodzenia i podejmowania trafnych decyzji :) aksji

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do ZWODNICZA 82 Mam takie same odczucia jak ty, jak czytałam twoją wypowiedz zrobiło mi sie jakoś przyjemniej bo już myślałam ze ze mną jest coś nie tak, a jak widać rutyna robi swoje mimo iz sie kocha:)) Podoba mi sie powiedzenie ; Najpiękniejsze jest to czego nie ma.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zwodnicza ma rację
Jestem w związku 2 lata. Ostatnio spytałam narzeczonego, czy wciąż jest we mnie zakochany. Nie, czy kocha, bo to wiem, ale czy jest ZAKOCHANY. Odpowiedział, że tak i wierzę, bo wciąż to widzę, ale... ale dostrzegam pewne symptomy. Symptomy tego, że staliśmy się tzw. dojrzałą parą z dojrzałym uczuciem. To nieuniknione, na tym polega życie we dwoje. Ale jak przypomnę sobie początki, kiedy on autentycznie całował ziemię, po której stąpałam, to... ech :) Trzeba odprawić pogrzeb motylkom. Bo czy ktoś ma patent, jak je zatrzymać na zawsze? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość narzeczona..
Witam wszystkich. Ja również jestem zaręczona.. lecz obejmuje mnie ogromny strach przed ślubem,... boje sie szarej codzienności.. boję sie tego, że pewnego dnia wstane z łożka, popatrzę na mojego ukochanego i popłyną mi łzy że jestem nie do końca szcześliwa. Mimo tego wszystkiego bardzo kocham swego narzeczonego i nie wyobrażam sobie życia bez niego.. czuje sie skołowana... czy ktoś odczuwa coś podobnego?? pomóżcie :( pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
OK nie przeczytałam jeszcze wszystkich odpowiedzi bo już chciałabym odpowiedzieć sama. A więc tak o motylkach w brzuchu powiem tyle, że fajnie jest je czuć ja po 4 latach związku i jeszcze moze tak z rok przed związaniem się z moim narzeczonym cały czas je czuję i jest fajnie. Myślę że tu dużo zależy od osób, żeby czuć motylki. Małżeństwo które przyszło do nas na nauki przedmałżeńskie ten facet mówi że po 35 latach małżeństwa on dalej czuje motylki czasem :D przecież to sie wykończyć można w takim wieku. Ale chodzi o wzajemna adorację. Ja mówię mu bardzo często że go kocham, przchodze przytulam się bez powodu, chwalę go za każdym razem jak mu się cos uda, przynoszę mu czasem prezencik, wspieram go we wszystkim co wymyśli, liczę się z jego zdaniem, on też tak robi i w zasadzie wzajemnie się w ten sposób nakręcamy. I o to chodzi, to małżeństwo mówiło wtedy że na tym polega pielęgnowanie małżeństwa. Ale tu też ważne jest podejście tej drugiej osoby. Bo czytałam czasem komentarze że kobitka się stara jak może właśnie robić tak jak wyżej napisałam a jej mąż czy facet tego nie widzi, albo twierdzi że skoro już zdobył kobietę to już nie musi się starać. Najbardziej błędne myślenie. Padło też pytanie po co wychodzić za mąż, po co się zobowiązywać na całe życie. Ja powiem tak. Jestem takiego zdania że małżeństwo to pierwszy krok do założenia rodziny. Uważam że dziecko ma prawo się urodzić w prawowitej rodzinie gdzie ojciec i matka są związani na zawsze. Dzieciak nie musi się martwić, że pewnego dnia tatuś spotka inna panią i powie mamusi pa pa, albo na odwrót. Wiadomo że w takiej sytuacji najbardziej będzie pokrzywdzone dziecko i o to właśnie dba przynajmniej kościół (bo przy ślubie cywilnym zawsze można rozwód wziąć). i tu jest właśnie sens małżeństwa. Jeśli ludzie nie chcą mieć dzieci i zakładać rodzin to małżeństwo nie ma najmniejszego sensu, nawet każdy mądry ksiądz to powie. Przecież małżeństwo gdzie ludzie nie chcą mieć dzieci można unieważnić. Ok na razie tyle moich wywodów. Poczytam jeszcze to może jeszcze coś mi do głowy przyjdzie ciekawego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość IceLady...
Mam 29 lat i wiele lat temu targały mną podobne wątpliwości. Odwlekliśmy z byle powodu ślub (przygotowania, brak kasy itp.). Bardzo dobrze się stało, gdyż i tak mieszkaliśmy razem, ślub w sumie miał być formalnością. Dodatkowy rok wspólnego mieszkania pokazał, że jednak każde z nas w głębi duszy marzy o kimś zupełnie innym. Pomimo, że miałam wiele wątpliwości, czy to ten jeden jedyny? bałam się, że jestem stara i już sobie nikogo nie znajdę w przypadku gdybym zdecydowała się odejść, że dziecko też trzeba jakoś urodzić itp. ale odeszłam od niego. 3 lata byłam sama i teraz znalazłam kogoś wobec kogo nie mam żadnych wątpliwości. To cudowne uczucie czuć w głębi serca, że to na pewno ten jeden jedyny, na którego warto było czekać i zaryzykować. Dlatego też wszystkim radzę, że jeśli są jakiekolwiek wątpliwości, czasem warto odwlec ślub i pomieszkać razem kilka lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po kryzysie
ja jestem z moim facetem 3 latka. Calkiem niedawno mialam wielkie watpliwosci. co wiecej, bylam nawet pewna ze nasz zwiazek juz dlugo nie potrwa. to trwalo dlugo, kosztowalo mnie duzo nerwow. mysli ciagle krazyly wokol pytania: po co ja to jeszcze ciagne. nie widzialam juz prawie zadnych jego zalet. Nie wiem co sie stalo. I nawet nie wiem kiedy i w jaki sposob, ale stalo sie. Nagle cala sytuacja sie odmienila. Kryzys jak przyszedl tak odszedl. Zaczelismy byc ze soba szczesliwi. Cieszyc sie ze sie mamy. i nie wiem czy to mozliwe ale kazde z nas stwierdzilo ze pokochalo druga osobe na nowo i jeszcze mocniej. wydaje mi sie ze trudno przejsc ten okres. Jest to czas, kiedy uswiadamiamy sobie ze w nasze zycie wtargnela rutyna, myslimy sobie ze juz nic nowego nas nie czeka, a przeciez jestesmy jeszcze takie mlode i ciekawe swiata... niejedna z was pisze ze od niedawna jest z innym i ze nie zaluje ze zerwala z chlopakiem z ktory byla np. 4lata. Ale jaka macie pewnosc ze za 4 lata znowu rutyna do tego zwiazku sie nie wkradnie i bedziecei przerabialy to na nowo? ja oczywiscie z calego serca Wam zycze zeby tak nie bylo . Nie powiem, mamy czasem jakies spiecia, to normalne w zwiazku. Ja zreszta tez jestem osoba, ktora czesto boi sie o przyszlosc i sama nakreca sie myslac co zlego mnie spotkac moze. I czasem na pol godz zdarzaja mi sie watpliwosci (zazwyczaj po rozmowie , a raczej klotni przez telefon). Jednak jak moj misiu jest przy mnie czuje sie bezpiecznie i czuje ze on mnie bardzo kocha i wtedy nie mam juz zadnych watpliwosci... jednak jak jestem sama (NIE MIESZKAMY RAZEM). to wtedy rozne mysli nachodza ale taka juz moja natura...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po kryzysie
przepraszam ze moja powyzsza wypowiedz taka troche pokrecona, ale mam nadzieje ze domyslacie sie co chcialam powiedziec i czekam na jakies odpowiedzi, wasze przezycia.. moze tez przezylyscie cos takiego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tak, wieloletni zwiazek, w tzw mlodym wieku, spotykalismy sie jeszcze jako nastolatki, potem rozstalismy sie po chyba 3 czy 4 mcach, ale mielismy kontakt. wrocilismy do siebie w wieku 18 lat, na jakies kolejne 3 czy 4 lata, zeby na studiach sie rozejsc, za obopolna zgoda, choc pomysl byl jego: chcial sie wyszumiec, wyszalec a nie chcial mnie oszukiwac. ja sie zgodzilam, poniewaz nie bylam przekonana co do swoich uczuc. szybko spotkalam innego, ktorego pokochalam miloscia szalenczo-mlodziencza, po 3 mcach zareczyny, jednym slowem wielka milosc. rozpadla sie po 2 latach, nie skonczyla sie slubem (z mojej winy). po chyba tygodniu wrocilam do poprzedniego. i znow bylismy ze soba grubo ponad 3 lata. jednak ten trzeci powrot wiele zmienil, ja juz mialam za soba wielkie uczucie, wiedzialam ze to co laczy mnie z tym wieloletinm to zaufanie, poczucie bezpieczenstwa, ale to NIGDY nie bedzie to co poprzedni zwiazek. i on to chyba wyczul... zmienil sie bardzo, stal sie straszliwie zazdrosny, wspieral mnie w bardzo wtedy ciezkich momentach w zyciu, ale wymagal caly czas prawie slepego podporzadkowania. w naszym zwiazku zostala w pewnym momencie tylko rutyna i zawiedzione oczekiwania w stosunku do tej drugiej osoby. on chcial mnie taka jaka sobie mnie wymyslil lata temu, ja nie chcialam go takim jakim sie stal: agresywny, zaborczy zazdrosny, sfrustrowany. ale sie nie rozchodzilismy, przeciez cale zycie mielismy juz zaplanowane, do tego tyle lat razem ... ja nigdy tez nie bylam sama, balam sie co bedzie dalej. moment przelomowy byl bardzo drastyczny (choc minelo juz 5 lat nadal nie potrafie o tym mowic). wyjechalam do brata za granice, wrocilam po jakims czasie, i juz wiedzialam, ze moje zycie musi sie zmienic, on dzownil, krzyczal, potem prosil, blagal...znow straszyl , szantazowal emocjonalnie (w stylu: nikt nigdy cie nie pokocha jak ja, w ogole nikt nigdy cie nie pokocha, nie zaslugujesz na innego, tylko ja moge byc z toba, etc.). Spotkalismy sie, na spokojnie wyjasnilam mu ze nie zartuje, ze nie moge z nim byc, plakalismy oboje, ale nigdy wiecej juz sie nie odezwal do mnie. Zostalam sama na wiele lat, nie moglam sie tak na serio otrzasnac. Przeskakiwalam z jednego zwiazku w inny, nigdy sie nie angazujac, nigdy nie traktujac do konca powaznie (wybieralam sobie takich partnerow, co do ktorych mialam pewnosc, ze nic na dluzsza mete nie wyjdzie). i z perspektywy czasu wiem, ze stalo sie dobrze. nie kochalam go juz wiele lat przed rozstaniem, i nie moglam pokochac na nowo, kryzys trwal bardzo dlugo i nie mogl doprowadzic do niczego dobrego w dluzszej perspektywie. nawet jezeli zostalby zarzegnany na kilak lat, to sprawy powrociliby predzej czy pozniej, a kazde z nas zaczeloby sie rozgladac za kims innym, moze lepszym ... rozpisalam sie, ale to dlatego, zeby Ci unaocznic, ze czasem nie ma co na sile ratowac zwiazku, albo w nim trwac, bo nie widzi sie alternatywy. alternatywy mozna nie widziec teraz, ale predzej czy pozniej pojawia sie :) nawet nie jedna :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przyznaję, przed samym samiutkim ślubem zawahałam się przez chwilkę, ale było to wahanie, czy robię dobrze, czy na pewno go znam, czy się nie zmieni... Ale to była mała chwilka, bo przecież choćbym z nim przed ślubem żyła i sto lat to do końca nie poznam, i pewnie się zmieni, ale jest moim partnerem, łączy nas wiele, dobrze nam razem. I miałam rację - zmienił się, poznałam go od innej strony. I z każdym dniem nasz związek rozwija się coraz bardziej, dojrzewa coraz bardziej jak i my dojrzewamy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość podłamany
Witajcie!!! Z twgo o co widze jest tu raczej przewaga wypowiedzi żeńskiej strony, ale mimo to chciałem się podzielić i poradzić w mojej sprawie. Jestem juz w związku ze swoją dziewczyna (obecnie narzeczona) 4 lata. Postanowilismy ze wezmiemy slub(to znaczy oswiadczylem sie i jak najbardziej sie zgodziła). Teraz jest między nami jakoś dziwni,ani to fajnie ani to zle, nie wiem czym to jest spowodowane,bo wrażenie jest jak bysmy sie od siebie oddalali, mimo ze zajmusiemy sie po części sprawami wesela.A to sie pokłucimy o cos tak zwyczajnie bez sensu a to jakaś różnica zdań która kończy sie podobnie. Jakoś wydaje mi się że od oświadczyn strasznie się zmieniła. Czy mozna to zwalić na stres przed tym"CAŁYM ŚLYBEM"?? W sumie to jak przedtem miałem 100% pewności ze postępujemy zgodnie i chcemy tego tak teraz mam wątpliwości. I naprawdę nie wiem co robić!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zea
czesc wszystkim. Ja wychodze za maz za 3 miesiace, watpliwosci mam ogromne, co chwile. Tzn czasami jest wspaniale miedzy nami i mysle sobie ze na pewno chce za niego wyjsc ale czasami strasznie sie zastanawiam, zazwyczaj wtedy gdy jestem sama, bo jak jestesmy razem jest tak jak powinno. Jestesmy ze soba juz bardzo dlugo (7 lat) od dawna wiedzialam, ze chce z nim byc juz na zawsze, czekalam na oswiadczyny ktorych nie moglam sie doczekac, w koncu nadszedl ten dzien, nie byl taki wyjatkowy jak myslalam ze bedzie, ale to dlatego ze moj narzeczony tez czasami ma watpliwosci. Nie wiem jak duze sa jego watpliwosci, ale moje sa spore. Chociaz musze przyznac ze nie wyobrazam sobie zycia bez niego, bardzo go kocham, rozumiemy sie, wspieramy, marze o tym zebysmy sie ze soba zestarzeli, zebysmy, tak jak juz ktos tu pisal, siedzieli na laweczce i patrzyli na nasze bawiace sie wnuki. Zawsze myslalam ze jestesmy dwama polowkami jednego jablka. Teraz tez tak mysle, ale ...mam tez te watpliwosci. Zastanawiam sie czy bede potrafila znosic jego wady przez cale zycie, a ma ich troche, na razie je znosze ale nie wiem czy dam rade juz tak zawsze, boje sie tego. Mieszkalismy razem przez jakis czas, poczatki byly ciezkie ale przetrwalismy to... przetrwalismy wiele rzeczy dlatego mysle ze powinnismy byc razem. Przede wszystkim moje serce mowi zebym sie nie wahala i wyszla za niego (tak mysle) a rozum sie zastanawia. Fajnie ktoras z was napisala zeby sluchac sie serca i ja tak zrobie. Ciesze sie ze poruszylyscie taki watek, bo duzo mi pomoglo to co napisalyscie, zwlaszcza wypowiedz megi. Dzieki dziewczyny. Ja naprawde mysle ze watpliwosci sa rzecza naturalna, przeciez podejmujemy decyzje nieodwolalna i mamy zbyt duzo czasu zeby sie nad nia zastanowic i dlatego wyszukujemy sobie problemow. Tak mysle. Potrzebowalam sie wygadac bo to pomaga, latwiej mozna sobie poukladac mysli i znalezc odpowiedz na nurtujace nas pytania. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Elfka 123456
Witam wszystkich Zea mam bardzo podobnie jak Ty... Też jestem ze swoim mężczyzną prawie 7 lat, od 3 lat mieszkamy razem. Ślub za 2 miesiące. Gdy Go poznałam byłam pewna, że to facet na całe życie, wyczekiwałam na zaręczyny... Byłam przez 6 lat bardzo pewna, spokojna, szczęśliwa... On jest i zawsze był tym, na co czekałam - jest właśnie takim facetem o jakim zawsze marzyłam... I nagle gdy dotarło do mnie czym jest ślub jak piorun z jasnego nieba pojawiło się przerażenie i tysiąc wątpliwości... I choć codziennie przekonuję się, że do siebie pasujemy, że wyznajemy te same wartości, mamy to samo spojrzenie na przyszłość to lęki nadal są. Byłam nawet z tym u psychologa i po 2 rozmowach ze mną powiedział mi, że ja mam po prostu taką naturę - w moim świecie coś jest czarne lub białe (będzie źle lub będzie dobrze) - przy ślubie nie mogę być pewna co przyniesie przyszłość i stąd lęk. Przepraszam, że się tak rozpisałam (to i tak jest wieeeelki skrót całej sytuacji:)). Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zea
U mnie juz sie poprawilo, znacznie! Mam nadzieje ze nie jest to tylko przejsciowe, kupilismy obraczki i spedzilismy fajny weekend, chociaz tak naprawde to chyba jest mi lepiej odkad popisalam sobie troche tutaj i poczytalam to co Wy pisalyscie. Teraz znowu jestem zakochana w moim mezczyznie :) Pozdrawiam wszyskich goraco :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czarna koala
się nie martwcie, ja mam dwie znajome pary które były ze sobą jedni 13 lat (od 15 roku życia), drudzy też coś koło tego - i też przed ślubem znienacka wątpliwości... po ślubie im przeszły i obydwie parki żyją szczęśliwie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Elfka 123456
czarna koala - bardzo mnie pocieszyłaś :) dziękuję :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość natka5
Ja też mam wątpliwości. Znamy się 1,5 roku. Po roku znajomości mi się oświadczył. Już w lipcu ślub. Problemy zaczęły się po zaręczynach. Teraz jest lepiej. Bardzo się różnimy. Oboje chcemy jednak założyć rodzinę-dlatego chcemy wziąć ślub. To jest dla nas obojga najważniejsze. Uczymy się siebie. Rozmawiać, rozumieć, żyć ze sobą. Wiem, że to nie jest proste. Wątpliwości dotyczą tego czy będziemy umieli być ze sobą szczęśliwi całe zycie, mimo problemów które nas spotkają. Czy będziemy umieli kochać się bardziej i bardziej...mimo wad. Nie mam wątpliwości czy to ten. No, bo niby kto inny? :-) On mi się oświadczył, on najbardziej pokazał jak bardzo mu zależy. Mam za sobą wielką niespełnioną miłość i już nie pragnę zauroczeń, Pragnę stabilizacji i prawdziwej miłości-polagającej na opiece i szacunku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Deszczowa_piosenka
Witam, Czytając ten temat uświadomiłam sobie, że nie jestem jedyna z moimi wątpliwościami, co trochę mi pomogło, nie mniej wciąż się zamartwiam wątpliwościami... Jestem w związku od 7 lat. Kiedy zaczynaliśmy być razem byłam bardzo młoda i nie miałam za sobą zbyt wielu związków, bo jest zrozumiałe z racji wieku ;) Mój M. był facetem, który strasznie mi się podobał jeszcze zanim się poznaliśmy. Marzyłam sobie, że kiedyś do mnie zagada... No i moje marzenie się spełniło. Poznaliśmy się, a on się mną strasznie zainteresował. Pamiętam, że już wtedy miałam pewne wątpliwości. Przestał być mijanym czasem na ulicy wyobrażeniem, a stał się realnym M. - ze wszystkimi wadami i zaletami. Początkowo miałam wrażenie, że to nie jest to, ale chciałam dać szansę tej znajomości i zobaczyć co będzie dalej. No i nie żałowałam tego - zaczęłam odkrywać wnętrze M. i chyba je właśnie pokochałam. To, kim jest w środku - mężczyzną wyznającym podobne do mnie wartości, bardzo twardo stąpającym po ziemi, bardzo odpowiedzialnym i mądrym. Zaczęliśmy się zmieniać, dopasowywać; kłóciliśmy się i godziliśmy; były łzy i ciche dni - ale zawsze wszystko wracało do normy, bo nie potrafiliśmy się na siebie długo gniewać. I tak minęło nam kilka lat. Zauważałam, że nasza relacja jest coraz lepsza, coraz lepiej się rozumiemy, coraz mniej jest konfliktów. Strasznie czekałam kiedy nadejdzie ten dzień, kiedy się oświadczy. Wiele razy myślałam, że to już, ale potem okazywało się, że nie i byłam zawiedziona. W końcu ten dzień nastąpił. Oświadczyny były pięknie zaaranżowane, ale jednak, kiedy już nastąpiły poczułam takie małe ukłucie w sercu: \"a więc to już to???\". Zgodziłam się, choć z tego wszystkiego aż kręciło mi się w głowie (\"on na kolanach, przede mną... on będzie moim mężem...\"). Teraz zaczęły się przygotowania do ślubu, a ja jakoś nie mogę się zacząć tym cieszyć. Ciągle myślę czy to na pewno on, czy chcę spędzić z nim całe moje życie??? Czy będę szczęśliwa zasypiając niego i budząc się obok każdego dnia? Czy nie spotkam któregoś dnia innego faceta, o którym serce powie mi: tak, tylko ten i żaden inny, a wtedy będzie za późno? Zaczęłam na nowo zwracać uwagę na jego wady, bardziej koncentrować się na nich niż na ogromie zalet i wspaniałych cech, które sprawiły że go pokochałam... Czy to możliwe, że tak nagle przestałam go kochać? Czy powinnam przełknąć ten lęk (a jestem osobą bardzo niestety lękliwą) i iść dalej, wierząc że to wszystko minie, czy wycofać się teraz, uciec i być może stracić miłość swojego życia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lolka ta od bolka
Zwodnicza mysle tak samo jak Ty, szkoda mi troche tego ze juz nie bedzie tak jak miałąm te nascie lat, ale slubu chce. Szczerze mowiac czym blizej slubu tym mniej watpliwości, slub za niecałe 3 mies, a moj narzeczony ostatnio zachowuje sie jakbysmy dopiero co sie poznali i wcale nie widac po nas zejestesmy razem 4 lata. Na dzien dzisiejszy stabilizacja i poczucie bezpieczenstwa sa dla mnei waszniejsze niz motylki w brzuchu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lolka ta od bolka
jak ktoras wyzej napisała nigdy nie mozna miec pewnosci czy to ten jedyny, zapewne kazda z Was zna małzeństwo ktore na pozór wydawało sie idealne a po jakims czasie okazalo sie ze to nie to. Nikt z nas nie wie co go czeka w przyszłości, dlatego trzeba zyc chwilą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jeśli są wątpliwości
Hej wszystkim. Ja miałam straszne wątpliwości czy to jest napewno to. Goście zaproszeni, sala zaklepana i orkiestra. Miesiąc przed jeszcze większe wątpliwości....miałam. Psychicznie widziałam, że warjuje. Już nie wytrzymywałam...Mama zapatrzona w mojego faceta...jakby mogła to by sama z niom poszła do ołtarza. Jego rodzice też zafascynowani moją osobą...ale cóż z tego. Dziewczyny to jest nasze życie!Bałam się powiedzieć, że trzeba wszystko odwołać...bo on mnie bardzo kochał. Ale wkońcu sam widział, że się dzieje, ze mną coś nie dobrego. Moja mama i jego tata naciskali na mnie...że to normalne...przecież jesteście taką wspaniałą parą. Do okola mydlili mi wszyscy oczy a ja wierzyłam. 5 dni było dobrze i później zaś te wątpliwości. Odwołałam wszystko...i nie żałuje swojej decyzji. A kto się boi wziąść swoje życie w swoje ręce...to później kończy się to rozwodem. Przecież taka moda dzisiaj...ja mam zamiar iść w białej sukience tylko raz...I patrząc na moje koleżanki co druga się rozwodzi. Może też miały wątpliwości...ale bały się powiedzieć KONIEC !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wątpliwości ... są i to spore
Witam wszytskich, Czytam te wasze wypowiedzi i solidaryzuję się z Wami, bo już myślałam, że tylko ja tak mam ... jestem po wielkiej niespełnionej miłości z której nic nie wyszło. Od 4 lat jestem z moim Miśkiem. Od naszych zaręczyn minęło już prawie 2 lata. Cieszyłam się, mieszkamy już razem prawie 3 lata i wszytsko było OK do momentu kiedy data ślubu nie zbliżała się coraz bliżej i bliżej. Do ślubu 3 miesiące, a ja się budzę rano i zastanawiam czy ja dobrze robię ??? Czy to ten jeden jedyny ? Czy będę przy nim szczęśliwa ?? Jak to będzie po ślubie ? Mnóstwo wątpliwości krąży po mojej głowie :( A ja wciąż nie wiem co robić. M. mówi że będzie dobrze... mówię mu o tym wszystskim, ale on ciągle mnie uspokaja, twierdzi że to przejściowe. Nie mam pojęcia co robić ? Wszystko już zaplanowane, a ja wciąż mam ból żołądka na samą myśl o ślubie ... Dziewczyny napiszcie coś jeszcze ... może któraś z Was jest już po ślubie i też czuła to samo co ja ??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wątpliwości ... są i to spore
bfvcxn ... Jejkuuuu jak ja Ci dziękuję !!!!!!!!!! Z calego serca Ci dziękuję :))) Pozwodzenia i wszytskiego najlepszego na nowej drodze życia . Bądź szczęśliwa :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×