Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Dwa tygodnie po wyborach urodziła syna. W dniu objęcia przez męża najwyższego urzędu w państwie stała u jego boku. Amerykanie byli zachwyceni, jeszcze nigdy nie przewodziła im tak młoda i piękna para. Jackie okazała się mistrzynią w uwodzeniu tłumów. Miliony kobiet, nie tylko w Ameryce, ale nawet w odciętej od Zachodu żelazną kurtyną Polsce, chciały się choć trochę do niej upodobnić. Kiedy nałożyła toczek, świat ogarnęła toczkomania, kiedy pokazała się publicznie w okularach przeciwsłonecznych na włosach, ulice wypełniły tłumy podobnych elegantek. To ona pokazała pruderyjnym Amerykankom, że nawet na wieczorowych przyjęciach można się pojawić w sukience powyżej kolan albo pójść do kościoła bez pończoch. Nie była feministką, zanadto ceniła sobie luksus i wygodę. Ale wywarła nie mniejszy wpływ na zmianę mentalności kobiet niż najbardziej zaangażowane bojowniczki o ich prawa. Jako żona pierwszej osoby w państwie pokazywała na własnym przykładzie, że nie muszą być kurami domowymi. Wciąż podróżowała, dokąd chciała, spotykała się z tymi, których towarzystwo jej odpowiadało. Konserwatyści pokpiwali, że prezydent kładzie się spać mówiąc: „Dobranoc, moja żono..., gdziekolwiek jesteś”. – Nie byłam wcale taka szczęśliwa – wyzna po latach. John Kennedy nawet nie próbował ukrywać, że jedna, choćby najbardziej atrakcyjna kobieta mu nie wystarcza. Jego nieustanne zdrady musiały boleć. – Oddaj właścicielce, to nie mój rozmiar – powiedziała, gdy któregoś wieczora znalazła w łóżku damską bieliznę. Nawet autor jej biografii Lester David, który ujawnił tę historię, nie potrafi odpowiedzieć, czy rewanżowała się pięknym za nadobne. Była bardzo skryta i zazdrośnie strzegła swej prywatności. Nie ulega jednak wątpliwości, że na słynnym przyjęciu z okazji 45. urodzin Kennedy’ego, podczas którego Marilyn Monroe zaśpiewała niezapomniane „Happy Birthday”, żony u boku męża nie było! cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pierwszą damą i niekoronowaną królową Ameryki była przez 1002 dni. Strzały w Dallas strąciły ją z piedestału. – Czy ktokolwiek potrafi zrozumieć, co się czuje, gdy mieszka się w Białym Domu i nagle zostaje wdową? – pytała pocieszających ją przyjaciół. Mimo wszystko kochała Kennedy’ego. W przypływach dobrego humoru rozgrzeszała go, mówiąc, że „święci mają przeszłość, grzesznicy przyszłość i dlatego wybrałam grzesznika”. Rozpacz po jego śmierci też nie była udawana. W pierwszą rocznicę zamachu dała się przekonać do napisania okolicznościowego artykułu dla magazynu „Look”: „Wiem, że zbyt wiele oczekiwałam od Boga, pragnąc zestarzeć się wraz z mężem i razem z nim patrzeć, jak dorastają nasze dzieci. Dziś wiem, że żadne szczęście nie trwa wiecznie. Ale wiem również, że mój mąż umarł, nie zaznawszy w życiu rozczarowania, i jego gwiazda zawsze będzie świeciła wysoko”. Po tym wyznaniu wzniosła się również jej gwiazda. Nikt, nawet przeciwnicy Kennedy’ego, nie odważył się powiedzieć o niej złego słowa. Pierwszą wdowę Ameryki traktowano jak narodową świętość. Jackie miała jednak dopiero 35 lat i nie zamierzała pełnić dożywotnio roli dostojnej matrony. Znów zaczęła brylować na salonach. Plotkarskie gazety spekulowały, czy zdecyduje się na ponowne małżeństwo i kto zostanie szczęśliwym wybrańcem. Gdy podjęła decyzję, Amerykanie zamarli ze grozy. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Greckiego multimilionera Arystotelesa Onassisa, właściciela flotylli ponad stu statków, kasyna, linii lotniczej, a nawet wyspy na Morzu Jońskim, poznała jeszcze w czasach, gdy Kennedy był senatorem. Zaprosił ich na wspólny rejs swoim luksusowym jachtem. Wśród gości znalazł się między innymi Winston Churchill. Po zabójstwie prezydenta Onassis osobiście złożył wdowie kondolencje, wziął udział w pogrzebie i dyskretnie usunął się w cień. Gdy wróciła do wielkiego świata, przypomniał o sobie, zaproponował wspólną kolację, potem wypad do Paryża i wreszcie rejs swym baśniowym jachtem. Podczas morskiej podróży poprosił o rękę. Nie zgodziła się od razu. Onassis był rozwodnikiem, więc obawiała się reakcji rodziny i Kościoła. Klan Kennedych powiedział jednoznacznie: „Nie!”, znajomi duchowni bezradnie rozkładali ręce. Wahała się do chwili, gdy brat zamordowanego prezydenta i jej najbardziej zaufany powiernik Robert Kennedy padł ofiarą kolejnego zamachu. Przeraziła się, że również ją lub dzieci może spotkać podobny los. Grecki magnat dawał gwarancje absolutnego bezpieczeństwa, do jego posiadłości na prywatnej wyspie Skorpios nie mógł się wedrzeć nikt niepożądany. Ponieważ Kościół katolicki odmówił zgody, wzięli ślub w obrządku prawosławnym. Ze spokojem przyjęła oświadczenie rzecznika Watykanu, że postępując wbrew prawu kanonicznemu, straciła prawo przystępowania do sakramentów. „Jackie, jak mogłaś?”, „Dlaczego właśnie on?” „Gniew, szok, obrzydzenie” – krzyczały tytuły w gazetach. Onassis był od niej starszy o 23 lata, groziły mu procesy przed amerykańskimi sądami za prowadzenie interesów na pograniczu prawa. Ją oskarżano wprost o sprzedanie się dla pieniędzy. – Byliby najszczęśliwsi, gdybym jak indyjska wdowa rzuciła się na stos pogrzebowy i spłonęła razem ze zmarłym mężem – oświadczyła na jednym z przyjęć i urażona przestała udzielać jakichkolwiek wypowiedzi dla mediów. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Multimilionerka za biurkiem Po sześciu latach małżeństwa Onassis zmarł. Jackie otrzymała w spadku 26 milionów dolarów. To wystarczająca suma, by wieść wygodne i przyjemne życie. Ale w niej odezwała się druga natura, odziedziczona po matce. Zatrudniła się w wydawnictwie, recenzowała książki, negocjowała z autorami, dobierała ilustracje. Zarabiała... 200 dolarów tygodniowo. Jej drugą pasją stała się walka o ratowanie zabytkowych budowli w Nowym Jorku. Nie szczędziła sił i pieniędzy na procesy z firmami, które chciały je burzyć, by stawiać następne wieżowce. Uratowała między innymi otoczenie dworca kolejowego na Manhattanie i kościoła św. Bartłomieja. Uprawiała jogę, medytowała. Nikt poza najbliższymi znajomymi nie wiedział, że ma nowego życiowego partnera – potentata rynku diamentów Maurice’a Tempelsmana. Mieszkali razem przez kilkanaście lat, on był Żydem, więc nie chcąc wywoływać kolejnego skandalu, zdecydowali się nie legalizować tego związku. Dziennikarze zachodzili w głowę, dlaczego multimilionerka i gwiazda salonów stała się kobietą pracującą. Jackie milczała bardzo długo, wreszcie uległa namowom feministki Glorii Steinem i napisała artykuł do magazynu „Ms”: „Większość kobiet z mojego pokolenia pogodziła się z poglądem, że po założeniu rodziny nie powinny pracować. Nie wiadomo więc, do czego potrzebne im były studia, wiadomo natomiast, że po odchowaniu dzieci mogły już tylko siedzieć w kuchni i patrzeć na spływające po szybie krople deszczu. Ich szare komórki rdzewiały. Moim zdaniem powinno być inaczej, gdyż szczęście to pełne wykorzystywanie własnych zdolności i możliwości. Dlatego każdy, kto odczuwa taką potrzebę, powinien pracować”. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ostatni spacer,,, Niezależność i siłę charakteru pokazała także, gdy w styczniu 1994 roku lekarze wykryli u niej nowotwór układu limfatycznego. Choroba była we wczesnym stadium, mieli nadzieję na wyleczenie. Ale rak okazał się wyjątkowo złośliwy, odporny na chemioterapię. – Chcę wrócić do domu i umrzeć u siebie, wśród bliskich – oświadczyła. Nie życzyła też sobie podtrzymywania życia sztucznymi metodami. Wszystkie prośby spełniono. Wsparta na ramieniu wiernego Maurice’a Tempelsmana wyszła na ostatni spacer do parku. Po powrocie poprosiła o wezwanie księdza, wyspowiadała się, przyjęła komunię i ostatnie namaszczenie. 19 maja zmarła. – Odchodziła otoczona rodziną, przyjaciółmi i tym, co ukochała najbardziej: książkami. Umarła tak, jak żyła, na swój własny sposób – powiedział przed kamerami telewizyjnymi syn, John Kennedy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nikt nie wyglądal jak Ona, nikt nie wypowiadal się jak Ona, nie pisal jak Ona i nie byl tak oryginalny jak Ona we wszystkim, co robila. John Kennedy /junior/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! \"Szczęście to pełne wykorzystywanie własnych zdolności i możliwości\". Moim zdaniem bardzo ładne określenie.Podoba mi się. Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kobieto o błękitnych oczach Vicino Kobieto o błękitnych oczach! Ty jesteś jak muza, chodzisz po obłokach. Jak anioł nadlatujesz i bujasz się wśród traw. Twe płomienne włosy rozszarpane wiatrem - Są jak ogień co w kominku się wija, Jak ten czas co znowu przemija. Twych głębin oczu nie sposób opisać. Jest w nich radość, smutek i nadzieja. Twe usta... Ach co to za usta! Lśniącą czerwienią się rozchylają, A kolorem malinę równają. Twe ciało Jędrne, sprężyste, kręci się wokoło, Wiruje w falach zieleni, błękitu i bieli. Twe włosy unoszone wiatrem wskazują kierunek - Tatry. O muzo ma, Tyś jest jak kwiat, jak owoc, słodszy od żądzy i pożądania. Twe ciało jest słodsze od rodzynki, A dusza nie skalana. Bielsza od sukna Waćpana! A waszmość lubieżnie na mą muzę patrzy! I teraz nic tylko się rozpatrzy chwytać, Bo nie ma co pisać. O białogłowo daj owocu Twego, By kreślić miał co! Boś tak piękna, że ciało nie równa duszy, A owoc tak słodki jak ten co zakazany. O białogłowo Tyś najpiękniejsza z wszystkich dam, a nie spytać Cię to wielki kłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moje serce Kasia Moje serce jest tak bardzo delikatne, Że najmniejsze nawet słowo ból zadaje... Moje serce jednocześnie jest też silne, Ciągle walczy i się nigdy nie poddaje... Moje serce chociaż małe jest też wielkie, Kiedy kocha to nie boi się niczego... Moje serce całe życie jest pokorne, Dla miłości może wyrzec się wszystkiego... Moje serce jest gorące tak jak lawa, Co z wulkanu namiętności się wyłania... Moje serce potrzebuje dziś miłości, Bo stworzone jest prawdziwie do kochania...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam biesiadniczki. Wielu ludzi sądzi, że najważniejszy jest intelekt. Pozwala rozwiązywać Problemy, uczy jak dostrzegać i wykorzystywać szansę. Ale jest On niepełny bez odwagi, miłości, przyjaźni i współczucia. (Dean Koontz)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Daleko gdzieś i blisko tak, Na krawędzi nocy i dnia, W zasięgu rąk, na serca dnie, Ciebie mam i Ciebie chcę! W Twej twarzy widzę cały swiat, Muzykę słodką w sercu mam, Twe oczy dla mnie lustrem są, Twe dłonie tkliwe to mój dom!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Siedem wiosen ci przyniosę, Jeśli tylko mnie poprosisz, Świergot ptaków, zapach sosen, A to wszystko z mej miłości. Lepką słodycz ust gorących I motyli wirowanie, Chcesz płynące z piersi drżących Nieustanne miłowanie? Taniec w słońcu , zapach deszczu, Eliksiry z wonnych kwiatów, Dłonie , które skronie pieszczą Tajemnicą aromatów. Tylko powiedz, czy przyjmujesz Moją duszę , moje serce? Siedem wiosen ci daruję I miłosnych słów kobierce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Serce nie sługa – mówią ludziska, a mnie aż z żalu za serce ściska. Kto im pozwolił serce obrażać, o sercu tak się głupio wyrażać? Serce, to taki ważny pracownik, a także życia twego dozownik. Nie gadaj sercu tych bzdur na ucho, bo gdy zabije, co nie co głucho, to zaraz pędzisz do serc lekarza. Krzyczysz od progu, że cię naraża na stratę życia, ta pompa wredna, a to przez ciebie jest taka biedna. Ty swego serca nie szanowałeś, trudne działania mu zadawałeś: było twe serce już w poniewierce, no i kochałeś też całym sercem, kogoś tuliłeś do serca swego, patrzyłeś sercem i nie dość tego, sercu do gardła kazałeś skakać. Myślisz, że w klatce można tak latać? Serce ci całe życie służyło, dopiero teraz ciut nawaliło. Czy ty byś sobie spokojnie siedział, gdybyś się właśnie tego dowiedział: lat tyle wiernie komuś służyłeś i nawet na to nie zasłużyłeś, by twój pryncypał nazwał cię sługą? Nie zastanawiałbyś się za długo, strajk byś ogłosił okupacyjny. Odpuść, więc sercu stan policyjny. Wysłuchaj serca swego protest song, może się prawdy dowiesz właśnie stąd. Traktuj swe serce jak sługę starego, a nie jak coś całkiem odmiennego i dawaj sercu takie zadania, którym stworzone jest od zarania. Zapamiętaj tę prawdę jedyną: twoje serce jest tylko maszyną, pracą serca jest krwi pompowanie, jak pracą lodówki zamrażanie. Czy byś wymyślił, żeby z lodówki, zrobić tak ze dwie mikrofalówki? Więc, pozwól sercu służyć do tego, co jest stworzone, tylko dla niego!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Prawda, że mądry i piękny wiersz, ale to się z natury wzięło i odkrywamy te mądre prawdy zbyt późno, czasami za późno, a bez zdrowego serca jesteś prawie wrak, mówię to z doświadczenia, gdyż kiedyś o tej przestrodze nie pamiętałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Człowiek może postąpić dziesięć razy źle, potem raz dobrze i ludzie z powrotem przyjmują go do swoich serc. Ale jeśli postąpi odwrotnie: dziesięć razy dobrze, a potem raz źle, nikt już więcej mu nie zaufa. Jonathan Carroll.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADO 🖐️ Kochane Drzewka👄 dziekuje za piekne wiersze, aforyzmy i tyle ciekawych postow. 🌻 ORZECH ❤️ mam pytanie, czy to Ty jestes autorem tych wierszy? SA NAPRAWDE PIEKNE. 🌻 opowiadanie: DRUGA SZANSA. Czasem życie daje nam drugą szansę na szczęście. Ale co zrobić, jeśli strach przed skorzystaniem z tej szansy jest większy od potrzeby kochania i bycia kochanym? Co zrobić, kiedy rany po nieudanym związku są trudne do wyleczenia? Summer spotkała Josha za późno. Już po rozczarowaniu, że w jego świecie są szanse na szczęśliwy związek. Ale może nie jest jeszcze za późno? Może nie wszyscy sławni mężczyźni są tacy jak ten, który tak bardzo ją rozczarował? Może nie tylko pierwsze szanse są najlepszymi z podsyłanych nam przez los?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Patrzył na nią od dłuższej chwili. Nie wydawała się zadowolona z tego, że jest w takim miejscu. Na widok rozbierających się mężczyzn jej koleżanki piszczały, niczym rozhisteryzowane nastolatki, a ona wydawała się jakby znudzona. Jego też niespecjalnie pociągało gapienie się na obnażone męskie ciała, ale namówiła go dziewczyna, a nie miał serca, żeby jej odmówić. Więc stał, wciśnięty w tłumek krzyczących dziewczyn i udawał, że dobrze się bawi. Ostatnio bardzo często udawał, że dobrze się bawi… I trochę zaczynało go już to męczyć. Westchnęła i popatrzyła na muskularnego bruneta, który prężył się przed nimi. - Boże, jak my nisko upadłyśmy… – westchnęła. - Summy, rozluźnij się! – szturchnęła ją blondynka i uśmiechnęła się. – Zapomnij choć na chwilę o tym idiocie i popatrz, jacy piękni chłopcy są wokół! - Wiem, że bardzo się starałyście, żeby mnie rozweselić, ale to chyba nie był najlepszy pomysł – powiedziała Summer i mocniej ścisnęła plecaczek, który trzymała w ręce. – Zaczekam na was przed klubem. - Summy, nie wygłupiaj się! – druga z przyjaciółek popatrzyła na nią prosząco. - Tutaj jest tak gorąco, że nie da się wytrzymać – uśmiechnęła się brunetka. – Bawcie się dobrze i zmuście ich, żeby rozebrali się do naga, a ja na was zaczekam. - Na pewno nie chcesz patrzeć, jak się rozbierają? - Na pewno – Summer przewróciła oczami i poklepała przyjaciółkę po ramieniu. – Usiądę sobie przy nadbrzeżu i będę na was czekać. - Skoro tak chcesz – powiedziała blondynka i obie dziewczyny wróciły wzrokiem do sceny, gdzie prezentował swoje wdzięki kolejny z mężczyzn. Tymczasem ona przepychała się przez tłum do wyjścia. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza. Miała wrażenie, że zaraz zaleje się rzewnymi łzami i zrobi z siebie kompletną idiotkę… - Postoisz tu sama? – nachylił się nad dziewczyną i mocniej ścisnął jej ramię. Oderwała wzrok od sceny. - Co mówiłeś? – popatrzyła na niego zdziwiona. - Pytałem, czy postoisz tu sama – powtórzył. – Jakoś nie bawi mnie gapienie się na rozbierających się mężczyzn, więc wyjdę na dwór i tam na ciebie zaczekam. - Mógłbyś się bardziej postarać – powiedziała z pretensją. - Ty i tak tego nie doceniasz – westchnął i odwrócił się. Ruszył w kierunku wyjścia. Kilka metrów przed sobą widział też tę dziewczynę, która wcześniej przykuła jego uwagę. Wydawało mu się, że gdzieś już ją widział, ale nie mógł sobie przypomnieć, gdzie… Wyszła z klubu i wzięła głęboki oddech. Uśmiechnęła się lekko. Wolnym krokiem skierowała się w stronę nadbrzeża. Woda zawsze ją uspokajała. Oparła się o balustradę i popatrzyła na rzekę, która płynęła swoim rytmem. - Nie podoba ci się męski striptiz? – usłyszała ciepły męski głos i odwróciła się, żeby spojrzeć, kto wkracza w jej przestrzeń życiową. Przed sobą miała wysokiego chłopaka. Wydawał się całkiem przyjazny i patrzył na nią z uśmiechem. - Chyba niespecjalnie mnie to pociąga – odpowiedziała z uśmiechem. – Koleżanki myślały, że mnie trochę rozerwą i dlatego mnie tu przyprowadziły, ale na razie mam dość oglądania nagich męskich torsów… A poza tym taki striptiz to rzecz dość intymna i wolałabym, żeby facet rozbierał się tylko dla mnie, a nie wtedy, kiedy patrzą na to inne, obce panienki – zaśmiała się cicho. Uśmiechnął się. Wydawała się jakaś przygnębiona, mimo tego uśmiechu na twarzy. - Napatrzyłaś się na jakiś męski tors? – uśmiechnął się. Spuściła głowę. - Facetom się wydaje, że są pępkami świata, a kiedy próbujesz wywalczyć dla siebie choć trochę wolności, zaraz cię niszczą – powiedziała cicho. – Przepraszam – dodała po chwili. - Nie masz mnie za co przepraszać – odpowiedział z uśmiechem. - Jestem taka zła i rozżalona… – westchnęła. – Chwilowo mam facetów powyżej uszu i mogłabym powiedzieć ci coś przykrego… - Aż tak źle? – popatrzył na nią wyczekująco. Kiedy usiadła na ławce, usiadł obok i patrzył na nią uważnie. Miała ciemne długie włosy, które związała gumką na karku, a kucyk opadał jej na prawe ramię. - My po prostu za bardzo się od siebie różnimy – powiedziała smutno i westchnęła. – Wy, faceci, oczekujecie bezgranicznego uwielbienia, a jeszcze jak żyjecie na świeczniku, to wydaje się wam, że każda dziewczyna chce was wykorzystać, nawet jeśli ona przysięga na wszystkie świętości, że jest zupełnie inaczej. A ile można udowadniać, że nie jest się wielbłądem? – popatrzyła na niego smutno. Westchnął. I co miał jej odpowiedzieć? Sam żył na świeczniku i od niedawna miał pewność, że jego dziewczyna go wykorzystuje. Że jest z nim tylko dlatego, że on żyje w światłach rampy, a ona chce uszczknąć trochę tego splendoru dla siebie. Ale teraz przynajmniej wiedział, że ona była z kimś podobnym do niego. I może dlatego wydała mu się znajoma… - Czułaś się jak wielbłąd? – zapytał. - Czy to coś złego, że potrzebuje się czyjejś bliskości? – spytała cicho. – Że potrzebuje się dobrego słowa, przyjaznego uśmiechu i silnego ramienia, żeby się w nie wtulić i zapomnieć o całym świecie? Powiedz, czy w tym jest coś złego? Westchnął. Nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Wydawała się przygnębiona tym, co ostatnio wydarzyło się w jej życiu… - Nadal potrzebujesz silnego ramienia? – spytał z uśmiechem. Roześmiała się. - Nie jestem aż tak zdesperowana, żeby wypłakiwać się na ramieniu obcego faceta… – pokręciła głową, ale patrzyła na niego z zainteresowaniem. Miał uśmiechniętą twarz i kilkudniowy zarost. Jego ciemne oczy spoglądały na nią radośnie. Na głowie miał czapeczkę, więc nie wiedziała, jakie ma włosy. Miała tylko nadzieję, że nie jest blondynem. Ostatnio miała alergię na ten kolor włosów… Uśmiechnęła się. Może i gdzieś już go widziała, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie… - A kto mówi o wypłakiwaniu – powiedział i uśmiechnął się. – Silne ramię może się przydać, żeby pomóc wstać, albo żeby przeprowadzić przez ulicę… – mrugnął wesoło okiem. Uśmiechnęła się. - Powiedz mi, że jesteś normalnym facetem… Powiedz, że mieszkasz za rogiem, że nie ciągną się za tobą tabuny rozhisteryzowanych dziewcząt, że możesz mi pomóc codziennie przechodzić przez ulicę – rzuciła nonszalancko, ale w napięciu czekała na jego odpowiedź. Postanowiła sobie, że już nigdy nie zwiąże się ze znanym facetem. Nie, żeby jacyś sławni faceci się za nią uganiali, ale… Jeden taki związek w życiu wystarczył jej aż nadto. - Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym to powiedzieć – odpowiedział szczerze. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, po czym ona wybuchła śmiechem. - Boże, co robię nie tak? – popatrzyła na niebo pełne gwiazd i otarła policzki. – Co jest ze mną nie tak, że stawiasz na mojej drodze takich facetów?… – westchnęła. – Już wiem… – popatrzyła na niego z uśmiechem. – Jesteś sławnym aktorem, prawda? cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pokręcił głową. - Modelem? Znów pokręcił głową i uśmiechnął się. Bawił go ten quiz. A dziewczyna wydawała się być całkowicie odprężona. - Nie mów mi tylko, że śpiewasz – popatrzyła na niego z obawą. Spoważniała. – Tylko mi nie mów, że jesteś piosenkarzem… Zaskoczył go niepokój w jej oczach. Zaskoczył go strach, jaki tam zobaczył… Aż bał się jej odpowiedzieć, dlatego jedynie powoli skinął głową. - O, Boże… – ukryła twarz w dłoniach i wsparła łokcie na kolanach. Przez chwilę trwała w takiej pozycji. Kiedy znów się podniosła i popatrzyła na niego tymi swoimi ciemnymi oczyma, nie było już w nich radosnych iskierek. – Masz dziewczynę? – spytała cicho. - Tak – szepnął. Westchnęła. Gdyby był normalnym facetem, mogłaby się w nim zakochać i to bez żadnego problemu. Był wyższy od niej o głowę i miał uśmiechniętą twarz. A do tego zabójczo pachniał… Ale on nie był normalnym facetem, a ona miała dość nienormalnych facetów… - I też uważasz, że chce cię wykorzystać? – popatrzyła na niego smutno. Nic nie odpowiedział, a ona westchnęła. Spuściła głowę. – Co takiego jest w was, czego nie mają inni faceci?… Co takiego jest w nas, że uważacie, że was naciągamy?… Co robimy nie tak? – popatrzyła na niego bezradnie. Widział, jak w jej oczach zbierają się łzy. Westchnął. Czemu to akurat on musiał jej wyjaśniać, dlaczego inny facet w ten sposób ją potraktował? - Mam cię przeprosić za to, jak on cię potraktował? – popatrzył na nią uważnie i zmrużył oczy. – Mam cię przeprosić za to, co znani faceci myślą o swoich kobietach? - Nie, do cholery! – zacisnęła dłonie w pięści. – Macie nas kochać, a nie szukać dziury tam, gdzie jej nie ma!… Tyle, że znany facet tego nie potrafi! Potrafi tylko rozglądać się wkoło i wszędzie węszy jakiś podstęp!… A na świecie jest tysiące facetów, takich jak wy! Cholernie seksownych, ale za to bardziej czułych i opiekuńczych, bardziej zwracających uwagę, co jest ważne dla ciebie a nie dla siebie i, przede wszystkim, dużo mniej znanych… – westchnęła. - Uważasz, że ze znanym facetem nie można stworzyć stabilnego związku? – popatrzył na nią spod oka. Zaskoczyła go swoim wybuchem. Musiała mieć w sobie dużo złości i goryczy, a on akurat znalazł się pod ręką, więc to na nim się wyładowywała. Ale nie miał do niej pretensji. Sam się przecież o to prosił… - Uważam, że ze znanym facetem niczego nie można stworzyć – odpowiedziała ostro. – Można jedynie zajść w ciążę, czego się panicznie boicie, jakby nam odpowiadało posiadanie niechcianych dzieci… Boże, jakie to wszystko jest chore!… – otarła oczy i wzięła głęboki oddech. Był pod ręką, więc równie dobrze mogła mu powiedzieć o wszystkim, co ją gnębi. Uciekła już z tego środowiska, więc nie musiała się bać, że jeszcze kiedyś się spotkają… - Przykro mi, że on cię tak potraktował – powiedział cicho. Wyglądała na szczerą dziewczynę. Taką, które nazywali 'dziewczynami z sąsiedztwa'. Taką, która ceniła przyjaźń, beztroską radość i gdyby mogła, sprawiłaby, żeby wszystkim żyło się, jak w raju… - A to nie twoja wina – odpowiedziała. – Ale wiesz, co? – uśmiechnęła się. – Mój następny facet będzie brzydki jak noc i znajdę go na jakiejś zabitej dechami prowincji, żeby nikt mi potem nie wyrzucał, że chcę coś osiągnąć dzięki niemu i że trzymam się go nie dlatego jaki jest, ale kim jest… To chyba największa paranoja, jaka rządzi tym światem… – westchnęła, a on się uśmiechnął. - A już miałem nadzieję, że będziesz chciała ze mną coś stworzyć – zażartował, a ona głośno się roześmiała. Zawtórował jej i znów zapanowała przyjazna atmosfera. - Chyba nigdy nie zrozumiem was, facetów – powiedziała, kiedy już się uspokoiła. Odwróciła się, kiedy usłyszała hałas po drugiej strony ulicy. Z klubu zaczęli wychodzić ludzie. A właściwie same dziewczyny. - Chyba się skończyło – powiedział z żalem. Żałował, że ich pogawędka już się zakończyła, bo w gruncie rzeczy miło było z nią rozmawiać, nawet jeśli przez większość czasu wyrzucała z siebie pretensje do facetów… - Mam nadzieję, że moje przyjaciółki wyjdą o własnych nogach – uśmiechnęła się i wstała. – Dzięki za rozmowę. - Pomogła? – popatrzył na nią z uśmiechem. - Nie, ale fajnie było z kimś pogadać – odparła. – Może kiedyś, jeśli znów się spotkamy, przeproszę cię za te wszystkie brzydkie słowa, jakie powiedziałam pod adresem facetów. Ale to chyba nie nastąpi w najbliższej pięciolatce – zaśmiała się. - Może zmienisz zdanie szybciej, niż ci się wydaje – powiedział z nadzieją i delikatnie dotknął dłonią jej ramienia, jakby chciał jej dodać otuchy. Uśmiechnęła się. - Jeśli nie, to niech Bóg ma w opiece wszystkich facetów, jacy staną mi na drodze – odpowiedziała. - JC! – usłyszeli krzyk jakiejś dziewczyny i zobaczyli, że po drugiej stronie stoi szczupła blondynka i energicznie macha rękami. - To moja dziewczyna – powiedział. - Wracaj do niej i uwierz, że jest warta twojego uczucia – odpowiedziała brunetka. Uśmiechnęła się. Więc takie typy preferował… Tlenione blondynki… Ale nie było w niej więcej sztuczności. Żadnego wielkiego biustu, czy czegoś w tym stylu… Chciał jej jeszcze coś powiedzieć, ale Tara znów coś krzyknęła. Westchnął i popatrzył na nią, zrezygnowany. - Idź już – powiedziała z uśmiechem. – Bo jeszcze tu przyjdzie i mnie pobije – dodała i oboje się zaśmiali. - Summy! – usłyszeli czyjś krzyk i przed klubem stanęły dwie roześmiane dziewczyny. - Na mnie też już czekają – powiedziała brunetka i strzepnęła włosy z ramienia. – To cześć, JC, cokolwiek to znaczy – dodała i uśmiechnęła się. - To cześć, Summy, cokolwiek to znaczy – nie pozostał jej dłużny. Zaśmiała się. - To zdrobnienie od Summer – odpowiedziała, nim ostatecznie podeszła do dziewczyn. One zaraz wciągnęły ją w jakąś żywiołową dyskusję i tyle ją widział. Podszedł do Tary. - Kto to był? – popatrzyła na niego podejrzliwie. - Summer – odpowiedział zgodnie z prawdą. - Co za Summer? – zmarszczyła gniewnie brwi. - Po prostu Summer – uśmiechnął się. – Już się skończył striptiz? – zapytał. – Możemy już wracać do domu? - Jedźmy – wzięła go za rękę. Zastanawiał się, o czym myśli. Czy myślała o tym, jak długo jeszcze z nim być, jak długo jeszcze będzie go potrzebować?… Westchnął i otworzył drzwi samochodu. Summer oglądnęła się za nimi i patrzyła, jak znikają w aucie. Uśmiechnęła się. - Co to był za facet? – zapytała Kate i popatrzyła na przyjaciółkę uważnie. - Nie wiem – brunetka wzruszyła ramionami. – Podszedł do mnie i trochę sobie porozmawialiśmy… - Na jaki temat? – druga z przyjaciółek popatrzyła na nią spod oka. - Na temat facetów… Ale mu dołożyłam – zaśmiała się cicho Summer. – Pewnie wysłuchał się za wszystkie czasy. Miał po prostu pecha, że znalazł się obok, kiedy akurat miałam taki podły nastrój. - I wygarnęłaś mu wszystko to, co wygarnęłabyś Nickowi, gdyby się znalazł na jego miejscu? – Mary popatrzyła na nią uważnie. - Dokładnie – uśmiechnęła się Summer. – Pojedźmy dziś do mnie, okay? Mam ochotę się upić, a w lodówce mrozi mi się wspaniały alkohol… - No, takiej propozycji odrzucić nie możemy, prawda, Mary? – blondynka popatrzyła z uśmiechem na Mary. - Oczywiście, że nie – odpowiedziała zapytana i stanęły przy samochodzie. – Prowadź, wodzu. Wszystkie się roześmiały i po chwili odjechały z piskiem opon. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Szedł powoli dolnym Manhattanem w poszukiwaniu jakiejś fajnej knajpki, gdzie mógłby zjeść smaczny obiad, kiedy nagle za szybą mignęła mu znajoma twarz. Cofnął się o krok i przyjrzał uważniej. Tak. To była ona. Siedziała przy stoliku w rogu, piła herbatę i z zainteresowaniem przeglądała jakiś kolorowy magazyn. Uśmiechnął się. Często o niej myślał od tamtego spotkania. Nie sądził, że jeszcze kiedyś się zobaczą, więc tym bardziej nie mógł przegapić takiej okazji… Wszedł do środka i podszedł do jej stolika. - Wolne? – zapytał, co ją oderwało od magazynu. Przez chwilę patrzyła na niego w osłupieniu, po czym zasłoniła gazetą twarz, ale wiedział, że się uśmiecha. - Nie mów mi, proszę, że to ty jesteś tym facetem, którego tak zmieszałam z błotem kilka tygodni temu – powiedziała z udawanym przerażeniem. - Czy dzięki temu stałem się brzydki jak noc? – zapytał, a ona się roześmiała. - O, Boże… O, Boże… – wyjąkała cicho i szybko odsunęła mu krzesło. – Siadaj, nim ktokolwiek cię zauważy i pomyśli, że jestem skończoną idiotką… Roześmiał się i usiadł obok niej. Popatrzył na nią z radością. Wyglądała na zakłopotaną. - Obiecuję, że dziś postaram się zachowywać nienagannie – powiedziała i uśmiechnęła się lekko. W świetle dziennym wyglądał jeszcze bardziej pociągająco, niż o zmroku… I teraz już wiedziała, kim jest. Jakiś czas temu było o nim głośno, bo dużo kręcił się po Nowym Jorku, no i rozstał się z dziewczyną. Choć to chyba raczej ona się z nim rozstała… Zostawiła go dla jakiegoś reżysera. Nie wydawał się tym zbytnio przygnębiony, jakby przeczuwał, że coś takiego może się stać… - Bądź po prostu sobą – powiedział. Zauważył, że kiedy się uśmiechała, w jej policzkach tworzyły się małe dołeczki. Wyglądały uroczo. - Pozwolisz, że postawię ci herbatę? – zaproponowała. – Serwują tu najlepszą herbatę indyjską. Że już nie wspomnę o przepysznej szarlotce i serniku – dodała zachęcająco. - Jestem głodny jak wilk i z chęcią zjadłbym coś konkretnego – odpowiedział z uśmiechem. – Nie wiesz przypadkiem, gdzie tu podają jakieś pieczone ziemniaczki albo mięsko z kurczaka? - Dwie przecznice stąd jest fantastyczna egipska knajpa – odparła. – Zestawy, jakie tam podają, wystarczyłyby do wykarmienia czteroosobowej rodziny, a ty musisz się sam z tym uporać… - Brzmi zachęcająco – powiedział i pogładził się po brzuchu. – Pójdziesz tam ze mną, czy skażesz mnie na zjedzenie małego kawałeczka ciasta, przez co do wieczora będzie mi burczeć w brzuchu? - Bierzesz mnie na litość? – uśmiechnęła się. - A działa? – zapytał. Skinęła głową. - Chodźmy – powiedziała i wstała. Położyła na stoliku kilkudolarowy banknot. Wyszli na ulicę, a on mocniej nasunął na czoło czapeczkę, którą miał na głowie. Czuł się przy niej swobodnie, ale nie był normalnym facetem i musiał na siebie uważać… - Mieszkasz gdzieś w pobliżu? – zapytał, kiedy wyszli na zewnątrz. - Tak – odpowiedziała lakonicznie. - Tylko tyle mi powiesz? – popatrzył na nią zdziwiony. Przystanęła i popatrzyła na niego spod oka. - A co mam ci powiedzieć? – odpowiedziała z uśmiechem. – Chcesz, żebym ci podała adres? - Nie atakuj mnie tak od razu! – uniósł ręce do góry w geście poddania. – Jeśli nie chcesz mi na swój temat nic powiedzieć, to nie mów… - Przepraszam – powiedziała z rezygnacją. – Już naprawiam swój błąd – dodała i wyciągnęła przed siebie rękę. – Na imię mam Summer, mam dwadzieścia pięć lat, mieszkam niedaleko Central Parku, w mieszkaniu po babci i nie lubię sławnych facetów – dygnęła lekko i zacisnęła zęby, żeby nie parsknąć śmiechem. Cała ta sytuacja wydała jej się absurdalna. Rozmawiała z nim, jakby znali się od dawna, a widzieli się po raz drugi w życiu… Uścisnął jej dłoń i uśmiechnął się. I znów nie chciał pozostać jej dłużny. - Na imię mam Joshua, mam dwadzieścia sześć lat, chwilowo mieszkam w hotelu w pobliżu Central Parku i nie lubię kobiet, które stawiają na mnie wielki krzyżyk – odpowiedział, a ona nie mogła już się opanować i głośno się roześmiała. Po chwili i on do niej dołączył. Jak na razie odkrył, że potrafią się razem śmiać. A przecież wcale się nie znali… - Już jesteśmy – powiedziała, kiedy przeszli przez skrzyżowanie. Weszli do restauracji. Ruch był dość spory, bo to była pora obiadowa, więc zaledwie kilka stolików było wolnych. Ze względu na JC Summer wybrała ten w rogu. Nie chciała siadać na środku, gdzie każdy mógł ich obserwować. Dość miała bycia na widoku, a z doświadczenia wiedziała, że jedzenie, kiedy wszyscy gapią się na ciebie, niczym na małpę w zoo, nie smakuje tak, jak powinno smakować. - Dziękuję za stolik – powiedział i uśmiechnął się. – A teraz powiedz mi, co polecasz, nim umrę od tych wszystkich zapachów… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Polecam ci zestaw 70 i gwarantuję, że to wystarczy, żeby zaspokoić twój głód – odpowiedziała. Zerknął w kartę, żeby przekonać się, co składa się na zestaw 70 i oboje zamówili. Ale ona poprzestała na sałatce. - Nie jesteś głodna? – popatrzył na nią zdziwiony. - Nie aż tak – odpowiedziała, a on zrozumiał co miała na myśli, kiedy pojawiły się przed nimi gorące talerze. - Jaka porcja – powiedział z podziwem i zabrali się za jedzenie. Starali się też rozmawiać, co akurat nie było trudne, bo oboje byli dość wygadani. - Przez ten czas, jaki minął od naszego pierwszego spotkania zdążyłam się dowiedzieć, kim jesteś – powiedziała. Nie wiedziała, jak on to odbierze, ale nie chciała udawać, że go nie zna. - Dowiadywałaś się o mnie? – umoczył ziemniaka w sosie i włożył do ust. - Trudno było się nie dowiedzieć, kiedy dwa tygodnie temu pisali o tobie w gazetach, a na kanałach muzycznych przewijała się twoja twarz – odparła. – Wtedy, przed tym klubem, to była ta Tara, prawda? Nic nie odpowiedział, tylko skinął głową. - Przykro mi – powiedziała cicho. Może nie pogodził się z tym tak łatwo, jak jej się na początku wydawało… - Dlaczego? – popatrzył na nią i uśmiechnął się smutno. – Zrobiła dokładnie to, czego się po niej spodziewałem, a przed czym ty jej tak broniłaś… - Szkoda, że się pomyliłam – westchnęła cicho i upiła łyk soku. – I szkoda, że to nie ona trafiła na Nicka. Przynajmniej miałby satysfakcję, że nie pomylił się co do swoich przypuszczeń. - Na Nicka? – popatrzył na nią zdziwiony. Spuściła głowę. Nie chciała się przed nim wygadać… Bo żadna była to dla niej chluba, że została tak źle oceniona i to przez faceta, któremu tak bardzo ufała… - Kiedy zobaczyłem cię w tym klubie, wydawało mi się, że skądś cię znam, ale za nic nie mogłem skojarzyć, skąd – powiedział i popatrzył na nią uważnie. Nick, Nick… Jaki Nick? Nick piosenkarz, Nick piosenkarz… - Spotykałam się z Nickiem Carterem – powiedziała cicho. Znów spuściła głowę, a on nie wiedział, co jej powiedzieć. Widział ich razem gdzieś na jakiejś gali, może więcej niż raz… Wydawali się być bardzo w sobie zakochani. A teraz ona była przygnębiona. I był pewny, że nie dlatego, że przestała się spotykać z gwiazdą i błyszczeć, jak on, w świetle reflektorów. I nie był tego pewny dlatego, że był naiwny i ślepo wierzył tej smutnej twarzyczce, ale dlatego, że wydawała się być szczera w tym, co robi. Dlatego, że rozczarował ją związek z facetem. I nie miało dla niej znaczenia, że ten facet był znany, sławny i bogaty. Dla niej był kimś normalnym, ale przekonała się jednak, że bycie z nim normalne nie jest… - Jesteś od niego starsza – wyrwało mu się, nim zdążył się ugryźć w język, zdał sobie sprawę, że zabrzmiało to dość idiotycznie… - Jestem i to też był jeden z powodów naszego rozstania – powiedziała cicho. – Ale nie chcę teraz o tym rozmawiać. Nie lubię się nad sobą rozczulać – uśmiechnęła się. – A i pora ku temu niezbyt odpowiednia… Rozczulam się nad sobą wieczorami, przy butelce wina… - Nie szukasz po przedmieściach jakichś mało znanych, brzydkich facetów? – popatrzył na nią z uśmiechem. Za wszelką cenę chciał ją rozweselić. Co mu się udało, kiedy zobaczył na jej twarzy wielki, szczery uśmiech. - Będziesz mnie teraz łapał za słówka, co? – szturchnęła go łokciem. – Na razie nie potrzebuję żadnego faceta. Ale będziesz pierwszym, któremu powiem o zmianie swojej decyzji – dodała szybko i oboje się uśmiechnęli. Już zaczynał ją lubić. Za tą jej szczerość i bezpośredniość. Przegadali kilka godzin. Nawet nie wiedziała, kiedy minęły. W knajpie siedzieli prawie dwie godziny, a potem włóczyli się po mieście. Nawet specjalnie nikt ich nie zaczepiał. Przez ten czas mogła sobie przypomnieć, jak to jest mieć normalnego faceta. Jak to jest rozmawiać z normalnym facetem. Jak to jest śmiać się i opowiadać sobie dowcipy… I niewiele brakowało, a skończyliby u niej w mieszkaniu. I wcale nie w jednym łóżku… Po prostu tak dobrze im się ze sobą rozmawiało, że stali przed jej kamienicą prawie do północy… Na koniec jeszcze obdarowali się wzajemnie numerami telefonów i się pożegnali. I, po raz pierwszy od dawna, nie czuła potrzeby rozczulania się nad sobą… Po raz pierwszy od bardzo dawna szła spać z uśmiechem na twarzy… Rozmowa z JC podniosła nią na duchu. Wiedziała, że prędzej czy później wszystko się ułoży, a do szczęścia wcale nie jest jej potrzebny Nick Carter, czy jakikolwiek inny znany facet… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Patrzył na telefon i zastanawiał się, czy do niej zadzwonić. Widzieli się dwa dni temu i od tamtej pory nie mieli ze sobą kontaktu. Ani on nie zadzwonił, ani ona. Ale wiedział, że tego nie zrobi. I na pewno nie liczyła, że on do niej zadzwoni. Dlatego tak bardzo chciał ją zaskoczyć. Wykręcił numer i czekał, aż odbierze. - "Słucham?" – usłyszał po chwili w słuchawce. - Summy? Tu JC – powiedział. - "Witaj, Joshua" – usłyszał w jej głosie uśmiech. – "Nie spodziewałam się telefonu od ciebie." - A myślałaś, że wziąłem od ciebie numer, żeby się chwalić kolejną dziewczyną w swojej książce telefonicznej, jak to zwykli robić sławni faceci? – zaśmiał się, a ona parsknęła. - "To aż się dziwię, że na mnie trafiłeś" – powiedziała. – "Nie rozbolał cię kciuk od przeglądania zawartości książki?" – zaśmiała się. - Bardzo śmieszne. Naprawdę – powiedział, udając powagę. – Co robisz dziś wieczorem? - "Lecę na Hawaje" – nawet na sekundę nie zbił jej z tropu. – "Chcesz polecieć ze mną?" - Oczywiście – odbił piłeczkę. – Znajdziesz tam dla mnie miejsce? - "A może być luk bagażowy?" - Oj, to było okrutne – jęknął, a ona się roześmiała. - "Tak naprawdę na Hawaje lecę w poniedziałek" – powiedziała po chwili. – "Więc dziś wieczorem jeszcze jestem wolna." - A miałabyś ochotę wyjść z domu i trochę poszaleć? – zapytał. Milczała przez chwilę, aż zaczynał się niepokoić. - Summy? – przyłożył słuchawkę do ucha, bo myślał, że stracił połączenie. - "Naprawdę nie wiem, JC" – powiedziała po chwili. Zaskoczyło go jej wahanie. Ale przecież mogła mieć inne plany. W końcu zupełnie się nie znali, a każde z nich miało swoje życie… - Daj się namówić – uśmiechnął się. – Ja stawiam. Teraz nie miał już żadnych wątpliwości, że stracił połączenie. Po drugiej stronie nastąpiła głucha cisza i nawet nie pomogły jego nawoływania. Był pewien, że coś rozłączyło ich rozmowę. Jeszcze raz wybrał numer, ale zgłosiła się sekretarka. Postanowił więc spróbować za chwilę… Rzuciła telefon w kąt sofy i patrzyła na niego ze złością. On nie powiedział tego, co jej się wydawało, że powiedział. Nie mógł tego powiedzieć… - Niech cię szlag! – rzuciła ze złością i wyszła do kuchni, żeby nalać sobie zimnego soku. Czuła taką wściekłość, że miała ochotę kogoś uderzyć. Ze złością bębniła palcami po stole. Po chwili wstała i wyszła na balkon. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza… Musiała się uspokoić. Musiała się uspokoić, bo była pewna, że za chwilę wybuchnie… Kiedy usłyszała dzwonek do drzwi, aż podskoczyła. Ale kiedy zobaczyła, kto za tymi drzwiami stoi, na powrót się w niej zagotowało. - Czego chcesz? – fuknęła i otworzyła drzwi. - Coś nas rozłączyło – powiedział i popatrzył na nią uważnie. Wydawała się zdenerwowana, ale nie wiedział, czym. – Mogę wejść? - Jeśli jesteś gotowy, żeby dostać po twarzy, to wchodź – odpowiedziała i wpuściła go do środka. - Co się stało? – popatrzył na nią pytająco. Wyglądał, jakby nie miał pojęcia, co się dzieje… Wzięła głęboki oddech i zmrużyła oczy. Albo się zgrywał, albo naprawdę nie wiedział, o co jej chodzi… - Posłuchaj – powiedziała przez zęby i zbliżyła się do niego z palcem oskarżycielsko wycelowanym w jego twarz. – Posłuchaj uważnie, bo nie będę tego powtarzać. Stać mnie na Hawaje, stać mnie na mieszkanie i stać mnie nawet na to, żeby pójść sobie do klubu poszaleć. Więc nie kuś mnie tym, że będziesz za mnie płacił. Nie kuś mnie swoimi pieniędzmi, bo to kompletnie na mnie nie działa. Zrozumiałeś?! – oddychała głośno, a w jej oczach znów zobaczył ból, jak wtedy, tego wieczora, kilka tygodni wcześniej. - Zrozumiałem – powiedział cicho i uśmiechnął się. – Przepraszam. Nie sądziłem, że aż tak cię to rozgniewa. - Gdybyś zjawił się tu kilka minut wcześniej, nie wyszedłbyś z naszego spotkania cało – odparła i ze świstem wypuściła z płuc powietrze. Zacisnęła dłonie w pięści. – Nigdy więcej nie rozmawiaj ze mną na temat pieniędzy. Nigdy więcej – powtórzyła z naciskiem, patrząc na niego intensywnie. – Ten temat wywołuje u mnie agresję. - To nie pozwolisz mi nawet postawić sobie drinka? – popatrzył na nią spod oka. Potrafiła postawić na swoim i broniła swojego zdania do upadłego. Musiała mieć niezła przeprawę z Nickiem, jeśli reagowała na ten temat tak zdecydowanie. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozwolę – uśmiechnęła się lekko. – Ale nie pytaj mnie o to, Joshua. Po prostu rób to, co uważasz za słuszne. Najwyżej pozabijamy się w klubie i już – mrugnęła okiem i uśmiechnęła się. Żałowała, że tak gwałtownie zareagowała, ale to było silniejsze od niej. Nienawidziła tego tematu. Nienawidziła. Podczas każdej kłótni z Nickiem wychodził temat pieniędzy. Już na samo wspomnienie słowa 'pieniądze' dostawała gęsiej skórki i zbierało jej się na wymioty. Faktem było jednak to, że ona nie zarobiła swoich pieniędzy, jak zrobili to Nick i JC, ale to wcale nie znaczyło, że nie potrafiła docenić ich wartości. I to wcale nie znaczyło, że będzie od nich ciągnąć, jak od sponsorów. Wolałaby raczej umrzeć z głodu, niż poprosić ich o wsparcie. Co akurat jej nie groziło, więc nie musiała się tym specjalnie martwić… - Jest więc szansa, że pójdziesz pobawić się ze mną do klubu? – zapytał i uśmiechnął się. Chwilami rozmowa z nią przypominała walkę z wiatrakami. Ale takimi, które nie były urojone i nie dawały się tak łatwo pokonać… - O której? – zapytała i spojrzała na zegarek. Dochodziła czwarta. - Jak przyjdę po ciebie o ósmej to wystarczy? - Wystarczy – odpowiedziała. – A jak już tu jesteś to może zaproszę cię na rundę honorową po moim mieszkaniu – uśmiechnęła się. - Będę zaszczycony – powiedział z uśmiechem i razem z nią przeszedł po mieszkaniu. Było modnie i przytulnie urządzone. Składało się z salonu, małej sypialni i pokoju 'do wszystkiego', jak nazwała go Summer. Poza tym miała mały, ukwiecony balkon, na którym jakimś cudem zmieściła małą sofę i stolik. Całości dopełniała jasna kuchnia i mała łazienka. Wszystko to, co człowiekowi potrzebne do zwykłego życia. Wszędzie było pełno różnych bibelotów. Z różnych części świata. Widział miniaturową wieżę Eiffela, miniaturowy Mur Chiński i kilka innych drobiazgów, które wskazywały, że dużo podróżowała. Powiedziała mu, że większość tych rzeczy kupiła podczas swojego związku z Nickiem, bo to z nim podróżowała. Nie musiała nawet mówić, że sama sobie wszystkie te rzeczy kupiła, bo on wiedział, że tak było. Z resztą w jej mieszkaniu nie było nawet najmniejszego śladu obecności Nicka. Żadnych wspólnych zdjęć, niczego. - Czy on tu z tobą mieszkał? – spytał cicho, jakby bał się, że znów go zaatakuje. Westchnęła. - Nie – uśmiechnęła się. – Czuł się tu przytłoczony i bardzo rzadko do mnie zaglądał. On woli duże przestrzenie. Ale czasami tu bywał… Dobrze, że tylko czasami, bo inaczej wszystko by mi tutaj poprzestawiał. Podobnie, jak ja, więc też sporadycznie bywałam w jego domu – zaśmiała się. - Grasz? – zapytał wskazując na gitarę, która stała w rogu pokoju. - Bardzo rzadko – uśmiechnęła się. - Mogę? – wziął instrument do ręki i zagrał kilka akordów. – Nastrojona i nie zakurzona… Kiedy ostatnio grałaś? – popatrzył na nią z uśmiechem. Spuściła głowę. Wchodził na teren, na który nie miał pozwolenia. Na który ona postanowiła, że nigdy nikomu już nie pozwoli wejść… - Niedawno – odpowiedziała wymijająco i zabrała mu gitarę. Powoli odstawiła ją do kąta. - To będę u ciebie o ósmej – powiedział. Czuł, że znów coś się stało, ale znów nie wiedział, co. Nie chciał jej jednak denerwować. Wstał. - Będę czekać – odpowiedziała cicho i odprowadziła go do drzwi. Kiedy już je za nim zamknęła, oparła się o ścianę i cicho westchnęła. To tylko rok, a tak bardzo zmienił jej życie… Chwilami zachowywała się jak przerażone dziecko, ale te wszystkie negatywne uczucia były silniejsze od niej… Były silniejsze od czegokolwiek, co kiedykolwiek czuła w swoim życiu… A jeszcze Joshua był z tego samego świata, co Nick, co jeszcze dodatkowo wszystko potęgowało… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bawili się fantastycznie. Jedli, śmiali się, tańczyli… Oboje mieli w sobie masę pozytywnej energii i umiejętnie to wykorzystywali. Już zapomniała, że potrafi się tak wyluzować i tak dobrze się bawić. JC co chwilę ją rozśmieszał, więc po dwóch godzinach bolał ją już brzuch od tego ciągłego śmiechu. Ona nie pozostawała mu dłużna, więc chwilami trudno im było utrzymać równowagę, kiedy oboje się tak zaśmiewali… Również doskonale im się ze sobą tańczyło. Potrafili się dopasować i wczuć w rytm. I właśnie kołysali się w takt jakiejś ballady, rozmawiali o kolejnej błahostce, kiedy Summer nagle zesztywniała. - O, Boże… – szybko spuściła głowę. - Co się stało? – popatrzył na nią zdziwiony. - Nie odwracaj się – mocniej ścisnęła jego ramię. - Dlaczego? – już chciał odwrócić głowę, ale pociągnęła go za koszulkę. - JC! – syknęła. – Nie odwracaj się!… Tam jest Nick! On nie może cię ze mną zobaczyć! - Dlaczego? – jeszcze bardziej się zdziwił. - Po prostu nie może! – nerwowo zagryzła usta. – Boże, muszę natychmiast stąd wyjść!… Jeśli chcesz, zostań tu, ale ja muszę stąd wyjść… - Boisz się go? – zapytał widząc w jej oczach przerażenie. – Przecież już nie jesteście razem… - Ty nie rozumiesz… – pokręciła głową. – On po prostu nie może zobaczyć nas razem. Wy jesteście z tego samego świata… Nie chcę, żeby pomyślał, że spotykam się z tobą dla pieniędzy, nawet jeśli my w ogóle się nie spotykamy… - Nadal chcesz mu udowadniać, że nie jesteś wielbłądem? – popatrzył na nią uważnie. Z każdą chwilą coraz bardziej zaczynała tracić cierpliwość… Miotała się, niczym zwierzę w klatce… - Proszę, Joshua… – popatrzyła na niego błagalnie. – Nie mam czasu, żeby ci to wyjaśniać… Po prostu muszę stąd wyjść i to jak najszybciej – odwróciła się w stronę stolików. Poszedłby za nią, gdyby nie to, że poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. - JC! – usłyszał radosny głos Nicka i stanął z nim twarzą w twarz. – Tak mi się właśnie wydawało, że cię tu widziałem… Byłeś całkowicie pogrążony w rozmowie z… A, właśnie, gdzie się podziała twoja partnerka? – popatrzył na niego z uśmiechem. JC odwrócił się w stronę stolików, ale po Summer nie było ani śladu. Jakby nigdy jej tu nie było… - Musiała wyjść – powiedział cicho. - To nie była Tara, prawda? – Nick popatrzył na niego uważnie. – Nie dałbyś się chyba znów wciągnąć w tę samą rzekę… – zaśmiał się. - To nie była Tara – odpowiedział JC. - Siądziesz ze mną przy barze? Postawię ci drinka – zaproponował blondyn. JC westchnął. W sumie nigdy nie miał nic do Nicka i z chęcią by z nim posiedział przy barze, ale nie dziś. Dziś jakoś nie miał do tego nastroju. - Zabawiasz trochę w Nowym Jorku? – spytał. – Może umówimy się na inny dzień. - Nie ma sprawy – Nick klepnął go w ramię. – Pobędę tu jeszcze kilka dni. - To na razie – powiedział JC i uśmiechnął się. Przecisnął się przez tłum i wyszedł z klubu. Stanął na ulicy i rozejrzał się wkoło. Ani śladu Summer. Zastanawiał się, czy wróciła do domu, czy może poszła gdzieś indziej. Niewiele myśląc, skierował się w stronę jej domu. Doszedł tam po kilku minutach. W jej oknach paliło się światło. Zadzwonił domofonem. Otworzyła mu bez pytania. Jakby spodziewała się, że przyjdzie. Jakby wiedziała, że to on. Uchyliła mu też drzwi i nie czekała na niego. Wszedł do mieszkania i zamknął za sobą drzwi. - Jestem na balkonie – usłyszał jej głos. Przeszedł przez mieszkanie i usiadł obok niej na sofie. Starał się za bardzo jej nie dotykać, żeby nie miała wrażenia, że ingeruje w jej przestrzeń, ale nie odsunęła się, kiedy dotknęli się kolanami. - Pewnie myślisz, że jestem nieźle stuknięta – powiedziała i uśmiechnęła się smutno. Nie zależało jej na tym, żeby jakoś specjalnie ją lubił, ale nie chciała też, żeby myślał o niej źle. A wiedziała, co pomyśli Nick, kiedy zobaczy ich razem i żadne słowa go nie przekonają, że jest inaczej… - Widywałem bardziej stukniętych ludzi – uśmiechnął się i wziął od niej butelkę z piwem. Usiadła wygodniej i odchyliła głowę do tyłu. - Nie chcę opowiadać ci wszystkiego, bo nie chcę się żalić, czy coś w tym stylu – powiedziała cicho i popatrzyła w gwiazdy. – Wiem, że nie robiliśmy nic złego, ale on po prostu nie mógł nas razem zobaczyć. - Czujesz jeszcze coś do niego? – popatrzył na nią uważnie. Pokręciła głową. - Nie – odpowiedziała. – Wiem, że jest fantastycznym facetem i zawsze będę miała o nim takie zdanie, ale chwilami jest po prostu zbyt skoncentrowany na sobie. A ja nie potrzebuję kogoś, kto stale będzie doszukiwał się problemów we mnie, kto ciągle będzie potrzebował potwierdzenia bezinteresowności mojego uczucia. Ja wiem, że wy nie jesteście normalnymi facetami – przekręciła głowę i popatrzyła na niego z uśmiechem. – Ale chyba nie wymagam rzeczy niemożliwych, co? - Każdy facet jest inny – odpowiedział i oparł się wygodnie. – Znany czy nieznany, sławny czy nie, bogaty czy biedny… Każdy inaczej reaguje i każdy inaczej interpretuje niektóre fakty. - Wyobrażam sobie, jak ciężko jest, będąc na waszej pozycji, stworzyć coś trwałego i wierzyć, że dziewczyny cenią was za to, jacy jesteście, a nie za to, kim jesteście. Ale ciężko jest udowadniać sobie, że tak jest, kiedy w czterech ścianach nadal trwacie w image'u gwiazdy… – westchnęła. - Wyczuwam w twoim głosie jakąś pretensję – powiedział i szturchnął ją łokciem. Popatrzyła na niego i parsknęła śmiechem. Kiedy już stuknęli się butelkami i oboje pili, ona nadal trzęsła się ze śmiechu. A on oczywiście znów nie wiedział, o co jej chodzi… Zmieniła temat, bo poczuła, że łzy radości mogą lada chwila zamienić się w łzy smutku, a co jak co, ale nie zamierzała się rozklejać. Więc opowiedziała mu trochę o swoim życiu, o tym, czym się zajmuje i co sprawia jej radość, o tym, że planuje wyjechać na małe wakacje na Hawaje i o tym, jak bardzo kocha wodę… On zrewanżował się opowieściami o Kalifornii, gdzie obecnie mieszkał, a gdzie ona nigdy nie była, jeśli nie liczyć kilku pojedynczych wizyt w domu Nicka, ale to się raczej nie liczyło… Rozmawiali, rozmawiali, rozmawiali… Niczym dobrze nagrane płyty… Ciągle odnajdywali nowe tematy, ciągle było coś, o czym chcieli sobie opowiedzieć… Nawet się nie zorientowali, kiedy sięgnęli po kolejne butelki piwa… I kolejne… Jakby w czasie, kiedy ze sobą rozmawiali, cały świat przestawał istnieć… Nawet wtedy, kiedy zrobiło się już naprawdę późno, a na dworze powiało chłodem. Nic nie było w stanie im przerwać. Na sofie było im już tak wygodnie, że jedynie przykryli się kocem, nawet na chwilę nie przerywając dyskusji… A, kiedy rankiem się obudzili, oboje czuli się nieco obolali i zmęczeni, ale nawet wtedy nie przestawali się uśmiechać. Summy nawet zaczynała żałować, że nie spotkali się wcześniej. Wiedziała, że mogliby być cholernie dobranymi przyjaciółmi… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stanęła na tarasie i wzięła głęboki oddech. Po horyzont była woda. Miała wrażenie, że znalazła się w raju. Mieć własny domek nad brzegiem oceanu, to by było piękne życie… Na razie nie musiała sobie wyobrażać, jak to jest, bo miała domek nad brzegiem oceanu. Tylko przez tydzień, ale zawsze to coś… Już dawno chciała tu przyjechać, ale nigdy jakoś nie miała na to czasu. Cieszyła się, że wreszcie ten czas znalazła. Tu, z dala od wszystkich, mogła się rozluźnić i pozwolić sobie na szaleństwa, na które w domu rzadko sobie pozwalała… Na które w rzeczywistym świecie nie bardzo mogła sobie pozwolić… Uśmiechnęła się i wróciła do pokoju. Sięgnęła po gitarę. Śpiewanie było jej drugim sposobem na relaks. I właściwie cieszyła się, że grała i śpiewała w samotności. Bo w ten sposób miała coś, co było tylko jej i nikogo innego… W ten sposób miała swoją oazę, do której nikt inny nie miał wstępu. I wiedziała, że będzie bronić tej oazy, niczym lwica… W tle cicho grało jej radio i starała się nadążyć za muzyką. Właśnie starała się wyciągnąć jak najwyższe 'c', kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Odłożyła gitarę i wstała. Nie spodziewała się nikogo, ale wiedziała, że mieszkańcy wysp są bardzo gościnni, więc nie zdziwiłaby się, gdyby znów ktoś przyszedł ją zaprosić na wieczorną zabawę… Poprawiła kusy top, który miała na sobie i naciągnęła niżej krótkie spodenki, żeby zakryć większą część uda. Otworzyła drzwi i osłupiała. Przed sobą zobaczyła… Joshuę. Jakby tego było mało, obok niego stał… Justin Timberlake. Obaj uśmiechali się promiennie. - Cześć, piękna – powiedział Joshua po chwili. - O, Boże… – zakryła usta dłonią. – Co ty tu robisz?… Co wy obaj tu robicie? - A możemy wejść? – spytał JC. Strasznie podobał mu się wyraz zaskoczenia, jaki odmalował się na jej twarzy. Wiedział, że nie była zła, a on strasznie uwielbiał sprawiać ludziom miłe niespodzianki… Miał nadzieję, że ta niespodzianka też okaże się dla niej miła… - O, Boże… Oczywiście – otworzyła szerzej drzwi i obaj weszli do środka. - Przecież mówiłem, że cię odwiedzę na wyspach – powiedział JC z uśmiechem. – A tak się złożyło, że Justin też się tu wybierał. Uwierzysz, że spotkaliśmy się na lotnisku? – zaśmiał się. – No, co? Nawet się ze mną nie przywitasz? – popatrzył na nią spod oka. Jej spojrzenie biegało od jednego z nich do drugiego i nie mogło przestać się dziwić… - Jesteś niemożliwy – powiedziała i uścisnęli się serdecznie. - Czy ja też mogę liczyć na małe przytulanko? – zapytał Justin, kiedy już się rozdzielili. - Summer, to jest Justin. Justin, Summer – przedstawił ich JC, a oni serdecznie uścisnęli sobie dłonie. Widziała, jak obaj świdrują ją wzrokiem. Od góry do dołu, od dołu do góry… Czuła się prawie naga pod tymi spojrzeniami. Wiedziała, że podoba się facetom, bo dbała o siebie i miała smukłą figurę, a na plaży wszyscy się za nią oglądali. Ale sam na sam pod takim obstrzałem, jakoś jej nie pociągał. - W lodówce znajdziecie coś zimnego do picia – powiedziała i uśmiechnęła się lekko, żeby ukryć swoje zakłopotanie. – Rozgośćcie się, a ja zaraz do was wrócę – dodała szybko i skierowała się w stronę sypialni, żeby nałożyć na siebie coś innego. Nie mogła się jednak pozbyć wrażenia, że obaj nie odrywają od niej oczu… Przynajmniej od części od pasa w dół… Miała wrażenie, że za chwilę będzie miała dziury w pośladkach… - Co za ciało… – powiedział z podziwem Justin, kiedy już zniknęła za drzwiami. - Justin! – JC fuknął na przyjaciela i szturchnął go łokciem. – Zachowuj się… Jesteśmy na dobrej drodze do zawarcia przyjaźni, a twoje komentarze jakoś temu nie sprzyjają… - Przyjaźni, dobre sobie – zaśmiał się blondyn i poszedł do kuchni, żeby przynieść coś zimnego do picia. JC stał i patrzył w milczeniu na zamknięte drzwi jej sypialni. Nigdy jakoś nie pomyślał o niej w ten sposób… Oczywiście zauważył, że jest ładną kobietą i nie umknęło jego uwadze, że czasem mężczyźni oglądają się za nią na ulicy, ale sam nigdy nie patrzył na nią w ten sposób… No i dziś coś się zmieniło. Nie wiedział jeszcze, co, ale był pewny, że coś się zmieniło… Kiedy na powrót stanęła w drzwiach, chyba nie dość umiejętnie zmienił wyraz twarzy, bo kiedy na niego spojrzała, widział, że jest zmieszana. Ubrała się w długą, szeroką spódnicę, a górę zostawiła bez zmian. - Nie spodziewałam się, że spełnisz swoją obietnicę – powiedziała i podeszła do niego. Chciała, żeby przestał patrzeć na nią w ten sposób. Chciała, żeby przestał się nią interesować w ten sposób… Już raz przerabiała ten temat i to jej w zupełności wystarczyło. Nie chciała po raz kolejny komplikować sobie życia niepotrzebnymi emocjami… - Więc chciałem ci powiedzieć, że ja zawsze dotrzymuję słowa – odpowiedział z uśmiechem i objął ją ramieniem. Powoli weszli do kuchni. Justin już dorwał gitarę i usiłował wykrzesać z niej jakieś dźwięki. Od razu się spięła. - Słyszeliśmy, jak śpiewasz – powiedział blondyn z uśmiechem. – Masz całkiem fajny głos… Nigdy nie myślałaś, żeby śpiewać profesjonalnie? - Nie – ucięła krótko. Odsunęła się od JC i wyjęła z lodówki napoje dla nich. Unikała jego spojrzenia i wiedział, że zmiana jej nastroju miała związek z gitarą i śpiewem. - Szkoda – uśmiechnął się Justin. – Szukam jakiegoś ciekawego głosu do nagrania duetu i, jakbyś chciała… - Nigdy więcej nie poruszaj tego tematu – nawet nie pozwoliła mu dokończyć. Odstawiła szklanki na lodówkę i odwróciła się gwałtownie. – Nigdy nie mów nic o moim śpiewaniu i graniu… Nigdy – dodała stanowczo. – I oddaj mi tę cholerną gitarę. Niczego nie rozumiejąc, podał jej instrument. Chwyciła go gniewnie i wyszła z pokoju. Obaj popatrzyli na siebie zaskoczeni. - O co poszło? – zapytał cicho Justin. - Nie wiem, ale ona jest drażliwa na punkcie gitary i swojego głosu – odpowiedział Joshua. - A nie ma powodów, bo naprawdę ma fajny głos… – westchnął Justin. – Myślałem, że mi oczy wydrapie, tak na mnie naskoczyła – uśmiechnął się niepewnie. - Nie myśl o niej źle – JC stanął w obronie dziewczyny. – Jest trochę skomplikowaną osobą, ale to naprawdę świetna dziewczyna. - Wierzę ci, dlatego nie potrafię uwierzyć w waszą przyjaźń – zaśmiał się blondyn, a przyjaciel nie wiedział, co mu odpowiedzieć. Jeszcze kilka minut wcześniej gotów był obstawać przy tym, że jego uczucia do Summer są jak najbardziej platoniczne i bez żadnych podtekstów seksualnych, ale teraz nie był już tego taki pewien… - Wiesz, podróż mnie trochę wymęczyła i chyba powinienem pójść do siebie odpocząć – powiedział Justin i wstał. - Ale nie jesteś zły? – JC popatrzył na niego uważnie. - Nie – odpowiedział blondyn i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych. – Pożegnaj Summer ode mnie. Pewnie nie raz się jeszcze spotkamy, ale teraz już padam z nóg… - To do jutra – odparł Joshua i po chwili został w pokoju sam. W tym momencie otworzyły się drzwi do sypialni i stanęła w nich Summer. Podeszła do niego. - A gdzie Justin? – rozejrzała się po pokoju. - Poszedł do siebie odpocząć – odpowiedział. - Jest na mnie zły, prawda? – spuściła głowę. – O, Boże… - Nie jest na ciebie zły – uśmiechnął się i rozluźnił jej dłonie, które zdążyła już zacisnąć w pięści. Wiedział już, że całe jej napięcie siedzi w dłoniach i wystarczyło je wyprostować, żeby przywrócić jej spokój… - Wiem, że nie powinnam go tak atakować – powiedziała po chwili. – Wiem, że nie powinnam, ale to jest silniejsze ode mnie… – westchnęła. – Moje granie i śpiewanie są tak intymną częścią mnie, że nie chcę się tym z nikim dzielić. To jest moja oaza i nigdy nie pozwolę nikomu tam wejść. - Dlaczego? – popatrzył na nią uważnie. Za tym kryło się coś jeszcze i chciał wiedzieć, co. Ale ona nie chciała mu o tym powiedzieć, a wiedział, że nie będzie jej do tego zmuszał… - Pozwól mi choć tyle zostawić dla siebie – popatrzyła na niego prosząco. – Nie chcę o tym więcej rozmawiać. Uszanuj to. - Oczywiście, Summy – powiedział i uśmiechnął się. Objął ją ramieniem i usiedli na sofie. – Nie będę cię już o to pytał, ale nie podskakuj za każdym razem, kiedy ktoś coś o tym powie… - Postaram się – odparła. I wiedziała, że z czasem będzie jej coraz łatwiej spełnić tę obietnicę. Kiedy już ucichną wszystkie te negatywne emocje, może znów będzie mogła zaśpiewać przy kimś i nie czuć wstydu ani strachu. Choć była pewna, że nigdy nie zrobi tego w obecności Joshuy.... cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czas mijał im niepostrzeżenie. Justin spędził na wyspie tylko dwa dni, bo leciał na następną wyspę, gdzie studio nagraniowe miał jego producent i tam mieli spędzić kilka dni przy szlifowaniu albumu. Więc zostali sami i praktycznie razem spędzali całe dnie. Starali się przyjaźnić, ale… No właśnie. Ale. 'Ale' było jedno i to dość wyraźne. Ciągle nie mogli pozbyć się napięcia, które powstało między nimi tego wieczora, kiedy JC i Justin stanęli przed jej drzwiami. Oboje starali się go nie zauważać i ignorować na wszelkie możliwe sposoby, ale każdy najmniejszy dotyk i każde zbyt długie spojrzenie, na nowo odbudowywało to napięcie… - No, dzisiaj to jestem wybitnie zmęczony – powiedział JC, kiedy stanęli przed jej drzwiami. Na dworze zaczęło już świtać, a oni spędzili w klubie całą noc. I wcale za dużo tam nie siedzieli… - Chyba wytańczyłam się za wszystkie czasy – odpowiedziała Summer i poprawiła blezer, który dał jej Joshua, kiedy wyszli z klubu. Wychodząc dzień wcześniej jakoś nie pomyślała, że będą wracać nad ranem i poza cienką obcisłą sukienką nic na sobie nie miała. Jeśli oczywiście nie liczyć bielizny. On natomiast, nawet gdyby trząsł się z zimna w koszulce bez rękawów, to i tak by się do tego nie przyznał… Co wcale nie znaczyło, że się trząsł, a wręcz przeciwnie – był rozgrzany i nie pamiętał kiedy po raz ostatni czuł się tak doskonale… - Dziękuję ci za ten wspaniały wieczór – powiedział i uśmiechnął się. - Chyba za noc – zaśmiała się i otworzyła drzwi. – Wejdziesz? - A zaprosisz mnie? – spytał unikając jej wzroku, bo sam czuł się niepewnie, a nie chciał jeszcze i jej dodatkowo denerwować. - Myślę, że mały drink na zakończenie dobrze nam zrobi – odpowiedziała. Też unikała jego wzroku. Bała się, że kiedy spojrzy mu w oczy, zobaczy w nich coś, co ją przerazi… Przecież już na ich pierwszym spotkaniu przeszło jej przez myśl, że mogłaby się w nim zakochać. A wtedy jeszcze wcale go nie znała. Teraz znała już jego nieskończone poczucie humoru, ten zawadiacki uśmiech i tę dobroć, która go otaczała… Patrzył na nią, jak podchodzi do barku i napełnia szklanki. Zobaczył w niej jakąś taką wrażliwość… Jakąś taką ulotność, która nie daje się ujarzmić. Dostrzegł w niej kobietę. Kobietę z krwi i kości. Kobietę, którą należało kochać. Kobietę, którą nagle zapragnął pocałować… Podszedł do niej szybko. Nie widziała go, jak nadchodzi i kiedy się nagle odwróciła, zawartość obu szklanek rozpłynęła się na jego koszulce. - O, Boże!… – krzyknęła i szybko odstawiła szklanki na stolik. – Przepraszam!… Zaraz przyniosę ręcznik – dodała i wymknęła się do łazienki. Pojawiła się po chwili i od razu położyła mu ręcznik na ramionach. Ale nie pozwolił się osuszyć. Złapał ją za nadgarstki i splótł jej dłonie na swoim karku. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma. Miała przyspieszony oddech i czuł, że drży. Powoli zsunął dłonie po jej ramionach, wsunął pod sweter i splótł na jej talii, tuż nad pośladkami. Wstrzymała oddech, a po chwili powoli go wypuściła. Oboje milczeli. Milczeli, bo żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć. Żadne z nich nie odważyło się otworzyć ust i wydobyć z nich choćby najmniejszego dźwięku… Ich serca waliły, jak oszalałe. Ich ciała zastygły w oczekiwaniu. Usiłowały odnaleźć się w takiej bliskości… Usiłowały odnaleźć się w napięciu, którego teraz żadne z nich nie mogło już zanegować… Powoli nachylił się nad nią, ciągle rozważając, czy się nie odsunąć. Ciągle walcząc z samym sobą… Ale, kiedy dotknął ustami jej drżących warg, przestał się nad czymkolwiek zastanawiać. Kiedy poczuł tę delikatną miękkość, zapragnął, żeby w niej utonąć i już żadnych racjonalnych myśli w głowie nie miał… Miała wrażenie, jakby ziemia rozstępowała jej się spod nóg. Czuła jego gorące dłonie, powoli wędrujące wzdłuż jej pleców, czuła jego namiętne usta, które z każdą chwilą ofiarowywały jej coraz więcej słodyczy… Czuła, jak jego miękkie włosy same się proszą, żeby wpleść w nie palce… Czuła… jakiś nieznośny ucisk w żołądku. W żołądku, albo jeszcze niżej… Czuła, jak się budzi do życia, jak odżywają w niej wszystkie te pragnienia, które tak skrzętnie starała się ukryć gdzieś na dnie świadomości… - O, Boże… – cicho jęknęła, kiedy zsunął usta na jej szyję. Nie wiedziała, ile jeszcze jest w stanie znieść, skoro już topniała w jego ramionach… - O, Boże, dobrze powiedziane… – szepnął z ustami tuż przy jej ramieniu. Chwilę wcześniej jego sweter znalazł się na podłodze, ale żadne z nich jakoś tego nie zauważyło. Stali, mocno do siebie przytuleni i oboje głośno oddychali. Ale wcale nie zamierzali się od siebie oderwać. - Powiedz, co my robimy – wrócił ustami do jej szyi i delikatnie całował ją pod uchem. – Powiedz mi, co robimy, bo nie mam pojęcia… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zsunęła dłonie na jego ramiona i złapała go mocno. - Nie wiem, co robimy, ale to wydaje się takie… - Właściwe? – wszedł jej w słowo. Uśmiechnęła się z ustami przy jego ustach i wygięła się, kiedy znów zaczął całować jej szyję. - Właściwe… – przytaknęła. – Takie akuratne, takie… O, Boże!… – jęknęła, kiedy zsunął dłonie na jej pośladki i lekko ścisnął. Uśmiechnął się. Reagowała tak spontanicznie i tak naturalnie na jego pieszczoty, że jeszcze bardziej pragnął ją pieścić i całować… Starał się powoli zmierzać w kierunku sypialni. Dobrze, że nie stali zbyt daleko, bo czuł, że jego nogi są w stanie zrobić jedynie kilka kroków… Stanął tuż obok łóżka i uniósł jej związane włosy do góry, żeby odnaleźć zamek sukienki. Rozpinał go powoli. Ona tymczasem wyszarpnęła spomiędzy nich ten nieszczęsny ręcznik i zaczęła wyciągać mu koszulkę ze spodni. Nawet na sekundę nie oderwali od siebie ust. Całowali się zachłannie, niczym rozbitkowie… Dotykali się zachłannie, niczym rozbitkowie… Tulili się do siebie, jakby byli jedynymi rozbitkami ocalałymi po katastrofie statku… Nie zraził ich nawet chłód pościeli. Niczego nie czuli poza sobą… Niczego nie chcieli czuć. Cały wszechświat skurczył się tylko do tych dwóch spragnionych ciał, do tych przyśpieszonych oddechów, do tych zachłannych ust, do tych drżących dłoni… I do słońca, które zajaśniało na horyzoncie, kiedy osiągnęli upragniony szczyt i odnaleźli ukojenie. Odnaleźli ukojenie we wzajemnych łzach, we wzajemnych uśmiechach… We wzajemnych szeptach i we wzajemnych pocałunkach… Otworzył oczy. Słońce było już wysoko na niebie i wpadało do pokoju przez nie zasłonięte okna. Przekręcił głowę i z uśmiechem popatrzył na Summer. Spała obok, na brzuchu, z rękami splecionymi pod poduszką. Oddychała spokojnie i uśmiechała się lekko. Położył się na boku, żeby lepiej ją widzieć. Patrzył na nią i zastanawiał się nad tym, co właśnie działo się w ich życiu. Nad tym, co przeżyli kilka godzin wcześniej. Wszystko było tak intensywne, tak wszechogarniające, tak bardzo… właściwe. Właściwe. Tak. To było odpowiednie słowo. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że Summer ziewa i powoli otwiera oczy. Chwilę trwało, nim zdała sobie sprawę, co się stało i gdzie jest. Uśmiechnęła się. Wysunęła dłoń spod poduszki i przesunęła w jego stronę. Ale zatrzymała się w połowie, jakby nie była pewna, co zrobić. Popatrzyła na niego wyczekująco. Wiedział, że czeka na jego ruch. Że chce zobaczyć, czy on wyjdzie jej naprzeciw. Uśmiechnął się i powoli przesuwał dłoń w jej kierunku. Splótł jej palce ze swoimi i przyciągnął bliżej siebie. Położył na swoim policzku. Żadne z nich nic nie powiedziało. Jakby do porozumiewania się nie potrzebowali słów. Patrzyli na siebie z uśmiechem. Nim zdążyła zamknąć oczy, zobaczył, że się zaszkliły. Westchnęła cicho i rozluźniła się. Zasnęła po chwili. Nim sam pogrążył się na powrót we śnie, przysunął się bliżej niej i przekręcił na plecy. Ich splecione dłonie położył sobie na piersi i zamknął oczy. Dawno już nie zasypiał z taką lekkością w sercu… Od razu z wysp chciał ją zabrać ze sobą do Los Angeles, ale stanowczo zaprotestowała. Zgodziła się jedynie, żeby przyjechać na kilka dni. Prawie musiał ją błagać, żeby poszła z nim na premierę filmową. W kilku gazetach widział zdjęcia z ich pobytu na wyspach, ale były na tyle niewyraźne, że Summer nadal pozostawała nierozpoznana. Że nadal mogła żyć w spokoju i nie martwić się, że któregoś dnia zostanie zaatakowana z powodu, że spotyka się ze znanym facetem… Że spotyka się z kolejnym znanym facetem. I to z facetem, którego niektórzy postrzegali jako wroga jej wcześniejszego faceta… Dlatego tym bardziej cieszył się, że powoli dawała się na powrót przekonywać do jego świata. Że powoli spotykanie się ze znanym facetem przestawała traktować jak klątwę, ale potrafiła się z tego cieszyć… Nie składali sobie żadnych deklaracji, nie składali sobie żadnych obietnic, jakby oboje bali się, że jeśli na głos wypowiedzą swoje uczucia, wszystko to pryśnie, niczym mydlana bańka… Im bardziej chciała być razem z nim, tym bardziej czuła, że nie powinna tego robić. Nie powinna z nim być. Nie powinna. Już przez to przechodziła i skończyło się tak, że nie mogła nawet robić tego, co tak bardzo kochała… Już przez to przechodziła, więc wiedziała, jak to wszystko wygląda… Ona po prostu nie była w stanie całkowicie podporządkować się stylowi życia, jakim oni żyli. Jakim żył Joshua. Nie wymagał tego od niej, ale wiedziała, że to tylko kwestia czasu… Obiecała sobie, że nigdy już nie zwiąże się ze znanym facetem i była na najlepszej drodze do złamania tej obietnicy. A przecież życie już dało jej nauczkę i powinna była wyciągnąć z niej wnioski, a nie pakować się w kolejny taki związek… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To Justin. Otworzysz drzwi? – usłyszała z kuchni. - Jasne – przeszła przez salon i po chwili znalazła się twarzą w twarz z uśmiechniętym blondynem. - Cześć, Summer – powiedział Justin. - Cześć, Justin – odpowiedziała i uścisnęli się serdecznie. - Jeśli mnie nie myli mój niezawodny węch, JC przygotowuje na obiadek swoje wyśmienite firmowe spaghetti – mężczyzna znacząco pogładził się po brzuchu. - Nie myli cię twój niezawodny węch – uśmiechnęła się Summer i oboje weszli do jadalni. - Za chwilę podaję! – powiedział na ich widok JC. - Daj mi też gruby ręcznik, bo jak znam życie, to się upaćkam, a brudny przecież na premierę nie pójdę – odpowiedział Justin i przyjaciele uścisnęli się serdecznie. - Nie wziąłeś nic na przebranie? – Joshua szturchnął blondyna łokciem i roześmiali się. Kilka minut później siedzieli już przy stole i jedli ciepły posiłek. W milczeniu. - Denerwujesz się? – JC popatrzył na Summer uważnie. Przez cały dzień była dziwnie milcząca. - Trochę – odpowiedziała szczerze. - A niepotrzebnie – Justin uśmiechnął się szeroko. – My cię przed wszystkim obronimy – dodał i dumnie wypiął pierś. Uśmiechnęła się lekko. Unikała tego tematu, jak ognia. Chciała czuć się, jak normalna dziewczyna, pójść normalnie do kina. Ale wiedziała, że z JC nic nigdy nie będzie normalne. Już ten temat przecież przerabiała… Nie chciała wyjść na tchórza, dlatego starała się nie rozmawiać w ogóle na ten temat. Co nie znaczyło, że się nie bała. Bała się. Bardzo. Ale postanowiła walczyć z tym strachem w samotności… - Wszystko będzie dobrze – powiedział JC, kiedy już zjedli i szykowali się do wyjścia, a Justin czekał na nich na dole. - Na pewno – odpowiedziała, ale jakoś tak bez przekonania. Poprawiła sukienkę i nałożyła na siebie cienką marynarkę. Włosy puściła luźno i ciemną smugą opadały jej gładko na ramiona. Ona ubrała się w jasne kolory, więc on dla kontrastu miał na sobie ciemny strój. Za to na stopach oboje mieli jednakowe sandały, tylko też w innych kolorach i, jak tylko postawili swoje stopy obok siebie, oboje się roześmiali. - Jesteś gotowa? – spytał i wyciągnął rękę w jej stronę. Wzięła głęboki oddech. - Prowadź – podała mu rękę i zeszli na dół. - Świetnie razem wyglądacie – powiedział Justin na ich widok, a oni jedynie się uśmiechnęli. - Ja też jestem na ciemno, więc weźmiemy Summer między siebie – powiedział, kiedy wsiedli do auta. – W ten sposób nikt jej nie ruszy. - Dzięki – zaśmiała się lekko, a żołądek jeszcze bardziej jej się z nerwów ścisnął. Cieszyła się, że na zewnątrz nie było tego widać. Dojechali na miejsce bez większych problemów. Ludzi było sporo, ale nie mieli żadnych problemów z zaparkowaniem i wejściem do budynku. Zaczepiali ich różni dziennikarze i chłopcy odpowiadali na różne pytania, a ona stała z boku i uśmiechała się lekko. Dobrze, że choć od niej nikt nie wymagał powiedzenia jakiegoś sensownego zdania… Była tak zdenerwowana, że chyba nie byłaby w stanie sklecić żadnego wyrazu… - Wejdźmy już do sali – powiedział Justin i wyjął z kieszeni zaproszenia, żeby odczytać numery miejsc, na których mieli siedzieć. - Dobrze się czujesz? – JC ścisnął jej dłoń, kiedy stanęli na schodach, żeby zająć swoje miejsca. - Tak – odpowiedziała cicho i uśmiechnęła się lekko, ale wyczuł jej napięcie i powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem. Na końcu jednego z wyższych rzędów zobaczył Nicka Cartera. Mężczyzna przez chwilę rozmawiał z dziewczyną, która obok niego siedziała, ale kiedy ich zobaczył, przestał. Patrzył na nich i nie potrafił ukryć zaskoczenia. Miał to wypisane na twarzy. - Siedzimy w przedostatnim rzędzie – powiedział Justin z uśmiechem. Jako jedyny nie zauważył Nicka, ale wyczuł dziwne napięcie, jakie zapanowało między JC a Summer. - Co się stało? – popatrzył na nich zdziwiony. - Usiądźmy już – odparł JC i pociągnął Summy za sobą. Zgodnie z wcześniejszą obietnicą wzięli ją między siebie. I dopiero kiedy usiedli, Justin zobaczył Nicka. A to tylko dlatego, że mężczyzna wstał, żeby przekonać się, czy wzrok na pewno go nie myli. Kiwnęli sobie uprzejmie głowami i chwilę później twarz Nicka zniknęła im z oczu. - Rozluźnij się – powiedział Joshua i wziął jej zaciśniętą dłoń w swoje ręce. Powoli prostował jej palce. - Postaram się – uśmiechnęła się niepewnie. – Na jaki to my film dzisiaj przyszliśmy? – zrobiła niewinną minę i nie mógł się nie roześmiać. Położył jej dłoń na swoim udzie i trzymał ją tam przez cały czas trwania filmu. Nawet na moment nie pozwolił jej znów zacisnąć się w pięść. Kiedy już skończył się film i na powrót zapaliły się światła, Summer popatrzyła na niego z uśmiechem. - Dziękuję – powiedziała cicho. - Niezły film, co? – Justin nachylił się w ich kierunku. – Te pościgi, ta strzelanina… - Rewelacyjny – uśmiechnął się JC. - I stanowczo za dużo wody – dodała Summer. – Chyba powinnam poszukać toalety. - To chodźmy – powiedział JC z uśmiechem i wstali. Udało im się przy wyjściu nie natknąć się na Nicka. Summer w ogóle jakby zapomniała o jego obecności, a Justin zauważył, że Backstreet dopiero wstaje, kiedy oni już praktycznie byli na korytarzu. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaczekamy tutaj – powiedział JC, kiedy znaleźli się w pobliżu toalet. Summer uśmiechnęła się i zniknęła w jednej. Oni natomiast zaczęli dyskutować na temat filmu, kiedy w tłumie przewijających się ludzi zobaczyli znajomą postać. - Nie wierzę własnym oczom! – powiedział z uśmiechem Nick. – Jesteś z Summer? - Jestem – odpowiedział JC i popatrzył na niego wyczekująco. Nie spodziewał się, że Nick będzie go atakował, bo ze sposobu w jaki patrzył na dziewczynę, z którą przyszedł, wywnioskował, że związek z Summer ma już jak najbardziej za sobą. - Już się chwaliła, jak pięknie śpiewa i gra na gitarze? – blondyn popatrzył na niego spod oka. – Jak byliśmy razem, często sobie razem śpiewaliśmy… Chyba miała nadzieję, że pomogę jej zaistnieć w tym biznesie – zaśmiał się, a oni obaj patrzyli na niego w osłupieniu. - Prosiła cię, żebyś pomógł jej nagrać płytę? – zapytał po chwili Justin. - No, nie powiedziała tego wprost, ale wiedziałem, że o to jej chodzi – odpowiedział Nick. Ale w tym momencie kiwnęła na niego jego towarzyszka i zaczął odchodzić w jej kierunku. – Uważaj, żeby cię nie wykorzystała! Nie daj jej się czasem podpuścić! – dodał jeszcze i już go nie było. JC miał wrażenie, jakby serce przestało mu bić. Popatrzył na Justina szeroko otwartymi oczyma. - Czy ty myślisz o tym samym, co ja? – zapytał cicho blondyn. - Nie wiem – szepnął Joshua. – Nie wiem, co mam o tym myśleć… - Teraz rozumiem jej nerwy, jeśli chodzi o gitarę i śpiew… Teraz rozumiem, dlaczego wtedy tak na mnie naskoczyła… - Bała się, że pomyślimy, że chce, żebyśmy pomogli jej zaistnieć – powiedział JC. – Dlatego tak gwałtownie reaguje. Bo teraz musi się chować z tym, co kiedyś sprawiało jej przyjemność. Musi się ukrywać, jakby to była jakaś zbrodnia… Justin westchnął i popatrzył na przyjaciela smutno. - On zabił w niej radość śpiewania… - To dlatego tak się kiedyś żaliła, że związki ze znanymi facetami są straszne, bo ciągle trzeba im udowadniać swoją bezinteresowność… - Myślisz, że jeszcze uda się odbudować to, co straciła przez tamten związek? – spytał Justin. - Boję się, że ona nie będzie już tego chciała, a zmusić jej do tego nie możemy… Blondyn nic już nie odpowiedział, tylko westchnął smutno. Podeszłaby do nich już dawno, ale zauważyła, że w ich kierunku zbliża się Nick Carter, a nie była gotowa na spotkanie z nim, więc szybko wycofała się znów do toalety. Serce waliło jej jak oszalałe, a w głowie szumiało. Czuła jakiś irracjonalny strach, wstyd, poczucie winy… Wszystko się w niej kumulowało… Wszystko się kotłowało, aż sama nie była pewna, co czuje… Nic ją już z Nickiem nie łączyło, ale nie chciała, żeby myślał, że potraktowała Joshuę, jak jakąś deskę ratunku, żeby jeszcze choć na chwilę powrócić w światła ramp. Bo tak naprawdę nie wiedział, co jest między nią a JC, ale potrafił wyciągnąć wnioski. Błędne. Miała tylko nadzieję, że nie podzielił się nimi z Justinem i JC. Nie chciała, żeby myśleli o niej źle tylko dlatego, że ona jest z innego świata, a opinie na jej temat wygłasza ktoś z ich świata… Po raz ostatni spojrzała w lustro i poprawiła włosy. Otworzyła drzwi i odetchnęła z ulgą. Nigdzie nie było Nicka, a obaj mężczyźni popatrzyli na nią z uśmiechem. - Przepraszam, że tak długo – powiedziała, kiedy już do nich podeszła. - Nic się nie stało, Summy – uśmiechnął się JC i pocałował ją w usta. Starała się ukryć zaskoczenie, bo nigdy nie okazywali sobie uczuć w miejscach publicznych. Ale nie odsunęła się przez chwilę, żeby przedłużyć tę delikatną pieszczotę. Kiedy już się odsunęła, oboje popatrzyli na siebie z uśmiechem. - Chyba potrzeba wam samotności we dwoje – Justin zaśmiał się znacząco, a oni jeszcze bardziej się uśmiechnęli. - Chodźmy już stąd – powiedział JC i wziął ją za rękę. Obaj zachowywali się tak, jakby rozmowa z Nickiem w ogóle się nie wydarzyła. Ale wydarzyła się i Joshua wiedział, że będzie musiał na ten temat porozmawiać z Summer… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W wesołych humorach wracali do domu. Przytulali się i całowali co chwilę, jakby na całym świecie istnieli tylko oni. Co poniekąd było prawdą, bo kiedy byli razem, nigdy nie dostrzegali nikogo innego… - Dawno się tak dobrze nie ubawiłem – powiedział. Patrzył na nią, jak otwierała drzwi. - Z każdym kolejnym takim filmem uświadamiam sobie, jak bardzo uwielbiam komedie – odparła. - Jeśli chcesz, jutro możemy pójść na kolejną – powiedział i weszli do środka. Szli po schodach i to Summy pierwsza go zobaczyła. - O, Boże!… – zakryła usta dłonią. - Co się stało? – powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem. Na drzwiach mieszkania Summer białym sprayem było napisane "Uważaj na siebie! Drugiego już mieć nie będziesz!" Popatrzył na nią zaniepokojony. W jej oczach dostrzegł łzy. - Wiedzą, gdzie mieszkam… – szepnęła. - Poradzimy sobie z tym – odpowiedział. Wziął klucz i otworzył drzwi. Wprowadził ją do mieszkania. Cała się trzęsła. - Widzieli nas razem i nie spodobało im się to… - Komu? – popatrzył na nią zdziwiony. Usiadł na sofie i pociągnął ją za sobą. Przytulił do siebie, bo wiedział, że potrzebowała jego bliskości. - Twoim fanom – odpowiedziała cicho. – Kiedy byłam z Nickiem, często atakowali mnie podczas koncertów i innych spotkań. Ale wtedy nie wiedzieli, gdzie mieszkam. Tak naprawdę nie byli w stanie zrobić mi krzywdy… - Summy, nikt nie zrobi ci krzywdy – powiedział JC uspokajająco, choć sam był nieźle wystraszony. Ale starał się zachować zimną krew, bo widział, że ona jest na skraju histerii. - Tego nie wiesz! – popatrzyła na niego ze strachem i otarła łzy. – Jeśli dotarli już tutaj, to znaczy, że wiedzą o mnie więcej, niż bym chciała… - Zamalujemy napis, Summy – powiedział i ujął jej twarz w swoje dłonie. – I nie płacz już, proszę… Oni chcieli cię tylko wystraszyć. - Co im się doskonale udało – odpowiedziała stanowczo. – Oni tu byli, rozumiesz?! Byli pod moimi drzwiami! A co by było, gdybym była wtedy w domu?! Przecież nie byłabym w stanie się obronić! - Nikt nie zrobi ci krzywdy, Summy – powiedział cicho. Znał swoich fanów. Wiedział, jak traktują ich dziewczyny. Tak naprawdę byli nieszkodliwi. Były. Bo to przecież były dziewczyny. Ale one tylko chciały kogoś nastraszyć. Co się czasami udawało, ale żaden z nich w ten sposób nie stracił dziewczyny… I żadnej z ich dziewczyn tak naprawdę nic się nigdy nie stało… - Dasz mi na to gwarancję? – popatrzyła na niego smutno. Pocałował ją delikatnie. - Obiecuję ci to – powiedział. - Nie jestem w stanie stawić im czoła – szepnęła. – Nie jestem w stanie z nimi walczyć… Ja muszę czuć się bezpiecznie. To dla mnie najważniejsze. Nawet, gdybym miała być nieszczęśliwa… - Co masz na myśli? – odsunął się i popatrzył na nią uważnie. Miał jakieś smutne przeczucia. Coś go dziwnie ścisnęło w dołku. - Jesteś znanym facetem, Joshua – powiedziała ledwie słyszalnym szeptem. Spuściła wzrok. On nie był w stanie tego zrozumieć. Ale już raz przez to przechodziła. Tyle, że wtedy nie miała wsparcia w Nicku, bo on uważał, że przesadza… Joshua był inny i zdążyła go już dobrze poznać. Gdyby nie był znany, mogliby stworzyć coś wspaniałego. A tak… Gdyby miała wybierać, wolałaby być nieszczęśliwa i czuć się bezpiecznie, niż czuć szczęście, które tak naprawdę nigdy nie byłoby prawdziwym szczęściem, bo ciągle czułaby się zagrożona… - Nie powiedziałaś tego, co mi się wydaje, że powiedziałaś, Summy – popatrzył na nią smutno. – Teraz jesteś zdenerwowana, ale ja wcale nie zamierzam się poddać. I ty też się nie poddawaj. Dobrze wiesz, że jesteśmy w stanie być szczęśliwi. Nie pozwolę, żeby ktoś trzeci to zniszczył – dodał i przytulił ją mocno do siebie. Zastanawiał się, czy to dobry moment na wyciągnięcie tego tematu. W ciągu ostatnich dni kilka razy chciał już o tym z nią porozmawiać, ale wystarczyło, żeby tylko spojrzał na gitarę, ona już się jeżyła… - Na to nie masz wpływu, Joshua – powiedziała i starała się uspokoić. Powoli łzy na jej policzkach wysychały, a drżenie ustało. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale mogę pomóc ci z tym walczyć – powiedział ostrożnie. – Mogę pomóc ci walczyć z tym, co cię gnębi. Odsunęła się i popatrzyła na niego zdziwiona. Czuła, że za tym nie kryje nic miłego… Coś ścisnęło ją w żołądku. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Jego wzrok powędrował w kierunku gitary, która stała w rogu pokoju. Summy energicznie pokręciła głową. - To mnie nie gnębi, Joshua – powiedziała stanowczo. – To jest po prostu mój świat, do którego nikt nie ma wstępu. - Czy zawsze tak było? – zapytał. Patrzył na nią smutno, bo wiedział, że ten temat nie jest dla niej najprzyjemniejszy. Ale musieli tę sprawę wyjaśnić raz na zawsze… - Tak – powiedziała zdecydowanie. Przecież nie mogła mu powiedzieć prawdy. I wiedziała, że tylko w ten sposób uwolni się od tych wszystkich pytań. Że w ten sposób, spokojnie, bez nerwów, on będzie w stanie zrozumieć, dlaczego ona zawsze tak gwałtownie reaguje na jakąkolwiek wspominkę o śpiewaniu i gitarze… Że to jest tylko i wyłącznie jej świątynia. Świątynia zamknięta dla wszystkich pozostałych… - Pamiętasz, jak byliśmy na premierze, to widzieliśmy tam Nicka? – zapytał, a ona czuła, że coś w niej umiera. Cała zesztywniała. Prawie niezauważalnie skinęła głową. - Powiedział nam, jak bardzo lubiłaś śpiewać i grać. Powiedział nam, że to było radością twojego życia… - Nie chcę tego słuchać! – zerwała się i zatkała dłońmi uszy. – Nie mów nic więcej, proszę! - Powiedział, że… - Joshua! – w jej oczach na nowo zalśniły łzy. – Nie rozumiesz, jakie to dla mnie trudne?! Nie chcę na ten temat rozmawiać!… Tak! Uwielbiałam grać na gitarze i śpiewać! To sprawiało mi radość i pozwalało się wyżyć!… Podobnie jak milionom ludzi na tym świecie!… Ale oni nie mieli sławnego faceta, któremu się wydawało… - Nie uwierzyliśmy w to, co mu się wydawało – powiedział spokojnie JC. Podszedł do niej i położył jej dłonie na ramionach. – Nie uwierzyliśmy, bo on był zbyt zaślepiony sobą, żeby zobaczyć, jak jest naprawdę… - Nie rozdrapuj tej rany, Joshua – poprosiła cicho. – Pozwól jej się zagoić… - Ona nadal jest otwarta, Summy – odpowiedział. – I nigdy tak naprawdę się nie zagoi. Nie zagoi się, jeśli będziesz uciekać i unikać rozmów na ten temat. - Co chcesz, żebym ci powiedziała, JC? – popatrzyła na niego bezradnie. Wiedziała, że nie było już sensu uciekać, ale nie potrafiła tak od razu pogrzebać wszystkich demonów… - Chcę, żebyś mi powiedziała, że będziesz z tym walczyć – odpowiedział. Otarł jej łzy dłońmi. Chyba osiągnęli jakieś porozumienie. Chyba osiągnęli jakiś przełom… A on chciał, żeby wiedziała, że w nim zawsze znajdzie oparcie. Uśmiechnął się lekko. – A ja wiem, że nawet przez myśl ci nie przeszło, żeby torować sobie Nickiem drogę do kariery. Gdybyś to mnie pierwszego spotkała, nigdy nie pozwoliłbym ci myśleć w ten sposób… Nadal byłabyś w stanie grać i śpiewać. Nadal sprawiałoby ci to mnóstwo radości. Oboje mielibyśmy z tego mnóstwo radości. Pielęgnowałbym w tobie tę radość, którą on zniszczył… Spuściła głowę. Znów miała ochotę płakać. Dlaczego jej życie zawsze się tak gmatwało, dlaczego wszystko zawsze się tak komplikowało? Przecież starała się żyć normalnie i nikomu nie sprawiać problemów… - Przytul mnie – powiedziała cicho. – Przytul mnie mocno… Nie mógł nie spełnić tej prośby. Gdyby miał taką moc, odgoniłby wszystkie ciemne chmury z jej nieba. Ale nie miał, więc mógł jedynie mocną ją do siebie przytulić. Może jego bliskość mogła ją uleczyć. Bardzo tego chciał… Kiedy JC wyjechał do Kalifornii, żeby tam pracować nad płytą, a ona została sama, było jej trochę smutno. Ich wieczorne rozmowy poprawiały jej humor, ale, kiedy zobaczyła kolejny napis na swoich drzwiach, wiedziała, że nic nie będzie w stanie poprawić jej humoru. Tym razem napis był dosadniejszy. Kiedy zobaczyła: "Gwiazdorską dziwkę" wpadła w histerię. Wiedziała, że musi uciec. Najdalej, jak tylko się da. Wiedziała, że dalej nie może tak żyć. Musiała to skończyć i to szybko. Zadzwoniła do JC i cieszyła się, że nie odebrał telefonu. Gdyby miała z nim rozmawiać, byłoby jej znacznie trudniej. A i bez tego czuła się podle. Przecież doskonale wiedziała, czym grozi związek z nim. Powinna była zakończyć to już dawno, nim oboje tak bardzo się zaangażowali. A teraz… Dużo czasu minie, nim na powrót odzyskają równowagę, ale wiedziała, że to nie jest niemożliwe… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×