Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Czy ogladalyscie??? SLEEPWALKING Dramat o psychicznych bliznach pozostalych po sadystycznym ojcu,ktore moga powtorzyc sie w kolejnym pokoleniu,,,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzien dobry🖐️ BIESIADO!👄 Witam Was kochane drzewka w piekny dzien! Moze nie tak cieplutki jak u JODELKI ale jest ladnie! A tak na marginesie JODELKO przeslij nam wiecej promykow slonca i uwazaj z opalaniem :D musisz delektowac sie sloneczkiem o a nie tak odrazu na calego isc :D 🌻🌻🌻 Zostawiam Wam do poczytania przy kawce! Mam 55 lat, dla aktorki w tym wieku ról jest coraz mniej, dlatego nie ukrywam, że chciałam znaleźć sobie jakieś inne pole do działania. Teraz pracuję na swoje zwyczajne człowieczeństwo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
MIMO WSZYSTKO Rozmowa z Anną Dymną o tym, co najważniejsze....... KATARZYNA JANOWSKA: - Patrzy pani w lustro i kogo widzi: aktorkę, społecznicę, dojrzałą kobietę? ANNA DYMNA: - Rzadko patrzę w lustro. Zdarza mi się to w teatrze przed spektaklem i wtedy wyraźniej widzę ślady życia na mojej twarzy, ale staram się Dymnej nie analizować. Maluję się i szybko wchodzę w postać, którą gram. Kiedy przed laty do mojej mamy ktoś mówił: o, jaka ładna ta Małgosia (w domu Anna była Małgosią), mama czerwieniła się i kwitowała to uśmiechem i słowami: "to miłe i dobre dziecko, i zwyczajne". Tak więc od dziecka wiedziałam, że zewnętrzność nie jest najważniejsza, choć oczywiście potem w aktorstwie bardzo mi pomagała. Na początku w filmach nie musiałam nic wielkiego grać, wystarczyło, że byłam na ekranie, ładnie się uśmiechnęłam, zapłakałam i już. Aktorką bywałam na scenie. Ciekawe role zaczęła pani grać, kiedy ze ślicznej filigranowej dziewczyny zmieniła się w dojrzałą kobietę. Wielkie kreacje stworzyła pani m.in. w Teatrze Telewizji, gdzie zagrała pani Kławdię w "Czarodziejskiej górze" i Bertę w "Emigrantach" Joyce'a. Słynna jest już anegdota, jak Kazimierz Kutz na planie "Opowieści Hollywoodu" wołał: Stara, gruba baba na scenę! A pani dopiero po chwili zorientowała się, że to o nią chodzi. W pani przypadku fizyczna zmiana zadziałała na plus. Z Kaziem Kutzem nigdy wcześniej nie pracowałam, choć przyjaźnił się z Dymnym, ale nie byłam w jego typie. Jak utyłam, to powiedział, że wreszcie widać, że jestem babą. Brutalnie, ale celnie uświadomił mi, jak wyglądam i co z tym mogę zrobić. Nie da się jednak ukryć, że dla aktorki czas jest szczególnie okrutny. Pierwszy Rubikon do przekroczenia pojawia się w okolicach trzydziestki. Wiele dziewczyn już wtedy wypada z zawodu, bo świeżość się ulatnia i okazuje się czasami, że poza nią aktorka nie miała nic więcej do zaproponowania. Z każdą dekadą trudniej jest kobiecie utrzymać się w zawodzie. Ale pani się udaje. Ostatnio w "Orestei" u Jana Klaty w Starym Teatrze zagrała pani Klitajmestrę. Jest w tym spektaklu niezwykła scena, w której matka okazuje miłość synowi. Klitajmestra tuli Orestesa, wiedząc, że za chwilę ją zabije, by pomścić śmierć ojca. Udaje im się na chwilę powrócić do czasu niewinności. Skąd pomysł na taką scenę? Aktor, który gra mojego syna, zapytał mnie, w jaki sposób najczęściej okazywałam czułość swojemu dziecku. Kiedy mój syn był mały, kładliśmy się koło siebie i delikatnie drapałam go po plecach. Kiedyś tak robiła moja mama i to są najpiękniejsze i najważniejsze momenty w moim życiu, które dają mi siłę już kilkadziesiąt lat. Stąd wzięła się ta scena. Matka, syn i córka tulą się do siebie. Los na chwilę został wzięty w nawias. Ta chwila im się należy. Na ród Atrydów została rzucona klątwa, przed którą nie ma ucieczki. Długo zastanawialiśmy się wszyscy z Jankiem Klatą, czy takie klątwy dzisiaj też nas dotykają. Przyszły mi z pomocą doświadczenia z programu "Spotkajmy się", w którym rozmawiam z osobami chorymi i niepełnosprawnymi. Właśnie gdy zaczęły się próby, przygoto-wywałam do programu rozmowę z Mirkiem Żochowskim, który jest chory od urodzenia na zespół Tourette'a. Dotknięci tą chorobą ludzie robią rzeczy, których wcale nie chcą: klną, krzyczą, wykonują dziwne ruchy. Zachowują się tak, jakby ich ktoś spętał klątwą, uwięził we własnym ciele, z którego nie ma ucieczki. Mimo to Mirek szuka sensu życia, próbuje przekroczyć sam siebie. Zrozumiałam, że Klitajmestra też jest uwięziona we własnym losie. Kocha swojego męża, ale musi go zabić. Próbuje przynajmniej uratować syna. Chce go wyrwać z koła przeznaczenia i dlatego każe mu odejść z domu, przeczuwając jednocześnie, że on ją za to znienawidzi. Dla matki odrzucić własne dziecko jest niewyobrażalnie trudne, właściwie niemożliwe. Szukałam w sobie emocji, które pozwoliłyby mi to zagrać. Wtedy przypomniałam sobie fragment wiersza księdza Twardowskiego: "zapomnij że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz". Klitajmestra z miłości do syna przekreśla siebie. Czy reżyserzy młodego pokolenia wymagają od aktora sięgania w głąb siebie, obnażania, ekshibicjonizmu? Przez kilka lat słyszałam, że młodzi reżyserzy nie chcą ze mną pracować. I co mogłam na to poradzić? Nie chcą, to trudno. Kiedy Janek Klata zaproponował mi rolę, pomyślałam, że jeśli wyczuję w tym jakąś hucpę, oszustwo, próbę manipulacji, to przecież mogę oddać rolę. Ale zobaczyłam ludzi świetnie przygotowanych, pasjonatów pełnych energii, zapału, radości. Klata wie, czego chce. Jest odważny, nie boi się zaryzykować, że nie każdy widz zrozumie przebieg jego narracji. Chce być maksymalnie wierny swojej wizji. Były momenty, w których moi młodsi koledzy się śmiali, a ja nie wiedziałam z czego. Na przykład Orestes biega po scenie z komiksem "Punisher", a ja nie znałam tego bohatera. Nie lubię komiksów. Ograniczają moją wyobraźnię. Ale wiadomo, że jest to kod czytelny dla wielu młodych ludzi, pomaga im zrozumieć świat, wypełnia brak autorytetów. I dobrze. Dzięki roli Klitajmestry i mój świat bardzo się poszerzył. Chwali pani pracę z Janem Klata. Na ogół jednak czuje się napięcie między dojrzałymi twórcami teatru a młodymi. Coś się zacięło w międzypokoleniowej sztafecie. Nie da się ukryć, że na naszych oczach toczy się ostra wojna między tzw. młodym i starym teatrem. Wojna, która nikomu nie służy. Teatr jest tak rozległą przestrzenią, że mieszczą się w niej różne style i wizje. My możemy przecież dzielić się z młodymi swoim doświadczeniem, umiejętnościami, ale najpierw musimy się otworzyć na ich język, sposób opisu rzeczywistości. Nikt nie musi nikogo ani opluwać, ani niszczyć, ani wyśmiewać. Świat się zmienia, a teatr wraz z nim. Nie da się tego zatrzymać, choćbyśmy nie wiem, jak chcieli. Czasem mam wrażenie, że niektórzy koledzy nie chcą tego przyjąć do wiadomości. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kiedy patrzy pani na młode ładne aktorki, pojawia się ukłucie zazdrości? Byłam wychowana w kulcie starych ludzi. Uważałam, że moja babcia z pooraną zmarszczkami twarzą jest najpiękniejsza na świecie. Kiedy byłam młodziutka, przyjaźniłam się ze starymi aktorami: z Zosią Jaroszewską, Władysławem Hańczą, Zosią Niwińską. Od nich bardzo wiele się nauczyłam. Zosia Jaroszewską była pozbawiona wszelkiej zazdrości, uczyła w szkole teatralnej, przekazywała młodym całą swoją wiedzę i umiejętności. Patrząc na nią marzyłam, żeby w przyszłości choć trochę być do niej podobną. Pewnego dnia mi powiedziała: "Aniu, czy teraz liczy się, że zagrałam jedną rolę więcej niż moje koleżanki? Pamiętaj, musisz urodzić dziecko, mieć swoje życie, nie możesz wszystkiego poświęcić aktorstwu, bo w każdej chwili możesz zostać z niczym". Ale miałam też starsze koleżanki, które mi nie mogły wybaczyć młodości. I w jakimś sensie je rozumiem. Bardzo trudno jest się starzeć publicznie. W naszym zawodzie to jest podwójnie trudne. Gdy się starzejemy, umierają role, których już nie możemy zagrać. Aktorzy funkcjonują w równoległych czasach. Kiedy idę ulicą i słyszę: o rany, co się z panią porobiło, jaka pani gruba!, to wiem, że powtarzają "Znachora" czy "Janosika", w których grałam przed laty. Nie jest łatwo z tym żyć. Dlatego m.in. od kilkunastu lat uczę w PWST. Chcę być blisko młodych, chcę czuć ich energię. Cieszę się z sukcesów moich studentek. Są jak moje dzieci i jest w nich przecież jakaś mała moja iskierka. Kiedy słucham wypowiedzi pięknej i mądrej Mai Ostaszewskiej, kiedy widzę, jaką karierę robi śliczna Ania Cieślak, to serce mi się raduje. Teraz w nich widzę moją młodość. Złośliwi z przekąsem mówią, że pani działalność charytatywna to sposób na istnienie publiczne, że gra pani rolę Matki Boskiej? Zdarza się pani słyszeć takie przytyki? Owszem, Anna Dymna charytatywna, anioł. Słyszę nieprzychylne komentarze, że pcham się do kamery, że robię to wszystko pod publiczkę, ale na szczęście wiem, gdzie jest prawda. Na swoją twarz zapracowałam jako aktorka, a nie poprzez działalność charytatywną. Mogłabym występować w reklamach i wygodnie żyć, ale mam świadomość, że pracowałam ze Swinarskim, Wajdą, Jarockim i może byłoby im przykro, gdybym w ten sposób wykorzystała zaufanie, jakim mnie kiedyś obdarzyli. Mam 55 lat, dla aktorki w tym wieku ról jest coraz mniej, dlatego nie ukrywam, że chciałam znaleźć sobie jakieś inne pole do działania. Poza tym my aktorzy naprawdę mało o sobie wiemy. Kiedy byłam młodą kobietą, nigdy nie wiedziałam, czy mężczyzna zabiega o moje względy dlatego, że widział mnie w roli np. Barbary Radziwiłłówny, czy dlatego, że jestem fascynującą osobą. Postanowiłam więc się sprawdzić działając wśród ludzi, którzy często nawet nie wiedzą, że jestem aktorką. Teraz pracuję na swoje zwyczajne człowieczeństwo. Kiedy ktoś mnie zapyta, dlaczego to robię, to odpowiem: robię to dla siebie, bo chcę się lepiej poczuć. Moja fundacja nazywa się Mimo Wszystko. Pomysł na nazwę zaczerpnęłam z napisu, który znajduje się na szpitalu Matki Teresy z Kalkuty. Robię więc swoje mimo wszystko. Dostałam kiedyś od ks. Twardowskiego dedykację: "Uśmiechu, mimo wszystko". Na scenie wszystkie światła są skierowane na panią. Jak to wygląda, gdy wchodzi pani w rolę osoby rozmawiającej z niepełnosprawnymi. Trzeba wtedy o sobie zapomnieć? Tak. To trudna rola i gdy się ją podejmie, nie można się wycofać. Ludzie dzielą się ze mną swoimi najintymniejszymi przeżyciami. Czuję się odpowiedzialna za tych, którym pomagam. Nie mogę pewnego dnia powiedzieć: znudziło mi się. A w naszej rzeczywistości, gdy chce się zrobić coś dobrego, człowiek natychmiast staje się podejrzany. Kiedy walczyłam o tereny opuszczone przez wojsko w Lubiatowie nad morzem, gdzie stanie ośrodek wypoczynkowy dla osób niepełnosprawnych, od razu padało pytanie: co pani z tego będzie miała? A ja nie biorę grosza za pracę w fundacji. Za pieniądze nie mogłabym robić tego, co robię. Co gorsza, nie tylko zwykli ludzie nas podejrzewają o złe zamiary. Państwo, które bądź co bądź wyręczamy w jego obowiązkach, też często patrzy na nas nieufnie. Czasem się zastanawiam, co się z nami stało, że dobro jest dziś najbardziej podejrzaną wartością? Może dzięki takim historiom jak ta z Januszem Świtajem ludzie oswoją się ze świadomością, że warto robić coś dla innych. Dzięki pani fundacji sparaliżowany Świtaj dostanie specjalny wózek inwalidzki, na którym po raz pierwszy od wielu lat wyjedzie z domu. Człowiek, który jeszcze parę tygodni temu prosił o prawo do śmierci, teraz chce pomagać innym. Kiedy Janusz upublicznił swoją prośbę, byłam w fazie prób do Orestei. Żyłam tylko teatrem. Jakiś dziennikarz zadzwonił do mnie i poprosił o komentarz do prośby o eutanazję sparaliżowanego od lat człowieka. Powiedziałam, że jego głos brzmi dla mnie jak krzyk o życie i pomoc. Że znam ludzi w takiej sytuacji i właśnie oni mnie uczą, że warto i trzeba walczyć o każdą chwilę życia. Następnego dnia uświadomiłam sobie, że od dwóch lat znam Janusza Świtają. Zwrócił się kiedyś o pomoc do mojej fundacji i zorganizowaliśmy mu materac przeciwko odleżynom i specjalny ssak ułatwiający oddychanie. Dostawałam od niego często radosne esemesy na święta, na Dzień Kobiet, na walentynki. Złapałam telefon, dzwonię do niego i mówię: Janusz, kurde, co ty wyprawiasz. Opamiętaj się. Przecież to ty jesteś największym przeciwnikiem eutanazji, to ty od 14 lat walczysz o każdy oddechi teraz próbujesz mi wmówić, że chcesz umrzeć!? Rozumiem, że czujesz się upokorzony przez los. Dlatego koniec z lenistwem, koniec z beznadzieją. Jesteś potrzebny. Będziesz u nas pracował na pół etatu. Zatrudnię cię na okres próbny, bo jak będziesz złym pracownikiem, to cię wywalę. Rozmawiałam z wieloma osobami upośledzonymi, ciężko chorymi i nigdy nie usłyszałam, że ktoś chce umrzeć. Największym dramatem dla nich jest samotność. Janusz Świtaj jest w tej dobrej sytuacji, że ma wspaniałych rodziców, którzy się nim zajmują. Wie, że poświęcają mu całe życie, ale są coraz starsi. Janusz prosił o prawo do śmierci ze strachu, że kiedyś trafi do szpitala dla przewlekle chorych, do sali "z zamalowanymi oknami". Chorzy tam umieszczeni żyją krótko. Mają fachową opiekę, ale brak im ciepła, poczucia, że są komuś potrzebni. Podpisała pani ze Świtajem umowę o pracę. Podpisałam umowę, zrobiliśmy mu szkolenie BHP. Będzie odszukiwał ludzi, którzy są w podobnej do jego sytuacji. Oczywiście najtrudniej jest dotrzeć do chorych, którzy są odcięci od świata. Robiłam kiedyś program o dziewczynie chorej na bardzo poważne neurologiczne schorzenie. Całymi dniami siedzi sama w domu. A przecież mógłby ktoś z sąsiadów ją odwiedzić, mogłaby z dziećmi odrabiać lekcję, robić cokolwiek, co dałoby jej poczucie, że jest potrzebna. Ale w gminie i w parafii nikt się jej losem nie interesuje. Janusz będzie się z takimi ludźmi kontaktował i będzie próbował obudzić w nich nadzieję. Jestem przekonana, że zrobi wiele dobrego, bo ma sto pomysłów na minutę. Jest taką gadułą, że podczas pierwszego spotkania od razu musiałam go wziąć na dywanik, bo inaczej nie dopuściłby mnie do głosu. Natychmiast zaczął kombinować, gdzie będzie doładowywał baterię do wózka, która wyczerpuje się po 12 godzinach. Pytam się: Gdzie ty człowieku będziesz całymi dniami jeździł? - No jak to gdzie, będę docierał do ludzi. Kiedy ostatnio byłam u niego, okazało się, że jednego dnia dostał 1400 e-maili. Lawina ruszyła. Działalność charytatywna, salony poezji, udany dom - to wszystko pani ma. Do tego aktorstwo, które daje możliwość przeżywania różnych biografii. Te wszystkie aktywności to oręż w potyczce ze światem? Ale też świadomego przeżycia własnego życia. Najważniejszą rzeczą w aktorstwie jest zrozumienie drugiego człowieka. Aktorstwo uczy tolerancji. Muszę być otwarta, nie mogę potępiać swoich bohaterek, bo nie mogłabym ich zagrać. Taka postawa pomogła mi w prawdziwym życiu. Dzięki aktorstwu łatwiej otwieram się na ludzi, mam odwagę spotkać się z nimi, zrozumieć ich cierpienie. Tak więc wszystko mi się w życiu dopełnia. A że mija czas? Przecież dlatego życie ma sens. Swoją pięćdziesiątkę obchodziłam nad morzem w towarzystwie Ani Seniuk. Kupiłam szampana, rozłożyłyśmy się na plaży jak foki i byłam cała szczęśliwa. Ania się mnie pyta: Z czego ty się głupia tak cieszysz? A ja na to: Bo mam wreszcie święty spokój. Mam 50 lat i nie muszę się tłumaczyć, dlaczego jestem gruba i mam zmarszczki. Mogę się poświęcić temu, co w życiu ważne. U Eklezjasty jest takie zdanie: "Każda rzecz ma swój czas. I każde przedsięwzięcie ma swój czas pod niebem...". Każda chwila ma swoją niepowtarzalną wartość właśnie dlatego, że przemija. Rozmawiala Katarzyna Janowska.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
❤️ EWA BLASZCZYK..... Od 7 lat walczy o zdrowie ciężko chorej córki. Nie zamknęła się w swojej tragedii. Pomaga dzieciom po ciężkich urazach mózgu, wspiera ich rodziców. Ma odwagę i wierzy w cuda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KUPUJĘ LOS I CZEKAM ........ Dla wielu jest mistrzynią życia. Nie załamała się mimo tragedii. Działa w Fundacji "Akogo?", pomaga ciężko chorym dzieciom, rozpoczyna budowę kliniki "Budzik". Niedawno wróciła z Moskwy, gdzie jej córka Ola przeszła kolejną operację. Imponuje energią, wiarą, optymizmem. GALA: Skąd w tobie tyle siły i determinacji? EWA BŁASZCZYK: Po prostu trzeba sobie jasno powiedzieć, czy chce się umrzeć, czy nadal żyć. Ja wybrałam życie i wszystko, co robię, jest tego konsekwencją. GALA: Zaskakujesz sama siebie? E.B.: Czasem, jak o tym wszystkim myślę, jestem przerażona. Nie mogę uwierzyć, że Ola trafiła na leczenie do Moskwy, że zaczynamy budowę "Budzika". Budzę się o czwartej rano i robi mi się słabo. Ale potem stawiam kolejny mały krok, i tak każdego dnia. GALA: Dostajesz setki listów. O czym ludzie do ciebie piszą? E.B.: O swoich kłopotach, podobnych doświadczeniach. A jednocześnie chcą mnie wesprzeć dobrym słowem, myślami, modlitwą. Piszą z potrzeby serca. To piękne i wzruszające. GALA: Kto jest dla ciebie pięknym człowiekiem? E.B.: Zawsze budziły moją fascynację, szacunek osoby kreatywne, które coś z siebie dają, chcą więcej. Lubię ludzi wrażliwych, którzy jednocześnie są zwyczajni, nie stroją min, nie są nadmuchani. Takich, którzy zawsze pomogą drugiemu człowiekowi w jego zmaganiach. Piękna jest też w ludziach miękkość, tolerancja, zrozumienie. GALA: Jak pięknie żyć, niezależnie od tego, co nas spotyka? E.B.: Z wdzięcznością... wobec Boga, losu. Każdy sam to sobie musi nazwać. GALA: Za wszystko? E.B.: Tak, że w ogóle nas coś spotyka. Jak ma się taki stosunek do życia, to wtedy wszystko jest darem, niespodzianką, jest piękne, łatwiejsze. Nie ma w nas złych emocji, destrukcji. Ludzie wokół się otwierają, więcej dają. GALA: Trzeba czegoś w życiu doświadczyć, żeby pięknie żyć? E. B.: Jak się wszystko gładko toczy, nie ma na to szans. Trudne zdarzenia usuwają z naszego życia egoizm, próżność, brak pokory, pychę. Uczą wrażliwości na innych, pozwalają więcej zobaczyć. GALA: Co jest dla ciebie w życiu najważniejsze? E.B.: Zawsze to samo. Druga osoba. Ale nie myślę już o nikim, że to jest mój człowiek, tylko że to jest absolutnie wolny człowiek, który jak chce, to mi trochę da. Weźmie za rękę, czasem tylko posłucha, będzie obok. Bliski człowiek to skarb niepojęty. GALA: Słyszałam, jak twoja starsza córka Mania mówiła do Oli przed wyjazdem do Moskwy: "Obudź się, Ola. Już mama ma fundację, pomagasz chorym dzieciom. Już nie musisz spać...". E.B.: Wiesz, u mnie też to jest. Mam pod czaszką taką myśl: "Łopata już prawie wbita, no i co...". 6 grudnia będziemy z Olą znów w Moskwie. Kupuję los i czekam. Chcę wierzyć, że "na coś". Alina Mrowińska Zycze milego dnia🖐️❤️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JODELKO kochana , czekolada sie poczestowalam, lubie bardzo i dziekuje :D o w naszym wieku musimy dbac! :D Szlachetne zdrowie , nikt sie nie dowie....... ❤️ 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Człowiek jest wielki....
"Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
👄🌻❤️ Wszystko staje się znów dobre, dzięki dobrym ludziom. Dobry człowiek jest zawsze łaską dla tego świata. Bądź dobrym człowiekiem! Wierzę w dobro w człowieku tak, jak wierzę w wiosnę, widząc bazie kwitnącej wikliny. Życzliwię patrzę na ludzi - to jest moje hobby. Myśląc o kimś dobrze - pobudzasz go ku dobremu. Tylko szczęśliwy człowiek, może uszczęśliwiać innych. Staraj się być bliski każdemu człowiekowi, szanując jego osobowość, takiemu jakim on jest - nie ma bowiem innych. Bóg dał każdemu człowiekowi możliwość uszczęśliwiania innych. Czasem potrzeba jednego radosnego oblicza - by rozjaśniło się nasze życie. To co najważniejsze na tym świecie to być człowiekiem, i to dobrym człowiekiem. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Trzeba, żeby w codziennym życiu nieco częściej pojawiło się "my" a mniej "ja". Nieco więcej dobroci, mniej zawiści. Nieco więcej kwiatów dla żyjących, niż umarłych. To, jakim jestem człowiekiem, jest nieskończenie ważniejsze od tego, co posiadam. Bardziej od pieniędzy, potrzebujesz miłości. Miłość, to siła nabywcza szczęścia. Dzień bez uśmiechu, to dzień spisany na straty! Czy możesz powiedzieć? -Nie muszę mieć więcej. Starczy mi to, co mam. [Phil Bosmans.❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
❤️ Kochaj innych będziesz kochany. Szanuj innych będziesz szanowany. Pomagaj innym uzyskasz pomoc. Czyń wszystko co dobre otrzymasz podwójnie. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobroć jest czymś bardzo prostym: być zawsze do dyspozycji drugich, nigdy nie szukać samego siebie. Dag Hammarskjold . 🖐️❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️ JARZEBINKO,skarbku_____________jak Ty potrafisz uderzyc w strune,,,,poruszyc serca,,,,,przytaczajac te piekne wyznania pieknych ludzi.Dziekuje❤️ Pozwole sobie zacytowac fragment wypowiedzi Anny Dymnej: cyt. ,,,,,\"Chcę być blisko młodych, chcę czuć ich energię. Cieszę się z sukcesów moich studentek. Są jak moje dzieci i jest w nich przecież jakaś mała moja iskierka. Kiedy słucham wypowiedzi pięknej i mądrej Mai Ostaszewskiej, kiedy widzę, jaką karierę robi śliczna Ania Cieślak, to serce mi się raduje. Teraz w nich widzę moją młodość.\" Zgadzam sie,,,,i potwierdzam,ze to jest piekne podejscie do ludzi❤️ Smutno,,,,kiedy czyta sie o coreczce innej aktorki.Wierze,ze kiedys obudzi sie.Przeciez czyta sie o wieloletnich snach,,,, Pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W nawiazaniu do pieknych slow JARZEBINKI,,,,,👄 " Nie odtrącaj ręki, która ci poprawia szalik pod szyją, przygładza włosy, strzepuje kurz z płaszcza; nie denerwuj się, gdy cię wypytują o to, jak się czujesz, czy cię głowa nie boli, czy nie jesteś zaziębiony, jak ci się spało, czy masz jakieś zmartwienie; nie narzekaj, że się tobą interesują, że się wtrącają w twoje sprawy; nie narzekaj, że cię upominają, ostrzegają, przekonują. Bo przyjdzie taki czas, bo dojdziesz do tego, że nikogo nie będziesz obchodził, że nikt nie będzie cię pytał, ani ostrzegał, ani prosił. Stanie się to, czego chciałeś: nikt się nie będzie tobą interesował. Zostaniesz sam. A gdy przyjdzie tragedia, wtedy może zabraknąć ręki, która by cię uratowała przed rozpaczą. Nie odtrącaj od siebie przyjaźni, bo nie można jej znajdować w nieskończoność. " - M. Maliński

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wybieram sie na zakupy,,,,,Jeszcze tylko uzupelnie liste potrzebnych rzeczy.Do zobaczenia🖐️ Pa,pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozostań dzieckiem, aby cię zawsze mogły kochać Twoje dzieci. — powiedzenie estońskie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzisiejsze nieśmiałe dziecko, to to, z którego wczoraj się śmialiśmy. Dzisiejsze okrutne dziecko, to to, które wczoraj biliśmy. Dzisiejsze dziecko, które oszukuje, to to, w które wczoraj nie wierzyliśmy. Dzisiejsze zbuntowane dziecko, to to, nad którym się wczoraj znęcaliśmy. 🌻🌻🌻 Dzisiejsze zakochane dziecko, to to, które wczoraj pieściliśmy. Dzisiejsze roztropne dziecko, to to, któremu wczoraj dodawaliśmy otuchy. Dzisiejsze serdeczne dziecko, to to, któremu wczoraj okazaywaliśmy miłość. Dzisiejsze mądre dziecko, to to, które wczoraj wychowaliśmy. Dzisiejsze wyrozumiałe dziecko, to to, któremu wczoraj przebaczyliśmy. Dzisiejszy człowiek, który żyje miłością i pięknem, to dziecko, które wczoraj żyło radośćią. — Ronald Russell

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żyć, by cierpieć - to niegodne człowieka. Nie możemy tkwić w bólu. Musimy zanurzyć się w nim, żyć w nim w pełni, aby potem wykuć z niego schody, które przywiodą nas do świątyni radości. — Zenta Maurina Raudive 🌻 Życie jest przewlekłą raną, która prawie nigdy nie przestaje boleć i nigdy się nie goi. — Aurore Dudevant (George Sand) 🌻 Człowiek jest uczniem, cierpienie nauczycielem. — Alfred Musset

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Śpiewać - jak to łatwo powiedzieć? Małgorzata Szamocka Choć teoretycznie śpiewać każdy może, droga do kariery nie jest łatwa. Wiedzie pod górkę i rzadko bywa usłana różami, a jeśli już, to z kolcami... Ważne jest, kogo się na niej spotka, czy ten ktoś poprowadzi, czy raczej podstawi nogę. Opowiedzą o tym ci, którym dzięki talentowi połączonemu z uporem udało się zaistnieć na muzycznym rynku. Czy śpiewanie to dobry pomysł na życie? Dobre śpiewanie, z sensownym repertuarem - oczywiście Nie, to zbyt niestabilne źródło utrzymania, szczególnie w Polsce Może przez jakiś czas, ale na pewno nie na całe życie Nie pozwoliłam, by wyrwano mi skrzydła Katarzyna Cerekwicka, wokalistka, nagrała trzy solowe płyty: \"Mozaika\", \"Feniks\", \"Pokój 203\" (dwie ostatnie zdobyły status złotych), na Festiwalu Piosenki w Opolu zdobyła Superjedynkę w kategorii Przebój Roku 2006. To mama zaraziła mnie swoim marzeniem o zostaniu piosenkarką. Zawsze razem śpiewałyśmy, nawet charakterystyczną chrypkę po niej przejęłam. Jako dziecko uczyłam się gry na flecie i fortepianie w szkole muzycznej. Kiedy miałam 13 lat, wygrałam casting do Studio Buffo w Warszawie, ale rodzice nie mogli się przeprowadzić i zostałam w Koszalinie. Ponieważ lubiłam z tatą majsterkować, uczyłam się w liceum samochodowym i nadal śpiewałam na przeglądach. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do wystartowania w "Szansie na sukces" zmotywował mnie znajomy, który stwierdził, że nigdy mi się nie uda wystąpić w tym programie. Udowodniłam, że nie miał racji - zakwalifikowałam się do odcinka z piosenkami Ewy Bem. Pamiętam, że kiedy już stałam w blasku reflektorów, miałam nogi jak z waty i trzęsłam się jak galareta. Była to piosenka "Wyszłam za mąż, zaraz wracam" i wygrałam. Ja, niepewna siebie dziewczyna z prowincji, zdobyłam uznanie takich autorytetów, jak: Ewa Bem, Elżbieta Skrętkowska, Elżbieta Zapendowska. To dodało mi skrzydeł. "Szansie" zawdzięczam też to, że zobaczyłam, jak się prezentuję, kiedy śpiewam. Patrzyłam w ekran i nie poznawałam siebie. Wyglądałam na opanowaną, rozluźnioną, a przecież się we mnie gotowało. Finał "Szansy na sukces" w Sali Kongresowej w Warszawie był dla mnie prawdziwym przełomem. Śpiewałam przed kilkutysięczną widownią, z orkiestrą i dużym zespołem. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Trzy razy bisowałam i po raz pierwszy poczułam, że te minuty spędzone na scenie są magiczne. Nic i nikt wtedy nie istnieje. Jestem tylko ja i publiczność. Zaczęłam wierzyć w siebie. Wygrałam, a nagrodą był występ na Koncercie Debiutów Opole' 97. Od tego czasu moje życie się zmieniło. Rodzice, przekonani przez Elę Skrętkowską, zgodzili się, żebym w wieku 17 lat sama przeprowadziła się do Warszawy. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie było łatwo. Musiałam liczyć tylko na siebie, wszystko było nowe. Szkoła, mieszkanie, środowisko. W 1999 r. nagrałam pierwszą płytę, ale ona tak do końca nie była moja. Teksty piosenek napisał Jacek Cygan - były dla mnie za poważne. Moje życie uczuciowe było wtedy w powijakach, a śpiewałam o miłosnych rozterkach. Potrzebowałam czasu. Sprawdziły się słowa Eli Zapendowskiej: żeby porządnie zaśpiewać, musisz najpierw coś poważnego przeżyć. Mimo że płyta nie odniosła sukcesu, przekonałam się, że muszę walczyć o swoje. Wtedy nauczyłam się dokonywania trudnych wyborów: matura czy trasa koncertowa z Edytą (Górniak, przyp. red.)? Propozycja zaśpiewania w jej chórku pojawiła się miesiąc przed egzaminem. Wybrałam trasę, bo wiedziałam, że maturę prędzej czy później zaliczę, a kilka miesięcy występów to szansa na zdobycie nowych doświadczeń. Potem był rok studiów na wydziale polityki społecznej i to nie był właściwy wybór. W końcu zdałam na wydział wokalistów jazzowych w Akademii Muzycznej w Katowicach. I nie żałuję - na roku trzynaście twórczych osobowości, zajęcia prowadzą wspaniali profesorowie o sporym dorobku artystycznym. Uważam, że najwięcej nauczyć się mogę właśnie od wokalistów. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moja droga do sukcesu nie była łatwa. Przez sześć lat musiałam walczyć o wydanie następnej płyty. To był bardzo trudny okres. Nagrałam mnóstwo "demówek" i chodziłam z nimi po wytwórniach. Usłyszałam tyle nieprzyjemnych rzeczy, że powinnam się poddać, ale postanowiłam, że udowodnię, na co mnie stać. Po jakimś czasie pojawiły się problemy finansowe, musiałam też nadrabiać szkolne zaległości. To był najgorszy okres w moim życiu, ale przekonałam się, że jestem w stanie dużo udźwignąć. W tym zawodzie konieczna jest determinacja, a ja byłam zdeterminowana. I choć każdy mógł mi wyrwać skrzydła, bo brakowało mi pewności siebie, wiedziałam, że jeśli nie będę śpiewać, będę nieszczęśliwa. Nie potrafiłabym się odnaleźć w innym zawodzie. Wówczas spotkałam Piotrka Siejkę, który zdecydował się zostać producentem mojej płyty. Skomponował też muzykę do napisanych przeze mnie osobistych tekstów. Trzy lata temu wystąpiłam na swoim pierwszym koncercie w Olsztynie. Strasznie się bałam: czy zdołam śpiewać przez 70 minut, co mam mówić, jak się zachowywać? A kiedy okazało się, że młodzież świetnie zna moje piosenki i razem ze mną śpiewa "Na kolana", byłam w szoku. Wtedy poczułam, że to, co robię, podoba się. Każdy kolejny występ mnie w tym utwierdzał. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Koncerty są mi niezbędne do życia. W trasie zachowuję się jak cyborg: śpię półtorej godziny, dziennie gramy dwa koncerty, pokonujemy ogromne odległości, a na scenie zapominam o wszystkim. Najważniejsza jest publiczność. Jeśli jest fajna, to chce się zaśpiewać tak, żeby podziękować za dobrą energię, którą daje. Gdy oporna, muszę ją rozruszać. Zimą, kiedy mniej gramy, ja i cały zespół, popadamy w depresję. Nie możemy się doczekać sezonu, choć wiemy, że będzie morderczy. Od trzech lat nie byłam na wakacjach. Nie żałuję - taka jest specyfika zawodu, który wybrałam i który kocham. Nie jestem w stanie niczego zaplanować, również w życiu osobistym. Żyję w biegu, na ciągłej emocjonalnej huśtawce. Trudno znaleźć osobę spoza branży, która zrozumie taki styl życia. Dlatego niełatwo znaleźć partnera. Taka jest cena popularności, dlatego o większej sławie nie marzę. Doświadczyłam już tego, że od gwiazdy wymaga się, żeby zawsze pięknie wyglądała, była uśmiechnięta, gotowa rozdawać autografy. Nie może być zmęczona, bo zostanie to odebrane jako zadzieranie nosa, kaprysy, fochy. Jestem realistką. Wiem, że to moje śpiewanie może się kiedyś skończyć, ale marzę, by utrzymać się na rynku tak długo jak Maryla Rodowicz, którą bardzo cenię i która wiem, że po cichu mi kibicuje. Udało się dzięki życzliwym ludziom!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
HEJ BIESIADO!! Witam !!! Piszecie ciekawe rzeczy.Buziaki dla wszystkich. GDZIEKOLWIEK JESTEŚ ? Ty, co wciąż nikogo nie masz - Puste ręce i samotność w kątach... Tobie gra po nocach Mozart, A deszcz mu na pudle skrzypiec brzdąka - Smutku brat... GDZIEKOLWIEK JESTEŚ, WYJDŹ Z POKOJU PRZED SWÓJ DOM... KTOKOLWIEK JESTEŚ, BĄDŹ, JAK LAMPA W NOC - JESTEM TEŻ... Ty, co jak bezludna wyspa, Czekasz wciąż na swego Robinsona - Pod Twój próg tęsknota przyszła, Przez skrzypce Mozarta wytęskniona - Tobie gra... Ty, co chowasz duszę w dłoni, By jak ptak nie zwiała Ci przez okno - Puść ją, niech tęsknotę goni, Choćby miała w deszczu łez przemoknąć - Po to jest... Ty, co gdzieś milczeniem śpiewasz Słowa nigdy niewypowiedziane - Daj, niech je wyszumią drzewa I w modlitwie zwrócą Ci nad ranem - Po to są... GDZIEKOLWIEK JESTEŚ... br.Ryszard Pozdrawiam i 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Łukasz Zagrobelny - wokalista i aktor, absolwent Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu, od 2000 r. związany z Teatrem Muzycznym Roma. W 2007 r wziął udział w 44 konkursie Sopot Festiwal i wydał solową płytę \"Myśli warte słów\". Od zawsze ciągnęło mnie na estradę. Już w przedszkolu śpiewałem na akademiach. Mama dostrzegła, że mam dobry słuch i zapisała mnie do szkoły muzycznej. Przez 14 lat grałem na akordeonie. Ale zawsze chciałem śpiewać i występować na scenie. W 1997 r., podczas eliminacji do Debiutów w Opolu, spotkałem Elżbietę Zapendowską, która uświadomiła mi, jak wiele jeszcze muszę się nauczyć. Zaprosiła mnie też na wakacyjne warsztaty, a potem przez cały następny rok, raz w tygodniu, przyjeżdżałem do niej na lekcje śpiewu. Pokazała mi, że piosenki nie wystarczy tylko dobrze zaśpiewać, ale - co ważne - trzeba ją jeszcze zinterpretować. W 1999 r. podczas koncertu Debiutów w Opolu przeszedłem prawdziwy sceniczny chrzest. Pierwszy występ i to przed olbrzymią publicznością. Śpiewałem trudną piosenkę Mietka Szcześniaka \"Przyszli o zmroku\". Występu nie pamiętam, ale nie byłem zadowolony, wy-padłem poniżej swoich możliwości. Jednak to on zadecydował o mojej przyszłości. Okazało się, że dostrzegł mnie kierownik muzyczny Teatru Roma Maciek Wałkuski i zaprosił na casting do musicalu \"Miss Saigon\". Dostałem angaż. Gram w tym teatrze do dziś. Zapamiętała mnie też prowadząca koncert Natalia Kukulska. Rok później zaprosiła do swojego chórku. Śpiewałem w nim przez siedem lat. Zaprzyjaźniliśmy się i dzięki niej nauczyłem się szacunku do słuchacza, nawiązałem wiele kontaktów, poznałem wspaniałych muzyków. Zwiedziłem z nią pół świata i byłem na prywatnej audiencji u Jana Pawła II. Tego przeżycia nie da się z niczym porównać. Natalia namawiała mnie do pracy nad solowym albumem, skontaktowała z Piotrem Siejką, który moim demo zainteresował wytwórnię QL Music i z nią podpisałem kontrakt. Zacząłem pracę nad płytą i da- lej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Demo piosenki \"Nieprawda\" zostało wysłane i zakwalifikowane w konkursie Sopot Festiwal 2007. Nie mogłem w to uwierzyć, zaczęły spełniać się moje marzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po Sopocie ukazał się mój debiutancki album - "Myśli warte słów". Od 2000 r., kiedy to przeniosłem się do Warszawy, utrzymywałem się tylko ze śpiewania. Młodych, utalentowanych ludzi jest mnóstwo, ale niewielu ma takie szczęście, jakie ja miałem. Choć nie od razu wszystko dostałem na tacy - na nagranie solowej płyty musiałem czekać siedem lat. Niezależnie od solowej kariery wciąż występuję w teatrze Roma, co daje mi niesamowitą satysfakcję. Wiele zawdzięczam dyrektorowi Wojciechowi Kępczyńskiemu, który dał mi szansę i zaufał. Grałem pierwszoplanowe role i wystąpiłem w ponad 1300 spektaklach, ale na przestrzeni siedmiu lat to nie tak dużo. Teraz przede mną kolejne wyzwanie, rola Eryka w musicalu "Upiór w operze". To postać trudna i pełna skrajnych emocji. Ostatnio zdecydowałem się na udział w programie "Taniec z gwiazdami". Nie sądziłem, że nauka tańca będzie dla mnie tak morderczym wysiłkiem. Podjąłem się tego, bo pomyślałem, że nadarza mi się, być może jedyna w życiu, okazja nauki tańca pod okiem zawodowej tancerki. Ale dopiero przed pierwszym odcinkiem tego programu pojąłem, że startuję w dyscyplinie zupełnie mi nie znanej i nie jestem w stanie przewidzieć, jak się zaprezentuję. Stres był ogromny, ale zabawa i satysfakcja z udanego tańca olbrzymia. Choć brakuje mi już dziurek w pasku, bo tak schudłem, chciałbym dotrwać do odcinka, w którym zatańczę sambę... Niedawno miałem też okazję nagrać swój pierwszy duet z Eweliną Flintą "Nie kłam, że kochasz mnie". Utwór promuje film Piotra Wereśniaka "Nie kłam kochanie". cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam teraz bardzo gorący okres. Codzienne próby, wielogodzinne treningi do "Tańca z gwiazdami", koncerty, ale zawsze chciałem, by tak właśnie wyglądało moje życie... Trzeba mieć odwagę walczyć o swoje marzenia. Rzucono mnie na głęboką wodę Zosia Nowakowska, zadebiutowała rolą Julii w musicalu Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy "Romeo i Julia", od 2004 do 2007 r. aktorka i wokalistka teatru muzycznego Studio Buffo, od 2007 r. jest jedną z nowych solistek Piotra Rubika. Rok 2004 był wyjątkowy: miałam 16 lat i nie sądziłam, że moje życie tak diametralnie się zmieni. Namówiona przez rodziców i nauczycielkę śpiewu Marzenę Osiewicz pojechałam na casting do musicalu "Romeo i Julia". Zgłosiło się mnóstwo osób, ale tylko ja i Krzyś Rymszewicz (przyszły Romeo) zostaliśmy zaproszeni na obóz przygotowawczy do Ojcówka pod Warszawą. Przed wyjazdem z domu płakałam: miałam już wakacyjne plany, a poza tym nie lubiłam oddalać się od rodziców. W Ojcówku było 50 osób i od rana do nocy mieliśmy zajęcia z tańca, śpiewu, interpretacji tekstu. Co tydzień przyjeżdżał Janusz Józefowicz i decydował, kto zostaje, a kto jedzie do domu. Tak tęskniłam za domem, że nawet chciałam być odrzucona. Kiedy okazało się, że będę grała Julię, nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać. Musiałam przenieść się do Warszawy i do liceum z indywidualnym tokiem nauczania. Próby trwały od południa do wieczora, potem doszły spektakle i dopiero koło 23. docierałam do wynajętego z koleżankami z Buffo mieszkania. Szybko musiałam dorosnąć. Moi rówieśnicy mieli problemy z wyrwaniem się z domu na imprezę, a ja z płaceniem rachunków, sprzątaniem, praniem. Nagrywałam piosenki do musicalu, śpiewałam w telewizji, występowałam na Torwarze, gdzie graliśmy "Romea i Julię". Już w grudniu powierzono mi rolę Anki w kultowym "Metrze". To było wyzwanie, przecież grała ją m.in. podziwiana przeze mnie Kasia Groniec. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×