Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Juz jestem JARZEBINKO!!!🖐️ Bylam z babcia w szpitalu na pobranie krwi.I znow zadziwilam sie,,,, Otoz w tym szpitalu dostaje sie do reki pager z numerem rejestr. Kiedy wzywaja,,,,pager gra melodyjke i swieci.Wiadomo,ze trzeba isc,,,,\"wzywaja\". Na pagerze pojawia sie numer.Nie wolaja po nazwisku!!! Weszlysmy do laboratorium,,,,pielegniarka obnizyla fotel by pacjentka usiadla.Potem znow go wzniosla i zabrala sie \"do dziela\". W tym laboratorium bylo 10 stanowisk.Fotele iscie krolewskie!Przy kazdym stanowisku monitor____za kazdym razem sprawdzaja dane w komputerze.Mowy nie ma o pomylce. Wystroj wnetrza szpitalnego przeroslo moje wyobrazenie.Olbrzymi ,przestrzenny holl___gustownie urzadzony, z sofami i fotelami dla wyczekujacych,,,, JARZEBINKO__________masz racje.Prowadzimy podwojne zycie.Mamy jedna wirtualna BIESIADE,a druga w kuchni.Tam to dopiero jestesmy w swoim zywiole!! Co dzisiaj gotujesz???Pewnie cos pysznego! Do zobaczenia🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
opowiadanie..... IORUN I DZIEWCZYNA Christina Surbeck Tamara, oślepiona rażącym światłem, poczuła drżenie ziemi pod stopami. Ma wrażenie, że wokół niej eksploduje powietrze. Czuje miękkość w kolanach, jakby chodziła po falach, i zaraz potem wraz z Simonem pada nieprzytomna na ziemię. Gdy oślepiająca jasność przeminęła, oczom świadków ukazuje się Heidi rozpostarta na bruku, z niewidzącymi, półotwartymi oczami utkwionymi w przestrzeń.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
PIORUN I DZIEWCZYNA..... W STARYM szwajcarskim mieście Zug, plac Landsgemeinde łagodnie opada ku brzegom jeziora Zug. Na szary bruk placu otoczonego wianuszkiem kafejek i restauracji, leje się żar z nieba. W sobotę 17 lipca 1993 roku na termometrach jest 30 stopni, ale nadchodzący wieczór i bryza od jeziora łagodzi nieco upał. O godzinie 10 wieczorem starzy i młodzi siedzą jeszcze przy stolikach na powietrzu, rozkoszując się widokiem i atmosferą zapadającego zmroku. U nabrzeża jeziora Heidi Portmann, ładna, szczupła 16-letnia licealistka w niebieskich dżinsach i czarnej bawełnianej koszulce, gwarzy ze swoją 15-letnią przyjaciółką, Tamrą Fiel i 19-letnim Simonem Hunkelerem, mieszkańcem Zug. Heidi i Tamara przyjechały tu ze wsi Walchwil, oddalonej 9 kilometrów na południe od stolicy kantonu. Przed wyjazdem następnego dnia na wakacyjny kemping na górze Stoos w kantonie Schwyz, chciały spędzić wieczór w mieście. Heidi i Tamara, przyjaciółki jeszcze z przedszkola, uwielbiają wpadać nad jezioro. Właśnie siedzą na ławce ze swoim kolegą Simonem, praktykantem drukarskim, i przyglądają się czarnym chmurom zbierającym się nad drugim brzegiem jeziora. Około 50 metrów od brzegu, pod pasiastą markizą restauracji Lówen, siedzi 46-letni wysoki brunet Urs Bischof, złotnik, wraz z żoną Ines i ośmiorgiem przyjaciół. Skończyli właśnie kolację i piją kawę. Przy stoliku obok je kolację, z żoną i córkami, 39-letni inspektor budowlany, Markus Wyss. Bischof i współbiesiadnicy przyglądają się błyskawicom przecinającym niebo nad północno-zachodnim brzegiem jeziora. - Za pół godziny będziemy tu mieli burzę - odzywa się do przyjaciół, którzy z oddali podziwiają to majestatyczne zjawisko natury. Zaczyna kropić, lecz markiza nad stołem daje wystarczająco dobre schronienie i nikt nie zamierza odchodzić. Tamara nad jeziorem wręcza Heidi wyciągniętą z plecaka nieprzemakalną kurtkę, a sama wraz z Simonem chroni się pod niebieski parasol. Wszyscy kierują się w stronę restauracji na placu Landsgemeinde, aby schronić się przed burzą. W WALCHWIL, położonym nad jeziorem Zug, 47-letnia Mina Portmann leży w łóżku z gorączką. Widząc błyskawice nad jeziorem, zaczyna niepokoić się o Heidi. Niejednokrotnie stosunki między matką a córką bywały napięte, lecz Mina jest dumna z talentów córki do języków, rysunków oraz muzyki. Myśli Miny przerywa nagle wizerunek twarzy jej własnej matki, zmarłej przed 30 laty, który w kształcie medalionu, niczym malowidło Botticellego, pojawił się na białej ścianie sypialni. Matka ma twarz tak spokojną i pogodną, że zdaje się mówić: "Wszystko jest w porządku". Po kilku sekundach zjawa znika i Mina czuje, że opuścił ją niepokój. ULEWA SIĘ WZMAGA, więc Heidi, Tamara i Simon przyspieszają kroku. Właśnie zbliżają się do kasztana w górnej części placu, gdy niebo się rozstępuje i rozbłyska nieziemskim, oślepiającym światłem. Zaraz potem następuje ogłuszająca detonacja. Tamara, oślepiona rażącym światłem, poczuła drżenie ziemi pod stopami. Ma wrażenie, że wokół niej eksploduje powietrze. Czuje miękkość w kolanach, jakby chodziła po falach, i zaraz potem wraz z Simonem pada nieprzytomna na ziemię. Gdy oślepiająca jasność przeminęła, oczom świadków ukazuje się Heidi rozpostarta na bruku, z niewidzącymi, półotwartymi oczami utkwionymi w przestrzeń. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To BYŁO jak wybuch bomby - pomyślał Urs Bischof, były grenadier w armii szwajcarskiej. Siedząc zaledwie dziesięć metrów od miejsca, gdzie uderzył piorun, zobaczył, jak młodzi ludzie padli na ziemię jak kukiełki, którym odcięto sznureczki. - O Boże, zabito ich! Ludzie w panice poderwali się z miejsc i rozpierzchli. Ponieważ rozpadało się na dobre, cały tłum, łącznie ze współbiesiadnikami Bischofa, stłoczył się w restauracjach. Bischof pośpieszył ku młodym ludziom. - Zadzwoń na pogotowie, numer 144 - krzyknął do żony Markus Wyss. Po czym również pobiegł do poszkodowanych. Wyss, komendant Ochotniczej Straży Pożarnej w Zug, spokojnie ocenił sytuację. Muszę najpierw pomóc tej dziewczynie, która się nie rusza - powiedział do siebie i uklęknął obok Heidi. Szybko zbadał jej stan, następnie, podłożył jedną rękę pod jej głowę, drugą uniósł podbródek i zaczął wdmuchiwać w jej nozdrza powietrze. Po kilku wdechach obaj z Bischofem obserwowali reakcję Heidi, ale nie zauważyli nawet drgnięcia w jej piersi. Klęcząc wciąż przy dziewczynie, Bischof starał się wyczuć jej puls dotykając okolicy tętnicy szyjnej i przegubu ręki. Na próżno. Frankie Amodio, kelner z pobliskiej restauracji wprawny w udzielaniu pierwszej pomocy, włączył się do ratowania i rozpoczął masaż serca. Uciskając serce można je pobudzić do 30-procentowej aktywności, wystarczającej dla zaopatrzenia mózgu w życiodajny tlen. Mimo wysiłków Heidi nie dawała żadnych oznak życia. Ratownicy mogli tylko mieć nadzieję, że dokonują właściwych zabiegów, aby dziewczynkę utrzymać przy życiu. Simon jęknął i odzyskał przytomność. Po chwili poruszyła się Tamara. Podnosząc się przy pomocy stojących obok ludzi, spojrzała na bladą twarz Heidi. O Boże, ona nie żyje! - przemknęło się jej przez myśl. Zauważywszy Bischofa klęczącego obok Heidi, zaczęła błagać: - Zróbcie coś, pomóżcie mojej przyjaciółce! Nie pozwólcie jej umrzeć! - Robimy, co możemy. Wszystko będzie dobrze! - odrzekł Bischof. Wiedział, że najważniejszą rzeczą w takich przypadkach jest sztuczne oddychanie i masaż serca. Zdawał sobie sprawę z potęgi uderzenia pioruna, czując ostry zapach spalenizny pochodzący z włosów Heidi. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WYŁADOWANIE elektryczne jakim jest piorun może osiągnąć napięcie rzędu 500 milionów woltów i wytworzyć temperaturę sięgającą 30 000°C - pięć razy wyższą niż na powierzchni Słońca. Gdy nie znający się przedtem ratownicy pracowali razem w zupełnej ciszy i koncentracji, niebo rozwarło się i lunął rzęsisty deszcz. Wyss po raz pierwszy robił sztuczne oddychanie w sytuacji zagrożenia życia, a Bischof dyrygował według przepisowego rytmu - pięć wdechów w nozdrza, potem krótka przerwa, tak jak go uczono w wojsku. Co chwila dotykał nadgarstka Heidi, ale pulsu wciąż nie było. Na miłość boską, kiedy wreszcie przyjedzie ta karetka? - zadawał sobie ciągle rozpaczliwe pytanie. Kilku mężczyzn przyniosło z pobliskiej restauracji gruby obrus i rozpostarło go niczym baldachim osłaniający Heidi i ratujących ją mężczyzn przed ulewnym deszczem. Od uderzenia pioruna minęło zaledwie 10 minut, kiedy pojawili się ubrani na pomarańczowo sanitariusze z pogotowia z Zug. Dla ratujących minuty te wydawały się wiecznością. - Dziewczyna jest wciąż nieprzytomna, a puls niewyczuwalny - zwrócił się do nadchodzących sanitariuszy Wyss. Georg Hórger i Markus Gloor rozcięli koszulkę Heidi, wołając: - Róbcie dalej sztuczne oddychanie! - Sanitariusze wiedzieli, że człowiek uderzony bezpośrednio przez piorun nie ma prawie żadnej szansy' przeżycia. Dwóch sanitariuszy i ich szef, Andre Deck, próbowali przyłożyć elektrody do piersi Heidi, ale jej skóra była tak mokra i śliska, że nie można było przytwierdzić końcówek. Piorun zakłóca funkcjonowanie organów wewnętrznych na podobnej zasadzie, jak może wybić się z rytmu ósemka wioślarzy przy braku skoordynowanych ruchów. Zastosowanie wstrząsu elektrycznego może na chwilę sparaliżować "oszalałe komórki" tak, by mogły znów podjąć skoordynowane działanie. - Proszę zrobić miejsce! - zawołał Deck, gdy jego ludzie kładli Heidi na nosze i nieśli ją do karetki. Bischof, przygnębiony i przemoknięty do nitki, powrócił do żony i kompanów w restauracji. Ta mała nie żyje - pomyślał. W karetce trzech pielęgniarzy i lekarz kontynuowali sztuczne oddychanie. W tchawicę włożyli rurkę, aby wtłoczyć w płuca odpowiednią ilość tlenu; podłączyli również kroplówkę. Mimo to blada ciemnowłosa dziewczynka nie reagowała na żadne zabiegi. Nawet wstrząsy elektryczne o maksymalnej sile 360 dżuli nie dawały efektu. Mężczyźni spoglądali na siebie z rozpaczą. Serce Heidi nie pracowało już od 30 minut. Nawet jeśli przeżyje, będzie miała poważne uszkodzenia mózgu, może zostać sparaliżowana - pomyślał Andre Deck. Komórki mózgowe pozbawione przez parę minut tlenu zaczynają obumierać, co może doprowadzić do zaburzeń funkcji intelektualnych, paraliżu i w końcu do śmierci. Jednak mimo braku efektów, ratownicy nie rezygnowali z dalszych wysiłków. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O GODZINIE 23.15 OFICER policji zadzwonił do drzwi domu państwa Portmannów. Otworzył je August Portmann, 48-letni architekt. - Obawiam się, że mam złe wiadomości - oznajmił policjant. W kwadrans potem Mina i August wraz z dwójką synów wyruszyli do Zug. Mina Portmann wciąż miała w pamięci wizerunek twarzy swojej matki. Nie wyglądałaby na tak szczęśliwą, gdyby sytuacja była beznadziejna - pomyślała. O godzinie 23.20 karetka zajechała przed izbę przyjęć Szpitala Kantonalnego, gdzie posmutniali sanitariusze w dalszym ciągu poddawali dziewczynkę wstrząsom elektrycznym. Nagle Andre Deck zauważył na monitorze elektrokardiografu typową linię oscylacyjną. - Wraca puls! - krzyknął podniecony do pielęgniarzy. Serce Heidi zaczęło bić, słabo i nieregularnie. Uszczęśliwieni pielęgniarze przenieśli ją na oddział nagłych wypadków. Ofiary uderzenia pioruna często mają poparzenia pierwszego, drugiego lub trzeciego stopnia. Lekarze badający Heidi stwierdzili u niej mały ślad po oparzeniu w górnej części ciała i dwa inne na podeszwach stóp. Wciąż jeszcze nie było jasne, czy doznała obrażeń tkanek wewnętrznych. Jej ozdrowienie zależało teraz od tego, jak szybko i w jakim stopniu zacznie znów funkcjonować jej mózg. Gdy Portmannowie przyjechali do szpitala tuż przed północą, młody lekarz zakomunikował im, że Heidi wciąż jest jeszcze w stanie śpiączki. - Obawiam się, że państwo nie będą mogli jej w tej chwili zobaczyć - rzekł. Moje biedne dziecko, obyś tylko za bardzo nie cierpiała - powtarzała do siebie w kółko Mina. Gdy w końcu pozwolono jej zobaczyć córkę następnego ranka, widok nie był zachęcający. W nosie Heidi tkwiła rurka doprowadzająca tlen do płuc; do klatki piersiowej przymocowane były trzy elektrody, które przetwarzały rytm pracy jej serca na migające na monitorze punkciki. Cewnik podłączony do tętnicy przedramienia pomagał w mierzeniu zawartości tlenu we krwi oraz ciśnienia. Heidi, zawsze tak radosna i pełna życia, wydawała się teraz jedynie pozbawioną życia cielesną powłoką; o tym, że żyje, świadczyły tylko migające punkciki na elektrokardioskopie. Mina delikatnie gładziła jej włosy i cicho mówiła, jak bardzo ją kocha. Nie wywoływało to u Heidi najmniejszej reakcji. Wiem, że mnie słyszy - pomyślała matka. Następnego ranka o tragicznym wypadku Mina poinformowała przyjaciół. Ciotka Heidi, Marie Feliciane Wismer, zakonnica z klasztoru Notre-Dame de Sion w Mery sur Marne we Francji, zaczęła wraz ze wszystkimi siostrami modlić się za Heidi i jej rodzinę. Inna ciotka Heidi, Marta, zawiadomiła o wypadku zakonnice z klasztoru Św. Józefa w kantonie Schwyz; również one postanowiły modlić się w intencji Heidi. Wiadomość, że tylu ludzi modli się za jej córkę, przyniosła Minie Portmann ogromną ulgę. Wiedziała, że teraz pomóc może tylko modlitwa. Poddała się losowi i była przygotowana na wszystko, co jej mógł przynieść. Jeśli trzeba, jestem gotowa resztę życia pielęgnować Heidi na wózku inwalidzkim - przyrzekła sobie. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
PIELĘGNIARKA, która w niedzielne popołudnie zmieniała Heidi kroplówkę, zauważyła, że po odkaszlnięciu dziewczyna próbowała podnieść rękę do ust, co zresztą było niemożliwe, ponieważ ramiona jej były unieruchomione, tak, by nie zerwała rurek od kroplówki. Ruch ten zdawał się wskazywać, że Heidi wychodzi z głębokiej śpiączki. Gdy w poniedziałek o godzinie 10 Portmannowie weszli do sali szpitalnej, powitał ich niezwykły widok: Heidi, przytomna i przebudzona, patrzyła na nich półsennym wzrokiem. - Heidi! - wykrzyknęła jej matka i rzuciła się, aby ją uściskać. Heidi patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami. Zdawała się wiedzieć, gdzie jest. Zaczęła mówić, lecz jej słowa nie miały większego sensu. - Właśnie wróciłam z podróży, zapomniałam walizki z dżinsami i wszystkimi innymi rzeczami. - Nie martw się - uspokoiła ją matka. Na pewno wszystko odeślą. - Czy przyjechałam tu zaraz po powrocie, czy najpierw byłam w domu? - zapytała Heidi. - Przyjechałaś tu od razu - odpowiedziała matka. Uderzył cię piorun. Później pokazała jej gazetę z krótką relacją o wypadku. - Ojej, to o mnie chodzi? - zdziwiła się Heidi. Pomału zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, co się stało. Przez tydzień była pod ścisłą obserwacją. Dwa tygodnie po wypadku została zwolniona do domu. Najwyraźniej wróciła w pełni do zdrowia. Po następnych dwóch tygodniach wróciła do szkoły. Zauważyła jednak, że wchodzenie po schodach i inne wysiłki wciąż bardzo męczą jej serce. Odzyskanie dawnej sprawności fizycznej zabrało tej doświadczonej miłośniczce snowboardu, jaką była Heidi, trzy miesiące. Lekarze są zgodni co do tego, że szybka pomoc, jakiej udzielono Heidi - najpierw przez Ursa Bischofa, Markusa Wyssą oraz Frankie Amodio,a potem przez załogę karetki - zapobiegła zapadnięciu w stan permanentnej śpiączki lub śmierci. Mina Portmann uważa, że oprócz udzielonej pomocy, działały też siły wyższe. - Od czasu tego wypadku nauczyłam się ufać Bogu bez granic - mówi. - Teraz nic nie jest w stanie mnie wzburzyć, a jeżeli zdarzy się coś okropnego, wiem, że znajdę siły, aby to przezwyciężyć. Tamara i Simon szybko wrócili do zdrowia. Tamarze nic się nie stało, a Simon wyszedł z wypadku jedynie ze złamanym nosem i jednym szwem. Ale dla Heidi trudne były pierwsze miesiące po wypadku. Na lekcjach języka obcego czasem łapała się na tym, że brakuje jej prostych słówek. A czasem działo się z nią coś dziwnego. Kiedyś, gdy wracała ze szkoły do domu, wydało się jej, że wyrosła przed nią wysoka czarna ściana, a promień laserowy uderzył w ziemię i odbił się od niej ku niebu. Ale takie urojenia nie wprawiają jej w panikę. Przecież omalże nie umarła - jej serce zatrzymało się na ponad 40 minut. - W tym czasie widziałam cudowne światło, takie, jakie opisują ludzie, którzy przeszli śmierć kliniczną i wrócili do życia - mówi Heidi. - Od tego wieczoru nie boję się już śmierci. Dzisiaj mam większą świadomość życia. Jestem bardziej zrównoważona i spokojniejsza. CIESZĘ się małymi rzeczami, a w chwilach szczęścia często myślę o tym, jak to cudownie, że zostało mi darowane życie. koniec.🖐️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nastepne opowiadanie........ CUD NAD JEZIOREM SYRENY MARGO PFEIFF RHONDA GILL zamarła, kiedy tamtego październikowego poranka 1993 roku dosłyszała z salonu cichy płacz swojej czteroletniej córeczki, Desiree. Weszła na palcach do pokoju i zobaczyła, jak to małe, ciemnowłose dziecko tuli do siebie fotografię ojca, który zmarł dziewięć miesięcy wcześniej. Rhonda widziała, jak Desiree delikatnie wodzi paluszkiem wokół twarzy na zdjęciu. - Tatusiu - łkała cichutko dziewczynka - Dlaczego nie wracasz? Drobną, czarnowłosą Rhondę ogarnęła rozpacz. Po śmierci męża, Kena, i tak było jej bardzo ciężko, a smutek córeczki wydawał się zupełnie ponad siły. Gdybym tylko mogła oszczędzić jej tego bólu - pomyślała. Rhonda Hill z Yuba City w Kalifornii miała 24 latai studiowała. Z Kenem Gillem spotkała się jako osiernnasiolatka i po burzliwym okresie narzeczeństwa pobrali się. Ich córka, Desiree, urodziła się 9 stycznia 1989 roku. Ojciec kochał ją ogromnie. Dziewczynka nie mogła przeboleć śmierci ojca. Aż pewnego razu .............

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To prawdziwa córeczka tatusia - mawiała często Rhonda, a oczy Kena jaśniały wtedy dumą. Ojciec i córka byli nierozłączni - razem odbywali wędrówki piesze i przejażdżki samochodem terenowym, razem też chodzili nad rzekę Feather łowić okonie i łososie. Zamiast pogodzić się stopniowo z brakiem ojca, Desiree absolutnie odrzucała myśl o jego śmierci. - Tatuś niedługo wróci - mówiła często matce. - Jest w pracy. Bawiąc się swoim dziecinnym telefonem, udawała, że z nim rozmawia. - Tęsknię za tobą, tatusiu. Kiedy wrócisz? Zaraz po śmierci Kena, Rhonda przeniosła się do domu swojej matki w niedaleko położonej miejscowości, Live Oak. Od pogrzebu minęło siedem tygodni, a Desiree wciąż była nieutulona w żalu. - Nie wiem już, co robić - skarżyła się Rhonda swojej 47-letniej matce, Trish Moore, z zawodu pielęgniarce. Pewnego wieczora siedziały we na dworze, patrząc na gwiazdy Doliną Sacramento. - Popatrz tam, Desiree - ba wskazała na błyszczący punkcik w bliżu horyzontu. - To twój tatuś świeci z nieba. Gdy niedługo po tym Rhonda obudziła się pewnego razu w środku nocy, zastała swoją córeczkę siedzącą w piżamie na progu i z płaczem wypatrującą gwiazdy tatusia. Nie pomogły nawet dwie wizyty u psychologa. Próbując już wszystkiego, Trish zaprowadziła Desiree na grób Kena w nadziei, że to pomoże dziecku pogodzić się z jego odejściem. Dziewczynka położyła głowę na płycie nagrobnej i powiedziała: - Może uda mi się usłyszeć, jak tatuś do mnie mówi. Innym znów razem, gdy przed snem Rhonda otulała Desiree kołdrą, dziewczynka oświadczyła: - Chcę umrzeć, mamusiu, bo wtedy będę mogła być z tatusiem. Boże mój - pomyślała z przerażeniem Rhonda - co ja mam robić? 8 listopada 1993 przypadały dwudzieste dziewiąte urodziny Kena. - Jak mam mu wysłać życzenia? spytała babcię Desiree. - A może przy wiążemy list do balonu? - zaproponowała Trish - I wyślemy do nieba? Dziewczynka rozpromieniła się. W trójkę wybrały się na cmentarz. Po drodze stanęły przy sklepie. - Pomóż mamusi wybrać balon - poleciła babci Desiree. Stojąc przy półce, przy której unosiło się kilkadziesiąt srebrzystych balonów, dziewczynka natychmiast podjęła decyzję: ,.Ten". Ozdobny napis "Najlepsze Życzenia urodzinowe" znajdował się tuż nad rysunkiem małej syrenki z filmu Disneya. Desiree często oglądała filmy wideo razem z ojcem. Desiree podyktowała list. - Niech tam będzie: Wszystkiego najlepszego, tatusiu. Kocham cię i tęsknię - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Mam nadzieję, że to przeczytasz i napiszesz do mnie na moje urodziny w styczniu. Trish napisała to wraz z adresem na małej karteczce, którą owinęła w plastikową folię i doczepiła do sznurka przy balonie. W końcu Desiree puściła balon, który uniósł się w powietrze. Prawie godzinę obserwowały, jak lśniąca, srebrzysta plamka robi się coraz mniejsza. - No, dobrze - powiedziała wreszcie Trish. - Czas wracać do domu. Wraz z Rhondą zaczęły już pomału oddalać się od grobu Kena, gdy nagle usłyszały pełen przejęcia głos Desiree. - Widziałyście? Tatuś wyciągnął po niego rękę. Balon, jeszcze przed chwilą widoczny, zniknął. - Teraz tatuś mi odpisze - stwierdziła Desiree, mijając mamę i babcię w drodze do samochodu. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W LISTOPADZIE, pewnego chłodnego, deszczowego poranka, na Wyspie Księcia Edwarda na wschodzie Kanady, 32-letni Wade MacKinnon założył na siebie swój nieprzemakalny strój do polowania na kaczki. Był leśniczym, mieszkał wraz z żoną i trojgiem dzieci w Mermaid, małej osadzie niedaleko na wschód od Charlottetown. Tym razem, zamiast jechać do ujścia rzeki, gdzie polował, postanowił udać się nad Mermaid Lake, czyli Jezioro Syreny, trzy kilometry od domu. Zostawił wóz terenowy i ruszył pieszo. Doszedł do otaczających dziesięciohektarowe jezioro bagien, na których rosły żurawiny. W krzakach, tuż nad wodą coś zatrzepotało. Zaciekawiony podszedł bliżej i ujrzał srebrzysty, zaplątany w gałęziach niskiego krzaku wawrzynu, balonik. Kiedy odplątał sznurek, znalazł przywiązany do niego, nasiąknięty wodą kawałek papieru owinięty plastikiem. W domu MacKinnon ostrożnie wyjął mokrą karteczkę, żeby ją wysuszyć. Gdy jego żona, Donna, wróciła do domu, pokazał jej balon wraz z notatką. - Spójrz na to - powiedział. A ona, zaintrygowana, zaczęła czytać: - 8 listopada 1993 roku. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, tatusiu... Na końcu podany był adres w Live Oak, w stanie Kalifornia. - Jest dopiero 12 listopada - wykrzyknął Wadę. - Ten balon przebył prawie 5 tysięcy kilometrów w ciągu czterech dni! - Popatrz! - powiedziała Donna, odwracając balon. - Jest tu mała syrenka, a balonik wylądował nad Jeziorem Syreny. - Musimy napisać do Desiree - postanowił Wade. - Może zostaliśmy wybrani, żeby pomóc tej małej. Zauważył jednak, że żona niezupełnie podziela jego zdanie. Ze łzami w oczach Donna cofnęła się, wypuszczając z rąk balon. - Takie małe dziecko, a już przeżywa śmierć kogoś bliskiego. To straszne - powiedziała. Wade postanowił trochę odczekać. Karteczkę schował do szuflady, a balon, nadal unoszący się w powietrzu, przywiązał do poręczy balkonu. Widok dziwnie drażnił Donnę, toteż kilka dni później schowała balon. Mijały tygodnie, a Donna zorientowała się, że coraz częściej myśli o balonie. Przeleciał nad Górami Skalistymi i nad Wielkimi Jeziorami. Jeszcze kilka kilometrów, a wylądowałby w oceanie. Tymczasem zatrzymał się tu, nad Jeziorem Syreny. Trójka naszych dzieci ma szczęście - pomyślała Donna. - Mają dwoje zdrowych rodziców. Wyobraziła sobie, jak czułaby się ich prawie dwuletnia córeczka, Hailey, gdyby śmierć zabrała Wade'a. Następnego ranka powiedziała: - Masz rację. Nie bez powodu ten balon znalazł się u nas. Musimy spróbować pomóc Desiree. W KSIĘGARNI w Charlottetown Donna MacKinnon kupiła bajkę o małej syrence, a kilka dni później, tuż po Bożym Narodzeniu, Wade przyniósł do domu specjalną kartkę z napisem: "Kochana Córeczko! Moc najlepszych życzeń z okazji urodzin!". Któregoś dnia rano Donna napisała list do Desiree. Kiedy skończyła, dołączyła go do kartki urodzinowej i wysłała razem z książką. Było to 3 stycznia 1994 roku. PIĄTE URODZINY Desiree, uczczę małym przyjęciem 9 stycznia, minęły, spokojnie. Od czasu, gdy dziewczynka wysłała do taty balon, codziennie pytała matkę, czy sądzi, że tata już dostał stał jej balonik. Po przyjęciu urodzinowym przestała zadawać to pytanie. Późnym popołudniem 19 stycznia! do domu Trish nadeszła przesyłka od państwa MacKinnon. Rhonda z córeczką mieszkały już znowu w Yuba City, więc Trish postanowiła doręczyć im paczuszkę następnego dnia. Jednak kiedy siedziała tamtego wieczoru przed telewizorem, nie wała jej spokoju myśl, dlaczego paczka dla Desiree została wysłana na jej adres. Rozerwała opakownie i w środku znalazła kartkę z życzeniami. "Kochana Córeczko..." Serce zaczęło jej walić jak szalone. Boże drogi, pomyślała i sięgnęła po słuchawkę. Choć minęła już północ, czuła, że musi zadzwonić do córki. KIEDY z oczami zaczerwienionymi od płaczu, zatrzymała się przy domu Rhondy następnego dnia rano, jej córka i wnuczka już nie spały. Usiadły na kanapie. - To dla ciebie, kochanie - powiedziała Trish, podając dziewczynce paczuszkę. - Od tatusia. - Wiem - odparła rzeczowo Desiree. - Proszę, przeczytaj mi to. - Wszystkiego najlepszego od tatusia - zaczęła Trish. - Pewnie się zastanawiasz, kim jesteśmy. A więc wszystko zaczęło się w listopadzie, kiedy mój mąż, Wade, poszedł polować na kaczki. I wiesz, co znalazł? Balonik z syrenką, który wysłałaś swojemu tatusiowi... - Trish przerwała na chwile. Po policzku Desiree zaczęła powoli spływać łza. - W niebie nie ma sklepów, więc tatuś chciał, żeby ktoś inny kupił ci prezent. Nas wybrał chyba, dlatego że mieszkamy blisko Jeziora Syreny - Trish czytała dalej list do wnuczki. - Wiem, że twój tatuś chciałby, żebyś była wesoła, a nie smutna. Wiem też, że bardzo cię kocha i że zawsze będzie się tobą opiekował. Pozdrawiamy cię najserdeczniej, Donna i Wadę MacKinnon. Skończyła czytać i spojrzała na Desiree. - Wiedziałam, że tatuś nigdy nie mógłby o mnie zapomnieć - powiedziała dziewczynka. Ocierając łzy, Trish przytuliła do siebie wnuczkę i zaczęła jej czytać książeczkę, którą przysłali państwo MacKinnon. Opowiadanie to różniło się od wersji, którą Ken czytał niegdyś swojej córeczce i w której mała syrenka żyje długo i szczęśliwie u boku przystojnego księcia. W nowej wersji mała syrenka umiera, ponieważ zła czarownica pozbawia ją rybiego ogona. Zabierają ją ze sobą trzy anioły. Trish obawiała się, że takie zakończenie zasmuci jej wnuczkę. Tymczasem Desiree z zachwytu aż przyłożyła dłonie do policzków. - Ona poszła do nieba! - zawołali - To dlatego tatuś przysłał mi książkę. Mała syrenka poszła do nieba, tak jak on! W POŁOWIE lutego państwo MacKinnon otrzymali list od Rhondy: "19 stycznia, w dniu, w którym nadeszła od Państwa przesyłka, spełniło się marzenie mojej córeczki". W ciągu następnych tygodni państwo MacKinnon często rozmawiali przez telefon z Desiree i jej mamą, a w marcu Rhonda, Trish i Desiree wybrały się samolotem na Wyspę Księcia Edwarda. Kiedy te dwie rodziny szły przez zasypany głębokim śniegiem las w kierunku jeziora, żeby zobaczyć miejsce, w którym Wade znalazł balon, Rhonda i Desiree milczały. Tak jakby Ken był z nimi. Teraz, gdy tylko Desiree chce pomówić o tacie, dzwoni do państwa MacKinnon. Nic nie przynosi jej takiej ulgi jak te rozmowy. - Wszyscy dziwią się, co to za zbieg okoliczności, że nasz balonik z syrenką dotarł tak daleko i wylądował właśnie przy Jeziorze Syreny - mówi Rhonda. - Ale my wierzymy, że to Ken wybrał państwa MacKinnon, by za ich pośrednictwem powiedzieć Desiree jak bardzo ją kocha i że zawsze będzie przy niej. I ona to teraz rozumie. koniec🖐️❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JODELKO kochana witaj👄 U nas jest tez tak w szpitalach . Jak lezalam to nie moglam sie nadziwic, porownywalam szpitale w Polsce, nie chce zle mowic o Naszym Kraju ale sluzba zdrowia czy szpitale nie moga sie jeszcze porownywac do tego co mamy na zachodzie. Jak przypomne sobie szpital w ktorym lezala moja kochana Mamusia to do dzis mam nerwa, chociaz miala swoj pokoj..............i to po znajomosci , ale duzo, duzo brakowalo do tego co my mamy. 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aaaaa....... na obiadek gotowalam: MM i mnie bardzo to smakuje , podam Ci przepis moze skorzystasz. 2 piersi z kurczak, pokroic na grube paski i wlozyc do naczynia zaroodpornego. nastepnie robimy sos: 1op. sl. smietany, sloik pieczarek z woda i 2 torebki zupy cebulowej. Razem to wymieszac i zalac mieso sosem. Piec w piekarniku w tem. 180st. 40min. Podawac z ryzem na sypko! Smacznego!👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie biesiadniczki! Agnieszka Osiecka - *** (rozbieliły się.. Rozbieliły się mroki grudniowe, dzień się zrobił podobny do dnia... A myślałam - nie zmrużę już powiek, umrzeć nie chcę, a żyć - jakoś strach... Rozstąpiły się góry lodowe, ciepły promień dosięgnął do dna... A myślałam - nie zmrużę już powiek, umrzeć nie chcę, a żyć - to nie ja. Zazgrzytały traktory bojowe, do remontu im trzeba, bo rdza... A myślałam, że zgubił się człowiek, umrzeć trudno, a żyć - czy się da? Wyśpiewały się pieśni lipcowe, wykrzyczały się krzyki do dna... Teraz będzie weselej i zdrowiej, a co złote, to złote, to trwa. Rozśpiewały się ptaki majowe, coraz bliżej i bliżej do dnia, powitajmy dzień chlebem i słowem, i muzyka niech gra, niech nam gra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
http://www.wrzuta.pl/audio/61beXXbK0O/czeslaw_niemen_-_wspomnienie \'Dziś, gdy Ciebie mi brak\' - Wspomnienie o Czesławie Niemenie. Kiedy całą Polskę objęła euforia z powodu powracającej szczytowej formy Adama Małysza, kiedy w Zakopanem niczym podczas Karnawału w Rio de Janerio bawiono się do białego rana, i kiedy nikt nie chciał myśleć o niczym smutnym i przygnębiającym. Niestety w tym czasie odchodził jeden z najwybitniejszych artystów naszej i nie tylko naszej kultury. Wieczorem 17 stycznia, po długiej chorobie nowotworowej zmarł Czesław Niemen. 16 lutego skończyłby 65 lat i na pewno mógł jeszcze żyć. Mógł jeszcze tworzyć i dostarczać nam wiele emocji. Los chciał inaczej. Był właścicielem jedynego w swoim rodzaju głosu, którego nie sposób było pomylić z żadnym innym. Był i jest nadal przecież idolem i wzorem dla wielu polskich muzyków. Wojciech Waglewski, Grzegorz Markowski, Józef Skrzek, Zbigniew Hołdys czy Stanisław Sojka na pewno zawsze będą wspominać Niemena jako swoistego mistrza. Ale nie tylko oni, bo i przecież nieżyjący Ryszard Riedel przyznawał się do fascynacji Czesławem Niemenem. Wystarczy posłuchać Niemena i Riedla, aby zrozumieć, jak wiele ten drugi zaczerpnął od tego pierwszego. Wystarczy również spojrzeć na zdjęcia Niemena i Riedla, aby zauważyć, że nie tylko muzycznie, ale i wizualnie Riedel czerpał z Niemena: broda, długie włosy i czarny kapelusz, to były znaki rozpoznawcze, zarówno pierwszego jak i drugiego. Niemen jednak był artystą wyklętym, negowanym przez tak zwanych ludzi z branży, jak i przez dziennikarzy. Na początku lat 80-tych prawie całkowicie wycofał się ze sceny muzycznej. Na przestrzeni dwudziestu lat wydał zaledwie dwie płyty, ostatnią \'Spodchmurykapelusza\' w 2001 roku poświęcając się bez reszty grafice komputerowej. W zaciszu domu na Żoliborzu remasterował swoje stare płyty. Poza tym zajmował się ogrodem i wiódł żywot normalnego człowieka, w niczym nie przypominającego życia kogoś, kto 37 lat temu napisał i wyśpiewał pierwszy raz na V Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu \'Dziwny jest ten świat\'. Chyba nie ma takiej osoby, która by nie znała tej piosenki. Kiedy w tamtych czasach ówczesne gwiazdy śpiewały naiwne pioseneczki, Niemen wyśpiewywał piosenki - hymny wielopokoleniowe. I to nie za bardzo podobało się władzom rządzącym. Do tych, którzy już go negowali, dołączyli jeszcze politycy. \'Pod koniec lat 70-tych, śpiewać i ubierać się jak Niemen było czymś ryzykownym\' - wspomina Wojciech Mann. I faktycznie, ten urodzony w białoruskiej wsi Wasiliszki Stare, nie jako Czesław Niemen, ale Czesław Juliusz Wydrzycki stał się dla polskiej młodzieży, tym samym, kim był Morrison, Hendrix czy Lennon. Ostatnimi laty Niemen bardzo mało występował publicznie. Miałem to szczęście zobaczyć Czesława Niemena jeden jedyny raz na żywo. Tydzień po koncercie Atlas Polskiego Rocka w Sopocie z okazji 75 urodzin Franciszka Walickiego, 29 lipca 1995 roku wystąpił w Spodku na koncercie List do R. na 12 głosów, poświęconego pamięci zmarłego rok wcześniej Ryszarda Riedla, który to miał zamiar nagranie duetu z Niemenem, ale niestety śmierć Riedla pokrzyżowała ich plany. Czesław Niemen to idol kilku pokoleń. Swoją pierwszą piosenkę do słów Franciszka Walickiego \'Wiem, że nie wrócisz\' napisał wiosną 1963 roku. Wiele osób, które teraz to czytają miało wtedy kilkanaście lat i przeżywało swoją pierwszą miłość na prywatkach, przy trzeszczących płytach, oczywiście z piosenkami Niemena. Niemen był, jest i będzie, a że był wielkim artystą niech świadczy fakt, że jego piosenkę \'Czy mnie jeszcze pamiętasz\' zaśpiewała Pani Błękitny Anioł czyli Marlene Dietrich. Alan Freeman spiker Radia Luxemburg, po piosence \'Proud Mary\' Creedence Clearwater Revival, zaprezentował piosenkę Czesława Niemena. Nikt przed nim i nikt po nim, nie potrafił oddać klimatu psychodelicznego, popularyzowanego z powodzeniem przez zespoły zachodnie. Niemen był mistrzem długich, ale i bardzo krótkich piosenek. Śpiewał w języku angielskim, francuskim, włoskim, rosyjskim no i oczywiście po polsku. Uwielbiał Norwida i za namową Wojciecha Młynarskiego, napisał muzykę do jednego z wierszy C.K. Norwida \'Bema pamięci żałobny rapsod\'. Ile to już lat minęło od wydania płyty z tą piosenką. Czy za trzydzieści lat ktoś będzie pamiętał i przeżywał, któryś raz z kolei topową dziś piosenkę? Obawiam się, że nie. A Czesław Niemen podobnie jak The Beatles, The Rolling Stones, The Animals, The Doors, Jimi Hendrix i wielu innych, będzie żył nawet za sto lat. Bo dopóki będzie w naszej pamięci i pamięci przyszłych pokoleń, dopóty będzie żyć. Jak to mawia przy takich smutnych okolicznościach Piotr Kaczkowski, Czesław Niemen dołączył do Największej Orkiestry Świata, w której zasiada już John Lennon, George Harrison, Jimi Hendix, Janis Joplin, Ryszard Riedel, Grzegorz Ciechowski, Freddie Mercury. I pozostaje tylko nadzieja, że ta Orkiestra zbyt szybko nie będzie się rozrastać. Pisząc o Niemenie trudno jest wszystko zmieścić. Trzeba jeszcze wiedzieć, że w 1972 r. jego osoba bardzo poważnie była brana pod uwagę, jeśli chodzi o liderowanie w zespole Blood, Sweet & Tears. Trzeba też wiedzieć, że w 2002 roku grupa The Chemical Broters w swojej kompozycji \'Te Test\' wykorzystała fragment utworu Niemena \'Pielgrzym\'. Nie pisałem też namiętnie o przebojach Niemena, bo chyba wszyscy znają takie piosenki jak \'Pod papugami\', \'Wspomnienie\', \'Sen o Warszawie\', \'Płonąca stodoła\', \'Jednego serca\'. Nie pisałem również o płytach \'Dziwny jest ten świat\', \'Sukces\', \'Czy mnie jeszcze pamiętasz\', \'Niemen Enigmatic\', bo o tym też wszyscy wiedzą. Wspomnę jeszcze, że występował w zespołach Niebiesko - Czarni, Akwarele, Enigmatic i Aerolit, ale to też wszyscy wiedzą. Szkoda, że nie udało się Czesławowi Niemenowi napisać piosenki, do której miał już gotowy tytuł. Jaki to tytuł? \'Piękny jest ten świat\'.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam serdecznie "nowe" drzewko.... SREBRNA AKACJE, dziekuje za piekny wiersz. AKACJO.... rozgosc sie prosze na naszej BIESIADZIE. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌻 SREBRNA AKACJO 🌻 Na powitanie przesyłam całusów kilka Delikatnych jak muśnięcie motylka. Myślę, że jak je poczujesz, To mi się zrewanżujesz. :D :D :D 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Andrzej Poniedzielski - *** (To już ładnych tyle lat...)*** Dla-Jarzębiny*** To już ładnych tyle lat jak do życia się przymierzam nie wiem nic nie umiem żyć a zamierzam, a zamierzam Kreślę znów poludnik Greenwich i od nowa włączam czas i jak dziecko na huśtawce wołam Panie jeszcze raz jeszcze raz Jeszcze raz niech przesypie się klepsydra gwiazd i niech kosmos się obróci do mnie Słońcem zanim coś coś się znowu zacznie kończyć jeszcze raz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zbigniew Herbert----"Nauczyłaś mnie patrzeć" 1. Znałem tylko pozór rzeczy skórę przedmiotów Kalejdoskop i moi przyjaciele malarze nauczyli mnie układać świat z płaskich kolorów Kruchy świat tynk realności pod nią podskórne pęcherze powietrza tonny próżni Każdy dom w którym nie mieszkałem był hotelem nicości Nie myślałem że w piersi człowieka mieszka serce Nie mogłem wyobrazić sobie wnętrza róży wnętrza obłoku 2. Ty jesteś wzrokiem wzrokiem głębi prowadzisz lekko w trzeci wymiar jak jasny płomień który drąży Teraz już znam o jakże dobrze otchłań drobiazgów tworów ludzkich Przez nocne niebo mogę przejść pytając gwiazdy jak dziewczęta o ich imiona Zaprzyjaźniony z całym światem znam teraz ból i radość głębi znam tajemnicze słowo wnętrze Wnętrze obłoku Wnętrze róży Twoje 3. Patrzę w górę - nikt nie spogląda Pali czoło Dotykam obcych klamek proszę: dziesięć paluszków jak dziesięć grosików Nocami widzę przez sen owoce różowe jak Twoje pięty bezbronne jabłka nad ranem Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzien dobry 🖐️ BIESIADO👄 Srebrna Akacjo! piekne sa Twoje wiersze, dziekuje!❤️ Wrocilam z zakupow, pogoda cudowna...... wiec wpadlam na Biesiade zeby Was tylko serdecznie pozdrawiac, zycze milego odpoczynku i ja tez wybywam na lono natury :D do zobaczenia wieczorkiem! 🖐️👄❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie biesiadniczki! "Punkt widzenia" --Andrzej Waligorski Wciąż się wszystko powtarza - lato, jesień i zima, Ten lub tamten umiera, a ja myślę: - Kto wie? Jak tak dalej, to może jakoś wszystkich przetrzymam, No bo niby wciąż ktoś tam, a ja nie, nie i nie... Bardzo mnie to raduje, ale trochę też dziwi, Co to jest, że ci inni tak chorują i mrą, Że gdy żywi zasnęli, to się budzą nieżywi I że - sam to sprawdzałem - żaden z nich nie był mną.. Dzięki temu mam umysł pełen cichej radości, Uśmiech stale na ustach i charakter jak miód, Kiedy ktoś mnie obrazi, to nie żywię doń złości, Bo wiem - prędzej czy później facet będzie kaput. Ot, drukują w gazetach tyle różnych dyrdymał, Że co bardziej nerwowi płacz podnoszą i wrzask, Jam autora niejednych już dyrdymał przetrzymał, Zobaczycie, rok jeszcze, dwa, trzy, cztery - i trzask! A to wszystko nie znaczy, żebym był nieśmiertelny, Gdzieżbym mógł tak pomyśleć, jakże marzyć bym śmiał! Tak jak inni jam członek rzędu ssaków naczelnych, W którym - oprócz nas, ludzi - wprost się roi od małp. A choć wizja śmiertelna i mnie czasem nachodzi, Lecz nie straszna mi ona, i me szczęście wciąż trwa, Bo gdy umrę, to wtedy nic mnie już nie obchodzi, A gdy umrze ktoś inny - cieszę się, że nią ja! O, rodacy, dlaczego ciągle czymś się martwicie, Czy musicie tak tracić nerwy, zdrowie i czas? Z mego punktu widzenia chciejcie spojrzeć na życie I spróbujcie przetrzymać innych. Tak jak ja - was! Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️ SREBRNA AKACJO_____________witaj na naszej BIESIADZIE!!!!! Wiersze piekne.Dziekujemy👄 KOCHANA JARZEBINKO____________zycze Ci sloneczka doslownie i w przenosni! Wypoczywaj na lonie przyrody i wpadaj na BIESIADE i pisz.Uwielbiam Twoje piekne posty❤️ Dedykuje WAM wiersz o sloncu,,,, …Słońce jest dla wielu ludzi Słońce jest dla wielu ludzi czymś najzwyczajniejszym na świecie. A przecież czyni ono cuda każdego dnia. Każdego poranka zapala światło. życząc szczęśliwego, dobrego dnia. Budzi wiosnę. Z drzew wydobywa zieleń i nakrapia barwą kwiaty na łące. Bez słońca wszystko staje się ponure i zimne. Wraz z nim nabiera barw i ciepła. Tak samo jest z miłością. Gdy w moim życiu budzi się miłość, robi się jasno i ciepło, i wszyscy czują się dobrze. Gdy miłość w życiu zamiera, pojawiają się smutne, ponure cienie. Ciemność i ziąb. Miłość jest jak słońce. Ten, którym zawładnęła, może zrezygnować z wielu spraw. Komu jej brakuje, temu brakuje wszystkiego. Phil Bosmans Pozdrawiam WAS bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nasz rodzinny dom,,,,, Irena P., lat 36, psycholog Stary dom po dziadkach odmienił nasze życie. Myślę, że to ich zasługa, bo wychowali nas tak, że bez względu na okoliczności czuliśmy się prawdziwą rodziną. Od lat nie spotykałam się z rodziną. Nie dlatego, żebym jej nie miała lub żebyśmy byli skłóceni. A nic podobnego! My, po prostu, nie spotykamy się, bo każde mieszka gdzie indziej, ma swoje problemy, wszyscy są zabiegani i nikt nie ma wolnej chwili nawet dla rodzeństwa, o dalszym kuzynostwie nie wspominając. Zresztą, nie tylko u nas tak się dzieje. Myślę, że to dzisiejsze czasy są takie jakieś... nierodzinne. Nie znam ani jednej osoby, która mieszkałaby w dużym domu, zbudowanym przez dziadka albo i pradziadka, razem z kilkoma pokoleniami babć, ciotek, kuzynek prawdziwych i \"przyszywanych\"... A przecież kiedyś, to było zupełnie oczywiste, prawie wszyscy tak żyli, moja babcia też. Dom zbudowali jej rodzice. Od głównego parterowego korytarza odchodziły na boki cztery odrębne mieszkania, każde dwupokojowe z kuchnią i łazienką. Na piętrze były jeszcze trzy takie same mieszkania, z których jedno moi pradziadkowie przewidzieli dla siebie, a jedno dla \"starszych państwa\", czyli moich prapradziadków. Dom był solidnie i starannie wykonany. Takie domy stoją nieraz wieki, to nie to, co paskudne, PRL-owskie bloki z wielkiej płyty. Póki dzieci były małe, te mieszkania były wynajmowane i przynosiły niebogatej rodzinie znaczący dochód. Z czasem, kiedy dorastały, przejmowały kolejne mieszkania. Jedno z takich odrębnych mieszkań na parterze dostała moja babcia, kiedy wyszła za mąż. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wtedy uważano, że to prawie luksusowe warunki: dwa duże jasne pokoje, przestronna kuchnia, w której duży stół z krzesłami skupiał przy posiłkach kilkuosobową rodzinę i pomieszczenie gospodarcze, które dzisiaj nazwalibyśmy łazienką, choć kabiny prysznicowej wtedy jeszcze nie znano. W mieszkaniu pradziadków jeden pokój był szczególnie duży. Tam we wszystkie święta i uroczystości rodzinne, jakieś rocznice lub imieniny, mogła zebrać się przy wielgachnym rozsuwanym stole cała rodzina. Młode gospodynie, córki i synowe, umawiały się wcześniej między sobą, która jakie specjały naszykuje, a następnie na tym wielkim stole ustawiały wazy i półmiski z przygotowanymi przez siebie potrawami. Obok po sąsiedzku były podobne wielorodzinne domy. Sąsiedzi się znali, pozdrawiali się tradycyjnym "Szczęść Boże" i obowiązkowo odwiedzali się przy okazji świąt. To było w powszechnym zwyczaju. Kiedy byłam niedużą dziewczynką, moi rodzice zabierali mnie ze sobą, gdy jechali w odwiedziny do dziadków. Dla mnie, od urodzenia wychowywanej w innym środowisku, w małym ciasnawym mieszkaniu blokowym, tamten rodzinny dom robił wrażenie czegoś nadzwyczajnego i tajemniczego. Nigdy wcześniej ani później nie oglądałam pod jednym dachem tylu rodzin, dorosłych i dzieci w rozmaitym wieku. W dodatku wszyscy doskonale się znali, bez trudu odróżniali szwagierkę od bratowej, wujka od stryjka, a na kuzynów mówiono "brat cioteczny", "siostra stryjeczna", czy tak jakoś. I nikt nie miał kłopotu z zapamiętaniem, jak ma na imię mąż cioci Jadzi, czy najmłodsza córka wuja Stefana. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeździliśmy do dziadków co roku, na Wielkanoc. Za każdym razem nie poznawałam co najmniej połowy kuzynostwa, bo chłopcy powyrastali, a dziewczynki zapuściły warkocze, bądź obcięły włosy na krótko. I co roku od nowa podziwiałam tamten dom, wciąż taki sam, a jednocześnie odświeżony, wymyty, wypucowany. Wszystkie framugi okien były świeżo odnowione białą farbą, drzwi były pomalowane na brązowo, korytarze i schody wyszorowane. Całe domostwo zdawało się mówić: Witajcie! Idzie wiosna, Wielkanoc! Chrystus zmartwychwstał, cieszmy się! Prawie "słyszałam" te słowa i wydawały mi się ważne, choć chyba byłam za mała, by tak naprawdę je zrozumieć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A teraz cos dla zdrowia,,,,:D Która woda zdrowia doda? Prawda jest taka: tylko niektóre wody sprzedawane w sklepach zasługują na to, by nazywać je mineralnymi. Pozostałe zawierają zbyt mało wartościowych składników, by móc je tak określić. O walorach zdrowotnych, a także smakowych wody decyduje ilość i rodzaj soli mineralnych, jakie są w niej rozpuszczone. To właśnie one sprawiają, że różne gatunki w rozmaity sposób wpływają na nasze zdrowie. I decydują o tym, że jedna woda nam służy, inna jest obojętna dla zdrowia, a kolejna, pita w dużych ilościach, może nawet zaszkodzić. W sklepach możesz wybierać między kilkoma kategoriami wód. Różnią się one między sobą głównie pochodzeniem i zawartością mikro- i makroelementów. Naturalna woda źródlana Wydobywa się ją z podziemnego źródła. Nadaje się do picia w takiej postaci, w jakiej występuje w przyrodzie. Nie jest w żaden sposób sztucznie uzdatniana ani wzbogacana. Ma cenne dla zdrowia minerały, choć jest ich stosunkowo niewiele. Mazowszanka, Krynica Zdrój, Żywiec Zdrój, Kropla Beskidu Naturalna woda mineralna To również woda wprost ze źródła, zawiera jednak składniki mineralne w takich ilościach i proporcjach, które mają korzystny wpływ na zdrowie. Wielką zaletą tej wody (podobnie jak źródlanej) jest to, że obecne w niej minerały są łatwo przyswajalne przez organizm. Cisowianka, Muszynianka, Nałęczowianka Woda stołowa Zazwyczaj jest to mieszanka różnych wód źródlanych lub mineralnych oraz destylowanych. W jej skład i zawartość ingeruje człowiek. Jest często sztucznie wzbogacana w różne mikro- i makroelementy, jednak są one znacznie gorzej przyswajalne niż te, które znalazły się w wodzie dzięki naturalnej mineralizacji. Uwaga: jeśli na etykiecie nie podano rodzaju wody, należy się domyślać, że to właśnie stołowa. Bonaqua, Helena Mineralne wody lecznicze Można je kupić przede wszystkim w uzdrowiskach, ale także w zielarniach, sklepach ze zdrową żywnością oraz niektórych supermarketach. Wody te wyróżniają się bardzo wysokim stężeniem nieobojętnych dla zdrowia składników mineralnych. Można je pić tylko po konsultacji z lekarzem i w ściśle określonych ilościach. Jan, Józef, Wielka Pieniawa, Franciszek, Zuber, Henryk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×