Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Już przedtem zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak wielkim ułatwieniem byłaby dla nas możliwość wykonywania transfuzji w domu. Przyglądałem się tej procedurze w szpitalu trzy lub cztery razy w tygodniu i nie wydawało się to tak bardzo skomplikowane. Trzeba było roztopić kilka torebek zamrożonego czynnika VIII, substancji powodującej krzepnienie krwi, której brakowało Damonowi. Następnie ten żółtawy, lepki płyn należało przelać do jednej torebki i zawiesić na stojaku do kroplówki. Najtrudniejsze wydawało się wprowadzenie igły do żyły. Byłem jednak przekonany, że mógłbym się tego nauczyć bez większych problemów.Gdy zacząłem rozmowę na ten temat z lekarzami, nawet nie chcieli o tym słyszeć. - Przykro nam, ale w żadnym wypadku nie możemy na to pozwolić - twierdzili z uporem. - Byłby to bardzo niefortunny precedens. Przez siedem lat zabiegaliśmy w Kongresie o zmianę tych przepisów. Tuż przed dziewiątymi urodzinami Damona, ustanowiono prawo zezwalające rodzicom i zarejestrowanym w szpitalu pacjentom potrzebującym rutynowego przetaczanie krwi na wykonywanie tego zabiegu w domu. Ten akt prawny odmienił życie Damona. Łatwo było poradzić sobie z igłą i wkrótce stałem się specjalistą w tej dziedzinie. Mając dziewięć lat Damon sam robił sobie transfuzję. Tak więc czas między początkiem krwawienia i przetoczeniem globuliny antyhemofilowej wynosił teraz mniej niż trzy kwadranse. Im szybciej wykonuje się transfuzję, tym szybciej ustaje krwawienie. Damon doznawał pewnej ulgi już w parę godzin po otrzymaniu czynnika VIII. Niestety jego ciało było już bardzo wyniszczone. Na skutek ciągłego krwawienia uszkodzone zostały stawy i zaczął się rozwijać artretyzm. Lewa noga była krótsza od prawej, a kolano w niej prawie zupełnie przestało się zginać. Podobnie wyglądała sytuacja z lewym ramieniem. Łokieć zesztywniał w lekko zgiętej pozycji, a bicepsy zrobiły się tak cienkie, że można je było objąć kciukim i palcem wskazującym. Ale Damon nigdy nie narzekał. Nabrał tak dużej wprawy w udawaniu i w ukrywaniu nawrotów choroby, że po prostu przestaliśmy myśleć o tym, co czuje widząc Adama i Bretta wychodzących na plażę z deskami do surfingu pod pachą. Damon słuchał i śmiał się, kiedy Adam opowiadał o tym jak "łapał" ogromną falę. Nie posiadał się z zachwytu, gdy Adam mówił, jak bardzo bał się na początku, ale kiedy wreszcie stanął na desce, poczuł się tak, jakby wszystko, co najlepsze na świecie, było dane właśnie jemu. Nielsen Park jest małą plażą przy przystani, około kilometra od naszego domu. Zazwyczaj fale są tam małe i nie zasługują na szacunek nawet początkujących amatorów surfingu. Czasami jednak robią się ogromne, stwarzając tak wspaniałe warunki, że surfing w tej zatoce stał się czymś legendarnym. Zdarzało się, że około godziny drugiej nad ranem dzwonił telefon, który zazwyczaj odbierał Damon. - Jest fala na Nielsen - krzyczał głos w słuchawce. Damon budził wtedy Adama i Bretta i wysyłał ich z deskami na plaże. Kiedy wstawałem kilka godzin później, czekał już ubrany. Wskakiwaliśmy do samochodu i pędziliśmy popatrzeć, jak chłopcy kończą swoje wyczyny. Oglądaliśmy ich z urwiska skalnego i Damon wpadał w wielkie podniecenie, ilekroć któryś z braci "złapał" falę. Kiedy fale w Nielsen były wysokie, zakrywały rząd słupów podtrzymujących siatkę zabezpieczającą przed rekinami. Poruszanie się na desce z falą przetaczającą się ponad nimi wymagało nie lada odwagi. Adam stawał na desce z wysuniętą do przodu prawą nogą, j i wskutek tego był zwrócony tyłem do załamującej się fali i nie widział dobrze słupów. Damon zamierał w napięciu, ilekroć fala niosła Adama w ich stronę, po czym wydawał okrzyk radości, z oczami jaśniejącymi triumfem, gdy tylko Adam przemknął ponad słupami i w chwale podążał ku plaży. Damon był tak pełen sił witalnych i entuzjazmu, że bracia zapominali o jego chorobie. Siniaki miał zwykle zakryte ubraniem, i sam nigdy nie wspominał o krwawieniach, można więc było sądzić, że jest dzieckiem które nie uprawia sportu, dlatego że nie chce, a nie dlatego że nie może. Kiedy już nauczył się sam wykonywać transfuzję, gdy tylko zaczynało się krwawienie, po cichutku przygotowywał czynnik VIII i po prostu oznajmiał, że idzie poczytać do swojego pokoju. Zamykał drzwi i sam wykonywał zabieg, pozostając w pokoju trzy lub cztery godziny, aż najgorszy ból minął. Potem wychodził, jak zawsze pogodny. Bardzo mało mówił na temat swojej choroby, był za to niezwykle wygadany i otwarty w innych sprawach. Miał swój własny pogląd na wszystko i uwielbiał dyskutować. Ponieważ z powodu choroby dość często bywał zwalniany ze szkoły, nauczył się sam dużo czytać i trudno było go pokonać w dyskusji.Nigdy jednak nie był przemądrzały. Zawsze słuchał uważnie, całym sobą. Wyraźnie dawał odczuć, że przyjaciele są dla niego ważni, a ich poglądy cenne. Inne dzieci, także jego bracia, często pytały go o radę. Adam mówi, że na boisku szkolnym, pod drzewem, zawsze widać było Damona otoczonego wianuszkiem kolegów. Prawie nigdy nie był sam. Damon miał jeszcze jedną cechę, dzięki której wszyscy go lubili. Emanowała z niego pewność siebie. Był przekonany, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, z wyjątkiem tych, które wymagają sprawności fizycznej. W swoich dziecinnych marzeniach snuł plany o tym, jak zostanie sławnym lekarzem i wynajdzie lekarstwo na hemofilię. Jako nastolatek, oczami wyobraźni widział siebie jako sławnego laureata nagrody Nobla, na dodatek bardzo bogatego, noszącego drogie okulary przeciwsłoneczne i jeżdżącego sportowym ferrari. Wszystko to przed ukończeniem dwudziestego piątego roku życia. Jego marzenia nigdy poza ten wiek nie wybiegały. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Damon musiał się wyróżnić i to dość szybko. Już od dziesiątego roku życia, kiedy dorabiał sobie w miejscowej drogerii roznosząc paczki, podejmował rozmaite zajęcia, które miały mu szybko przysporzyć pieniędzy. Ponieważ z powodu krwawień nie zawsze mógł jeździć na rowerze, zorganizował siatkę innych dzieci, w tym również Adama i Bretta, które roznosiły za niego paczki i oddawały mu część zarobków. Prowadził również serwis czyszczenia basenów kąpielowych, mył samochody i ubił interes z właścicielem sklepu z artykułami radiofonicznymi hi-fi. Brał ze sklepu towar, sprzedawał go i uzyskiwał prowizję. Wkrótce wszyscy koledzy Damona ze szkoły wyposażyli swoje domy w najlepszy sprzęt stereofoniczny. Tymczasem większość zarobionych przez Damona pieniędzy trafiała z powrotem do właściciela sklepu z urządzeniami hi-fi; Damon zgromadził w domu sprzęt, jakiego nie powstydziłaby się dobrze wyposażona, mała radiostacja. Od matki dowiedział się wiele na temat muzyki klasycznej; równie chętnie słuchał hard rocka jak koncertów Brahmsa. Damon nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie skończy siedemnaście lat i będzie mógł dostać tymczasowe prawo jazdy. Rozpłakał się, co było do niego zupełnie niepodobne, kiedy oblał egzamin z jazdy. Benita i ja też mieliśmy smutne miny, choć w głębi duszy byliśmy z tego zadowoleni. Damon często marzył i mówił, jak to wspaniale będzie pędzić samochodem, a nas przerażała sama myśl o tym, że może położyć na kierownicy swoje zesztywniałe od artretyzmu ręce. Niestety przy drugim podejściu zdał egzamin doskonale i moim zdaniem był to ostatni raz, kiedy prowadził samochód w sposób rozsądny. Pewnego wieczoru, kilka miesięcy później, usłyszeliśmy telefon. Dzwonił Damon. - Tato, miałem wypadek. - Powiedział, że było to zderzenie czołowe. W mgnieniu oka przypomniały mi się wszystkie najczarniejsze scenariusze. - Jesteś ranny? Czy wezwano ambulans? Który szpital? Czy wiedzą, że masz hemofilię? Czy skontaktowali się z bankiem krwi? - Tato, nic mi nie jest. Wszystko w porządku. - Siniaki! Będzie potrzebny lód. Muszą cię obłożyć lodem. - Ale tato, nie mam najmniejszego zadrapania. Przez długie lata potrafiłem stawić czoło każdej krytycznej sytuacji związanej z Damonem. Mój umysł tak idealnie dostroił się do jego choroby, że wydawało mi się, że nic mnie już nie zdziwi. Uważałem siebie samego za przytulną, ciepłą skałę, za schronienie od wiatru, do którego Damon może zawsze przyjść. Byłem przygotowany na wszystko, co może z sobą przynieść jego choroba. Przynajmniej tak mi się zdawało. Teraz przekonałem się, że napięcie jest czymś, z czym można się nauczyć żyć tak dobrze, że przez wiele lat nigdy się ono nie ujawnia. Ale ono jest w nas cały ten czas i prędzej czy później weźmie nad nami górę tak, jak to się stało ze mną tamtego wieczoru, kiedy zadzwonił Damon. Kiedy już pokonałem pierwszą falę paniki, zacząłem krzyczeć. Nazwałem Damona głupcem i użyłem kilku jeszcze innych słów, których rodzice rzadko używają przy dzieciach. Powiedziałem, że już nigdy więcej nie pozwolę mu prowadzić samochodu. - Koniec z tym! Nigdy więcej! Nie można ci ufać. Nieodpowiedzialny szaleniec! Jesteś przecież kaleką! Wreszcie uspokoiłem się. Usiadłem w kącie pokoju i zacząłem szlochać, zawstydzony tym, co powiedziałem. Płakałem nad nim po raz pierwszy od czasu, kiedy ujrzałem go w szpitalu z obrzękniętą, posiniałą głową. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W roku 1984, kiedy Damon zdawał egzaminy końcowe po szkole średniej, otrzymaliśmy wezwanie do centrum leczenia hemofilii. Nie byliśmy tym specjalnie zaniepokojeni, ponieważ od czasu do czasu wzywano nas tam, by poinformować o ogólnym stanie zdrowia Damona. Przez chwilę doktor mówił o dolegliwościach w kolanie małego, aż wreszcie przystąpił do rzeczy. - U Damona stwierdzono chorobę krwi - powiedział nam - i jest to zakażenie wirusem HIV. Prawdopodobnie zarażono go przetaczaną krwią. - Co to znaczy? - zaniepokoiła się Benita. - Nie mamy absolutnej pewności, sądzimy jednak, że ten wirus ma bardzo długi okres inkubacji i właściwie może się nigdy nie rozwinąć. Spojrzałem na Benitę i oboje doznaliśmy uczucia ulgi. Damon tyle już przeszedł, a łagodny, jak się wydawało, wirus we krwi, to przecież nie koniec świata. Lekarz uderzał lekko piórem w leżącą przed nim podkładkę do pisania. - Prawie połowa naszych pacjentów chorych na hemofilię została zarażona tym wirusem, wydaje się jednak, że nie ma to wpływu na ogólny stan zdrowia. Na razie zbyt mało jeszcze o tym wiemy, żeby coś dokładnie powiedzieć. Nie mieliśmy wtedy pojęcia, co jeszcze może czekać naszego Wspaniałego Damona. Wydawało się, że jest w dobrej formie, wyjąwszy hemofilię i artretyzm, dlatego nie staraliśmy się dowiedzieć niczego więcej na temat HIV. Gdy tylko Benita coś o tym wspominała, natychmiast odpowiadałem, że nic się jeszcze nie stało. Nie było sensu się tym martwić, skoro i tak zbyt mało o tym wiadomo. Czytaliśmy wprawdzie o AIDS, chorobie, która ma związek z infekcją HIV, ale wtedy nikt jeszcze nie wiedział, na ile jest prawdopodobne, że ktoś, kto jest nosicielem wirusa HIV, zachoruje na AIDS. Bardziej martwiliśmy się wtedy czymś innym. Damon związał się z pewną niebieskooką, długonogą blondynką imieniem Celeste. Przedstawił ich sobie Toby, najlepszy przyjaciel Damona, kiedy nasz syn był na pierwszym roku studiów na Uniwersytecie w Sydney. Dowiedziałem się, że, mówiąc delikatnie, Celeste nie była oczarowana tym pierwszym spotkaniem. Wkrótce jednak zaczęła dostrzegać w Damonie coś ważniejszego, od jego powierzchowności: silną osobowość i ogromną pewność siebie. Czuła, że chłopak coraz bardziej ją pociąga. Niebawem Damon oświadczył nam, że jest w niej bardzo zakochany. Zarówno Benita jak i ja byliśmy pewni, że ten związek jest z jego strony jedynie próbą zaakcentowania swej niezależności. Jego potrzeby emocjonalne były zrozumiałe. Czuł się zobowiązany wobec swoich rodziców, co oczywiście z biegiem lat stawało się dla niego bardzo trudne. Rzeczywistość jednak wyglądała inaczej. Później wstydziłem się swego braku wrażliwości. Z czasem zaczęliśmy z Benita uważać Celeste za najwspanialszy dar dla naszego syna, nieomalże za łaskawy dar litościwego Boga. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Upały późnego lata przeszły niepostrzeżenie w jesień. W Sydney dni są wtedy jasne i chłodne, a powietrze robi się bardziej suche. Te ciche, spokojne dni zbiegły się z rozpoczęciem przez Damona drugiego roku studiów na uniwersytecie i miały dowieść po raz ostatni, że przyjdzie mu współzawodniczyć jedynie z hemofilią. Nakłonił nas, byśmy mu pozwolili zamieszkać z kilkorgiem innych młodych ludzi. Jego dni wypełnione były śmiechem i zabawą. Razem wystawiali sztuki teatralne, do późnej nocy dyskutowali o muzyce i życiu, potem pili wino i grali w szachy do białego rana. Szachy zawsze dawały Damonowi szansę pokonania tych, którzy nie dali mu się pobić na innym polu. Był świetnym szachistą. Ale na początku zimy zaczął przegrywać. Zaczęła go zawodzić zdolność koncentracji, z której słynął. Jego nadgarstki i łokcie stawały się coraz bardziej sztywne, a kuśtykanie coraz bardziej widoczne. Zaczął tracić na wadze, choć nadal twierdził, że czuje się świetnie. Pewnej zimowej nocy obudził się cały ociekający potem, w pościeli zupełnie mokrej. Miał lekko podwyższoną temperaturę, ale z pewnością nie na tyle, żeby aż tak się spocić. Usiłował sobie wmówić, że jest to reakcja na transfuzję i że winny temu jest czynnik VIII, mimo że tamtej nocy nie miał transfuzji. Pościel została zmieniona, a on znów położył się spać w nadziei, że przestanie się pocić, jeśli tylko nie będzie o tym myślał. Jednak kilka godzin później wszystko się powtórzyło. To nocne pocenie się zdarzało się mniej więcej trzy razy w tygodniu i trwało jeszcze parę miesięcy, po czym skończyło się tak samo niespodziewanie, jak się zaczęło. Wkrótce potem namówiono Damona, by wziął udział w prelekcjach na temat virusa HIV. W czasie przeznaczonym na zadawanie pytań napomknął o swoich nocnych potach. Chciał się dowiedzieć, czy mają one jakiś związek z HIV. Lekarz, który prowadził kurs, spojrzał na niego poważnie i powiedział: - Damon, nocne poty są jednym z pierwszych sygnałów świadczących o tym, że infekcja HIV wkracza w następną fazę. - AIDS? - zapytał Damon spokojnym głosem, ale z sercem bijącym jak szalone. Lekarz nie odpowiedział wprost, pokiwał jedynie twierdząco głową. - Damon, jest mi naprawdę bardzo przykro. W rozmowie z innymi Damon usprawiedliwiał swoje złe samopoczucie hemofilią i ciągłym krwawieniem w bolącym kolanie. Wspaniały Damon nie był z tych, co się łatwo poddają i nie zamierzał wcale zwierzać się nikomu ze swojej trwogi, nawet ukochanej Celeste. Jednak coraz trudniej było mu udawać, że nic mu nie jest. Z całych sił starał się trzymać fason w jej obecności, ale często czuł się wyczerpany. Coraz mniej przypominał dawnego, wesołego Damona, a Celeste dławił wręcz lęk o niego. Zamartwiała się, że Damon wygląda na coraz bardziej chorego. W dzień urodzin Celeste Damon obudził się z fatalnym samopoczuciem, zrobił więc sobie transfuzję w nadziei, że do wieczora poczuje się lepiej. Zamierzał ofiarować Celeste dość oryginalny prezent. Był to mały rysunek wykonany piórkiem, przedstawiający dwie zebry. Kiedy Damon był jeszcze małym chłopcem, dostał ten rysunek od pewnego artysty, jednego z moich przyjaciół. Rysunek ten zawsze zajmował w pokoju Damona honorowe miejsce i Celeste zachwycała się nim. Odrobina wilgoci wdarła się pod tanią ramkę i odbarwiła część rysunku. Celeste namawiała Damona, żeby zmienił ramkę, ale zawsze brakowało mu pieniędzy. Wreszcie udało mu się ubić interes. W zamian za oprawienie obrazka miał wydrukować na swoim komputerze 500 zaproszeń na mającą się odbyć wystawę. Cały ranek Damon zbierał siły na wyprawę do sklepu ramiarza. Mógł tam się wybrać tylko pieszo, a ponieważ z powodu bólu kolana sklep był w zasadzie poza zasięgiem jego możliwości, wyprawa w obie strony, w sumie niewiele więcej niż półtora kilometra, zajęła mu prawie dwie godziny. Wieczorem Damon wraz z przyjaciółmi urządzili dla Celeste przyjęcie-niespodziankę. Dopiero po przyjęciu Damon i Celeste mogli być wreszcie sami. Wręczył jej wtedy swój prezent. - Wszystkiego najlepszego, skarbie. Odwinęła paczuszkę i kiedy ujrzała elegancką nową ramkę, podniosła na niego wzrok. Usta jej drżały i z trudnością powstrzymywała łzy. - Teraz jest twój - powiedział z błyszczącymi oczami. - Daję ci ten obrazek, żebyś go zachowała dla siebie, na zawsze. Celeste z płaczem padła mu w ramiona. - Tak bardzo cię kocham, tak bardzo. Proszę cię, Damon, nigdy mnie nie opuszczaj. - Nie zrobię tego, kochana, przyrzekam. Będę żył zawsze. I zawsze będziemy razem. Zobaczysz. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Damon miał kłopoty z zębami mądrości. Dentysta poradził, by je usunąć, jednak ekstrakcja zębów u pacjentów cierpiących na hemofilię może stwarzać problemy. Nawet usunięcie jednego zęba mogłoby wymagać przetoczenia dużej ilości czynnika VIII: dlatego przed zabiegiem zrobiono mu transfuzję, dzięki czemu prawie wcale nie krwawił. Kilka dni po jego powrocie ze szpitala, Celeste wyjechała na długo oczekiwaną wycieczkę. Miała właśnie rozpocząć trzeci rok studiów na wydziale architektury Uniwersytetu w Sydney i i zaoszczędziła trochę pieniędzy na wyjazd do Włoch, by zwiedzić tam zabytki architektury. Parę dni po jej wyjeździe Damon dostał temperatury, spuchło mu kolano i zaczął w nim odczuwać silny ból. Spędził jeden dzień w centrum leczenia hemofilii, po czym zgodził się wrócić do nas do domu. Tamtej nocy, kiedy obudziłem się około drugiej nad ranem, usłyszałem, jak Damon porusza się w swoim pokoju. Wstałem i wyszedłem po cichu na korytarz. Damon siedział przy łóżku, a sprzęt do transfuzji leżał na stoliku obok. Damon cicho płakał. Podniósł na mnie błyszczące oczy. - Tato, boli bardziej, niż kiedykolwiek. - Skarżył się jak mały chłopiec, a ja czułem, jak mnie coś chwyta za gardło. Ręce mu się trzęsły, gdy usiłował przygotować czynnik VIII do transfuzji. - Mogę ci pomóc? - spytałem. Już dwa lata nie miałem do czynienia z igłą, ale udało mi się za drugim razem. - Nieźle - zauważył Damon, próbując ze mnie zażartować. Zerwał z ramienia opaskę. Taki był kiedyś dumny z tego ramienia. Czasami napinał mięśnie i podziwiał je. Teraz jednak mięśnie zwiotczały i całe ramię wydawało się wątłe i słabe, jak całe jego ciało. Następnego wieczoru znów zrobiłem mu transfuzję. W sobotę wieczorem kolano bolało go już tak bardzo, że poprosił o wyłączenie wentylatora, ponieważ nawet podmuch powietrza drażnił mu kolano. W niedzielę rano wezwałem karetkę pogotowia. Dotknięcie Damona w jakiekolwiek miejsce sprawiało mu ból, a kolano spuchło tak, jak nigdy przedtem. Kiedy dwóch sanitariuszy próbowało poruszyć go na łóżku, Damon krzyknął, a w szeroko otwartych oczach widać było strach. Nigdy przedtem nie słyszałem, żeby Damon krzyczał, nawet kiedy był dzieckiem. Benita zaczęła cicho płakać, odwracając głowę. Damon krzyczał strasznie, przegryzł sobie na wylot dolną wargę usiłując zapanować nad bólem, kiedy układano go na wózku i odwożono do karetki. Całą niedzielę spędziliśmy w szpitalu. W poniedziałek rano lekarz prowadzący wyglądał na zupełnie zdezorientowanego. - On jest bardzo chory. To wiemy na pewno. Jest to ciężka infekcja, ale nie wiemy jaka. Po południu z oddziału patologii przyszedł do nas młody lekarz. Wydawał się zmęczony i oznajmił nam, że ustalono na czym polega problem. - W kolanie wywiązała się infekcja, to salmonella. - Jak można mieć salmonellę w kolanie? - spytałem ze zdziwieniem. - Przecież jest to rodzaj zatrucia pokarmowego. Lekarz pokiwał głową - Dlatego właśnie tak trudno " było nam stwierdzić, co to jest. W tym wypadku salmonella mogła dostać się przez usta, przez rany po usunięciu zębów i dotrzeć do osłabionego kolana i łokcia. To oczywiście nie jest typowe, ale na tym właśnie polega problem z AIDS. Jakakolwiek przypadkowa infekcja z łatwością wnika do organizmu. Do tego czasu nie zdawaliśmy sobie właściwie sprawy z tego, że u Damona infekcja HIV przeszła już w chorobę AIDS. Wziąłem Benitę pod ramię. Czułem, jak drży. Wiedziałem już, że jest to początek końca podróży, którą rozpoczęliśmy tamtej nocy, gdy ujrzeliśmy pieluszkę Damona przesiąkniętą krwią. Benita zaczęła gwałtownie szlochać. - Mogą państwo być pewni, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy - zapewniał patolog. - Teraz przynajmniej wiemy, jak go leczyć. Myślę, że z tego wyjdzie. Tamtego wieczoru w szpitalu, na drzwiach pokoju, w którym leżał Damon, wywieszono kartkę: "Teren zakażony. Obowiązują bezwzględnie fartuchy, maski i rękawiczki." Słowo "bezwzględnie" było podkreślone na czerwono. Damon miał być nietykalny, nieczysty, niebezpieczny. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Celeste zatelefonowała z Rzymu zanim jeszcze Damon poszedł do szpitala. Zachwycona przez pół godziny opisywała wszystko, co widziała: Kaplicę Sykstyńską, Koloseum, Panteon. Damon tkwił przy telefonie, choć pot spływał mu z czoła i z bólu zagryzał wargi. Kiedy zaczął mówić, nie sposób było wyczuć w jego głosie, że tak naprawdę nie jest aż tak bardzo przejęty włoskimi przeżyciami Celeste. Kiedy Celeste znów zadzwoniła, Damon był prawie od tygodnia w szpitalu. Powiedzieliśmy jej, że spuchło mu kolano i łokieć i że potrzebuje specjalnej opieki. Przyjęła to do wiadomości, po czym dalej opowiadała mi o tym, co zwiedzała we Florencji. - Powiedzcie proszę Damonowi, że "snop boskiego światła" istnieje naprawdę - powiedziała. - Snop boskiego światła? - Tak nazywamy promienie światła, które padają zza chmur na renesansowych obrazach. Proszę mu powiedzieć, że przyjechałam do Florencji akurat po popołudniowej burzy i kiedy zachodziło słońce, chmury miały złote obrzeża, a snop boskiego światła padał prosto na Pałac Pittich, zupełnie jak na obrazach. Zapanowała chwila ciszy. Potem Celeste dodała cicho: - Proszę mu powiedzieć, że cały czas o nim myślę i że płakałam, kiedy ujrzałam to światło, a jego nie było przy mnie. Gdy Celeste wróciła do domu kilka tygodni później, Damon był jeszcze w szpitalu. Prawie cały swój czas spędzała razem z nim, aż do chwili, kiedy musiała wrócić na uniwersytet. Wreszcie Damona zwolniono ze szpitala i na trochę wrócił do nas, by nabrać trochę sił. Zobaczyłem kiedyś, jak siedzi na werandzie i wpatruje się w lśniącą taflę zatoki, gdzie mały hydroplan szykował się do lądowania. Zauważyłem, że po policzkach płyną mu łzy. Cicho usiadłem obok niego. - Tato, jak cudownie jest żyć - powiedział. Do końca 1988 roku wszystko właściwie układało się pomyślnie, chociaż Damon zrezygnował ze studiów i całą energię skupił na prowadzeniu w domu własnego wydawnictwa. Nie uważał siebie za człowieka chorego. O swojej chorobie AIDS mawiał "moja sprawa", a o artretyzmie "to". Kiedy miał naprawdę duży krwotok, kwitował to stwierdzeniem: "To tylko głupie krwawienie". Na początku 1989 roku okazało się, że AZT (azidothymidine), lek, który Damon zażywał w celu zahamowania postępu AIDS, wyniszcza organizm. Tak więc walczył teraz z anemią i mdłościami spowodowanymi przez AZT w nadziei, że jakoś sobie z nimi poradzi, jeśli tylko uda się opóźnić postępy AIDS. Stawał się coraz bledszy i wątlejszy, aż wydawało się, że uszła z niego cała energia, a liczba czerwonych krwinek spadła do połowy, lub nawet jeszcze bardziej. Takie pogarszanie się jego stanu trwało zazwyczaj około dwóch tygodni. Potem szedł do szpitala na pełną transfuzję i wracał do domu wieczorem, z różowymi policzkami, pełen energii. Ale pewnego ranka, przy śniadaniu, Damon zaczął mieć problemy z oddychaniem. Nagle z trudnością zaczął łapać powietrze, przyciskając ręce do piersi. Łatwo było postawić diagnozę, ponieważ było to bardzo typowe dla AIDS zapalenie płuc. Miliony bakterii pneumocistis carinii wypełniły jego płuca i groziło mu uduszenie się. Podano mu jednak silnie działający antybiotyk i choroba została opanowana. Ale kiedy Damon opuszczał szpital, z niepokojem zauważyliśmy, że zaczął powłóczyć nogami i chodzi teraz przygarbiony, jak człowiek bardzo stary lub poważnie chory. Skórę na twarzy miał bardzo napiętą i czasami można było pod nią zobaczyć zarysy czaszki. Linia włosów na czole przesuwała się coraz bardziej ku tyłowi, a sterczące niegdyś do góry włosy wydawały się teraz rzadkie i nierówne, jak po kiepskim ostrzyżeniu. Kryzys zdrowotny nie był dla Damona niczym nowym. Zawsze umiał stawić mu czoło i wychodził z niego silniejszy niż przedtem. Teraz jednak wyraźnie gasł w oczach. Potrafił godzinami siedzieć w samotności, kiwając się i nic nie mówiąc. Coraz większym wsparciem była dla niego Celeste, która w miarę, jak dawny Damon słabł, musiała być silna za dwoje. Kiedy się poznali, była cicha i zadowolona, kiedy on mówił. Teraz ona podtrzymywała rozmowę. Damon przyjmował mieszankę leków, których uboczne skutki były zatrważające. Czasami cierpiał na ostre zaparcie przez wiele dni, to znów nagle następowała zupełnie odwrotna reakcja i dostawał ataku biegunki, która powodowała odwodnienie i wycieńczenie. Wydawało się, że lek AZT nie pomagał Damonowi i poziom limfocytów T, białych krwinek, które chronią organizm przed infekcją, spadł do zera, zaś działanie uboczne tego środka stało się tak bardzo uciążliwe, że po wielu dyskusjach z lekarzami i z rodziną, Damon postanowił przerwać kurację. Niestety, jego kłopoty z przewodem pokarmowym nie ustąpiły i Damon popadł w głęboką depresję. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
AIDS to cała seria poważnych szoków. Chory wychodzi z jednej choroby po to, by natychmiast popaść w następną. Choroby przychodzą bez ostrzeżenia w nocy, a rano atakują już z pełną siłą. Nie funkcjonuje należycie pęcherz, nie funkcjonują płuca, odmawiają posłuszeństwa stawy, nawet rzęsy wypadają.Całymi miesiącami drożdżaki i pleśniawki pokrywały jamę ustną Damona. W 1990 roku grzybica rozprzestrzeniła się na śluzówkę żołądka, co sprawiło, że połykanie i jedzenie stało się dla niego bolesne. Wkrótce powróciły nocne poty, a zaraz potem Damon znalazł się w szpitalu z ostrą biegunką. I tak już miało być, z krótkimi momentami wytchnienia, aż do końca. W maju Damon dostał suchego, uporczywego kaszlu i zaczął mieć trudności z oddychaniem. Był to nawrót zapalenia płuc związanego z AIDS. Gdy powoli dochodził w szpitalu do zdrowia, zawsze mając w pobliżu maskę tlenową, dostał bolesnych zaburzeń żołądkowych spowodowanych przez wirus CMV( cytomegalovirus). Z nadejściem chłodów dolegliwości artretyczne w stawach stawały się nie do zniesienia. Artretyzm kojarzy się nam ze sztywnymi stawami i brakiem komfortu. W istocie może on być jednym z najbardziej bolesnych schorzeń. Damon cierpiał tak strasznie, że zaczęto mu podawać morfinę. W sierpniu stwierdzono u niego półpasiec. Ktokolwiek miał kiedyś zwykłą opryszczkę wie, jakie to jest bolesne. Damon miał aż 180 pęcherzyków na wewnętrznej stronie nóg i na stopach. Jak nasz Wspaniały Damon to wszystko przeżył, pozostanie tajemnicą, ale jeszcze bardziej zadziwiające jest to, że nadal pragnął żyć. Wola życia jest niesłychanie silnym instynktem, ale czyż można ten horror nazwać życiem? Skąd czerpał swoją siłę? Czy była to miłość? Celeste nadal całym sercem wierzyła, że Damon z tego wyjdzie.Byłem bardzo zdumiony, kiedy Benita oznajmiła mi, że Damon chce pojechać do Europy i zobaczyć się ze swoim bratem, Adamem, pracującym teraz w Londynie. - Bardzo za nim tęskni - powiedziała. Nie wyobrażałem sobie, bym mógł Damonowi czegokolwiek odmówić. Zastanawiałem się jednak, jak dawałby sobie radę w obcym kraju, gdyby się rozchorował. Było to dość ryzykowne. Tymczasem lekarz na oddziale AIDS stwierdził, że taki wyjazd jest możliwy. - Czasami takie przeżycia mobilizują pacjentów, dają im motywację do dalszego życia. Wyjazd może Damonowi dobrze zrobić - skonstatował. W październiku 1990 roku Damon, Celeste i Benita wyruszyli do Londynu. Podczas pierwszego dnia pobytu w Londynie Damon przebył pieszo prawie trzy kilometry, idąc bardzo powoli, lecz nie przystając ani na chwilę. Czasami Adam widział, jak zaciska zęby, czując nagły ból, na ogół jednak niczego po sobie nie pokazywał. Za to wciąż zadawał pytania. Natura obdarzyła Damona niespotykaną wręcz ciekawością. Po tygodniowym pobycie w Londynie wszyscy pojechali do Paryża, gdzie Damon, jak się wydawało, podupadł trochę na siłach. Przemierzyli Francję i zatrzymali się we wspaniałym hotelu z widokiem na Morze Śródziemne. Tam Damon mógł wypocząć przez kilka dni. Z rana kawa i słodkie rogaliki na balkonie wychodzącym wprost na iskrzące się w słońcu morze. Było mu tam bardzo dobrze. Potem spędzili jeszcze jedną noc we włoskim kurorcie nadmorskim, po czym udali się do Florencji. Kiedy wjeżdżali do miasta, słońce właśnie zachodziło, tuż po ulewnym deszczu. Celeste rozpłakała się, wskazując niebo. Przez chmury przebijały promienie słońca. - Damon, popatrz, "snop boskiego światła". cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdy dotarli do Rzymu tydzień później, Damon był już bardzo zmęczony. Wszyscy wrócili do Londynu, gdzie i ja dojechałem, by spędzić tam razem z nimi Boże Narodzenie. Zrobiło się chłodno i wydawało się, że Damon zaczyna gasnąć. Większość dni przesypiał ciężkim, męczącym snem i wstawał dopiero późnym popołudniem, nie mając sił ani chęci, żeby gdzieś wyjść. Wczesnym wieczorem znów gotów był iść spać. Moje wspomnienia z tamtych dni są trochę zamazane. Wstawałem o czwartej nad ranem i zaczynałem pracę nad powieścią, z którą i tak byłem już spóźniony u mego londyńskiego wydawcy. Czasami słyszałem, jak Damon wstaje. Z początku szedłem do jego pokoju i pytałem, czy mogę mu pomóc, ale on tego nie chciał. Damon, mój piękny chłopiec, zrobił się podobny do ducha. Ja pisałem, a on umierał powoli w pokoju obok. Każdego dnia ubywało go trochę, a moja książka nieuchronnie zbliżała się do końca.Postanowiliśmy, że to ostatnie Boże Narodzenie będzie dniem pełnym radości i śmiechu. Udekorowaliśmy nasze wynajęte w Londynie mieszkanie, choinkę przystroiliśmy lampkami i świecidełkami, i ułożyliśmy pod nią stertę prezentów. Stół świąteczny uginał się od smakołyków, pieczonego indyka przyrumienionego na złotobrązowy kolor i wielu innych tradycyjnych potraw. Błyszczało srebro i skrzyły się kryształy kiedy wznosiliśmy toasty, składając sobie życzenia i pijąc szampana z delikatnych kieliszków na długich nóżkach. Obiad był wyśmienity i cudownie spędzaliśmy czas. Gdy o czwartej po południu Damon poczuł się wyczerpany i postanowił położyć się do łóżka, powiedział, że było to najmilsze Boże Narodzenie, jakie pamięta. Kilka dni później oświadczył, że chce wracać do domu. Gdy dotarliśmy do Sydney, Damon, którego dotąd znaliśmy, właściwie przestał istnieć. Nie pozostało z niego nic. Przeżywaliśmy męki patrząc na niego dzień po dniu. W połowie marca Damon przeżył ostry atak. Siedząca przy nim w ambulansie Celeste trzymała go za rękę, gdy odzyskiwał przytomność. Usiłując powstrzymać łzy, powiedziała: - Hej, Damon. Zabieramy cię do szpitala. Będziesz zdrowy. - Wpatrywał się w nią otępiałym wzrokiem, nie dając znaku, że cokolwiek rozumie i czy ją poznaje. Aż do tego czasu zawsze trzymali się razem. Przez sześć lat Celeste była oddaną pielęgniarką Damona. Opatrywała jego odleżyny, wacikami wycierała z warg zaschnięte pleśniawki, i ropę z oczu. Myła go, kiedy nie był w stanie zapanować nad funkcjami fizjologicznymi i opatrywała półpasiec. Podawała mu morfinę i leki na serce. Przez cały ten czas Damon nalegał, by Celeste zachowywała środki ostrożności chroniące przed śmiertelnym wirusem. W żadnym wypadku nie chciał narażać zdrowia ukochanej. Celeste nie zamierzała wpuścić śmierci do pokoju Damona, odganiała ją i odstraszała śmiejąc się lub po prostu blefując z rozpaczy. Ale teraz, siedząc przy nim w karetce, po raz pierwszy zobaczyła, że osoba, którą kocha najbardziej na świecie, nie poznaje jej. I po raz pierwszy uświadomiła sobie, że Damon może umrzeć. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Musiałem Damonowi przyrzec, że jeśli umrze, stanie się to w domu, w jego własnym łóżku. Teraz, kiedy miał być zwolniony z oddziału chorych na AIDS, podszedł do mnie pielęgniarz i spytał, czy mogę chwilę z nim porozmawiać. - Będzie pan musiał wiedzieć o pewnych sprawach. Poczułem nagłą pustkę w głowie i dopiero po chwili pozbierałem myśli. - On już tu nie wróci? To koniec? - spytałem z bijącyn sercem. - Bryce, Damon po raz ostatni jedzie do domu - powiedział pielęgniarz najdelikatniej jak potrafił. Później siedziałem przy Damonie, trzymając go za rękę. Nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy. W pewnej chwili cichym głosem powiedział mi, że czas zadzwonić do Adama i sprowadzić go z Londynu do domu. Czułem, jak łzy płyną mi po policzkach. Zdobyłem się tylko, by ścisnąć mu dłoń na znak, że rozumiem. - W porządku, tato - powiedział. Siedzieliśmy tak w milczeniu dłuższy czas. Nic więcej nie było do powiedzenia. Wspaniały Damon pogodził się z kresem swojego życia. Adam przyleciał z Londynu, a Celeste wyjechała po niego na lotnisko. Oboje pojechali prosto do Damona. Adam trzymał go w ramionach, jak dziecko i obaj bracia płakali. Następnego dnia Damon wrócił do domu. W sobotę cierpiał tak straszne bóle, że morfina w płynie nie mogła ich uśmierzyć. Zaczęliśmy telefonować do jego przyjaciół i kolegów ze szkoły, wszystkich tych, którzy byli mu bliscy. Wreszcie, w niedzielę po południu, przyszedł Toby, żeby się pożegnać. Ten sam Toby, który przedstawił Damona Celeste, który odegrał tak ważną rolę w życiu Damona i którego tak bardzo kochał. Teraz cicho powiedzieli sobie "żegnaj". W dniu prima aprilis 1991 roku obudziłem się bardzo wcześnie i poszedłem pobiegać plażą wzdłuż brzegu. Przed wschodem słońca na niebie pojawiła się poświata. Być może pył wulkaniczny w atmosferze lub jakiś wybryk temperatury spowodował załamanie promieni słonecznych, co dało złudne wrażenie świtu. W ostatnim dniu swego życia Damon będzie miał dwa wschody słońca i ani jednego zachodu, pomyślałem, próbując uśmiechnąć się przez łzy. To zupełnie w jego stylu, świetny start i kiepski finisz. Przyszedłem do domu, usiadłem na tarasie i płakałem. W Sydney budził się właśnie piękny dzień, nad portem jaśniała łuna słońca. Nastawiłem kawę, zatelefonowałem do naszego syna, Bretta i obudziłem Benitę. Wszyscy mieliśmy czas, by się pożegnać. Brett i Adam, stali obaj przy naszym domu i w sposób delikatny, choć trochę niezgrabny, próbowali pomóc sprawnie krzątającej się Celeste, która nadal zwracała się do Damona czystym, wesołym głosem. Tego dnia twarz Damona była blada jak płótno. Jego oczy, niegdyś piwne, stały się ciemnobrązowe, pokryte plamkami. Mówił z wielkim wysiłkiem. Podchodziliśmy do niego po kolei. Nachyliłem się nad nim i pocałowałem go, a on sięgnął po moją rękę. - Dziękuję, tato. Dziękuję za wszystko. - A potem dodał szeptem: - Bardzo cię kocham, tato. Przy jego śmierci była Celeste. Wspaniały Damon raz jeszcze schronił się w jej ramionach. Tym razem musiała pozwolić mu odejść. Mamy zdjęcie Damona z Celeste, zrobione w British Museum. Stoją w bazaltowej bramie zbudowanej przez starożytnych Asyryjczyków. Ta fotografia wciąż nam przypomina, że nic nie trwa tak długo, jakbyśmy chcieli, ani pomniki, które wznosimy, by zadowolić własną pychę, ani starannie budowane ludzkie życie. Na tym zdjęciu Damon sprawia wrażenie bardzo słabego, a przecież mimo to potrafił przeżyć chwile zachwytu. Był taki dzielny, wykorzystywał do końca resztki życia, które w nim się jeszcze tliło. Damon nie był święty, a jednak wszystkim nam uświadomił sens życia wykraczający poza nas samych. Dzięki niemu lepiej zrozumieliśmy, czym jest życie, nauczył nas, co to znaczy miłość. Pokazał, jak ważne jest "wycisnąć" to, co najistotniejsze z każdej godziny życia, która jest nam dana. Wspaniały Damon był tak pełen życia w każdym dniu swego istnienia. Wiele miesięcy potem poszedłem pobiegać z jednym z lekarzy Damona, który stał się przyjacielem rodziny. - Wiesz, Damon nie był zwyczajnym młodym człowiekiem - powiedział mi. - Miał więcej serca, więcej śmiałości, więcej charakteru i więcej odwagi niż wszyscy pacjenci, których leczyłem. Wiele się od niego nauczyłem. Moim zdaniem potrafił chwalebnie żyć do końca. koniec 🖐️[serce9

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ WITAJCIE KOCHANE DRZEWKA___JARZEBINKO I SEREBRNA AKACJO🖐️ oraz tym razem zyczliwe pomaranczki🖐️ Juz jestem na nogach,,,,popijam kawke,,,,,czytam wasze piekne posty i usmiecham sie do WAS :D Dziekuje WAM!! Przyzwyczailam sie,ze zawsze moge poczytac sobie cos do kawusi. Zadzwonilam juz do mojej Jasi.Za chwile zejdzie do mnie,,,,zostawie Ja na BIESIADZIE,a sama polece do dentysty.Na szczescie nie musze isc daleko,,,tuz,,tuz. JARZEBINKO i AKACJO__________macie racje,ze ciagnie nas do usmiechnietych ludzi. Z pewnoscia kochamy siebie____znamy swoja wartosc! Ojej ,,,a to dopiero,,,JARZEBINKO___swoja wiadomosc przeslalam na stary adres skype.Zaraz sprawdze,czy zapisala sie,,,, Dziekuje rowniez pomarnczce za wiersz! P.S Masz racje JARZEBINKO,ze odczekam,by ta nowosc__jetBook__ staniala.Z pewnoscia bedzie wiele promocji,,,, Jestem nia bardzo zainteresowana,,,i to bardzo!!! A teraz zabieram sie do lekturki,,,bo za chwile uslysze pukanie do drzwi :D Pozdrawiam WAS bardzo serdecznie!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO__________--juz skierowalam te wiadomosc ze skype Twojego meza na Twoj osobisty.Zajrzyj !!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie strasznie pochmurno,,,za chwile lunie!!Ale heca!Nagle,,, Slucham radia ,,,,informuja sluchaczy o PARADZIE 3-MAJOWEJ w sobote.Na pewno wybiore sie pomimo zapowiadanego deszczu. Beda kolejne fotki w moim albumie :D Juz uciekam,,,,pa,pa DO ZOBACZENIA!!!🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj JODELKO! Wiadomosc Twoja doleciala :D......dziekuje. A u mnie sloneczko, oby tak dalej, bo 1 maja wybieramy sie na tygodniowy urlopik z naszym malym domkiem( przyczepa campingowa) . Jedziemy cala paczka i napewno bedzie wesolo :D Pozdrawiam i zapraszam Twoja przyjaciolke Jasie na nasza Biesiade!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KOCHANE DRZEWKA🖐️ Wrocilam do domku dziwnie szczesliwa,ze zab zaleczony.Mam wrazenie,ze jakis dlugi sie zrobil,,,hihihi Tutaj leczenie___to sama przyjemnosc.Przy tym bardzo serdeczna dentystka. W portfelu jakby troszeczke opustoszalo,ale ilez komfortu psychicznego,ze nie mam juz problemu. Moja Jasia jest pod wrazeniem.Bidulka wzruszyla sie do lez nad niektorymi opowiesciami.Zdecydowanie lubi opowiadania anizeli poezje.Mam nadzieje,ze rozkocham Ja w wierszach. Czy da sie namowic na pisanie z nami? Watpie! Ona jest na bakier z komputerem.Moze kiedys ulegnie??? Mam cicha nadzieje,ze tak. JARZEBINKO__________piekny wypad!Wspaniala sprawa z przyczepa! Oby tylko pogoda WAM dopisala. Ciesze sie,ze wiadomosc dotarla.:D Do zobaczenia🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myszka,,,, W czasie lodowatej, zimowej nocy lama buddyjski znalazł na progu swych drzwi zziębniętą, prawie nieżywą z zimna myszkę. Podniósł myszkę, ogrzał, pożywił, a potem poprosił, by została i dotrzymywała mu towarzystwa. Od tego momentu życie myszki stało się przyjemne. Mimo tego jednak, zwierzątko nie wyglądało na szczęśliwe. Lama martwił się. - \"Co ci jest mały przyjacielu?\" -pytał. - \"Jesteś bardzo dobry dla mnie i wszystko w twoim domu jest dla mnie dobre, za wyjątkiem tego kota...\". Lama uśmiechnął się. Nie pomyślał o kocie, zwierzęciu zbyt rozsądnym i zbyt dobrze odżywianym, by chciało mu się polować na myszy. Potem powiedział: - \"Ten piękny kocur nie chce ci zrobić nic złego, mój przyjacielu! Nigdy nie wyrządziłby ci krzywdy! Nie musisz się go obawiać, zapewniam cię\". - \"Wierzę ci, ale to jest silniejsze ode mnie\" - popłakiwała myszka. - \"Tak bardzo boję się kota! Twoja moc jest wielka. Zamień mnie w kota. Nie będę się już bała tej okropnej besti\". Lama spokojnie pokiwał głową. Nie sądził, by był to dobry pomysł. Myszka jednak błagała go i w końcu zdecydował: - \"Niech się stanie tak, jak sobie życzysz, mały przyjacielu!\". cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I nagle myszka zmieniła się w wielkiego kota. Minęła noc, narodził się dzień i piękny kot wyszedł z pokoju lamy. Jednak gdy zobaczył tylko domowego kota, pobiegł ukryć się do pokoju lamy i wśliznął się pod łóżko. - "Co się dzieje, mały przyjacielu?" - spytał lama zdumiony. - "Chyba nie boisz się kota?". - Kot-myszka zawstydziła się bardzo. I błagała: - "Zamień mnie proszę w psa, wielkiego psa o ostrych kłach, który głośno szczeka...". - "Jeśli tego chcesz, zadowolę cię. Niech się tak stanie!". Gdy dzień dobiegł końca i zapalono lampy oliwne, wielki czarny pies wyszedł z pokoju lamy. Doszedł do progu domu i spotkał kota domowego, który wychodził z kuchni. Kot prawie że zemdlał na widok psa. Pies zaś zląkł się jeszcze bardziej. Skomląc rozpaczliwie pobiegł schronić się do pokoju lamy. Mędrzec spojrzał na biednego, drżącego psa i powiedział: - "Co się dzieje? Spotkałeś innego psa?". Pies-myszka zawstydził się okropnie i poprosił: - "Zmień mnie w tygrysa, proszę cię, w wielkiego tygrysa!". cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lama zadowolił go i następnego dnia ogromny tygrys o dzikich oczach wyszedł z pokoju lamy. Tygrys chodził po całym domu, strasząc wszystkich, potem wyszedł do ogrodu. Tam spotkał kota, wychodzącego z kuchni. Gdy ten zobaczył tygrysa, skoczył wystraszony i wdrapał się na drzewo, i zamknąwszy oczy mówił: - "Jestem nieżywym kotem!". Tygrys zobaczywszy kota, zawył okropnie i uciekł jeszcze szybciej niż kot do domu, by schronić się w kącie pokoju lamy. - "Co za straszliwe zwierzę zobaczyłeś?" - spytał lama. - "Ja... boję się... kota!" - Wyszeptał tygrys, trzęsąc się jeszcze. Lama wybuchnął śmiechem. - "Teraz rozumiesz mały przyjacielu, że powierzchowność jest niczym. Na zewnątrz masz wygląd strasznego tygrysa, ale boisz się kota, gdyż twoje serce pozostało sercem myszki". ________________________________________________________ Wszelkie zmiany trzeba zawsze zaczynać od przemiany serca.!!!! _❤️_________________________________________________________ Bruno Ferrero

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie biesiadniczki! \"Biesiada miłosna\" Kazimiera Zawistowska Z czerwonych malw krojone usta wciąż niesyte Krzyczą prośbą o rozkosz. Już spadło warg piekło, Słodkie usta kochanka i swą żądzą wściekłą, Sycą słodką tęsknotę...jak winem upite... W jakiejś tajnej umowie - pragnienie powlekło Związane usta dwojga, beznamiętnie wpite, Siebie tylko pragnące...mdlejące zachwytem, Zanim echo - rozstania słowa nie wyrzekło. Omdlałe śpią w rozkoszy rubinowe usta... Odarte z swej tęsknoty sprężyste ramiona, O rozkoszy najmędrsza, bądź błogosławiona! Pijany szał bachancki - przepiękna rozpusta! I pragnienie co kładzie na płomienne szale Pocałunki, jak ciężkie czerwone korale... Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Zatrzymaj mnie" Jonasz Kofta Dla siebie samej bezwiedna Dla samej siebie niejedna Jak łopocąca firanka W żałobną pustkę poranka Poruszam sobą powietrze Odchodzę chora na przestrzeń Niepewna niczego, nikogo Nie mogę pozostać z tobą Za chwilę przekroczę bramę Wspomnienie po sobie samej Zatrzymaj mnie Jeszcze pora Jeszcze jest dzisiaj - nie wczoraj Zatrzymaj mnie Jeszcze pora Przeczuj, że cały mój chłód grą Jest jeszcze dzisiaj - nie wczoraj I może będzie jutro Dla siebie samej bezwiedna Dla samej siebie niejedna Chcę się zatrzymać przez moment W drodze przez piaski ruchome Pozwól przy sobie odpocząć Odciągnij od okien oczu Zasłoń mi słońce - niech zgaśnie Mnie w twoim cieniu najjaśniej Inaczej na zawsze zostanę Wspomnieniem po sobie samej Zatrzymaj mnie Jeszcze pora Jeszcze jest dzisiaj - nie wczoraj Zatrzymaj mnie Jeszcze pora Przeczuj, że cały mój chłód Jest jeszcze dzisiaj - nie wczoraj I może będzie jutro.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzien dobry🖐️ BIESIADO👄 GRAAAABKUUU!👄 czy Ty mnie slyszysz????? 🖐️ SREBRNA AKACJO!👄 dziekuje za piekne wiersze🌻 JODELKO!👄 dziekuje za opowiadanko o Myszce :D Wczoraj bylismy w kinie na filmie KATYN, u nas jest tydzien filmow polskich. http://www.postmortem.netino.pl/ Posluchajcie..... 🖐️👄❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Opowiadanie: Braterska miłość ........ Piotr i Paweł przez wiele lat uchodzili w gronie znajomych za wzór. To ich z reguły podawano jako przykład braterskiej przyjaźni i doskonałych stosunków rodzinnych. Idylla jednak się skończyła – powodem była… kobieta. Obecnie można tylko mówić o wzajemnej nienawiści i chęci „dokopania” jeden drugiemu, choć kobiety już nie ma w ich życiu...... Ich dwóch Między Piotrem i Pawłem jest prawie półtora roku różnicy wieku, ale rodzice tak to umiejętnie zorganizowali, że chłopcy równocześnie poszli do szkoły i ramię w ramię, w tych samych klasach przechodzili przez wszystkie szczeble edukacji. Edukacyjnie rozstali się dopiero podczas studiów, bo Piotr wybrał budownictwo, zaś Paweł mechanikę. Ale nadal wspólnie mieszkali, nadal wszystkim się dzielili, mieli podobne zainteresowania, uprawiali te same sporty… W końcówce studiów zmarli rodzice. Najpierw odeszła matka, która już od dłuższego czasu bezskutecznie walczyła z rakiem, a kilka miesięcy później nie wytrzymało serce ojca. Pozbawieni rodziców, z którymi byli bardzo związani, chłopcy jeszcze bardziej zbliżyli się do siebie, zaczęli snuć plany uruchomienia własnej firmy, w której mogliby wykorzystać zdobyte umiejętności i wiedzę. Firma nie powstała – co w świetle późniejszych wydarzeń można nazwać szczęśliwym zrządzeniem losu – bo Paweł dostał propozycję rocznego stypendium w Anglii, z której – oczywiście po naradzie z bratem – postanowił skorzystać. Paweł wyjechał do Anglii tuż po obronie pracy magisterskiej, a Piotr znalazł zatrudnienie w dużej firmie projektowo – budowlanej. Bracia utrzymywali ze sobą ścisły kontakt: Piotrek jeździł do Pawła, który dostał pozwolenie na pracę i przedłużył pobyt w Anglii, Paweł pojawiał się w Polsce i gościł w wynajętym mieszkaniu brata. Po ponad dwóch latach praca w Anglii się skończyła i Paweł postanowił wracać do Polski. Angielskie doświadczenia i dyplom jednej z renomowanych uczelni spowodowały, że mógł przebierać w propozycjach zatrudnienia, ale zdecydował się zatrudnić w firmie, w której pracował Piotr, choć w innym dziale niż brat i od razu na kierowniczym stanowisku. Bracia postanowili też ustabilizować swoje życie. Sprzedali niewielki domek po rodzicach, który dotychczas był wynajmowany i – dokładając Pawła oszczędności – kupili dwa duże, sąsiadujące ze sobą mieszkania w tzw. szeregowcu. Ponieważ Piotr mniej pieniędzy od brata, ustalili, że wkład Pawła w mieszkanie Piotra będzie traktowany jako pożyczka, którą ten kiedyś zwróci. Dołożył mu również sporo pieniędzy do kupna samochodu. Kiedy już zamieszkali koło siebie i zagospodarowali swoje mieszkania w ich życiu pojawiła się Anna. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ta trzecia Żeby być w zgodzie z faktami, to trzeba stwierdzić, że tak naprawdę to pojawiła się w życiu Pawła. Anna przyszła do firmy, w której pracowali bracia, aby odbyć praktykę stażową, skierowano ją do dziełu kierowanego przez Pawła i on właśnie miał się zaopiekować stażystką. - Zaopiekował się, i to dobrze – śmieje się jeden z pracowników działu Pawła, który zza biurka obserwował rozwijający się romans. – Dziewczyna była naprawdę ładna, a że dział był w większości męski, więc wszyscy się nią natychmiast zainteresowali. A Paweł najbardziej. Po kilka razy dziennie przylatywał do naszego pokoju z najróżniejszymi sprawami, po ty tylko, by sobie na Ankę popatrzeć. Był jednak zbyt nieśmiały i na dobrą sprawę, to inicjatywa wyszła od dziewczyny, która prawie wymusiła na nim zaproszenie na wspólny obiad. Tak się to zaczęło. Dość szybko stało się jasne, że Anna i Paweł są parą, często widywano ich razem poza biurem, a po niespełna pół roku dziewczyna wprowadziła się do Pawła. Piotr w tym czasie zawalony był robotą, nadzorował kontrakt, który firma realizowała w innym mieście i tam spędzał najwięcej czasu, w domu będąc praktycznie gościem. O romansie brata oczywiście wiedział, Ankę poznał, wybór zaakceptował, ale nie przywiązywał do tej znajomości większej wagi – ot kolejna dziewczyna brata, może na trochę dłużej niż wcześniejsze. Co prawda Paweł opowiadał, jaki jest zakochany, coś przebąkiwał o małżeństwie, ale Piotr nie brał tego zbyt poważnie, tak jak nie brał poważnie dotychczasowych kobiet w życiu swoim i brata. I pewnie wszystko potoczyłoby się naturalnymi torami z obowiązkowym z happy indem, gdyby Paweł nie zainicjował kontaktów a później współpracy między swoją byłą firmą w Anglii, a obecną, w której pracował. Okazało się, że obydwa przedsiębiorstwa mogą robić wspólne interesy w Polsce, korzystając z funduszy europejskich, ale w związku z tym Paweł musi jechać na trochę do Anglii. - Nie bardzo było mu to w smak, nie chciał jechać uwagi na Ankę – opowiada jeden ze znajomych braci. – Dziewczyna tłumaczyła mu jednak, że to szansa, z której zrezygnować nie można. Pawełek znalazł sposób: oświadczył się Ance, ustalili datę ślubu za rok, polecił dziewczynę opiece brata – sąsiada i pojechał. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ich dwoje Piotr poważnie potraktował prośbę brata o opiekę, a że akurat skończył kontrakt w innym mieście i nikogo w jego życiu aktualnie nie było, więc poświęcał dziewczynie bardzo dużo czasu. - Wszędzie chodzili razem: kino, imprezy u znajomych, koncerty… Sprawiali wrażenie bardzo zaprzyjaźnionych. Tak bardzo, że moja żona stwierdziła kiedyś, iż to zaczyna wyglądać na jakiś romans. I wykrakała… - relacjonuje znajomy Piotra. W międzyczasie Paweł pojawiał się w Polsce kilkakrotnie, ale sprawy służbowe zabierały mu sporo czasu, więc na dłuższe kontakty z Anna nie mógł sobie pozwolić. Za to codziennie telefonował, słał e- maile… Podczas kolejnej rozmowy telefonicznej usłyszał: „Ni chcę cię okłamywać, zakochałam się w twoim bracie, przeprowadzam się do niego. Z nami koniec” Nazajutrz Paweł pojawił się w Polsce. Swoje mieszkanie zastał puste, ale u Piotra faktycznie była Anna. Rozmowa z dziewczyną nic nie dała, choć prosił, błagał, przekonywał… Postanowił, że poczeka na brata i we trójkę rozstrzygną ten dylemat. Rozmowy trójstronne nic jednak nie wniosły. Piotr przeprosił brata, stwierdził, że „tak wyszło”, ale że miłość nie wybiera. Podkreślał, że kocha Anną, a ona jego, że dziewczyna dokonała wyboru, i że brat powinien ten wybór uszanować, że to koniec, że z pewnością sobie kogoś znajdzie. Według późniejszej relacji Anny do znajomych, Paweł miał wtedy powiedzieć: „To z nami też koniec i będziesz tego żałował do końca życia” cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Brat brata... - Po tym wszystkim Paweł bardzo się zmienił – opowiada znajomy braci. – Stał się zamknięty w sobie, stronił od ludzi, niegdzie nie bywał, poświęcał się tylko pracy. Całkiem inny człowiek. Wyglądało to tak, jakby przestał komukolwiek ufać, jakby ta historia z Piotrem i Anką całkowicie go odmieniła. Po powrocie z Anglii Paweł zażądał od Piotra zwrotu pożyczki na kupno mieszkania dając mu miesięczny termin. Ni nic nie zdały się prośby i tłumaczenia Piotra, że przecież nie ma tych pieniędzy, że brat musi poczekać. Po miesiącu sprawa znalazła się z sądzie, Paweł udokumentował, że jego brat wpłacił tylko jedną ratę na mieszkanie w szeregowcu, a pozostałe trzy pochodziły z jego pieniędzy w związku z tym 3/4 mieszkania należy do niego. Sąd przychylił się do tego wniosku, mieszkanie zostało sprzedane, a Piotrowi zostało na kupno małego mieszkanka w bloku, do którego przeprowadził się z Anką. Pozbyć się musiał również drogiego samochodu i zwrócić cześć, którą na zakup wyłożył brat. Niedługo później spadł na niego kolejny kłopot: firma rozwiązała z nim umowę o pracę, tłumacząc to częściową zmianą profilu działalności. - Najpierw była to tylko plotka, ale potem okazało się jasne, iż Piotra wylali na żądanie Pawła. On był zbyt cenny, aby mu się można było sprzeciwić – opowiadają znajomi. – Anka miała wcześniej obiecane zatrudnienie i samodzielne stanowisko po odbyciu stażu, ale nic z tego nie wyszło i znalazła się bez pracy. Na dodatek doszły jeszcze problemy z rozliczeniem budowy, jakieś poważne braki finansowe. Wszyscy się domyślają, że to też robota Pawła, ale nikt nic nie powie, bo i po co się mieszać do rodzinnych sporów. Bracie nie utrzymują ze sobą jakichkolwiek kontaktów. Wspólnie znajomi myśleli, że coś się zmieni, gdy od Piotra odeszła Anka, ale Paweł nadal nie reaguje na sugestie odnowienia braterskich więzi. - On tę historię z Anką uznał za zdradę wszystkiego, co ich z Piotrem łączyło – mówi znajoma Pawła. – Odnoszę wrażenie, że jego zdaniem Piotr nie miał prawa się w Ance zakochać, a jeżeli już, to powinien zdusić to sobie w imię ich braterskiej miłości. Paweł jest przekonany, że on tak by postąpił. Może coś się zmieni, gdy Paweł pozna nową kobietę swojego życia. ❤️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Miłość zmienia ludzi… Od niedawna Piotr próbuje założyć własną firmę, ma wspólnika z kapitałem, ale nie może uzyskać kredytu, mimo iż stukał już do kilku banków. Znajomi twierdzą, że znowu działa „pomocna” dłoń Ireneusz Kutrzuba. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochane drzewka zycze milej lekturki ....do zobaczenia wieczorkiem.🖐️ pozdrawiam Was bardzo serdecznie! 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
❤️❤️❤️ W cichości kulę ramiona Całuję wiosenne powietrze Błądzę myślami w przestrzeni niemocy W tęsknoty czułej wietrze I w uszach nagle szumi Ocean po którym zmierzasz A pod powiekami czuję Jak słona fala uderza W sercu czuję słońce A w głowie się kotłują Mysli o Tobie gorące Co Twoją obecność czują Zastygłam w bezruchu By nie społoszyć marzeń By nigdy już nie zapomnieć Naszych wspólnych wydarzeń. 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
CZEKANIE Wyławiam z ciszy każdy ton.. .. szelest myszy.. ..To .. on ? Ciało się nie godzi.. oczekuje snu.. - a sen nie przychodzi .. znów.. W sekundy ułamku zamarły płuca.. - szczęk w zamku klucza. To drzwi sąsiada, niestety.. .. na poduszkę opadam.. TO NIE TY ! Niepokój narasta.. .. pościel zmięta.. przestrzeń ciasna.. .. drętwa.. .. a .. zegar.. wciąż tyka.. .. z dala krzyk człowieka.. .. szum silnika.. JA CZEKAM .. :D :D :D Anna Wojdecka .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×