Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA__________JARZEBINKO i AKACJO---WITAJCIE 🖐️🖐️ Dopiero weszlam na BIESIADE!!!!Brrrrrr,,, Nie mowilam WAM,,, Czy wy wiecie,ze Chicago zadrzalo? Mowie powaznie,, Skad u nas w Chicago takie kataklizmy? Dobre pytanie. Wyobrazcie sobie,ze Sejsograf odnotowal maksimum 5.2 stopnia w skali Richtera. Zaczelo sie o 4:36 rano.Epicentrum znajdowalo sie ok.230 mil na poludnie od Chicago.Rzekomo bylo to przesuniecie sie dwoch poteznych,podziemnych plyt skalnych. W wielu miastach i miejscowosciach pekaly szyby w oknach,sciany.Gdzieniegdzie polecialy kominy. Ulice i chodniki uslane byly ceglami,,, W ciagu trzech dni odnotowano 13 mniejszych trzesien ziemi w naszym rejonie. Wladze naszego miasta wydaly w tej sprawie publiczne ostrzezenie i instrukcje,zalecajac ostroznosc oraz przygotowujac nas na kolejne mozliwe wstrzasy.Ufffff,,, Ponoc wczesniej czy pozniej musi nastapic wieksze uderzenie. Nie byl to jednak koniec dramatycznych wydarzen. W weekend najezony trzesieniami ziemi,odnotowano wyjatkowa fale przestepczosci.Przez 3 dni postrzelono 37 osob,z ktorych zginelo 8 osob. Jak mowia starzy mieszkancy Chicago____tak groznej agresji nie notowano jeszcze w historii tego miasta. Niektorzy twierdza,ze trzesienia ziemi powoduja zaburzenia elektromagnetyczne ziemi,przenoszone na zywe organizmy,,,,miedzy innymi w postaci napadow agresji i niewytlumaczonego rozdraznienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie ma co wpadac w desperacje.Lepiej wziac przyklad z pewnego dziadka:D "Nie ma sie czym podniecac____mowi dziadek.___Ziemia drzala u nas juz wczesniej i nadal bedzie drzec". Po wygloszeniu tej swojej madrosci,przez caly weekend siedzial w pozbawionym szyb oknie swego domu i spokojnie machal przejezdzajacym samochodom,ostroznie omijajacym lezace na jezdni pozostalosci trzesienia ziemi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Polak spod Chicago zglosil swemu ubezpieczycielowi domu,ze wskutek wstrzasow,,,spadl z lozka,mocno sie potlukl i oczekuje finansowej rekompensaty.:D Nie ma tego zlego,,,,:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO kochana ___________dziekuje za piekna lekturke i wiersze!❤️ Akacjo____________-Dziekuje za wiersze❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powiedz mi JARZEBINKO,jakie masz wrazenia po tym filmie? Ja mialam niedosyt.Odnioslam wrazenie,ze bylo to jedynie zasygnalizowanie tego strasznego mordu na Polakach. Mam ten film w swoim komputerze.Jak bedziesz chciala,to Ci go przesle.👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nasza piękna rodaczka z Chicago Adrianna Kroplewska ______znalazła się w ekskluzywnym gronie modelek prezentowanych w znanym magazynie “Playboy”

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wywiad z Adrianna,, - Czy modelowanie rozpoczęłaś jeszcze w Polsce, czy już w Stanach? - W Polsce nie przyszło mi nawet do głowy, że kiedykolwiek ktoś, tak jak teraz ty, będzie przeprowadzał ze mną wywiad. Miałam cel, wiedziałam, że chcę być kimś, coś osiągnąć, wiedziałam też, że aby to zrealizować, muszę się wyrwać z mojej miejscowości. Zawsze marzyłam o Stanach i jako młoda dziewczyna sama ruszyłam w świat. Moi rodzice wiedzieli, że ja muszę wyjechać, dlatego dali mi przyzwolenie, chociaż w głębi duszy płakali, że ich córka nie będzie dorastała obok. Nie było wyjścia, uparłam się i postawiłam na swoim: “Mamo, tato ruszam w świat…” - Jak długo przebywasz w USA i skąd pochodzisz? Jakie były powody wyjazdu z Polski? - W USA jestem już od 10 lat, pochodzę z województwa pomorskiego, z pięknej miejscowości letniskowej Rytel w Borach Tucholskich. Zawsze byłam otoczona naturą, z którą do dziś uwielbiam obcować. Teraz nie wyobrażam sobie wrócić do Rytla na stale, owszem tam jest cała moja rodzina, wszystkie cudowne wspomnienia z dzieciństwa… Ale teraz Chicago jest moim domem, założyłam tu rodzinę i uwielbiam to szybkie życie w mieście. A dlaczego wyjechałam? Bo marzyłam o Stanach, to jest niewyobrażalne, jak silna była we mnie więź z tym krajem. Poczułam, że to jest moje miejsce na ziemi i polecę tam bez względu na wszystko i wszystkich. I tak się stało. - W ciągu ostatnich kilku lat przeszłaś ogromną drogę, z lokalnej prasy do „Playboya”. Kariera doprawdy oszałamiająca. Jak to jest być gwiazdą? - Ja się nie czuję gwiazdą i chyba nigdy tak się nie poczuję. Przede wszystkim jestem sobą, staram się być tą samą Adrianną, co zawsze. Świat modelki to głównie borykanie się z tym, że ludzie z góry traktują nas jak “lalki”, na co dzień spotykamy się z krytyką i ocenianiem tego jak wyglądamy na zewnątrz, nie wolno dać się zwariować, trzeba zachować trzeźwość umysłu i w trakcie sesji nie tylko umiejętnie eksponować swoje piękno zewnętrzne, ale i swe wnętrze. Wtedy wychodzą najpiękniejsze zdjęcia. - Czy zdarza się, że jesteś rozpoznawana na ulicy czy w restauracji? - Czasami, ale najczęściej jest to kontakt przez internet. Wiele osób prosi mnie o autograf czy zdjęcie, przesyłają mi wtedy koperty zwrotne, czasami już z moim zdjęciem w środku i proszą o podpis. Dla mnie to jest dobra zabawa, więc jeżeli mogę komuś sprawić przyjemność, to nikomu nie odmówię. - Zdjęcia w „Playboyu” to niewątpliwie marzenie każdej modelki. Co trzeba robić, żeby znaleźć się w tym renomowanym magazynie? - Możesz przesłać do “Playboya” swoje zdjęcia i czekać na odpowiedź, możesz też się wybrać na “Playboy’s casting call”. Nie wolno czekać, aż cię sami znajdą… Jak człowiek nie wyciągnie ręki, to nic samo nie przyjdzie. Najważniejsze jest to, aby nigdy nie tracić nadziei w swoje możliwości. Nie wolno dać sobą pomiatać, trzeba do końca być silnym i walczyć o swoje marzenia! - Czy poznałaś się z legendarnym założycielem magazynu, Hughem Hefnerem? Jakim jest człowiekiem? - Byłam u niego w rezydencji, widziałam go, ale jeszcze nie miałam okazji go poznać osobiście i zamienić z nim kilku słów. Może kiedyś... - Po Stanach krążą legendy o szalonych imprezach, organizowanych w posiadłości Hefa. Czy brałaś udział w takiej party? - Tak, często na specjalne zaproszenie lecę do Kalifornii na takie party. To są naprawdę niesamowite przyjęcia, pełne znanych osobistości. Wspaniała sprawa, kiedy jest się w towarzystwie takich osób, jak Pamela Anderson czy Ian Ziering, z którym zresztą do tej pory utrzymuję kontakt telefoniczny. - “Playboy” to nie jedyne wydawnictwo, w którym znalazły się Twe zdjęcia. Gdzie jeszcze można zobaczyć Adriannę Kroplewską? - Pojawiłam się w czasopismach takich, jak Maxim, Soak, Fhm. Byłam AC/DC Billboard Girl dla rozgłośni radiowej 94.7 The Rock. Byłam w reklamie piwa Budweiser, w filmie “Break-up” z Vince Vaughnem i Jennifer Aniston. Moje zdjęcia bardzo często pojawiają się na różnych stronach internetowych. - Czym zajmujesz się w życiu codziennym? Czy praca modelki pochłania cały Twój czas? - Wszystko zależy od tego, czy mam jakąś sesję zdjęciową w danym dniu. Jeżeli nie, to na co dzień zajmuję się dwójką moich wspaniałych dzieci. Są dla mnie priorytetem i na nich się skupiam, jeśli zostaje dla mnie chwila wolnego czasu, to od razu wybieram się na jakiś dobry film do kina lub do spa. Jak mam sesję, to dzieci zostawiam pod opieką opiekunki. Muszę się wtedy zrelaksować i szybko przestawić z “trybu mamuśka” na “tryb modelka”. - Jaka jest tajemnica idealnej figury Adrianny Kroplewskiej? Dieta, a może ćwiczenia fizyczne? - Nie ma tajemnicy… Po prostu odpowiednie nastawienie do siebie. Ja jem wszystko, ale w małych ilościach. Uwielbiam jedzenie w restauracjach i te wszystkie bomby kaloryczne. Myślę, że sekretem jest to, iż wystarczają mi trzy kęsy takich dobroci i koniec, już jestem usatysfakcjonowana. Poza tym trzy razy w tygodniu ruszam na siłownię, ale nie mam jakiejś obsesji. Nie wolno dać się zwariować. - Czy przygotowujesz się w jakiś specjalny sposób do sesji zdjęciowych? - Przede wszystkim relaks, dobry sen i pozytywne nastawienie. - Jakie jest stanowisko męża? Może wolałby, abyś zajęła się pracą przynoszącą mniej rozgłosu? - Mąż mnie wspiera i mi kibicuje. Sam jest przyzwyczajony do szumu wokół własnej osoby. Kilka lat temu założył wraz z najlepszym przyjacielem zespół rockowy, potem dołączyły do nich dwie osoby i tak powstał Disturbed. Steven, znany jako “Fuzz” grał na gitarze basowej. Ciężko pracowali na swój sukces, ale w końcu go odnieśli. Koncertowali w niemal każdym zakątku świata, często mnie również zabierał na koncerty. - Kariera modelki jednak kiedyś się kończy. Co zamierzasz robić za kilka lat? - Zdaję sobie sprawę, że nic nie trwa wiecznie. Dlatego też skończyłam tu w Stanach Esthetics College i z tym wiążę moją przyszłość. Chcę otworzyć Med Spa i będę oferować różne zabiegi typu chemical peels, laser itp. Pragnę, aby każda kobieta odkryła w sobie piękno i zrozumiała, że pewne defekty można poprawić, niekoniecznie za pomocą skalpela. Medycyna estetyczna cały czas idzie do przodu. - Wielu Polaków wraca obecnie do ojczyzny. Czy czasami myślisz o powrocie w bliższej lub dalszej przyszłości, czy też Ameryka stała się Twym drugim domem? - Kocham swoją ojczyznę, sercem i duszą zawsze będę w Polsce, ale jak już wcześniej mówiłam, Stany były moją pasją i zawsze będą, nie chciałabym już mieszkać w innym kraju. To jest mój drugi dom, mam tu rodzinę ze strony męża i znajomych, którzy są mi bardzo bliscy. Do Polski owszem - ale w odwiedziny… Rozmawiał Piotr Micuła

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dla sympatycznej Biesiady.....
Oshiro Elena Credo przyjazni Wierzę w ciebie, przyjacielu. Wierzę w twój uśmiech - otwarte okno twojego istnienia. Wierzę w twoje spojrzenie - odbicie twojej uczciwości. Wierzę w twoje łzy - znak obecności w smutkach i radościach. Wierzę w twoją dłoń - zawsze wyciągniętą, by dawać i otrzymywać. Wierzę w twój uścisk - szczere przyjęcie twojego serca. Wierzę w twoje słowo - wyraz tego co kochasz i czego oczekujesz. Wierzę w ciebie przyjacielu, tak po prostu w wymowę ciszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie biesiadniczki! Pod baldachimem drzew... Stanislaw-Korab Brzozowski Pod baldachimem drzew, w blasków słonecznych sieci, Na barwnym, miękkim kobiercu Traw, ziół i kwieci: Sen, cisza, ukojenie -(Czy w naszym sercu?) Wiatru nadpłynął wiew, Szemrzą zbudzone liście, Deszcz pyłów złocistych prószy, Drżą kwiatów kiście: Ruch, życie, upojnie -(Czy w naszej duszy?) Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Ja z podróży" Agnieszka Osiecka Ja z podróży. Ja z podróży. Ja z podróży. Ja z podróży. Walizki moje pełne snów, dziś puste są. Kto powróży, kto powróży, kto powie, gdzie mój będzie dom, będzie dom. A tyle jeszcze mam nadziei, tęsknoty tyle w sercu mam. Co począć z tym, kto wie? Ach, ile w mieście snów? Ach, ile w księgach słów? Tyle jeszcze w sercu noszę. Ja z podróży. Ja z podróży. Zgubiłam drogę, nie wiem gdzie zrobiłam błąd. Kto powróży, kto powróży, kto zgadnie przyszłość z pustych rąk? A taka we mnie jeszcze siła, że dźwignę skałę z białych gór. Co począć z tym, kto wie? Ach, ile w miecie snów? Ach, ile w księgach słów? Tyle jeszcze w sercu noszę. Tyle dobrej siły, i tęsknoty, i nadziei, i tęsknoty,w sercu noszę, i tęsknoty w sercu noszę, i pożaru w sercu noszę, i pożaru. Ja z podróży. Ja z podróży. Ja z podróży. Wypiłam dzbanek aż do dna. Kto powróży, kto powróży, kto powie ile potrwa świat i ja. A tyle jeszcze mam dla świata, pożarów tyle w sercu mam. Co począć z tym, kto wie? Ach, ile w mieście snów? Ach, ile w księgach słów? Tyle jeszcze w sercu noszę. Ja z podróży. Ja z podróży. Ja z podróży. Ja z podróży.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dobrze że jesteś...
🌻🌻🌻🌻🌻🌻🌻🌻kwiat]] Mój kochany przyjacielu... Nie wiem jak mam Ci podziękować za to co robisz Więc po prostu mówię jak bardzo Cię kocham i jak bardzo Cię potrzebuję... Jak zmęczony człowiek mięciutkiej poduszki Jak spragniony człowiek wody na pustyni Jak zmarznięty, cieplutkiej kołderki... Jak dziecko MIŁOSCI... Jak trawa kropel rosy... Jak człowiek tlenu aby oddychać Jak stokrotka słońca aby się rozwijać... Tak bardzo Cię mój przyjacielu potrzebuję i dziękuję za wszystko... Dobrze, że jesteś.... Anonim ps. Dobrze, że jesteście! Przyłoczę się do Was! Niedługo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ Witaj SREBRNA AKACJO i sympatyczne pomaranczki🖐️ Dziekuje za piekne wiersze❤️ Nie moge doczekac sie,kiedy zalozycie czarne sukienki____zapraszamy!!! JARZEBINKO____________pewnie jestes w swoim pieknym ogrodku🖐️ Nieczęsto zdarza się, żeby jakiś zwykły Polak trafił na pierwszą stronę tak prestiżowego dziennika amerykańskiego jak „The Wall Street Journal”. Szkoda jednak, że historia chicagowskiego rodaka, opublikowana przez wspomniane pismo w minionym tygodniu, jest tak smutna. Warto ją przytoczyc, ponieważ jest również bardzo pouczająca. Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Obywatel Polski, Andrzej „Peter” Dereziński przybył do USA 18 lat temu i wkrótce potem żył „amerykańskim marzeniem” - pisze Miriam Jordan w jednym z wiodących artykułów „The Wall Street Journal” w wydaniu z 10 kwietnia br. 41-letni ojciec trójki dzieci jest posiadaczdem dwóch domów i kwitnącego biznesu w dziedzinie ogrzewania i ochładzania - czytamy w relacji pt. „Visa Violators Swept Up In Widening Dragnet”, z podtytułem o nasilających się dzięki pomocy policji deportacjach Polaków i Irlandczyków (gdzie, co wypada zaznaczyć dla formalności, imię naszego rodaka występuje w przekręconej wersji „Andrezj”). W czwartek wieczorem pan Dereziński ma być deportowany - donosi w korespondencji z Chicago autorka tekstu. A jak wynika z dalszej części jej relacji, nieszczęśliwy dla pana Derezińskiego ciąg wydarzeń rozpoczął się, jakże ferelanego, 13 lipca 2006 roku, gdy jakiś lokalny policjant zatrzymał go za rozmowę przez telefon komórkowy w trakcie jazdy samochodem, czym naruszał miejscowy zakaz. Funkcjonariusz wklepał nazwisko Polaka do bazy danych i dowiedział się, że pan Dereziński przebywa w USA bezprawnie. Przekroczył termin ważności wizy turystycznej, na podstawie której dotarł do USA, a potem zignorował nakaz deportacji w połowie lat dziewięćdziesiątych - pisze red. Jordan. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pan Dereziński przybył do USA na podstawie wizy turystycznej w 1990 roku jako 23-latek - pisze red. Jordan. Ostatecznie zaczął pracować jako kierowca ciężarówki, a praca ta, jak powiedział w wywiadzie dla „TWSJ”, skierowała go do 48 stanów. W październiku 1991 roku jego polska żona, Joanna, urodziła ich pierwszego syna. Gdy Peter Junior przyszedł na świat oboje mieli już przekroczony termin ważności swych wiz turystycznych, lecz pozostali w USA, „żeby dać naszemu synowi lepsze życie” - jak poowiada pan Dereziński. Jak wynika z treści artykułu, jego autorka indagowała władze imigracyjne o sytuację wizową żony pana Derezińskiego, rzecznik ICE stwierdził, że agencja ta nie dyskutuje potencjalnych przypadków. W roku 1994 pan Dereziński został aresztowany za naruszenia imigracyjne po tym jak personel na stacji ważenia ciężarówek w pobliżu meksykańskiej granicy doniósł o nim patrolowi granicznemu. Władze imigracyjne USA przejęły go w swoje ręce, gdy nie zdołał pokazać dowodu, że jest w kraju legalnie. Wypuszczono go mówiąc, iż zostanie powiadomiony o terminie stawienia się w sądzie na przesłuchaniach deportacyjnych w Chicago. Pan Dereziński powiedział wysłanniczce „TWSJ”, że nigdy nie otrzymał powiadomienia i nie stawił się w sądzie; jego kartoteka u władz imigracyjnych zawiera nieotwarty list polecony, który został odesłany urzędowi - jak ustaliła red. Jordan. Bez względu na ten fakt przeprowadzono pzresłuchanie pod jego nieobecność i sędzia nakazał jego deportację. Pan Dereziński otrzymał powiadomienie pocztą, a jego wysiłki apelacyjne w sprawie nakazu zostały odrzucone - pisze red. Jordan. Pomimo tego pan Dereziński i jego rodzina kontynuowali życie w USA. W Polsce ukończył on studia inżynieryjne i zaczął pracować jako mechanik reperujący systemy ogrzewania i ochładzania. W roku 1998 ukończył kurs biznesowy w College of Business Administration na Uniwersytecie Illinois. Doskonale sobie radził jako subkontraktor zajmujący się pracami konserwacyjnymi, instalacyjnymi i naprawczymi w domach prywatnych i budynkach komercyjnych, zwłaszcza podczas boomu budowlanego ostatnich lat. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zapracowałem sobie na szacunek swoich klientów - mówił pan Dereziński w rozmowie z korespondentką „TWSJ”, pokazując listy od budowniczych domów zaświadczających o jakości jego pracy i walorach osobistych. - Rozwinąłem biznes dzisięciokrotnie. Państwo Derezińscy kupili dom i posiadłość komercyjną w Chicago, jak również domek letniskowy w Wisconsin - wylicza autorka tekstu. Pan Dereziński płacił podatki od dochodów i nieruchomości. Inwestował na rynku akcji. W roku 2001 para miała już dwóch synów i pan Dereziński zaczął się martwić o swój status imigractyjny. W rozmowie z wysłanniczką „TWSJ” często nawiązywał do przemowy o reformie imigracyjnej wygłoszonejj przez prezydenta Busha w 2004 roku, która, jak mówił, przyniosła mu nową nadzieję. Ale wysiłki reformacyjne, które mogły zmienić status milionów nielegalnych imigrantów, ugrzęzły w Kongresie. W roku 2005 psychiatra zaczął przypisywać panu Derezińskiemu lekarstwa na nerwy - informuje red. Jordan. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rok później, po upływie więcej niż dekady wymykania się władzom, sprawdziły się obawy pana Derezińskiego. 31 lipca 2006 roku jechał arterią handlową swej okolicy, przy której gromadzą się polskie wypożyczalnie wideo, hinduskie salony piękności i inne biznesy imigracyjne - pisze autorka tekstu, nie precyzując jednak, jaka to była część chicagowskiej aglomeracji. Po przyłapaniu go na rozmowie przez telefon komórkowy w trakcie jazdy, pan Dereziński czekał w swym samochodzie na policjanta wypisującego mandat. Gdy policjant wrócił, skuł go kajdankami i zabrał na lokalny posterunek policji - czytamy. Rzecznik ICE potwierdził, że pan Dereziński został upomniany za naruszenie drogowe i sprawdzony przez funkcjonariusza, którego poinformowano, iż nazwisko pana Derezińskiego znajduje się w kartotekach deportacyjnych utrzymywanych przez tę rządową agencję. Centrum wspierania egzekwowania władzy ICE poprosiło, żeby go aresztować do przybycia agenta imigracyjnego mającego przejąć go w swoje ręce. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
25 lipca 2005 roku adowkat złożył wniosek o ponowne otwarcie dawnej sprawy pana Derezińskiego w sądzie imigracyjnym, opóźniając w ten sposób deportację. Żona pana Derezińskiego była w ósmym miesiącu ciąży, a jego prawnik poprosił ICE o wypuszczenie jego klienta na czas urodzin dziecka, popierając to argumentem o braku historii kryminalnej. ICE odmówiło, powołując się na fakt, że pan Dereziński był zbiegiem przez 12 lat i miał od dawna nakaz deportacji. Pan Dereziński nie kwalifikował się do zwolnienia na podstawie kaucji - pisze red. Jordan. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po sześciomiesięcznym pobycie w więzieniu pan Dereziński został zwolniony w styczniu 2007 roku, pod warunkiem, iż co miesiąc zgłaszać się będzie do ICE. Przedstawiciel agencji powiedział, że ICE „czasem zwalnia ludzi, którzy podjęli proces prawny, jeśli tylko nie stanowią oni zagrożenia dla społeczności”. W pażdzierniku 2007 roku sprawa pana Derezińskiego została przedstawiona w Sądzie Apelacyjnym. Główny argument: sprawa pana Derezińskiego powinna zostać ponownie otwarta, ponieważ w 1994 roku nie otrzymał on pisma wzywającego do stawienia się w sądzie na pierwszym przesłuchaniu deportacyjnym. - Chciałem mieć swój dzień w sądzie - powiedział pan Dereziński. W lutym sędzia odrzucił apelację pana Derezińskiego na podstawie argumentu, iż władze wypełniły swój obowiązek poinformowania go o przesłuchaniu. Pan Dereziński zaczął zwijać swoje sprawy, co jest, jak mówił, szczególnie trudne w sytuacji znajdującego się w depresji rynku nieruchomości. Wydał, jak oznajmił w wywiadzie dla „TWSJ”, około 35 tysięcy dolarów na walkę o pozostanie w USA. 25 marca pan Dereziński, jego najstarszy syn i jego adwokat zgłosili się o 8: 15 rano w chicagowskim biurze ICE na wyznaczoną mu comiesięczną wizytę, jego pierwszą od lutowego orzeczenia sądu. Powidziano mu, że musi opuścić kraj do 8 kwietnia, później przełożono termin do czwartku, 10 kwietnia. Pan Dereziński wysłuchał tego z uwagą. Następnie zwrócił się do swego syna: - Powinni cię uczyć o konsekwencjach wyborów, jakie podejmujesz w swoim życiu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie piekny sloneczny dzien! Wierze,ze w sobote pogoda nam dopisze na PARADZIE w Srodmiesciu . Musimy zaakcentowac swoja polska narodowosc.Srodki medialne usilnie wszystkich rodakow zapraszaja i nawoluja. Musimy pokazac sie Amerykanom____jaka jestesmy silna grupa etniczna. Juz mam dekoracyjne elementy__________czapeczke w barwach naszej Ojczyzny i oczywiscie polska flage. Czekam z niecierpliwoscia do soboty,,,:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość JODLO
25 lipca 2006 roku Dereziński prowadził samochód, rozmawiając przez komórkę, co jest w Chicago zabronione. Policjant, który go zatrzymał, sprawdził jego imigracyjny status i Polak znalazł się w areszcie. Tak zaczęła się jego prawdziwa gehenna. Żona imigranta była w ósmym miesiącu ciąży, ale sędzia nie zezwolił mu na opuszczenie imigracyjnego więzienia w stanie Wisconsin, w którym przesiedział kilka miesięcy. W końcu zwolniono go w styczniu 2007 roku z nakazem stawiania się przed sędzią imigracyjnym co miesiąc. Polak walczył nadal o uchylenie nakazu i wydał na to 35 tysięcy dolarów. W lutym tego roku sędzia ostatecznie oddalił jego odwołanie, a Polak zaczął powoli sprzedawać swoje dobra, aż wreszcie 25 marca podano mu datę deportacji, która ostatecznie została przesunięta na 10 kwietnia. Autorka artykułu Miriam Jordan podaje przy okazji, że zgodnie z danymi służb imigracyjnych niemal 45% spośród 12 mln nielegalnych w USA to imigranci, którzy pozostali w USA po wygaśnięciu wizy. Jest wśród nich co najmniej 400 tys. Europejczyków z takich krajów, jak m.in. Irlandia i Polska. W samym Chicago mieszka - zdaniem "WSJ" - ponad 70 tys. nielegalnych Polaków, czyli stanowią największą taką grupę po Meksykanach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O czasie na zabawe,,,,,, Stary, szacowny mnich miał zwyczaj bawić się ze swoją oswojoną kuropatwą. Pewnego dnia przyszedł do niego myśliwy i zdziwił się, że tak uduchowiony człowiek, zabawia się ptakiem. Mógłby przecież w tym czasie uczynić wiele dobrego i pożytecznego, pomyślał o nim. Spytał zatem: "Po co trawisz swój czas na zabawie? Po co kierujesz swoją uwagę na jakieś tam bezużyteczne zwierzę?". Mnich spojrzał na niego zdziwiony. Dlaczego miałby się nie bawić? Dlaczego myśliwy go nie rozumiał? Powiedział więc do niego: "Czemu łuk w twojej dłoni nie jest napięty?". "Nie wolno tego czynić", odrzekł myśliwy. "Łuk straciłby swoją spężystość, gdyby był zawsze napięty. Gdybym chciał później wypuścić strzałę, nie miałby na to wystarcającej siły". Mnich odpowiedział: "Młody człowieku, tak jak ty wyluzowujesz swój łuk, nie napinając go przez cały czas, tak musisz również sam siebie wciąż na nowo rozluźniaź i odprężać. Dotyczy to każdego człowieka, mnie samego również. Jeśli nie będę się odprężał i po prostu bawił, wtedy nie starczy mi energii w czasie dużego napięcia, wtedy zabraknie mi jej do czynienia tego, co konieczne i wymagające wykorzystania wszystkich moich sił." Autor nieznany

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobry wieczor🖐️ BIESIADO👄 Wiatm moje kochane Drzewka , dopiero dotarlam na Biesiade...... dzien mialam zabiegany, przygotowania do jutrzejszego wyjazdu:D JODELKO👄 dziekuje za ciekawe wiadomosci o naszych rodakach. O trzesieniu ziemi czytalam......... straszne .❤️ Srebrna Akacjo, dziekuje za piekne wiersze👄 Sympatyczna Pomaranczko, zapraszamy na Biesiade 🌻 Kochane moje Drzewka jutro skoro swit wyjezdzam wracam 11 maja, wiec zostawiam Wam nieco dluzsze opowiadanie, zebyscie o mnie nie zapomnialy :D ❤️❤️❤️ POWRÓT SERCA ... Henry Hurt Patti Szuber już jako dziecko przygarniała każdego, kto wydał się jej smutny albo samotny. Ukochana najmłodsza córeczka w rodzinie była zawsze serdeczna i czuła. Lubiła dawać i pomagać innym. I takie okazało się jej przeznaczenie ........ JEANNE SZUBER sięgnęła po omacku do telefonu przy łóżku. Usłyszała w słuchawce obcy głos. Spojrzała w kierunku budzika. Zielone cyferki wskazywały 4.40 rano. To na pewno pomyłka - uznała, próbując zrozumieć słowa uprzejmej kobiety mówiącej z południowym akcentem. - Na miłość boską, nie - odburknęła zaspana Jeanne ze zniecierpliwieniem. - Nasza córka nie ma wytatuowanego piórka na stopie. O czym pani mówi? Jej rozmówczyni dzwoniła z ostrego dyżuru w szpitalu w Tennessee. Wyjaśniła, że młoda dziewczyna - według jadącego z nią kolegi, Patti Szuber - miała wypadek samochodowy. Jeanne przeszył dreszcz grozy. - Chwileczkę - powiedziała słabnącym głosem. - Patti może mieć tatuaż. Ja się na to nie godziłam, ale może mnie nie posłuchała. Ona biwakuje teraz gdzieś w Tennessee. Zapadło milczenie. Jeanne poczuła, że jej mąż Chester rusza się obok. I wtedy dobiegły ją słowa tamtej kobiety: - Dziewczyna jest w bardzo złym stanie. Jeanne zamarła. W oczach stanął jej obraz rezolutnej i pogodnej córki. Patti miała 22 lata, była najmłodszą z ich sześciorga dzieci, jedną z te] dwójki, która nie wyszła jeszcze z domu. Jeanne zdobyła się na ledwie słyszalne pytanie. - W bardzo złym? - Ogromnie mi przykro - odezwał się łagodny głos z oddali. - Śmierć może nastąpić w każdej chwili. Naprawdę bardzo mi przykro. Jeanne spojrzała na męża, z którym żyła od 37 lat. - To Patti - szepnęła, chociaż wiedziała, że Chet już wie. - Podobno nie ma żadnych szans. Chester Szuber poszedł do kuchni. Tam wziął słuchawkę drugiego aparatu, by wypytać o szczegóły. Patti znalazła się w szpitalu w Knoxville, 800 kilometrów od domu Szuberów pod Detroit. Doznała poważnego urazu głowy, kiedy samochód rozbił się na krętej drodze w Parku Narodowym Great Smoky Mountains. Dla Cheta to był straszny wstrząs. Liczna, bardzo zżyta rodzina była największą radością jego życia. Oboje z żoną cieszyli się, że ich dzieci dorastają i świetnie sobie radzą. Niektóre założyły już własne rodziny. Chociaż Chet się do tego głośno nie przyznawał, wszyscy wiedzieli, że Patti jest jego ulubienicą. Ujmowało go jej pogodne usposobienie. Zawsze była taka serdeczna, urokliwa. Dzieci Szuberów żartowały sobie z taty i siostry: - Jeżeli naprawdę chce się czegoś od taty, trzeba podeprzeć się pod boki tak jak Patti i zatrzepotać jak ona rzęskami. I było w tym sporo prawdy, ale nikt nie miał o to żalu. Tamtego dnia, 18 sierpnia 1994 roku, o świcie Jeanne i Chet siedzieli wpatrzeni w siebie tępym, szklistym wzrokiem. Niewiele mówili, czekali na przyjazd dzieci. Chcieli razem z nimi postanowić, co dalej. Leciwa szaro-biała kotka Patti, zaniepokojona zakłóceniem porządku dnia, myszkowała po kuchni. Przed 11 laty 12-letnia Patti uratowała ją przed \"strasznym losem\" - życia poza rodziną Szuberów. Dziewczynka uznała kotkę za ósmy cud świata i nazwała ją najbardziej elegancko, jak umiała - Ashley Marlene. Nie wiadomo, skąd wzięła to imię. - Czy to sen? - spytał Chet Jeanne, kiedy Ashley Marlene, zwinięta w kłębek na podłodze kuchni, podniosła na nich ślepka. - Czy to się dzieje naprawdę? Ich córka jest przecież taka śliczna i pełna życia. Zachwycali się nią oboje od chwili, gdy przyszła na świat. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JEANNE SZUBER tuliła nowo narodzoną dziewczynkę. Kołysząc ją wpatrywała się z uśmiechem w śmieszną twarzyczkę. Wybrano dla niej imię Patricia Jeanne. Jeanne i Chet zabrali małą Patti do Berkley, miasteczka pod Detroit. Ich dom stoi na wysadzanej drzewami ulicy Phillips wśród setek innych schludnych domków. W tej okolicy mieszkańcy znają się od pokoleń. Jeanne Szuber wychowała się jedną przecznicę dalej. Mówi z sympatią o swojej dzielnicy i stwierdza z dumą, że dom Szuberów oraz trzy sąsiedzkie domy wydały na świat 20 dzieci. Właśnie wśród takiej czeredy, w atmosferze ciepła i miłości upływało szczęśliwe dzieciństwo Patti Szuber, jej czterech braci i jednej siostry. Chet i Jeanne byli bardzo szczęśliwi, ale mieli też wielkie zmartwienie. Coś było nie w porządku z sercem Cheta. Przez pierwszych 10 lat po ślubie Chet był zdrów jak ryba. Ten postawny mężczyzna, 62 kilogramy wagi, 182 centymetry wzrostu, uwielbiał grać w baseball. Ale kiedy skończył 32 lata, coś się zmieniło. Pewnego dnia, podczas biegu, serce Cheta oszalało - "waliło i gnało, jak gdyby chciało wyskoczyć z piersi". Lekarze stawiali sprzeczne diagnozy. Niektórzy wręcz twierdzili, że nie ma żadnych oznak niedomogów serca. Jednak budzące lęk ataki zagościły na stałe w życiu Cheta. Wreszcie po pewnym szczególnie uciążliwym tygodniu, po serii skomplikowanych badań padła straszliwa diagnoza - Chet przeszedł zawał serca. - Pan ma serce 70-latka - powiedział mu lekarz i wyjaśnił, że wskutek zaawansowanej arteriosklerozy tętnice Cheta, łącznie z tymi najbliżej serca, są zatkane płytkami miażdżycowymi i stwardniałe znacznie bardziej niż u mężczyzny po trzydziestce. - Jak to możliwe? - obruszył się Chet, powołując się na swój zdrowy tryb życia i pozornie dobrą kondycję. - Moi dziadkowie z obu stron dożyli niemal dziewięćdziesiątki. I wtedy przypomniał sobie coś, co zwykle wypierał z pamięci: jego matka - w oczach rodziny uchodząca zawsze za prawdziwy okaz zdrowia - zmarła nagle na zawał serca mając zaledwie 56 lat. - Mógł pan odziedziczyć serce po matce - powiedział lekarz. - W każdym razie, pańskie serce jest w fatalnym stanie. W owych czasach, blisko 25 lat temu, medycyna nie miała zbyt wielu możliwości, żeby pomóc człowiekowi cierpiącemu na takie schorzenie. Mając 37 lat, cztery miesiące po zawale, Chet poddał się pierwszej operacji. W ciągu następnych 20 lat przeszedł jeszcze wiele ataków serca i pięć kolejnych zabiegów chirurgicznych. Trzy razy - w latach 1973,1982 i 1987 - wszczepiono mu bypassy, żeby zastąpić zatkane arterie wokół serca. Podczas ostatniego takiego zabiegu przeżył rozległy zawał serca na stole operacyjnym. Jego obudzenie się graniczyło z cudem. Kiedy Patti urodziła się w roku 1971, rok przed pierwszym poważnym zawałem ojca, ten zdawał już sobie sprawę, że jego serce jest w kiepskim stanie i że powinien cieszyć się dziećmi, póki czas. Mała Patti, młodsza o pięć lat od ostatniego dziecka z rodzeństwa, okazała się też najmłodszym dzieckiem w całym sąsiedztwie. Od początku wszyscy ją rozpieszczali. Rodzeństwo wprost się bilo o to, kto ją będzie nosił, karmił i kładł do łóżeczka. Dlatego rosła w niej ufność, że jest kochana i to sprawiło, że i ona była troskliwa, i czuła dla innych. Jako malutka dziewczynka objeżdżała całą okolicę na trzykołowym rowerku. Kiedy chodziła do Szkoły Podstawowej Pattengill, kilka przecznic od domu Szuberów, zwykle przyprowadzała do domu na obiad kolegów, nierzadko kogoś z nowych uczniów albo kogoś, kto czuł się samotny. Była zawsze serdeczna i pełna radości życia. Bezustannie śmiała się i szczebiotała - gestykulując z promienną buzią. Matka przepadała za swoją małą "przylepką". Patti lgnęła również, choć nieco inaczej, do swojego poważnego, wiecznie zajętego ojca. cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
CHET był synem polskich emigrantów mieszkających w północnym Michigan. Wychował się pod koniec lat 40., pracując na rodzinnej farmie. Marzył o studiach prawniczych, ale w ko-ledżu, kiedy poznał Jeanne Wood, zrezygnował z tych pragnień. Uczucie było tak silne, że nie chcieli czekać ani chwili ze ślubem. Jako człowiek wygadany Chet świetnie się nadawał na sprzedawcę. Przez 16 lat pracował jako ekspedient w dziale artykułów gospodarstwa domowego w domu handlowym Searsa. Żeby dorobić trochę na gwałtownie rozrastającą się rodzinę, w Boże Narodzenie zaczął przywozić ciężarówką choinki z Kanady i sprzedawać je na wielkim rynku w Detroit zwanym Wschodnim Targowiskiem. Niebawem wciągnął w to całą rodzinę - nawet mała Patti pracowała przy ozdabianiu świątecznych wiązanek. W tamtych latach stan serca Cheta stopniowo się pogarszał. W roku 1980 Chet rzucił posadę u Searsa. Stan zdrowia nie pozwalał mu na dalszą pracę, musiał pozostać w domu. Patti miała wtedy osiem lat. Z powodu choroby ojca dziewczynka spędzała z nim teraz jeszcze więcej czasu. Najbardziej lubili wspólne wyprawy bożonarodzeniowe na Wschodnie Targowisko, dokąd przez cały rok zjeżdżały setki handlarzy z najrozmaitszymi produktami - od świeżego i wędzonego mięsa przez warzywa i owoce po żywe kurczaki, kaczki i króliki. W dużych wannach z kraszonym lodem wystawiano tam żywe ryby z Wielkich Jezior. Sprzedawano też ciasta, domowe przetwory, a także różne świecidełka i sprzęt gospodarstwa domowego. Patti ubóstwiała karnawałową atmosferę rynku - kolędy, gorącą czekoladę i takie przekąski jak prażone orzeszki, precle i parówki. No i uwielbiała chodzić z ojcem. W Wigilię, kiedy sprzedaż choinek dobiegała końca, Chet był tak wykończony, że kładł się do łóżka. Dla Patti jednak emocje dopiero się zaczynały. Musiała dopilnować, żeby odpowiednio wcześnie wybrać choinkę dla swojej rodziny, no i miała decydujący głos, jak ją przystroić. Paul Pelto, jeden z najbliższych przyjaciół rodziny, pamięta dobrze pewną Wigilię. Zjawił się wtedy u Szuberów jako Święty Mikołaj, który przywiózł prezenty dzieciom. Mała Patti - wówczas czteroletnia - patrzyła z daleka wystraszona, kto to przyszedł. Uśmiechała się nieśmiało. Pelto zastanawiał się, czy aby nie podejrzewa, kto się kryje pod tym przebraniem. - Następnie - wspomina - złapała swoją ulubioną lalkę, podbiegła i wręczyła mi ją, jak gdyby chciała dać Mikołajowi prezent, zanim dostanie coś od niego. Takim była dzieckiem. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
PATTI potrafiła być też silna i nieustępliwa. Nie znosiła uprzedzeń, broniła zawzięcie wszystkich pokrzywdzonych, a nade wszystko darzyła miłością zbłąkane istoty takie jak jej kotka. Nierzadko powodowało to kłótnie córki z ojcem. Największą batalię stoczyli o przyjaźń Patti z "niebieskim ptakiem" Toddem Herbstem - chłopakiem z sąsiedztwa. Chet miał go za największego zawadiakę. Twierdził, że Todd snuje wielkie plany, ale nic z tego nie wynika. Przestrzegał więc Patti: - Ten chłopak to dym bez ognia. Widział w Toddzie obiboka, który paraduje w dziwacznych ciuchach i nosi prowokacyjne fryzury, żeby szokować normalnych ludzi. Todd i Patti przyjaźnili się od piątej klasy. Razem jeździli na rowerach, pod namiot i grali w bilard w ośrodku sportowym Van Dyke'a. Lubili chodzić na miejscowy cmentarz, gdzie zagadani przesiadywali na dużym kamieniu z wyrytym imieniem "Gilbert". Jako dzieci nie rozstawali się, ale i w późniejszym okresie nie zerwali silnych więzów przyjaźni. Lubili chodzić na potańcówki albo jadać w modnych restauracjach, w których Todd pracował jako kelner. Chet martwił się, że chłopak ma zły wpływ na córkę. Jeanne natomiast twierdziła, że Todd to tylko kolejny nieborak, który w odczuciu Patti potrzebuje jej pomocy - tak jak tamte samotne dzieci, które przyprowadzała ze szkoły. Chet jednak nie dał się przekonać. Sprawę pogarszał fakt, że Todd często bywał w domu Szuberów - przychodził z włosami ufarbowanymi na zielono, a później na pomarańczowo. Kiedy zjawiał się w drzwiach, Chet świdrował go wzrokiem i wołał: - Patti, przyszedł twój kolega. Chester Szuber pocieszał się tylko tym, że Patti nie łączy z Toddem romans. Dziewczyna miała wielu adoratorów, co nie przeszkadzało jej utrzymywać trwałej, szczerej przyjaźni z Toddem Herbstem - niezależnie od koloru jego włosów. Pewnego razu wyjaśniła to matce. - Kiedy powiedzieć coś jakiejś dziewczynie, ta od razu wypaple. A na Todda mogę liczyć. Jest niezawodny. Czy można mieć lepszego przyjaciela? Po ukończeniu szkoły średniej - przejęta wątłym zdrowiem ojca - Patti poszła do wyższej szkoły pielęgniarstwa. Marzyła o asystowaniu przy operacjach. W wolnym czasie zarabiała praktykując w gabinecie lekarskim, a potem jako recepcjonistka w miejscowym hotelu. Todd nadal pracował jako kelner i szczycił się tym, że zatrudniają go w coraz bardziej ekskluzywnych lokalach. Ich przyjaźń trwała. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
DWADZIEŚCIA lat po rozpoczęciu handlu choinkami Chet, z pomocą bliskich, przekształcił 162-hektarowe gospodarstwo rodzinne na północy Michigan, gdzie się wychował, w szkółkę choinek. Wymyślił, jak należy hodować drzewka i rozwinął interes. Wreszcie na początku lat 90. sprzedawał już rokrocznie tysiące własnych choinek. Ale w tym czasie był już tak niesprawny, że pracował na farmie zaledwie po kilka godzin dziennie. Potem w domu trudno mu było wstać z łóżka, męczyło go przejście przez pokój. Synowie i przyjaciele musieli pomagać mu dotrzeć do lasu, gdzie w sezonie polowań zasadzał się na jelenie. Z natury energiczny, odpowiedzialny Chet żył teraz w koszmarze bólu i letargu. Mimo że miał dopiero 58 lat jego życie dobiegało kresu. Rodzina mogła się tylko modlić. Kolejny by-pass byłby zbyt ryzykowny. Od 4 lat Chet figurował na liście oczekujących na transplantację serca. Z każdym tygodniem wpadał w coraz większe przygnębienie, które pogarszała świadomość, że ktoś zdrowy musi ponieść śmierć, żeby on mógł żyć. Pewnego wieczoru, w tym mrocznym okresie, Todd Herbst jak zwykle wpadł do Patti. Szybko minął groźnie spozierającego Cheta. Młodzi siedzieli do późna w nocy, grając w karty i oglądając telewizję. Nadano program o ludziach, którzy zginęli w wypadku samochodowym. - Gdybym zginęła - oznajmiła Patti - chciałabym, żeby tata dostał moje serce. Przedtem wiele razy powtarzała to swojemu przyjacielowi. - Założę się, że gdybym to ja zginął - skomentował Todd - i gdyby zaproponowali moje serce twojemu tacie, na pewno by go nie przyjął! - Chyba masz rację - zaśmiała się Patti. Po KILKU godzinach od nocnego telefonu ze szpitala, rodzina Szuberów - w asyście kilkunastu przyjaciół i krewnych - jechała do Knoxville, żeby znaleźć się przy Patti. Jeanne i Chet w kółko opowiadali bliskim o rozmowie telefonicznej z córką zaledwie kilka godzin przed wypadkiem. Wiele razy odtwarzali wydarzenia, które zakończyły się tym prawdziwym koszmarem. Przed powrotem do kieratu szkolnych zajęć Patti postanowiła wyrwać się jeszcze z Toddem Herbstem pod namiot do Great Smoky Mountains. Pogoda była wspaniała. W kotlinach unosiły się urzekające mgiełki. Dwójka przyjaciół pierwszego wieczoru rozbiła obóz w Kentucky, a drugiego dotarła do Tennessee. W Gatlinburgu zapłacili 20 dolarów za przejażdżkę helikopterem w góry. Lot - pierwszy tego rodzaju w życiu Patti - był tak ekscytujący, że dziewczyna zaraz po wylądowaniu zadzwoniła do rodziców, żeby podzielić się wspaniałymi wrażeniami. Po rozbiciu namiotu Patti i Todd zjedli kolację, a potem trafili do przydrożnej tawerny, gdzie grała muzyka. Bawiła się tu miejscowa młodzież. Później z nowymi znajomymi poszli na imprezę w pobliżu. - Świetnie się bawiliśmy przy tańcach i piwie - wspomina Todd. - Ustaliliśmy, że jedno z nas musi potem prowadzić, no więc przestałem pić półtorej godziny przed wyjściem. Zawsze byliśmy ostrożni... Alkohol i prędkość przekreśliły ich dobre intencje. Wypadek zdarzył się o 2.20 w nocy na ostrym zakręcie górskim opodal Pigeon Forge. Todd przekroczył dozwoloną prędkość o 30 kilometrów na godzinę, stracił panowanie nad kierownicą i rąbnął w wystającą skałę. Zdaniem policji samochód sunął poślizgiem na odcinku 253 metrów. Po pierwszym wstrząsie przekoziołkował, a potem fiknął jeszcze kilka kozłów.Ani Patti, ani Todd nie mieli zapiętych pasów. Kiedy wóz się zatrzymał, Patti została wyrzucona i upadła nieprzytomna na plecy. Krew spływała jej z tyłu głowy. Garść jej włosów znaleziono na chodniku oddalonym o 18 metrów. Todd miał liczne rany i stłuczenia, ale żadnych poważnych obrażeń. Wkrótce przybyło pogotowie wezwane przez innych kierowców. W niedługim czasie nadleciał helikopter, który kwadrans później odwiózł Patti do Kliniki Uniwersytetu Tennessee w Knoxville. Badania wykazały, że poziom alkoholu we krwi Todda wyraźnie przekraczał limit dopuszczalny w stanie Tennessee. Policja zabrała chłopaka, by medycy opatrzyli mu obrażenia. Dopiero potem postawiła kilka zarzutów, w tym jazdę po pijanemu. Resztę nocy Todd przesiedział w areszcie. Rano go wypuszczono. Poprosił policjanta, żeby zawiózł go do oddalonego o 70 kilometrów Knoxville, bo chciał być z Patti. Był pewien, że dziewczyna przeżyje. Ale w szpitalu poznał okrutną prawdę - Patti doznała poważnego uszkodzenia mózgu i tylko aparatura utrzymywała ją przy życiu. Dowiedział się również, że Jeanne i Chester Szuber - a także inni liczni krewni, przyjaciele i sąsiedzi, w tym jego rodzice - są już w drodze do Tennessee. - Brak mi słów, żeby opisać jaką poczułem wtedy grozę - mówi Todd. - W sali obok umierała moja najlepsza przyjaciółka pod słońcem, i ja byłem za to odpowiedzialny. Paraliżował mnie też strach na myśl o spotkaniu z panem Szuberem. Todd, czekając na przybycie bliskich, poszedł do Patti. Siedział przy jej łóżku, płakał i trzymał ją za rękę. Jako jeden z pierwszych do szpitala dotarł po całonocnej jeździe z Detroit Thom Bishop. Patti od kilku lat była jego dziewczyną. Thom znał również od dawna Todda Herbsta, jeszcze z czasów Berkley. Uważał go za nieszkodliwego komedianta - przyjaciela Patti, któremu ta starała się pomóc cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
- KIEDY zobaczyłem stojącego" tam Todda - mówi Thom - musiałem zwolnić, żeby zebrać myśli. Kochałem Patti. Naprawdę nie wiedziałem, czy go rąbnę, czy obejmę. Znam kilka osób, które na moim miejscu na pewno miałyby ochotę go zabić. Kiedy Thom podszedł do łóżka Patti, objął spontanicznie Todda. Obaj się rozpłakali. Potem Todd wyszedł na spacer, żeby przewietrzyć głowę, a po powrocie zastał pod salą Jeanne i Chestera Szuberów. Nie wiedział, czy powinien zniknąć, czy zostać i przyjąć na siebie gniew Cheta. Niemal sparaliżowany strachem stał bez słowa, kiedy rodzice dziewczyny odwrócili się do niego. - Kiedy mnie zobaczyli, Jeanne zarzuciła mi ręce na szyję i powiedziała, że mnie kocha - wspomina Todd. Jeanne zawsze go lubiła i uważała, że Patti ma na niego dobry wpływ. Chwilę później objął go ciepło także Chet i powiedział, że wie, że Todd nie chciał zrobić Patti nic złego. Todd rozpłakał się z ulgi i żalu. Następnie Jeanne i Chester Szuber poszli na salę, żeby pożegnać się na zawsze z córką. Lekarze powiedzieli im, że tak poważne uszkodzenie mózgu nie daje żadnych szans przeżycia. Chet nachylił się i drżącymi ustami pocałował chłodny, delikatny policzek córki. Łzy ciekły mu po twarzy, kiedy ujął jej dłoń. Jeanne stała z drugiej strony łóżka, trzymała córkę za drugą rękę i gładziła ją po włosach. Pominąwszy opuchliznę i ranę przy lewym oku Patti wyglądała, jak gdyby spała. Jeanne i Chet widzieli na zielonych monitorach buzujące linie, które świadczyły o silnej pracy serca. Drżenie ciała Patti i lekki ruch nogi obudziły w nich nadzieję, że lada chwila ich ukochane dziecko obudzi się zdrowe. Próżna to była nadzieja. CHESTER SZUBER wypełniał zamaszyście rubryki w formularzach rozłożonych na stoliku. Usta mu drżały. kiedy składał podpis, wyrażając zgodę na transplantację narządów i tkanek córki innym ludziom, których życie można uratować. Wiedział, że Patti tego by sobie życzyła. Gdy tylko skończyła 18 lat wypełniła kartę dawcy narządów i potem wszystkich do tego namawiała. W tej smutnej chwili obecna też była matka Patti, jej bracia i siostra oraz ksiądz, który udzielił ostatniego namaszczenia. Stwierdzono, że mózg przestał funkcjonować o 11.35 rano w niedzielę, trzy dni po wypadku. Teraz aparatura miała utrzymywać ciało Patti przy życiu aż do usunięcia narządów. W całej bolesnej procedurze Jeanne i Chetowi pomagała Susan Fredenberg, pielęgniarka ze Służby Dawstwa Stanu Tennessee. Ta sympatyczna kobieta po trzydziestce stara się nawiązać kontakt z rodziną potencjalnego dawcy i zadbać o przeznaczenie narządów. Poprzedniego wieczoru, zanim stwierdzono zgon Patti, Susan podsunęła Chetowi, że formalnie rzecz biorąc mógłby być biorcą serca Patti. Odtrącił to natychmiast i Susan uznała, że w ogóle nie zastanowił się nad tą propozycją - a może jej nawet nie usłyszał. Teraz, kiedy stwierdzono oficjalnie zgon Patti i podpisano formularze, Susan Fredenberg wróciła do tematu. - Musimy porozmawiać o sercu Patti. Mogłoby wrócić do pana... można by dokonać transplantacji. Chet nadal nie pojmował, o czym ta kobieta mówi. Był pochłonięty organizacją pogrzebu oraz przewozem ciała Patti i całej rodziny z powrotem do Michigan. Potrząsnął głową, myśląc: O czym ona w ogóle gada? A kiedy jej słowa do niego dotarły, przeżył wstrząs. To było nie do pomyślenia. Gdyby przyjął tę ofertę, każde uderzenie serca przypominałoby mu o śmierci Patti. Już lepiej umrzeć, pomyślał. - Nie ma mowy! - odparł stanowczo. - Nie zgadzam się. Nigdy! - Patti nie da się przywrócić życia - powiedziała łagodnie Susan Fredenberg. - Ale być może zdoła się uratować pańskie. Łzy trysnęły z oczu Cheta. - Nie ma mowy - powtórzył. Susan Fredenberg prędko się wycofała. Przez następną godzinę czuwała nad aparaturą podtrzymującą przy życiu ciało Patti i przeczesywała sieć dawstwa organów, żeby ustalić potencjalnych biorców narządów Patti. W małym pokoiku udostępnionym Szuberom przez szpital, Chet położył się na łóżku i przymknął oczy. Nigdy przedtem nie targało nim tyle sprzecznych uczuć. Siłą woli skupił się na planowaniu pogrzebu córki. Gdy tak leżał w samotności, naszła go myśl: Czy Patti chciałaby, żebym dostat jej serce? Czy wolno mi odmawiać przyjęcia jej daru, skoro taka byłaby jej wola? Wstał z łóżka i wyszedł z pokoju na małe patio, na którym siedziała jego żona zajęta rozmową z jednym z dzieci. Poprosił ją do pokoju. - Jak byś się czuła, gdybym dostał serce Patti? - spytał niemal opryskliwie. Jeanne zdumiała ta zmiana stanowiska męża i przeraziła myśl, że mógłby nie przeżyć tak ryzykownego zabiegu. - Nie, nie możemy tego zrobić - odparła. - Właśnie straciłam Patti i nie zamierzam stracić również ciebie. No i jak odprawimy pogrzeb Patti, skoro będziesz leżał w szpitalu? Na samą myśl o tym zalała się łzami. Czuła jednak, że powinna poradzić się dzieci. Wróciła na patio, usiadła tuż pod oknem męża. Cheta dobiegły głosy synów, którzy przyszli się pożegnać z rodzicami przed odlotem do Michigan. Wtem umilkli, a Jeanne ledwie słyszalnym szeptem powiedziała: - Waszemu tacie zaproponowano serce Patti. Co wy na to? Z początku było cicho jak makiem zasiał, a po chwili głosy dzieci zabrzmiały w chóralnej aprobacie - trudno było wyłowić poszczególne słowa, ale intencja była jasna. Wreszcie Jeanne zadecydowała. - Idźcie porozmawiać z tatą. Po chwili pokój Cheta wypełnił się dziećmi. Wszystkie mówiły mu kolejno, że tego właśnie życzyłaby sobie Patti: jej największym marzeniem byłoby, żeby ojciec dostał jej serce. Po kilku minutach posłano po Susan Fredenberg. - Z radością przyjmę serce Patti - oświadczył uroczyście Chet. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
OWEGO niedzielnego popołudnia o 16.30 doktor Jeffrey Altshuler, bawiący na urlopie, wyjeżdżał ze swojego domu pod Detroit na lodowisko do gry w hokeja, gdzie zamierzał spędzić kilka godzin, oddając się swojej wielkiej pasji. Telefon złapał go w drzwiach. Altshuler, który miał na swoim koncie 50 przeszczepów serca, przywykł już do przerywanych wakacji. Usłyszał niesamowitą historię. Koordynatorka transplantacji, Caroline Medcoff, powiedziała mu, że córka ich pacjenta, Chestera Szubera, leży w szpitalu w Knoxville. Stwierdzono śmierć mózgu, ale jej serce bije mocno. Wstępne badania wykazały, że przeszczep ma szansę powodzenia. Natychmiast powstało pytanie, czy dokonać zabiegu w Tennessee, czy w Michigan. Logika wskazywała na Tennessee, ale trudno byłoby w tak krótkim czasie dokonać tam niezbędnych przygotowań. Ponadto rodzina Szuberów nalegała, żeby operacja odbyła się w Michigan, aby reszta rodziny, oczywiście poza Chetem, mogła wziąć udział w pogrzebie. Najważniejszą kwestią było to, czy serce Patti nadaje się dla ojca. Dr Altshuler nie mógł tego stwierdzić, dopóki nie weźmie serca Patti w swoje ręce i go nie zbada. Wiedział tylko, że nigdy dotąd nie przeszczepiono serca dziecka żadnemu z rodziców. Ekipa Altshulera wykonała jeden z pierwszych telefonów do Maxa Freemana, inżyniera z General Motors, który jest również współwłaścicielem lotniczej firmy przewozowej. Altshuler przyjaźnił się z nim od lat. Na jego prośbę Freeman nie raz przewoził ekipy transplantacyjne do pobrania ludzkich narządów. Wylecimy około pierwszej w nocy - oznajmił Altshuler Freemanowi. Chirurg kazał swojej ekipie zebrać się w szpitalu o północy na odprawę. Czas był na wagę złota, bo od ustania pracy serca dawcy do jego rozpoczęcia pracy w piersi biorcy nie powinno minąć więcej niż cztery godziny. Altshuler pokonał 1600 kilometrów, żeby pobrać serce Patti i wrócić do szpitala Williama Beaumonta w Royal Oak, tuż pod Detroit. Tam pracujący z nim chirurg, dr Francis L. Shannon przygotowywał Cheta do implantacji. Operacja musiała się rozpocząć, gdy tylko przyleci serce. Tymczasem Jeanne i Chet polecieli do Knoxville i zjawili się w szpitalu tuż po północy. Czekali sami w pokoju Cheta na doktora Altshulera. - Musimy pamiętać jedno - powiedział Chet do Jeanne - że taka byłaby wola Patti. - Jest coś jeszcze - powiedziała Jeanne, myśląc o 37 latach małżeństwa i o tym, że mogą to być ich ostatnie chwile razem na tym świecie. - Wiem, że oboje się kochaliśmy, ale żałuję, że nie mówiliśmy sobie tego częściej. Chet objął ją mocno. Dr Altshuler, serdeczny, swobodny w obejściu mężczyzna po czterdziestce, z burzą czarnych włosów, wparował do pokoju. To jego ostatnia szansa na rozmowę z Chetem przed operacją. Chciał się upewnić, czy pacjent zdaje sobie sprawę z ryzyka i czy jest gotów pokonać związany z tym olbrzymi stres emocjonalny. Wyjaśnił całą procedurę - poleci do Knoxville, wyjmie serce Patti i przywiezie je tu, do szpitala. Od razu zrozumiał, że Chet radzi sobie z tą szczególną sytuacją. Znał tego pacjenta od 4 lat. - Wiedziałem, że pan Szuber wszystko przemyślał. I że skoro podjął decyzję, to jest przekonany o jej słuszności. Kiedy lekarz wychodził, Chet go zatrzymał. Myślał o Patti i łamiącym się głosem wyraził ostatnią prośbę. - Niech pan to zrobi delikatnie - powiedział. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
LOT "NA RATUNEK" - nadał wiadomość Max Freeman do wieży o 1.20 w nocy, kiedy zgrabny biały samolot cessna citation zmierzał w kierunku pasa startowego. Dla kontrolerów ruchu powietrznego sygnał "na ratunek" jest równoznaczny z migającymi światłami i syreną na autostradzie - taki lot ma niemal całkowite pierwszeństwo przy starcie i lądowaniu i zapewnia najlepszy korytarz powietrzny do Knoxville. Mały odrzutowiec, natychmiast odprawiony, wzbił się szybko w nocne niebo, śmignął nad Detroit i skierował się na południe w stronę wschodniego Tennessee. Niebawem leciał z prędkością 640 kilometrów na godzinę na wysokości 11 kilometrów. Dr Altshuler i troje członków jego ekipy siedziało w milczeniu w kabinie. Lynn Flores, anestezjolog,, odbyła już niejedną podobną podróż z Altshulerem, ale żadnej tak przejmującej. - To zawsze smutne, a zarazem niezwykle mocne przeżycie, ale wtedy było inaczej. Myślałam o sobie i o swoich dzieciach. Flores miała zaaplikować środki chemiczne, żeby bijące serce przerwało pracę. Dopiero wtedy można je usunąć i zapakować w lód. Kiedy serce staje, zaczyna tykać zegar, dopóki narząd nie wznowi pracy w piersi biorcy. Cztery godziny to maksymalny limit przestoju serca. Na podłodze obok Flores stała jej torba ze środkami chemicznymi i narzędziami - a także niewielka czerwono-biała przenośna lodówka. O 2.50 w nocy samolot dotknął ziemi w Knoxville i podjechał do małego hangaru firmy. Ekipa przesiadła się do karetki, a Max Freeman wraz z drugim pilotem czekał w pełnej gotowości w samolocie. Kiedy ekipa przybyła do szpitala, klatka piersiowa Patti była już otwarta, bijące serce odkryte. Chociaż mózg już nie pracuje, pacjenta-dawcę traktuje się na wszystkich etapach tak, jak gdyby żył. Pod pewnymi względami naprawdę można odnieść takie wrażenie - kiedy monitory błyskają i wydają wysokie dźwięki, rejestrując pracę funkcjonujących narządów. Dr Altshuler przez kilka minut badał serce Patti, sprawdzając, czy podczas wypadku nie doszło do obrażeń, które mogłyby powodować komplikacje. Kiedy przekonał się, że jest zdrowe, Lynn Flores wpuściła środki chemiczne do aorty. Po raz ostatni serce Patti zabiło o 3.56 nad ranem. Linie na monitorze wyprostowały się, pikanie ustało. Na sali zapadła cisza. - Nie uzewnętrzniamy swoich odczuć - wyznała Lynn Flores. - Ale w takich chwilach zawsze odmawiam modlitwę i tamtej nocy odmówiłam ją za Patti. Wówczas dr Altshuler wyjął serce z ciała Patti. Po ostatecznym zbadaniu włożył je do lodówki. Następnie podszedł do telefonu i zadzwonił do swojego kolegi w Michigan, żeby przygotował Chestera Szubera. Serce jego córki było już w drodze. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×