Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Zlota jesien

Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

Polecane posty

Gość Nowa50
Szklana pogoda - Lombard Nad ogromną betonową wsią Z wolna gaśnie słoneczna żarówka Pod ogromną betonową wieś Kocim krokiem podchodzi szarówka Już z ogonków wycofały się Frasobliwe kolejek madonny Do kapliczek powracają, gdzie Telewizor z prognozą pogody Szklana pogoda Szyby niebieskie do telewizorów Szklana pogoda Szklanka naciąga bez humoru Szklana pogoda Rygle, zamki zabezpieczą drzwi Szklany judasz gości skontroluje Noc nie straszna, kiedy kłódki trzy Na złodzieja bracie narychtujesz Windy szumią śpiewankę do snu Sąsiad pacierz klepie na kolanach Może jeszcze raz się uda znów Przetrwać noc i doczołgać do rana Szklana pogoda Szyby niebieskie do telewizorów Szklana pogoda Szklanka naciąga bez humoru Szklana pogoda

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czesc! Dziewczyny mnie tez ta pogoda wykańcza... chodzę bo muszę , ale najlepiej poszłabym w ślady nowej... Jednak nie głupi tak powiedział , ze starość nie radość.... I to prawda,najprawdziwsza ... Babcia moja zawsze mawiała, ze do 50 to jeszcze młodość bo do góry latka ciągną , a po 50 już latka lecą w dol :)..................... ..........są takie dni w roku ,ze czuje się jak osiemnastka, ale więcej jest takich dni , ze czuje się jak 80 siątka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kimkolwiek jesteś, kocham Cię! Po cichej uliczce wielkiego miasta szedł sobie drobny staruszek, Powłócząc nogami w jesienne popołudnie. Zeschłe liście przypominały mu każde przeszłe lato. Przed sobą miał długą, samotną noc w oczekiwaniu na kolejny czerwiec. Aż nagle w stercie liści w pobliżu sierocińca, mała kartka papieru zwabiła jego wzrok. Zatrzymał się więc i podniósł ją trzęsącymi się dłońmi. Czytając dziecinne literki, starzec wybuchnął płaczem, Bo słowa paliły jego wnętrze niczym piętno. "Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję. Nie mam nawet z kim zamienić słowa, Więc ten, kto to znajdzie, niech wie, że go kocham!" Oczy staruszka spoczęły na budynku sierocińca i dostrzegły małą dziewczynkę Z nosem smętnie przyklejonym do szyby. I wiedział już, że wreszcie znalazł przyjaciółkę, Więc pomachał do niej i posłał jej jasny uśmiech. Oboje wiedzieli też, że spędzą zimę razem, naśmiewając się z deszczu. Naprawdę spędzili zimę, śmiejąc się z niepogody, Rozmawiając przez płot i obsypując się drobnymi podarkami, które dla siebie zrobili. Staruszek rzeźbił dla niej przepiękne zabawki, Dziewczynka zaś rysowała mu obrazki, na których piękne panie Spacerowały w słońcu i zieleni drzew, i oboje dużo się śmiali. Lecz dnia pierwszego czerwca dziewczynka podbiegła do płotu, By pokazać starcowi swój nowy rysunek, a jego tam nie było. Przeczuwała jakoś, że on już nie wróci, Pobiegła więc do pokoju, wzięła kredki i papier i napisała... "Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję. Nie mam nawet z kim zamienić słowa, Więc ten, kto to znajdzie, niech wie, że go kocham!" autor nieznany

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nowa50
Wiosenko, rogalki super[usta9

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przykro mi , ale nie mam czasu , Janusz zaprosił sąsiadów na rogalki... Zycze wam miłego wieczorku WBW pa pa... 👄 Harasymowicz Jerzy, Zawilec Szafirowe jezioro ze stadem wędrownych obłoków i ta góra Tak się zdarzyło było i znikło między drzewami jak żagiel jak twarze nasze Biała suknia biegnąca jak dziecko za motylem to Ty byłaś to ja byłem z butami w ręku w powietrzu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nowa50
miłego wieczoru wiosenko👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Biedne dziewczynki , ja tez dziś byłam jakaś nieswoja, bolała mnie głowa i po obiedzie przespałam sie godzinkę, potem poszłam na spacer , ale rozpadało się i musiałam szybko wrócić:( Poprasowałam pranie i poukładałam w szafkach kuchennych, dużo rzeczy wywaliłam , bo tylko je przekładam z miejsca na miejsce... Za dużo się nazbierało tego badziewia ,człowiek tak się łaszczy na promocyjne rzeczy a to wielkie za przeproszeniem g ***o Teraz zobaczę co w TV leci , jak nic specjalnego to wole poczytać książkę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALIISS...
-Policja! Na ziemię! Na ziemię! Już!- krzyknął dowodzący śledztwem komisarz Michniak, a zaraz za nim do mieszkania podejrzanego wbiegła grupa antyterrorystyczna w pełnym uzbrojeniu i skutecznie obezwładniła domniemanego zbrodniarza… Tego samego dnia, którego miejsce miało aresztowanie, w Komendzie Głównej Policji w Gdańsku komisarz Michniak rozpoczął przesłuchanie zamkniętego mężczyzny. -Więc nazywasz się Kamil Kornciewicz. Zamieszkały na co dzień w Gdyni na ulicy ***. Tak?- Zapytał spokojnie policjant patrząc w akta zbrodniarza. Ten odchrząknął i zaśmiał się szyderczo poczym odpowiedział. -A nie umie pan czytać? Bo jeśli pan umie to sądzę, że pytanie, które mi postawiono nie ma najmniejszego sensu.- Na tę odpowiedź pan Michniak przymrużył oczy i również się uśmiechnął. Chwilę wpatrywał się w oczy przesłuchanego, następnie chwycił go za kark, zbliżył jego głowę do swojej i rzekł cicho swym ochrypłym głosem. -Dobre, naprawdę masz gadane.-Po tych słowach twarz podejrzanego rozpłaszczyła się na stoliku, a komisarz dodał przytrzymując go przy meblu- Ciekawe co powiesz, o zabójstwie tego siedemnastoletniego chłopaka co? -Aa...Więc to o to chodzi. Za to tu jestem.-Zaśmiał się Kornciewicz i kontynuował wypowiedź.- Doprawdy, tyle się dzieję dookoła, a wy psy czepiacie się jakiegoś gówna. Jakby nie było wyświadczyłem wam przysługę. Jesteś jeszcze młodym kundlem, bez obrazy i mało wiesz. Słu…- Komisarz nie dał mu dokończyć wypowiedzi, gdyż oburzył się bezinteresownością zabójcy i rzekł zdenerwowany. -Posłuchaj mnie. Jeżeli myślisz, że…- W tym momencie to komisarz zmuszony był do przerwania swojego zdania, gdyż wtrącił się podejrzany. -To ty mnie kurwa posłuchaj gościu. Chcesz wiedzieć jak było? To siedź i notuj, a może dostaniesz awans za rozwiązanie zagadki. Dowodów na mnie nie masz. A ja sam mogę ci je dostarczyć bo i tak mi wszystko jedno. Teraz lepiej uważnie słuchaj bo się powtarzać nie będę jasne?- Komisarz przytaknął i włączył taśmę do nagrania. Jednak zanim Kornciewicz zaczął pan Michniak miał jedno pytanie. -Zanim zaczniesz mówić, powiedz mi tylko dlaczego dałeś się nam złapać. Szukaliśmy przestępcy naprawdę długo aż tu nagle sam się podłożyłeś. Dlaczego? -Dowiesz się w odpowiednim momencie mojej opowieść, teraz już słuchaj. Pewnie dowiedziałeś się od innych psów, że byłem poszukiwany za inne zbrodnie. Powiem ci, że zabicie człowieka to dla mnie jak, sam nie wiem, może klepnięcie się w tyłek. Policja stworzyła mój portret, stworzyli sobie doskonałego mordercę, a media im jeszcze w tym pomogły. Nigdy mnie nie widzieli na oczy więc gówno mi mogli zrobić. Żyłem sobie beztrosko, miałem wszystko w dupie, psiarnia mnie nie zna, ludzie na ulicy nie podejdą bo się boją więc nic mi nie grozi. Chodziłem po ulicy z podniesioną głową, byłem dumny ze swojej pracy bo dzięki niej miał pełno forsy i ludzie ze świata przestępczego mnie szanowali. Nie tylko zabijałem, mimo, że przychodziło mi to z łatwością to nie przepadałem za tym. Wolałem interesy, co prawda nielegalne ale bez przemocy. Razem z moim przyjacielem mieliśmy odebrać naprawdę spore pieniądze. Było tam około trzydziestu może czterdziestu tysięcy złotych. Odbiór miał mieć miejsce dokładnie pięć dni temu, ja w tym czasie nie mogłem stawić się w umówionym miejscu więc zrobił to mój wspólnik Marcin Miercz o pseudonimie Momo.- Tu komisarz Michniak przerwał na moment by zadać pytanie. -Sprzedajesz swojego kumpla? Co z ciebie za partner?- To pytanie wyraźnie uraziło Kornciewicza gdyż ten spojrzał na policjanta ukosem, a jego mina przybrała groźny wyraz. Przełknął ślinę i rzekł. -Miałeś mi chyba nie przerywać. A co tyczy się tego, że wydaje mojego najlepszego kumpla to mało istotna sprawa bo on i tak już nie żyje. A teraz już się nie wtrącaj. Jak już mówiłem Momo sam odebrał pieniądze. Było to w okolicach Gdyni, sam dokładnie nie pamiętam. Godzina nie była późna żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Około dwudziestej pierwszej mój wspólnik wracał już do domu. Zanim jednak doszedł do samochodu zjawił się ten siedemnastoletni szczyl w kominiarce na twarzy i z nożem. Gnojek niby pochodził z dobrego domu co sam mi potem powiedział ale potrzebował kasy. Zastanawia mnie skąd kurwa wiedział, że Marcin ma w walizce forsę. To przebiegło bardzo szybko, podbiegł do niego od tyłu, złapał za szyję i przystawił nóż do gardła. Po krótkiej szarpaninie Momo zdjął z głowy tego młodego fiuta kominiarkę. Ten wpadł w szał i zasztyletował mojego kumpla. -Ale wiesz dlaczego potrzebował tych pieniędzy?- wtrącił szybko komisarz. -Zaraz ci wszystko powiem, bo większości dowiedziałem się dopiero później. Od niego.- Przerwał na chwilę i spojrzał w sufit. Przez moment siedział nieruchomo wpatrując się w górę.-Ale tu kurwa gorąco. Nie macie klimatyzacji? Aa, czy mógłbym dostać szklankę wody? Ale zimnej.- Po tym na twarze przesłuchiwanego pojawił się szyderczy uśmiech, a pan Michniak skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej i odpowiedział. -Przypominam, że nie jesteś w hotelu tylko na przesłuchaniu.-Gdy zakończył krótką wypowiedź skinął głową na jednego z policjantów aby przyniósł wodę. Po pięciu minutach był już z powrotem z całą butelka wody mineralnej. Kornciewicz napił się i kontynuował zeznanie. -Po tym morderstwie w mojej głowie rodziła się tylko jedna myśl. Dorwać sukę, która zabiła mi kumpla. I tak też się stało na następny dzień kiedy się o wszystkim dowiedziałem. Gnojek zabrał mojemu kumplowi telefon. Nie pomyślał żeby wyjąć kartę albo coś. Z łatwością go namierzyłem. Ale wolałem poczekać. Nie złapałem go od razu. Śledziłem gówniarza i zbierałem materiały. Chłopak nazywał się Rafał Szelk no i jak już wcześniej wspominaliśmy miał siedemnaście lat. Z tego co się dowiedziałem potrzebował kasy na jakieś sterydy czy coś takiego bo ćwiczył na siłowni. A wiadomo, że rodzice nie daliby mu na to gówno, poza tym w owym miesiącu jego starzy mięli już sporo wydatków. A temu małolatowi koksy potrzebne były od zaraz. Czy to nie kurestwo? Zabijać za sterydy? Eh. Dziwny jest ten świat. No ale dalej. Dużo się od niego dowiedziałem. Może będę teraz opowiadał z jego perspektywy. Co pan na to? Bo ja sądzę, że to będzie łatwiejsze. -Proszę.-Odpowiedział komisarz. -Wyśmienicie. Teraz będę go cytował. „Widzi pan, ja nie chciałem go zabić. To działo się tak szybko, nawet nie wiem dlaczego to zrobiłem”- Muszę dodać, że malutki Rafałek płakał jak nie wiem co. No ale dalej. „Potrzebowałem pieniędzy, ale nie chciałem robić nikomu nawet najmniejszej krzywdy, a już nie mówiąc o zabijaniu. Moi rodzice zawsze dbali o to żeby było mi dobrze i przyznaję, że niczego mi nie brakowało. Ale ja potrzebowałem pieniędzy, chodzę na siłownie i nie czułem już żadnych większych przyrostów więc chciałem sterydów. Nie są one tanie. Wymyśliłem sobie, że znajdę na ulicy kilka osób, które wyglądają jakby miały pieniądze, a potem napadnę na każdą z osobna. Pana kolega wyglądał na takiego. Droga skórzana walizka, porządne buty i płaszcz”- Jak już mówię wszystko to muszę przyznać, że dostał za to ode mnie w mordę. -Nie przerywaj gnido, mów!- Zbulwersował się policjant i wydał rozkaz podejrzanemu. -Wedle życzenia. „ Proszę niech pan mnie nie bije”- Wydusił z siebie ten gnojek, a ja przylałem mu w brzuch i kazałem żeby mówił dalej. „Złapałem wiec tego mężczyznę, za szyję i wyciągnąłem z jego ręki walizkę trzymając przy jego gardle nóż, ale przysięgam nie chciałem z niego korzystać.”- Dobrze, że to dodał bo już chciałem go jebnąć. „Wtedy ten człowiek założył mi jakiś chwyt, sam nie wiem co to było. Potem zdjął mi kominiarkę i zobaczył moją twarz. Nie wiedziałem co robić. Puścił mnie, a ja zobaczyłem, że sięga po cos do wewnętrznej strony płaszcza. Myślałem, że wyjmie broń więc rzuciłem się na niego i zacząłem go dźgać nożem po brzuchu. Wystraszyłem się. To wszystko ze strachu. Jak się później okazało słusznie Się bałem po za płaszczem rzeczywiście miał broń. Złapałem tylko walizkę i telefon. Potem uciekłem szybko.” -Nie wierzę, że go nie uderzyłeś za to.- Wtrącił policjant i spojrzał wymownie na Kornciewicza.- Ten tylko się zaśmiał i odpowiedział. -Wręcz przeciwnie. Chwyciłem metalową rurkę i zacząłem go bić po kolanach do momentu kiedy słyszałem szczęk pękających kości. Ale niech pan nie myśli, że tak zostawiłem biedaka. Na chwilę przerwaliśmy rozmowę a on wył a bólu. Więc musiałem zrobić gips i go opatrzyć. Po…- Nie dokończył, gdyż pan Michniak nie wytrzymał tego i rąbnął z całej siły podejrzanego w twarz i wykrzyknął. -Ty morderco!- Kornciewicz tylko się zaśmiał i otarł krew z twarzy. Inni policjanci wbiegli na salę i złapali komisarza. -Mogę kontynuować? – Zapytał przesłuchiwany śmiejąc się. Skinięciem głowy dostał pozwolenie.- Po opatrzeniu jego nóg rozmawialiśmy dalej. „ Widzi pan, kiedy już to wszystko się stało, kiedy go zabiłem nie kupiłem tych sterydów. Zostawiłem wszystkie pieniądze u swojego zaufanego kolegi. Byłem zszokowany tym co zrobiłem. Nie mogłem dojść do siebie. Kiedy byłem u niego rzygałem wiele razy. Ból brzucha nie dawał mi spokoju. Kolega myślał, że poprzedniego dnia przesadziłem z alkoholem. Kurde, musiałem mu powiedzieć. Patrzył na mnie jak na mordercę. Ale ja to zrobiłem ze strachu.”- Spojrzałem wtedy w niego i zapytałem czy teraz się boi. Przyznał, że tak i przełknął ślinę, potem mówił dalej. „ Powiedział, że widząc mój stan jedyne co może mi doradzić to tylko to żebym poszedł na policję i wszystko zeznał. Nie wiedziałem co robić. Kiedy od niego wyszedłem idąc ulica miałem wrażenie, że wszyscy ludzie na mnie patrzą. Ale nie w taki zwykły sposób. Oni wtedy patrzyli na mnie jak na wielkiego zbrodniarza. To było straszne. W domu nic nie jadłem, tata zaczął podejrzewać mnie o to, że ćpam, mama podeszła do tego inaczej, myślała, że się zakochałem. Nie mogłem im powiedzieć. Leżałem na łóżku i płakałem. Czasem tylko podniosłem głowę i wyjrzałem przez okno. Kiedy tak patrzyłem widziałem pod drzewem człowieka, który ciągle patrzy w moje okno. Bałem się go. Myślałem, że to albo policjant, który już wie albo, że to ktoś z bliskiego otoczenia tego, którego zamordowałem. Może przyszedł się zemścić. Nie pamiętam dokładnie jego twarzy. Wiem tylko, że miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę i okulary. Budziłem się w nocy, bo ciągle miałem ten sam sen. Śniło mi się, że zabijałem sam siebie. I to sprawdzało się w rzeczywistości. Nie byłem do życia. Wszystkiego się bałem, ciągle wymiotowałem. Wszystkiego i wszystkich się bałem. Przerażał mnie nawet jakiś dziwny koleś, z którego wcześniej bym się śmiał.”- Zapytałem go kim był ten dziwny koleś. Rafał oczywiście mi odpowiedział. „To był dość wysoki facet i nawet nieźle zbudowany ale miał śmieszny wyraz twarzy i gapił się na każdego przechodnia, a na mnie najbardziej, pamiętam jeszcze, że w zawsze kiedy go widziałem, a było to często, to w ręku miał piłeczkę tenisową i odbijał sobie nią o ziemię. Dziwne rzeczy się działy wokół mnie. Najgorsze było to, że człowiek w skórze czekał zawsze pod moją szkołą, pod moim domem. Był po prostu wszędzie. Wyraźnie mnie śledził. Bałem się go bardziej niż wtedy tego człowieka, którego przypadkiem zabiłem.”- Za to dostał tak w mordę, że spadł z krzesełka, no ale jestem człowiekiem i pomogłem mu usiąść. Ale to tylko taka wstawka, opowiadam dalej. „ Nie wiedziałem co mam robić, czasem opuszczałem sobie nawet szkołę, bo wydawało mi się, że nauczyciele tez wiedzą. Przez te dni dziwni na mnie patrzyli. Wracałem do domu i siedziałem na swoim łóżku czasem tylko patrząc przez okno. Za każdym razem kiedy przejeżdżał samochód miałem wrażenie, że to policja. Często płakałem, nie mogłem się pogodzić z tym, że kogoś zabiłem. Miałem również obawy przed zaśnięciem. Myślałem, że kiedy się obudzę to zobaczę świat z za krat. Zasypiałem późno w nocy. Proszę pana, ja naprawdę nie chciałem tego zrobić. Mogę oddać pieniądze i zapłacić dodatkowo jeszcze trochę. Tylko proszę, niech mnie pan nie zabija.”- Ja na to kazałem mu się zamknąć i opowiadać dalej bo zaciekawiła mnie jego opowieść. Więc kontynuował. „Potem, nawet nie wiem ile minęło dni od zbrodni, kiedy późno w nocy wracałem od swojego kolegi podjechał do mnie samochód i zamaskowany mężczyzna zapakował mnie do tyłu. To byłeś ty.”- Zaśmiałem się i odpowiedziałem-„No widzisz to ja. A chcesz poznać moją twarz?”- zdjąłem kominiarkę i chłopak naprawdę się zdziwił.-„ To ty? Ten śmieciarz od piłeczki tenisowej?”- zapytał mnie, a ja tylko się uśmiechnąłem. Dopiero po chwili milczenia odezwałem się do niego.-„ Naprawdę przeżywałeś piekło chłopcze. Widać, że nie chciałem tego zrobić. Oczywiście jeżeli całej tej historii nie zmyśliłeś” – Ten szybko wykrzyknął i powiedział do mnie- „ To prawda, to wszystko prawda. Nie oszukałbym pana.” –Spojrzałem na niego i życzliwie się u uśmiechnąłem w jego kierunku. Odwiązałem go od krzesełka i powiedziałem.-„Chłopcze, naprawdę urzekła mnie twoja historia, ale tak się składa, że nie zbyt w nią wierzę”- Po tych słowach zastrzeliłem go. A jeżeli pan mi nie wierzy to mogę nawet powiedzieć, że strzeliłem do niego trzy razy. Dwie kule w tors, a trzecia w głowie. Chłopak już nikogo nie zabije.- Kornciewicz zaśmiał się- Przynajmniej tak mi obiecał.- Po tych słowach wpadł w jeszcze większy śmiech i powiedział.- Historia godna „Ojca chrzestnego” co?- Komisarz Michniak popatrzył na niego z obrzydzeniem i wezwał policjantów. -Ty… Ty… Brak mi słów do określenia ciebie i twojej podłości. Zabierzcie go stąd.- Funkcjonariusze wyprowadzili podejrzanego i zamknęli w celi do czasu rozprawy… Trzy dni później…Sąd Rejonowy w Gdyni… -Proszę wstać. Sąd wchodzi. Wprowadzić oskarżonego.- Dwóch policjantów z grupy antyterrorystycznej wprowadziło Kamila Kornciewicza na sale. Oskarżony na rozprawie nie miał już tak wesołej miny jak w trakcie przesłuchania. Strona przeciwna razem z policją zebrała wiele dowodów wskazujących na winę oskarżonego. Rozprawa trwała pięć godzin aż w końcu sąd orzekł swój wyrok. -Niniejszym ogłaszam, że skazuję oskarżonego o zabójstwo siedemnastoletniego Rafała Szelka oraz o kilka innych zabójstw i działalność w grupie przestępczej na karę dożywotniego pozbawienia wolności w więzieniu o zaostrzonym rygorze.-Sąd zamknął rozprawę, a dwaj antyterroryści wyprowadzili skazańca. Kiedy był prowadzony przez korytarz komisarz Michniak obecny na rozprawie zbliżył się do Kornciewicza i powiedział. -Nie powiedziałeś mi dlaczego nam się podłożyłeś. Miałeś w tym jakiś interes?- Skazany uśmiechnął się szczerze i odpowiedział. -Widzi pan panie komisarzu. Wykonałem swoje zadanie, pomściłem kumpla poza tym prędzej czy później byście mnie jakoś dorwali. Znudziła mi się gangsterka i miałem ochotę z tym skończyć. Innym z powodów jest to, że po stracie przyjaciela moje Zycie przestało mieć sens.-Tu zakończył, a policjant ujrzał w jego oczach strach. Wpatrywali się chwilę czasu w swoje oczy próbując przeniknąć się nawzajem. Nagle odezwał się jeden z antyterrorystów. -Panie komisarzu. Musimy go zabrać.- Kornciewicz trafił do więzienia w Radomiu na odział dla wyjątkowo groźnych przestępców. Już nigdy nie spotkał się z Michniakiem. Więzienie zdawało się być dla niego rajem, miał tu poparcie i szacunek wielu więźniów. Jednak tak naprawdę był osobą samotną. Tęsknił za swym przyjacielem. Niekiedy zdarzały się problemy z Kornciewiczem, gdyż rzucił się na któregoś z innych skazańców za to, że nie okazywali mu należytego szacunku. Pewnego słonecznego i upalnego dnia po roku od zapadnięcia wyroku podczas spaceru Kornciewicz padł na ziemię i już nigdy nie wstał. Zmarł na wylew. Po swojej śmierci został okrzyknięty największym zbrodniarzem bieżącego wieku co mogło być największym zaszczytem dla mordercy. Na jego pogrzebie znalazła się tylko jedna osoba, komisarz Michniak. Podpis: AD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALIISS...
Nie wiedziałem co mam robić, czasem opuszczałem sobie nawet szkołę, bo wydawało mi się, że nauczyciele tez wiedzą. Przez te dni dziwni na mnie patrzyli. Wracałem do domu i siedziałem na swoim łóżku czasem tylko patrząc przez okno. Za każdym razem kiedy przejeżdżał samochód miałem wrażenie, że to policja. Często płakałem, nie mogłem się pogodzić z tym, że kogoś zabiłem. Miałem również obawy przed zaśnięciem. Myślałem, że kiedy się obudzę to zobaczę świat z za krat. Zasypiałem późno w nocy. Proszę pana, ja naprawdę nie chciałem tego zrobić. Mogę oddać pieniądze i zapłacić dodatkowo jeszcze trochę. Tylko proszę, niech mnie pan nie zabija.”- Ja na to kazałem mu się zamknąć i opowiadać dalej bo zaciekawiła mnie jego opowieść. Więc kontynuował. „Potem, nawet nie wiem ile minęło dni od zbrodni, kiedy późno w nocy wracałem od swojego kolegi podjechał do mnie samochód i zamaskowany mężczyzna zapakował mnie do tyłu. To byłeś ty.”- Zaśmiałem się i odpowiedziałem-„No widzisz to ja. A chcesz poznać moją twarz?”- zdjąłem kominiarkę i chłopak naprawdę się zdziwił.-„ To ty? Ten śmieciarz od piłeczki tenisowej?”- zapytał mnie, a ja tylko się uśmiechnąłem. Dopiero po chwili milczenia odezwałem się do niego.-„ Naprawdę przeżywałeś piekło chłopcze. Widać, że nie chciałem tego zrobić. Oczywiście jeżeli całej tej historii nie zmyśliłeś” – Ten szybko wykrzyknął i powiedział do mnie- „ To prawda, to wszystko prawda. Nie oszukałbym pana.” –Spojrzałem na niego i życzliwie się u uśmiechnąłem w jego kierunku. Odwiązałem go od krzesełka i powiedziałem.-„Chłopcze, naprawdę urzekła mnie twoja historia, ale tak się składa, że nie zbyt w nią wierzę”- Po tych słowach zastrzeliłem go. A jeżeli pan mi nie wierzy to mogę nawet powiedzieć, że strzeliłem do niego trzy razy. Dwie kule w tors, a trzecia w głowie. Chłopak już nikogo nie zabije.- Kornciewicz zaśmiał się- Przynajmniej tak mi obiecał.- Po tych słowach wpadł w jeszcze większy śmiech i powiedział.- Historia godna „Ojca chrzestnego” co?- Komisarz Michniak popatrzył na niego z obrzydzeniem i wezwał policjantów. -Ty… Ty… Brak mi słów do określenia ciebie i twojej podłości. Zabierzcie go stąd.- Funkcjonariusze wyprowadzili podejrzanego i zamknęli w celi do czasu rozprawy… Trzy dni później…Sąd Rejonowy w Gdyni… -Proszę wstać. Sąd wchodzi. Wprowadzić oskarżonego.- Dwóch policjantów z grupy antyterrorystycznej wprowadziło Kamila Kornciewicza na sale. Oskarżony na rozprawie nie miał już tak wesołej miny jak w trakcie przesłuchania. Strona przeciwna razem z policją zebrała wiele dowodów wskazujących na winę oskarżonego. Rozprawa trwała pięć godzin aż w końcu sąd orzekł swój wyrok. -Niniejszym ogłaszam, że skazuję oskarżonego o zabójstwo siedemnastoletniego Rafała Szelka oraz o kilka innych zabójstw i działalność w grupie przestępczej na karę dożywotniego pozbawienia wolności w więzieniu o zaostrzonym rygorze.-Sąd zamknął rozprawę, a dwaj antyterroryści wyprowadzili skazańca. Kiedy był prowadzony przez korytarz komisarz Michniak obecny na rozprawie zbliżył się do Kornciewicza i powiedział. -Nie powiedziałeś mi dlaczego nam się podłożyłeś. Miałeś w tym jakiś interes?- Skazany uśmiechnął się szczerze i odpowiedział. -Widzi pan panie komisarzu. Wykonałem swoje zadanie, pomściłem kumpla poza tym prędzej czy później byście mnie jakoś dorwali. Znudziła mi się gangsterka i miałem ochotę z tym skończyć. Innym z powodów jest to, że po stracie przyjaciela moje Zycie przestało mieć sens.-Tu zakończył, a policjant ujrzał w jego oczach strach. Wpatrywali się chwilę czasu w swoje oczy próbując przeniknąć się nawzajem. Nagle odezwał się jeden z antyterrorystów. -Panie komisarzu. Musimy go zabrać.- Kornciewicz trafił do więzienia w Radomiu na odział dla wyjątkowo groźnych przestępców. Już nigdy nie spotkał się z Michniakiem. Więzienie zdawało się być dla niego rajem, miał tu poparcie i szacunek wielu więźniów. Jednak tak naprawdę był osobą samotną. Tęsknił za swym przyjacielem. Niekiedy zdarzały się problemy z Kornciewiczem, gdyż rzucił się na któregoś z innych skazańców za to, że nie okazywali mu należytego szacunku. Pewnego słonecznego i upalnego dnia po roku od zapadnięcia wyroku podczas spaceru Kornciewicz padł na ziemię i już nigdy nie wstał. Zmarł na wylew. Po swojej śmierci został okrzyknięty największym zbrodniarzem bieżącego wieku co mogło być największym zaszczytem dla mordercy. Na jego pogrzebie znalazła się tylko jedna osoba, komisarz Michniak. Podpis: AD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie mam nic ciekawego do czytania , muszę w poniedzialek iść do biblioteki... O przeczytam opowiadanie ALIISS... Brzechwa Jan, Ballada o małej księżniczce Lat temu trzysta na pewno Byłabyś dumną królewną, Dumną infantką z Kastylii O dłoniach bielszych od lilii. Jaśniałaby twa uroda W pałacach albo w ogrodach, I oczy barwy metalu Siałyby lęk w Escorialu. O twoją chłodną grandezzę, O twoje wdzięki kobiece, Kruszono by stal co ranka Na mauretańskich krużgankach. Żebrzący o twoją łaskę Malowałby cię Velazquez, I swoim pędzlem, księżniczko, Uwieczniłby twoje liczko. Pierwszy poeta Madrytu Zabawiałby cię do świtu Niepokojącą historią O Don Juanie Tenorio. A ja - twój przyszły małżonek, W kryzach z barbanckich koronek Przez wąskie, tajemne drzwiczki Szedłbym do mojej księżniczki, I niósłbym ci w podarunku Prócz serca i pocałunku Szkatułę rzezaną w kości Na dowód mojej miłości. A w tej szkatule pierścienie, Klejnoty o wielkiej cenie I dwieście naramienników Od genueńskich złotników. Lecz dziś żyjemy w epoce, Gdy dni są smutne i noce, I życie coraz to pustsze, Jak lustro odbite w lustrze. Nie jestem grandem hiszpańskim, Tylko poetą bezpańskim, Który nieśmiało na randkę Zaprasza swoją infantkę. Przychodzi moja królewna W trepkach z prostego drewna, I po kawiarniach z nią błądzę Za pożyczone pieniądze. Tulisz się do mnie łaskawie, Stajesz przy każdej wystawie, Gdzie leżą rzeczy niedrogie, Których ci kupić nie mogę. I tylko miłość jest tania Pachnąca smutkiem rozstania, Więc rzucam ci ją pod nogi, Choć jestem taki ubogi, I ślę ci na znak tęsknoty Fiołki za jeden złoty, I moje serce uparte Jednego grosza nie warte. Mała księżniczko....❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Brzechwa Jan, Druga ballada o małej księżniczce Maleńka moja księżniczko, Nikt losu zmienić nie zdoła: Znajomą wąską uliczką Udamy się do kościoła. Za nami pójdą dworzanie, Książęta i ich kochanki, Panowie możni i panie Z Madrytu i z Salamanki. I pójdą długą czeredą Admirałowie Armady, Astrologowie z Toledo, I bakałarze z Grenady. Dwór cały kornie uklęknie, Ksiądz włoży srebrzystą komżę, I pomyśl, jak będzie pięknie, Gdy stułą nam ręce zwiąże. A potem złotą karetą Wrócimy do Escorialu; Księżniczka z mężem - poetą, Jak słońce z kroplą opalu. Stu paziów tren twojej sukni Poniesie na drżących rękach, I będą paziowe smutni, Księżniczko moja maleńka! I tylko ja, twój małżonek, Omdlewać będę z radości, I w kryzach z białych koronek Powitam weselnych gości. Ty na swym tronie książęcym Zasiądziesz dumna i biała, Ażeby sto razy więcej Uroda twoja jaśniała. Sam cesarz i król ci złoży W prezencie ślubnym Kastylię, Z Wenecji wysłannik doży Przywiezie ci srebrne lilie; Król Francji da ci różaniec Z diamentów czystych dobrany, A młody car - samozwaniec - Dwa sobolowe kaftany; Królowie polski i szwedzki I Kurfürst, i Ojciec Święty, I szach, i sułtan turecki Przyślą ci cenne prezenty. Ty lubisz siedząc na tronie Jedwabiom, drogim kamyczkom Przyglądać się, brać je w dłonie, Maleńka moja księżniczko. Po uczcie wszystkie podarki Zaniosą do twej sypialni, Kastylskie młode harfiarki Zagrają ci pożegnalnie. Frejliny i damy dworu Rozplotą twe wonne włosy, I z ciasnych sukien rozbiorą, I do łożnicy zaniosą. Ustami usta twe musnę, I musnę cudne twe liczko, I w twoich ramionach usnę, Maleńka moja księżniczko. Nazajutrz znów jak codziennie Uklęknę przy tobie blady, I będę kochał niezmiennie, I oto koniec ballady. Lat temu trzysta na pewno Byłoby tak, nie inaczej. A dziś, maleńka królewno, Z tęsknoty za tobą płaczę. I kocham ciebie daremnie, I łzy mych ran nie zagoją; Szczęśliwa jesteś beze mnie, I żoną jesteś - nie moją. Lecz jutro znów jak codziennie Uklęknę przy tobie blady, I będę kochał niezmiennie, I to już koniec ballady. Wiersze najsławnjeszych poetów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja was lubie
Wiatrowska-Myszkiewicz Krystyna, Tożsamość snu Jestem dziewczynką butnowłosą uciekam od lat wzdłuż mulistej rzeki mijam stare buki cieniące Jej Leniwość gładkie łachy piachu na brzegi wylane korzeń o który zawsze się potykam tupot małych nóżek moim śladem kluczy gdy przystają - stadnie posapują i dalej, dalej, dalej! przykucam pod liściem paproci wcieram pot w wiskozowe spodenki przerośnięte łatami by po chwili wyrwać kolejną ścieżką gaju a wszystkie gałązki tłuką policzki i choć znam ich taniec nie potrafię się uchylić świst kamieni stłumiony okrzykiem dopada zmurszałe pnie i mija o włos biorę zakręt z tym samym kątem determinacji drżące nóżki uciekinierki posiekane zapomniane przyczynki strachu w leśnych załomach teraz powojenne okopy zapadnięte ciężarem próchna i mchu przeczołgać się nimi zaplanowanym szlakiem z dala sennie świta skraj lasu nigdy do niego nie dobiegam 👄❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja was lubie
Smaczne rogaliki Wiosenko👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja was lubie
a co ja mam wam postawić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam 👄 Juz jestem w domku... Teściowa zadowolona , wycałowała mnie i bardzo dziękowała... Naszykowała nam jedzenia na tydzień, wiedziała , ze nie wezmę od niej pieniędzy to tak się zrewanżowała... Napakowała nam garnek gołąbków, pierożków,szynki, polędwicę i kielbase krakowska... upiekła nam sernika na niedziele... Jutro nie muszę nic gotować... Ja tez mam jak widzicie wspaniałą teściową... Bodajże Listeczek tez bardzo chwali swoich teściów...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość JGoor
Laurka dla Teściowej Różne chodzą opinie o tym stanie niewieścim Bo co znaczy teściowa I co w tym wyrazie się mieści Nikt naprawdę nie wie Nawet wtedy gdy jesteś w potrzebie Śpieszy z pomocą, Twojej żonie A ty stojąc z boku popijając piwo Myślisz no nareszcie I o dziwo, bo nie wiedząc o co chodzi To chodzi o to, że kobieta w tym stanie skrajności Jest matką Twojej żony! I niech się święci ten stan niewieści Bo w sercu teściowej wszystko się zmieści I miłość i słodycz, gniew i połajanie A ty miej to mniemanie Pozdrawiam WbW.🌼 Że taką cholerę, nie każdy dostanie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×