Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

konwalia f

Jedzenie kompulsywne - komu jeszcze marnuje zycie?

Polecane posty

Gość asiena
tezznamtenproblem: Pisz, pisz ile wlezie, jeśli tylko Ci to pomaga. Mnie bardzo. Dużo mi daje wyrzucenie z siebie swoich myśli i odczuć. Mogę wiedzieć ile masz lat? Wiesz co, wiem jak ciężko jest znaleźć drugą połówkę, szczególnie kiedy się nie wierzy, że ktoś byłby w stanie zaakceptować nas takie, jakie jesteśmy. Nie możesz się poddawać ani sobie wmawiać, że to Ci się nie uda, trzeba za wszelką cenę próbować i szukać szczęścia, nie czekać na nie, tylko je szukać. Wierz mi, jesteś w sto tysięcy lepszej sytuacji niż ja, bo ja jestem w pakiecie w dzieckiem, a to trudniej panom przełknąć. Życie mamy jedno jedyne, więcej nie, trzeba robić wszystko tak, żeby było najpiękniejsze jak się tylko da! A mama... No cóż, moja też jest dość toksyczna i wiele łez przez nią wylałam, mimo że pewnie nie chciała źle. Moje dziecko ma 10 lat i kocha wnuczkę nad życie, a do tej pory zdarza jej się mi wypomnieć tę wpadkę. Owszem jest mi przykro, ale staram się to przekuwać w swoją siłę, a nie słabość. Moje obżarstwo wzięło się właśnie z wielu kłopotów rodzinno-życiowych, zapewne jak Twoje i innych tutaj, najprościej jest zajeść problem i złe słowo, bo przynosi to ulgę i przyjemność, więc dziewczyny lepiej zagadujmy te nasze problemy tutaj, a nie zajadajmy ich. :-) Mamy godzinę 18, a ja nadal trzymam dietę, a i poziom motywacji nie spada. Oby tak dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaamilllaaaa
tezznamtenproblem - asiena ma racje, nie wolno Ci tak myśleć. To że w tej chwili nie masz nikogo to nie znaczy że tak bedzie zawsze, to po pierwsze. A po drugie, nie znaczy to też że z tego powodu masz zaniedbywać siebie i skazywać na niepowodzenie. Zyj przede wszystkim dla siebie, schudnij dla siebie, uśmiechaj sie sama do siebie i ciesz się wolnością. Każdy etap w życiu czlowieka ma swoje plusy i minusy. My mamy dziecko, piszesz że mamy dla kogo życ. Nie powinnas postrzegać tego w ten sposob, że ktos cos ma, ze inni maja lepiej. Sproboj skupić sie na plusach tego że jesteś aktualnie sama. Ze masz dla siebie mnostwo czasu, nikt Cie nie ogranicza, możesz robić co chcesz. Na poważny związek i dzieci przyjdzie czas i w Twoim życiu, a puki co ciesz się swobodą bycia samej i rób dla siebie tyle dobrego ile możesz, dopieszczaj sie puki wlasnie jeszcze nie musisz dbać o nikogo poza soba ;) Ja od zawsze popelnialam ten bląd, ze patrzylam jak inni maja dobrze, dostrzegałam szczęscie wszedzie tylko nie u siebie. Tworzyłam sobie taki moj wymarzony świat, w ktorym bylabym szczesliwa gdybym miała to i tamto...a jak już to zdobywalam to okazywalo sie ze nadal nie jestem szczesliwa, bo ciągle ktoś ma wiecej, bo ciągle ktos ma lepiej. Uczę sie powoli doceniać to co ja mam, i nie oglądać sie na innych, nie zazdrościc, nie zastanawiac sie, dlaczego ktos ma cos, a ja nie mam. Głowa do gory :) Asiena - widzę że my jestesmy w bardzo podobnej sytulacji zyciowej, tzn. ja tez urodzilam coreczkę wczesnie, mając niecale 19 lat, teraz moja corka ma 7 lat, a ja od roku jestem rozwiedziona. W prawdzie mam chlopaka, mieszkamy razem, ale nie do końca się ten moj związek uklada :( No ale to juz inna sprawa. A ja dzisiaj mialabym osmy dzien "abstynencji" gdyby nie to że znajoma przniosla mi 4 paczki herbatnikow po 200 gram kazda (oczywiscie dla coreczki) a ja zjadlam od razu jedną paczkę do kawki na raz :( Wszystko bylo dobrze dpluki nie mialam w domu nic co by mnie moglo skusić. Wiedzialam ze nie wytrzymam, predzej czy pozniej zjem te ciastka, jedyne co mogloby mnie powstrzymac to wyrzucenie ich do kosza :( Jedyny postęp jaki zrobilam, to taki że kiedys poszlabym jeszcze do sklepu i dokupilabym sobie czekolade, frytki, pizze, chipsy lub jeszcze cos innego, a dzis sie powstrzymalam. Zjadlam te ciastka i mimo że potem mialam okropną ochotę na więcej, na tym się skonczylo. Potem po obiedzie jeszcze kilka do popoludniowej kawy zjadlam... i teraz siedze i siedze i walczę ze sobą zeby nie wyjsc do sklepu po czekoladki i inne śmieci :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
asiena, ja mam 25 lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaamilllaaaa
to jestesmy we trzy w podobnym wieku ;) tezznamtenproblem - a jak masz na imię, łatwiej bedzie nam sie do Ciebie zwracać po imieniu ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
Basia, co prawda na drugie ale to imię wolę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość asiena
Ja Asia, miło mi Was poznać. Nie uwierzycie, bo i ja sobie nie wierzę :-) ale nadal wytrzymuję i nie chce mi się jeść!!! Nawet odmówiłam dziś czekolady od córki (dostała od babci) i nie zjadłam ani kawałeczka!!! Yupiii!!! kaamilllaaaa: Rzeczywiście mamy bardzo podobną sytuację życiową. Ja tylko mieszkam sama z córą. Do pewnego momentu po rozwodzie z jej ojcem nawet nie odczuwałam potrzeby bycia z facetem. Byłam zrażona tym, że nie wyszło mi z moim byłym mężem, a poza tym przede wszystkim bałam się tego, że Paula nie zaakceptowałaby nikogo innego. Teraz, kiedy jest starsza i rozumie wszystko, wiem, że nie miałaby nic przeciwko. Zresztą spotykałam się ostatnio z kimś, poznała go jako mojego kolegę, polubiła i myślałam, że będzie dobrze, tym bardziej, że bardzo mi na nim zależało i zwyczajnie zakochałam się pierwszy raz od wielu lat... Niestety nagle przestał chcieć ze mną być. Z dnia na dzień skończył znajomość. Przepłaciłam to łzami i nadprogramowymi kilogramami. Ale dosyć już tego! tezmamtenproblem: Zgadzam się z kaamilllaaaa. Walcz o siebie. Jesteś młoda i wierz mi, że masz przed sobą i czas, i jeszcze sto tysięcy szans na miłość (ja jestem starsza i nadal w to nie wątpię!). Wszystko będzie dobrze. Daj sobie szansę!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
cześć, wczorajszy dzień zaliczam do udanych, chociaż nie powiem wieczorem było mi strasznie trudno.......to,że tu jesteście niesamowicie mnie motywuje, bo nie chcę Was i siebie po raz kolejny zawieść. Macie rację postaram się nie poddawać, spróbować jeszcze raz. Porządkuje swoje sprawy i postaram się nie objadać, na razie całkowicie rezygnuje ze słodyczy, bo nie umiem kontrolować tego ile ich zjem, może za jakiś czas pozwolę sobie na desery.Wczoraj miałam nawet całkiem zdrowe menu, rano kanapki, potem banan, na obiad duża porcja sałatki i 3 ziemniaki, przekąska jogurt naturalny, a na kolację znów sałatka z chlebkiem chrupkim. Do tego piję zieloną herbatę, rano 1 kawę no i ze smutkiem zrezygnowałam z wszelkiego rodzaju napojów. Zastanawiam się też czy nie zacząć jeść mięsa, chociaż nie bardzo mam na to ochotę, ale niedługo postaram się zrobić morfologię i wtedy zdecyduję. Na tym etapie mojej powiedzmy walki liczy się konsekwencja a wręcz reżim, pory posiłków stałe, zdrowe jedzenie, musi być tak jak to sobie zaplanowałam,-to silniejsze ode mnie. Może potem pozwolę sobie na więcej luzu. Asia- to wspaniale że tak dobrze sobie radzisz, oby dzisiejszy dzień był udany dla nas wszystkich, pzdr

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość asiena
Taaak! Musimy się motywować nawzajem i zmieniać swoje życie na lepsze zaczynając od zmiany podejścia do jedzenia i jedzenia tegoż jedzenia jak należy, a nie wpychaniu w siebie niezliczonych ilości przeróżnych śmieci. U mnie drugi dzień diety i nadal nie spada poziom mojej silnej woli, wręcz rośnie! Drugi dzień jak nie miałam niczego słodkiego w ustach. Ktoś powie, że żaden to sukces, ale dla mnie ogromny krok. Ja jak mam atak żarcia, nie potrafię bez słodkiego, jak już nie mam nic ciekawszego w domu to potrafię wpierdzielać dżem ze słoika, albo zrobić sobie polewę czekoladową z kakao, mleka, cukru i margaryny... Wierzcie, że cuda przychodzą mi do głowy jak mam napad obżarstwa! Teraz mam siłę z tym walczyć i chcę to wykorzystać na maksa. A jak u Was dziewczyny? Wierzę, że zadziała reakcja łańcuchowa, jedna zacznie, to potem druga i następna... Jedzenie nie może nas zniewalać! Napiszcie mi jak sobie radzicie, kiedy przychodzi myśl na zjedzenie czegoś niedozwolonego? Może ściągnę coś od Was. Ja pije dużo herbat ziołowych, taki zastępnik jedzenia, jak mam ochotę koniecznie coś jeść (a nijak głodna nie jestem) to robię jakieś ziółka, raz miętę, raz rumianek czy zieloną herbatkę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
Tak taka wzajemna motywacja to jest właśnie to czego szukałam, teraz, gdy wspieramy siebie na wzajem musi się udać:) w sobotę szykuje mi sie ogromny stres, pierwsza jazda o matko jak ja się boję no i do soboty muszę też zdać egzamin wewnętrzny z teorii, myślicie że zdążę i dam radę? po 14 planuje zacząć się uczyć obym tylko z nerwów nie zaczęła jeść, wiecie rano wstałam i miałam taki dobry humor, bo wczoraj mi się powiodło z tym niejedzeniem. zaraz idę zjeść obiad, może coś gotowego ze słoiczka, w miarę zdrowego bo na 13 nie dam rady już nic zrobić, poza tym fatalnie gotuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
kiedyś u mnie sprawdzało się to że jak byłam zdenerwowana i musiałam coś jeść, to była to marchewka surowa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość asiena
O! Marchewka to i u mnie się sprawdza, i też podjadam jak już muszę coś zjeść. Basiu, dasz radę! Prawko to pikuś w porównaniu z innymi życiowymi egzaminami, wierz mi. Ja co prawda mam prawo jazdy już z 9 lat, więc już szaleje. ;-) Pouczysz się i zdasz, jak nie za pierwszym razem, to za następnym. Nie ma się tylko co zniechęcać. A jazdy to sama przyjemność. Nie ma się czego stresować. W razie Twoich błędów, do których masz prawo, instruktor z nich wybrnie. Niczym się nie martw. Ludzie mają prawka po dziesiąt lat i jeżdżą gorzej niż kursanci. Głowa do góry, gaz i do przodu! :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaamilllaaaa
a ja znowu zawaliłam :(:( płakać mi się chce, juz naprawdę myślałam że bedzie dobrze, że dam sobie rade...już czasem naprawdę nie wiem jak mam sobie pomoc z tego wyjsc, i czy naprawdę sama dam radę, bez pomocy psychologa, czy jakiejs psychoteriapii. Ale ja nie chcę żadnych terapii...ja chce sama sobie udowodnic ze dam sobie rade, że jestem silna i że wyjdę z tego. I juz bylam na dobrej drodze, dopluki nie zjadlam wczoraj tych ciastek. Owszem, jeszcze wczoraj w miare było ok, na wieczor zjadlam normalna kolację, pozniej kilka tych herbatnikow i dość, po nic wiecej nie sięgnęlam. Nawet nie najadlam sie tak jak zwykle, nie bylo tych wszystkich dolegliwosci, bolu brzucha, wyrzutow sumienia. Dopiero dzis, mialam wrocic do zdrowego odzywiania, mialam zamiar nawet pocwiczyc, pojsc z psem na dlugi spacer. Jednak na zamiarach sie skonczylo, a co gorsza, wszystko od rana robie na odwrot tego jak sobie zaplanowalam. Zjadlam sniadanie, a po godzinie, herbata i ciastka, potem poszlam jeszcze do sklepu, zrobilam zakupy - oczywiscie same niezdrowe - wrocilam z zamiarem że zrobie sobie kawę i zjem do tego kawalek ciasta ktore sobie kupilam. Zanim zdąrzyla sie zagotowac woda na kawę to ciasta juz nie bylo, potem jeszcze batonik i słomka ptysiowa, a na obiad kupilam sobie pierogi. Najgorsze że wiem że juz tego nie powstrzymam do wieczora :( Mogę sobie tylko obiecać, po raz setny że od jutra zaczynam od nowa, skoncze z tym i zaczynam nowe życie, bez objadania sie i obsesyjnego myslenia co by tu jeszcze zjesc. Chcę wierzyć że sie uda ale coraz bardzoej zaczynam w to powątpiewać :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
kaamilllaaaa uda się tylko nie możemy same w siebie wątpić, a teraz może podejdź do tego spokojnie, jeśli musisz zjedz te nieszczęsne pierogi a tylko kilka, postaraj się mimo wpadki w ciągu reszty dnia jeść racjonalnie. Wiem przyganiał kocioł garnkowi......ale musi się nam udać,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaamilllaaaa
Staram sie Basiu, i postaram sie juz dzis nie kupowac nic wiecej, na szczescie nie mam wiecej slodyczy oprocz jeszcze jednego wafelka w czekoladzie. Jestem na siebie zła i w ogole nie potrafię sie juz chyba dziś niczym pocieszyc. Najgorsze jest to że przyjedzie po pracy moj chlopak i zaraz pozna po mnie ze mam zly humor, bedzie wypytywal co mi jest itp. jak go znam, to bedzie drążyl temat dopluki mu nie powiem, bo nie mam sily udawac ze jestem uśmiechnieta i wszystko jest fajnie. Ale nie chce mu powiedzieć, że znowu sie złamałam, wstyd mi :( A jeszcze żeby tego bylo mało to siedzę i nie potrafię sie do niczego zmotywowac, w mieszkaniu bałagan, nie chce mi się wstac i ruszyc ręką, najchętniej chcialabym przesunąć sie w czasie do wieczora, polozyc sie spac i obudzic sie jutro rano z nowym lepszym nastawieniem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
kaamilllaaaa Wiem, że to trudne bo sama mnóstwo razy przez to przechodziłam ale wierzę w Ciebie, w nas wszystkie i na pewno sobie poradzimy. Ja też sama, no z Waszą pomocą staram się z tym wszystkim poradzić asienia wiem, że prawko to taki błahy problem, nawet nie problem .ale mimo wszystko mnie stresuje bo ciąży nade mną presja czasowa-muszę zdać jeszcze w tym roku , no i oczywiście wszyscy wokół też wiedzą, że je robię i mają mnie za taką kujonkę, więc myślą że od tak zdam....... Poza tym mam mnóstwo spraw na głowie a tym momencie moja Rodzina polega na mnie i moich działaniachw w dodatku otaczają mnie ludzie delikatnie rzecz ujmując mało życzliwi, a moja wrażliwość działa na moją niekorzyść

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
Dziewczyny nie jest dobrze robię się głodna i nie mogę się skupić na nauce, pójde zrobić sobie herbatę i oby tylko dotrwać do kolacji

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość asiena
Basiu, ja wiem, że się stresujesz i będziesz z czasem jeszcze bardziej, co tu oszukiwać. Tak z nami jest, że nowe wyzwania szarpią nam nerwy, tym bardziej jak rodzinka liczy na nas, a "życzliwi" znajomi tylko czyhają na nasze potknięcie. Daje Wam rady (bo łatwo się pisze) i filozofuje, ale sama popełniam błędy i ulegam presji chwili czy otoczenia, jak Wy. Trzeba się samemu w sobie spiąć i przeć do przodu, nawet jak wiatr wieje w oczy. Muszę to wmawiać Wam i sobie jak mantrę, bo wierzę, że wreszcie zacznie działać. Kamila, wszystko co piszesz brzmi tak znajomo, że aż jestem w szoku. Czytam Was od pewnego czasu, znam nasz problem, a mimo to nadal jestem mega zaskoczona jak to możliwe, że objawia się to nam dokładnie tak samo, tyćka w tyćkę, jakbym czytała o sobie! Kamila, no stało się, masz słabszy dzień, zajadłaś się, już tego nie odwrócisz. Po prostu się spróbuj wyciszyć, uspokoić, nie wiem, pomyśleć o czymś miłym, może coś porobić dla siebie, coś co poprawi nastrój (nawet, kurde, zjeść te pierogi czy co tam jeszcze masz..., naprawdę!). Jak będziesz się katować dziś, to tylko pogorszysz sobie nastrój i będziesz się bardziej pogrążać w poczuciu swojej beznadzieji. Trudno, dzień już i tak masz, jak to mówię, z bani. 3majcie się. Jadę dziś po pracy do koleżanki w odwiedziny, może nie będzie miała jakiegoś mega super ciasta, hehe, i wytrzymam w swojej diecie. :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość asiena
No cóż, zdarzyła mi się wpadka dietowa. Wypiłyśmy flaszkę wina we dwie, zjadłam trochę chipsów i krakersów... Ale nic to! Ważne, że w głowie chce mi sie walczyć nadal...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
asina i tak nie było tak źle. u mnie też nie do końca planowo, po zrobieniu 2 zestawów testów porzuciłam naukę, obym dziś po południu się zmotywowała, a co do jedzenia, no cóż kolację zjadłam 40 min. wcześniej niż planowałam, a potem ok 19 kilka orzeszków ziemnych,, aha no i musiałam się czymś zapchać więc wypiłam z litr napoju gazowanego- co naprawdę od dawna mi się nie zdarzało, pocieszam się że nie jest on kaloryczny, ale za to okropnie niezdrowy........ Nie podoba mi się to, że mój zapał słabnie i to do wszystkiego, nie wiem co się ze mną stało, kiedyś jak miałam jakiś cel to musiałam go zrealizować, a jeszcze jak ktoś powiedział, że nie dam rady- to musiałam udowodnić , że się myli, a teraz.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość asiena
Od rana znowu trzymam dietę i najważniejsze, że mi się chce ją trzymać. Raniutko moja waga pokazała 51,9kg więc jak zobaczyłam, mimo wczorajszych chipsów i krakersów, tendencję spadkową, to aż mnie podwójnie zmotywowało do walki. Najważniejsze jest dla mnie to, że 3 dni już nie miałam niczego słodkiego w ustach, choć często myślę, że zjadłabym mojego ukochanego pączusia, drożdżóweczkę czy batonika, to póki co po to nie sięgam. Basiu, jak idzie nauka testów? I walka z jedzonkiem? Kamila, jak ten wczorajszy dzień przetrwałaś i jak nastawienie na dziś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaamilllaaaa
Cześć dziewczyny. Moj wczorajszy dzien zakonczyl sie w miare ok, tragedii nie było ;) Zjadlam te nieszczęsne pierogi, ale nie cale, tylko 7, a potem jeszcze wafelka jednego i do kolacji nie jadlam nic. Moj chlopak po powrocie z pracy nakryl mnie, bo wylecialy mi z torebki papierki bo slodyczach, jak wyciągalam portwel. Cala ta sytulacja rozsmieszyla mnie najpierw, potem torche mi sie zrobilo glupio przed nim, ale pogadalismy sobie i wytlumaczylam mu ze po prostu nie wytrzymalam, ze jednak nie daje sobie z tym rady do konca mimo ze sie bardzo staram. Na kolacje zrobilam od dawna obiecane nalesniki. Pomyślalam że skoro i tak mam - jak to mowisz Asiu - "dnień z bani" to juz zjem te nalesniki razem z nimi. Potem juz nie jadlam nic, a dzis rano wstalam z nowym nastawieniem :) U mnie niestety tak jak u Ciebie Basiu ostatnio cos ten zapal szybko stygnie, postanawiam sobie cos a po kilku dniach mi sie juz nie chce i tak jest w przypadku diety. Nastawiam sie pozytywnie a po kilku dniach coraz mniej tego zapalu i coraz trudniej jest wytrwac. Caly czas staram sie kierowac zdrowym rozsądkiem - do cholery przeciez tu chodzi o moje zdrowie. Tak sobie ciągle powtarzam, to mi troche pomaga. Bo to juz nie chodzi tylko o to ze przybedzie mi kilka kilogramow, tylko rujnuje sobie zdrowie. I przede wszystkim dlatego muszę z tym walczyc - razem musimy :) Asia - co do takich dietowych wpadek, to są niestety nieuniknione. Musialbybysmy chyba calkiem zrezygnowac z zycia towarzyskiego, ze spotkan ze znajomymi itd. Grunt to żeby nie pofolgować sobie za bardzo. Ja w sobotę organizuje u siebie malą imprezke ostatkową. Pokusy bedą niestety, no ale coż - przeciez nie zrezygnuje ze spotkania z przyjaciolmi, tylko z powodu mojego chorego stosunku do jedzenia. Musze uwierzyc że dam radę, i wytrwam w swoim postanowieniu. Zrobię jakąs w miare zdrową salatkę, zebym też miala sie czym poczęstowac, a na resztę smakolykow postaram sie nie rzucic ;) Dopluki będą goście to nie bedzie takie trudne, gorzej bedzie jak pojdą. A jak tam idzie Wam dzisiaj??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
cześć, na razie u mnie ok- właśnie jem obiad, spóźniony o pół godz, ale tragedii nie ma nauka testów nie idzie, dopiero dziś po 14 siadam i się zmuszać. no i jeszcze jedno pewien mężczyzna jest mną zainteresowany, co mogłoby się wydawać dobrą wiadomością, bo jest sympatyczny, miły, majętny, ale jak to w życiu bywa każdy medal ma 2 strony" rozwodzi się, ma dzieci i tu najlepsze: JEGO DZIECI SĄ W MOIM WIEKU A CHYBA NAWET NIEWIELE STARSZE!!!!!!!!!!!czy ja muszę przyciągać facetów 50+

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
Dziewczyny wiem, że zamęczam Was swoimi postami, ale z Wami mi raźniej :)otóż wracając do spraw zw, z jedzeniem mam ogromną ochotę na żółty ser, patrzę na niego w lodówce i tak bardzo mnie kusi, pewnie zjadłabym cały z chlebem, po prostu szaleństwo- jedno z moich ukochanym zapychaczy, chleb lub bułka z serem i keczupem podgrzane w mikrofalówce...chyba nie chcę całkiem zrezygnować z sera, wolę już chipsów więcej nie zjeść. myślicie, że jeżeli zjem rano 2 kanapki z tym serem, pomidorkiem i rzodkiewką będzie ok?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaamilllaaaa
Basiu - no jasne ze bedzie ok, przeciez nie mozna sobie wszystkiego odmawiac. Ja tam akurat sera żoltego sobie nie odmawiam, tez uwielbiam i czasem robię sobie na kolację kanapki z serem zoltym, pomidorek i cebulką...mniam :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
tak więc jutro na śniadanie kanapeczki, poza tym chciałabym oddać krew , sama nie wiem czy w moim przypadku to najlepszy pomysł, trochę o tym poczytam, poza tym widok krwi trochę mnie zniesmacza, kiedyś nawet jak robiłam morfologię pielęgniarka nie mogła znaleźć żyły i dłuższą chwile to trwało zanim ją znalazła, ja dumna z siebie w końcu wychodzę z gabinetu i kilka metrów dalej lezę-dosłownie, W sumie to bardzo chciałabym oddać krew , ale na 100%jeszcze nie wiem, poza tym wypadało by kogoś ze sobą zabrać w razie gdybym znowu po wszystkim miała przywitać się z podłogą..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość asiena
Basiu!!! Zdecydowanie jesteś za młoda na faceta po 50. Nie marnuj nam się tak, szukaj wśród młodszych. :-) A serek żółty jest okej i mniami, o ile nie przesadzisz z ilością. :-) Kamila, powiedz mi, jak Twój chłopak reaguje na Twoje napady jedzenia? Mówi coś? Co? Krytykuje Cię czy stara się motywować? Rozumiem, że to stały związek, skoro mieszkacie razem? Jaki Twoja córka ma z nim kontakt? Interesuje mnie to, bo sama chciałabym wreszcie kogoś znaleźć dla nas, czyli dla mnie i mojej córy. A ja, no cóż... skłamałabym jakbym Wam napisała, że zjadłam dziś tylko te 1000kcal i koniec, bo nie... Kupiłam w sklepie świeżutką bagietkę i oczywiście naszło mnie na mniamniuśne kanapusie z sereczkiem żółtym i wędlinką na kolację, co było mocno nadprogramowe, ale nadal chwalę się sukcesem, że nie sięgnęłam w tym tygodniu po żadne słodycze!!! Nic!!! I jestem z siebie dumna!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teżznamten problem
witajcie, asienia bagietka to faktycznie nic strasznego,ja też póki co nie sięgnęłam po słodycze, chociaż też nie jem idealnie i też pewnie nie jest to 1000 kcal, a dzisiaj na śniad. kanapki z serem żółtym, tylko 2 ale jak smakowały, ja chyba zapomniałam, że jedzenie może naprawdę cieszyć smakiem a niekoniecznie zapychać do oporu. na drugie wypije trochę kefiru i zjem kilka mandarynek. A co myślicie o tym oddawaniu krwi, czy w moim wypadku to dobry pomysł?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaamilllaaaa
Cześć dziewczyny:) Cieszę sie że Wam sie udaje, ja też sie trzymam teraz, pomomo tej wpadki ostatniej:) Asiu, bagietka to nic takiego...w końcu nie o to tu chodzi że mamy rygorystycznie liczyc kalorie i nie pozwalac sobie na żadne przyjemnosci. Chodzi przeciez o to żeby nie obiadac się...żeby ta bagietka nie była początkiem ogromnej uczty. Jeśli potrafisz zjesc cos co nazwijmy jest "niedozwolone" i na tym poprzestac to juz jest sukces moim zdaniem. Ja często mam ten problem, że jak juz pozwole sobie na jedną "niedozwoloną" rzecz, to potem myślę - jak i tak juz zjadlam to czy tamto, to nie ma sensu dzis juz dietować i do końca dnia odpuszczam, co kończy sie obżarstwem :( Czasem udaje mi sie to powstrzymac, a czasem niestety nie. Basiu, co do oddawania krwi, to ja też chcialam ale sama sie boję, bo jestem "niskociśnieniowcem" i obawiam się że mogloby sie to dla mnie skonczyc nieciekawie. Ale jeśli mialabym pojsc, to na 100% zabralabym ze soba kogos kto by mi w razie czego pomogl i Tobie też radzę jesli sie zdecydujesz:) Asia, moj chlopak stara sie mnie wspierać, nie robi mi wyrzutów, nie jest zły, chociaż wydaje mi sie że do końca nie rozumie mojego problemu. Tak naprawdę chyba nikt kto tego nie przeżywa, nie bedzie umiał zrozumieć co tak naprawdę dzieje sie z nami. Ale mimo to, pomaga mi. Np. ustalilismy razem że nie bedziemy kupować do domu żadnych slodyczy ani nic co by mnie moglo podkusić. On sam bardzo lubi slodycze i odmawia ich sobie żeby nie robić mi przykrosci że on je a ja nie mogę. Na pewno bardzo mi pomaga to że on wie, bo wieczorami kiedy jest najtrudniej, to choćbym chciala to nie mam jak zrobić sobie "uczty" bo mi na to nie pozwoli, odkąd zna moj problem. Jeżeli chodzi o nasz związek, to tak juz raczej na poważnie, chociaz czasem mam wątpliwości, bo mimo że moj chlopak to dobry czlowiek, to jednak ma jedna wadę, ktora czasem zatruwa mi życie - jest strasznie zazdrosny. Córka ma z nim bardzo dobry kontakt, mówi do niego "wujek" :) Kocha go i traktuje jak członka rodziny. Jest dla niej jak drugi tata. Często widze jak przytula sie do niego i mowi: "wujku, bardzo Cie kocham" :) To jest naprawdę wzruszające :) Ale przyznam że na początku nie było nam tak łatwo. Moj chlopak bał się uczestniczyć w jej wychowaniu, ciągle myślał że jak zwroci uwagę coreczce że robi cos żle, albo że jest niegrzeczna, to ja zle o nim pomysle, albo ona go znienawidzi. W ten sposob pozwalał aby mała wchodziła mu na głowę i robiła z nim co chciała. Na szczęscie małymi kroczkami zmieniliśmy to, i teraz ma do niego respekt, szanuje go i slucha czasami bardzoej niz mnie ;) Jeśli mogę Ci cos doradzic, to na pewno to żebys nie zrażała sie cięzkimi początkami. Jesli kogoś poznasz, to musisz dać czas partnerowi i dziecku żeby nauczyli sie najpierw siebie akceptować, a potem przyjdzie czas że sie pokochają i bedziecie tworzyć szczęsliwą rodzinę:) Tego Ci życzę z calego serca:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość asiena
Basia, to strasznie fajne, że chcesz oddać krew. Też wiele razy o tym myślałam i się w sobie do tego zbierałam, jak i też, żeby się zarejestrować jako dawca szpiku, ale... brak mi odwagi na razie. Właściwie nie wiem czego się boję, ale się boję. Często jak oglądam jakieś reportaże o chorych dzieciach to wystarczy, że pomyślę, że gdyby (odpukać!) moją córę to spotkało... Boże, nawet nie chce myśleć! I wtedy przychodzi taka refleksja, że skoro jestem zdrowa itp., powinnam choć tyle zrobić dla kogoś, bo może kiedyś ja czy ktoś mi bliski będzie tego potrzebował. Znam ludzi, którzy są honorowymi dawcami i strasznie ich podziwiam, mimo że oni skromnie twierdzą, że "to nic takiego". Ja generalnie źle reaguję na widok krwi i źle znoszę nawet głupie pobieranie do badania, bo zawsze po tym mi słabo. Wiem, to głupie, że się tego boję... A jak idzie nauka teścików? Ucz się, ucz! :-) Kamila, Twoja historia związku daje mi nadzieję, że istnieją jeszcze tacy panowie na świecie, których nie przerazi kobieta z dzieckiem. Super, że tak fajny i zdrowy ma Twój chłopak kontakt z Twoją córą, taki na zasadzie wujka. U mnie też tylko taka "opcja" wchodziłaby w grę. Moja córka ojca ma, ma z nim ekstra kontakt, strasznie się kochają. Były mąż często się z nią widuje (zabiera po szkole do siebie czy do swoich rodziców, organizuje weekendy, dzwoni, wpada do nas nawet na chwilę, żeby dać jej buziaka czy misia, którego kupił gdzieś po drodze...). Naprawdę w sytuacji jaka między nami jest, uważam że oboje wybrnęliśmy z niej wzorowo. Nie potrafiliśmy ze sobą żyć w związku, ale poza nim przyjaźnimy się i dogadujemy. Nie od początku tak było, bo wytworzyło się dużo żalu, złości i przykrości, ale jakoś to ugasiliśmy i teraz jest super. No i przyszedł moment ze 2 lata temu (jestem 5 lat po rozwodzie), że zapragnęłam mieć partnera. Zaliczyłam już różne znajomości, ale żadna nie była dla mnie poważna, ot koledzy. Dopiero ta ostatnia, trwała pół roku, była w moim odczuciu wyjątkowa. Poznałam go przez internet, 3 lata starszy ode mnie, kawaler, na pierwszym spotkaniu już coś piknęło. Wiedział od samiuśkiego początku, że jest Paula. Spotykaliśmy się prawie 6 miesięcy. Było cudownie. Nawet były wspólne 5 dniowe wakacje z Paulinką nad morzem. I we wrześniu coś zaczęło się sypać z jego strony. Rzadsze spotkania, jakieś głupie tłumaczenia, że on potrzebuje czasu, że musi coś przemyśleć... A teraz już wiem, że zwyczajnie poznał inną, pewno bez dziecka i... odszedł. Rozpacz była wielka, bo zaangażowałam w niego swoje uczucia. Ryczałam nocami, jak Paula spała. I wtedy też znowu powróciły ataki obżarstwa. Ale już jest dobrze. Wychorowałam się z niego, przetłumaczyłam sobie, że nie ma nic na siłę, że nie da się kochać za dwoje... Dobrze, że Paula lekko zniosła jego nagłą nieobecność w naszym życiu. Lubiła go, ale poza paroma pytaniami o niego, więcej już nie wspominała o nim ani słowa. Może te dzieci więcej czują, co się święci, niż my? Ale się rozpisałam o sobie! :-) Kamila, cieszę się, że znalazłaś kogoś, kto nie bał się podjąć takie wyzwanie, bo dostał w sumie od losu podwójnie więcej. Teraz i ja wierzę w siebie. :-) A jedzenie... Dziś się zaczęło dobrze, czyli tylko o 9 kanapka z bułki, serka i wędliny, za niedługo zjem sobie 2 pomarańcze i do obiadu ma mi wystarczyć. Chcę schudnąć do świąt, żeby sobie w wigilię pojeść. :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaamilllaaaa
Asiu, oczywiście że jest wielu takich Panów, ktorzy nie maja problemu z tym że biorą kobietę w "pakiecie" z dzieciątkiem:) Na pewno spotkasz niedlugo jednego z nich:) Poprzedni facet okazał sie może troche za mało dojrzały, ale niech Cie to nie zraża. Moj chłopak zawsze powtarza mi, ze cieszy sie ze jesteśmy w trojkę, że tworzymy rodzinę i że zawsze o tym marzył. Czuje sie potrzebny i widzi że go kochamy. Każdy mądry facet to doceni i nie wypuści takiego skarbu z rąk ;) Także uwierz mi, że na pewno niedlugo spotkasz na swojej drodze odpowiedniego człowieka, ktory pokocha i Ciebie i Twoją coreczkę:) Moja corka tez ma dobry kontakt ze swoim ojcem, kocha go a on ją. Niestety my nie potrafilismy być ze sobą. W prawdzie rozwiedlismy sie dopiero rok temu, ale nie bylismy ze soba juz od dawna. On mieszka na stale za granicą od 5 lat juz. Zlozylam pozew o rozwod jak poznalam obecnego partnera, bo chcialam w koncu zacząc normalnie życ, a nie tak że wiesz...niby bylam męzatka, ale tylko na papierze. On sobie mieszkal w Irlandi, przyjezdzal do Polski raz w roku - co bylo dla mnie koszmarem, bo wiecznie sie kłocilismy. Jak zaproponowalam rozstanie, to od razu sie zgodzil. Rozprawa trwala 15 minut, sędzia nie mial wątpliwości że z naszego małzeństwa juz nic nie będzie. Niby żyjemy w zgodzie, przynajmniej sie staramy dla córy. Chcemy, zeby widziala ze pomimo rozstania dalej sie lubimy, nie klocimy sie. Na szczęscie nasz rozwod nie byl dla niej jakims wielkim szokiem, bo tak jak pisalam, jej tata i tak ciągle przebywal za granicą, wiec nie miala go nigdy na codzien. Może kiedys ja też bedą mogla sie tak jak ty zaprzyjaźnić z bylym mężem. Na razie jednak jest tak, ze sie tolerujemy i staramy normalnie ze soba rozmawiac - do przyjaźni jeszcze nam daleko ;) no..a co do diety, to ja tez sie trzymam, zjadlam na razie sniadanie i potem jabłlko. Za dwie godziny obiad:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×