Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość laguna55

mam 30 lat i jestem wdową!prędzej bym sie diabła spodziewała

Polecane posty

Gość Waris13
Witam wszystkich:) za 2 tygodnie idę do pracy, jeszcze do nie dawna byłam przerożona tym że nie mam pracy, a teraz przeraża mnie to że musze do niej iść, może nie muszę, ale powinnam. Nauczyłam się organizować sobie jakoś czas i dobrze mi to szło - dni lecą mi bardzo szybko. Boję sie troche tej monotoni w pracy i tego że czas bedzie jeszcze szybciej uciekał niż do tej pory. Mimo tego bólu co przeżywam, żyłam sobie tak beztroskom, jęśli wogole mozna tak to nazwać. W ogóle praca dla mnie to chyba jakaś kara. Dziwne mam myślenie- chyba. Czy Wasza praca sprawia Wam przyjemność, czy jesteście z niej zadowoleni???? Ja do tej pory nie czułam czegos takiego:( pozdro...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mysza 27
hmmmm.....:-) .... a ja właśnie po tygodniu pracy wypiłam sobie piwko i nie chce zapeszać ale czuje się prawie dobrze, kocham i zawsze kochać będe i nic tego nie zmieni ale daje sobie juz prawo do tego zeby się uśmiechać i zacząć żyć troszke inaczej niż do tej pory, boje sie przyszłości ale co ma być to będzie i nic tego nie zmieni......takie już jest zycie...... pozdrawiam wszystkich, buziaki dla WAS :-*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Larysa123
Witam Was kochani "prawie" wszystkich , czytając moj wczesniejszy wpis to "prawie" to chyba zrozumiałe?! Właśnie siedzę i ryczę !nie daje rady ,córka śpi u koleżanki, synuś już też smacznie śpi a moim przyjacielem dzisiaj jest moj kochany pies i nielubiany drink! Mam ochote się nawalić i iść spać ale nic z tego bo mi nie smakuje. Pozdrawiam was i życze miłej soboty .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mysza 27
/larysa/ trzymaj sie kochana, wiem,ze jest Ci smutno i zle ale musisz to przetrwać, powiedz sobie DAM RADE!!! Zobacz ja taka mała, nieporadna myszka juz jakos w miare funcjonuje to i Ty sobie poradzisz! Masz kochane dzieciaczki, nie jestes sama, połóz się koło synusia i prześpij, sen czasami pomaga, wyciszy emocje, dużo siły Ci zycze, buziaki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Waris13
larysa/ na pewno dasz radę!!! a drinka zamień może na jakoś książkę albo dobry film. polecam ps. kocham Cie - bardzo fajna smutna, ale rozweselająca książka, film też jest na podstawie ksiązki jeśli ktoś nie lubi czytać. Ja nie pijam nigdy w samotności, wiem że ryczałabym jak bóbr, chyba wtedy emocje puszczaja . Spotykam się dużo z przyjaciółmi- mi to pomaga, choć czasem jest mi z nimi smutno, pewnie dlatego że im zadroszczę, oddałbym wiele by mieć tyle co Oni. Wychodzę nawet sama czasem do ludzi- na siłę że tak powiem, ludzi się boją łez, bólu, nie wiedzą co powiedzieć, jak się zachować- dlatego nie pokazuje tego, że chce mi się płakać, że jest mi smutno, czasem oczywiście się nie da. Są nie raz chwile, gdzie wymiekkam i mysle że nie dam rady, ale czuję w głebi że kiedyś tych lepszych dni bedzię wiecej i wiecej -tego też Wam wszytskim życzę. Miłej nocy;*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Larysa123
/ MYSZA 27/ /WARIS13/ dziekuje Wam kochane za wsparcie ktorego tak mi potrzeba , najgorsze są dlamnie wieczory weekendowe. Dzisiaj pojechałam do super marketu ,posnułam sie troche bez celu i znowu ta pustka samotność i żal ...............dlaczego........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Larysa123
/ waris13/ bardzo dobze ze idziesz do pracy ,ja nie mogłabym siedziec w domu. Bardzo lubie swoją prace (może dlatego że pracuje u siebie) daje mi dużo . Nc sie nie martw i nie nastawiaj sie negatywnie już na tzw. dzień dobry . Bedzie dobze bo musi być.Pa miłej niedzieli życze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
żadna z nas nie chciałaby nawet zaglądac na to forum, ale niestety podłe życie chciało inaczej. Zostałam wdową 3 tygodnie temu, i co to właście znaczy? Dla mnie życie sie już skończyło. I nie nawidze jak ktos ze znajomych lub rodziny udziela dobrodusznych rad że trzeba pozbierać się i żyć dalej. Z chęcią podciełabym sobie żyłe ale jest jescze we mnie odrobine wiary katolickiej i boję sie że jeżeli to zrobię to nie spotkam się z moim ukochanym tam po drugiej stronie. dlatego będe sobie tak wegetować, aż podłe życie i mnie nie zabierze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ola19.09.09
Ze wszystkich topiców ten jeden wzruszył mnie do łez. Czuję, jak bardzo prawdziwe są tu wszystkie emocje, a najprostsze słowa opisują niewyobrażalny ból. Ja za kilka tygodni mam sprawę rozwodową - dla mnie to trochę jakby śmierć męża, stąd też pozwalam sobie napisać parę słów. Z całego serca Wam współczuję - jestem daleka od banalnych stwierdzeń: wszystko będzie dobrze - gdyż nikt tego nie wie. Trzymam kciuki i modlę się za Was i za siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka2020
witam od dłuższego czasu czytam ten temat i widze ze zrozumiec taka tragedie moze jedynie osoba ktora to przezyla. mam 20 lat 2miesiace temu moj narzeczony zginal w wypadku nadal w to nie wierze zamiast przygotowywac sie do slubu musialam go pochowac razem z naszymi marzeniami czesto mysle zeby do niego dolaczyc ale jak moja przedmowczyni troche we mnie jest wiary katolickiej i to mnie powstrzymuje.... tez czekam az przyjdzie czas na mnie i wiem ze wtedy juz na zawsze bedziemy razem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mysza 27
WITAM WSZYSTKICH, pozdrawiam nowe osoby!!! /waris/bardzo sie ciesze, ze znalazłaś prace, a to,ze się boisz to raczej normale uczucie. Nowa praca to zawsze jakis stres, zmiana, ale i w naszym przypadku krok do przodu! TRZYMAM ZA CIEBIE KCIUKI :-)!!! Ja znalazłam prace trzy tygodnie temu, od dwóch tygodni pracuje. Pierwsze dni były troszke nerwowe ale dzis ciesze sę,ze ja mam, a zarazem jest mi smutno bo jestem tam tylko tymczasowo, na zastępstwo do marca-dłuższej gwarancji zatrudnienia nie mam :-(! W pracy nie myśle o tym co się stało, nie mam na to czasu, musze zająć głowe zupełnie czyms innym. buziaki kochani, kłade sie spać bo jutro pobudka o 5:20, DOBRANOC WSZYSTKIM, miłych snów :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Wszystkich! Znalazłam się tu przypadkiem szukając ukojenia, pocieszenia. Ja przeżyłam tragedię pół roku temu. Mój ukochany zginął w wypadku samochodowym... Biorę leki antydepresyjne, chodzę na terapię. Wszyscy chcą mi pomagać, martwią się. Ja codziennie wstaję rano o 6.30 piję kawę, wypalam papierosa. Idę do pracy. Pracuję w biurze, papierologia, w pracy nie rozmawiam na ten temat, nikt nie pyta. Wracam do domu, robię sobie obiad, sprzątam, czasem jakaś książka. telewizja i internet. Siedze do późna, gram w jakieś głupie gry, idę spać i codziennie to samo. Nie myślę o niczym. Egzystuję. Terapia raz w tygodniu, w weekend czasem idę w nasze ulubione miejsca, nad Wisłę. Rzadko rozmawiam z ludzmi. Jestem całkowicie wyzbyta z wszelkich emocji... Pogrzeb pamiętam jak przez mgłę. Jedyną osobą z która rozmawiam to obcy facet-terapeuta, ale on chyba nie ma pomysłu na mnie. Chciałabym normalnie żyć ale jakaś bariera mi nie pozwala wyjść na zewnątrz. Chciałabym wykrzyczeć mój ból i go zrzucić i zacząć od nowa.. Zoobojetniałam na wszelkie emocje... Przepraszam za chaos ale chciałabym Wam tyle powiedzieć bo czujecie podobnie, cierpicie podobnie. Ja chyba nawet nie płakałam.. nie pamiętam... Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jok.
Witaj Alexandrine123. Zapełniasz sobie umiejętnie czas, a to bardzo istotne w takiej sytuacji. Opierając się na tej zasadzie brnę do przodu... trochę bez celu, trochę na przekór temu wszystkiemu, ale staram się bo starać się warto. U mnie w pracy ten wątek też nie został nigdy poruszony, ale wydaje mi się że to nawet lepiej. Również zdarza mi się, że gram w głupie gry... kiedy już nie mam siły albo chęci na cokolwiek bardziej konstruktywnego :). Wyzbycie z emocji nie jest niczym fajnym, ale kiedy jedynym sposobem na odcięcie się od cierpienia jest odcięcie się od uczuć, to jest najlepszym z dostępnych rozwiązań. Chociaż powiem Ci szczerze, że mimo że ja też sięgnąłem po takową taktykę, to co jakiś czas czuję jakby pukało coś od wewnątrz... mówiąc chcę czuć... tylko że na chwilę obecną to trochę ciężkie do pogodzenia. Bo co zrobić kiedy pragnie się bliskości... ale jedynie tej osoby, której już nie ma... Mówią "czas leczy rany". Są tacy którzy po takiej tragedii denerwują się słysząc te słowa i są też tacy którzy liczą na to że właśnie z czasem znajdą ukojenie i pozostawią to co boli za sobą. Ja należę do tej drugiej grupy. Wszystkim życzę powrotu do zdrowia po tym emocjonalnym nowotworze... Mam nadzieje że to co napisałem ma sens bo jestem obecnie chory (zapalenie oskrzeli czy coś w ten deseń) i nie mam siły czytać tego co napisałem. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj JOK. Dziękuję za odpowiedz. To co napisałeś ma sens,ale... We mnie coś bardzo krzyczy "chcę czuć"... ale ja tego nie dopuszczam do głosu na zewnątrz. Mój ukochany był ,moim pierwszym i jedynym mężczyzną, kocham go nad życie cały czas.. Miałąm plany chcieliśmy mieć mały domek, dzieci wieść szczęśliwe życie. Nie wyobrażałąm sobie, że mogłoby być kiedykolwiek inaczej. To była moja pierwsza prawdziwa miłość. Nie wiem czy kiedy kolwiek ułożę sobe życie z kimś innym. Niedopuszczam do siebie myśli na ten temat teraz. Wszystko co robie jest machinalne, bo muszę to robić. Mało rozmawiam z ludzmi, znajomymi, rodziną..chociaż oni chcą mi pomagać ja to odrzucam nie wiem dlaczego? Gdzieś głęboko chciałabym się komuś zwierzyć komus kto mnie zrozumie, przytuli i da ukojenie. nie chce kogoś na zastępstwo. Tylko kogoś hmmm.. bezplciowego ale kto bedzie umiał w pełni współcierpieć i ściągnąć ze mnie to wszytko, tylko nie potrafie nikogo tym obarczyć dlatego pewnie znalazłam się tutaj, żeby być anonimowa, żeby ktoś kto tego nigdy nie poczuł nie patrzył na mnie i nie próbował pocieszyć mnie z czegoś czego nie zrozumie dopóki tego nie przeżyje. jest we mnie tyle rozpaczy i żalu i jakiejś nie wyjaśnionej złości, na świat, boga, innych szczęśliwych ludzi. nie umiem się z tym pogodzić. minęło juz pół roku, czas nie leczy chyba moich ran. ostatnio słyszałam jak ktoś mówi że już za dwa miesiące będą święta. super rodzinne święta. pewnie pójdę do rodziców i będę się uśmeichać składać "zgłębi serca płynące" życzenia... tylko nikt nie zauważy mojego skrywanego cierpienia. chyba nigdy nie bedzie normalnie juz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jok.
Planowanie... i realizowanie tych planów. To jest coś, co daje niesamowicie dużo radości. Świadomość, że tych planów nikt z nas już nie urzeczywistni jest okrutna. Jak będzie nie wie nikt... ale warto wierzyć w to, że kiedyś spotka się na swojej drodze kogoś, kto przywróci nam sens tego życia. Ja przynajmniej wierzę. Ja również nie poruszam tego tematu z ludźmi dookoła, bo po co mówić do kogoś o czymś tak trudnym... jeśli się wie, że tego zrozumieć nie można jeśli się tego nie przeżyje. Święta. Ehh.. szkoda słów. Aczkolwiek przyznam szczerze, że jeszcze bardziej żal mi teściów w tej kwestii. Wydaje mi się że dla nich to będzie jeszcze gorszy czas, ja nie przywiązuję takiej wagi do tego typu okoliczności. Natomiast teściowa morze łez już wylała mówiąc o świętach i na tyle mi jej żal, że swój ból z nimi związany po prostu lekceważę. A jeśli chodzi o przyszłość... warto nie odbierać sobie nadziei, że nadejdą jeszcze lepsze dni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ryb83
Witam Wszystkich Przeczytałam opowieści mnie tragedia spotkała rok temu mój mąż popełnił samobójstwo w mieszkaniu znalazłam go osierocił dwoje dzieci dziś jest mi o tym lżej mówić i pisać kiedyś gdy ktoś się pytał płakałam moje terapie u psychologa zaczynały się i kończyły płaczem do dziś mam wielkie poczucie winy jest mi ciężko zwłaszcza że nie mam w nikim oparcia ale dla dobra dzieci nie poddaje się jestem młoda mam 26 lat chciałabym wszystkim wdową i wdowcą przekazać wyrazy współczucia wiem co przeżywacie i czujecie jestem z wami całym sercem pozdrawiam wszystkich....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tomek768
Szukasz nowej miłości? Mężczyzny, który da Ci spokój, ukojenie i da prawdziwe uczucie? Spróbuj go znaleźć z pomoca internetowego biura matrymonialnego: http://iduo.pl Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Słuchajcie, tak sobie pomyślałam... czy nie znacie może jakiś grup wsparcia dla ludzi takich jak my po tragedii? Kiedy czytałam wasze historie jakoś poczułam zjednoczenie i zrozumienie. Sądzę, że to mogłoby pomóc mi otworzyć się i wyjść do ludzi i w końcu chcieć mieć nadzieję na "lepsze dni", normalne dni a nie machinalne pozbawione sensu. Gdzie w ogóle szukać? Mieszkam w dużym mieście więc pewnie coś takiego istnieje, ale jedyne o czym słyszałam to Szpital Babińskiego i oddział "osobowości" i jakiś pobyt pół roczny z przepustkami co weekend. Sądzę, że to nie dla mnie bo nie w tym problem chociaż mi to proponował terapeuta. Jeżeli ktoś słyszał coś na ten temat to proszę o odpowiedz. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka 2020
alexandrine musisz popytać o takie grupy skoro jesteś z dużego miasta ja mieszkam na wsi nie mam żadnego dużego miasta w pobliżu ale zaraz po mojej tragedi dostałam numer do dziewczyny ktora przezyla podobna historie do mojej zaczelysmy do siebie dzwonic pisac a teraz jak wroce do domu bedziemy mogly w koncu sie spotkac to na prawde duzo daje w sumie prawie sie nie znamy a jednak tragedia nas tak bardzo zblizyla ze nie wiem co bym teraz bez niej zrobila wystarczy miec chociaz jedna osobe wiec jesli nie znajdziesz zadnej grupy zapytaj na forum moze ktos jest z twojego miasta zapytaj znajomych moze ktos zna kogos z kim mogla bys porozmawiac ja jestem wdzieczna mojej przyjaciółce że wpadła na taki pomysł żeby mnie skontaktować z tamta dziewczyna. Ból może sie nie zmiejsza po takich rozmowach ale na pewno jest lżej z myśla ze nie jestesmy sami w swojej tragedi. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jok.
(Ryb83) Witamy serdecznie. I my jednoczymy się z Tobą w bólu. Piszesz o tym, że masz wielkie poczucie winy. Nasuwa się pytanie - dlaczego? Twój mąż popełnił samobójstwo. Jeśli chcesz poruszyć ten wątek głębiej, to śmiało. Może Twoje poczucie winy jest nieuzasadnione. Życzę wiele wytrwałości. (Alexandrine123) Jeśli tego typu grupy gdziekolwiek działają, to chyba w podziemiu :D. Ja szukałem takowych zaraz po śmierci ukochanej i jedyne miejsca jakie znalazłem mają wymiar czysto wirtualny - jak to forum. Po okresie półrocznym w Babińskim mam wrażenie, że można wyjść jedynie z większymi problemami niż się weszło. Aczkolwiek mogę się mylić. Będzie dobrze... musi być. Pzdr

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość miłka28
Minął rok jak mojego męża nie ma. A mi nadal chce się płakać, tylko sił już na to nie mam. Tak pragnę nie raz jego bliskości tak jak dziś. Chciałabym być z kimś i wiem, że on też tego bardzo by chciał. Brak mi choćby nawet sexu, w końcu to ludzka rzecz. Ale jeszcze nie próbuję, nie wychodzę do ludzi, nie staram się nikogo poznać. Kiedyś myślałam, że będę już sama do końca, ale nie radzę sobie z tą samotnością. Pragnę pocieszenia w czyiś ramionach. Jednak chyba to tylko pragnienia, bo nie wyobrażam sobie jakby to było, jakby się układały relacje tego mężczyzny z moimi dziećmi. I nie wiem czy byłabym w stanie zaufać tak bezgranicznie mu jak mojemu mężowi. I jeszcze to, że ponosiłabym też konsekwencje odnośnie uczuć moich dzieci. Bałabym się, że mogłoby coś nie wyjść i byśmy się rozstali, a wiem jak mocno i szybko przywiązują się moje dzieci do ludzi. Strach mnie ogarnia że pośrednio jestem odpowiedzialna też za ich uczucia. W rezultacie to samotna kobieta z dwójką małych dzieci odstrasza płeć przeciwną, więc raczej nic takiego mnie nie czeka tylko samotność, której tak nienawidzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jok.
(miłka 28) Potrzeba bliskości jest rzeczą całkowicie naturalną. Zarówno w kwestii emocjonalnej jak i sexualnej. Jeśli po tym co przeżyłaś udało Ci się ich nie zatracić, to bardzo dobrze! Samotność Twym wrogiem, więc z nią walcz :D. Zwróć uwagę na jedną rzecz: Nie zwiążesz się z nikim z powodu obawy o uczucia dzieci - to te uczucia z góry skarzesz na przegraną, bo dzieci potrzebują również ojca, a nie tylko matki osłabianej samotnością. Wchodzenie w związek zwłaszcza po przejściach jest ryzykowne zarówno dla Ciebie jak i dzieci, więc poniekąd ryzykuje się uczuciami wszystkich. Ale to jedyne wyjście. Nie zagrasz - nie wygrasz. Potencjalny kandydat powinien być na tyle dobry, żeby można było stwierdzić, że jego szanse na wypełnienie pustki w waszej rodzinie są spore. Aby ryzyko dzieci ograniczyć do minimum, proponowałbym spotykać się na początku w taki sposób, aby dzieci nie wiedziały o jego istnieniu i dopiero kiedy będziesz wiedziała, że myśli poważnie o Tobie jak i o Twoich dzieciach - poznać go w nimi. Szanowne dziewczęta... nie zamykajcie się na ludzi i skazujcie na samotność. Wasi partnerzy na pewno by tego nie chcieli! O ile nawet będąc po tej stronie mogli być zazdrośni itp... to z tamtej na pewno patrzą na sytuacje w inny sposób. Chcąc waszego szczęścia, nie mogąc go już dać samemu na pewno chcieliby aby zrobił to KTOŚ (nie mylić z ktokolwiek) inny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Waris13
jok/ chyba dobrze to wszystko ujołeś, podziwiam Cię,że masz tyle siły i wiary.Potrzebujemy tu takiej osoby, która potrafi dobrze przekazać takie myśli, że musimy próbować-bo musimy!!!Musimy zacząć żyć! Róznie to bywa w rzeczywistości, nie raz jest bardzo cieżko. Jest wiele sytułacji, gdzie łamie się nam serce. Teraz to nasze życie to wielka walka, przy najmniej dla mnie - narazie to tak wygląda. Dziś u mnie mija 5 miesięcy. heh... i dalej w to nie mogę uwierzyć, miał w sobie tyle życia, było Go pełno, zawsze uśmiechniety, tyle szalonych pomysłów. Tych szaleństw mi brakuje, bo nie znam takiej osoby która potrafiła się cieszyć tak każdym dniem i wykorzystywać każdą chwile tak na maksa. Choć po wypadku, patrzę na życie całkiem inaczej. Bo to życie jest tylko jedno i człowiek dopiero po tak wielkiej stracie docenił to co miał, a miał się bardzo dużo. Jak wiele rzeczy teraz się dla mnie nie liczy... tak bardzo bym chciałam cofnać czas( jak Każdy tu na forum) i mieć taka wiedze jak teraz i doceniać każdy dzięń spedzony razem. A co do jakiś grup wspierających, ja niestety nic nie słyszałam, jestem z takiego ooo miasta małego, gdzie nawet dobrego psychologa nie ma:(. Przez chwile chodziła do pani psychologa, która prowadzi grupy AA i hmmm wiem że nie wiedziała co mi mówić, i wiele osób jak zaczynałam mówić to co czuje, nie wiedziało jak się zachować. Więc przestałam i dokładnie wiem że mnie nikt nie rozumie. Niestety:( Pozdrawiam Wszystkich i życzę miłej nocy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ach jak ja Was rozumiem
Miałam 17 lat gdy On miał wypadek pod moim blokiem. Stało to się w imieniny mojej Mamy. Jechał do niej z kwiatami. Dziwna to była miłość, bo ja byłam nim zauroczona, a on we mnie zakochany po uszy. Biłam się z uczuciami, bo był ode mnie o 12 lat starszy. Rodzicom z powodu różnicy wieku trudno go było zaakceptować. On nie zważał na nic. Zdobywał moje uczucie pomalutku, cierpliwie. Był mi najbliższym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałam. Dzięki niemu wiem, że jeśli się kogoś kocha to trzeba go w pełni akceptować i powinno się zabierać wolności. Gdy odszedł najbardziej bolało mnie to, że nigdy się nie dowiedział jak był dla mnie ważny. Nie spałam 2 tygodnie. Wiem jak to jest gdy brakuje łez. Pozbierałam się po 2 latach. Dziś jestem po 30. Ułożyłam sobie życie, mam syna. Patrzę czasem wstecz, jestem wdzięczna losowi, za ten czas kiedy byliśmy razem. Nikt później nie dał mi tyle miłości, troski, ciepła co On.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość art11
Odnajdź nową miłość z międzynarodowym biurem matrymonialnym: http://julie.pl/panie Wspaniałe miejsce, gdzie wiele kobiet odnalazło ponownie miłość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ryb83
Poczucie winy wiąże się z tym że wyprowadziłam się z domu tydzień przed jego śmiercią samobójczą moje małżeństwo nie było doskonałe głupio się usprawiedliwiam ale mąż był alkoholikiem nie chciał się leczyć narobił długów wynosił rzeczy z mieszkania i dlatego wyprowadziłam się bo nie miałam za co żyć :( ale czuję się winna bo przysięgałam że będę z nim na dobre i ZŁE no i nie dotrzymałam przysięgi :( dlatego czuje się winna :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jok.
(Ryb83) Normalnie przeczytałem co napisałaś... rzuciłem wszystko inne i odpisuję. Przysięga się że będzie się na złe... ale na to złe co się dostanie od losu. Żeby kogoś nie zostawić jak przytrafi mu się jakiś paraliż, czy inna okrutna rzecz. Tylko żeby to przyjąć jako wspólny ciężar. Twój mąż tworzył ten problem, a co najważniejsze NIE CHCIAŁ SIĘ LECZYĆ! Nie zaciągniesz dorosłego faceta siłą na odwyk! Dobrze zrobiłaś, że się wyprowadziłaś. Terapia szokowa to chyba najlepsze rozwiązanie w takiej sytuacji. To że on zrobił co zrobił, to był jego czyn z powodu jego choroby, w której nie chciał dać Ci szansy abyś mu pomogła. W związku jest się jednością, ale jednak w 2 niezależnych ciałach. I są takie chwile w których właściciel jednego nie przyjmie pomocy nawet od tego sobie najbliższego. TO NIE BYŁA TWOJA WINA! MÓWIĘ TO CAŁKIEM SZCZERZE! NIE WIŃ SIĘ ZA TO!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czesc dziewczyny bardzo was rozumiem sama przeszłam przez to wszystko majac zaledwie 22 lata jak mój mąż zginął i 1,5 roczna córeczke, ale uwierzcie mi moża wrócić do normalego (prawie normalego życia ) od śmierci męża mineło 4 lata i pomału zaczynam nowe życie z nowym mężczyzą a zarzekałam sie ze nigdy już sie nie zwiąże z nkim,pozdrawiam was i trzymam kciuki że wszystko sie ułoży.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Larysa123
monka240 dzieki za pocieszenie, ciesze sie z Twojego szcześcia i życzę Ci wszystkigo naj naj najlepszego a zarazem podziwiam u mnie minęło dopiero albo aż 2 miesiące, ale takich ideałów jak moj mąz jest mało ,KOCHAM GO tak bardzo że gdyby nie dzieci poszłabym za nim na tamtą strone ........... tak bardzo cierpie pozdrawiam Cie ciepło i życze szczęścia z całego serca

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jok.
(Larysa123) Weź pod uwagę, że 2 miesiące to jedynie moment w obliczu takiej tragedii. A jesteś już w stanie powiedzieć, że takich jak Twój mąż jest mało (a nie wcale). To świadczy o tym, że potrafisz racjonalnie spojrzeć na tę sytuację. Spotkanie kolejnej, prawdziwie wyjątkowej osoby (i taka była moja żona) jest możliwe. Wcale nie łatwe i oczywiste, ale możliwe. Ja w to wierzę. Mam nadzieje, że moje życie potwierdzi moje słowa, a wtedy zapewne wspomnę o tym na tym forum. Najgorszym co można zrobić to zamknąć się w sobie i skreślić resztę swojego życia. Trzeba walczyć o to żeby kolejnych 50 lat nie przeżyć w cierpieniu... Myślę że takich postów jaki zamieściła monka240 przydałoby się tutaj więcej... żeby każdy zrozumiał, że prędzej czy później warto zacząć od nowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×