Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

lady stonehenge

nie ma pracy po anglistyce

Polecane posty

Gość pappapapappaapa
marza mi sie wlochy, rzym... od lat i nigdy nie bylam :( bo albo kasy brak albo nie ma z kim...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tina83
Ciuchy, zabawki i akcesoria dla dzieci pisałam jako przykład działalności gospodarczej. Równie dobrze tę wiedzę można wykorzystać w firmie marketingowej promującej zabawki dla dzieci. Rozejrzyjcie się po sklepach. Być może część społeczeństwa nie życzyłaby sobie, żeby ich dzieci interesowały się niektórymi stworami. A mimo to takie rzeczy się sprzedają. A ile razy Wam sprzedano coś co Wam się w ogóle nie podoba, a po przyjściu do domu uznałyście, że to coś jest Wam w ogóle niepotrzebne, a kupiłyście to tylko dlatego, że sprzedawca był przekonujący. Nie mówię, że każdy biznes wyjdzie, ale nie należy myśleć, że jedyne co umiecie robić to angielski i że tylko dlatego, że macie uprawnienia pedagogiczne to jesteście związane swego rodzaju przysięgą hipokratesa i musicie wykonywać zawód moralny i przydatny społeczeństwu. Korepetycjami można sobie co najwyżej dorobić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
"Czy nie jest przypadkiem tak, ze te znajome to mezatki, byc moze rowniez maja juz dzieci i nie mysla nawet o pracy w wymiarze 40 godz. tygodniowo? A moze naprawde te osoby to typowe "panie od angielskiego"? Czyli nie interesuje ich nauczenie sie czegos innego?" Raczej to drugie. To młode dziewczyny niedawno po studiach, nie mieszkają w dużych miastach więc jedyną możliwością zatrudnienia (zgodnie z wykształceniem) była szkoła. I tak jakoś trwają w tym dalszym szukaniu w szkołach, myślę, że trochę już "wsiąknęły" w nauczanie, część ma mężów, czy chłopaków, więc przeprowadzka za pracą nie jest ani oczywista ani łatwa, niektóre pewnie nie chcą zmieniać miejsca zamieszkania. Jedna z koleżanek ma troszkę znajomości po szkołach, jej mama sama jest nauczycielką. Ale dokąd można liczyć na czyjeś ciąże i czekać, żeby pani jak najszybciej poszła na L4.... "bo im sie juz nie chce.... bo te wakacje...mala ilosc pracy w ciagu dnia... bo w szkole co kilka lat awans gwarantowany i mała bo mała, ale pewna podwyzka, czy sie stoi czy sie lezy... " - tak, to prawda, pod warunkiem, że to stała praca. A że teraz niż demograficzny, to tego też nie można być pewnym. Angliści mają o wiele mniej godzin niż dawniej i też boja się, żeby w ogóle mieć pracę. A wracając do stwierdzenia "czy się stoi czy się leży..." ; te wakacje, ferie, przerwy świąteczne i inne przywileje wcale nie są takie super jeśli pomyśli się, jakie są koszty tego wszystkiego. Pracowałam w szkole i wolałam wtedy nie mieć wakacji w zamian za brak konieczności użerania się z gimnazjalistami, kontaktów z roszczeniowymi rodzicami i w ogóle takiego wtłaczania materiału bez przerwy na siłę. Do tego cała ta szopka z akademiami, teatrzykami itd. I prawda jest jeszcze taka, że ciągle się dokłada do tego biznesu: bo gdzie wydrukujesz testy, analizy i inne tony papierlogii? Nie na szkolnej drukarce, bo w niej nigdy nie ma tuszu, tylko na swoim sprzęcie i papierze, które to kupisz i utrzymujesz za własne pieniądze. Przypomnijcie sobie swoich nauczycieli od angielskiego. Myślicie, że rozwinęli się zawodowo w jakiś sposób? Ja myślę, że nie, bo czego można się nauczyć po X latach pracy w szkole?. Nawet samemu ciężko udoskonalić swój warsztat pracy, jeśli hospituje cię dyro, który nie zna się na nauczaniu języka, bo jest np. biologiem. To jest regres nie tylko pod względem językowym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
"A wracając do stwierdzenia "czy się stoi czy się leży..." ; te wakacje, ferie, przerwy świąteczne i inne przywileje wcale nie są takie super jeśli pomyśli się, jakie są koszty tego wszystkiego. Pracowałam w szkole i wolałam wtedy nie mieć wakacji w zamian za brak konieczności użerania się z gimnazjalistami, kontaktów z roszczeniowymi rodzicami i w ogóle takiego wtłaczania materiału bez przerwy na siłę. Do tego cała ta szopka z akademiami, teatrzykami itd. I prawda jest jeszcze taka, że ciągle się dokłada do tego biznesu: bo gdzie wydrukujesz testy, analizy i inne tony papierlogii? Nie na szkolnej drukarce, bo w niej nigdy nie ma tuszu, tylko na swoim sprzęcie i papierze, które to kupisz i utrzymujesz za własne pieniądze. Przypomnijcie sobie swoich nauczycieli od angielskiego. Myślicie, że rozwinęli się zawodowo w jakiś sposób? Ja myślę, że nie, bo czego można się nauczyć po X latach pracy w szkole?. Nawet samemu ciężko udoskonalić swój warsztat pracy, jeśli hospituje cię dyro, który nie zna się na nauczaniu języka, bo jest np. biologiem. To jest regres nie tylko pod względem językowym." Myszka, ja to wszystko swietnie rozumiem... :) A z tym drukowaniem poodbnie jest w szkolach jezykowych...w ktorych często nie moglam sie nawet doprosic podrecznika dla uczniow czy chociazby jednej kopii dla mnie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
"A z tym drukowaniem poodbnie jest w szkolach jezykowych...w ktorych często nie moglam sie nawet doprosic podrecznika dla uczniow czy chociazby jednej kopii dla mnie...." Zgadza się szkoły są różne, ale te, którym zależy na renomie i uczniach raczej starają się dbać o klienta, bo zadowolona osoba jest najlepsza reklamą dla szkoły, a jak komuś nie będzie się podobało to pójdzie do konkurencji. Swoją drogą ciężko mi sobie wyobrazić, jak ta szkoła, którą opisałaś w ogóle działała skoro nie mogłaś się doprosić o podręczniki dla uczniów. Co do drukowania, to właściwie nie chodzi tylko o to, dałam pierwszy z brzegu przykład, podobnych sytuacji było wiele. Np. kupowanie czy przynoszenie własnych rzeczy na akademie, bo co zrobisz jak dziecko powie "proszę pani ja tego nie przyniosę bo w domu nie mam a rodzice mi nie kupią". A przedstawienie musi się odbyć, bo to nauczyciel jest za to odpowiedzialny. Podobnie z wożeniem uczniów na konkurs, za paliwo nikt nie zwróci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Uczę angielskiego w szkole i cieszę się po prostu, że mam pracę bo wiem jak jest ciężko. Oprócz tego daję po kilkanaście godzin korków tygodniowo, więc w sumie można powiedzieć że mam drugą jakąś tam pensję. Na wakacjach dorabiam w szkole językowej w anglii - uczę tam obcokrajowców. Bardzo chciałabym jakąś własną działalność, najlepiej tłumaczenia, zeby nie musieć użerać się z dziećmi i ich jeszcze lepszymi rodzicami....ale chyba się nie zanosi. Przeraża mnie perspektywa kolejnych egzaminów jakie trzeba zdać na tłumacza przysięgłego itp.....Nie wiem, może kiedyś coś wymyślę. Na razie na serio cieszę się z tego co mam. Z pracy, jaka by nie była, bo wiem że ludzie mają gorzej. Na pewno też nie cofam się w rozwoju w angielskim. Dużo czytam, ciągle poznaję nowe zwroty no i te wyjazdy do uk dużo mi dają. Kiedyś na pewno się skończą jak będzie rodzina i np dziecko.....ale może wtedy będę jeździć też, ale tylko turystycznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A tak w ogóle to jestem założycielką tego tematu. I jestem w szoku, że tyle czasu minęło a on nadal jest ;) Jak widzicie, trochę się zmieniło pod względem mojej pracy od pierwszego założonego postu. Tzn pracuję w szkole na czas nieokreślony (hura?) hm....no właśnie, są plusy i minusy. Więc miło mi Was wszystkich poznać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
Aggie:) : milo Cie znow widziec...fajnie, ze jestes zadowolona... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
"Swoją drogą ciężko mi sobie wyobrazić, jak ta szkoła, którą opisałaś w ogóle działała skoro nie mogłaś się doprosić o podręczniki dla uczniów." No coz... dyrektor szkoly mowil, ze to ja decyduję, jakie materialy chce uzywac na lekcjach i ze ja mam"wymyslac" lekcje. Zenada :/ Wszystkim "paniom od angielskiego" ;) życzę nowych wyzwan w Nowym Roku, znalezienia ambitnej, dobrze platnej pracy (na umowę o pracę ;) ) z możliwością awansów i podwyżek. I oby potencjalny pracodawca zaczął dostrzegać w nas potencjał i zaufał w nasze umiejętości....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
" ...życzę nowych wyzwan w Nowym Roku, znalezienia ambitnej, dobrze platnej pracy (na umowę o pracę ) z możliwością awansów i podwyżek. I oby potencjalny pracodawca zaczął dostrzegać w nas potencjał i zaufał w nasze umiejętości.... " to właśnie moje ( i pewnie nie tylko moje) największe marzenie. Przyłączam się do bardzo trafnych życzeń, chyba sama bym lepiej ich nie ujęła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
:( Mialam dzis lekcje prywatna i podczas konwersacji z moim uczniem nt. ofert pracy tu gdzie mieszkam, gdy powiedzialam, ze ciezko jest znalezc prace, uslyszalam:"Ale w naszym miescie jest duzo szkol jezykowych"... Mam juz dosc... :/ Wiem, ze ten uczen nie mial nic zlego na mysli, ale naprawde malo brakowalo a na ten jego tekst wywrocilabym oczami... Jak mnie wk***ia bycie postrzegana jako "pani od angielskiego"!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
Rozumiem, że uczeń nie chciał Ciebie celowo zaszufladkować, tylko podążył najprostszym skrótem myślowym, ale zdaję sobie sprawę, że taki coś wkurza bardzo... A tak na przyszłość jakbyś znów była widziana jako "pani anglistka" i uświadamiana, że przecież językowych szkól jest dużo, to może powiedz takiej osobie czy chciałaby nie mieć pensji w wakacje, ferie i inne wolne, + brak chorobowego, umówkę śmieciową i do tego martwić się czy od września / października znów będą grupy i czy w ogóle będzie praca. Jestem przekonana, że wszyscy byliby wprost zachwyceni takimi świetnymi perspektywami Swoją drogą dowiedziałam się ostatnio, że pewna znajoma osoba (też po anglistce) zrezygnowała z pracy w sklepie na rzecz szkoły językowej. Rzecz jasna nie znam szczegółów, ale dodam, że sklep był prawie na miejscu (ale nie jakiś tam wiejski spożywczak), praca spokojna i pewniejsza od szkółki, do której trzeba w dodatku dojechać min. 20 km. A jakby się koniecznie chciało mieć kontakt z językiem (mam na myśli korki) , to większe szanse, aby znalazł się ktoś chętny gdy kończysz pracę o 17-18 niż powiedzmy o 20 w szkółce, z której trzeba jeszcze chwilę dojechać... Niech każdy robi jak uważa, ale szczerze, zrobilibyście to samo? Mając na uwadze wszystkie te "korzyści" w jezykowych?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
myszka1100: to wszystko prawda o tych szkolach jezykowych... Ja w ogole pracy w szkolkach nie nazywam nawet praca, tylko zajeciem... Bo co to ma wspolnego z praca? Kilka, maks. kilkanascie godzin tygodniowo przez kilka miesiecy w roku, odejmowanie nauczycielowi z pensji bo ktos odwolal lekcje ("klient nasz pan"), + brak swiadczen jak skladki emerytalne i zdrowotne, platne chorobowe, urlop, trzynasta pensja, odprawa, zasilek dla bezrobotnych, itd. Gardze taka "praca"... I przykro mi, ze takie perspektywy czekaja wiekszosc anglistow, a juz na pewno tych z malych miast. A co do Twojej znajomej, ktora pracowala w sklepie, to ja tez tego nie rozumiem.... czy ona w ogole kiedykolwiek pracowala w szkolach jezykowych, orientuje sie jakie tam sa warunki? Moze wyliczyla sobie zarobki na podstawie stawki godzinowej? :P Szczerze mowiac, gdybym byla w podbramkowej sytuacji, to wolalabym pracowac w MacDonaldzie na umowie o prace i w miedzyczasie szukac czegos innego, bedac przynajmniej pewna ze co miesiac wplynie mi stala pensja, niz pracowac dla szkoly jezykowej bez umowy o prace i nie wiedzac nigdy, ile w danym miesiacu zarobie i jeszcze zyc ze swiadomoscia, ze w razie utraty pracy nie bedzie przyslugiwal mi nawet zasilek.Poza tym niewykluczone, ze w ciagu kilku miesiecy zarobilabym w Macu w sumie wiecej niz w szkole bo pracy w restauracji, w przeciwienstwie do lekcji, nikt nie odwola z dnia na dzien. Dla mnie bardzo wazna jest umowa o prace, z jednym wyjatkiem. Gdyby zdecydowala sie mnie zatrudnic jakas firma, ktora zechcialaby mnie przeszkolic np. z logistyki czy z finansow, itp, i w ktorej moglabym zdobyc doswiadczenie, ktore zaprocentuje w przyszlosci, moglabym nawet pracowac przez kilka miesiecy na umowe-zlecenie.Gdybym przy takiej umowie cywilno-prawnej dostawala na reke jakas 1/3 wiecej niz na normalnej umowie, nie wahalabym sie w ogole, ale rowniez tylko przez kilka miesiecy moglabym tak pracowac... Podsumowujac: moge zniesc "smieciowke" przez jakis czas jesli w zamian zdobede cenne doswiadczenie, ale smieciowka+szkola jezykowa to dla mnie pograzanie sie...nie dosyc, ze warunki finansowe do niczego to na dodatek jest to praca, ktora w zaden sposob nie otworzy mi drzwi do innych perspektyw....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tina83
Ja wprawdzie teraz pracuję na umowę, jednak, gdybym w okresie bezrobocia dostała propozycję pracy na zlecenie z podstawą to zgodziłabym się. Oczywiście nie mówię tu o pracy w szkole językowej tylko w biurze. Na umowie zlecenie w chwili obecnej opłaca się składki. Natomiast zdecydowanie odpadały oferty typu "umowa zlecenie, wynagrodzenie prowizyjne bez podstawy", a takich ofert pracy jest multum

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tina83
Jak chodziłam na rozmowy kwalifikacyjne to wiedziałam że na początku nie dostanę umowy o pracę z płatnym chorobowym tylko właśnie zlecenie, ale z opłacanymi składkami i płatną podstawą, choćby minimalną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
Kolejna anglistko: nie wiem czym kierowała się ta osoba, właściwie to nie znam jej osobiście, jedynie kojarzę z wyglądu i nazwiska, no i wiem, czym się zajmuje. Nie wiem czy pracowała w językowej kiedykolwiek, na pewno pracowała w szkole państwowej. Ale podsumowując chyba nie zarabia aż tak dobrze, skoro non stop ogłasza się jako korepetytor. To chyba mówi samo za siebie. Co do opisywanej przez Ciebie pracy z oferowanym przeszkoleniem, to ja też myślę, że zgodziłabym się wtedy na umowę - zlecenie, przecież wiedza i doświadczenie, które w ten sposób zdobędziesz nie ucieknie i nikt ci jej nie zabierze. Sama miałam taka ofertę, co prawda jeszcze nie pracy ale rozmowy kwalifikacyjnej. Niestety pracowałam jeszcze wtedy w szkole i nie mogłam nawet na tę rozmowę pojechać... Wprawdzie nie mam pewności czy by mnie zatrudniono, ale do dziś jak sobie o tym przypomnę, to żałuję, że tak wyszło. Gdyby ten telefon zadzwonił jakiś miesiąc później, to kto wie jak by było.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
A to historia, którą ostatnio usłyszałam (jak najbardziej prawdziwa, gdyby po przeczytaniu ktoś miał jakieś wątpliwości); dziewczyna po maturze szuka pracy. Trafia na ofertę z hotelu, co prawda stanowisko nie jest określone, ale postanawia pójść na rozmowę. Jednym z wymogów jest znajomość angielskiego. Rozmowa odbywa się po angielsku, prowadzi ją mąż właścicielki, który jest Anglikiem bądź Amerykaninem i nie za bardzo zna j. polski. Dziewczyna pozytywnie przeszła rozmowę. A jakie dostała stanowisko pracy? Zmywak, gdzie na 2 czy 3 przyciskach było napisane coś po angielsku. Po prostu no comments...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika anglistka
Ja ostatnio poszłam na rozmowę, miała być to praca biurowa a na miejscu okazało się, że niańczenie dzieci w wieku żłobkowo-przedszkolnym w bawialni koło biura. Jeszcze gość był zdziwiony, że odmówiłam, "bo przecież mam doświadczenie w pracy z dziećmi". Grrr...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika anglistka
Co do kserówek z własnych pieniędzy - w jednej szkółce, w której pracowałam, dyrektor wybrał dla każdej grupy inne podręczniki i powiedział, że mam przerobić z nimi materiał z podręcznika i ćwiczeń. Z tym, że kursanci tych podręczników i ćw. nie musieli kupować. Kserówki mieli dostarczać lektorzy. Niby było ksero w szkółce, ale wiecznie nie było papieru albo tuszu. Ile ja się nadźwigałam tych kserówek - podręcznik, ćwiczenia razy kilka grup razy ok. 15 osób w grupie. Znajoma załatwiła mi dostęp do darmowego ksera, bo inaczej to nie wiem co bym zrobiła. Totalny wyzysk. Komplet podręczników dla mnie wypożyczono mi na miesiąc. Potem musiałam sama sobie kupić albo skserować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
Monika anglistka: zenada, zarowno jesli chodz te rozmowe o "prace" jak i o te tony kserowek na koszt nauczyciela... Ciekawe czy w szpitalu chirurdzy tez musza za wlasne pieniadze kupowac narzedzia pracy? ;) Kazdy powie pewnie "no ale nauczyciel to ma tylko kartki przyniesc"... A ta rozmowa o prace...gosc pewnie chcial 2 w 1: i bawienie dzieci i nauke angielskiego... Dobrze, ze odmowilas, bo moze przy okazji musialabys robic darmowe tlumaczenia dla biura.... ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
Moniko, ja też sądzę, że dobrze zrobiłaś odmawiając, praca pracą, ale musimy się też szanować. Strasznie śmieszy mnie to, że facet powołał się na Twoje doświadczenie pracy z dziećmi, szkoda tylko, że gdybyś chciała się z tym właśnie doświadczeniem ubiegać o pracę w przedszkolu, to by ci powiedziano, że nie masz odpowiedniego doświadczenia i wykształcenia. Jak to miło, że człowieka doceniają. .... Twoja sytuacja z tą rozmową przypomniała mi pewną rzecz o której chciałam tu napisać: ogłoszenia o pracę, a właściwie ich treść. Codziennie je przeglądam i coraz więcej jest takich które nie podają nazwy firmy (ew. hasło np. firma z branży motoryzacyjnej) a i zakres wymagań + charakterystyka stanowiska też opisane są bardzo, bardzo ogólnie.. Anglistki i angliści szukający pracy co myślicie o takich ogłoszeniach? Odpowiadacie na nie? Skąd mam mieć pewność, że ogłoszenie jest wiarygodne, czy komuś nie chodzi tylko o dane osobowe. Wracając jeszcze do ostatniej rozmowy, którą odbyła Monika: czytałam kilka artykułów jak to firmom ciężko znaleźć pracownika pomimo bezrobocia. Tylko, że jeżeli tak jak ten facet, kłamią na temat stanowiska pracy, nie podają swojej nazwy i robią inne podchody, a potem się jeszcze dziwią, że ludzie odmawiają, to nic nadzwyczajnego, że nie mogą znaleźć pracownika. Tylko pytanie czy w ogóle o pracownika im chodzi, raczej o prywatnego niewolnika.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
"Codziennie je przeglądam i coraz więcej jest takich które nie podają nazwy firmy (ew. hasło np. firma z branży motoryzacyjnej) a i zakres wymagań + charakterystyka stanowiska też opisane są bardzo, bardzo ogólnie.. Anglistki i angliści szukający pracy co myślicie o takich ogłoszeniach? Odpowiadacie na nie? " Ja odpowiadam bo i tak nie mam wyjscia... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
"Ja odpowiadam bo i tak nie mam wyjscia..." - ja w większości też, ale jak czytam ogłoszenie, które jest napisane nie do końca składnie, ma wiele błędów literowych, niezbyt profesjonalny adres e-mail, to zaczynam mieć wątpliwości czy jest ono wiarygodne i czy jest sens zawracać sobie nim głowę, przecież chodzi o wysłanie komuś naszych danych osobowych... Co do linku, artykuł jest wg mnie bardzo trafny i prawdziwy, jeśli nie w całości to przynajmniej w dużej mierze. Czy Was też na rozmowach o pracę pytają "dlaczego nie chce być Pani nauczycielką?". Jak odpowiadacie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość panna marianna
Do tej dziewczyny co mieszka we Włoszech: ja też mieszkam we Włoszech, ale jestem tłumaczem włoskiego. Widze jednak, że szukają tu sporo tłumaczy angielskiego, dlaczego nie powysyłasz cv?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
panna marianna: no wlasnie niedawno wyslalam i je odrzucili. ;) nie podoba mi sie praca tlumacza bo zwiazana jest z wyizolowaniem spolecznym, kolejna smieciowa umowa albo koniecznoscia zalozenia wlasnej dzialalnosci, nieregularna iloscia zlecen (wieczna niepewnosc co do zarobkow) a i platnosci zapewne tez mozna sie spodziewac 60-90 dni po wykonaniu tlumaczenia. A poza tym byloby to kolejne doswiadczenie, poprzez ktore bylabym postrzegana jako "pani od angielskiego". :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
Nikt tlumaczowi nie da umowy o prace, a dla mnie to najwazniejsza rzecz na jaka patrze ubiegajac sie o prace.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
"ale jak czytam ogłoszenie, które jest napisane nie do końca składnie, ma wiele błędów literowych, niezbyt profesjonalny adres e-mail, to zaczynam mieć wątpliwości czy jest ono wiarygodne i czy jest sens zawracać sobie nim głowę, przecież chodzi o wysłanie komuś naszych danych osobowych..." No na takie zazwyczaj nie odpowiadam... albo wysylam CV, w ktorym mam niepelny adres. :) Ale ostatnio odkrylam, ze niestety wiele firm umieszcza ogloszenia o prace, pod przykrywka reklamy... Dostaje pozniej jakies maile z reklamami kursow itp. :/ kiedys taka firemke opierczniczylam mailowo, spytalam ich, kto ich upowaznil do wysylania mi co tydzien ich reklam na moja skrzynke... powiedzieli, ze widocznie to ja pierwsza napisalam do nich... tylko ze wyszukiwarka nic mi nie znalazla w "Wyslanych"... pewnie przy "rekrutacji" podali innego maila... Kazalam wiec usunac im mojego maila z ich bazy danych i od tamtej pory mam spokoj....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×