Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

lady stonehenge

nie ma pracy po anglistyce

Polecane posty

Gość myszka1100
Anglistko, mieszkam w małym nawet nie mieście tylko miasteczku, w okolicy (mam na myśli dość szeroką okolicę, wszędzie tam gdzie dałabym radę dojechać samochodem) nie ma naprawdę dużych miast. Większość ofert, jakie się pojawiają to; tokarz, piekarz, spawacz itp. Owszem, wysyłam CV wszędzie tam gdzie wymagana jest znajomość angielskiego, ale żadnego odzewu, pewnie przez brak doświadczenia. Nie wspomnę już o znajomościach, bez których w Polsce teraz strasznie ciężko coś znaleźć. Co do innego języka, znam niemiecki, oficjalnie na poziomie b1 lub b2, ale nie używałam go już dość długo i trzeba by sobie go odświeżyć, co z resztą robię we własnym zakresie. Więc nie jest to znajomość biegła, niestety, jeśli taką miałaś na myśli. Co do pracy biurowej, to swego czasu koleżanka opowiadała o swojej znajomej, która pracuje właśnie w biurze. Jednym z wymogów pracodawcy była znajomość angielskiego w stopniu biegłym. I co się okazuje? Dziewczyna używa języka bardzo okazjonalnie i to wcale nie na poziomie biegłości. Zaczyna też czuć, że kompetencje językowe przez lata przecież budowane, teraz zanikają.... Anglistko, gratuluję znalezienia pracy. Ja w dalszym ciągu czuję się fatalnie z powodu niemożności jej znalezienia... :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zmarnowałam sobie życie
Mogę to dziś szczerze powiedzieć, z ręką na sercu. Na studiach bardzo się przykładałam do nauki, pracowałam i udzielałam korepetycji. Pracowałam oczywiście w szkołach prywatnych, państwowe okazały się pomyłką. Dopóki studiowałam oczywiście, bo właściciele nie musieli płacić za mnie ZUSu. Dziś mam 30 lat, żadnej stabilizacji w życiu. Próbowałam założyć działalność, ale ludzie nie chcieli przychodzić nawet za 25 zł/45 min. (a mieszkam w mieście wojewódzkim, tylko bieda jest straszna). Nie kalkulowało mi się to po prostu. W firmach mnie nie chcą, bo przez lata szarpania się z pracą w kraju nie mogę wyjeżdżać zagranicę i przez to akcent coraz gorszy... Pracuję na umowę o dzieło w szkole prywatnej, modlę się żeby tylko przedłużali mi ten kurs, i dorabiam sobie fizycznie to tu, to tam, byle tylko mieć ubezpieczenie. Pracodawcom oczywiście mówię, że mam tylko maturę, bo inaczej nawet tego bym nie dostała. Po cichu rozważam założenie działalności w innej branży lub wyjazd do Kanady. Nie rozumiem zupełnie tego dzikiego entuzjazmu osób, które dalej pchają się na anglistykę. Na rynku jest już taki przesyt absolwentów, że duża część chcąc nie chcąc będzie pracować poniżej kwalifikacji albo siedzieć w domu bez pieniędzy. Ludzie opamiętajcie się, do pracy w firmie pod względem znajomości języka wystarczą egzaminy państwowe, nie marnujcie sobie życia tak jak ja na przereklamowanym kierunku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
"Co do innego języka, znam niemiecki, oficjalnie na poziomie b1 lub b2, ale nie używałam go już dość długo i trzeba by sobie go odświeżyć, co z resztą robię we własnym zakresie. Więc nie jest to znajomość biegła, niestety, jeśli taką miałaś na myśli." Rozumiem jaka to beznadzieja mieszkac w malym miescie... Wedlug mnie najlepszym rozwiazaniem dla Ciebie bylaby solidna powtorka z niemieckiego i wysylanie CV do firm w duzych miastach...niektore firmy szukaja ludzi ze znajomoscia dwoch jezykow i sami szkola Cie z ksiegowosci, itp. "zczyna też czuć, że kompetencje językowe przez lata przecież budowane, teraz zanikają...." Ja tez czuje, ze moj poziom nie jest taki jaki byl na studiach...ale mysle, ze tak jest z kazdymi studiami... i z kazda praca...bo zeby utrzymac poziom ze studiow musialybysmy wykladac na uczelni... Albo non stop czytac w angielskim, ogladac filmy...a ja, powiem szczerze, zaczelam czuc do tego jezyka lekka niechec, bo i tak SAMA znajomosc tego jezyka nie daje zadnych wymiernych korzysci.... :/ przykre to, ale prawdziwe... :( "nglistko, gratuluję znalezienia pracy. Ja w dalszym ciągu czuję się fatalnie z powodu niemożności jej znalezienia..." No wiesz, ja poki co czekam na umowe... ;) wiem, ze czujesz sie beznadziejnie, ale wedlug mnie tylko szukanie pracy w wiekszymmiescie moze odmienic ten stan...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
"W firmach mnie nie chcą, bo przez lata szarpania się z pracą w kraju nie mogę wyjeżdżać zagranicę i przez to akcent coraz gorszy... " Przyznam, ze tego za bardzo nie zrozumialam... O co chodzi z tym, ze nie mozesz wyjezdzac za granice????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja jak już pisałam wcześniej pracuję w szkole, w tym roku pierwszy raz mam pełen etat. Dorabiam korepetycjami i tak naprawde mam ich na tyle sporo, że wpada praktycznie druga pensja. No, ale tu oczywiście zaczynają się schody, ciągle muszę coś odwoływać, przesuwać bo w szkole jak to w szkole w ciul roboty po godzinach, konferencje, zebrania i innych rzeczy cała masa tak naprawdę potrzebnych psu na budę:O xxx Nie jestem fanką tak szczerze ani szkoły ani dzieci i ich rodziców, ale wychodzę z takiego założenia, że trzeba się cieszyć pracą jaka jest, bądź co bądź w swoim zawodzie. Staram się jak mogę, ale nie jestem entuzjastką bo dzieci są coraz gorsze wierzcie mi:O xxx Ale nie ma co narzekać, jest ok

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
"...ale wedlug mnie tylko szukanie pracy w wiekszymmiescie moze odmienic ten stan..." bardzo często o tym myślę, ale teraz niestety nie mogę, raczej bliżej wakacji. Póki co staram się walczyć o siebie tu, gdzie jestem.:-) Jeśli chodzi o niemiecki, to chciałam zapisać się na kurs, ale ze względu na korki nie dałabym rady. Ale sama siebie zmobilizowałam do jakiejś pracy nad tym językiem, na razie co prawda powtarzam słownictwo, ale na początek dobre i to. Nigdy jakoś ogromnie nie przepadałam za niemieckim, ale szkoda mi było tego, co kiedyś się nauczyłam. Anglistko, Ty również z małego miasteczka? Też szukałaś szansy w większym mieście?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
myszka, ja mieszkalam w miasteczku z ok.50 tys.mieszkancow... I oferty byly tam takie o jakich pisalas...byly oczywiscie tez szkoly jezykowe, i to dosc sporo, ale tu znow wdeptujemy w umowe-zlecenie.... i 0 rozwoju zawodowego....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
"...ja mieszkalam w miasteczku z ok.50 tys.mieszkancow... I oferty byly tam takie o jakich pisalas...byly oczywiscie tez szkoly jezykowe, i to dosc sporo, ale tu znow wdeptujemy w umowe-zlecenie.... i 0 rozwoju zawodowego...." I z tego powodu zdecydowałaś się na wyjazd do Włoch?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
Miedzy innymi, ale nie tylko dlatego. Chcialam tez zasmakowac zycia na emigracji, poznac inna kulture i pomyslalam, ze duzo bardziej korzystnie bedzie jechac do Wloch (ten kraj mi sie zawsze podobal) i nauczyc sie porzadnie wloskiego niz jechac do Anglii i kisic sie z angielskim w deszczu. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mayitallbebetter
U mnie w szkole szykuja sie ogromne zwolnienia,bo po prostu NIE MA DZIECI!!! Ma zostac zwolnionych 20 nauczycieli z 70. Cos czuje,ze polece,bo jestem jedna z najmlodszych stazem: dopiero kontraktowy. :( Umowa na stale i co z tego? Skoro w edukacji wszystko zalezy od tego,czy dzieci sa,czy nie ma. Liczba klas sie zmniejsza,emigruja,przeprowadzaja sie. Jezeli strace te prace,zalamie sie. Tak lubie uczyc :( Od zawsze chcialam byc anglistka. :( Not good, not good at all :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
No wlasnie to kolejny powod dla ktorego nie chce uczyc...co z tego,ze ktos ma umowe na czas nieokresl. Skoro i tak zwalniaja nauczycieli lub zmniejszaja liczbe godzin....tez mi umowa na czas nieokr.,pfff! Tez mi stabilnosc!:-\

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość iuyiiooip
a mnie wkurzają takie chciwe pazerne osoby jak aggie. ma juz jedną pensję to jej jeszcze malo i jeszcze dorabia drugą pensję, swoja droga ciekawe czy masz DG, mam nadzieje, ze ktos cie podpieprzy do skarbowki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
iuyiiooip: a kto jej broni dorabiac sobie? Po pierwsze pensja w szkole to nie kokosy, po drugie nigdy nic nie wiadomo, czy z powodu nizu demografgicznego nie straci sie wkrotce pracy w szkole, po trzecie poki dziewczyna ma czas, sile i checi, to niech pracuje tyle ile da rade...nigdy nie wiadomo, jak ulozy sie nam w zyciu...zawsze lepiej zarabiac wiecej niz mniej, zeby w razie czego miec cos odlozone na czarna godzine....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
Kiedyś usłyszałam od pewnej osoby, że obserwując swoje znajome anglistki musi przyznać, że są one pracoholiczkami. Wbrew pozorom nie był to komentarz złośliwy, ale było w nim sporo prawdy. Jakby się dobrze przyjrzeć to rzeczywiście każdy anglista / anglistka bierze tyle pracy ile się da. Jeżeli chodzi o nauczycieli ze szkół publicznych to nie znam osoby, która ograniczałaby się tylko do etatu. Każdy gdzieś dorabia: szkoła językowa, korki, przedszkola, kursy w firmach. I wcale nie chodzi tu o pazerność tylko o pewną specyfikę pracy: bierze się dodatkową robotę póki jest, zawsze coś kasy wpadnie, bo kto wie co będzie za jakiś czas?? W szkole językowej zabraknie godzin, firmy nie będzie stać na dalsze opłacanie kursu... Anglistko co słychać u Ciebie??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
"I wcale nie chodzi tu o pazerność tylko o pewną specyfikę pracy: bierze się dodatkową robotę póki jest, zawsze coś kasy wpadnie, bo kto wie co będzie za jakiś czas?? W szkole językowej zabraknie godzin, firmy nie będzie stać na dalsze opłacanie kursu... Nic dodac nic ujac. :) Co do mnie, to wszystko w porzadku... :) lekcji mi poki co nie przybylo, ale perspektywa nowej pracy napawa mnie optymizmem. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
"Co do mnie, to wszystko w porzadku... lekcji mi poki co nie przybylo, ale perspektywa nowej pracy napawa mnie optymizmem. " To super. Mi coś przybyło korków ostatnio, ale sama nie wiem czy się do końca z tego cieszyć. Zaczynam czuć, że te lekcje są dla mnie jakimś ograniczeniem - z jednej strony, dobrze, że w ogóle są, ale mogą stanowić też przeszkodę w szukaniu pracy; ograniczają dyspozycyjność i pewnie ciężko byłoby z nich zrezygnować. Może już dawno zaczęłabym szukać pracy i myśleć o przeprowadzce do większego miasta...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
myszka1100: rozumiem Cie swietnie. :) Z jednej strony lekcje lepsze niz nic, a z drugiej dobijajace jest to, ze po pierwsze do niczego konkretnego nie prowadza, a po drugie, jesli jest ich sporo, to moze byc szkoda rezygnowac z nich...Przykladowo jesli ktos wyciaga z korkow 1200 zl to moze byc mu szkoda zostawic to dla pracy w wymiarze 40 godzin w tyg. z umowa, w ktorej zaplaca mu np. tylko 200 zl wiecej... Tylko lekcje maja to do siebie, ze gdy zaczynasz liczyc tylko na nie, to nagle uczniowie sie wykruszaja... :P Nie wiem, czy to zlosliwosc losu :P ale u mnie zawsze jest tak, ze gdy przydaloby mi sie miec wiecej lekcji, to uczniowie mi te lekcje odwoluja ... albo ciezko jest mi znalezc nowych uczniow (mimo ze duzo nowych uczniow zdobylam bedac polecona przez innych moich uczniow). Pracujac dla szkol jezykowych jest jeszcze gorzej, bo tu juz jest sie zwiazanym jakas smieciowa umowa... Ja kiedys przez prace dla szkolki jezykowej stracilam szanse pracy na normalnej umowie... Podczas rozmowy o prace przyznalam sie, ze pracuje na umowie o dzielo dla szkoly jezykowej.Spytano mnie, ile godzin tygodniowo mam w szkole... powiedzialam, ze mam niewiele godzin i ze nie potrafie okreslic ile bo nie ma stalej liczby godzin. ani stalej pensji bo kursanci moga odwolywac zajecia.. babka spojrzala na mnie jak na kretynke....Dodalam, ze ze za jakies 2 tygodnie kursy mi sie skoncza i prawdopoodbnie zostane z niczym, bo to byl lipiec...Wtedy pani rekrutujaca powiedziala "No to te lekcje moga byc problemem bo nie moze pani u nas pracowac w wymiarze 40 godz. tygodniowo jesli pracuje pani gdzies indziej...Dam pani znac co i jak" i juz sie pozniej nie odezwala....A ja po 2 tygodniach zostalam bez dochodow... :( Nauczona tym doswiadczeniem nie przyznawalam sie pozniej juz do lekcji w szkole jezykowej... tak czy siak dla szkol pracowalam zazwyczaj na umowie, ktora mozna bylo zerwac z dnia na dzien...choc zdarzyla mi sie tez szkola, ktora umiescila klauzule w umowie o dzielo, ze jesli nie dam 2-miesiecznego wypowiedzenia, to nie zaplaca mi za ostatnie 2 miesiace pracy! Nie wiem czy to legalne...Przeciez ludzie pracujacy na umowach o prace nie sa zwiazani takimi klauzulami... wiec co tu mowic o umowie o dzielo! Oprocz tego punkty typu: pracodawca nie ponosi odpowiedzialnosci za jakiekolwiek uszczerbki na zdrowiu nauczyciela, gdy ten prowadzi dzialalnosc w zakladach pracy, ktore zlozyly u nas zamowienia na kursy.... Zenada!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
"pracodawca nie ponosi odpowiedzialnosci za jakiekolwiek uszczerbki na zdrowiu nauczyciela, gdy ten prowadzi dzialalnosc w zakladach pracy, ktore zlozyly u nas zamowienia na kursy.... Zenada!!!!" Tam mialo byc "uszczerbi na zdrowiu powstale w miejscach pracy, w ktorych nauczyciel udziela kursow".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
"...albo ciezko jest mi znalezc nowych uczniow (mimo ze duzo nowych uczniow zdobylam bedac polecona przez innych moich uczniow)." Ja mam tak samo. Mimo, że nowych uczniów zdobywałam zawsze przez polecenie, nigdy się nie ogłaszałam, to gdy przydałoby się więcej lekcji wtedy właśnie ciężko na nie liczyć. U mnie ostatnio bywało tak, że osoby zdecydowane na korki lub takie, którym zostałam polecona i przekazano im kontakt do mnie, pomimo zapowiedzi nie odezwały się. Dlatego ciężko liczyć na korki jako na jedyne i główne źródło dochodu. Tym bardziej, że są ferie, wakacje święta i inne dni wolne, które czynią z korepetycji niejako prace sezonową... Jakiś czas temu byłam na rozmowie o pracę. Na moje pytanie kiedy mogę spodziewać się odpowiedzi (prosiłam o kontakt bez względu na wynik), pani stwierdziła, że mniej więcej w ciągu nadchodzących 2 tygodni, niewykluczone, że być może trochę dłużej. Kiedy po ponad miesiącu żadnego odzewu nie było, napisałam maila do kobiety, która umawiała się ze mną na rozmowę. I tu także żadnego odzewu. Szczerze, to zaczynam się już śmiać z tych wszystkich firm, które poddają ludzi nie rozmowom, ale torturom rekrutacyjnym, siląc się jednocześnie, aby wypaść na super profesjonalnych rekruterów uzbrojonych w notatniki i zadających głupie pytania. Szkoda, że nie dbają o swój wizerunek. Żenada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
Drodzy anglisci! A czy Wy tez macie czesto takie wrazenie, ze Wasza wiedza nie jest doceniana? Pomijam juz fakt koniecznosci przekonywania pracodawcow, ze wiemy, co to jest komputer i jak sie go uzywa ;) Mowie teraz o czyms innym: we wszystkich ogloszeniach o prace wymagaja doskonalej znajomosci jezyka ang., a pozniej okazuje sie, ze zatrudniaja kogos kto z trudem potrafi sklecic jedno zdanie. Wiem, ze nie wszedzie tak jest, ale w wielu przypadkach tak... bo ta osoba ma juz to slynne doswiadczenie na danym stanowisku, wiec nagle dla pracodawcy to dukanie po ang. przestaje byc problemem i przymyka na to oko... Tak samo jak kiedys opowiadalam koledze X z pracy, ze kolega Y zlozyl swoja kandydature na stanowisko (w tym samym zakladzie pracy), na ktorym wymagano doskonalej znajomosci j.ang. w mowie i w pismie, a Y nie zna nawet form czasu Past Simple. A kolega X na to:"Eeee, nie sadze, zeby ten ang. byl mu tam potrzebny na wysokim poziomie, poradzilby sobie jakos z tym co umie teraz". Zrobilo mi sie przykro, bo wyglada na to, ze moja zaawnasowana wiedza w ogole nie jest brana pod uwage na stanowiskach biurowych, skoro ludzie maja takie podejscie do znaczenia znajomosci jezyka obcego....skoro tak umniejszaja znaczenie znajomosci jezyka obcego... Mam tez wrazenie, ze moja wiedza nie jest doceniana,, gdy ludzie (znajomi)prosza mnie o jakies darmowe tlumaczenie...zreszta pisalam juz o tym kilka miesiecy temu... Albo gdy podczas np. jakiejs wycieczki zagranicznej z przewodnikiem, ktory nie mowi po polsku, znajomi juz cos tam przebakuja, ze moglabym przetlumaczyc... Wrrr!! Jak mnie to denerwuje!! Nie po to zachrzanialam na studiach, zeby teraz 50% roboty zwiazanej z jezykiem odwalac za darmo, bo istnieje powszechne przekonanie, ze to zadna wielka sztuka cos przelozyc z jednego jezyka na drugi.... Jest jeszcze jedna rzecz, ktora drazni mnie, jesli chodzi o lekcje: tony makulatury, kserowek jakie zbieraja sie u mnie w domu... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
Coś jest w tym niedocenieniu znajomości języka. Ja nigdy nie pracowałam w firmie gdzie rzeczywiście może być różne podejście do języka. Wydaje mi się, że diabeł tkwi w bezmyślnym papugowaniu treści ogłoszeń: sporo ich ostatnio przeglądam więc jestem na bieżąco. Zauważyłam, że zdecydowanie większa ich cześć brzmi prawie jednakowo odnoście wymagań: doświadczenie na stanowisku X, biegła znajomość j. ang. komunikatywność, odpowiedzialność, nastawienie na prace w zespole itd. I nawet jeśli pracodawcy zależy przede wszystkim na doświadczeniu, to co szkodzi mu napisać o języku? przecież wszyscy mają teraz takie wymaganie wiec dlaczego mam być gorszy? Ogłoszenie zawsze lepiej będzie się prezentować a to, że ktoś tego języka nie zna to właściwie nie ma znaczenia... Oferty są po prostu pisane sztampowo. "Eeee, nie sadze, zeby ten ang. byl mu tam potrzebny na wysokim poziomie, poradzilby sobie jakos z tym co umie teraz"; nie wiem czy się śmiać czy płakać, czyżby znajomość form Past Simple zakrawała już na wysoką znajomość języka? Z resztą zastanawiam się, na co temu facetowi miałaby przydać się znajomość języka na tak domyślam się niskim poziomie? Co do korepetycji to rzeczywiście makulatury jest sporo i trzeba sobie wszystko na bieżąco organizować żeby się nie pogubić. Ale w porównaniu z pracą w szkole jest to pryszcz. Tam to dopiero się produkowało papierologii. Nie mówię już o sprawdzianach ale tych wszystkich dodatkowych dzienniczkach, analizach, sprawozdaniach, testach próbnych itp. Część można by zostawić w szkole ale mając do dyspozycji tylko jedną małą półeczkę, nie da rady tego zrobić. Kiedy przypomnę sobie te sterty papierów zalegające dosłownie wszędzie, aż dreszcz mnie przechodzi... Już z dwojga złego wolę materiały z korków, bo te to tylko rzeczy "czysto" językowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość złotoróżowa
a znacie jeszcze jakieś inne języki?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
Tak :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnn
Jesli szukacie pracy w firmie, to przede wszystkim trzeba miec doswiadczenie na dane stanowisko, a znajomosc jezyka jest tylko dodatkowym czynnikiem. Jesli mowicie plynnie po angielsku to super, ale co jeszcze poza tym potraficie? Z sama znajomoscia angielskiego potrzebuja tylko w zawodach typowych dla anglistow - w szkolach jezykowych, w tlumaczeniu jezyka itp. Jesli np. poszukuja analityka czy administratora to prawda jest taka, ze taka osoba nie musi mowic zaawansowanym angielskim, wystarczy, ze sie dogada, ale za to musi umiec inne rzeczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszka1100
nnnnnnnnnnnnn racja, tylko, że to doświadczenie też trzeba gdzieś zdobyć, zawsze musi trafić się ta pierwsza osoba, która da Ci szansę. A z tym bywa ciężko. Jeżeli chodzi o analityka to on rzeczywiście musi mieć konkretne doświadczenie ale również wykształcenie kierunkowe. A czy nie musi znać angielskiego na poziomie zaawansowanym? Niekoniecznie. Sporo ofert dla osób z doświadczeniem i umiejętnościami zawiera wymóg o biegłej lub bardzo dobrej znajomości języka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
"Jesli mowicie plynnie po angielsku to super, ale co jeszcze poza tym potraficie? " Obslugiwac komputer, fax, drukarke, instalowac i deinstalowac programy na kompie :P No i potrafie tez uzywac mozgu i nauczyc sie przygotowywania jakichs dokumentow dla firmy, nauczyc sie na jakich zasadach dziala firma, co robic i jak aby firma miala zyski z mojej pracy... Nie potrzebuje zdobywac doswiadczenie przez 2 lata, aby nauczyc sie podstaw... Poza tym odrzucanie kandydatury anglisty, ale rowniez i absolwentow innych kierunkow, na stanowiskach typu "operator centrali telefonicznej", sekretarka czy recepcjonista w hotelu ze wzgledu na brak doswiadczenie uwazam wrecz za obrazliwe... Przeciez w takich hotelikach pracuja tez ludzie po szkole sredniej... oni byli w stanie nauczyc sie tej pracy, to osoba po studiach nie dalaby rady?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buhajowy wizgun
bo oni mieli 4 czy 5 latnią szkołę średnią o profilu hotelarskim lub innym, i właśnie brakuje Ci tylu lat nauki aby umieć tyle ile umie absolwent takiej szkoły

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
bo oni mieli 4 czy 5 latnią szkołę średnią o profilu hotelarskim lub innym, i właśnie brakuje Ci tylu lat nauki aby umieć tyle ile umie absolwent takiej szkoły" Dobre, a Ty myslisz ze w pracy w hotelu taki recepcjonista wykorzystuje CALA wiedze zdobyta podczas jakiegos studium hotelarskiego? To rownie dobrze ja moge powiedziec, ze tylko anglista powinien pracowac w miedzynarodowej firmie czy w hotelu, bo zna angielski o 10 poziomow wyzej niz czlowiek, ktory angieskiego uczyl sie na kursie. Albo moge powiedziec, ze tylko absolwent anglistyki, a najlepiej collegu powinien uczyc, bo umie uczyc lepiej niz jakis angielski kucharz,ktory zrobil sobie uprawnienia do nauczania podczas miesiecznego kursu TEFL. Nie przesadzajmy z ta praca w hotelu na recepcji: nie potrzeba tu nic wiecej niz checi do pracy, doskonalej znajomosci minimum angielskiego, znajomosci obslugi komputera, pogodnego usposobienia, sumiennosci i dokladnosci. Wykonywania swoich obowiazkow mozna sie nauczyc i tylko jakis bezmozgowiec mialby z tym problemy. Co innego prowadzenie ksiegowosci dla takiego hotelu czy tez pracy jako kierownik recepcji: tu juz potrzeba specjalistycznego wyksztalcenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna anglistka
A poza tym dziwne, ze za czasow mlodosci naszych rodzicow wystarczylo zdac mature, a w pracy przyuczano do wykonywania obowiazkow na danym stanowisku. Dalo rade nauczyc sie pracy w pracy? Dalo. To niby czemu teraz mialby byc to problem? Nie wydaje mi sie, zeby kolejne pokolenie (nasze) bylo pokoleniem idiotow, ze nagle trzeba konczyc liceum o danym profilu czy tez studium, aby wykonywac MALO skomplikowane prace.... Ja nie oburzam sie, ze ktos nie chce przyjac mnie na stanowisko ksiegowej czy pielegniarki, oburzam sie tylko podejsciem pracodawcow, ktorzy wyzej sraja niz dupe maja :P i za wszelka cene chca udowodnic, ze kumaty czlowiek po studiach "nie nadaje sie" do malo skomplikowanej pracy biurowej, bo w koncu u niego to tylko po liceum profilowanym mozna pracowac... A pozniej okazuje sie, ze synus czy coreczka znajomego tez mogaa pracowac na recepcji mimo braku wyksztalcenia profilowanego....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×