Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Atamaska 🌻 Nie pamiętam czy pisalaś ile jesteś po rozstaniu ze swoim poprzednim partnerem. Dobrze rozumiem, że 3 m-ce? A teraz masz kogoś nowego. Napisałaś: \"tak dobrego człowieka jakim jest teraźniejszy mój mężczyzna. Raz mu nawet to powiedziałam, to się rozpłakał i powiedział, że rozumie, nie nalega na mnie, poczeka, ale jakbym go zostawiła to by sobie nie poradził beze mnie bo tak mnie kocha. \" Proszę, przeczytaj to jeszcze raz. Tak może powiedzieć człowiek, który jest uzależniony... Uzależniony, od Ciebie, od uczucia miłości. W moim odczuciu za szybko się kimś związałaś. Terapeutka, z którą rozmawiałam twierdzi, że po toksycznym związku powinno odczekać się przynajmniej rok zanim rozpocznie się kolejny, gdyż bardzo łatwo jest powtórzyć stary schemat. Trzeba znaleźć najpierw w sobie umiejętność życia dla siebie i kochania samej siebie. Ze swojej strony mogę przyznać jej rację - u mnie mijają 4 miesiące... a jeszcze długa droga przede mną. Ale podkreślam - to jest moje zdanie. Nie musisz go brać za swoje. Życzę Ci tak czy inaczej żeby ułożyło Ci się wszystko jak najlepiej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yeez - te pytania do duszka to tez do mnie byly (tym razem \"wzielam do siebie\" wbrew 2 umowie ale cel uswieca srodki ;) :P) - bo trafiaja do mnie, to jest wlasnie to co bylo mi trudno zwerbalizowac, uchwycic - a na co chcialabym odpowiedziec sobie szczerze. I moze wlasnie w odpowiedziach zawarte beda klucze do dalszych drzwi... zacytuje: \"co czuje w zwiazku z : -tym, że ktos cos do mnie powiedział, czy podoba mi sie to co czuje, czy nie - co czuje gdy kytos np. zajechał mi droge, nadepnąl mi na noge - co czuje gdy żona pocałowała mnie i co zamierzam zrobic w zwiazku z tym co czuje. lub nie zrobic. itd. itp. -dlaczego boisz się cudzych złych emocji ? nazwij te emocje, ktorych sie boisz , z czym ci sie to kojarzy albo z kim - kto cie nauczył ze cudze jest wazniejsze niz twoje i czy ty sie z tym zgadzasz? - dlaczego odczuwasz srtach gdy masz stanąć w swojej obronie ? z czym to kojarzysz ? - dlaczego czujesz sie odpowiedzialny za kogos ? a za siebie jestes odpowiedzialny ? jak to czujesz \" pierwsze pytanie jest latwe bo opinie innych (co kto powiedzial) w wiekszosci przerobilam; jest jeszcze problem z nastawieniem kogos: jesli nie jest to agresja, atak - to nie mam jakichs szczegolnych reakcji; ot - powiedzial i dobrze, widac tak to widzi, jego sprawa, nie bede udowadniac ze jestem wielbladem czy ze nie jestem krolikiem. Powiem co mam do powiedzenia celem kontynuacji dialogu lub zaznaczenia swojej opinii (lub potwierdzenia czyjejs). Ale nie mam juz tej kompulsywnej potrzeby tlumaczenia sie, tlumaczenia wszystkiego dokladnie (co z kolei przed soba tlumaczylam tym ze chce byc wlasciwie zrozumiana, co tez stanowilo czesc prawdy). Mowie tyle ile uwazam za wlasciwe w temacie. I chwala Bogu, jedna sprawa odfajkowana ;) Tylko ten ton agresji, zaczepny, w ktorym sie czai zagrozenie (w ktorym JA to zagrozenie widze) powoduje ze czuje sie nieswojo, jak na cenzurowanym, jak pod reflektorem, na egzaminie - jak dziecko wobec autorytetu = kogos silniejszego kto moze wiecej (ale niekoniecznie ma racje). Dlatego zeby nie okazac ze sie boje (czyli oddac wladzy w czyjes rece) zwykle nie reaguje albo ignoruje (mimo iz czuje lek wewnatrz). To nie ma zastosowania do osob obcych, tylko tych \"znanych\" do ktorych nie mam zaufania (tzn nie wiem czego sie po nich spodzieac albo wiem ze moge spodziewac sie agresji bo to sie juz wydarzylo). No to pierwszy punkt mam z glowy. Na zajechanie drogi itp drobiazgi reaguje chwilowa zloscia ktora rozladowuje zacna, polska \"k*rwa mac\". Czasem cos pod nosem odnosnie umiejetnosci kierowcy (bral lekcje od Stevie Wondera itp), czasem cos z przestarzalych narzedzi rolniczych lub zwierzat gospodarskich ;) (spoiler: cep, krowa)... Drobne przygody nie pozostawiaja sladu, zalatwiam je \"od reki\". Kiedys potrafilam rozkminiac w nieskonczonosc i zlosc we mnie siedziala jakbym brala te dooperele na wynos. Jesli jest mozliwosc bezposredniej konfrontacki o osoba ktora nadepnela mi na noge to GRZECZNIE mowie ze moglaby uwazac. Kiedys nie odezwalabym sie z leku przed konfrontacja (i tez zauwazylam ze nie dziala to w wypadku osob obcych, wiem ze potrafie zachowac sie asertywnie, nie obrazam nikogo a tylko bronie swoich granic i bezpieczenstwa, owszem zdarza mi sie czuc troche zlosci wewnatrz ale ona szybko \"wyparowuje\" bo nie ma sensu przejmowac sie takimi bzdurami. Kiedys balam sie komukolwiek zwrocic uwage za na mnie od razu naskoczy a inni wezma jego strone (kiedy to ja bylam ta strona poszkodowana i nie chodzilo mi o to zeby po mojej stronie staneli ale zeby nie stali przeciwko - dla zasady chociazby) i mnie zaszczekaja. Teraz obawiam sie przede wszystkim tych o ktorych wiem, ze moga wyrzadzic krzywde mnie czy moim bliskim. Na razie tyle. Upisalam sie jak pisarz gminny. Cd pozniej albo jutro.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość duszek.weroniki
...yeez....sorki po prostu definiuję mój problem emocjonalny by wiedzieć czego chcę od terapeuty. znależć znalazłem ale nazywam teraz to czego mi brak i jakiej pomocy oczekuje....żle sie wyraziłem ale duzo mi się diś dzieje.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nad druga czescia tych pytan trzeba bedzie troche popracowac bo nie sa takie proste (przynajmniej dla mnie) - ale moga wiele zalatwic. Wlasciwie to nie bardzo sobie przypominam konkretnej osoby w obecnosci ktorej czulam np lek czy "jej karcacy wzrok mnie paralizowal" (ze uzyje takiej licentia poetica), czulam ze moze mnie za cos tak ukarac (przy czym to cos to moglo byc cokolwiek). Kojarzy mi sie to z wieloma osobami ktore w dziecinstwie byly "autorytetami" dla mnie. Matka (mialam uczucie bycia wciaz kontrolowana i sprawdzana, oceniana w sensie: co robisz, dlaczego to robisz, dlaczego nie cos innego lepszego, madrzejszego itp), jej brat (czepial sie mnie o wszystko, poszturchiwal, straszyl ze mnie zbije, nastawial przeciwko mnie matke - ojciec go nie lubil), ojca bbo krzyczal, przeklinal jak byl zly, trzaskal drzwiami, zgrzytal zebami; wogole wiekszosc rodziny z ktora sie wtedy kontaktowalam (czulam sie krytykowana, wysmiewana, zalezna od nich), wychowawczyni w szkole, dyrektorka. To byli ludzie ktorzy nauczyli mnie strachu. Strach, lek to uczucia potrzebne, od nich zalezy nasze przetrwanie. Ale u mnie wystepuje on w nadmiarze i przez cale lata blokowal moj potencjal. Od kilku lat zaczelam sie uwalniac - i czuje to, czuje zmiane, jednakze spora czesc leku jest jeszcze we mnie i tworzy wspomniana przeze mnie przeszkode. Ludzie ktorych wymienilam nalezeli do tych "nieprzewidywalnych". Ole bylo tedy przewidywalnosci w moim zyciu? Czy wogole wiedzialam co to jest? Czy moja dysfunkcja nie opiera sie na braku przewidywalnosci, a zarazem na braku poczucia bezpieczenstwa z tego braku wyplywajacego? Ergo - nie moglam tym ludziom ufac a bylam od nich zalezna... Nie, cos tu jest nie tak. OK, to prawda - ale nie w tym rzecz teraz. Mam wrazenie ze nie powinnam obcowac z ludzmi ktorym nie ufam - a jest ich wokol mnie sporo. I obcuje z nimi bo nie potrafie, nie umiem odbic z dnia na dzien a chcialabym bo mnie coraz bardziej wkur*iaja. Ktorych emocji sie boje? Gniewu, zlosci, zmiennych nastrojow (choc to nie emocja). Moha wymknac sie spod kontroli i uderzyc we mnie. Boje sie rozgniewac kogos. "Narazic sie". Nie wiem jeszcze z czym/kim mi sie to kojarzy. Moze jest to jakas moja interpretacja czegos z przeszlosci; jakiegos gniewu czy wybuchu wscieklosci ktory tak odebralam? Naprawde nie jestem w stanie sobie przypomniec (moze to do mnie przyjdzie jeszcze)...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Celowo napisalam \"autorytetow\" w cudzyslowie w mojej poprzedniej wypowiedzi. To strach przed samozwanczymi autorytetami ktorych ja nie uwazam za autorytety sensu stricte (to sa dla mnie wylacznie ci ktorych szanuje, podziwiam za ich czyny, postawe itp); czyli ci ktorzy sa silniejsi ode mnie w jakims stopniu, ktorzy jak im sie nie spodoba moja postawa/zachowanie/odpowiedz to mi zaszkodza i bede miala problem z ktorym musze sobie poradzic. Np jak maz sie wkur*i to odbije sie to na symu ktory zacznie robic cyrki z czym z kolei ja sobie musze jakos dac rade - a co moze rownie dobrze prowadzic do agresji ze strony meza wobec syna. Z innymi zachowaniami toksycznymi meza juz sobie poradzilam tzn mam je w doopie doslownie. Podobnie jak jego fochy, nastroje, nie odzywania sie, czepiania - nie gram w te gre i juz. Balam sie tych ktorzy sie czepiali albo nawet patrzyli na mnie zaczepnie (to w przeszlosci, teraz nie spotykam takich ludzi). Nie chcialam sie narazic bo wiedzialam ze konsekwencje poniose tylko i wylacznie ja cokolwiek by sie nie stalo, takie osoby moga uprzykrzyc mi zycie ktore i bez tego nie jest latwe i z ktorym sama sobie musze radzic bez wsparcia. Pisze szybko, odruchowo i na pewno wiecej mi sie jeszcze nasunie. Dzieki za analize. Mysle ze to nieprzerobiony z dziecinstwa problem radzenia sobie z grupa - mimo wszystko, mimo iz radze sobie miedzy ludzmi jednak jest gdzies ow lek bo bylam izolowana od rowiesnikow i nie mialam mozliwosci z nimi wspolpracowac; wiec dotad mam gdzies te luke, lek przed nieznanym, co zostalo takze spotegowane przez pozniejsze zle doswiadczenia. Moi rodzice byli dysfunkcyjni spolecznie (nie radzili sobie w kontaktach miedzyludzkich, nie mieli przyjaciol, znajomych - tylko rodzine matki wlasciwie bo matka byla z rodzina ojca sklocona i rzadko ich odwiedzalismy a pamietam ich jak w miare \"normalnych\" - dobrze sie wsrod nich czulam, nie jak na cenzurowanym) i to tez na pewno mialo jakies odbicie w moich stosunkach z ludzmi choc od lat uchodze za osobe towarzyska, lubiana - ale w glebi duszy jednak jest gdzies strach. Balam sie przez wiele lat (teraz pewnie mniej) konfrontacji wszelkiego rodzaju, szczegolnie takich w ktorych musialam kogos skrytykowac, poddac w watpliwosc jakosc uslug itp. Obawialam sie ze ta osoba poczuje sie atakowana (mimo iz zamierzalam po prostu upomniec sie o swoje) i wyciagnie jakies moje drobne grzeszki albo wypomni cos co kiedys nie tak zrobilam (jak ten facet od internetu ze sciagalam z rapida na przyklad; ja sie przez cale miesiace cykalam zeby do niego ze zjeebka zadzwonic ze jest fatalna jakosc sygnalu ze na mnie wyskoczy o ten rapidshare! Glupie, prawda? Ale niestety - prawdziwe). Tak jak mialam obawy przed powiedzeniem o problemach z synem u niego w osrodku - a tu wlasnie otwartosc pozwolila mi rozwiazac problem i uzyskac pomoc. A ja sie obawialam ze mnie o to obwinia, ze odbiora mi prawo do tego osrodka itp scerariusze jak w filmie katastroficznym. I za cholere nie moge sobie przypomniec skad mi sie to wzielo? Kiedy zaczelam pisac te scenariusze? Co je skatalizowalo? Jeszcze raz dzieki, yeez 😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"zadawj im pytania bezposrednie. np. dlaczego tak uwazasz ? dlaczego tak sądziszz? skąd masz te informacje ? dlaczego mam tak zrobic jak mi radzisz ? janp. wole sie zastanowic ? jesli tej osobie nie pozwolisz to ona nie bedzie silniejsza. mysle ze ten temat jeszcze rozwiniemy." Wyobrazilam sobie teraz meza jak cos tam chce a ja mu takie pytania zadaje. Dlaczego tak uwazasz? Odpowiedz: Bul, bul. bul z toba nie mozna normalnie rozmawiac bo zaraz sie czepiasz. I koniec rozmowy. Dla mnie jak najlepiej. Probowalam juz spokojnie jak widzialam ze sie gotuje (bez powodu), i faktycznie nie mialam takich emocji, nerwow jak kiedys, nie bylo strachu ale tylko jakis lekki, wspomnieniowy jak bekniecie po obiedzie. Reakcja jest taka sama. Wiesz, ja chce tych kilka miesiecy jeszcze jakos przetrwac bo to ze sie wyprowadze juz postanowione. A to dobra okazja do popracowania nad tym i owym - na przyszlosc, dla samej siebie. Cieszy mnie uwolnienie od uzaleznienia emocjonalnego, to ze chce, pragne byc sama - i to ze przestalam wierzyc iz nie dam sobie sama rady, ze sama zgine itp. To byl moj duzy sukces bo mozg mi prano tym od dziecka. I to ze sama nic nie znacze bez partnera - Bozesz ty moj, co za bzdura!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Uzależnienie emocjonalne. Czy istnieje jakaś jedna definicja która okresla co to jest uzależnienie emocjonalne ? :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po mojemu to jest tak jak napisalam. Ja to wlasnie nazywam uzaleznieniem emocjonalnym i tak ono wygladalo w moim wydaniu. Nie wierzylam ze sama dam sobie rady, ze bez partnera cos znacze, ze sie licze jako ja sama, ze nie moge byc sama bo - po prostu nie moge. Musze miec kogos, musi mnie ktos "chciec" bo inaczej to tak jakby mnie nie bylo. Oczywiscie nie musze dodawac ze to wszystko to kompletna bzdura!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po raz kolejny Montia
Oneill u mnie wygląda to tak samo boję się ,że sobie nie poradzę sama itd.. to jest wielka panika i strach przerażenie które paraliżuje jest mi cięzko musze wyjść z tego koniecznie pozdrawiam serdecznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Montia - jeżeli napiszesz \"chcę\", a nie \"muszę\" - czy widzisz różnicę? Czy jeżeli myślisz: \"muszę\", a potem Ci się to coś nie uda, to przewidujesz jakąś karę dla siebie? \"Chcę wyjść z tego\" - oznacza, że to Twoja decyzja. \"Muszę wyjść z tego\" - oznacza, że decyzję podejmuje ktoś za Ciebie (muszę, bo tak wypada, bo tak mi powiedzieli rodzice, bo nie chcę, żeby mnie ktoś źle ocenił i powiedział, że jestem głupia....itd....) .....to co wybierasz?????? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po raz kolejny Montia
Pełna szklanka nawet nie zwróciłam uwagi, że tak piszę "muszę" i to mi dało teraz do myslenia na początku chciałam z tego wyjśc tak bardzo byłam skopana emocjonalnie i naprawde chciałam z tego wyjsc ale z czasem coraz więcej mam mysli czy on nie zmieniłby sie itp wiem ,że nie , ale myslę o tym a wczesniej nie myslałam aż tak kurcze rzeczywiście ja sobie zadałam pytanie czy chce teraz i głupio przyznać ale nie chce tylko muszę , bo instynkt samozachowawczy tak podpowiada nie jestem normalna juz teraz wiem to cos mnie do niego ciagnie jak magnes ale wiem ,że nie mogę jutro idę się zapisać do psychologa nie poradze sobie z tym sama niestety

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po raz kolejny Montia
a jesli chodzi o to co wybieram to jestem na granicy chce i muszę nie wiem gubie się chociaz wiem ,że powinnam wybrac chce

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość duszek.weroniki
...ewa w raju...-wysłałem Tobie ,,mejla,,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość atmaska
ophrys - tak to prawda nie jesteśmy ze sobą 3 miesiące i jest strasznie ciężko, tak bardzo bym chciała zapomnieć, sama też tak sądziłam, że samej mi teraz będzie najlepiej, ale znalazł sie on i tylko on potrafi zrobić, że gdy czasem przy mnie jest nie myśle o moim byłym jakby go nie było, nie istniał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość makabreska
Czytam i czytam o tym molestowaniu i szukam odpowiedzi na pytanie, czy japrzypadkiem nie znajduje sie w takiej sytuacji. Juz sama nie wiem co mam robic. Nie wiem , czy nie pojsc do jakiegos psychologa, albo poradni. Psychicznie już tak naprawde jestem na wykończeniu, nie daje sobie rady w tym zwiazku, w ktorym jestem. Może mi pomożecie określic , czy to jest molestowanie: Jestem ze swoim partnerem juz kilka lat. Zanim sie poznalismy bylam osoba na stanowisku, robiaca kariere, zarzadzalam ludzmi, samodzielna, w sumie niebrzydka chyba, niezalezna i samodzielna. Zaledwie po paru m-cach znajomosci zdecydowalismy sie na dziecko. Po urodzeniu synka zostalam w domu na wychowawczym. Juz wtedy byly pierwsze sygnaly, ale myslalam, ze to minie. Partner wynoisl sie do innego pokoju, zeby mogl sie spokojnie wyspac, jak dziecko plakalo, to zaraz komentarz:" co nie radzisz sobie", "dlazego dziecko płacze". Pracował w domu wiec synek tez musiał byc cicho w ciagu dnia, jak plakal to tz słyszala,m komentarze. Myslalam, ze to wszystko minie i bedzie juz lepiej. Tym bardzej, ze byly przyjemne i normalne chwile. tylko ja bylam caly czas na wysokich obrotach, zeby mu nie podpasc. "Zrobilas na odpierdziel "albo "debilu "bylo i jest na porzadu dziennym za blahostki. Potem urodzil sie drugi synek. Zdecydowalam sie na wychowaczy i opiekuje sie dwojgiem dzieci, malutkich. Troche sie wyciszylo, ale to tylko przejsciowo. Teraz znowu sie zaczelo. Brak jest jakiegokolwiek ciepla , czulosci na codzien, nie mowiac w ogole o jakichkolwiek zblizeniach, od urodzenia pierwszego dziecka spimy osobno. Ciagle tylko slysze negatywne komentarze w stylu: - siedzisz w domu i nic nie robisz, leniem jestes, - jak jestes w domu, to zajmij sie dzieckiem, a jak nie to idz do pracy, - idz do dziecka, nie slyszysz, dziecko placze, - zmien dziecku pieluche, - wytrzyj dziecku nos, - zajmowanie sie dziecmi to odpoczynek, a nie praca, - zrob cos ze soba, tracisz figure, zrob cos ze soba, zacznij robic brzuszki, nie żryj tyle... itd. i inne jeszcze epitety ubliżające.... za byle bzdure. - wszystko zawsze to moja wina, jak cos sie zepsuje, albo zgnie, to ja zgubilam albo ja zniszczylam. Nie rozmawiamy prawie w ogole, poniewaz ja "paple " tylko o pierdołach, jak stare radio. Ja mamy porozmawiac, to tylko o czyms konstruktywnym, nigdzie nie chodzimy do znajomych. Po prostu codzienie sie mijamy jak dwoje ludzi , ktorych nic chyba nie laczy - dzieci. Powiem szczerze, ze nie wiem co mam robic dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość makabreska
Dodam jeszcze, ze tak na zewnatrz to jest bardzo miłym i poprawnym czlowiekiem. Nikt, kto go zna w zyciu nie powiedziałby, ze tak się może odnosic do kobiety. Dwulicowy strasznie. W sytuacjach kiedy czegos szuka, to np. szurnie wszystko na podłogę, albo zdarzyło sie , ze jak szukał spiohów dla dziecka (mnie nie bylo w domu), to zamiast do mnie zadzwonic wyrzucił wszystko z szuflady na kanape. Jak przyszłam wieczorem , to myślałam, ze zawału dostanę. A on na to : przynajmniej posprzatasz, bedziesz miała co robic. Takich róznych zdarzen jest cała masa. Mogłabym napisać pracę dyplomową. Tylko siedzę i po prostu płacze, bo nie rozumiem takiego zachowania w stosunku do "niby" kochenej przez niego kobiety. Jak można byc takim chamem, prostakiem i grubianinem - wykształcony człowiek. Jestem bezilna. Jak czuje sie lepiej to rośnie we mnie agresja i mam ochote go uderzyć (straszne!!! - nigdy bym o sobie czegos takiego nie przypuszczała), ale czasami to po prostu tylko płaczę. Z tej bezsilności. Czuje sie strasznie samotna. Nie mam z kim nawet na ten temat tak od serca porozmawiac. Byłam juz w paru związkach, ale nigdy nie spotkałam takiego człowieka, a jeszcze mam z nim 2 dzieci. Chociaż one są kochane.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość makabreska
Dzięki za wsparcie. Poczatkowow udawałam, że jest wszystko w porządku. Chciałam tego i chyba udaałam sama przed sobą, bo chciałam po prostu być szczęsliwa. Każdy marzy o szczęściu.... Oczywiscie szukałam winy w sobie i nikomu nic nie mówiłam. Potem juz tego wszystkiego nie byłam w stanie sama zniesć i mam zaufana przyjaciółke i mamę, ale tez nie wszystko mogę powiedzieć , bo są to czasami tak starszne rzeczy,że nie chcę , żeby moja mama sie denerwowała. mam tez wspaniła teściową ale filtruje informacje jej przekazywane. Kiedy jej syn coś o mnie mówi, to oczywiście jest innym czlowiekiem, a jak przekrczy próg domu, to rośnie w nim agesja. Dzisiaj tekst: ..a matka siedzi i sra... Zresztą mój M. na samym początku powiedział, że za duzo mówie i nie powinnam w ogóle o nas opowiadać. Moja Mama, której nie lubi, ale zachowuje sie poprawnie tez udaje przed nim,że nic nie wie. Jemu nic nie można powiedzieć, bo i tak wszystko wie najlepiej i sieje się, albo wogóle nie słucha. Oglada telewizję. Jego dewiza: wszystcy muszą tanczyc jak on zagra. Nawet naszego synka potrafi popchnac , jak sie go nie slucha. Powtórzę, nie wiem jak mozna byc takim dwulicowym człowiekiem. Jeszcze mni enie zniszcyl do konca. Teraz ja sie robie wredna po prostu. na pocztaku jeszcze probowalam zachowywac sie tak jak on i pokazac jak to jest nieprzyjemne. Oczywiscie wyrazac sie tak samo nie potrafie. Na to mój M. stawal sie jeszcze gorszy i mowil do mnie :..nie zachowuj sie tak, daj mi dobry przyklad.. A ... dochodzi jeszcze fakt, ze wydaje jego pieniadze... Masakra

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
duszku.weroniki - dla Ciebie: Swiadomość emocjonalna jest to zdolność skupienia się, wiedza o sprawach wewnętrznych i ledwo wyczuwalnych sygnałach, które mówią co czujesz oraz wykorzystanie jej jako stałego wskaźnika tego, jak wywiązujesz się ze swoich zadań. Umiejętność ta odgrywa ważną rolę w większości zawodów, zwłaszcza wymagających rozmawiania z ludźmi. Uczucia płyną w nas strumieniem równoległym do strumienia myśli. Zawsze jesteśmy w jakimś nastroju, chociaż na ogół nie dostosowujemy się do ledwie wyczuwalnych przypływów i odpływów różnych nastrojów. W pośpiechu i natłoku spraw, które wypełnia każdy dzień pracy, nasz umysł zajęty jest myślami, planowaniem tego co w dalszej kolejności zrobimy, rozważaniem czego nie zrobiliśmy, nie załatwiliśmy. Po to, byśmy mogli wyczuć podskórny szmer nastroju, potrzebujemy czegoś, co nazwać można przerwą w myśleniu, chwili w której odganiamy od siebie wszystkie myśli. Niestety zdarza się to rzadko. Emocje na ogół uświadamiamy sobie dopiero wtedy, gdy grożą wybuchem. Jeśli jednak wsłuchujemy się w nie uważnie, to dostrzeżemy pierwsze ich zwiastuny. Rytm życia pozostawia niewiele czasu na emocje, refleksje nad nimi. Nasz organizm nie jest biologicznie dostosowany do zbytniej gonitwy. Nawał spraw wypiera i głuszy emocje, wewnętrzny głos, który mógłby stać się dla nas busolą wyznaczającą kierunek życia. Ludzie, którzy nie potrafią rozpoznać własnych uczuć są strasznie upośledzeni, są analfabetami emocjonalnymi. U niektóry przybiera to formę „tępoty emocjonalnej”. Mogą też zacierać się granice i różnice między emocjami zarówno przyjemnymi jak i nieprzyjemnymi. Samoświadomość można i należy się uczyć, pogłębiać ją. Poznawanie samego siebie, naszych najgłębszych uczuć, sprowadzanie się do „nierobienia niczego” - co nie znaczy oddawanie się błahym rozrywkom, czy oglądaniu telewizji, otwiera nasze umysły na inny wymiar istnienia, pogłębia naszą wrażliwość. Po to, żeby trzymać się rzeczywistości trzeba spędzać trochę czasu z dala od spraw pilnych i naglących wartości, które nadają sens naszemu życiu, nie są jakimiś wzniosłymi abstrakcjami, ale intymnymi przekonaniami, których być może nigdy nie staramy się ani nie umiemy ująć słowami, ale które czujemy. Określają one co ma pozytywne czy negatywne znaczenie dla nas. Samoświadomość nasza jest pewnego rodzaju barometrem. Jeśli między tym co robimy, a uznawaną przez nas wartością zachodzi sprzeczność, rezultatem tego będzie złe samopoczucie objawiające się poczuciem winy, wstydu, wyrzutami sumienia. Natomiast wybór, którego dokonujemy kierując się naszym wewnętrznym kompasem dodaje energii, poczucia dobrze spełnionej pracy.- koniec cytatu;) Ewa - dzieki za serduszko; przydalo mi sie dzisiaj, mam okropny dzien; smutno mi bardzo, do tego stopnia, ze uronilam kilka lez, choc chcialo mi sie wyc - nie wyszlo; juz nawet plakac nie umiem naprawde; kiedys lubilam plakac w samotnosci, teraz zaczynam odczuwac potrzebe czyjegos \"rekawa\"; piszac o definiowniu milosci zaznaczylam, ze slowa nie sa moje; jestem absolutnym laikiem w sferze psychologii, umysl raczej scisly;) Jeszcze tylko napisze, ze niepokoje sie o Niebo...; dziewczyno - co z Toba? wroc do nas; Podobnie 40-stka; ja rozumiem, ze nick to wazna sprawa, ale przeciez mozesz wciaz \"bywac\" pod starym; pozdrawiam;) Dobrze, ze dzien ten juz sie konczy; jutro bedzie lepiej, a co najwazniejsze - ma byc cieplej!!!!!!!!! Obrzydla mi juz ta chicagowska zima; Dobranoc wszystkim;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Makabreska.... Bardzo duzo tego udawania... On udaje kulturalnego, ty udajesz szczesliwa... udajesz przed mama. tesciowa... A przeciez to nie teatr... to jest twoje zycie ... a wiesz co mowia : jestesmy tak chorzy jak nasze sekrety... Prawda moze na poczatku bolec... ale prawda leczy, dzieki niej stajemy sie wolni.. Proponuje prawdziwie szczera rozmowe z mama, z tesciowa i z mezem. Nasz prawo byc szczesliwa od ciebie zalezy czy bedziesz... Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka jedna co czyta
Niebo, slonko co u Ciebie? mam nadzieje, ze przetrwasz ten trudny okres i kolejny schodek bedzie pokonany, oby do gory, moze powoli, moze z bolem w sercu, ale bez wracania....chyba nie raz juz widzialas te oczy blagajace, ale chyba tak samo pamietasz, jak szybko z powodu jednego slowa mogly zmienic sie w zimne, szydzace, obwiniajace...nie daj sie nabrac ...przypominaj sobie te najbardziej upokarzajace chwile i wytrwasz ❤️ corobic, trzymaj sie dziewczyno 🌻 Paolko, napisz chociaz slowko, co u Ciebie? Mia, do Ciebie tylko pomacham, bo wiem , ze ty juz jestes daleko, ale wpadasz w chwilach kiedy dziewczyny potrzebuja wsparcia 🌻 Makabreska, w twoim wypadku calkowicie zgadzam sie z wypowiedzia Ewy, niestety nie wyglada to na szczesliwy zwiazek , ktory warto pielegnowac:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taka jedna co czyta ❤️...dziękuję Ci Kochanie :D to było miłe. Wszysyc jesteście tutaj tacy Kochani... brak słów 🌻 Ja się trzymam, nie zawróciłam z drogi, choć takie nawoływanie, proszenie i blaganie o ostatnia szansę nie ułatwia. Sprzeniewierzyłam się tylko tym, że napisałam sms-a, krótkiego, jednozdaniowego. Nie dla niego...dla siebie to zrobiłam, a nie powinnam, bo to zaraz niesie za sobą lawinę... :O Makabreska {serce] trafiłas najlepiej jak mogłaś, masz szczęście w nieszczęściu, że....tutaj jesteś. Nigdzie, uwierz, nigdzie nie ma takiego wsparcia, zrozumienia, takiej bezcennej pomocy jak tutaj. Ewunia w zasadzie wszytsko napisała, ale cała największa i najcięższa parac czeka CIEBIE. Nikt tego za Ciebie nie zrobi, nie podejmie decyzji i nie będzie działał. Trzymam kciuki za wytrwałość. Jesli tylko Ty będziesz tego wystarczająco mocno chciała, to uwolnisz siebie i dzieci.... Mój też chciał, żebym zrezygnowąła z pracy... nigdy tego nie zrobiłam...i dobrze dla mnie, ale też nie mielismy wspólnych dzieci...więc było prościej. Mam nadzieję, że otworzą Ci się oczy i zobaczysz więcej i nie będziesz miała wątpliwości czy jesteś molestowana czy nie. Przytulam Cię ❤️ Montia...trzymasz się? Psycholog to dobry pomysł. Terapeuta plus ten topik i naprawdę można się podnieść. Ja już tutaj jestem od 9 miesięcy....z upadkami i wzlotami...zaraz jakbym się rodziła na nowo :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Makabresko, po pierwsze ściskam Cię serdecznie ❤️ Po drugie Twoje odczucia sa prawidłowe - nie ma tak być, partner zneca się nad Tobą psychicznie, co już wcześniej Ewa Ci potwierdziła. U każdej z nas podobnie się zaczynało - jakiś dziwny neipokój, pytania co ja źle robię, dlaczego on się tak zachowuje, a może to moja wina...i dalej przechodziło w realne poczucie winy i wiara, na podstawie tego, co mąż/partner wmawia, ze to nasza wina. TO NIE JEST TWOJA WINA, TO ON ZACHOWUJE SIE JAK CHAM I PROSTAK, TO ON JEST MOLESTATOREM. Znam te mechanizmy obronne - zacznę się zachowywać tak jak on, to zobaczy...przepraszam za wyrażenie, ale goowno zobaczy, jeszcze Ci dowali, ze zachowujesz sie jak najgorsza suka....i Ty weźmiesz to bardzo do siebie. ROzmawiaj z zaufanymi ludzmi, rozmawiaj i jeszcze raz rozmawiaj, bo inaczej zwariujesz i wpędzisz się w jeden wielki dół. Praca z dziećmi to ciężka praca i tlkyo ten co to robi o tym wie. Ten topik to skarbnica wiedzy, osoby obce i ciepłe i chętnie dzielące się swoim doświadczeniem i wspieerające. Życzę CI serdecznie, żebyś szybciutko zadbała o sobie i dzieciaczki. Wspieram CIę całą duszą choć się nie znamy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Makabresko - moj eks byl wydaniem Twojego w wersji soft. Ta sama dwulicowosc, bycie lubianym i podziwianym na zewnatrz a w domu gnojenie, ustawianie, dolowanie itp. Mial nawet taka swoja teorie ze nie mozna mnie chwalic bo by mi sie w glowie przewrocilo wiec jak krytykowal i wysmiewal to dla mojego dobra ;). Pomogl komus np po to zeby zdobyc kolejnego \"fana\" - a za plecami wysmiewal ze ten ktos taki glupi i prosi o pomoc nie umie sam sobie z czyms tam poradzic. Ze nie wspomne o krytykowaniu i wieszaniu na mnie psow w moim wlasnym mieszkaniu w obecnosci obcych ludzi - goci itp. O przeciaganiu moich znajomych na swoja strone (z kilkoma mu sie nie udalo to przypial im latke: glupi, beznadziejny, taki, owaki). Na rozwodzie skladal sie jak scyzoryk a sedzia go pieknie usadzil z jego glupimi bezsensownymi gadkami od rzeczy. Czyli - jest wyjscie. Choc u mnie az takiego syfu nie bylo, mimo mojej dysfunkcji i calego zaburzenia jakos umialam sie obronic (choc przyznam, momentami czulam sie bezbronna) ale zyla matka (ktora byla jego wzajemnym wrogiem, ciagle sie klocili o nic w sumie i ich dwoje w jednym miejscu oznaczalo automatycznie niepokoj bo w kazdej chwili cos moglo wybuchnac) ktora tutaj chocby dala mi wsparcie (wystarczylo ze wiem jaki jest jej stosunek do sprawy) i ze bylam u siebie (tzn we wlasnym mieszkaniu, to on sie do mnie wprowadzil - oczywiscie do ludzie pierdylil inne madrosci; ze ja go powinnam umiescic jako glownego najemce bo jak to kobieta jest glownym najemca a nie jej maz itp kwiatki). Z opisywanego zwiazku mamy corke ktora jest juz dorosla, konczy studia - miala z nim dobre uklady dopoki nie poznal kogos i pokazal kim jest - potrafil odwrocic sie od wlasnego dziecka na rzecz cudzego (a kobieta wydoila go z kasy i puscila w trabe po kilku latach); ale jak zostal sam to teraz wielki ojciec. Ciesze sie w imieniu corki bo przynajmniej jej pomoze jak trzeba, ja z nim nie mam kontaktu, jestem w kolejnym, tez niestety toksycznym zwiazku ale z drugiej strony - dzieki niemu zrozumialam ze to ze mna cos jest nie halo :) Czyli - nie ma tego zlego, taki \"blessing in disguise\". A wczoraj mialam fajny koniec dnia (a taki eks powiedzialby: glupi to sie byle czym cieszy - :D :D :D) - corka jednak wygrzebala skads 200 zl (zalozyla za mnie bo ja prosilam, nie oplaca sie przesylac takiej kwoty przez bank a przeciez bede za niecale 2 tygodnie) i wplacila na te ustawienia - jest wiec ogromna szansa ze pojde na nie za dwa tygodnie w Krakowie. Dwa - udalo mi sie rozgryzc taki jeden program komputerowy; i kolejny raz potwierdzilo sie porzekadlo ze wszystko jest trudne nim stanie sie proste. Oczywiscie madrej glowie dosc google ale jednak nie ma to jak satysfakcja dojscia do czegos samemu. Syn idzie na respite po weekendzie na 2 dni - to tez dobra wiadomosc. I na razie tyle 😍 dla wszystkich, napisze jeszcze cos :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
corobic - \"Znam te mechanizmy obronne - zacznę się zachowywać tak jak on, to zobaczy...przepraszam za wyrażenie, ale goowno zobaczy, jeszcze Ci dowali, ze zachowujesz sie jak najgorsza suka....i Ty weźmiesz to bardzo do siebie. \" Napisalas w pigulce wlasciwie wszystko co dotyczy \"odkrycia\" - jestem w toksycznym zwiazku. Jest poczucie winy, jest zadawane sobie pytanie: moze to ja cos zle robie? Moze on ma racje, moze to ja go prowokuje, moze nie powinnam tego czy tamtego robic... Ale to jest wtorny efekt prania mozgu. My sie probujemy bronic, ale - i tu paradoks - jak to, mam sie bronic przed kims komu powinnam ufac, kto jest moim partnerem zyciowym, kto mnie kocha? Trudno przyjac nam ze mamy toksycznych, zaburzonych partnerow i ze same jestesmy zaburzone (inaczej takich bysmy nie wybraly). A te mechanizmy o ktorych wspomina corobic - dokladnie tak dzialaja. Metoda odbicia lustrzanego - nam sie wydaje: jak ja na niego hukne tak jak on na mnie, jak ja mu powiem takim samym tonem, tez zaczne kota ogonem obracac to sam zobaczy i zrozumie (bo przeciez jest to metoda zalecana w poradnikach). A tu - zamiast poprawy, jeszcze gorzej. Toksyk dostaje do reki silny argument przeciw nam i we wlasnej obronie (jego zdaniem). O, pokazalas jaka potrafisz byc jak wiec mam dla ciebie byc mily? Otoz milosc to - juz ktos tu chyba pisal - nie slowa, zapewnienia itp - to caloksztalt. Mozna nie mowic \"kocham\" calymi latami - ale mozna to czuc calym sercem. Bo ktos kto kocha - troszczy sie. Dobro bliskiej osoby jest dla niego wazne. A slowa - to tylko slowa. Jak w ksiazce czy na filmie. Slowa. I tyle. A my same z bezgranicznej potrzeby bycia kochana - wierzymy w te \"tylko slowa\" jakby mialy one moc sprawcza. Problem w tym ze nie maja, bo sa tylko slowami, pustym opakowaniem. Czlowiek na poziomie, szanujacy siebie (i innych) - o wszelkich problemach potrafi porozmawiac spokojnie, nie uzywajac obelg, umniejszen, wytykania palcem, obwiniania, szyderstwa itp rekwizytow ludzi slabych. Tym bardziej czlowiek kochajacy. Wynika z tego ze nasi toksyczni partnerzy wcale nas nie kochaja - i to prawda. My tez ich nie kochamy. Malo tego - my siebie nie kochamy (i tutaj czuje protest z mojej strony bo juz zaczynam kochac siebie, wiem na czym to polega, wiem ze to niezbedne do szczescia; ta milosc ktorejk tak bardzi pragniemy a ktora jest w nas przeciez od poczatku). To jak mamy kogos kochac skoro nawet nie wiemy co to jest kochac? Umiemy sie uzalezniac emocjonalnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oneill, dzięki za rozwinięcie, niestety wada moja, wielka skrótowość i myślenie, że każdy wie co w mojej głowie siedzi i co \"autor miał na myśli\" :) 🌻 To wielka prawda, ze toksyczny partner \"trafia\" nam się po to, zeby uświadomić sobie nasza własną toksyczność ( tu pisze o mnie ), a jeśli nie toksyczność, to odchylenie od normy, demony, które w nas siedzą. Boże i teraz muszę, w sumie chcę choć z wielka trudnością (:D), że zachowania mojej mamy mnie wkurzają. Przejęłam je niestety po niej. Nie znosiła sprzeciwu...ja ucze się słuchac mojego małego syna i z trudem przychodzi mi to...co sie dalej wydarzy czas pokaże ( mam tu na myśli relacje ja - mama )...chciałąbym dojrzeć do tego, zeby jak on coś zrobi w prawo , czy w poprzek, a ja zrobiłabym to prosto, to świat się nei zwali, ważne, zeby doszedł do celuktóry sobie wyznaczy...to dzis chyba na tyle...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dopowiedzenie "chciałabym dojrzeć do tego, zeby jak on coś zrobi w prawo , czy w poprzek, a ja zrobiłabym to prosto, to świat się nie zawali i nie próbować przekonywać go do mojej prawdziwszej prawdyi prostszej drogi. Ważne, zeby doszedł do celu, który sobie wyznaczy"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutek123
Witam, czytam na bieżąco. oneli ale to trafnir napisałaś. czytam i analizuje i wydaje mi się zaczynam pracę z samą sobą. przez ten tydzień kiedy nic nie pisałam próbowałam pomyśleć nad sobą. i wiecie co w pewnym momencie runeło mi wszystko to na czym do tej pory stałam, po czy stąpałam. jeszcze się przed tym bronie (jakaś wewnętrzna niezgoda). bronię się przed tym aby dotrzeć to tej małej dziewczynki, która chyba jednak była samotna i miała o wiele więcej problemów. widze już to ale nie potrafie tam dotrzeć, albo chyba raczej jeszcze teraz nie chce (taka prawda). a jest tego wiele. zaczełam pracowac ze sobą - obserwuje moje emocje tu i teraz. tak jak radziliscie robię to małymi kroczkami. w momentach złych emocji (moich emocji) siadam i zaczynam nad tym myśleć. i wiecie co jak tak nad tym myśle uspokajam się i pewne sytuacje stają się o wiele prostrze. moja praca to maluteńkie kroczki. ale może jak ich bedzie więcej to w końcu zrobie jakiś krok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bardzo cenna dysusja się wytworzyła, zresztą jak zawsze na tym topiku. Vacancy-dzięki za wstawke o swiadomosci emocjonlanej🌼 \'\'Jeśli między tym co robimy, a uznawaną przez nas wartością zachodzi sprzeczność, rezultatem tego będzie złe samopoczucie objawiające się poczuciem winy, wstydu, wyrzutami sumienia. Natomiast wybór, którego dokonujemy kierując się naszym wewnętrznym kompasem dodaje energii, poczucia dobrze spełnionej pracy.\'\' Własnie borykam się z tym ostanio.Czuje ,ze bark mi sił, mam problem ze wstwaniem, czuje jak by ubyło ze mnie powietrze. a to dlatego,ze wkreciłam się w poczucie winy, wyrzuty sumienia i weszłam wsyndrom ofiary. dotyczy to dokładnie moich relacji z ojcem.Jest chory, mieszkam z nim, ale juz niedługo moze do 4 miesiecy. Nawet zeby zrelacjonowac sytacje , czuje pustke jakos niemoc. Mój ojciec zył po smierci z mamą z kobietą(jego miłoscią), okzałao się ze jak jest chory, pooli ale kulturalnie , zaczeła się go pozbywac i ok..miała do tego prawo. tylko problem w tym , ze mój ojciec nie przyjmuje tego do widommosci(przyczyna moze byc choroba), poswiecił nas (mnie i siostry z rodzinami)dla niej.Jest od niej uzalezniony. szuka jej po domu, chodzi do niej, wystaje pod drzwiami, a wszelkie moje ingerecje, zeby go odsunac od niej , skonczyły się obwinianiem mnie, oskrazaniem o niestworzone rzeczy. Bylismy z nim u psychaitry,stwierdził,ze nie czuje z nami więzi emocjonalnej, Ona jest jego swiatem i celem w zyciu. Uwolniłam sie od niej , bo namnie chciał wymóc, zebym go pilnowała, zeby do niej nie chodził, (a sam go przyjmuje jak potrzwbuje,).Chciał mnie obarczyc za to wszytko winą.Nie pozwoliłam na to. mam 2 siestrym jedna daje mi wytyczne z daleka, twierdzi,ze mieszkam z nim mam się nim zajmowac ona mi pomaga z daleka.Powczorajszej rozmowie z Pnią mojego ojca...stwierdziły,ze to moja wina(nie powiedzuały wprost)..bo go nie pilnuje. Druga umyła rece, bo raz go wzieła do siebie na weekend to odstawił jej takie szopki, ze nie chce wiecej. We mnie rodzi sie bunt, dlaczego jestem ztym sama skoro nas jest wiecej. raz chca zebym sie szybciej wyprowdziła(remontujemy swój dom)wtedy dopiero zacza działc i cos robbic z ojcem.Z drugiej się boja bo co bedzie z nim jak mnie nie bedzioe i zoastanie sam.Kołko maslane. najgorsze jest we mnie to,ze nie czuje nic kompletnie do ojca..To mnie strasznie meczy, bo powinnma czuc miłosc i co za tym idzie martwic sie o niego i pielegnowac , troszczyc.. we mnie tego nie ma, czy jestem człowiekim, bez \'\'serca\'\'..czy ze mna jest cos nie tak.. Jest we mnie ogromna złosc i przymus, meczy mnie to ostanio starsznie.nie wiem co mam zrobic,wzisac się za bary i zmusic sie do takich emocji9choc wiem ,ze to bedzie kosztem mnie. marze o uwolnieniu się, ucieczce.. Jeszcze co do ojca..on nas traktuje jak wroków, czsami ma przebłyski,ze uwaza mnie za kogos z rodziny , ale nie kogos bliskiego mówi do mniej jej imieniem. Stram się zrozumiec,ze to choroba, ale jak był zdrowy, tez tak było, teraz tylko sie pogłebiło, teraz stało sie obsesja..która nie boli, ale odrzuca. Boje sie mojego poczucia winy, robie z siebie ofiare..a wiem do czego to prowdzi...raczej domyslam się, bo w tej chwili mam kołowrotek;. pozdrawim ciepło, wkoncu to z siebie wyrzuciłam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×