Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Amelio.... witaj wśród nas 🌻 Tak to już z nami jest, że w większości przypadków zanim zaczniemy zdrowieć robimy wszytsko dla innych, wokół innych, pomagamy, uszczęśliwiamy wszystkich dokoła, z wyjatkiem siebie. Nasz pragnienia, potrzeby, marzenia sa na szarym końcu. Mamy wdrukowaną chęc pomagania biedym i ucieśnionym, a nawet tym, którzy wcale tej pomocy nie potrzebują.... tylko my mając tą potrzebę pomagania robimy coś za innych. Amelio...myslę, że trochę idealizujesz swój ewentualny związek i swoją przyszlośc z Danielem. To z czym musimy się uporać w naszym życiu przede wszytskim jestesmy my same. Daltego tak wazne jest w wychodzeniu z toksycznego związku bycie przez jakiś czas samą, zajęcie się sobą, swoimi marzeniami, swoim szczęściem. Nie mozna szukać szczęścia w innych będąc sama nieszczęsliwą. Trzeba rozpocząć pracę od pokochania siebie i od odszukania szacunku do samej siebie.... Tylko wtedy jak bedziesz potrafiła uszczęśliwić samą siebie będziesz mogła storzyć zdrowy związek. Zyczę Ci tego z całego serca pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ewinam
czytam sobie ten temat i postanowiłam napisać, może tutaj ktoś mi doradzi... mam poważne dylematy związane z moim związkiem... mam kilku bliskich kolegów, z którymi lubię rozmawiać, czasem wymieniam czułe smsy, ale nic poza tym nas nie łączy. takich smsów zwykle nie kasuję, bo jak mam zły dzień, to lubię do nich wrócić, bo poprawiają mi humor. pewnego dnia mój facet znalazł w mojej komórce te smsy. bardzo się zdenerwował, stwierdził, że z nami koniec. moje tłumaczenia, że nic mnie z nimi nie łączy niezbyt wiele dały. przyznaję, popełniłam błąd okłamując go, że jeden z tych kolegów nie jest moim byłym (które to kłamstwo później wyszło na jaw), ale zrobiłam to ze strachu. nie zdradzałam nigdy mojego obecnego partnera i nie miałam takiego zamiaru. stwierdził, że będzie mógł mi zaufać tylko, jeśli pozwolę mu zadzwonić do tych kolegów oraz przejrzeć moją korespondencję. po mojej odmowie stwierdził, że odwiezie mnie do domu. jednak w pewnym momencie skręcił, wywiózł mnie za miasto, zwyzywał i zostawił. później bardzo przepraszał, obiecywał, że taka sytuacja już się nie powtórzy i postara się panować nad swoją zazdrością. przez parę tygodni było dobrze, a później nagle zażądał ponownego dostępu do mojej poczty. zapewne głupio zrobiłam, ale dopuściłam go do niej, żeby udowodnić, że niczego tam nie ma. później już podczas mojej nieobecności zmienił hasło na moją pocztę mailową i włamał się na moje konto na innym portalu. byłam wściekła, zamierzałam więcej nie utrzymywać z nim kontaktu, ale znów uległam jego przeprosinom i prośbom. od tamtej pory minęło kilka kolejnych tygodni, kiedy 2 razy jeszcze prosił o pokazanie korespondencji, ale w końcu się opanowywał i zmieniał zdanie. boję się jego złości, boję się jego zimnych oczu, kiedy wpadnie we wściekłość i nie można się z nim właściwie porozumieć (a przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie). chodzi do psychologa. obiecał porozmawiać z nim o całej sytuacji, ale okazało się, że wspomniał tylko o tym, że wymieniałam czułe smsy z kolegami i okłamałam go, przez co on stał się bardzo zazdrosny. na co psycholog orzekł oczywiście moją winę i tego mój partner zaczął się trzymać. często podważa moje słowa twierdząc, że teraz w nic właściwie nie może mi wierzyć... bardzo cierpię w tej sytuacji. czy sądzicie, że na prawdę zachowałam się tak niewybaczalnie? czy rzeczywiście zasługuję na to, żeby teraz w ogóle mi nie ufać i mnie kontrolować? czy może jednak zachowanie partnera jest bardziej nie w porządku? uciekać czy ratować związek? udać się wspólnie do psychologa? poddać jakiejś terapii? niby ostatnio z zazdrością się już tak nie afiszuje (ostatnio? krótko. może z tydzień), ale zauważyłam inne niepokojące kwestie. często się złości. jest bardzo impulsywny. nierzadko boję się czegoś powiedzieć, żeby mnie nie skrzyczał. okropnie tego nie lubię. na mnie tak często nie krzyczy, jednak zauważyłam, że do innych osób potrafi odzywać się bardzo agresywnie. krzyczy, przeklina, wyzywa. nawet w stosunku do najbliższej rodziny tak się zachowuje. jak zdenerwuje się podczas jazdy samochodem, to nierzadko groził innemu kierowcy pobiciem. czy słusznie się obawiam, że nic dobrego z tego nie będzie? czy słusznie zauważyłam analogię między tym, co się dzieje w mojej sytuacji, a toksycznymi związkami? bardzo proszę o radę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Drogie Dziewczyny Ja stram sie czytać posty od samego poczatku...i widzę jaką siłę i wsparcie dostały tutaj niektóre dziewczyny bo juz są zdrowe... Ja staram sie pozytywnie mysleć...wychodzi mi corazepiej :) Poczytalam troche o tym myśleniu pozytywnym,obejrzałm film \"sekret\",mam nadzieje ,ze bedzie coś z tego ..zaczęłam sobie układac afirmacjie i tak sobie żyje ...wczoraj \"spotkałam \"się z tą małą dziewczynką co we mnie siedzi....i..trochę sobie porozmawiałam....niestety troche uparta:) i nie chce zrozumieć niekórych rzeczy..ale z czasem może.. jest mi tylko smutno ,ze ze wszsytkim zostalam sama ,ale przeciez nigdy nie było inaczej...przede mną studia ,które trzeba skończyć,mieszkanie wykonczyć ,przeprowadzić sie.....więc kilka miesięcy zamieszania..ale co bedzie potem od pazdziernika.....nie wiem....moze chociaz jacys fajni sąsiedzi bedą i bedzie sie mozna troche \"zakolegować\".Przeczytałam w poczatkowych postach ,jak ktłóras z Was napisał słowa ,ze P.Bóg mi zamnkął drzwi ale otworzył okno ,zebym mogła zrozumiec ,pokochać siebie i coś w tym jest.Moze to był kolejny sk..w moim zyciu ,zebym wreszcie zrozumiął ,ze stac mnie na kogoś lepszego ,,,no tak sobie to wytłumaczyłam....bo nie wiem jak inaczej.Podobno jestem mistrzynią w tłumaczeniu wszystkiego na swoją korzyśc :) tak mi ktoś powiedzial dawno temu i dobrze niech bedzie ....nie bedę sie dołować z powiodu jakiegoś d....,który nie był wart ani jedenej łzy..i tak sobie bede powtarzać ..az uwierze to jedna z moich afirmacji:)Bardzo wam dziekuję za wsparcie .....bedę was sobie podczytywać...Miłego dnia dla Wszystkich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewo ❤️ Bardzo mnie wzruszyło to co napisałaś. Każdy człowiek jest pod róznymi wpływami, róznych ocen, różnych rad słucha i w konsekwencji musi sam podejmowac decyzje. Moja Pani psycholog bardzo mocno i wyraźnie mi powiedziała, że mój syn POWINIEN zamieszkać sam nie ze wzgledu na moją sytuację z M, ale na niego samego. Syn jest trochę mało odpowiedzialny, nie potrafi zarzadząc swoim budżetem, nie dokłada się do tzw zycia (pracuje na zlecenie i studiuje) no i jest taki trochę mało dojrzały jak na swoje prawie 22 lata. ALe jest z pewnością porządnym człowiekiem, zdolnym i z ogromnym poczuciem humoru, poza tym, że go oczywiście bardzo kocham, to go jeszcze zwyczajnie lubię :) Dogadujemy się, jestesmy nawzajem dla siebie podporą i mnie osobiście w ogóle nie przeszkadza, że on ze mną mieszka. Syn zapytał mnie czy ja chcę żeby on się wyprowadził ze względu na fakt, że ma wprowadzic się M ze swoim synem...to było przykre. W sumie to kiedyś mieszkalismy we 4 i było fajnie.... ale to juz minęło. Ewo trochę to dziwny teraz związek, ale...nic na siłę. Jestem z M i nie jestem, generalnie nie ma kłótni. Jesteśmy parą, która nie mieszka razem... Pobyt tutaj i psycholog zaowocowały jednak moją przemianą, że.... ja już wiem, że nikogo nie potrzebuję, żeby być spełnioną i szczęśliwą, że umiem i dobrze się czuję kiedy jestem sama. A mój syn może mieszkać ze mna ile chce...na szczęście nie mam problemów lokalowych, a ewentualnie mój M jak chce mieszkać ze mną to niech mi zaproponuje lokum na podobnym poziomie ;) Bardzo jesteś kochana...i wnikliwa. Buziol 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo nie umiem zrozumieć dlaczego Twój syn ma się wyprowadzać ze swojego domu (bo przecież twój dom jest też jego domem) tylko dlatego, że mężczyzna, którego kochasz, stawia to jako warunek. A tym bardziej, że miałby się wprowadzić z własnym dzieckiem. Uważam, że syn sam powinien zdecydować czy i kiedy ma się z domu wyprowadzić. Bo przecież jeszcze studiuje i nie jest darmozjadem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Medalion... bardzo optymistycznie brzmisz. 🖐️ Cieszę się, że tak "zabrałaś się za siebie"... Takie posty powinny być drogoskazem jak korzystać z tego miejsca i co to miejsce daje tym, którzy bardzo chcą skorzystać z mozliwości wewnętrznej przemiany. Trzymam za Ciebie Dziewczyno kciuki yezz ❤️ zdrówka w duzych ilościach, jak Ty żyjesz z takim permanentnym bólem?... Pisałaś, że to strasznie długo już trwa. Przytulam corobić, montia, Kasia, ja1972, Miaa777, no cóż, Poa, ophrys, freewolna..odzywajcie się co u Was 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Glicynio... to trochę bardziej skomplikowane. My kiedyś już razem mieszkalismy we 4 i dzieciaki się lubią bardzo, choć jest między nimi 10 lat różnicy. Mój M jednak nie umie jakoś dogadać się z moim synem, ale nie, żeby była jakś nienawiśc. Mój syn tylko zadał takie pytanie, ale M nie wprowadzi się ze swoim synem, bo on mieszka z mama przeciez na stałe. M proponuje dac mojemu synowi swoje mieszkanie, bo uważa że jako młody człowiek powinien spróbować jak to jest być "na swoim", tym bardziej, że syn ma dziewczynę z która i tak ciagle spędza czas u niej albo w naszym domu, więc mieli by mozliwośc zamieszkania razem. A dzisiaj sppotykamy się wszyscy razem, bo M ma urodziny i idzemy na wspóolną kolację (jego syn i mój ze swoją dziewczyną). Więc chyba nie jest tak źle.... chyba ;) Ale M i tak stoi twardo na swoim. No uparł się i...na złośc babci odmrozi sobie uszy, a tej czapeczki nijak nie założy :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
siódemko 🌻 pytasz jak postrzegam moj świat... hmm to troszkę trudne do określenia, ale spróbuję. Przerde wszystkim czuję spokój... idąc ulicą jak widze matkę która szarpie dziecko, myslę sobie \"jakże ona strasznie sfrustrowana jest.... wszystko można to załatwić spokojnie bez szarpania i większe wrażenie zrobi na dziecku reprymenda wypowiedziana ze spokojem, bo ten szarppany spodsób pozostawi tylko opór w dziecku. Ale do rzeczy... generalnie widzę, że ludzie zbyt wieloma sparwami się przejmują widze, że są sprawy dużo ważniejsze - takie jak relacje międzyludzkie. Nie plączę się w dziwne układy i układziki, bo wiem, że w niektórych będę się źle czułą. Generalnie czuję ufność że przyszłość nie będzie dla mnie zła, choć ostatnio cierpię na różne mięśniowo kostne bóle zwłaszcza po przebudzeniu rano... ale może to dlatego, że trochę ćwiczę na siłowni (i o dziwo chce mi się), jednak nie czuję takiego umartwiania się \"co to będzie\", jak kiedyś. Wierzę, właściwie bardziej czuję niż wierzę, że będzie dobrze... Nawet nie wiem skąd się to bierze, bo czasem zdarzają mi się trudne i dziwne sytuacje, przy ktorych przedtem wpadałam w zdenerwowanie teraz mnie nie denerwują tzn nie tak do głebi, bo wierze, że jest rozwiązanie. No i się znajduje zupełnie nieoczekiwanie. Idąc ulicą zauważam ludzi mam chęć zamienić z nimi parę słów, A rano jak wychodzę do pracy zachwycam się śpiewem ptaków i mimo, że jest bardzo wcześnie rano jest dla mnie zwykle ten poranek przyjemny. Tymbardziej tutaj gdzie o piątej rano pięknie śpiewają kosy i drozdy (w Angli jest dużo ptaków śpiewających. Do tego można dorzucić jeszcze zapach migdałowców i innych krzewów kwitnących... żyć nie umierać... więcej rzeczy nmi się po prostu chce robić, nawet tych które kiedyś nie były dla mnie przyjemne... Zaczynam eksperymentowac robić rzeczy których jeszcze nie robiłąm... obudziła się we mnie taka ciekawość świata... I mam takie dziwne przeczucie, że co zechcę to mi się uda.... nie wiem skąd... i rzeczywiście tak się dzieje... mam na przykłąd plan... zrobię to i to... na razie plan... nic się nie dzieje ... czekam aż to we mnie dojrzeje... potem trafia się okazja lub jakieś zdarzenie... i już wioem że to jest czas na realizację... Ze teraz mi wyjdzie że jestem wystarczająco gotowa na realizację. Nie ponaglam siębie nie pospieszam tylko sopokojnie czekam na to uczucie... nic na siłę... Ale to dlatego że mam w sobie ufność i dystans... No i jeszcze jedno... bawią mnie ludzkie gierki... lubię je obserwować i zauważam, że tak naprawdę ludzie myślą, że wygrywają ale tylko pozornie... oni rzeczywiście wygrywają, ale we własnej wyobraźni. Czują się lepiej, ale mi to wcale nie zaszkodziło. Nawet czasem daję im okazję wygrać, a niech ma niech się cieszy, jak go to wzmocni a mnie nie zaszkodzi, to co mi tam. Ale mam do siebie dystans, który mi na to pozwala. Gdybym się emocjonalnie w coś takiego polątała, ja przegrałabym, a tamta osoba by rzeczywiście wygrała... Gdy mam więcej czasu zachwycam sie każdym promykiem słonca, każdym listkiem każdym kwiatkiem. Korzysta na tym moja młodsza córka której pokazuję świat i nazywam kwiaty, które pamiętam z dziecinstwa... w związku z tym ona uwielbia spacery ze mną... I ludzie są jacyś piękniejsi, nie zauważm ich powierzchowności tylko widzę więcej... A czasem mam też takie sytuacje, że myślę dobrze by było gdyby np to i to ... to byłoby mi łatwiej i nagle bach pojawia się to i to. Kiedyś np. pomyslałam, że pewien kwiat mogłby zostac wykorzystany na opakowanie czegoś tam bo coś mi przypomina, i bach widze za jakiś czas ten kwiat na opakowaniu... To dziwne, ale to prawda. Mam takie zaskakujące zbiegi okoliczności. Czy to wystarczy? Dziś akurat miałm kiepski dzień (obolała jestem i do tego z samego rana moj szefcio zaraził mnie swoim podłym nastrojem, choć koncówka pracy była superb) i trudno mi uchwycić w słowa to co czuję normalnie i codziennie, ale mogę skupic się na opisywaniu swoich nastrojów (tych dobrych) i starać się uchwycić w słowa w inny dzień jak mnie najdzie natchnienie do pisania... Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Siódemko ja Ci odpowiem pewnym zdarzeniem. Kiedy zaczęłam się budzić do życia pierwszy raz była zima. Jak co wieczór podeszłam do okna i zamierzałam kompletnie bezmyślnie patrzeć jak ulicą pod domem przejeżdżają samochody. Tak było każdego wieczora. Stałam i wypatrywałam samochodu niedawno wyrzuconego z domu męża. Ale tego wieczoru coś się we mnie przełamało. Nie patrzyłam już bezmyślnie w szarą ulicę. Zauważyłam , że w świetle latarni tańczą płatki śniegu. To było cudowne przeżycie. Widzieć i czuć ich lekkość, kolory. Może to zabrzmi śmiesznie i nadęcie, ale ja wtedy popłakałam się przy tym oknie, bo zrozumiałam, ze są ważniejsze sprawy niż bezsensowne karmienie się iluzją. Teraz w miarę upływu czasu coraz szerzej otwieram oczy, widzę piękno świata, zauważam nie tylko drzwi pracy, ale np. obok drzwi fantastycznie kwitnące i pachnące drzewo. Ja wreszcie to wszystko widzę, a nie rejestruję przez przypadek. Ja wreszcie to przeżywam, a nie koduję ledwo, zajęta czarnymi myślami. Ludzi postrzegam zdrowo. Takimi jakimi są. Przechodnie - coraz częściej się do nich uśmiecham, i coraz częściej oni odwzajemniają mój usmiech. I jeszcze coś ciekawego. Kiedy już nauczyłam się patrzeć na ludzi bez różowych i bez czarnych okularów, kiedy dopuszczam do głosu intuicję a nie pobożne moje życzenia, łatwiej z tymi ludźmi mi funkcjonować, łatwiej żyć. Wiem kiedy i czego mogę się spodziewać. Taka jest moja rzeczywistość. Mnie się podoba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Napisałam tak wiele wszystko poszło w kosmos niech to gęś,przepraszam Was ale nie dam rady teraz tego odtworzyć,napiszę w wolnej chwili.ach tak się starałam i tyle myśli dobrych myśli ale najwidoczniej nie dzisiaj miały być napisane. Pozdrawiam uściski dla wszystkich,śpicie dobrze Kochane❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ewinam
Goniąc Kormorany- spieszę z wyjaśnieniami dotyczącymi smsów. szukać- nikogo innego nie szukałam, nie szukałam również żadnych wrażeń w ten sposób. jest kilka osób, płci obojga, które są mi bardzo bliskie, towarzyszą mi w życiu od wielu, wielu lat i z którymi rozmawiam często bardzo ciepło, np.: per "słońce". dla mnie to nie wiąże się z innymi uczuciami niż głęboka sympatia, nawet nie zastanawiałam się nad tym nigdy, bo tak traktowałam bliskie osoby. choć teraz widzę, że faktycznie można to źle odebrać... co do boardline... jesteś kolejną osobą, która wysnuwa takie przypuszczenie... zdążyłam już przeczytać charakterystykę i cóż... kropka w kropkę... pokazałam to nawet partnerowi, ale oczywiście nie skomentował, tylko się roześmiał i nie chciał na ten temat rozmawiać. a czemu nie odeszłam? do niedawna nie miałam siły. czułam, że potrzebuję trochę czasu, żeby się pozbierać, bo było mi bardzo, bardzo źle... niedawno zebrałam się na odwagę i poprosiłam o rozmowę, w której powiedziałam na spokojnie, jak się czuję, że nie mogę i nie chcę tak dalej żyć i dlatego nie możemy być razem. przepraszał, jak wcześniej zresztą. spotkałam się z nim jeszcze od tamtego momentu i przez jakiś czas był słodki, jak miód. postanowiłam dać jeszcze na wstrzymanie. wiem, naiwnie. chociaż moje podejście jest już całkiem inne. wcześniej hm... szczerze mówiąc czułam się w pewien sposób uzależniona. później na szczęście udawało mi się coraz mocniej dystansować, uniezależniać aż dobrnęłam do momentu, kiedy byłam w stanie powiedzieć otwarcie, że nie chcę, że mi się nie podoba, że nie pozwalam dłużej. żeby nie być gołosłowną- rzeczywiście od tamtej pory nie przemilczam, kiedy coś mi nie odpowiada, nie milczę również, żeby się nie zezłościł, nie daję się zatrzymywać, kiedy mam jakieś obowiązki czy zaplanowane spotkanie ze znajomymi. ale ostatnio (bardzo szybko zresztą, w ogóle między nami ta cała sytuacja toczy się niesamowicie szybko. poznałam go w styczniu tego roku) znów zaczęły się nieprzyjemności. i zbieram się w sobie na rozmowę definitywnie kończącą naszą znajomość. m.in. dlatego tutaj piszę. z prośbą o radę. spojrzenie osób postronnych, nie siedzących w środku wydarzeń, a mających jakieś pojęcie w temacie. żebym miała jakieś wsparcie, żebym wiedziała, że tak rzeczywiście jest słusznie, bo kiedy często słyszy się "to twoja wina", to jednak przychodzi pewne zwątpienie o ile w ogóle w jakimś stopniu traktuje się poważnie drugą osobę i jej słowa. w każdym razie- dziękuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo - podzielam zdanie Kormorana w kwestii Twojego zwiazku. Cos mi tu nie gra mimo wszystko... On wydaje sie stawiac warunki i \"karac\" Cie za ich niewypelnienie - a wlasciwie za odmienny punkt widzenia. Kwestia zamieszkania razem oraz kwestia dzieci to sa BARDZO WAZNE sprawy i fochy widze tu zupelnie nie na miejscu. Dziecinada. Jesli juz takie postepy zrobil - to powinien usiasc z Toba i spokojnie przedyskutowac problem. Przede wszystkim powinien miec swiadomosc co jest dla Ciebie wazne. I jesli nawet jest kolizja interesow - to starac sie wraz z Toba znalezc jakis kompromis ktory usatysfakcjonowalby Was oboje. Na sprawe osobnego zamieszkania syna patrze pozytywnie ale w obecnym kontekscie wygladaloby to niefajnie. Gdybys np Ty zostawala sama a syn wyprowadzal sie dla samego siebie, czy z dziewczyna, czy sam - ot, zaczac zycie na wlasny rachunek, uczyc sie niezaleznosci... A w Waszej sytuacji to wyglada jakby ustepowal miejsca partnerowi. I byc moze partner (tutaj juz czysta spekulacja) chcialby takiego gestu ktory potwierdzalby ze to on jest dla Ciebie wazniejszy i nawet syn to uznal ustepujac mu miejsca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oneill.... ja to tez DOKŁADNIE w taki sam sposób pojmuję jak Ty i dlatego jest jak jest. Mój syn wie, że może iśc z domu bo bedzie miał warunki (mieszkanie opłacone na dodatek), ale to ON sam ma podjąć taką decyzję, a nie dlatego, że M ostetntacyjnie wychodzi, nie spi u mnie i chce, żeby syn zrobił mu niejako miejsce. M codziennie mnie pyta czy przyjadę do niego, codziennie chce żebym u niego spała i nie chodzi i kwestie intymne, ale zwyczajnie, żebym z nim była. To jest bardzo męczące takie zycie między dwoma domami i wkurza mnie. Bo co innego jak się spotykamy na zasadzie randek, ale tak nie jest....my zyjemy niejako razem z tym, że ja na dwa domy i mierzi mnie to, bo wiem, że M robi to po zlosci, zeby pokazać...nie wiem co? Swoją wyższośc, to, że mnie za coś karze? I to jest taki punkt zapalny, bo gdyby nie to, to nie mam się do czego w sumi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
..... w sumie przyczepić jest wszytsko w porzadku. Wczorajsze urodziny wypadły bardzo fajnie, wszyscy się dobrze bawiliśmy i było miło, więc....można jak się chce. Ewo 🖐️ dziękuję Ci bardzo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo, pisząc wcześniej miałam to na myśli : \"Na sprawe osobnego zamieszkania syna patrze pozytywnie ale w obecnym kontekscie wygladaloby to niefajnie. Gdybys np Ty zostawala sama a syn wyprowadzal sie dla samego siebie, czy z dziewczyna, czy sam - ot, zaczac zycie na wlasny rachunek , uczyc sie niezaleznosci... A w Waszej sytuacji to wyglada jakby ustepowal miejsca partnerowi. I byc moze partner (tutaj juz czysta spekulacja) chcialby takiego gestu ktory potwierdzalby ze to on jest dla Ciebie wazniejszy i nawet syn to uznal ustepujac mu miejsca.\" jak już napisane powyżej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yeez -> nie ma sprawy🌻 . Nie miałam czasu, to i nie pisałam, co nie znaczy, że teraz mam go więcej - ot, mała chwila. Ale staram się podczytywać :) Nieco -> nie będę powtarzała się, zgadzam się z wypowiedziami odnośnie wyprowadzki syna. To musi być jego decyzja. Piszesz, że mieszkaliście we 4 i było dobrze, czyli warunki mieszkaniowe na to pozwalają. Gdyby syn postanowił przyprowadzić dziewczynę na stałe, zakładam, że nie miałabyś nic przeciwko? (Mam syna w tym wieku, dlatego czasem \"przymierzam\" sytuację na siebie). Zastanowiło mnie co innego. Piszesz \"Moja Pani psycholog bardzo mocno i wyraźnie mi powiedziała, że mój syn POWINIEN zamieszkać sam nie ze wzgledu na moją sytuację z M, ale na niego samego.\" Czy Pani psycholog rozmawiała z Twoim synem? Czy wie czym on żyje i co dla niego jest ważne, jak on odbiera zaistniałą sytuację? To są IMHO zbyt pochopne wnioski. To pokolenie raczej się nie spieszy z oddzieleniem się - być może to po części niedojrzałość, wygodnictwo czy obrona przed tym, że nie sprosta dorosłemu życiu i zawiedzie się na sobie, sam siebie potem przestanie szanować - nie wiem, trudno mi sądzić. Piszesz \"Syn zapytał mnie czy ja chcę żeby on się wyprowadził ze względu na fakt, że ma wprowadzic się M ze swoim synem...\" Pytanie zasadnicze: czy TY tego CHCESZ? To sformułowanie zabrzmiało jak dla mnie bardzo niepokojąco - w takiej formie, jakbyś Ty, informując go o tej możliwości, przekazywała, że CHCESZ właśnie, żeby się wyprowadził, jedynie powód tego \"chcienia\" został dla syna niejasny. To smutne. Mam wrażenie, że M (czy TŻ - przepraszam, nie doczytałam) oczyszczał sobie areał, by móc rządzić niepodzielnie, co o jego dojrzałości też chyba dobrze nie świadczy. Gdy się związuję z kimś, bierze się go/ją \"z całym dobrodziejstwem inwentarza\". Nie ma inaczej. Takie zmiany , na dodatek wprowadzane niejako szantażem (a tak to widzę) mogą skutkować w wiele nieodwracalnych negatywnych odczuć ze strony syna. Jak już tak się rozpisałam a nie wiem, kiedy tu zaglądnę następnym razem, powiem, że za sprawą enneagramu wróciłam do pierwszej części tego topidła i odkryłam, że nic a nic się nie zmieniłam (5 w 4 z zastrzeżeniem do wywyższania się - ale tak było też poprzednim razem) . Zmieniła się jedna kwestia: nie boli mnie już wracanie do spraw mojego dzieciństwa, pisanie i opowiadanie o tym. Ja nie docierałam do wewnętrznego dziecka, nie rozpamiętywałam i nie analizowałam... Odsunęłam to jako fakt, uznając, że stało się jak się stało i nic już w tej materii nie mogę zrobić. Teraz doskonale wiem, że zabrakło mi ciepła, czułości, zrozumienia, zainteresowania, doceniania, dowartościowania i wiem, że to właśnie mam dać swojemu dziecku. I tak starałam się robić. Na razie mam Komika ;), zobaczymy co z tego wyrośnie. Ale od zeszłego roku spędzając więcej czasu z mamą, rozmawiając z nią więcej, mając teraz ją u siebie, chorą na raka i wracając do czasów mojego dzieciństwa, zrozumiałam, że ona NIE MOGŁA mi dać tego wszystkiego, bo ... nikt jej tego nie nauczył. Nikt jej tego nie dał. Nikt ku temu nie dążył. Był \"zimny chów\" i to było wzięte za normę, bez sentymentów, więcej - mając wielkie zastrzeżenia do matki mojego ojca w kwestii \"rozpieszczania\" mnie. A to miłość była! Nie małpia, tylko szczera miłość, po części mająca na celu uzupełnić niedobór matczynej. To od babci dowiedziałam się jak wygląda miłość, różne jej odmiany :) A czytając stary topik, doszłam do wniosku, że wszystkie nowe dziewczyny dużo zyskałyby, czytając go od początku - tam wyraźnie widać, chociażby na pierwszych 20-30 stronach, jaka jest tendencja , jaki jest schemat molestowania, jak dziewczyny się rozwijały, dostrzegając, że pisząc tu potrafią mało że wyrzucać z siebie negatyw, to jeszcze zwięźle formułować swoje odczucia, analizować je i konfrontować z odczuciami i wnioskami innych koleżanek w tej samej albo podobnej sytuacji. Teraz jesteście na o wieeeele wyższym poziomie samoświadomości i wielkie brava dla was, Kobiety niepokorne!❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Glicynia...Blondynka...🌻 Dziekuję bardzo za Wasze wypowiedzi. Wszystkie sa cenne i wszytskie sobie zbieram i czytam kilkakrotnie. Widze, że kwestie dotyczace dorosłych dzieci są tutaj znane i wazne nie tylko dla mnie. Faktycznie obecnie dorosłe dzieci wcale nie spiesza się z odchodzeniem na tzw swoje. Pewnie i ja jako 20 latka nie urodziłabym dziecka i nie poszła na swoje gdybym miła takie fajowe warunki jak ma mój syn ze mną. Ale zawsze tak chciałam, żeby moje dziecko miało miły i ciepły dom, w którym będzie się dobrze czuł, inaczej niż ja w swoim domu rodzinnym. Cieszę się, że macie podobne zdanie do mojego, bo trochę zgłupiałam....M naciska, Pani psycholog w sumie też sugeruje i nawet daje mi to jako zadanie, żeby dać synowi jasny przekaz, ale ja... ja jako matka xle się z tym czuję, a przede wszytskim nie czuję do konca potrzeby mówienia tego mojemu synowi. Ja poszłam z domu bo chciałam (co innego moja w nim sytuacja, ale nikt mnie nie wyrzucał) i On tez pójdzie jak będzie chciał. Jego dziewczyna sypia u nas jak mnie nie ma, ale były dwa razy kiedy byla jak i ja byłam... ale mój syn zapytał wtedy czy ona może zostać...ja pzowoliłam. Przeciez nie będę hipokrytką, a poza tym to mi nie przeszkadzało wcale. Natomiast mój M mnie za to straszliwie skrytkował i często porusza temat spania dziewczyny syna u nas jako...bezeceństwo i brak szacunku do mojego domu. No, ja mam inne zdanie... może jestem zbyt wyluzowana, może nie jestem drobizgowa, ale nie mam z tym w ogóle problemów i czuję się z tym ok. Tym bardziej, że mamy sypialnie na innych piętrach...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo Błękitne :) Wprawdzie mam dużo młodszego syna i w takiej sytuacji jak Ty nie byłam, jednak uważam, że odczuwałabym podobnie jak Ty. Jak czytałam to tak czułam, że postąpiłabym jak Ty. Twój syn jest, jakby nie było, dorosły, i nie wiem co by dało i jakie przyniosło skutki (raczej negatywne) nie akceptowanie np. tego, że jego dziewczyna zostaje na noc ........ albo jakbyś się czuła gdy wtedy jakby nie było Cię w domu na noc on potajemnie zapraszał dziewczynę i robił z tego wielką tajemnice. Ja podzielam Twoje zdanie w tej kwestii. A M.? nie rozumiem go ............. Moim zdaniem powinien zaakceptować to wszystko bo to Twój dom, Twój syn. Gdyby zaakceptował to, że jednak Twój syn zawsze będzie jakby w randze wyżej dla Ciebie niż on, gdyby się z tym najzwyczajniej pogodził to nie byłoby nie potrzebnych konfliktów. Myślę, że wtedy wasze relacje byłyby jeszcze lepsze. A tak on sam szuka nie wiadomo czego .....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak mi się nasuneła teraz taka mysl, że....faceci, nie chcę generalizować, ale coś chyba w tym jest są bardzo czpliwi i uczuleni na swoim punkcie. Ilu jest facetów molestowanych psychicznie przez swoje kobiety? Ilu jest facetów, którzy latami zyją z alkoholiczką i jej usługują i sprzątają, piorą? Ilu jest mężczyzn, którzy się poświęcają swoim kobietom? Nistety równouprawnienie równouprawnieniem, ale sa sfery życia gdzie to jest tylko hasłem. Nie znam takich mężczyzn, nie ma ani jednego w moim otoczeniu, który byłby dla swojej kobiety takim jakimi jest wiele kobiet, które nzma a i i tutaj, które tyle znoszą od swoich mężczyzn. Oni maja jakiś rozbudowany instynkt samozachowawczy. Chociazby mój M... czepia się szczegółów, bo ja uwazma, że to gdzie zamieszkamy jak się kochamy to szczegół. No ja mam gdzie...to oczywiste jest, że u mnie. Gdyby on miał, to dla mnie byłoby oczywiste, że idę do niego. A On nie...sam nie ma, ale podskakuje, próbuje, kombinuje, aby tylko było jak on chce. Doszukuje się czesto w moim postępowaniu drugiego dna, a przecież podbno faceci są prosto zbudowani i biorą rzeczy takimi jakie są... Kiedyś pojechalismy do jego rodziców na 2 tygodnie, a oni połozyli jego w łóżku małżeńskim z jego synem, a mnie z moim synem w odzielnym pokoju na dwóch pojedyńczych łóżeczkach...było mi źle i głupio. Nie mamy slubu, ale tyle lat zyjemy razem. Potem po kilku latach znowu pojechaliśmy i znowu to samo... ale ja uwazałam, że nie ma o co kopii kruszyć, chociaż to była dla mnie potwarz. Wiele jest takich sytuacji, że nie robię problemu z głupot, nie czepiam się... ale widac to nie jest dobre. Trzeba, nalezy zawsze i wszędzie walczyć o swoje, pokazywać granice i okazywac niezadowolenie. Trzeba się szanować i jesli cokolwiek nie pasuje, jasno to komunikować. Muszę się tego nauczyć, duzo jeszcze wody nusi upłynąc...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dla wszystkich Kobietek :) Bo już nic nie muszę sł. Grażyna Szałkowska muz. Seweryn Krajewski Jeszcze kiedyś wstanę I gdzieś w podróż ruszę Nie wrócę nad ranem Bo już nic nie muszę I może w posadach Ziemi nie poruszę Ale tak się składa Że już nic nie muszę Mogę trzasnąć drzwiami Wyjść kiedy się duszę Wzruszyć ramionami Bo już nic nie muszę Głośno krzyczeć mogę Płakać gdy się wzruszę Zgubić słuszną drogę Bo już nic nie muszę I o racje swoje Kopii już nie kruszę Świata się nie boję Bo już nic nie muszę Jeśli się nie skusisz To ja cię nie zmuszę Bo ty nic nie musisz Tak jak ja nie muszę Milutkie trzy słowa Jak miód na mą duszę Powtarzam od nowa Że już nic nie muszę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kormoranie...to jest straszne. Takiej prady nie chcę do siebie dopuścić...jakoś na pierwszy rzut oka chyba nikogo takiego wokół mnie nie ma, ale sa tacy którzy pokazują pewne symptomy....strach się bać :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Goniąc kormorany to On był psychopata.....jego kłastwa tak wygladały,,,,i dlatego mnie okłąmal z,e ona umarla,żeby sie ze mna spotkac....dla mnie to tak jakby ją uśmiercił ,a dla niego to nic nie znaczyło ....rzeczywiscie czasami sie demaskował ,jednym słowem,kilkoma zdaniami...a ja nie przywiązywłam az takiej wagi,ale nie przypuszczałam,ze to wszystko było kłamstwo ,no tylko nie to ,ze ,spotykał sie ze mna dla pracy ,i dlatego pisał ,ze mnie kocha itp,żeby miec tylko prace....to tacy ludzie istnieją....i jak ja teraz mam komuś uwierzyć....no typowy psychopata....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozbawiłaś mnie, Ewo 🌻 \"Naprawdę są mężczyźni zdrowi i normalni... może są na etapie dojrzewania... ale są normalni... \" Jak to było w kawale: - Czy mężczyźni w ogóle dojrzewają? - Tak. Tuż po śmierci. :D Co do faceta (Faceta, a nie jak przeczytałam dziś na forum \"Nie ma prawdziwych facetów z jajami, są faceci z siurkiem i jajnikami :) to Niebo, takiemu facetowi jest obojętne gdzie i jak, byle z Tobą. Jeśli myśli inaczej, ma problem. Ze sobą. Gdybym była tym facetem, wynajęłabym swoje mieszkanie i dochód z wynajmu podzieliłabym po równo między dzieci - swoje i Twoje. Ale nim nie jestem, więc, powiem tylko, że Twój syn ma jedyną opokę w życiu - Ciebie. I czy będzie tornado, trzęsienie ziemi czy jakikolwiek facet w Twoim życiu, dla niego jest jedna jedyna i niezmienna wartość - Ty. Ta, która bez względu na wszystko kocha go i kochać będzie i na pierwszym miejscu zawsze będzie stawiała jego dobro, a nie uzależniała go od czegokolwiek. Co do nocowania u rodziców... :D Gdybym chciała być bezczelna, powiedziałabym wprost, że nie ze swoim synem sypiam, tylko z ich. Ale mając na względzie ich purytańskie podejście, szybciutko przelokowałabym synusia Twojego M do pokoju swojego i już :D \"Jeśli się nie skusisz To ja cię nie zmuszę Bo ty nic nie musisz Tak jak ja nie muszę\" Ooooooooooooo tak :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do Niebo
Widzisz podobienstwa miedzy podjesciem jego rodzicow do Waszego spania razem ? i jego reakcja na spanie Twojego z syna z dziewczyna?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Goniąc Kormorany Dziekuję.Czytajac posty od jakiegoś czasu myślam że miłoby było gdybyś mnie bezpośrednio odpisa la.Dziekuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do niebo.. a pewnie...to odbicie lustrzane to jego i rodziców zachowanie. Blondynko...nie było takiej mozliwości to byłoby baaaaaardzo wg nich niewłaśiwe zachowanie. To byłaby wręcz obraza... Twardo stapam po ziemi i umiem być asertywna, a czasmi nawet beszczelna, ale... nie w tym wypadku, nie w tej kulturze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo: \"To jest bardzo męczące takie zycie między dwoma domami i wkurza mnie.\" Wlasnie. Ciebie to wkurza, nie pozwala ustalic jakichs planow, jest takim wrzodem na tylku i nie mozesz ruszyc do przodu. Wiem ze uczucia zwiazane w takim stanem rzeczy, obojetne czego dotyczy, nie naleza do milych, sa meczace i ogolnie prowadzsa do frustracji. A gdzie jest troskliwy, kochajacy partner ktory widzac swoja partnerke w rosterce - stara sie jej pomoc rozwiazac problem? Wyglada na to ze jego to gowno obchodzi co Ty czujesz w zwiazku z zaistniala sytuacja (spowodowana przez jego manipulacje i fochy a nie przez jakies zle zrzadzenie losu, kleske itp) i liczy sie tylko jego wlasny upor aby ugrac cos dla siebie, liczy na to ze zmiekniesz w koncu. Bo pewnie do tej pory tak bylo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo:D:D:D ja Cię kochana bardzo przepraszam, ale uśmiałam się do łez. Wiem, nie powinnam, to Twoje problemy, ale jego rodzice ubawili mnie setnie. Z tego co piszesz wynika mi niezbicie, że nie masz 17 lat, Twój M też nie, w związku z powyższym po prostu sytuacja, jakkolwiek okropna wydała mi sie z punktu obserwatora śmieszna. Wyobraziłam sobie bowiem, kobietę w pełni kwitnącą i powolutku z opuszczoną glową dreptającą do osobnej sypialni, bo rodzice jego tak zadecydowali. Wyobraziłam sobie dorosłego M grzecznie poddającego się bez sprzeciwu tej decyzji, jak idzie ze zwieszonym łbem do innego pokoju i kładzie się obok syna. Słonko, a już poważnie, co to do diabła za facet, który rodzicom nie potrafi powiedzieć, hola hola, moi państwo szanowni, to moja kobieta i czy wam się podoba, czy nie będziemy spać osobno, a jesli nie, to jedziemy do hotelu:) Może przerysowałam nieco tę sytuację, ale zrobiłam to celowo. Tak totalna hipokryzja, ale nie tylko ze strony rodziców. Ze strony M też. Bo niejako zrobił jakąś pozę. Tak jakby chcial powiedzieć : \"A my tu nic, my sobie tylko tak jesteśmy, ale to nic poważnego...bo ślubu nie mamy...to was nie będziemy denerwować.\" Nie całkiem blondi :D:D:D:D A ja dostałam zaproszenie na kajaki, z dziećmi na lipiec. I wiecie co, nie mam bladego pojęcia czym się to je, ale już kombinuję jak tu wyrwać ze 3 dni urlopu i hajda do Koszalina:D:D:D:D Grono świetnych znajomych, na razie w większości internetowych. Ale to nie jakieś tam palcem na wodzie pisane. Wspólnymi siłami pomagamy pewnemu dziecku i tak się znależliśmy. Ci ludzie są świetni, weseli i mają wielkie serca, nie tylko dla dzieci, dla wszystkich. Mam nadzieję wypocząć:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blawatek1
Bardzo chciałabym kiedyś to poczuć, móc tak powiedzieć: "To coś – jak odkryłem – jest podobne do symfonii, jest osobliwym rodzajem orkiestry grającej jakąś melodię w twojej obecności, ale kiedy odejdziesz, orkiestra grać nie przestanie. Gdy spotkam kogoś innego, gra ona inną melodię, równie zachwycającą. A kiedy jestem sam, orkiestra gra nadal. Jej repertuar jest olbrzymi, nigdy grać nie przestaje." A. de Mello, Przebudzenie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×