Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Kasia3000 => kochanie, czytając Twoje wypowiedzi wprost nie mogę uwierzyć, że można się zachowywać identycznie jak mój M. :O Ja również wróciłam ze świadomością, że tylko jak naprawdę się zmienił to będzie dobrze... I te \"próby sił, o których piszesz u mnie też mają miejsce... Tylko, że w moim odczuciu (ja tak mam) to nie są żadne prowokacje, po prostu zachowujemy się w miarę normalnie, a oni nie potrafią tego zaakceptować... :O Myślę, że nie masz co panikować... Ja również regularnie, po wielkich kłótniach i wyzwiskach, otrzymuję przejmujące wiadomości, jak to się już nie dogadamy i musimy rozstać by być szczęśliwi, jak to on będzie płakał, ale przeżyję skoro ja zrobiłam wszystko by nas zniszczyć... Wiesz po co on to robi??? Żebyś przepraszała, prosiła, udowadniała mu, że się uda i że zrobisz wszystko, by tak było... :O Żeby wzbudzić u Ciebie poczucie winy, smutek i żal, że z Twojej winy posypało się mimo, że on tak bardzo chciał... :O To manipulacja jest... I chociaż sama jestem bardzo chora i nie dopuszczam do siebie myśli, że może nas nie być (nawet jeśli to wygląda, tak jak wygląda) to radzę Ci nie wciągać się w te gierki... Przecież gdyby chciał odejść to by odszedł i miał Cię w przysłowiowych czterech literach, a nie wypisywał maile... U mnie też jest po \"rozstaniu\"... Zabronił mi się odzywać i reagować na jego zaczepki, bo tak będzie najlepiej dla mnie, hehehe... :O Po tym jak zostałam wyzwana od kurew i przestałam się odzywać nagle okazało się, że on wcale tak nie uważa, ale moje zachowanie na to wskazuje... :O Przecież on zawsze podpiera słowa faktami... Masakra... :O Od rana jest cisza, kolejna próba sił, ale ja nie wymiękam, już nie... Trzymaj się Słońce! Będzie "dobrze", on wróci, zobaczysz... Pozdrawiam serdecznie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
smutku 😍 To, że nie pokazujesz niczego na zewnątrz to znak, że zamroziłaś w sobie uczucia. Ja też jako dziecko się tego nauczyłam. Tylko, ze okazało się, ze zamroziłam w sobie WSZYSTKIE uczucia. To znaczy, one we mnie były, ale nie było ich na zewnątrz mnie. Ja nawet wiele lat nie umiałam płakać. Ale przyszedł taki moment, że zaczęłam uczyc się, jak je z siebie uwalniać. trwało to bardzo długo. Bo w krytycznych sytuacjach i tak reagowałam zamrożeniem. Ale dzisiaj jest juz inaczej. Pozwalam emocjom przepływac przez siebie, umiem także płakać. Rok temu, gdy zmuszona byłam uśpic psa, wieloletniego przyjaciela, płakałam cały czas. Weterynarz mówił, że nie musze przy tym być.Bo nie rozumiał, jak stara baba stale płacze. Bo my wstydzimy się uczuc i łez. A mnie one były wtedy potrzebne. Teraz kiedy płaczę to cieszę się, bo czuję jak w środku żyję. I kiedy uwalniam swoje uczucia czuję się \"dużo lżejsza\". I zdrowsza. Blokowanie uczuć najbardziej szkodzi temu, kto je blokuje. Bo powoduje spięcia w całym ciele, brak przepływu energii w organiżmie, zablokowanie oddechu itp Kiedy oddychamy głęboko, długo, całą przeponą, gdy ciało sie odblokowuje i otwiera - JA czuję sie cudownie. Ale w chwilach stresu zamykam się cała. Uczę się, jak odblokowywać swoje ciało i swoje emocje. Może spróbuj trochę poluzować?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja1972 😍 Masz bardzo trudny moment w życiu. Ale z tego, co opisujesz, rozstanie jest mocno przemyślane i konsekwentnie realizowane.Przez obie strony. Nie da się tylu lat życia przeciąć jednym szybkim cięciem. To proces. Także sypianie ze sobą rozstających się par jest normą. Sama też tak robiłam.Daj sobie do tego prawo. Daj sobie prawo do wszystkiego. Do obejmowania, spania ze sobą, to jednak chyba wzbudza ciepłe odczucia. Daje szanse na zaczerpniecie oddechu. To nie jest łatwe, rozstać się po tylu latach.Rob to w zgodzie ze sobą i ze swoimi potrzebami. Ty jesteś w tym wszystkim najważniejsza. I pamiętaj jedno. Każda decyzje można zmienić, możesz zrobić wszystko. Najważniejsze, bys podążała za swomi potzebami, bys sluchała SIEBIE. Dasz sobie radę. Robisz wszystko idealnie. Psycholog, terapia dla współuzaleznionych, ten topik - idealnie. Jestes bardzo mądra kobietą. i zasługujesz na wiele :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no coz no coz dziękuję Ci za wsparcie ❤️ ale ja wiem, że to już koniec i niczego więcej nie będzie, naprawdę. On napisał tego maila, bo na co dzień nie mieszkamy ze sobą (wręcz w dwóch różnych miastach), a teraz jestem u rodziców i jesteśmy oddaleni od siebie aż o jakieś 500km... W związku z tym, jeśli po tygodniu milczenia podjął tą decyzję to musiał mi ją zakomunikować albo telefonicznie, albo tak jak zrobił, mailem... Wiem, że gdbybym była przy nim nie dałby rady tego zrobić. On mi nigdy nie napisał czegoś takiego jak w niedzielę. I wiesz co jest \"najgorsze\"? on mnie wcale w tym mailu o nic nie obwinia. Napisał, że zrozumiał, że musi zakończyć ten związek teraz, bo choć było to strasznie trudne, przyznał się sam przed sobą, że to i tak kiedyś nastąpi, bo on wie, że jest mur między nami, którego już nie damy rady pokonać. Prosił żebym go nie znienawidziła, że chce żebym była szczęśliwa itd. I ja w to wierzę... Odpisałam mu cała w bólu, wyszło jakby z pretensjami. On nie odpisał i wiem, naprawdę wiem, że już się nie odezwie, że chce zapomnieć. On czuje, on ma uczucia i cierpi. Jest bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, podobnie jak ja. Strasznie się z tym wszystkim czuję, on mnie nie obarcza winą za nic, sama się nią obarczam. Jestem chyba okropnym człowiekiem :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Siódemko 😍 - człowiek rodzi się, żyje i umiera sam, a miłość daje tymczasowe złudzenie, że jest inaczej - To dla mnie odzwierciedlenie dokładnie tego, czym tutaj się zajmujemy. Ja nie neguje miłości jako takiej. To oczywiste. Tutaj raczej chodzi o to, by miłość nie była czymś ZAMIAST. A osoba, która kocham nie ma być księciem, który wybawi, da, otoczy, zapewni itd. Jest dla mnie jasne, są dwie sytuacje w życiu, w których byłam i będę sam na sam ze sobą: rodzenie się i umieranie.To jest naturalne i nieuniknione.I w wielu innych sytuacjach też. JA ZE SOBĄ. I najpierw trzeba się nauczyć być samą ze sobą i pokochać siebie, by potem umieć stworzyć szczęśliwy i nietoksyczny związek oparty na miłości. Czyli MIŁOŚĆ tak, ale nie ZAMIAST. I jest to moje motto w sytuacji, gdy mam szczęśliwy i coraz mniej toksyczny związek oparty na miłości.Mam wsparcie, troskę, życzliwość. Mam na kogo liczyć i na kim się opierać. Ale i tak w tym wszystkim jestem JA ZE SOBĄ najbardziej na świecie.I to jest cudowne :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i wiecie co? czuję się jakbym zrobiła tu z nieszczęśliwego człowieka, ostatniego chama, że wszystko wyolbrzymialam przez swoją nadwrażliwość i drażliwość, że nie powinnam była tak emocjonalnie reagować. On ma problem ze złością, szybko się denerwuje i ma kłopot z wyrażaniem swoich uczuć, zamiast tego zamyka się w sobie. Czasami potraktował mnie różnie, ale i ja potrafiłam być zła. On nigdy nie użył wobec mnie obraźliwego słowa, już nie mówiąc o podnoszeniu ręki, nigdy nie krzyczał i chyba się starał po prostu. Ma problemy ze sobą, a ja czuję się bardzo chora, czuję, że to zniszczyłam, że w ogóle nie liczyłam sie z jego emocjami, bo myślałam, że jest taki zimny i okrutny, bo postepuje inaczej niż bym oczekiwała i ciągle mnie rani. Chyba oszaleję, czuję się tak jakbym była sędzią i skazała na dożywotni wyrok niewinnego człowieka, który zawinił tym, że jest tak różny ode mnie, a w pewnych kwestiach taki podobny. Nie mogę się uspokoić :( :( :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kasiu 😍 To dosyć pozytywne, co piszesz. Bo Ty masz świadomość swojej ułomności i on też. Na tej świadomości można budować. Ale tez i można się rozstać. Dla Ciebie ważne byłoby to, co wyniesiesz z tego związku? Co możesz w sobie zmienić? Jaka chciałabyś być? Jak widzisz swoje życie w przyszłości? Czego ta sytuacja i ten facet może Cię nauczyć? Jest to bardzo trudny moment w życiu. Bardzo cię przytulam 😍 Lecę do pracy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutek123
Dziękuję Renata. Tak to uczucie zamknięcia w sobie jest okropne. Otwieram się pomalutku a jak ktoś mnie skrzywdzi zaraz się zamykam i staram odrzucic uczucia żeby nie bolało. Nie potrafię ich przeżyć. Mam takie uczucie że to wszystko się we mnie nawarstwia nie pozostawiając miejsca na cokolwiek innego. Mam wrażenie że eksploduje. Staram się z tym walczyć. Rozpoczełam od tego że po raz pierwszy powiedziałam to mojej koleżance (że wogóle udało mi się to z siebie wyrzucic). Przed uzewnętrznieniem się blokuje mnie również wstyd (ciagle się czegoś wstydze i chyba bym chciała w oczach otoczenia zawsze wypaść dobrze) To chyba też nie jest najlepsze. Właśnie zapsałam się na terepie(długo muszę czekać bo sezon urlopowy). Mam nadzieje że pojade na nią bo chyba naprawde mam dużo do przerobienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kasiu, rozumiem Cię w pewnym sensie, bo nie raz też czuję że zbyt wiele oczekuje nic nie dając w zamian i to, że nie wszystko jest tak jakbym chciała jest powodem do uznania mojego M. za najgorszego faceta... Wiadomo, nie tylko oni są chorzy... My również... W tej chwili jest w Tobie strach, smutek i wydaje mi się, że nieco przeceniasz swoją winę w tej całej sytuacji... Rozumiem, że jest ciężko, bo sama w tej chwili znowu przechodzę przez coś podobnego,a le myślę, że warto byś Ty, i ja również zachowały spokój... Nie raz miałam dowód na to, że niepotrzebnie popadałam w histerię, a po jakimś czasie wszystko się wyjaśniało... Mam nadzieję, że tym razem też tak będzie... Daj mu troszkę czasu, nie zasypuj go błaganiami, wyrzutami, itd.... Wiesz, co... Ja myślę, że mój M. najbardziej byłby zaskoczony gdybym na takie coś napisała mu, że ok, rozumiem i przestała się odzywać... Wiem, że z mojej strony to pewnego rodzaju gierki i przemyślana manipulacja, ale w momencie kiedy ujawniam strach i uczucia on się rozkręca... Trzymam za Ciebie kciuki :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dziewczynyyy
Siódemko Co się z Tobą dzieje... (?) Otwierasz się na widzenie coraz subtelniejszych dysfunkcji w ludziach... Im więcej dysfunkcji odpada z Ciebie... tym więcej widzisz tego w innych. Takie prawo rodzenia się świadomości. W takiej sytuacji... człowiek nieprzygotowany może poczuć sie zagubiony. Twardo trzymaj się własnych odczuć... trzymaj się miłości w którą wierzysz... Zachowuj zdrowy dystans. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Vanesska88
Witam Was dziewczyny. Wczoraj, po mojej wypowiedzi na pewnym forum ktoś skierował mnie tutaj do Was. Trochę czasu zajmie mi przeczytanie wszystkich Waszych wypowiedzi więc narazie pozwólcie, że podzielę się z Wami, tym co ja przeżyłam. Nie potrafię sobie sama poradzić, muszę się komuś wygadać. Komuś, kto przechodził lub przechodzi coś podobnego... Toksyczna miłość... to określenie pasuje mi najbardziej. Zaczęło się cudownie. Idealny chłopak, wielka prawdziwa miłość, moje bezgraniczne szczęście i piękna wizja naszej wspólnej przyszłości. Przez chwilę. Bo potem zaczęło się piekło. Byłam z nim 2 lata podczas których rozstawałam się z nim po czym wracałam bo okazywało sie, że nie potrafię i że nie chcę bez niego żyć. Że kocham go ponad siebie, ponad własne życie, ponad wszystko. I mimo wszystko. Mimo tego, że tak bardzo mnie poniżał, mimo tego, że maltretował mnie psychicznie tak, że czułam iż już zaczynam wariować, że robił ze mną co tylko chciał. Mimo tego, że mnie katował. Potrafił skopać mnie leżącą, kopnąć butem w twarz, okładać pięściami po całym ciele, bić po twarzy i po głowie, dusić rękami, czymkolwiek i przyciskać nóż do gardła. Wiele razy byłam pokaleczona bo się z nim szarpałam. Ale, uwierzcie, ciosy psychiczne jakie mi zadwał były o wiele gorsze niż te fizyczne... jednak nie potrafię tego opisać... Zawsze po takich akcjach nienawidziłam go z całego serca i krzyczałam żeby wynosił się z mojego życia. Mijał jednak ból z ciała, mijał ból z serca, on przepraszał i żałował, ja wybaczałam i znowu czułam się najszczęśliwsza na świecie będąc z nim. Podczas najdłższej, prawie dwumiesięcznej przerwy, kiedy miałam innego chłopaka i układałam już sobie życie bez niego, on nagle znowu zaczął się o mnie starać i zabiegać. Zostawiłam tamtego chłopaka i wróciłam do niego, choć nie wierzyłam w jego zapewnienia, że się zmienił, że żadna z tych rzeczy się więcej nie powtórzy... Nie wierzyłam, ale wróciłam do niego wmawiając samej sobie, że jeśli jeszcze choć raz przez niego zapłaczę - zakończę to. Płakałam jednak nie raz. I nie kończyłam. To było rok temu. Dziś nie jestem z nim prawie 3 m-ce. Bo prawie 3 m-ce temu zkatował mnie tak jak jeszcze nigdy. Cała, naprawdę cała twarz w siniakach i krwiakach, opuchnięta. Lima wokół oczu... szkoda gadać. Na głowie mnóstwo guzów. Włosy powyrywane. Na rękach czarne, wielkie sińce. Przez prawie 2 tygodnie wsytydziłam się pokazać ludziom, tak strasznie wyglądałam. Siniaki na rękach było widać prawie miesiąc. Mam nowego chłopaka, życie w którym doskonale radzę sobie bez Niego. Tylko... dlaczego cały czas o Nim myślę? Dlaczego cały czas tak cholernie za Nim tęsknię? Dlaczego po nocach wciąż za Nim płaczę? Gdyby nie to, że każdy widział jak wyglądałam i każdy wiedział dlaczego - wróciłabym do Niego... Nigdzie nie moge znaleźć sobie miejsca. Niczym nie potrafię się zająć. Najgorzej jest gdy jestem sama. A kiedy jestem ze swoim obecnym chłopakiem? Często gdy się do niego (obecnego) przytulam, to przytulam się do mojego ex. Gdy leżę obok niego, to leżę obok mojego ex. Nie potrafię przestać myśleć o byłym. On czasem pisze, że mnie kocha ponad życie, że tylko nadzieja iż będziemy razem przy tym życiu go utrzymuje. Innym razem pisze, że powinniśmy skończyć to raz na zawsze, że to nie ma przyszłości. A wtedy za każdym razem płaczę tak bardzo jakgdyby dopiero przed chwilą ze mną zerwał mimo, że miałam już prawie 3m-ce na to by się pogodzić z tym iż nie jestem z Nim. Nie pogodziłam się. I mnie, szczerze mówiąc, przy życiu przytrzymuje to samo - nadzieja, że jeszcze kiedyś z Nim będę. Nie potrafię przestać go kochać. Mimo wszystko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja chyba zacznę dyżurować na tej stronie, teraz jak się wszystko rozsypało... Vanesska ❤️, jeśli \"88\" w Twoim pseudonimie to nie przypadek, to jesteś rok młodsza ode mnie. To co przeczytałam zmroziło mi krew w żyłach autentycznie... Kochana, ratuj się, błagam! Po tym piekle, które przeszłaś zasługujesz na normalne, spokojne życie bez obsesyjnych myśli o tym człowieku, który tak strasznie Cię krzywdził. To nie miłość, to uzależnienie, przedefinuj to sobie proszę i kategorycznie nie wierz w żadne jego zapewnienia! Poszukaj fachowej pomocy u psychologa, który pomoże Ci rozliczyć się z tą traumą. Poczytaj topik, jest tu wiele dziewczyn, które posiadają rozległą wiedzę i zawsze wspierają ciepłym słowem. Przytulam Cię bardzo mocno ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Vanesska88
Tak, "88" to mój rok ;P Co do tej fachowej pomocy... wiem, powinnam z niej skorzystać, każdy kto poznał mój "punkt widzenia"( ten który i wam przedstawiłam) mi to radzi. Tylko, że póki co nie stać mnie na żadnego psychoterapeutę :/ Przyjaciółka dała mi nr tel na jakąs "błękitną linię" czy coś w tym stylu... nie zadzwoniłam tam oczywiście i jeszcze obraziłam się na nią za to iż twierdzi że nie jestem normalna i że trzeba mi pomóc... Sama jednak pomóc sobie nie potrafię. Najlepszym dowodem są te 3m-ce - przecież to jest strasznie dużo czasu a ja wciąż czuję tak samo i wciąż męczę się tak samo :/ Od 3m-cy nie umiem sobie poradzić. Czytam topik, niektóre wypowiedzi, niektóre sytuacje mnie naprawdę przeraziły... Dziewczyny, wspieram Was całym serduszkiem :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam wszystkich :-) wkleje całe - Dziewczynyyy Siódemko Co się z Tobą dzieje... (?) Otwierasz się na widzenie coraz subtelniejszych dysfunkcji w ludziach... Im więcej dysfunkcji odpada z Ciebie... tym więcej widzisz tego w innych. Takie prawo rodzenia się świadomości. W takiej sytuacji... człowiek nieprzygotowany może poczuć sie zagubiony. Twardo trzymaj się własnych odczuć... trzymaj się miłości w którą wierzysz... Zachowuj zdrowy dystans. Pozdrawiam. Dziewczyny ❤️ Dziękuje ci bardzo za to co napisałas do mnie powyżej , wkleiłam całe. A to pozwole sobie skomentować tak : Twardo trzymaj się własnych odczuć... trzymaj się miłości w którą wierzysz... Ja nie tylko w nią wierzę , ja ją już mam i czuję jej siłe i działanie. Dlatego obalam MIT który głosi w swojej stopce Renta , bo jesli dla kogokolwiek na tym świecie miłość jest tylko złudzeniem to znaczy że dla tych osób milośc jeszcze wcale nie dotarła lub wogóle nie istnieje. I w tym jest cały dramat. Dziewczyny ❤️ jeszcze raz bardzo ci dziekuję :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dziewczynyyy
Siódemko... Przychodzi czas gdy nie jesteś ani "wasza" ani "nasza" :D Wtedy jesteś po prostu swoja. Proces oswajania się z samą sobą może być traumatyczny, jesli to oswojenie przebiega wśród ludzi jeszcze "nie oswojonych". Przeczytaj sobie "Przebudzenie" de Mello, zrozumiesz być może ten proces bardziej szczególowo. Jest to o tyle trudne, że zaczynasz siebie postrzegać jako osobę silnie zdrowiejącą i widzącą... a to niesie za sobą uczucie, jakby świat Cię odtrącał... Jesli tracisz poprzednią możliwość przeżywania z ludźmi ich trosk, na ich miarę...to znaczy, ze te troski sa już za Tobą... Ale nadal w umyśle tkwi "pamięć wsteczna"... która "mówi" razem idziemy przez krainę cienia. Chcesz przeżywac troski w innym wymiarze, z miłością... ale inni przezywają je w przewadze ze strachem. Przezywanie problemów... gdy wierzy się w miłość... gdy ufa się sobie, gdy pragnie się dla innych takiego samego dobra jak dla siebie... może okazać się dla osób żyjących w przewlekłym lęku, trudne do zaakceptowania. Znalezienie harmonii, bliskiej w takim układzie jest niemożliwe... można najwyżej być podporą, gdy własna miłość się na tyle ugruntuje, ze nie będzie cierpieć pod wpływem niezrozumienia jakim ktoś Cię obdarzy. Ale póki co Siódemko... skupiaj się na sobie. Ty jesteś dla siebie ważna i Twoje ugruntowywanie się wiary w siebie i pogłębianie kochania siebie. Pozdrawiam Ps. Powyżej to był komentarz do Twoich słów: "coś nas dzieliło....jakie to wstrętne uczucie...czy ja sie pozbywam miłości...oni mieli taki smutny wzrok, zmęczeni ...moze nawet nie mieli ochoty ze mna rozmawiać ....ja byłam miła szczerze...tak jak zwykle, normalnie, ....a oni inaczej.........to nie było zmeczenie ...to była inna granica , inny obszar który nas oddzielał ....wiem... nie było bliskości..............ciągle o tym myślę............. " Podpowiedź: Ty się pozbywasz strachu. Dzieli Cię z ludźmi ich strach. To niby nic strasznego ;) Bo to nie Twój strach. Ale przykre jest na pewno. Szczególnie na początku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dziewczynyyy
Rento Masz coś do Ewy w Raju, to napisz jej maila. Skoro ona nie jest tak agresywna, to Cię wysłucha :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Siódemko kochana - zmieniasz się i niektórym ludziom przestaje być z Tobą po drodze. Ludziom - Ratownikom. ludzim którzy żerowali na twojej słabości, którzy czerpali z niej siłę dla siebie. \"ja sobie radzę więc mogę ci pomóc- czuję wtedy swoją własną siłę\". Prawdopodobnie tych ludzi tracisz, bo stajesz się silniejsza, bo stajesz na własnych nogsach bo zmieniasz się. Tu jest piękny przykład jak działa siła bezwładnościowa środowiska. Siódemko z tym środowiskiem będziesz niestety musiała się powoli żegnać, bo oni nie dadzą ci się wybić, oni nie dadzą ci stanąć na nogach, bo potrzebna im byłaś jako ktoś kto daje im poczucie własnej mocy. Byłaś słaba i bezwolna i taka im byłaś potrzebna. Zaczynasz czuć siebie być może potem nawet stawiać wymagania, bo jesteś siebie bardziej świadoma, to będzie dla nich za wiele. Oni chcą cię widzieć słabą bo tak cię od dawien dawna zakwalifikowali. Ale nie wiń ich za to, to jest normalne, że teraz są zmieszani i nie wiedzą kim jesteś. Nie wiedzą z jaką siódemką mają do czynienia. Boją się tych zmian. Dlatego zachowują się dziwnie. Oni stają się toksyczni dla twoich zmian, bo chcą byś była jak dawniej. Ale to dowód na to że się zmieniasz. Mam nadzieję, że dobrze pojęłam Twoje enigmatyczne wypowiedzi. O to chodzi? ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie poddawaj się nie nie schodź z tej drogi. To są skutki uboczne, które potrwają do czasu gdy nie poznają nowej siódemki. Bądź tylko konsekwentna. Przyjaciół znajdziesz.. Innych nowych, być może ty będziesz pomagać, a wtedy będziesz pamiętać swoją drogę i pomożesz o wile lepiej nie ratując, ale wspierając...Być może tych samych ludzi- bo oni są słabi, może będą cię kiedyś potrzebować, i będziesz miała okazję im się odwdzięczyć w lepszy sposób. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewo 😍 Po co mam pisać do Ciebie maile skoro jesteś tutaj? enia 😍 Bardzo mądry tekst. Lubimy otaczać się ludżmi podobnymi do siebie, bo dobrze się z nimi rozumiemy i mamy wspólne interesy (choćby układ Ratownik-Ofiara). Tak to już jest.Tak tez dobieramy sobie partnerów i przyjaciół.Kiedy zdrowiejemy to ta koszulka staje się trochę za ciasna. Bo widzimy więcej,rozumiemy już inaczej, a nasze interesy staja się rozbieżne (np. nie wchodzimy w gry). To jest oczywiście przykre. Wtedy zaczynają się przetasowania. Ja też przestałam spotykać się z ludżmi mocno toksycznymi, bo żle się czuję w ich towarzystwie.Z moją przyjaciółka od 30 lat spotykam się rzadziej.To mocno przykre dla mnie, bo już się tak dobrze nie rozumiemy.Niemniej jednak te 30 lat dla mnie duzo znaczy, a może w przyszłości znowu będziemy się lepiej rozumieć? W innym tempie się rozwijamy wiec jest to możliwe. Za to poznaję i zbliżam się do ludzi zdecydowanie bardziej zdrowych. Z nimi znajomości są już inne. Mam od ponad roku nowa przyjaciółkę, a wiadomo jak trudno zaprzyjażnić się po 40-stce. To akurat jest plus. W ogóle tak bardziej polegam na sobie, żyje bliżej ze sobą, lubię tez samotność. A inni ludzie są bardziej uzupełnieniem niż koniecznością. Zmiany są w życiu o.k. Trzeba akceptować ludzi takimi jacy są. A wieloletnie znajomości, mimo aktualnych różnic, są bezcenne. Bo ci ludzie byli ze mną wiele lat i było nam po drodze.Są też moja przeszłością.Tylko od tych mocno toksycznych, przy których zle się czuję izoluje sie. i to tez jest o.k. Życie jest bogate w tej wielobarwności :D Siódemko 😍 Przeleciałam Twoje posty od 2 dni. To ja rzeczywiście nie umiałam ich posklejać. Teraz to zrobiłam. Zgadzam się z enią. I ciesze się :D Tylko nie pasuje mi do końca to przebudzanie się. Tutaj coś zgrzyta. Byłam dzisiaj u lekarza. Moje niespanie prawdopodobnie jest wynikiem stresu. Wynika on z: 1. opieka nad teściową co drugi tydzień u mnie w domu, a jest to toksyczna bardzo osoba 2. przeprowadzka moich rodziców blisko mnie i częste naloty na mój dom, a tez są toksyczni 3. problemy z synem i jego nauką Do tego nakłada się zbliżające klimakterium. Efektem stres-klimakterium są charakterystyczne i rzekomo typowe kłopoty ze snem. Ale dlaczego ty nie śpisz? Czy to reakcja na zdrowienie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny, od 3 godzin zle sie czuje , wymiotywałam troche , słabo mi coś , nhie wiem kurd, ale jak sie lepiej poczuje odpisze wam napewno , tak sie bardzo ucieszyłam i zaskoczona jestem jak do mnie napisałyscie i co napisałyscie mi enia1 ❤️dziewczyny❤️renta❤️abshnitte❤️ ------soorry pomyliłam napewno nick, przepraszam .... ENIA 1 , DZIEWCZYNY - skąd wy to wiecie? ja k sie poczuje lepiej to sobie iodpisze do nowego zeszytu i bede czytała i rozumiała więcej , te wasze nowe wpisy do mnie.....e ide sie polozyc,,,,, papapa dziekujęęęęęęęęęęęęęę wam !!!!!!!!!!!!!!! Renta❤️ przykro mi że tak masz to wszystko naraz......to śa cieki trudne momenty , jak za duzo wszystkiego ........nie idzieogarnąć , trzymaj sie rento papapa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja1972r
Renata11 ❤️ - dziekuje za to co do mnie napisałaś Anna66 - mierze się jak mogę, ale ten seks to zakłamywane siebia na całego. Dziś byłam na rozmowie z p. psycholog - jak jej słucham to nie mogę wyjść z podziwu dlaczego ja nie zauważam takich OCZYWISTYCH prawd. Tak Renakto, robie co mogę w tej walce o siebie o moje lepsze dziś i szczęśliwe jutro. I tego życzę każdej z Nas! p.s.NAS! - dlatego tak b.sie wkurzam na pomarańczki co wiedza lepiej i z ambony wydaja swe wyroki i obdzielają "mądrością". Osoby chore, potrezbujace wsparca, zawsze piszą o SOBIE. Pomagające, bo same przeszły czy przechodzą piekło także piszą o SOBIE. Pozostałym - dziękję ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Anna 66, wiesz wyobrażam sobie... Wydaje mi się, być może błędnie, że wraz z upływem lat będzie coraz lepiej... Wiem, docieranie się to złe słowo, ale myślę, że przyjdzie chwila, kiedy postawię na swoim... Jeśli nie to jakoś to przeżyję.... Co do drugiej części Twojej wypowiedzi to nie jest do końca tak, jak piszesz... Ja poczyniłam wielkie postępy i mimo, że piszę tutaj w chwilach słabości to jestem już znacznie silniejsza i radzę sobie jakoś... Ostatnie pół roku żyłam sama, nie panikowałam, nie ryczałam co noc, etc. Fakt, teraz znów się cofnęłam kilka kroków, pozwoliłam sobie na chwilowy zanik czujności i uwierzyłam, że się zmienił... Dałam kolejną szansę, po raz który już, prawdopodobnie znowu bez sensu i bynajmniej nie jestem z siebie dumna ani także zadowolona... Tym nie mniej moje podejście do tego wszystkiego jest zupełnie inne, moje reakcje również... Piszesz, że stoję w miejscu... Być może tak to wygląda z boku, ale moim zdaniem zrobiłam krok milowy... Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bb11
...patrząc na wszystkie opisy uczuc i przeżyc jedna myśl nasuwa się od razu. CZUJEMY SIE ZA WSZYSTKO WINNNE!!! Ciekawe skąd w nas to poczucie winy... Ja gehhennę molestowania psychicznego mam już za sobą...na szczęscie mąż wyprowadził się i podjęłam decyzję o rozwodzie. Z wszystkimi się wami łączę duchowo i podziwiam was i siebie...ile potrafimy znieśc. Próbowałam nasze małżeństwo ratowac wiele razy...bezskutecznie....Najgorsze jest to, że mąż był tak pochłonięty swoim bezwzględnym zachowaniem że poprostu nie widział problemu. A ja...też myślałam że tak musi byc. Potrafił zbluzgac z ziemią, wyzwac i ponizyc a później przytulic sie w nocy jak niby nic. A ja potulny baranek godziłam się na wszystkie jego wybryki... Dzisiaj dopiero dokładnie widze to zło.. Od 5 miesięcy nie mieszkam z mężem i...NIGDY W ŻYCIU BYM SIĘ NIE ZAMIENIŁA NA TAMTE CZASY...ZAMKNIĘTA W DOMU TYRANA...PRAWIE JAK W SEKCIE! Uczę się życ od nowa: mogę sobie włączyc telewizor, mogę sobie porozmawiac przez telefon, mogę iśc do pracy, mogę włączyc komputer, mogę spotkac sie ze znajomymi, mogę sobie iśc na zakupy, ...............mogę ROBIC CO CHCĘ!!! Czuję sie w 100% wolna. ...............a jeszcze 5 miesięcy temu mogłam tylko o tym pomarzyc....sen stał się jawą. Dziewczyny macie takie sny... prawda...życzę z całego serca aby stały się realem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobry wieczór Kochane :) Jakiś czas temu poznałam Kobietę : mądrą , ciepłą spokojną której bardzo pozazdrościłam tego , że nie jest jak ja kłębkiem nerwów , nie tkwi w toksycznym bagnie , ma wspierającego partnera - myślałam , że tak już ma - od zawsze i dalej bym tak myślała , gdyby nie to , że odważyłam się Jej niedawno ( nigdy w życiu pary z ust nie puściłam na swój temat bo toksyk wrył mi w mózg że tzw brudy pierze się we własnym domu :( ) wspomnieć co sie ze mną dzieje i stwierdzić że ma dobrze ;) i tu padły słowa które zrobiły na mnie ogromne wrażenie, opowiedziała mi , choć widać było , że sprawia Jej to ból o tym jak przed laty bita i poniewierana spała przytulając dziecko na podłodze po to by jakiś on nie bil tego dziecka :( i powiedziała mi też , że wszystko jest możliwe - tylko trzeba pokochać samą siebie. I tym upewniłam się , ze zmierzam w dobrym kierunku i że będzie dobrze :) książka \" Toksyczne słowa\" stała się niemal moją biblią wg mnie bardzo bardzo koniecznie ją trzeba przeczytać - jeszcze nie skończyłam bo czytam wracając cały czas , odnosząc do swojego życia i wiele rzeczy , już coraz więcej rozumiem , poznaję mechanizmy i mam nadzieję , że będzie mi przez to łatwiej dojsć do swojego celu. Choć piszę bez hurra-optymizmu jak wcześniej dalej twierdze , że cudownie jest żyć :) a cudowniej będzie jeszcze gdy uporam się ze wszystkimi swoimi problemami , choć wiem , że to ciężka i długa droga będzie to wiem , ze warto Przytulam Was wszystkie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja dziś mam niezły trening. Esemesowy atak toksycznej niezwykle osoby. Na szczęście esemesowy. I chyba mi się udaje spokojnie skupiając się na problemie (chcialam jej pomoc, coś doradzić otworzyć oczy....) i stawiając mur, bo toksyczna osoba coraz bardziej się wścieka i zaczęła obrzucać mnie wyzwiskami. A nawet mnie nie zna. Ale z tego wynika, że słabnie, że dociera to co piszę do niej. A obelga jest jak niechciany prezent, nie przyjęta nalezy do darczyncy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mówicie o Present... Spędziłam z nią cudownyu wieczór. Taki spokojny. Generalnie mówiłam ja, skarżyłam się, żaliłam. Ona słuchała. Jak taski stary przyjaciel. Ciepły, znajomy, rozumiejący. Ona wtedy wiedziała, że to nie mój czas. Że morze, ocean wody upłynie zanim zacznę myśleć. Od tamtego czasu minęło sporo dni. Sporo żalu, cierpień, które sama sobie przysporzyłam. Myślenie... To natrudniesza rzecz na świecie. Świadome myślenie. Nie teoria. Minie mnóstwo czasu zanim pozbieram się z masakry, którą sobie sama namotała. I cieszę się, że Present tego nie wie. Yeez...Consekfencjo. Potrzebuję potłuczenia po łbie. Masakrycznego. Potrzebuję kopa...Nie teoretyzowania. Doskonale wiem, że sama powinnam dotrzeć do siebie, ale nie idzie... Zamotałam się. Ugrzęzłam. Zostawili mnie wszyscy. Twierdzą, że dopóki nie podejmę decyzji. Dopóki nie zacznę ratować siebie i dzieci, dopóty nie będą się ze mną kontaktować. Mówią, że jak już będę w rynsztoku, to mi podadzą rękę, pod warunkiem., że nie będę miała żadnego kontaktu z nim. Jestem jak narkoman na długotrwałym i mało skutecznym detoxie. Obsesyjnie daję szansę na powroty. Powroty po kasę, bo akurat nie ma innej, bo coś nie wyszło.... Chciałabym czasem umrzeć. Ale to zbyt łatwe. Są dzieci. Jestem im potrzebna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cztery umowy... masz dzieciaczki... ile poswiecasz czasu na myslenie o nich? a ile o nim? Szczerze mowiac to nie dziwie sie twoim znajomym, bo jak Ci pomoc jak Ty nie chcesz tej pomocy. Odciecie sie od sprawcy przemocy jest bardzo trudne, ale po prostu trzeba mocnego postanowienia i wytrwania w tym. Tak jak na kazdym glodzie przy uzaleznieniu. Wyjdz na ulice i zobacz ilu mezczyzn chodzi po swiecie...a Ty sie uparlas na tego jednego ktory Cie krzywdzi. Jaka z nim widzisz przyszlosc? za rok co sie zmieni? za piec lat?...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×