Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość śmiochowa.

Co zrobiliscie śmiesznego w dzieciństwie

Polecane posty

Gość Amarynka
Jak byłam mała, to poszłam raz do koleżanki, która miała dwa kundelki. I jeden z tych kundelków użarł mnie w nogę :( Nic mi się nie stało, bo akurat miałam kalosze na nogach i on użarł mnie w tego kalosza :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Me too up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dajeeecie
nowe :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ibidem
Dajeeecie, też byś coś dał :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Schlaraffeland
A mi się przypomniało, jak w dzieciństwie w zimie z braciszkiem chcieliśmy piękny zielony ogród a się nie dało, bo była zima ;< Więc co robiliśmy? Podwędzaliśmy naszej mamie te takie suszarki, co się na nich wiesza ubrania, rozkładaliśmy, kładliśmy je na boku, i powiędzy nogi ustawialiśmy donice z kwiatami z całego domu :D Jej, ale była radocha tak siedzieć pomiędzy tym na plastikowych dziecinnych krzesełkach :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fhfgfhfg
Będąc dzieckiem miałam taką kryjówkę o której nikt nie wiedział... Była ona w szopie na drewno na takim jakby "strychu" na który tak normalnie nie można było wleźć bo był w całości założony deskami. Ja jednak odkryłam że jedna deska się odsuwa, tak więc wspinałam się po ścianach (a dodać trzeba że szopa ta była diabelnie wysoka i to cud że ani razu nie zleciałam i sobie karku nie skręciłam), odsuwałam tą deskę, właziłam przez szparę na ten strych i deskę zasuwałam z powrotem. Z lubością po jednej rzeczy znosiłam tam jakieś drobiazgi typu książka, stara kołdra, poduszka, itd. uciekałam tam zawsze gdy było mi smutno, źle lub gdy po prostu popsztykałam się z rodzicami. Kiedyś zdarzyło mi się nawet tam zasnąć na bite kilka godzin a w między czasie rodzina zdążyła osiwieć z niepokoju. Pewnego dnia rodzice pojechali na zakupy a ja chciałam wykorzystać ten moment i dostarczyć nowy "materiał" do mojej kryjówki. Miałam na sobie taką wielgachną bluzę i gdy schodziłam z kryjówki złapał mnie skurcz nogi. Nie wiem jak ale się zsunęłam i zawisłam na bluzie na tej desce co ją odsuwałam jakiś metr od ściany i ok. 5 metrów nad ziemią. Cóż było robić? Ruszyć się po prostu bałam że spadnę więc tak sobie wisiałam na tej bluzie dobrą godzinę zanim wrócili rodzice. Zaczęłam krzyczeć i mnie znaleźli. Najpierw byli wystraszeni na śmierć a dziś z tego się śmieją że sobie wysiałam jak ta dżdżownica na haczyku. Niestety ojciec zaraz po tym dokładnie poprzybijał wszystkie deski i to było na tyle po mojej kryjówce ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a ja jak chodziłam do pierwszej klasy podstawówki to na lekcji religi modliliśmy się na rozpoczęcie lekcji. Aż tu nagle żygać mi się zachciało i żygnęłam sobie orzygałam teczki kolegom których nie lubiłam ( oczywiście nie specjalnie i nie jakos bardzo dużo) wychodząc z klasy narzygałam bardzo dużo na drzwi.Ale to były drzwi od innej klasy od zewnątrz bo żeby wyjść na dwór musiałam przejść przez tę klasę./Uczniowie którzy mieli tam lekcje musieli się patrzeć na moje żygi na drzwiach. Ale wstyd;/ a przy tym miałam urzygane całe spodnie i tak paradowałam w nich do domu. Siostra musiała mnie odprowadzić do domu;D Sprzątaczka oczywiście musiała to sprzatać współczuję jej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ibidem
Poszłyśmy raz z koleżanką na spacer nad rzekę. Rzeka bardzo blisko, jest od nas oddzielona jedną działką, ulicą, drugą działką i krzakami. Po drugiej stronie rzeki jest ruchliwa ulica, ale również odgrodzona krzakami. Nad rzekę latem złazi się chyba całe miasto, ale jako że to było tuż po powodziach i jeszcze chłodno, to prawie nikogo tam nie było. No i poszłyśmy nad tę rzekę. Przeszłyśmy coś ze dwa kilometry do mostu i przeszłyśmy na drugą stronę. Trochę tam połaziłyśmy, a jako że rzeka ma nieuregulowane brzegi, składają się one z badziewi typu skały, błoto, kacze mydło itd. Koleżanka źle gdzieś wlazła i całe buty po kostki sobie umorusała w błocie, ale nie o tym chcialam mówić. Po wyczyszczeniu butów zaczęłyśmy wracać mostem z powrotem. Gdzieś w tle ciągle słyszałyśmy chodzącą piłę mechaniczną - jako że po powodzi, to dużo drewna rzeka naznosiła i pewnie sobie ktoś ciął. No i zobaczyłyśmy tego ktosia - około trzydziestki, dobrze zbudowany, rzeczywiście tak robił. Jako że to nielegalne, to koleżanka, aby go nieco nastraszyć i nieco również dla śmiechu, zaczęła się wydzierać, że zadzwoni na policję, że to, że tamto... On chyba nie brał tego poważnie ;) No ale kto go tam wtedy wiedział. Ja się dołączyłam, bo co mi tam, i głośno, aby słyszał, powiedziałam do koleżanki, że zrobię zdjęcie jego rejestracjom, żeby był dowód. Podeszłam pod auto (stało blisko mostu) i ustawiłam się, żeby zrobić zdjęcie. Koleżanka również podeszła. Nacisnęłam guziczek, a tu patrzę - z boku wychodzi ten gościu z piłą. Kurde, strasznie się przeraziłam, jak go tak zobaczyłam Oo Wydusił z siebie jakieś zduszone 'Ej!' i lezie w naszą stronę z tą swoją piłą, a my jak nie w nogi xd Przebiegłyśmy jakieś dwieście metrów, a i tak się bałyśmy, że nas goni. Z jednej strony rzeka i krzaki, z drugiej krzaki, a za tymi krzakami nie wiadomo co. Ja jednak wolałam nie ryzykować (w końcu ja robiłam zdjęcie!) i nie chciałam iść cały czas prosto wałami, więc skręciłam w jakąś dziką dróżkę. Koleżanka za mną. Przeszłyśmy kawałek i wyszłyśmy na jakieś pola, ale patrzymy - w jednym miejscu dróżka opada i dobre dwa kolejne metry we wodzie. Nie zamierzałam zawrócić, za bardzo się bałam :D, więc... Ni przeskoczyłam, ni przespacerowałam po tej wodzie. Szczegół, że zamoczyłam wszystko po kostki, a potem całą drogę do domu poznaczyłam mokrymi śladami... Zdjęcia się pozbyłam po drodze, tak na wszelki wypadek, ale zapamiętałam numery gościa - żeby nie było ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość inosdnsoiadnsao
kiedyś bawiłam się w poszukiwacza skarbów pod kołdrą (na drugim końcu wersalki dawałam książkę) i z zapalniczką szłam przez całą wersalką udając, że napotkałam jakieś przeszkody, pech chciał, że sobie spaliłam włosy i musieli mnie obciąć na bardzo krótko. Jak babcia zobaczyła, że palą mi się włosy to z drabiny zleciała DAWAJCIE WIĘCEJ ! ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja polecam
a ja gdy bylam mala wpadlam na pomysl z kolega zeby sobie wsadzic groch do dziurki od nosa.... heheh pozniej chodzilam z tym bo nie moglam wyjac, wyciagali mi pozniej jakos.. A mojemu chlopakowi gdy mial ok 8 lat kazali isc do kiosku kupic prezerwatywy. on oczywiscie nie wiedzial co to i poszedl do tego kiosku :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość VampireQ
Pamiętam, jak kiedyś z przyjaciółka wziełyśmy radio, stanęłyśmy na jakimś przystanku chyba i zaczęłyśmy tańczyć Ai Se Te Pego. Ale ludzie się z nas śmiali xD Oczywiście nie zabrakło pisania karteczek typu: "Chodź o 15 pod np. kiosk na ulicy jakiejś tam, a tam ci 100 zł" Miałyśmy zbity z jednego mena co serio przyszedł xD O chyba 19 huśtałyśmy się na huśtawkach i śpiewałyśmy na cały głos chyba jakąś Ewe Farnę xD Już nie pamiętam. Raz mój kolega(13 l.)namówił innego kolegę(6l.) by się rozebrał do naga i zaczął biegać po ulicy (wieś) to da mu 10 zł xD Oczywiście przyjął wyzwanie xD Ale zbity były z niego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Grycan na okladce
To pierwsza okładka, wygląda na niej niczym Paris Hilton hehehe tylko na flesik.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anulkagranuka88
Moja mama jest pielęgniarką i jak byłam mała to często przesiadywałam u niej w pracy - przybijałam pieczątki, bawiłam się szkiełkami okulistycznymi itp. Do przychodni przyjechał młody lekarz z Iraku,aby odbyć w Polsce staż, bo tak mu przydzieliła uczelnia medyczna. Pochodził z bardzo bogatej rodziny zajmującej się branżą naftową - pozłacane klamki i tym podobne. Ja byłam wygadaną, rezolutną 5-latką i jak zobaczyłam ciemniejszego pana lekarza to od razu musiałam wziąć go na bajerę. Zapytałam się go "A skąd Pan jest?". Odpowiedział, że z Iraku. Ja od maleńkiego interesowałam się geografią, miałam w domu piękne atlasy dla dzieci z naklejkami i siedziałam nad nimi godzinami. Skojarzyłam w swojej małej główce - IRAK- ARABY-PUSTYNIA. I z uśmiechem i pełnym wyluzowaniem zapytałam Pana Doktora - "TO WY TAM DO PIACHU SIKACIE?". Minęło ponad 20 lat, cała przychodnia do dziś to sobie opowiada :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
hahahhahah padłam xd

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
up :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dzastaaaaa
1) Miałam coś ok 4 lat. W kuchni siedziała, mama, tatą, jego brat i oczywiście ja. Mama mi powiedziała że zaraz idziemy się kąpać. Ja jej powiedziałam, że nie chce się z nią kąpać. Na pytanie wujka dlaczego nie chce się kąpać z mamą, odpowiedziałam: "bo mama ma w d***e boboka" :\ 2) byłam w podobnym wieku kiedy razem z rodzicami byłam na zakupach. Przy kasie bardzo spodobały mi się karty do gry i chciałam je koniecznie mieć. Tata na to powiedział, że kupi mi ładniejsze... Te karty co mi się spodobały to były gumki :P 3) jak byłam mała łapałam żaby i trzymalam je w kącie mojego pokoju... Lubiłam też siedzieć z królikami w klatce. Jak mi się więcej przypomni to napiszę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
skojarzenie Mam 12 lat. Palę papierosy, jednego na dzień albo rzadziej. Jesteśmy na wycieczce z rodzicami w Niemczech. Miasteczko przygraniczne, urywam się rodzicom, mówię że chcę sam połazić. Siadam w parku wyjmuję fajkę i szukam zapalniczki. Nie ma. Obok market. Wchodzę do sklepu i rozglądam się po półkach. Uwagę przykuwają takie zapałki książeczkowe, wiecie jakie, odrywa się z kartonika. Są piękne i kolorowe. Wrzucam do kosza dziesięć sztuk i idę do kasy. Kasjerka popatrzyła na mnie dziwnie i coś zaczyna szprechać po swojemu. Ja po niemiecku ni w ząb. Mówię jej czystą polszczyzną że nie kumam o co chodzi. Za mną już długa kolejka. W końcu pani kasuje towar i wychodzę. Siadam na tej samej ławce w parku, wyciągam papierosa, otwieram "zapałki" a tam prezerwatywy. Buraczany kolor miałem chyba na cały dzień :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dzastaaaaa i jak?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Z kolegą zrobiliśmy foremki z modeliny foremki w które wlaliśmy stopiony ołów i cynę. Tak zrobione sztabki "srebra" sprzedaliśmy za dolary Gosi bo ona podejrzała gdzie rodzice chowają. Zaprosiliśmy całą dzieciarnie z podwórka do pewexu i kupiliśmy za wszystko słodycze. Gośka po powrocie rodziców z pracy pochwaliła się jaki interes zrobiła. Nasi rodzice przez rok splacali na raty nasz wyczyn. :O Ja miałem 9 kumpel 10 a Gośka 7.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
:-) hahaha

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do roboty Kafeterianie. Napisanie kilku zdań chyba nie sprawia wam trudności ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość óp
up up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Z bratem postanowiliśmy wysłać rakietę w kosmos. Pierwszym i jedynym członem tej rakiety była metalowa część od długopisu. Zresztą wyglądała na srebrną rakietę. Poczytaliśmy trochę jak zrobić domowym sposobem czarny proch strzelniczy, wymieszaliśmy składniki i paliwo rakietowe było gotowe. Napchaliśmy tym paliwem naszą rakietę i ustawiliśmy ją na parapecie okna, który to parapet robił za platformę startową. Do rakiety dołączyliśmy krótki lont i przystąpiliśmy do działania. Brat chodził na angielski, więc rozpoczął odliczanie. Ja stałem w pogotowiu z zapałkami. Ten, najn, ejt, sewen ... fri, tu, łan Przyłożyłem ogień do lontu. Błysnęło, huknęło, rakiety ni ma. Ale kiedy tak błysnęło, nie wiedzieć dlaczego, zapaliła się firanka :-) Firana była z włókien sztucznych i paląc również się topiła. To ja z gołymi rękami dusić ogień. Ogień jeszcze w zarzewiu to się udało. Tylko, że wszystko to co się topiło przywarło do rąk. Pęcherze na całych dłoniach. Ale nic, rakieta w kosmosie, eksperyment udany, więc ryczeć nie było powodu. A te oparzenia? Iiii ... chłopaki nie płaczą ;-) Wzięliśmy z bratem nożyczki, z firany wycięliśmy te wszystkie spalone fragmenty, w nadziei, że matka się nie pozna. Kurczę! Poznała się :-) Trochę nam się oberwało, ale satysfakcja, że nasza rakieta lata po kosmosie pozostała ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
łóp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bylam mala dziewczynka. Moze 5 lat. Jestem w restauracji z rodzicami. Za mgła pamietam wnetrze. Siedze naburmuszona, bo przewaznie taka bylam. Kelnerka przyniosła zupe a ja odrazu wywalilam, ze nie chce takiego talerza. "Chce różowy talerz". Nie wiem w jaki sposob ona go wytrzasnela ,ale po kilku zaledwie chwilach mialam różowy talerz przed soba. ;) . Bylam zadowolona. Dodam, ze nikt nie krzyczał na mnie ani nie marudzil. Kaprys księżniczki został spełniony w szybkim czasie bezproblemowo ;). Pamietam ten talerz i swoje zadowolenie. Bylam tak perfidnie bezczelna i jeszcze dziekuje nie potrafiłam powiedziec. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
óp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×