Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zuza1986lublin

zakochałam się w wykładowcy

Polecane posty

Gość anastazja6421453216741
witam, tez zakochalam sie w wykladowcy, 3 lata starszy,Niestety, z jego przedmiotu nie kumam NIC, inne wiedza wszystko, wiec pomysli,ze oprocz urody to mam w glowie SIANO, ale czy to takie wazne,zeby sie obryc z przedmiotu , ktory prowadzi???Pytam, bo mi sie uczyc nie chce...:) A moge mu zaproszenie na nk wyslac??:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Branchiostoma
dziecinada jak nic :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Branchiostoma
złłłłooooota Justyyyyyna , złota Juuuuustyyyyyna :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Krak_owianka
Bo ludzie to żałośni idioci, którzy umieją tylko potępiać innych. Nie przejmuj się nimi, bo wiele z nich nie wie nawet w czym rzecz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Branchiotoma
dobrze , nie będę się więcej nimi przejmowała ;) ahhhhhhh dziekuję za słowa otuchy...........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość NieWieCoMyśleć
Ja mam chyba podobny problem i nie wiem co zrobić.Nie wiem czy to jest zakochanie czy tylko zauroczenie.I nigdy bym nie powiedziała, że o takas ,,rzecz'' mnie spotka .A zaczęło się przez.... inne osoby, które twierdziły że Pan Doktor inaczej się na mnie patrzy.Ja na to nie zwracałam uwagi, aż w końcu zwróciłam i chyba się nie myliły.Wykładowca starszy ode mnie ok 15 lat, podobno bez żony i dzieci.Facet bardzo mądry,życiowy,na poziomie.A najgorsze jest to że mnie pociągają właśnie starsi faceci, ale teraz jak go widzę, to nie mam zawsze odwagi cokolwiek powiedzieć,odezwać się a ja z natury jestem bardzo śmiała.Kiedy go o cokowiek poproszę to mi nigdy nie odmawia, ale on bardzo dobrym człowiekiem,więc każdeu by pomógł, kto by go poprosił.Wydaje mi się,że go chyba za bardzo wyidealizowałam, a ja sama nie wiem czego chce,bała bym się,że się tylko mną zabawi,a ja bym tego nie zniosła.Czemu mnie takie coś spotyka, ja poważnie myślę o życiu, nie zadaję się z facetami i nie chce mieć ich w głowie a cały czas o nim myślę i wyobrażam sobie nie wiadomo co... Jakie macie dla mnie rady ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mam to nieszczęście
,że zauroczyłam się wykładowcą.Wiem,że uważa mnie za atrakcyjną kobietę i to wszystko z jego strony.Uśmiecha się do mnie,ogląda się za mną,czasem zażartuje i nic więcej.Chciałabym zaprosić go na kawę ale boję się,że mi odmówi i rozpowie o tym studentom i kolegom z pracy.Jestem zła na siebie,że spośród wielu mężczyzn padło na niego.Dlaczego musiałam ulokować uczucia w kimś,kto jest dla mnie nieosiągalny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rudzielka
witam, chciałabym podzielić się z kimś moją historią, bo sama nie wiem już co mam o tym myśleć.. zauroczyłam się jak parę innych wizażanek w swoim wykładowcy/ćwiczeniowcy z chirurgii stomatologicznej.. na początku nie zdawałam sobie z tego nawet sprawy.. owszem asystent wydał mi się na zajęciach atrakcyjny i interesujący ale nie do tego stopnia by od razu się w nim zadurzyć.. tym bardziej, że nie jest zbyt przyjemny dla swoich studentów i rygorystycznie traktował naszą grupę.. niedawno zdecydowałam się na wyleczenie mojej wady zgryzu i tym samym z tego względu byłam zmuszona na ekstrakcję 3 zębów.. świadomie zdecydowałam się, że nikt inny mi ich nie usunie jak on, bo w końcu ma pewien autorytet w zakładzie i uchodzi za jednego z najlepszych specjalistów.. i tak mimo, że zajęć z nim nie mam już wybrałam się do niego z zapytaniem czy usunie mi te zęby owszem bez problemu się zgodził.. uzgadniając termin skomentowałam niefortunnie jego wypowiedź: "przecież ja do Ciebie nie przyjdę" słowami "szkoda" rozluźniając atmosferę ale to nic jeszcze za 2 dni kiedy to przyszłam na zabieg uznał, że nie usunie mi zdrowych zębów bez skierowania, o czym mi nie wspomniał wcześniej i a jak po wielkich kombinacjach załatwiłam sobie skierowania było za późno, bo już wychodził.. po małej wymianie zdań uzgodniliśmy, że przełożymy to na kolejny dzień.. nigdy nie zapomnę jak on wtedy mi patrzył w oczy i uśmiechał się.. kiedy to następnego dnia przyszłam jak tylko mnie zobaczył oderwał się od wszystkiego i sam poszedł znaleźć mi salę na zabieg.. on, zawsze oschły i nieprzyjemny w każdym momencie zabiegu przepraszał mnie za wszystko.. za to, że zabolało.. za to, że było nieprzyjemne.. na koniec po zabiegu delikatnie obmywał mi zęby, usta, całą buzię.. nie spodziewałam się tego po nim.. ja biedna cały zabieg wpatrzona w jego wielkie błękitne oczy.. czasem nasze spojrzenia się schodziły.. na koniec podał mi rękę nie wywyższając się i złożył życzenia świąteczne.. nigdy nie spodziewałabym się tego po nim mając na uwadzę to jak traktuje studentów.. do tej pory nie mogę uwierzyć w to wszystko.. czemu tak wyjątkowo mnie potraktował.. przecież nie raz widziałam jak odnosi się do pacjentów odzywkami w stylu: "zyjesz?".. wiem pewnie przesadzam.. ale myślę, że coś się w nim złamało.. nie wiem co robić.. myśleć o nim przestać nie potrafię.. ciągle mam go przed oczyma.. najgorsze, że pod koniec maja mam u niego egzamin z przedmiotu i nie mam pojęcia czego się spodziewać..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rudzielka87
witam, chciałabym podzielić się z kimś moją historią, bo sama nie wiem już co mam o tym myśleć.. zauroczyłam się jak parę innych wizażanek w swoim wykładowcy/ćwiczeniowcy z chirurgii stomatologicznej.. na początku nie zdawałam sobie z tego nawet sprawy.. owszem asystent wydał mi się na zajęciach atrakcyjny i interesujący ale nie do tego stopnia by od razu się w nim zadurzyć.. tym bardziej, że nie jest zbyt przyjemny dla swoich studentów i rygorystycznie traktował naszą grupę.. niedawno zdecydowałam się na wyleczenie mojej wady zgryzu i tym samym z tego względu byłam zmuszona na ekstrakcję 3 zębów.. świadomie zdecydowałam się, że nikt inny mi ich nie usunie jak on, bo w końcu ma pewien autorytet w zakładzie i uchodzi za jednego z najlepszych specjalistów.. i tak mimo, że zajęć z nim nie mam już wybrałam się do niego z zapytaniem czy usunie mi te zęby owszem bez problemu się zgodził.. uzgadniając termin skomentowałam niefortunnie jego wypowiedź: "przecież ja do Ciebie nie przyjdę" słowami "szkoda" rozluźniając atmosferę ale to nic jeszcze za 2 dni kiedy to przyszłam na zabieg uznał, że nie usunie mi zdrowych zębów bez skierowania, o czym mi nie wspomniał wcześniej i a jak po wielkich kombinacjach załatwiłam sobie skierowania było za późno, bo już wychodził.. po małej wymianie zdań uzgodniliśmy, że przełożymy to na kolejny dzień.. nigdy nie zapomnę jak on wtedy mi patrzył w oczy i uśmiechał się.. kiedy to następnego dnia przyszłam jak tylko mnie zobaczył oderwał się od wszystkiego i sam poszedł znaleźć mi salę na zabieg.. on, zawsze oschły i nieprzyjemny w każdym momencie zabiegu przepraszał mnie za wszystko.. za to, że zabolało.. za to, że było nieprzyjemne.. na koniec po zabiegu delikatnie obmywał mi zęby, usta, całą buzię.. nie spodziewałam się tego po nim.. ja biedna cały zabieg wpatrzona w jego wielkie błękitne oczy.. czasem nasze spojrzenia się schodziły.. na koniec podał mi rękę nie wywyższając się i złożył życzenia świąteczne.. nigdy nie spodziewałabym się tego po nim mając na uwadzę to jak traktuje studentów.. do tej pory nie mogę uwierzyć w to wszystko.. czemu tak wyjątkowo mnie potraktował.. przecież nie raz widziałam jak odnosi się do pacjentów odzywkami w stylu: "zyjesz?".. wiem pewnie przesadzam.. ale myślę, że coś się w nim złamało.. nie wiem co robić.. myśleć o nim przestać nie potrafię.. ciągle mam go przed oczyma.. najgorsze, że pod koniec maja mam u niego egzamin z przedmiotu i nie mam pojęcia czego się spodziewać..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prawdyznacniechce
:) wiesz. tez nosilam aparat ortodontyczny i chirurg, ktory dokonywal ekstrakcji rowniez zarzadal skierowania, i tak samo zachowywal sie jak Twoj wykladowca. Nie widze w tym nic nadzwyczajnego. Nie chce nic przesadzac, ale przeciez mial okazje i mogl ja wykorzystac do rozwiniecia Waszego kontaktu.nie zrobil tego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maniorka88
Tak sobie siedzę i czytam, jakie to problemy dziewoje mają. I wiecie co? Myślałam, że tylko ja jestem aż tak naiwna i głupia, żeby się w wykładowcy kochać. Ptfu... to już ustalone zostało, że miłością się tego nie nazwie, tylko zauroczeniem. Więc, żeby tu nikogo nie urazić, nie uważam dziewczyn w podobnej sytuacji za głupie i naiwne. Po prostu wiem, jak moje najbliższe otoczenie zareagowało, jak zwierzyłam się ze swojego "problemu". W moim przypadku jest troszkę inaczej. Zawsze miałam jakąś taką dziwną przypadłość, że z tłumu facetów wybierałam na obiekt zainteresowania tych najbardziej zaproblemionych i z pogmatwanym życiem. Tak i było tym razem. Na początku nawet go nie lubiłam - ot tak cwaniaczek przyszedł prowadzić zajęcia, do któych swoją drogą uprzedziłam się jeszcze przed ich rozpoczęciem. Wykłady wykładami, ale na ćwiczeniach to w życiu tak zestresowana nie byłam. Nabiłam sobie w głowę, że nie mogę się skompromitować u niego brakiem wiedzy. Wtedy to nawet mi przez myśl nie przeszło, że nie mogę błysnąć debilizmem, bo będę u niego skreślona jako kobieta. Normalne relacje - on uczy i się produkuje ile wlezie, żeby skumać o co chodzi, więc wypadałoby się postarać i rozkminić to i owo. Schody się zaczęły w zeszłe wakacje, jak to mój wspaniały rok zaczął mu pod górkę robić, zarzucać brak kompetencji i takie tam. Nieprzyjemna sprawa. Od października miał prowadzić nas kto inny. Wtedy zauważyłam, że jakoś za bardzo zaczynam stawać w jego obronie. Gdy jednak okazało się, że podejmie się prowadzenia u nas zajęć, to byłam wniebowzięta. Tylko, że jak zaczął się żalić na jednym z wykładów, co to my mu nie zrobiliśmy, to myślałam, że się rozpłaczę. Ale mniejsza o to. Sens tego miał być taki, że emocjonalnie związałam się z nim. Jednostronnie oczywiście, bo jakby było inaczej to w czym problem. Doszło do tego, że egzamin ustny u niego był tragedią dla mnie. Oczywiście nic konstruktywnego mu wtedy nie powiedziałam, a ocenę wystawił mi ze względu na całoroczną pracę i takie tam. Ogólnie wtedy nasłuchałam się tylu superlatywów na swój temat, że dobrze, że siedziałam. I to miało być nasze ostatnie oficjalne spotkanie. A dupa, już się o to postarałam, żeby "pomógł" mi w przygotowaniach do egzaminu z pokrewnego przedmiotu. O dziwo nie odmówił, a jak przyszłam na konsultacje, to mimo że byłam gdzieś na końcu kolejki to kazał mnie przepuścić. Potem przejmował się, jak mi poszło. Po drodze miałam jeszcze jeden problem, to dociekał jak idzie jego rozwiązanie. Cholera, facet wtedy się przejął. Po wszystkim życzył mi, żeby mi się dobrze wiodło w życiu. Jeju, jak on się bosko wtedy uśmiechnął. I co? I znowu postrałam się, żeby sobie życie pokomplikować. Facet jest moim promotorem. Współpracuje nam się świetnie, narzekać nie mam na co. Więc w czym leży mój problem? A no w tym, że mimo swoich lat nie wiem, jak poznać czy on to wszystko robi z dobroci serca, czy dlatego że może mu się podobam. Jest sam, nie ma nikogo, dzieci na boku też brak, zero zobowiązań. Cholernie poświęca się pracy, widać, że to jego pasja. I ta różnica wieku... to już nie jest kwestia kilku lat, tylko ok. 15. Czuję, że nie powinnam w to brnąć, ale co zrobić gdy rozum każe wziąć się w karby, ale serce głuche bo się uparło. Nic, tylko eutanazja ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mister_dex
cholera niedlugo bede mial podobny problem. po wakacjach bede wykladal taki jeden przedmiot na uniwerku i na pewno laski sie beda we mnie kochac. jak sobie z tym poradzic? ehh zycie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mister_dex
takze studentki opanujcie sie i dajcie przystojnym wykladowcom takim jak ja spokojnie pracowac i zarabiac na rachunki! gdyby interesowaly mnie przelotne romanse zostalbym przedstawicielem handlowym a nie naukowcem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maniorka88
nie samym chlebem człowiek żyje podobno ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mister_dex
oj maniorka88 juz ja bym Ci dal takie zaliczenie, ze dlugo bys je pamietala ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maniorka88
aż tyle poprawek? ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do studentek
moj maz tez byl kiedys moim wykladowca, ale dopiero, gdy sie wszystko skonczylo rozpoczelismy znajomosc 'romantyczna'. on jest wykladowca nadal i dziewczyny sie w nim zakochuja raz po raz ;) teraz jedna ma nawet obsesje. no bo on jest bardzo milym i pomocnym czlowiekiem, takim prawie naiwniakiem, po prostu jest bardzo poswiecony pracy i chce jak najwiecej nauczyc te dzieciaki ;) no i owszem, czasem prowadzi dlugie mile rozmowy ze strudentami (obu plci), wiadomo, ze jak jest jakas ladna dziewczyna, to sie na nia milo patrzy, jak kazdy by zareagowal na atrakcyjna osobe, czasem romawia tez ze stdentami o takich zwyklych sprawach, jak muzyka, poezja, dochodzi do wymiany plyt itp. no i jedna studentka nie moze sobie dac spokokju ... bo kilka razy rozmawiali o tym i tamtym, ona mu sie plakala, jakie to ma strasznie smutne i beznadziejnye zycie, no to on sie odnosil z wyrozumieniem i takie tam. ale jak zaczela bardziej napastowac, to przestal juz byc taki wylewny, raz bylismy na imprezie, gdzie ona byla to mowil, ze sie cieszy, ze wreszcie ona zobaczy nas razem, to moze sobie odpusci, ja nawet sam na sam z nia gadalam, niby o niczym nie wiedziac, ale ona nadal dziala ... niby nic konkretnego, ale ja sie po prostu obawiam, ze jak dziewczyna nie dostanie tego, czego chce, a nie dostanie, to narobi plotek, albo nie daj boze, sama sobie zrobi jakas krzywde :o ok. pisze to zeby dziewczyny nie dospiewywaly sobie, ze jak dacet milo patrzy, sluzy pomoca, usmiecha sie itp. to od razu jest zakochany ... ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość laleczka_W_wa
Ja mam trochę inny problem. Facet nie jest moim wykładowcą, nigdy nie miałam z Nim zajeć. Jest jednak pracownikiem w zakładzie, w którym piszę pracę dyplomową. Dotychczas go nie lubiłam, denerwował mnie. Aż w którymś momencie coś się zmieniło. gdy mijamy się na korytarzu, mówi mi witaj i uśmiecha się w taki sposób, że robię się czerwona na twarzy, a serce bije mi jak oszalałe. Wysłałam mu życzenia świateczne, odpisał. Był to najcieplejszy mail jaki w życiu do mnie przywędrował. Po kilku dniach, gdy doprowadziłam do tego, by wiedział, że to mail ode mnie, wysłałam kolejnego, z pozdrowieniami. Odpowiedział znowu ciepło:) I na korytarzu znów bez zmian - wymiana uśmiechów i spojrzeń. Ostatniego maila wysłałam kilka dni temu - wciąż czekam na odpowiedź. Nie wiem, co mam z tym zrobić. Nagle oszalałam na punkcie gościa, którego wcześniej nie lubiłam. Z tego co wiem, jest do wzięcia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość PowerofAttraction
ciekawe czy komuś z tego temtu udało się stworzyc związek ze swoim wykładowcą/studentką czy wszystko pozostało w sferze marzeń?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Batszebawkąpieli
Ja też myślałam że mnie nie dopadnie, a dopadło. Na szczęście facet nie wystawia ocen - są to zajęcia nadobowiązkowe, ale i tak dystans student/wykładowca istnieje. Różnica wieku jakieś 8 lat. Doświadczam skrajnych emocji - z jednej strony bardzo mnie pociąga jako mężczyzna a z drugiej onieśmiela. Najzabawniejsze jest to, że on albo rzuca w moim kierunku dwuznaczne teksty, albo zachowuje się jak onieśmielony uczniak. Mam świadomość tego, że mogę się łudzić i myśleć życzeniowo. Ale postawiłam wszystko na jedną kartę - po ostatnich zajęciach wysłałam do niego maila. Krótko napisałam, że zabrakło mi odwagi na zaproponowanie spotkania osobiście, podałam ewentualne miejsce (neutralne), podałam także nr telefonu. Napisałam Mu też, że w razie, gdyby nie był zaintresowany nie musi martwić się tym, że np. zacznę mu jakieś wstręty czynić, ponieważ i tak przepisałam się do innego prowadzącego (co właśnie zrobiłam). Może i się wygłupiłam, ale uważam, że warto czasami szczerze wyrazić swoje uczucia. Jeśli nie będzie zainteresowany - no to trudno. Ja pierwszy krok zrobiłam, wszystko zależy od niego. Przynajmniej nie będę żałować braku działania. I uważam, że wykładowca to taki sam facet jak każdy inny. Problemem tylko mogą być panienki, które podkochują się np. w panu doktorze (w jego stanowisku i całej tej otoczce) a nie w nim samym jako mężczyznie. Bo wtedy rzeczywiście może dochodzić do dziwnych sytuacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czasnawiosnę
Batszebawkąpieli dobrze wiem, co masz na myśli :) im więcej zaglądam na forum tym bardziej przekonuję się jak wielka jest skala tego "zjawiska". i nie jest łatwiej życ ze świadomością, że jestem kolejną naiwną, zauroczoną studentką... Myślę, że się nie wyglupiłaś pisząc tego maila, przynajmniej będziesz wiedziec navczym stoisz. Daj znac jak sprawy się potoczyły :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Batszebawkąpieli
Wiesz, jeśli chodzi o skalę zjawiska, to jest ona moim zdaniem taka sama jak w innych przypadkach sercowych - wszyscy jesteśmy tylko ludzmi. Popatrz ile jest wątków o róznicy wieku, wykształcenia, podchodach etc. Jestem jednak zdania, że mnóstwo dziewczyn "leci" na stanowisko wykładowcy, a nie na faceta jako takiego. Sądzę że na wielu robi wrażenie że to doktor, że naukowiec, że oczytany, ze może być mentorem... Z obasrwacji mojego przedmiotu uczuć mogę powiedzieć, że dla wielu dziewczyn to właśnie się liczy najbardziej - nie wiem, może nadzieja na dowartościowanie się (bo wykładowca właśnie na mnie zwrócił uwagę, a ja taka mała szara myszka, niezrozumiana przez tych prostaków i buców, a świat jest taki be...). Czytałam podobny wątek na innym forum i wypowiedział się facet wykładający na uczelni. Powiedział jedno: że chyba najgorzej wroży taki bałwochwalczy stosunek i że jeśli ma z tego wyjść coś fajnego, to zdecydowanie trzeba skupić się na facecie jako takim a nie na wykonywanym zawodzie. Rzecz jasna nie twierdzę, że wszystkie dziewczyny tak mają, tylko ten stereotyp naiwnej i łatwej studentki wziął się właśnie z takiego, a nie innego podejścia. Parokrotnie stykałam się wręcz ze sportowym podejściem dziewczyn do sprawy (czemu by nie zaliczyć kolejnego faceta, a że wykładowca to ciekawiej będzie), które było wykorzystane przez tegoż faceta (skoro towar się sam pcha, to czemu nie...) A obawy o nadinterpretację czy też wygłupienie się to tak naprawdę może mieć każdy w każdej sytuacji sercowej, niezależnie od okoliczności. Jeśli chodzi o mnie, to uważam że zrobiłam dobrze - przejęłam kontrolę i uczciwie postawiłam sprawę. Nie tracę nic, już się zapisałam do grupy prowadzonej przez kogoś innego, więc jakby co nie będę musiała się krępować a facet nie będzie obawiać się, że go osaczam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mirabelka222
I jak Batszebawkąpieli, odpisał?;> Powiem Ci, że mnie też jakiś czas temu zafascynował wykładowca. Czułam, że i on jest zainteresowany, choć w czasie zajęć do niczego poza komunikatami niewerbalnymi nie doszło. Stworzył sprzyjające okoliczności, byśmy mogli porozmawiać sam na sam po zakończeniu semestru, a potem się już jakoś potoczyło... Początkowo dużo do siebie pisaliśmy, poznawaliśmy się w ten sposób, a potem zaczęliśmy się spotykać. Byłam nieco onieśmielona, ale szybko uświadomiłam sobie, że kiedy we właściwym miejscu i o właściwym czasie spotykają się kobieta i mężczyzna, to cały świat poza nimi nie ma znaczenia. Nie liczą się wszystkie wymyślane, mnożone przeszkody. Bo oni już nie potrafią się uwolnić od tego, co poczuli. Życzę szczęścia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Batszebawkąpieli
Cóż, zgodnie z posiadanymi przeze mnie informacjami wiadomość powinien odczytać najwcześniej dzsiaj. Nie wiem, czy i jak zareaguje, może będę mieć szczęście a może nie. Grunt że zrobiłam cokowiek w celu zmiany sytuacji :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Batszebawkąpieli
No i nie odpisał. Trudno, Jego strata :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam wszystkich. Mam bardzo podobny problem, bo również zakochałam się w doktorze prowadzącym ćwiczenia, z którym także miałam praktyki. Jednak w przeciwieństwie do większości z was, mój pan XX dosyć wyraźnie okazywał mi swoją sympatię. Zaczęło się na pierwszych ćwiczeniach, kiedy wpadłam na zajęcia kompletnie nieprzygotowana i od tego momentu czułam, że jego stosunek do mnie jest zbyt ciepły. Co prawda na początku sama się z tego śmiałam. Próbowałam sobie wmówić, że to nic wielkiego... Ale on wiecznie mnie zaczepiał, wywoływał czy nawet gorąco się uśmiechał... Potem nagle zaczęliśmy mieć na zajęciach same zastępstwa (czyli w sumie pan XX prowadził nasze ćwiczenia tak około 6 razy)... A w związku z tym, że go nie widywałam całkiem zapomniałam "jak mnie traktował"... Cóż do tej pory wydaje wam się pewnie, że wcale moja historia nie różni się od waszej... A figę! Niedawno zaczęłam praktyki w szpitalu. Przeniosłam się do innej grupy, ponieważ nie pasował mi termin, aż tu nagle okazało się, że pan XX będzie opiekunem (prowadzącym) na zajęciach praktycznych. Pierwszego dnia oprowadzał nas po szpitalu. Ale nie obyło się bez zaskoczenia (co ja tu robię) - oczywiście pozytywnego, bo widać było po jego minie że tylko na to czekał (zresztą na którychś zajęciach, sugerował, że jak trafię do jego grupy to bla bla bla). Oczywiście podchodził do mnie, zagadywał, a że ja mam ogromny dystans do siebie i potrafię się śmiać z własnych błędów, chyba sprowokowałam go swoim zachowaniem do zaczepiania mnie. Potrafił podczas tych 8 dni mnóstwo razy mnie obłapiać, w sensie otaczał mnie ramieniem, masował mi szyję, szturchał, klepał. Poza tym non stop zasypywał mnie komplementami, że niby to mam długie nogi, że ładnie wyglądam itp. W żaden sposób nie potrafiłam odbierać go jako około 40 letniego doktora, który już ma swoją rodzinę - bo jest żonaty i ma dwójkę dzieci (w tym 6 miesięczne maleństwo!). Co jeszcze? Było tego naprawdę mnóstwo! Raz ni z gruszki ni z pietruszki walnął, że pewnie będę u niego dyplom robiła ( i przez to teraz zaczynam tego chcieć!) A Co najbardziej skłoniło mnie do podejrzeń, że coś jest na rzeczy? Sytuacja, gdzie miał do podpisania jedyne 5 dzienniczków praktyk (ponieważ tyle nas było w grupie!) a jedynie MNIE nie wpisał oceny, przez co musiałam za nim latać, żeby to w końcu zrobił! Ja wiem, to wszystko mogłoby być jedynie tworem mojej wyobraźni! Gdyby tylko i wyłącznie Uśmiechał się do mnie, coś tam powiedział czy słownie zaczepiał! Ale nie uważacie, że takie zachowanie to przesada?! Pan XX cieszy się niezmierną popularnością na moim kierunku. Bo prawdą jest, że chyba lubi czasem pozaczepiać dziewczyny, ale takich "cyrków" jak ze mną jeszcze nie widziałam! I przez to wszystko chyba zaczęłam się porządnie wkręcać. Ten facet, o którym nawet nie myślę jako doktorze, bo bardzo często zwracałam się do niego per panie XX (w sensie po imieniu, przypuśćmy panie Adamie). W żaden sposób nie dawał mi odczuć tego że jest starszy, poważniejszy - wręcz przeciwnie. Czasem wydawało mi się że to mój rówieśnik, który jak mały chłopiec stosuje styl "końskich zalotów". A więc reasumując. Pisze tu, ponieważ nie wiem co robić. Co prawda to może być zauroczenie. Podkreślam: może. Ale na pewno nie jest to wynik idealizowania faceta, czy jakiegoś kompletnie nie na miejscu urojenia. Ten cały XX ewidentnie miał do mnie i ma jakiś wyjątkowy stosunek, a ja po tych 8 dniach zajęć w szpitalu miałam ochotę krzyczeć, ze to już koniec, że czuję niedosyt itp. Poczułam że to były jedne z cudowniejszych dni w moim życiu. A wiecie czemu? Uwielbiam kiedy facet ma poczucie humoru, uwielbiam kiedy ktoś potrafi się ze mną śmiać do łez, a także kiedy ktoś traktuje mnie wyjątkowo. I tak było! Mało tego... non stop na mnie patrzył, przeszywał wzrokiem, a kiedy spotkały się nasze oczy rozbrajająco się uśmiechał.... Chciałabym coś zrobić. Tyle że nie wiem co, nie wiem czy mi wypada, i czy aby na pewno to będzie w porządku w stosunku do jego rodziny, do jego dzieci i do moich koleżanek i kolegów z roku. Poradzić sobie już ze sobą nie mogę, bo to uczucie mnie przytłacza a jednocześnie wprowadza w stan upojenia, co serio potrafi być wspaniałe. Sama nie wiem czego oczekuję, ale jak każda dziewczyna chciałabym Happy Endu... Czy to jest w ogóle możliwe??? Prosiłabym o jakąś radę... bo poradzić sobie ze sobą i z tym wszystkim nie jestem w stanie. Tęsknie za nim jak cholera... :( Ale obawiam się, że to może być jedynie przelotny flirt, ot tak dla sportu... Co o tym wszystkim myślicie? Pozdrawiam:):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Batszebawkąpieli
Zakładając, że nie jest to podpucha, to wybacz. Nie wiem, po jaką cholerę tu piszesz i jaką radę chcesz otrzymać. Facet jest żonaty i dzieciaty - o ile dobrze zrozumiałam. I stosuje końskie zaloty - swoją drogą to Ty niezła jesteś, bo czym innym sa podchody, zaczepki słowne a czym innym masaże szyi wykonywane przez żonatego i dzieciatego wykładowcę studentce(za jej pozwoleniem) - bo gdybyś nie chciała, to by Cię palcem nie tknął!!! Rany!!! Cóż, chyba jasne o co mu chodzi. Hormony grają, kryzys wieku średniego na karku - jak to mówią głowa siwieje dupa szaleje, żona się nudzi. Jeśli chcesz to rozegraj to tak, że się umówicie - sądzę, że prędzej czy pózniej to skończy się seksem (jednorazowym lub nie). Na wielką miłość bym nie liczyła - facet nie szanuje ani Ciebie ani swojej żony, nawet jeśli będzie Ci plótł o Twojej niezwykłej wyjątkowości. Jeśli coś zle zrozumiałam i on jest wolny, to przepraszam, ale i tak bym sie zastanowiła - bo trochę zbyt ten pan jest bezpośredni i zbyt łatwo narusza strefę intymności. Ale swoją drogą Tobie się to ewidentnie podoba, skoro go do tej sfery dopuszczasz - jak dziewczyna chce, to facetowi jego miesce wyraznie pokaze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Batszebawkąpieli
I jeszcze jedno: nawet jeśli jesteś trollem, to nie wykładaj nas wszystkich do jednego worka. Nie każda leci na zajętego faceta - co więcej, dla wielu żonaty = nietykalny i niewidzialny. Tyle w temacie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×