Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Pomoc doraźna

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.3

Polecane posty

A. De Mello : - UZALEŻNIENIE SIĘ OD MIŁOŚCI - Serce pełne miłości pozostaje miękkie i wrażliwe. Gdy zaś bywasz piekielnie zaangażowany w zdobycie czegoś, stajesz się okrutny, twardy, niewrażliwy. Jakże możesz kochać ludzi, jeśli potrzebujesz ich do własnych celów? Możesz ich tylko wykorzystywać i używać. Jeśli jesteś mi niezbędny, abym czuł się szczęśliwy, muszę ciebie użyć, manipulować tobą; muszę znaleźć sposoby i środki, aby cię zatrzymać. Nie mogę ci pozwolić, abyś był wolny. Tak naprawdę mogę kochać ludzi tylko wtedy, gdy oczyściłem z nich swoje życie. Kiedy umrę dla swej potrzeby ludzi, stanę na pustyni. Na początku będzie to okropne: poczujesz się opuszczony; jeśli jednak wytrzymasz choć przez chwilę, nagle odkryjesz, że to wcale nie jest opuszczenie. To jest samotność, osamotnienie, ale pamiętaj, pustynia też zakwita. I wówczas w końcu poznasz, czym jest miłość, czym jest Bóg, czym jest rzeczywistość. Ale początkowo odstawienie narkotyku jest ciężkie - szczególnie jeśli nie możesz liczyć na bardzo głębokie i przenikliwe rozumienie albo dostateczne cierpienie. To wielka rzecz, jeśli się cierpiało. Tylko wtedy masz naprawdę dość dotychczasowego życia. Możesz wykorzystać cierpienie do tego, by położyć mu kres. Większość ludzi po prostu cierpi. Wyjaśnia to konflikt, którego czasami doświadczam - pomiędzy rolą duchowego przewodnika a rolą terapeuty. Terapeuta mówi: Cierpienie należy złagodzić. Natomiast przewodnik duchowy twierdzi: Niech cierpi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Eutenia Dzięki, za ten fragment :) Fajnie sobie tak czasami z przypadku poczytać de Mello. 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zadnemu z nas, jesli nie jestesmy ze wzgledu na chorobe zdani na pomoc innych - nie potrzeba niczyjej obecnosci, mam na mysli po wejsciu w zycie dorosle nie potrzebujemy drugiego czlowieka, zeby przezyc. Jestesmy w pewni wyposazeni do samodzielnego zycia. Ale nie zawsze w to wierzymy - stad wiklanie sie w rozne toksyczne zwiazki i paniczny stracj przed byciem samej/samemu. Czlowiek jest w stanie dla wlasnie tego pozostawania z kims w bliskiej wiezi - zrobic wszystko, ale to bez wyjatku wszystko. Za to jest odpowiedzialny lek, ktory w nas siedzi. To lek nas paralizuje, podcina skrzydla, nie pozwala isc dalej, eksplorowac nowych drog. Ten lek czesto zostal zaindukowany zasianiem niewiary w siebie przez rownie przerazonych doroslych (nie poradzisz sobie, niczego nie osiagniesz, bez nas zginiesz) w dziecinstwie. I to sie ciagnie - podciete skrzydla, uczucie ograniczenia, niemoznosci wyrazania siebie, zycia na swoj sposob. Ja to bardzo dobrze znam. Teraz wlasnie owe skorupy pekaja. Uwalniam sie. I mam poczucie owej lekkosci, swobody. Balam sie, wlasciwie caly czas. Balam sie byc sama bo nikt mi nie dal takiej szansy, rodzice nadmiernie kontrolujacy (z obawy przed tym, ze zostana sami - ja dopiero teraz widze ten ich przemozny lek przed pozostawieniem samym sobie, oni tez nigdy nie byli tak zupelnie sami, samostanowiacy o sobie), ucieczka w malzenstwo (w ktorym wlasciwie zaczynalam uczyc sie samodzielnosci i samostanowienia, ale rodzice przeprowadzili sie blisko nas i wszystko szlag trafil, cd kontrola pod pozorami pomocy itp. Po przeprowadzce balam sie - kjak ja sobie dam rade sama, ale to byla bardziej pytajaca obawa niz strach. Cieszylam sie ze jestem wolna od toksyka, ze mam spokoj - to byl moj priorytet. I jak juz spokoj stal sie chlebem powszednim - przyszly leki egzystencjalne i odezwaly sie dawne upiory. Moze tez dlatego, ze nareszcie bedac sama ze soba moglam pozwolic sobie na szczera konfrontacje z nimi, nic innego mnie juz nie absorbowalo. I zaczely wychodzic te "podbudowujace" informacje otrzymane od doroslych w dziecinstwie i mlodosci: "Dostalas sie do tej szkoly (prestizowe liceum) ale na pewno jej nie skonczysz" - zaraz po otrzymaniu informacji ze zostalam zakwalifikowana po egzaminach i konkursie swiadectw, czyli nie tak na piekne oczy; przez lata nie wierzylam ze moge cos osiagnac swoja wlasna praca, deprecjonowalam ja sama, uwazalam ze ja niczego wielkiego nie robie, wlasciwie nic znaczacego nie robie - tylko mam szczescie ze dostaje wyplate albo ze mnie ktos ekstra doceni, to tylko szczescie - nie ciezka praca. Przeciez nie bylam zdolna do ciezkiej pracy, bylam smierdzacym leniem i darmozjadem. "Ty tego prawa jazdy nie zrobisz, po co poszlas na kurs, tylko szkoda czasu i pieniedzy" - faktem jest, ze nie zdalam w terminie ale akurat tak sie zlozylo, ze mialam reke w gipsie i zdalam tylko teorie, ale nawet i to bylo powodem dalszych komentarzy: a nie mowilem ze nie zda? Cokolwiek bym nie zrobila, byla deprecjacja. Nic nie bylo wystarczajaco dobre - ba, wszystko bylo z gory zle albo skazane na niepowodzenie. Mature zdalam. "Mature to kazdy zdac potrafi". Nie wazne, ze z wyroznieniem z polskiego i rosyjskiego. Polski to podstawa a rosyjski do niczego ci sie nie przyda. A matura to nie wszystko, niech ci sie nie zdaje ze wszyatkie madrosci zjadlas. Poszlam na studia. "Na pewno ich nie skonczysz, to nie dla ciebie". Skonczylam. "Takie studia to dla polglowkow, kazdy by skonczyl". Nagrody, wyroznienia, itp - mialas szczescie, udalo ci sie. Albo oni tam w tej komisji to cos nie tak... Wszystko po to, zeby mi dokopac. Tacy sa toksyczni ludzie, dzisiaj nazywa sie ich "trolle". I wnioslam w dalsze, dorosle zycie, podciete skrzydla. Dlugo nie wiedzialam, dlaczego tak sie czuje, dlaczego watpie we wszystko co robie i nawet rzeczy oczywiste traktuje jak jakis dar, bo jutro tego moge nie miec, bo to tylko szczescie, bo ktos sie pomylil, bo tak naprawde to ja na to nie zasluguje i jak sie tam gdzies zorientuja to przyjda i mi wszystko zabiora! O jasna cholera, jak mozna wierzyc w to i byc normalnym, nie bac sie jutra, nie bac sie samotnosci, umiec samej sobie radzic w zyciu? Trzeba przestac w to wierzyc, przenicowac swoj obraz samej siebie - i tak samo, jak mnie kwestionowano - zakwestionowac toksycznych ludzi z przeszlosci. Zadac im te same pytania, ktorymi truli moj umysl. Niewazne, ze juz nie zyja. Zadac im pytania i odpowiedziec na nie - bo wiem kim byli i co soba reprezentowali. NIC. Czlowiek wartosciowy nie bedzie niszczyl drugiego czlowieka od dziecka. I czy ktos, kto nic nie znaczy, kto jest nikim, kto sam sie boi - moze miec na tyle wplyw na moje zycie, zeby je zniszczyc na odleglosc, poza czasem i przestrzenia? NIE. Przestaje sie bac. Zaczynam tak z glebi duszy wierzyc, ze cokolwiek by sie nie stalo, poradze sobie. Ze mam w sobie na tyle sil, zdolnosci, wiary, mocy sprawczej, checi - ze przezwycieze kazde trudnosci, jesli nadejda. Mialam sklonnosci do martwienia sie na zapas, czasem nawet panikowania - czuje, ze to mnie tez z wolna opuszcza. Moze nie do konca, ale kiedys sie uwolnie calkowicie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypominanie
czuję się znów słaba, uleciała ze mnie gdzieś ta siła, znowu chodzę struta i sama się katuje tym czy do niego zadzwonić czy nie..nie wiem po co miałabym dzwonić, co powiedzieć, byłam twarda cały dzień nie reagowałam na jego zaczepki, a teraz jak przestał się odzywać to już wariuje. Myślę, że to nie jego wina, ja sama jestem sobie winna mojej sytuacji, nie powinnam się nawet żalić, skoro nie mam wystarczająco dużo siły, żeby w końcu zrobić krok na przód. Nawet nie wiecie jak Wam zazdroszczę, że zdobyłyście się na prace nad sobą i nad swoimi słabościami, zawalczyłyście o szanse na normalne życie, ja nie potrafię tego zrobić, trwam w przekonaniu, że bez niego nie ma już innego życia...z kim? gdzie? przecież nie wyjdę na ulicę i nie będę zaczepiała ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@wypominanie - jest zycie i to calkiem fajne. Jesli tylko zaprzyjaznisz sie sama ze soba to nie bedziesz az tak bolesnie tesknic za tym kims u Twojego boku. We dwoje jest latwiej, razniej i przyjemniej isc przez zycie, nie ulega watpliwosci. Ale zanim zdecydujemy sie byc z kims, nauczmy sie zyc w pojedynke. Pakowanie sie w zwiazek ze strachu przed byciem samym (nie poradze sobie, nie czuje sie wartosciowa jako samotna osoba itp) to jak stawianie wozu przed koniem. Takie zwiazki NIGDY nie sa szczesliwe i nie prowadza do spelnienia a wrecz przeciwnie - do niedosytu, frustracji. Jestes wartosciowa i bez partnera, sama z siebie, sama w sobie. Napisalam juz wczesniej ze kazdy z nas ma na wyposazeniu wszystko, co potrzebne nam do samodzielnego zycia. Dobry zwiazek, w ktorym obie strony sa usatysfakcjonowane stworza wylacznie dwie samodzielne jednostki, bo nikt sie na nikim nie bedzie wieszal ani oczekiwal spelnienia zachcianek. Ani wywalal frustracji na partnera. Ty jestes dopiero na pcozatku drogi, wiec Twoje watpliwosci sa w pelni zrozumiale. I tak jestes bardzo swiadoma osoba. To ze tesknisz to jest jak potrzeba wypicia kieliszka przez alkoholika ktory sie leczy. Bylas uzalezniona i brakuje tego "narkotyku". Ale badz pewna ze to nie byla milosc. Ani z Twojej strony, ani z jego. Kiedys to zrozumiesz. Ze nie ma tak naprawde czego zalowac. ❤️ Trzymaj sie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@Ewa w Raju Dzięki za tak miłe słowa! Ja teraz, z perspektywy czasu, nie żałuję żadnego z moich doświadczeń. I tak czasu się nie cofnie, więc szkoda czasu na to! :) Za to szukam w nich pozytywów - co z nich wyniosłam, czego się nauczyłam, co mi to dało, dlaczego tak się działo. Samoświadomość - tak, coraz większą. Wolność - tak, już kiedy sobie uświadomiłam, że zawsze mam wybór, uczę się jej używać (to jest dopiero wyzwanie!) Tak, czuję się szczęśliwa. Jestem szczęśliwa. Największym wrogiem mojego szczęścia jestem paradoksalnie ja sama. To naprawdę wielki wysiłek przyznać sobie samemu prawo do szczęścia. A przecież na nie zasługuję! (Chociaż czasami moje uczucia mówią nie :) ale głowa już zawsze mówi tak). W końcu życie jest jedno, więc chcę je przezyć dobrze - skoro mam wybór :) @maja przeszłaś dużo więcej ode mnie i naprawdę jestem pełna podziwu, że udało Ci się w końcu z tego wyjść. Ja całkowicie na odwrót, ze związku w związek, bez żadnych przerw, co nie było rozsądne. Za to w tym, w którym jestem teraz dopiero się uczę jak być z drugą osobą. Przestraszyłam się w pewnym momencie tak, że chciałam wszystko skończyć. Ale gadałam dużo z przyjaciółką, która o wszystkim wie bo była na bieżąco - i ona mi w pewnym momencie powiedziała - "no dobra, rozstać się możesz w każdym momencie, skoro już jesteś zdolna do podjęcia takiej decyzji. Ale czy ty widzisz to, że za każdym razem gdy o tym rozmawiamy, to dwie minuty mówisz o twoim obecnym, a potem 10 o byłym? Nie wylewaj dziecka z kąpielą, zastanów się nad tym najpierw co się z TOBA dzieje!" I to mi uświadomiło, jak dużo rzeczy ciągnę za sobą i jak ogromny mają na mnie wpływ po latach. To ile z tego zastanawiania się wynikło, to jest temat rzeka. Ale na przykład dotarło do mnie, że mam problem ze złością - sama nie okazuję, jeżeli nie jestem w sytuacji skrajnej, i całkowicie nie umiem radzić sobie ze złością innych. A to też przecież jest emocja, którą wszyscy odczuwają. Ale to jest temat rzeka, nie będę się rozpisywać teraz. Są też fajne książki, pewnie ktoś je tu już rekomendował: Eric Berne "W co grają ludzie" - o grach psychologicznych i Thomas Harris "Ja jestem OK, ty jesteś OK". (to tu odkryłam, że czuję się zawsze, że nie jestem OK. Dopiero gdy ktoś jest bardzo nie OK w stosunku do mnie, to ja się czuję, że to ja jestem w porządku - dość przerażające jak to sobie uświadomić) Fajnie, że docierasz do swojego spokoju to jest super sprawa, ja też powoli tam dochodzę :) ale musiałam sobie przewartościować kupę rzeczy i zobaczyć je w innej perspektywie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@malinowapanterka jak tam u ciebie? @oneill wewnętrzny krytyk gorzej potrafi dowalić niż Tyson Mike. A najgorsze, że to my same - napisałaś, że brata twojej matki w końcu pogoniłaś - ale głos został. Słyszałam taką teorię, że ten krytyk wewnętrzny chce naszego dobra i ma nas chronić tylko że w pokrętny sposób (np. jeżeli ci mówi, że jesteś do niczego, to po to, żeby uchronić cie przed rozczarowaniem, jeżeli coś nie wyjdzie, no już się tego będziesz spodziewać). No i trzeba go przeprogramować. W ogóle, okropnie dużo rzeczy fajnych piszesz i bardzo wiele z tego odnoszę do siebie. @wypominanie 🌻 nie jesteś idiotką! 🌻 nie da się zmienić swojego myślenia czy przekonań w pięć minut, tym bardziej swojego życia. I tylko ten co nic nie robi, nie popełnia błędów. Odwagi, myślę, że każda z dziewczyn, które tu piszą, była w takim momencie, że przed sobą nie widziała nic, i nie wierzyła, że cokolwiek może się zmienić. A jednak! 🌻jego i tylko jego winą jest to, że cię tak traktuje. Ty natomiast nie widzisz być może jeszcze, że masz wybór! 🌻 bez niego jest cała masa życia, które, gdy chcemy, może być naprawdę świetne. Teraz tego nie widzisz bo ci przysłonił cały horyzont. A ty uwierzyłas w jego bajki, że nikt inny cię nie zechce, że ludzie cię nie lubią, że jesteś nie w porządku. Czy TY tak naprawdę o sobie myślisz? To wszystko ma na celu jedną rzecz (nieważne czy robi to świadomie, czy nieswiadomie), zastraszyć cię tak, żebyś nie widziała innego wyboru, jak tylko on. Udało mu się ciebie przekonać, że to TY nie jesteś w porządku bo to jest w jego dobrze pojętym interesie - bo im bardziej będziesz przekonana o tym, że nie masz wyboru i nie czeka cię nic poza tym związkiem, tym większą on ma władzę nad tobą - bo ma większą pewność, że od niego nie odejdziesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej dziewczyny, Powiedzcie mi czy jest tu któraś, której facet uspokoił się na długi czas a potem znowu zaczął by agresywny ? Nie mam na myśli tydzień czy miesiąc, ale naprawdę długo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ronja1980 :D Po prostu moglabys swoja wypowiedź we wlasnej stopce umieścić .... Tyle w niej mądrych pozytywów :) ... Czy moje slowa byly mile? Są wynikiem tylko odbioru Twojej osoby. Jeśli trafiłam to tym bardziej się cieszę 🌻 ..... Zwróciłam uwagę, że jak ktoś jest bardzo nie OK to Ty dopiero czujesz się OK. Wiesz, no nie wiem o jakie sytuacje chodzi. Ale jeśli np. ktoś zachowuje się paskudnie i próbuje na Tobie odreagować swoje frustracje, to jest rzeczą raczej naturalną, że widzisz jego zachowanie jako niewłaściwe i wiesz, że Ty byś się tak nie zachowała...czy o to Ci chodziło? A jeśli na ogół, nie czujesz się OK, to być może trzeba popracować nad poczuciem swojej wartości. Bardziej w siebie uwierzyć. Dać sobie prawo do bycia fajną we własnych oczach, a co inni widzą, to juz nie Twój problem. W skrócie pisząc pokochać siebie bardziej niz do tej pory :) A przecież pokonałas siebie w wielu aspektach, przekroczyłas i nadal przekraczasz swoje obawy. Możesz być jak najbardziej dumna z siebie :) Bez "ale".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypominanie
staram się o nim nie mysleć, najgorsze jest, że póki on do mnie pisze nawet te swoje wyzwiska to jeszcze czuje ze mu zalezy (wiem beznadziejny wyznacznik). Od poludnia on sie nie odzywa, ja oczywiscie nie wytrzymalam i wyslalam do niego wiadomosc, na ktora oczywiscie nie odpisal i juz zaczyna mi sie panika. Staram sie sobie tlumaczyc, ze bawi sie mna w taki sposob, ale to nie takie proste. Rozmawialam dzis z kolezanka i powiedzialam jej, ze chyba jestem gotowa to zakonczyc, a ona stwierdzila, ze mam taka sila, bo on sie do mnie odzywa itd, ale jakby przestal to inaczej bym spiewala, no i wykrakala.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@Ronja - "Słyszałam taką teorię, że ten krytyk wewnętrzny chce naszego dobra i ma nas chronić tylko że w pokrętny sposób (np. jeżeli ci mówi, że jesteś do niczego, to po to, żeby uchronić cie przed rozczarowaniem, jeżeli coś nie wyjdzie, no już się tego będziesz spodziewać)." Wiekszej bzdury chyba juz nie dalo sie wymyslec, oksymorony latos obrodzily galanto! A te teorie to jakis megatoksyk musial wymyslic, taki co sie strasznie podle sam ze soba czul i jak komus nie dokopal to mu sie szczyny w zajzajer obracaly i wypalaly dziure w kiblu. Wiesz, moj pierwszy eks tak zawsze mawial jak mi slownie i psychicznie dokopal (zwykle wtedy, gdy cos mi sie nie udalo to byl ironiczny usmieszek typu: a nie mowilem, za wysokie progi, z czym do goscia, szczescie sprzyja lepszym; a jak mi sie udalo: nie ciesz sie, mialas szczescie, jakby cie lepiej poznali to bys dopiero sie przekonala itp itd) - ale to co mowil to przeciez bylo dla mojego dobra zeby mi sie w glowie nie przewrocilo albo zeby, jak w Twoim powiedzeniu, uchronic mnie przed rozczarowaniem. Czulam ze to jakas manipulacja ale to bylo ponad 25 lat temu i nie wiedzialam tego co teraz. Bylam zreszta o cale lata swietlne od obecnej wiedzy i samoswiadomosci. Robilo mi sie strasznie przykro, te slowa bolaly i wolalam pojsc w kat, wyplakac sie do sciany (zeby bron Boze on nie widzial bo znow zacznie szydzic) - zamiast powiedziec: wez sie bucu zlamany zamknij i nie pierd*l mi takich farmazonow. Potem bylo troche do przodu, jakis postep w moim mysleniu ale niedawno zakonczone malzenstwoz kolejnym toksykiem niezle mna poszarpalo. Ale i tez zmusilo do solidnej pracy nad soba i odrobienia zaleglych zadan domowych ;) Co niniejszym czynie, jak widac na zalaczonym obrazku :D A Ronja to nie byla przypadkiem corka rozbojnika? 🌻 Reasumujac: nie ma NIC wspolnego z miloscia czy troska zlosliwosc, krytykanctwo, protekcjonalne napominanie, dawanie przykladow na nasza niekorzysc (rzekomo zeby nas zmobilizowac) i daje skutek wrecz odwrotny od zamierzonego. Dziecko, ktore jest slabe z WF-u a bedzie wiecznie za to krytykowane, wysmiewane, porownywane z lepszymi - nie stanie sie mistrzem gry w pilke reczna ale jego umiejetnosci zanikna a ono znienawidzi przedmiot oraz to, co sie z nim wiaze; moze nawet nabawic sie na tym tle traumy. I tak jest ze wszystkim - i wlasnie taka teoeie trzeba glosic, a nie jakies piendroly o zbawiennym dzialaniu dokopania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A najwiekszy paradoks jest w tym, ze to toksyczne osoby, dreczyciele bardziej nas potrzebuja niz my ich. Posiadanie bowiem kogos, na kim moga wyzyc swoje frustracje jest ich zyciowa potrzeba. Zauwazcie, jak sie czuja gdy nie maja takiej osoby - powoli gina. Od tego zalezy ich przetrwanie. W bardzo nielicznych przypadkach zabieraja sie za siebie i probuja zyc normalnie, bez zerowania na cudzych emocjach. Ale to z mojej strony czysta teoria i myslenie zyczeniowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja zrozumiałam wypowiedź Ronji, że wewn.krytyk chroni nas przed rozczarowaniem tzn.przed złymi wyborami, i ma działanie obronne. A przeprogramowac go trzeba, żeby tym wewn.krytykiem nie byly głosy toksycznych czy zaburzonych osób (np.z okresu dzieciństwa czy dorastania). Określiłabym zwrot "wewnętrzny krytyk" jako osobistego anioła stróża, ktory został przez nieodpowiedzialnych ludzi nastawiony na autodestrukcję właściciela ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@Ewo - z doswiadczenia mam na mysli krytyka dobrze znanego. Poza tym wewnetrzny krytyk zle sie kojarzy, ma wydzwiek zdecydowanie pejoratywny. Przed rozczarowaniami i innymi niebezpieczenstwami ochroni nas instynkt samozachowawczy i zrobi to co do niego nalezy. Co do reszty - nasze doswiadczenie, umiejetnosc obserwacji i wyciagania wnioskow. I wtedy krytyk idzie na bezrobocie. U osob z takim "zapleczem" jak wiekszosc z nas - lepiej tego krytyka zamknac na wieki wiekow amen. Nawet jesli nam sie noga powinie to nie bedziemy musieli sluchac jego wrednych, umniejszajacych tyrad. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wypominanie
proszę czy któraś z Was mogłaby odnieść się do mojej wypowiedzi, napisać coś do mnie?;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@Ewa w Raju dzięki wielkie za takie mnóstwo dobrych słów!! No wyszło szydło z worka :) napisałam, że czuję się nie OK, a chciałam napisać "czułam" Tak naprawdę to już teraz przeważnie czuję, że jestem OK, czasami tylko zdarzy sie jakiś dołek. I kocham siebie, i jeszcze w dodatku lubię siebie! I to coraz bardziej :) Ja miałam i do tej pory mam problemy z poczuciem własnej wartości, ale i to zmieniam, powoli wszystko idzie do przodu :D O tym OK i nie OK, to nie wiem czy umiem to tak w dwóch słowach wytłumaczyć. Chodziło mi o to, że w jakiś pokrętny sposób czerpałam mimo wszystko korzyść z bycia w toksycznym związku - bo bycie ofiarą dawało mi takie poczucie, że jestem ta dobra, że się poświęcam mimo, że ktoś jest nie w porządku i źle mnie traktuje. No i wydawało mi się, że go uratuję :O I jeszcze, że dopiero w tym momencie możesz od niego czegoś wymagać - skoro cię krzywdzi - i przede wszystkim - że masz prawo wymagać. I to ci podnosi morale, mimo tego że ogólnie strasznie i beznadziejnie się czujesz. To było gdzieś tam mocno głębiej ukryte. Szczerze mówiąc jeszcze się sporo nad tym zastanawiam, bo to jest dość mocno zawikłane, ale tak to w telegraficznym skrócie :) @oneill nie zdążyłam ci odpowiedzieć, a już Ewa Ci odpowiedziała za mnie. Tak, tak, to nie chodzi o krytyków z zewnątrz, to chodzi o to co my same sobie mówimy. Uczymy się za małości, że można nas krytykować. Nikt nas nie uczy, że nieudana próba to nie porażka, a tylko próba, po której następna będzie lepsza. Że to, że coś mi nie nie wyszło, to nie oznacza, że to ja jestem do kitu, tylko, że tym razem się nie udało. No to skąd ten głos wewnętrzny ma ci mówić, żeś fajna, skoro on sam tego nie wie? A wyłączyć go zupełnie się nie da chyba - tego nie wiem na pewno. Jak by mi ktoś z zewnątrz takie rzeczy mówił, co mi mówi mój wewnętrzny krytyk, to bym wyśmiała albo kazała się zamknąć i pewnie zerwałabym znajomość, bo na co mi taki znajomy. Ale sama ze sobą znajomości przecież nie zerwę :D No i właśnie trzeba temu wewnętrznemu krytykowi kazać dziób przymknąć, i dopuścić do głosu tego co chwali, i co ci mówi, nawet jak nie wyjdzie: "No i dobrze - teraz więcej wiem, następnym razem będzie już ekstra". Albo "Nic się nie martw, zdarza się, jutro będzie lepiej" O, i takie miałam przesłanie, tylko nie dość czytelne :) A Ronja to była córka zbójnika, co się zbuntowała przeciwko wszystkim, przede wszystkim przeciwko swojemu ojcu - i zwyciężyła swoją walkę. Dzielna dziewczyna. To moja ulubiona książka z dzieciństwa - zawsze chciałam być Ronją - to teraz jestem :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill Sądzę, że to tylko kwestia nazewnictwa. Rozumiem, że slowa mogą mieć wydźwięk negatywny. Czy to będzie instynkt czy krytyk czy obserwator czy jakiś inny cudak ;) ważne, że chroni nas i dziala w naszej samoobronie. Jest wolny od negatywnych programów/nawyków, którymi czlowiek został naznaczony w jakimkolwiek okresie swojego zycia :) Jednym slowem osąd niezawisły. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ronja1980 Rozumiem. No...jako istoty jesteśmy z gruntu wielowymiarowe. A może jak Shrek twierdził, że jak cebula :D ktora ma wiele warstw. Odkrywanie siebie może być przygodą :) To też wybór :) A może raczej kolejny wybor, gdy juz najgorsze dna za nami :) Najciemniejsze i najtrudniejsze :) 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@wypominanie - a co tu duzo mowic? WYTRZYMAJ! Bedzie ciezko, jest ciezko - ale jesli czujesz puistke, chcesz sie wygadac to masz nasz topik. Jesli zrobisz krok wstecz - Twoje wyzdrowienie i powrot do spokoju opozni sie... Sama zreszta widzisz jak on sie zachowuje, ze juz "jedzie z koksem". Czego Ci brakuje? Tych wyzwisk?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@mezatka 26 - podaj link do Twojego topiku, tam jest wiecej tresci. Trudno sie ustosunkowac do Twojego problemu tylko na podstawie tych kilku slow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@oneil, już daję proszę oto link http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=5073338 tutaj dość dokładnie opisałam jak wygląda ta relacja, zdaję sobie sprawę, że wiele rzeczy, które tam napisałam może podnieść komuś ciśnienie, ale ja nie zamierzam kłamać na temat moich emocji, bo i tak nikt mnie tutaj nie zna, a może ktoś poradzi mi cokolwiek, co mi pomoże

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill 🌻 ❤️ 🌻 Tak mi przyszlo do glowy,czytajac Twoje wypowiedzi: Czy Ty wybaczylas waznym bliskim osobom z Twojej przeszlosci? Czy dalas im prawo do rozumienia po swojemu(a uwazam,ze w swoim rozumieniu kazdy postepuje slusznie)?Czy dalas im prawo do bladzenia po swojemu?Ich tez ktos wychowal po swojemu. 🌻 Ja obwinialam jakis czas moich rodzicow.Teraz mowie,ze rozumieli po swojemu,lub czegos nie rozumieli,nie zdawali sobie sprawy.Mowie,ze chcieli dobrze,tylko tak jakos zle im wyszlo. 🌻 Te osoby z mojej przeszlosci byly,jakie byly.Ci,co ich wychowali-np.dziadkowie byli,jacy byli,ich rodzice tez.Tak mozna dojsc do Adama i Ewy,a potem do Boga.Czy mam miec zal do Boga? Czasami,jak z kims rozmawiam,to smieje sie(sama z siebie),ze na takiej zasadzie ,gdybym tak podchodzila do mojej przeszlosci,moglabym miec pretensje w koncu do Pana Boga. 🌻 Ludzie zachowuja sie jakos tam,reaguja jakos tam.Dawniej nie mowilo,nie pisalo sie tyle na temat psychologii.Oni mysle,nawet nie byli swiadomi,ze cos jest nie tak.Jeszcze w moim dziecinstwie bicie dzieci bylo normalne.Nie mieli chyba swiadomosci,ze cos robia zle,jakie sa konsekwencje.Wrecz wiele osob mowilo,ze jakby mnie ojciec za cos tam nie spral,to...cos tam. Bylo takie powiedzenie,ze dzieci i ryby glosu nie maja.Wiele osob to powtarzalo.Uwierzyli w to i myslisz-jak to zrozumieli?Ja mysle,ze np.tak,ze dziecko nie ma prawa do wlasnego zdania,ze trzeba mu narzucic,bo glupie,bo dziecko.Zreszta mysle,ze kazdy to po swojemu rozumial.Niekoniecznie wyrabiali sobie swoje zdanie,tylko,gdy np.nie radzili sobie,nie wiedzieli co zrobic,to sluchali ludzi.A dzieci mialy tego efekty.A ile doroslych ludzi z naszego pokolenia nadal nie rozumie,jaki wplyw ma terror na dziecko.na zone,meza?Mysle,ze troche. 🌻 Ja,na ile dam rade,pamietam o tym,aby dac innym prawo do nierozumienia,do rozumienia po swojemu.Sobie oczywiscie daje teraz,moze nawet juz dlugo. 🌻 A skad ja wiem na pewno,ze to,jak rozumiem jest absolutnie sluszne? Ale w moim rozumieniu to jest sluszne. Moze Bog uwaza jeszcze inaczej.Zapewne dowiem sie tego kiedys. Na razie stwarzam najpiekniejsza wg.mnie wersje samej siebie i na ile daje rade i daze,gdy cos mi sie uda,do jeszcze piekniej od najpiekniej. 🌻 Cieplutko Cie pozdrawiam.Fajnie byloby Cie zobaczyc,gdy przyjedziesz.No i spotkac sie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A. De Mello SĄD NAD ŚWIATEM - Zwykło się mówić, że miłość jest ślepa. Ale czy tak jest naprawdę? W gruncie rzeczy nic na tej ziemi nie jest tak jasno widzące jak miłość. Jeśli zaś coś jest ślepe to nie miłość, tylko przywiązanie. Przywiązanie polega na kurczowym trzymaniu się przedmiotów czy osób, które ma swe źródło w błędnym przekonaniu, że coś albo ktoś jest koniecznie potrzebny dla twojego szczęścia. Czy jesteś do czegoś albo kogoś przywiązany? czy istnieją ludzie albo rzeczy, bez których wydaje ci się, że nie możesz być szczęśliwy? Ułóż ich listę właśnie teraz, zanim zaczniemy analizować, jak dalece czynią cię one ślepym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Piękna i Bestia Czyli o konieczności akceptacji partnera. Gdy nasz partner nie jest taki, jaki chciałybyśmy, żeby był, najczęściej usiłujemy go zmienić. Dotyczy to w szczególności kobiet „kochających za bardzo, które zazwyczaj wiążą się z partnerami wymagającymi specjalnej troski. (...) W postawie kobiety, przyjmującej, że jej szczęście zależy od tego, czy jej wybranek się zmieni, tkwi olbrzymia pułapka. Kobieta zrzuca w ten sposób na niego odpowiedzialność za swoje dobre samopoczucie. Wkładając całą swoją energię w zmianę partnera, tak naprawdę bezużytecznie ją trwoni. Zmienić drugiego człowieka po prostu się nie da. Partner zmieni się tylko wtedy, kiedy sam będzie tego chciał. I najgorsze jest to, że często jest tak, że pomoc kobiety tylko mu to utrudnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@maja - nie czuje do tych ludzi zalu, kiedys czulam wscieklosc, bezsilnosc (na poczatku pracy nad soba - taka z gatunku: jak mogli, jak smieli, to nie w porzadku itp). Ale teraz wiem, ze tak wlasnie ich uksztaltowalo zycie. I wlasnie to tlumaczy wszystkich toksycznych ludzi, z jakimi w zyciu sie zetknelismy. Tlumaczy, ale nie usprawiedliwia. Juz o tym kiedys pisalam. Jesli pisze jakies slowa wyjasnienia to czuje przy tym wylacznie odnosnie samej siebie: radosc, uwolnienie, ogarniajacy spokoj wyplywajacy ze zrozumienia - a tamci ludzie juz nic nie znacza, nie budza silnych emocji. Moge powiedziec, ze po czesci jest mi ich zal, ze nie dorosli do przywileju uwolnienia sie od upiorow, ktore ich dreczyly. A spotkam sie bardzo chetnie i pogadam - byloby fajnie usiasc przy kawie, jest tyle wspolnych tematow... Zauwazylam, ze jak spotykam dziewczyny z topiku w realnym swiecie to tematom nie ma konca i czesto takie pogaduchy przeciagaja sie do poznych godzin nocnych (albo wczesnych porannych). Niestety, nie wiem na ile bede dyspozycyjna bo corki w domu nie bedzie, tylko przez swieta. Jedzie na stypendium na Slowacje i to akurat w tym czasie. Najwyzej Ty sie do mnie wybierzesz i posiedzimy :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że są w toksycznym związku. Najlepiej zrobić prosty test i odpowiedzieć na pytania - zestaw pytań na tipy.pl http://goo.gl/Kx5uS

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@maja raz jeszcze - "A skad ja wiem na pewno,ze to,jak rozumiem jest absolutnie sluszne?" Sa w nas jakies normy moralne, w podswiadomosci wiemy co dobre, co zle (przynajmniej powinnismy) - i jesli nie krzywdzimy innych, nie czerpiemy z czyjegos cierpienia satysfakcji, wlasnego wewnetrznego spokoju, jesli probujemy sie doskonalic, rozwijac - to chyba nie jestesmy na niewlasciwej drodze? Co dobre a co zle... Na pewno zlem jest krzywdzic innych, sprawiac bol temu co zyje i czuje. Bol w kazdej postaci. I wierze, za nawety najgorszy sadysta, sk*rwiel ma w sobie ow moralny skaznik, tylko go zagluszyl na tyle, ze go juz nie slyszy. Przeciez dziecko nie rodzi sie zle! Przychodzimy na swiat niewinni, jak czysta karta, bez doswiadczenia - ani dobrzy, ani zli. I dopiero otaczajacy nas ludzie i swiat te karte zapisuja. A jak ja wykorzystamy - to zalezy wylacznie od nas samych. ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a tu coś dla mnie - chętnie bym poczytała, po przeczytaniu podarła tą książkę na strzępy ale nie z nienawiścią tylko z wielką przyjemnością. Erotomania kobiet Tajemnice dotyczące seksualnego wykorzystania w dzieciństwie są najboleśniejsze i nieraz najgłębiej ukryte. Wiele osób, które uzależniły się od seksu i miłości, jest ofiarami seksualnego wykorzystania w dzieciństwie. U części z nich erotomania zaczęła się bezpośrednio od tego faktu. U innych, ból spowodowany tymi nadużyciami i noszony w ukryciu stał motorem wpędzającym w uzależnienie. Masz przed sobą świadectwa kobiet, które mówią, jak seksualne wykorzystanie dotknęło całe ich późniejsze życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malinowapanterka6583
u mnie to bez komentarza,jak zadzownil i powiedzialam mu o tym ze mi zle kiedy wiem ze kazda moja decyzja odmienna od jego bedzie sie konczyc wielka klotnia to stwierdzil ze dobrze niech sobie robie co chce jego to nie obchodzi i jest znudzony tymi ciaglymi klotniami,ze jak dla niego to moge nawet chodzic sobie nago a jego to nie bedzie obchodzic i gadal w takim tonie 'mam cie gdzies i to twoja wina' zreszta powiedzial ze to moja wina bo on chcial kompromisow (ciekawe kiedy!) a jak ja chce robic niewiadomo co to prosze bardzo. myslalam ze go walne przez ten telefon,idiota.stwierdzilam,ze po prostu nie ma sensu sie z nim o to klocic bo pewnie i tak bede sie musiala z nim rozstac jak wroce do polski wiec rozmaiwalam z nim traktujac jak dziecko i nie biorac na serio tego co wygadywal,ze ja chce kompromisow ale tez nie chce zebysmy sie klocili jesli mam jakies odmienne zdanie (np klocilismy sie o to czy mam brac tabletki anty- bo on uwaza ze to niezdrowe i gumki nam starcza,tyle ze to ja tu decyduje bo to ja bym musiala chodzic z brzuchem,a on ma czelnosc sie ze mna o to klocic.)w koncu sie jakos pogodzilismy ale zrobilam to dla swojego swietego spokoju,nie dlatego ze sie balam ze mnie zostawi czy cos, po prostu po 3 dniach wojny padalam z sil.powiedzial ze co do tabletek to juz sie nic nie bedzie czepial,jaki laskawy!...za niecale 2tygodnie wylatuje,jestem ciekawa jak bedzie sie zachowywal.ja nie bede po tej calej klotni na pewno patrzec na niego tak bezkrytycznie jak wczesniej. nie wiem mam metlik w glowie,kocham go ale z drugiej strony czuje,ze pokochalam chyba innego faceta niz on sie okazal w calosci...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malinowapanterka6583
od tego czasu,czyli od wtorku niby wszystko jest 'dobrze'

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×