Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Pomoc doraźna

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.3

Polecane posty

Gość samasamasama
natala88 bylam w takiej sytuacji jak ty,uwierzylam mu i wrucilam po 1,5 roku,dzis z tych obietnic nie ma nic a ja jestem bita,wyzywana,ponizana i nieumiem z tym nic zrobic bo jestem tak przerazona.zmien nr,odetnij sie od niego poki mozesz,poki nie jest za pozno jak u mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chyba zabrakło
można też zauważyć taki fakt :D bez potrzeby oceny i bez krytyki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no i tak w kółko
jestem w podobnej sytuacji co natala też jego słodkie obiecanki cacanki, płacze itd a za chwilę znów to ja jestem najgorsza, niedojrzała, idiotka niczym się nie interesuję bo ja muszę wszystko wiedzieć o samochodach i budowlance, nie potrafię się dzieckiem zająć ( mamy prawie trzy letnią córeczkę) a dodam że dorabiam do naszego budżetu domowego opiekując się dziećmi i jak narazie mamy tych dzieci które miałam sa ze mnie zadowolone, a to wolno podłogę myję a to ma ziele angielskie w bigosie i musi wyjmować, zamknij się nie wkurwiaj mnie te słowa sa też kierowane do córeczki o byle błachostkę staję wtedy za nią murem ale z tego tylko wynika więkasza kłótnia, jest też tak że gdy jesteśmy pokłóceni to tak słodzi do córeczki że jak tego słucham to żygać się chce, jedna wielka obłuda, wiem że nie kocham tego człowieka, budzi we mnie lęk, ciągły strach że coś powiem nie tak , że źle sformułuję zdanie albo powiem coś nie w odpowiednim momencie bo akurat nie bedzie miał nastroju tego słuchać, wiem że mnie wyniszcza w środku. Ludzie którzy mnie poznają darzą mnie sympatią a jego zawsze do czasu bo on nie potrafi żyć dłużej w zgodzie z ludżmi, zawsze coś mu nie pasuje i powstają kłótnie. odejść jest o tyle mi gorzej że mieszkamy za granicą, ciężko wyjechać z dzieckiem z obcego kraju gdzie jest zameldowane o tyle tylko dobrze że nie mamy ślubu, ale to już chyba ten czas aby zacząć myśleć o sobie i o dziecku też aby nie tracić czasu na kłotnie tylko poświęcić go na przekazywanie córce wartości które są na prawdę ważne w życiu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Przesłanie
Ja jestem wszędzie. Przyszedłem, aby pomóc wam zrealizować Jedność, Pozbawioną wszelkiej odrębności. Pokażę wam wolność poza wszelkimi wyobrażeniami. Odnajdujcie Harmonię we wszystkim, co czynię. Jestem Harmonią. Napełniajcie się wiarą od wiary zależy wszystko. Kochajcie i służcie całej ludzkości. Pomagajcie każdemu. Bądźcie uprzejmi. Bądźcie jak dynamomaszyna, wytwarzająca nieustającą radość. Znajdujcie to co boskie i dobre w każdej twarzy. Nic ma świętego bez przeszłości i grzesznika bez przyszłości. Chwalcie każdego. Jeżeli nie możecie kogoś pochwalić, To niech on odejdzie z waszego życia. Bądźcie oryginalni. Bądźcie pomysłowi. Bądźcie odważni. Ciągle na nowo napełniajcie się odwagą. Nie zginajcie się. Bądźcie mocni. Stójcie prosto. Nie szukajcie wsparcia u innych. Myślcie samodzielnie. Bądźcie sobą. 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubionaMała
witam wszystkich ...tak kochani u mnie też...to samo..teraz dopiero wiem że to jest duży problem nie zdawałam sobie sprawy na jak dużą skalę...Liczę chociaż na kilka cieplych słów wsparcia bo nie mam kompletnie nikogo...a więc ja 19 on 18 lat...razem od półtora roku...początki jak z bajki...potem coraz gorzej...zaczeło się od jego kłamstw co do przeszłośći i teraźniejszosci potem pretensje że mu nie ufam...trzymanie za nadgarstki...szarpanie...trzymanie za wlosy,..za twarz...wykrecanie ust...pretensje ze patrze w inna strone niz powinnam jak do mnie mowi...szantaze przy byle gownianej klotni ze sie zabije....5 prob samobojcZych na powaznie z ktorych kazdej ja go odratowalam...raz chcial sie powiesic w osttaniej chwili zdarzylam ...raz zbieralam go z torów...zawsze mowi z ema tylko mnie...ze jak ja go zostawie to on sie zabije...jego rodzice powiedzieli mi ze zanim ze mna byl juz mial sklonnosci do agresji i zachowan samobojczych...pozatym choruje na ADHD kiedys przyjmowal leki na uspokojenie..teraz juz nie bo twierdzi ze nie potrzebuje...jest jak bomba zegarowa...ma dlugi w skarbowce na 600 zł za mandat jakos mu nie spieszno zeby splacic chociaz go prosze...zawala szkole..prace..nie ma za gorsz szacunku do swoich rodzicow..mial nakaz od sadu chodzenia psychologa byl 2 razy...traktuje mnie jak szmate,,niszczy psychicznie...mowi ze nie kocha...ze jestem poj**ana....a na dotatek mowi ze to moja wina ze on jest taki ze ja go niszcze...raz byla potrzebna interwencja policji bo nie chial przestan mnie sarpac..nie daje mi zasnac jesli mamy cos do wyjasnienia...jestem bardzo szczupla on wielki i dobrze zbudowany..ja choruje na anemie ...przez niego na zespol jelita drazliwego...do tego mam astme dusze sie z nerwowów ...schudlam przez niego 5 kg...obecnie wasze 45 kg przy 165...czuje ze umieram...czasami mam ochote sie zabic...odejsc nie moge bo on to zrobi...i tu akurat mam pewnosc w 100% ...gdzie szukac pomocy ???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do zagubionej
mozesz spokijnie odejsc. nie jestes odpowiedzialna za niego ani za jego zachowania. nie jestes odpowiedzialna za jego chorobe. odpowiedzialna jestes tylko za seibie i o siebie powinnas dbac. a nie dbasz. jestes bardzo mloda i byc moze masz zdyt idealistyczne podejscie do milosci i do tego jak powinna sie zachowywac kochajaca kobieta. twoj partner jest zaburzony i nie kocha siebie a zatem nie bedzie umial dac milosci tobie. szantazuje cie samobojstwami a ty sie dajesz na to nabierac. jesli ma adhd to powinien mu pomoc lekarz, bo ty nie dasz rady, niepotrzebnie sie sama dreczysz. zadbaj o siebie, postaraj sie wyleczyz z tej chorej "milosci" bo zycie przed toba i szkoda go na wyniszczajaca cie osobe, ktora daje ci stres i ponizenia w zamian za jakies okruchy uczucia. twoja milosc go nie zmieni, nie uleczy. tylko dobrze dobrane leczenie moze mu pomoc. ty, ratuj siebie. 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zagubiona 🌻 Dziś bardzo krótko...przeczytaj zdanie poniżej. "jego rodzice powiedzieli mi ze zanim ze mna byl juz mial sklonnosci do agresji i zachowan samobojczych..." to zdanie Ty napisałaś...........widzisz to Kochana teraz ...nic nie dzieje się przez Ciebie! Może na początku swoich przemyśleń zacznij od tego zdania, reszte zostawiam w Twoich rękach:) 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubionaMała
on na codzien jest inny potrafi byc czuly kochany opiekunczy...i mowi ze to moja wina ze wybucha bo ja sie przypierdalam o bzdety...poniej po jakies wiekszej akcji on ryczy i przeprasza...czasami mam wrazenie ze ma jakies rozdwojenie jazni...przeprasza..a potem mowi ze ma mnie w dupie i chce o mnie zapomniec...a za chwile przeprasza ze tak powiedzial...wszystko zwala na nerwy...ehhh na poczatku moi rodzice bardzo go lubili ale zginely im z domu obraczki glowne podejrzenia spadly na niego....wkurzyl sie i powiedzial ze skoro go mamy za zlodzieja to on sie idzie zabic..cczesto robi mi awantury publiczne a ja go prosze ...ze ciszej ja tu mieszkam reputacja...na co on mam w dupie...ogolnie on mowi ze mu bardzo na mnie zalezy i ze mnie kocha itp..a za chwile potrafi powiedziec ze ma ten zwiazek w dupie...a potem miec do mnie pretensje ze ja czuje sie niestabilna uczuciowo....jes mi na prawde ciezko kocham go...i jak kazdej kobiecie w podobnej sytuacji udalo mu sie mnie uwiezic psychicznie chce odejscc chce znow cieszyc sie zyciem ale sie boje...wiem ze bez jakies pomocnej osony mi sie nie uda..jestem z tym sama...rodzine stac tylko na jakies glupie komentarze...jego rodzice mieli mi pomoc zalawic mu pobyt w jakims osrodku z dala odemnie...ale olali sprawe...kiedy powiedzialam jego matce ze jej syn chcial sie powiesic to powiedziala szkoda ze tego nie zrobil byl by spokoj...nie mam sily na prawde przez niego mam same problemy ze zdrowiem ze szkola z rodzina...mam wrazenie ze marnuje sobie z nim zycie ze przeciez tak nie musi byc...ale z rugiej strony sa te watpliwosci..a moze to ze mna jest cos nie tak...to juz 3 facet ktory mi grozi samobójstwem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kwiatki
Witam wszystkich :) od kilku dni czytam sobie Wasze wypowiedzi i staram się nabrać wiecej siły.. moja historia na pewno nie jest tu nowością.. ale ma 24 lata, cudownego synka i na pewno nie chce życ z takim człowiekiem jak jego ojciec!! zaczne od początku.. mój były.. przystojny, inteligentny, pracowity z bardzo cieżkim dzieciństwem (ojciec alkoholik popelnil samobójstwo, matka mieszka w przytułku, brat siedzi w wiezieniu). Ja z domu gdzie nie bylo alkoholu, dziecinswto ok (rodzice rozeszli sie gdy mialam 15 lat).. zaczeslimy się spotykać ponad 4 lata temu.. było cudownie, zakochałam sie na full!! kłotnie byly.. na początku normalne.. z biegiem czasu stawały sie coraz gorsze.. o byle gówno wojna.. wyzwiska od najgorszych, na zmanie, moj płacz (co denerwowało go jeszcze bardziej )jego krzyki.. ale nie odchodziłam, myślalam.. może sie zmieni, może trzeba mu pomóc, pokazac jak wyglada prawdziwy normalny dom.. zaszłam w ciąże.. nie powiem opiekował się mna, zawoził do lekarza gdy trzeba bylo , drażnił mnie i denerwował rózwnież.. a ja nadal sie łudziłam ze jak urodzi sie nasz maluszek to bedzie ok.. zamieszkalismy u mnie, z moja mama i bratem.. No i maluszek sie urodził 2 i pól roku temu.. ale nic się nie polepszyło, wrecz przeciwnie,było jeszcze gorzej.. kłotnie gdy tylko pojawił się w domu.. zwróciłam mu o cos uwage-byłam szmata, poprosiłam zeby cos zrobił-byłam *urwa, powiedziałam ze powinien zrobić to troche inaczej (co naruszało równiez jego wysokie mniemanie o sobie)- słyszałam jeszcze wiecej ciekawych epitetów na swoj temat.. Ze on powinnien mnie dawno zaostawic skoro ja go nie doceniam ze tak ciezko pracuje, ze ja jestem do niczego bo nie potrafie uspokoić dzieciaka, że zgnebi mnie psychicznie jesli nie zadzownie do baci i jej nie przekaże tego co on powinnien przekazać!! masakra.. miałam dosyć.. modlilam sie zeby to sie skończyło.. i chyba Pan Bóg wysłuchał mojej modlitwy.. jeden dzień tak sie pokłociliśmy ze spakowałam go w siatke z biedronki i wypierdoliłam za drzwi!! i co z tego.. długa "szczera" rozmowa i po 2 ch miesiacach wrocilismy do siebie (ale nie zamieszkalismy poniewaz moja mam sie na to nie zgodzila).. niestety nic to nie dalo.. pare tyg pożniej stwierdził ze on nie chce być z laska która ciagle musi przytulac (a ja tylko prosiłam go o jakis uczuciowy gest z jego strony-tego mi brakowało, za tym teskniłam od dluzszego czasu).. zerwalismy.. małego nie odwiedzał.. miał złamana ręke wiec nie brał go tez do siebie.. nie bylo rowniez pieniedzy na dziecko.. złozyłam pozew o alimenty i nadal miałam nadzieje ze wrocimy do siebie!! i wrocilismy po 2ch miesiacach, po sprawie na ktorej zawarlismy ugode.. dowiedziałam sie ze był z inna laska w miedzy czasie, ale wybaczyłam.. a raczej to sobie probowałam wmowic, bo go kocham, i ze tak bedzie lepiej dla naszej rodziny, dla naszego dziecka!! bedzie miał ojcai matke!! wynajelismy nawet mieszkanie(przeciez wtedy moja mama, tata, brat, ciotki, kolezanki-wszyscy byli wrogami).. przez jakis czas było fajnie.. bylismy sami, ja nawet nauczyłam sie gotować (to jest chyba jedyna dobra strona tego wszytskiego :P ) dopoki nie zcazely sie wojny: o to ze on jest zmeczony o to ze on pracuje itp, itd.. wkoncu stwierdził ze nie stac go nato zeby miec rodzine, ze musi sie najpierw dorobic a potem mozemy razem zamieszkac.. nie wiedziałam co ze soba zrobic! ciagle ryczałam, prosiłam go, mowilam ze to rodzina jest w zyciu najwazniejsza i ze jak bedziemy razme to predzej sie czegos dorobimy! jak grochem o sciane nic nie docieralo! no i niestety spotkała go kara boża.. poszedł się "dorabiać" i połamał sobie 2 pięty-diagnoza: nie bedzie mogł chodzić przez 3 miesiace.. pojechalam do szpitala, powiedziałam mu ze ja mu pomoge ale musi sie wziasc w garsc,bo ja i nasz syn potrzebujemy stabilnosci!! pare dni pozniej pow ze nam tego nie da i nie chce nas widziec.. zosatwił mnie z długami, z wynajetym mieszkanie.. wrocilismy z synkiem do mamy.. lato minelo spokojnie, myslalam nawet ze udalo mi sie z tego gowna wyjsc.. niestety jak taka idiotka wdepnełam w nie poraz kolejny.. sama sie o to proszac.. pojawil sie po 4 miesiacach kulejac.. kłotnia na samym początku, spotkanie z synem i pytanie czy nie mogłoby byc normalnie? kolejne 2 miesiące.. dowiedziałam sie ze cpa.. zabolało.. ale powoli uświadamiam sobie ze ten czlowiek jest chory psychicznie. mozna byloby go nawet nazwac socjopata.. ze gdyby on chcial to wszystko byloby inaczej.. uswiadomilam sobie ze przez te 2 lata naszych powrotów i rozstań miałam na uwadze tylko jego i siebie.. zapomniałam o tym dziecku, ze potrzebuje spokoju i stabilności (chociaz czasem mi sie to przypomnialo:P) i zapomniałam tez o tym czego ja pragne!! nie chce byc w takim chorym związku,nie chce do niego wracac!! ale ciagnie mnie strasznie do niego gdy go widze.. zazdrość mnie zalewa gdy pomysle sobie, że moze spotykać sie z jakas inna laska.. :( ale to jest chyba ten moj ból, ktory musze przeżyć i sie z nim zaprzyjażnić.. Powiem Wam szczerze ze troche mi lzej gdy sie wypisalam.. przeczytalam to i moge stwierdzić ze jestem glupia idiotka pozwalajac sobie na takie traktowanie.. jestem poprostu slaba a on to wykorzystuje :( tylko jak w tym wszystkim byc silną? :( jak z tym wygrać? :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zagubiona Mała 🌻 🌻 Pomoc-np.Osrodek Interwencji Kryzysowej,psycholog-dla Ciebie. 🌻 Dlaczego Ty uwazasz,ze jestes odpowiedzialna za jego zycie+?Kazdy z nas odpowiada za siebie i za to,co robi.Dlaczego uwazasz,ze masz go prowadzic za raczke i pozwalac mu sie ponizac?Kazdy z nas ma prawo dazyc do szczescia.Czy to,w czym tkwisz,jest dla Ciebie szczesciem?... 🌻 Dziewczyno-nie zadbasz o innych,nie dbajac o siebie.A zreszta,czy na pewno Ty powinnas o niego dbac?Całe zycie zamierzasz siedziec,jak na bombie i byc z nim tylko dlatego,zeby sobie nic nie zrobił i zeby załatwiał to,co powinien?To jest jego zycie ,jego decyzje i jego wybory. 🌻 Spróbuj go chociaz przez chwile nie tłumaczyc przed sama soba,tylko popatrzec sie na fakty,z których m.in.składa sie Twoja sytuacja.Zobacz SIEBIE,a nie jego.Zrozum siebie,poczuj siebie. 🌻 Pozdrawiam Cie cieplutko i zycze Ci w tym Nowym Roku zdrowia,jak najwiecej usmiechu,radosci,szczęscia i spokoju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do maji
Wszystkiego najlepszego dla ciebie. 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powiedzcie mi dlaczego mimo toksycznego małżeństwa nadal jest mi szkoda byłego męża ? Jesteśmy po rozwodzie od 2 lat. Każdy prowadzi juz swoje życie A mimo tego żal mi go ze nie ma pieniędzy ze jest sam itd Dlaczego człowiek tak szybko zapomina wszystkie krzywdy Kochać juz go nie kocham ale jako człowieka jest mi go szkoda Dlaczego tak sie dzieje?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ostatnio znowu sie widzieliśmy Twierdzi ze mnie kocha i ze nie umie żyć beze mnie Płakał Mówił ze wie co zle robił i ze to wszystko przemyślał i sie zmienił Byłam pod jego nieobecność w naszym mieszkaniu Dodam ze to ja sie wyprowadzilam bo mąż nie chciał Poszłam zobaczyć czy przyszła moze poczta do mnie Mimo 2 lat od rozwodu nadal na półce stoi album ze zdjęciami naszymi Cieżko mi kiedy to wszystko widzę Do tego najnormalniej w świecie mi go szkoda Tego ze ma problemy finansowe , kiepska prace, tego ze jest sam Dlaczego tak sie dzieje W toksycznym związku tkwilam 15 lat Odeszlam bo miałam dość złego traktowania mnie Do tego poznałam kogoś i poszło szybko Rozwód bez orzekania o winie Dzieci nie mamy Moze ktoś będzie umiał mi odpowiedzieć dlaczego jest mi go szkoda?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nasza " relacja" nadal do normalnych nie należy Kiedy sie widzimy to zazwyczaj albo sie sprzeczamy albo są bałagania o danie drugiej szansy Jest płacz i miedzy wierszami szantaż emocjonalny Ze tak nie moze Ze nie umie beze mnie Ze sie zabije itd itd Po takich słowach , zazwyczaj zawsze umawiam sie z nim " pogadać " w celu jak ja to nazywam zalagodzenia sytuacji Mówię tłumaczę analizuje co było złe i dlaczego tak to wszystko sie skończyło Były mąż jakby nie rozumie ze nas juz nie ma Żyje z dnia na dzień i od czasu do czasu nachodzi mnie w pracy i cyrk zaczyna sie od początku Ja sie bardzo stresie jego szantazami Odczuwam leki i niesamowity strach którego nie potrafię sie pozbyć Pózniej znowu mówi ze sobie nic nie zrobi itd itd Mam tego dość I dlaczego jest mi go tak szkoda?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do maliny
byc moze jest nam ich zal, bo tak nas nauczono; pomagac, wspolczuc, wybaczac, wspierac. jestesmy dobrymi, grzecznymi dziewczynki gdy jestesmy pelne milosierdzia i nadstawiamy drugi policzek. poza tym kazdy sadzi wedlug siebie.... ty wiesz, ze gdybys ty prosila o wybaczenie to zrobilabys wszystko aby wymazac swoje winy. byc moze masz nadzieje, ze i do niego cos dotarlo i od teraz wszystko sie cudownie odmieni i bedziecie razem zyc dlugo i szczesliwie. ale to sa tylko pobozne zyczenia. twoj partner i jemu podobni maja b. mala szanse na jakakolwiek pozytywna zmiane. ci ludzie nie radza sobie sami z soba i musza osiagnac dno aby sie za siebie zabrac i zaczac cos zmieniac. wybaczania, powroty i brak konsekwentnego postepowania partnerki spowalnia tylko ten proces. trzymaj sie dzielnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nareszcie7000
zytałam Was dość długo, zanim w końcu się odważyłam, zanim podjęłam ten krok. Uciekłam z własnego domu rodzinnego, nie zabierając praktycznie nic ze sobą. już minął miesiąc, jak jestem wolna, może to złe słowo, jak nikt mnie nie leje, nie wyzywa każdego dnia i nie gnoi. Moja historia jest podobna do wszystkich tutaj przeze mnie czytanych. Na początku były kłótnie, takie zwyczajne, później było coraz gorzej. Przemoc skierowana na inne przedmioty została skierowana na mnie. Miałam siniaki na twarzy i na innych częściach ciała, miałam złamaną rękę przez niego. Później zaczął bić po głowie, żeby nie było widać śladów, wyrwał mi chyba połowę włosów. Wszystko, a raczej prawie wszystko działo się na oczach naszego dziecka, które wiem, że skrzywdziłam tak długo czekając z tą ostateczną decyzją o odejściu. Wyzywał mnie i moją rodzinę od c..eli, ku..ew, szmat i wiele, wiele takich podobnych. Straszył, że zabije mnie i nie tylko, pluł mi w twarz przy dziecku, mówił, żebym zdechła, na pogrzebie go nie będzie ale na mój grób przyjdzie żeby na niego nasrać. Tak, to nie te siniaki bolą najbardziej ale te słowa wypowiedziane z taką nienawiścią i z tym swoim szyderczym, podłym uśmieszkiem. To co przeżyłam przez kilka ostatnich miesięcy, bo te ostatnie miesiące były właśnie najgorsze, wiem tylko ja. Jak bałam się każdej nocy i każdego jego słowa, jak kładłam się ze ściśniętym żołądkiem do łóżka bojąc się każdego jego słowo. Jak na każde jego słowo reagowałam wizytą w toalecie z biegunką i wymiotami na tle nerwowym. Jak już podczas każdej kłótni wolałam, żeby mnie zabił i jak ja sama myślałam o tym żeby popełnić samobójstwo. A przed innymi? Aniołek, kochany mąż, nie wiem, do tej pory nie wiem jak można tak manipulować innymi, chociaż powinnam wiedzieć, bo sama nie raz dałam się nabrać na jego urok. Wiem, że sama potrzebuję pomocy specjalisty, bo niezłą sieczkę zrobił mi w głowie ale wiem, że już nie jestem tak bardzo zastraszona jak wcześniej. Będzie miał wyrok za mnie, bo jak tylko uciekłam, to zgłosiłam całą sprawę na policji. A on? Pisze cały czas, dzwon, 300 esów dziennie, to jest minimum. Teraz oczywiście chce mnie przekonać do powrotu, jak to bywa często w takich sytuacjach. Obiecuje niestworzone rzeczy, że będzie dobrym człowiekiem, będzie mnie szanował, bo jestem najcudowniejszą kobietą pod słońcem i tyko ze mną chciałby spędzić resztę życia. Oczywiście nie daję wiary w ani jedno jego słowo, pękło we mnie coś albo może w końcu przejrzałam na oczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do nareszcie
jak to dobrze, ze odeszlas. jak madrze, ze zglosilas pobicie na policje. tylko wytrwaj kochana w swojej decyzji i nie daj sie omamic tymi esemesami. czytasz topik to wiesz, ze pewna grupa ludzi to manipulanci i potrzebuja kolo siebie slabszej osoby aby sie na niej wyzywac. obys juz nidgy nie byla taka slabsza osoba. 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do nareszcie
Teraz oczywiście chce mnie przekonać do powrotu, jak to bywa często w takich sytuacjach. Obiecuje niestworzone rzeczy, że będzie dobrym człowiekiem, będzie mnie szanował, bo jestem najcudowniejszą kobietą pod słońcem i tyko ze mną chciałby spędzić resztę życia. sranie w banie trzęsie dupą ze strachu przed ujawnieniem prawdy o nim i przed poniesieniem konsekwencji, tylko to nie pozwól sobie znów mu uwierzyć, żadne jego zmiany nie są możliwe ! pracuj nad zmianą siebie, swojego myślenia i swoich odruchów, bądź odważna !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nareszcie ❤️ dużo przeszłaś. Ale jesteś silniejsza niż Ci się teraz wydaje. Wyrwać się z takiego piekła to naprawdę wspaniały wyczyn. Chciałabym, żebyś wiedziała, że czeka Cię trudny czas i jeszcze wiele bólu. Z jego strony, ale prawdopodobnie i Twoje współuzależnienie w postaci chorych emocji :( Będzie Ci się wydawało, że przecież tak niewiele potrzeba, żeby było dobrze, żebyście stworzyli dom, że może on jednak zrozumiał... Wiem, bo przez to przeszłam. Kilkakrotnie wracając po jego wzniosłych obietnicach i wychwalaniu mnie pod niebiosa. Niestety to tak nie działa :( Potem uderza ze zdwojoną siłą, żeby sobie zrównoważyć "upokorzenia: których się musiał dopuścić, żebyś wróciła. Bardzo ładny ten Twój post. Taki dojrzały. Wydrukuj sobie, bo zawarłaś tam wszystko co powinno Cię odwieść w chwilach kryzysu od powrotu do niego. Zwróć wtedy uwagę na en fragment: "... Aniołek, kochany mąż, nie wiem, do tej pory nie wiem jak można tak manipulować innymi, chociaż powinnam wiedzieć, bo sama nie raz dałam się nabrać na jego urok..." Jeszcze tylko dodam, że warto przejść ten okres traumy po rozstaniu. Obojętnie czy będzie trwał miesiąc, rok czy 2 lata. Odzyskałam siebie i jestem naprawdę szczęśliwa. Dzieci przy każdej okazji mi dziękują. Mimo, że mają dobry kontakt z ojcem. Ale wiedzą, że to jest człowiek z chorymi emocjami, a z takim się ciężko żyje na co dzień. Trzymam za Ciebie kciuki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nareszcie7000
Dziękuję za miłe słowa i odpowiedź na mojego posta. Zdaję sobie sobie sprawę, że nie była to wypowiedź zastraszonej kobiety, już nie. Jeszcze miesiąc temu miałam w sobie tyle strachu, bałam się odezwać, dziś wiem, że odzyskałam chociaż cząstkę siebie i dopiero teraz dochodzi podłość jego wszystkich czynów. Jest jeszcze wiele niezadomowianych, mianowicie, sprawa mieszkania, uciekłam przecież ze swojego mieszkania, om nie jest tam nawet zameldowany, dużo włożył w to mieszkanie, a ja mimo jego podłości wiem, że nie ma się gdzie podziać i dlatego jeszcze tam nie poszłam z policją. Szczerze mówiąc, nie czułabym się tam bezpiecznie, nachodziłby mnie o każdej porze dnia i nocy, nawet gdybym wyrzuciła go z mieszkania i zmieniła zamki. Narazie jestemu rodziny i jest mi dobrze, bezpiecznie, w końcu normalnie śpię i jak wcześniej chętnie w pracy robiłam nadgodziny, tak teraz cieszę się na każde wolne i wcześniejsze z niej wyjście. Wiem też, że takie pisanie to jakaś forma terapii, że w chwilach zwątpinia zawsze będę mogła tu zajrzeć, żeby czarno na białym zobaczyć ilość wyrządzanych mi krzywd, mimo że jest to opisane wszystko dość ogólnikowo. Zeznania na policji trwały 2 godz. Każdemu kto wiedział, mówiłam że nie dam rady z tego wyjść, że to nie jest takie proste, tak bardzo się bałam ale można. Do cholery można, z każdej sytuacji jest wyjście. Teraz już to wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytam to i zastanawiam sie dlaczego bronicie sie placzem i ulegloscia,przeciez o to im chodzi,widziec ulegla i placzaca,to ich napedza jeszcze bardziej.Nie potrafilabym tak,wzielabym szmate za rogi i odjazd czubku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nareszcie7000
DO MIAU Każda z nas tutaj mogłaby tak powiedzieć, zanim taka sytuacja, z tak chorym partnerem nastąpiła. Nie zrozumie tego nikt, kto tego nie przeżył. Na początku jest siła walki, potem ona z dnia na dzień coraz bardziej gaśnie. Owszem, nikt z nas do takiej sytuacji nie powinien dopuścić. Trzeba było powiedzieć stop już przy pierwszej jakiejś chorej, patologicznej sytuacji ale tak często nie jet. Jak to się mówi miłość jest ślepa. Niestety. Na szczęście ja już wiem, że to żadna miłość ani z mojej ani z jego strony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wlasnie -powiedziec stop po pierwszej sytuacji,a nie plakac,pokazac swoje granice! Sa osrodki,ktore pomagaja ,placz zwieksza tylko agresywnosc psychola,daje mu poczucie wladzy,a o to mu chodzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mishti9222
Witam forumowiczki... to moj pierwszy post tutaj, duzo czytalam to forum, ale chyba czas napisac cos od siebie, poradzic sie... Moze zaczne od poczatku. Mam chlopaka, jestesmy ze soba rok, od 4 miesiecy wynajmujemy razem mieszkanie za granica. Decyzja ta byla podjeta dosc pochopnie, ale wiadomo, w obcym kraju zyje sie latwiej razem, po co oddzielnie wynajmowac pokoje, mieszkac z obcymi ludzmi, lepiej ze soba, skoro juz ze soba sie jest i sie kocha... No wlasnie, ale teraz, bedac szczera sama ze soba, nie chcialam tak naprawde tego mieszkania. Na poczatku znajomosci, bylo cudownie. Cieszylam sie, ze w koncu znalazlam kogos, kto mnie rozumie, przy kim czulam sie wyjatkowa. On byl zupelnie inny niz ci, z ktorymi sie dotychczas spotykalam. Nie chcial mnie omamic glupimi tekstami i deklaracjami, byl ostrozny. Podobalo mi sie to. Wszystko zaczelo sie chyba od imienin naszej wspolnej znajomej. Chcialam isc na ta impreze, on nie. Bylismy krotko ze soba, uwazalam, ze to normalne, jesli pojde sama, jak on nie chce - jego strata. Ale on nie przyjal do wiadomosci tego, ze moglabym isc bez niego. Jak on nie idzie, to ja tez nie moge! Bylam zdziwiona i zla (w poprzednim zwiazku mialam duzo luzu), ale mu ustapilam. Powiedzialam, ze zalezy mi na nim, i choc wolalabym pojsc, to zostane z nim... I to byl chyba poczatek. Nie bede opisywala po kolei wszystkich zdarzen, jakie mialy miejsce przez ten rok. Wiem, ze zatracilam sama siebie. Otoczenie od razu zauwazylo, ze cos jest nie tak. Przestawalam spotykac sie ze znajomymi, bo jemu nie chcialo sie do nich isc, a sama nie pojde przeciez! Kolezanki umawialy sie na drinka, ja nie moglam, on nie chce, by jego dziewczyna 'wloczyla sie' bez niego po pabach! Czasem chodzilismy gdzies razem, ale praktycznie zawsze przed tym, niespodziewanie, robil mi awanture, ze akurat dzis musze isc, ze widzialam sie z ta kolezanka juz w tym tygodniu, moglabym z nim fajnie spedzic w domu czas.. Zaczelo sie obrazanie z jego strony, ze patrze sie na innych mezczyzn. Spojrzalas sie na kelnera! Gdzie sie k... patrzysz?! I jak zawsze, pierwszy raz gdy mi zwrocil uwage, zdziwilam sie, pozniej sie tlumaczylam, ze wcale sie nie spojrzalam, bylam wsciekla, pozniej juz nauczylam sie odwracac wzrok w druga, gdy tylko widzialam jakiegos innego chlopaka... Zawsze dzwonil do mnie z pracy, dopytujac sie, co robie, gdzie bylam, z kim sie widzialam, czy na pewno tyko z ta jedna kolezanka?? Jak nie odebralam, bo mialam telefon w torebce, to pozniej czytalam smsy, k...a wiedzialem ze mnie w h... robisz!!! Czasem dzwonil i pytal czy jestem w domu. Jesli bylam, mowil, ze stoi pod moim domem i zebym otworzyla drzwi. W rzeczywistosci byl w pracy, po prostu mnie sprawdzal. Umowilam sie kiedys z kolezankami na wycieczke do miasta obok. Bylo fajnie, w koncu czulam sie wolna. A przeciez nigdy 'wolna' byc nie chcialam, zawsze chcialam miec kogos... Niestety, musialam wczesniej sie urwac z wycieczki, bo moj 'wybawiciel' przyjechal po mnie i zabral do domu, w koncu mialam byc tylko do 16.00, nie moglam powiedziec, ze chcialabym zostac z nimi troche dluzej i wrocic godzine pozniej autobusem razem z nimi. To byla sobota, sobota jest dla niego! Podczas wycieczki odebralam pare telefonow od niego z podejrzeniami, ze slyszy jakichs mezczyzn, czy go na pewno nie oszukuje?? Zaczal byc zazdrosny nawet o moja kolezanke, ze z nia chce pochodzic po miescie w sobote, przeciez powinnam z nim fajnie spedzic czas a nie z kolezanka... Jeszcze jak zadzwonilam 10 minut pozniej niz mialam, czekala mnie awantura i warunek - albo kolezanka albo on! Wybralam jego... Takich sytuacji bylo mnostwo. Najgorzej, gdy w gre wszedl alkohol. Gdy wypil (a robi to coraz czesciej), robil mi awantury, wymyslal niestworzone rzeczy, rano przepraszal, zalowal. Zawsze chcial, bym nocowala u niego. Zdarzalo mu sie jezdzic samochodem po pijaku, czasami wsiadalam do auta razem z nim (...), bo wiedzialam, ze ze mna bedzie jechal ostroznie, a jesli nie wsiade i nie pojade z nim do niego, do sie wscieknie i nie wiadomo co sobie zrobi... :/ Zreszta moj blad ze od praktycznie poczatku zwiazku nocowalam u niego, pozniej, gdy chcialam isc wieczorem do znajomych (a on nie mial ochoty), musialam sie pilnowac by nie siedziec za dlugo, bo on przeciez MUSIAL po mnie przyjechac i mnie zawiezc do siebie na noc, bo przeciez rano idzie do pracy, on nie moze dlugo czekac na mnie wieczorem... Przez alkohol tez puszczaly mu nerwy w towarzystwie, raz po pijaku mnie zwyzywal bez powodu przy innych ( ubzdural sobie, ze sie na kogos patrze)... pozniej jak sam twierdzil czul sie jak smiec, jak on mogl, znienawidzil siebie... i mu wybaczylam. Raz, bez jego wiedzy, spotkalam sie z kims innym. Po prostu, zobaczylam sie z kims z dawnych lat, nie zdradzilam, po prostu spotkalam sie i nie powiedzialam. Wiedzialam, ze nie powinno dojsc do tego spotkania, a juz na pewno nie w tajemnicy... On sie pewnego razu dowiedzial, przypadkiem, zrobil mi straszna awanture, ze go oszukalam. Wyzywal od najgorszych, odpychal od siebie, troche szarpnal, zerwal ze mna. A ja chcialam do niego wrocic, czulam sie winna, chcialam naprawic... Dalam soba pomiatac jak nigdy. Wrocilismy do siebie, wtedy zamieszkalismy razem, w innym miescie, ktore on wybral, daleko od moich znajomych, daleko od czegokolwiek. Mial juz mnie na wlasnosc. Bywalam z nim bardzo szczesliwa, potrafil byc kochany, najwspanialszy na swiecie. Ale byl tez jak bomba zegarowa, ktora nie wiadomo kiedy wybuchnie. Gdy zamieszkalismy razem, powoli przyzwyczailam sie, ze nie mam juz wlasciwie znajomych, sa za daleko, z reszta nie chcialam juz nawet za bardzo spotkan z nimi... Znalazlam prace, wydawalo mi sie, ze jest ok... Nie liczylam juz na nic, na to, ze pojdziemy na fajna impreze (nie zrozumcie mnie zle z tymi imprezami, nie jestem imprezowiczka ale przy nim zatracilam chec na jakiekolwiek wychodzenie, wiedzialam, ze skonczy sie awantura). Nie liczylam na to, ze naprawde bede sie smiac i cieszyc, nie patrzylam chetnie w przyszlosc. Czasami gdy wracalam z pracy, wital mnie z grobowa mina i pytaniem, czy mam kolegow w pracy i czy z nimi rozmawiam. Najpierw poweidzialam ze nie, ze tylko z dziewczynami... Po miesiacu zadal to samo pytanie i powiedzialam ze tak, mam paru kolegow. I awantura, ze przylapal mnie na klamstwie, przeciez mowilam, ze nei mam kolegow, ze tak sie gubie w tym co mowie..!!! Pozniej oczywiscie uspokoil sie, przepraszal... A ja wybaczalam. Ostatnich pare awantur (kiedy naprawde zaczelam sie go bac) pomogly mi podjac decyzje. Odchodze od niego. Musze tylko dokonczyc sie pakowac i kupic bilet do Polski... On najpierw przepraszal, chcial wynagrodzic.. Potem mowil ze mam sie wyniesc jak najszybciej bo on nie chce mnie widziec, skoro nie moze nawet przytulic, potem mowil ze nie moge od niego odejsc, bo kocham przeciez, pozniej dal mi czas do wieczora na wyprowadzke, bo on ma swoje plany, pozniej przyszedl i sie przymilal, probowal pocalowac, ja prawie uleglam, ale nie, nie moge, nie tym razem. Jutro chce kupic ten bilet, ale im blizej do tego, tym to trudniejsze. Bliscy z Polski juz wiedza o moich problemach z nim (do tej pory to ukrywalam, ale wiedzialam, ze bez ich pomocy i wsparcia nie bede umiala dalej sama w tym byc, nei chcialam juz w to brnac), ciesza sie ze wracam. Ja tak naprawde tez sie ciesze, a przynajmniej wiem, ze tak bedzie lepiej. Ale poki co jest coraz ciezej, walizka prawie spakowana a ja siedze kolejna noc i chce mi sie plakac. Ostatecznie powiedzial mi, ze mnie znienawidzi, jesli go zostawie z tym mieszkaniem, bedzie musial zrywac umowy itd, zebym sobie nie myslala, ze bedzie chcial miec jakikolwiek kontakt ze mna, jesli teraz go zostawie. Ale ja juz nie mgoe z nim byc, wiem, ze mimo staran i obietnic on sie juz nie zmieni...A ja mam tylko 21 lat, cale zycie przede mna! Oczywiscie nie chce go tak zostawiac, martwie sie o niego, serce mi sie kraja, ale postaram sie pomoc mu finansowo jak bede mogla, na wiecej mnie nie stac. Chcialam to komus napisac, chcialabym to przetrwac, jakos, odejsc, i zeby on tak bardzo nie cierpial... Kiedys gdybym z boku patrzyla na taka sytuacje, powiedzialabym: dziewczyno, mysl o sobie przede wszystkim! ... ale to zupelnie innego, gdy jest sie w takiej sytuacji, gdy w gre wchodza uczucia i przywiazanie.. Te wszystkie chwile spedzone razem, poczucie, ze jestesmy razem szczesliwi. Jak sie z tym uporac?...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość f.n.w.
Uciekaj , dziewczyno, uciekaj i nie oglądaj sie za siebie. ratuj siebie, póki jest jeszcze co ratować. I wybij sobie z głowy wspomaganie go finansowo.Facet da sobie radę, najwyżej weźmie współlokatora. Niech nie będzie niczego, co może was wiązać ze soba, bo znowu utoniesz - na pewno utoniesz. Po wyjeździe odetnij się, nie odbieraj telefonów, najlepiej zmień komórkę, bo będzie cię straszył samobójstwem itp. Przeżyjesz horror, jeśli sie nie odetniesz. RATUJ SIEBIE.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wczoraj pisałam post 2ha nie udało się dodać dużo mnie to kosztowało ale spróbuje jeszcze raz.jakiś czas temu pisałam o moim związku o tym ze chce odejść ale nie odeszłam(walczyłam) a potem role się odwróciły on chce żebym odeszła żebym go zostawiła.tak jak pisałaś Wierny czytelniku czuje się przegrana odrzucona w to co tak wierzyłam człowiek któremu tak ufałam choć wszyscy mówili ze to nie jest człowiek dla mnie ze koniec końców zostanę sama,ja nie słuchalam wierzyłam w nas w jego miłość,cieszyłam się że nie pije tak jak mój ojciec ale mój ojciec krzywdził rodzinę po pijanemu a on to robi na trzeźwo-to nie jest zadne usprawiedliwienie dla mojego ojca bo on choć już tyle nie pije bo nie może to wcale lepszy nie jest niestety.on mi teraz mówi ze już dawno powinien nie "pogonić" juz dawno zaczęło się między nami psuć.ze on nie widzi sensu przyszłości ze ma dość a ja zamiast się odizolować to teraz jestem na l4 ale codziennie obiad gotuje (w ciągu tyg .(na ogól nie gotuje bo późno przychodzę z pracy on już jest najedzony(znowu musiał bułki jeść) i nie ma to sensu a zresztą on wszystkiego nie je z zup tylko rosół i barszcz czerwony mięso mu szkodzi warzyw nie chce ryby zostają)jednego dnia schabowe z pieczarkami pod pierzynką z żółtego sera za tłusto dobre ale za tłuste nigdy takiego czegoś nie jadłem-jego komentarz,drugiego dnia ryba smażona w sezamowej panierce -za tłusto 3 dnia naleśniki z serem -za suche.można oszaleć.robi wszytko żeby m czasem nie była z siebie zadowolona żebym nie czuła się pewna siebie.tylko mi mówi ze ...ale czy ty widzisz w tym sens ja mu odpowiadam ze widzę ze przecież się staram robie wszystko żeby było dobrze dbam o ciebie ale on odpowiada wcale nie robisz wszystkiego wcale nie dbasz o mnie ty nie wiesz co to znaczy dbać o kogoś to się go pytam co mam jeszcze zrobić?mówię mu ze jak oboje będziemy się starać to nam sie ułoży a on ze ja się nigdy nie zmienię to go pytam czy ty się zmienisz to mi odpowiada ze ja nie muszę się zmieniać jak ty byś zachowywała sie normalnie to i ja bym był normalny.ze prze zemnie bierze proszki uspokajające bo zamiast po pracy mieć spokój i cisze w domu to ciągle musi wysłuchiwać płaczu mojego i moich jęków.ze biorę go na litość.a ja inaczej nie umiem w takich sytuacjach mam jakąś blokadę często nie mogę nic powiedzieć wydusić słowa tylko plączę.albo go bije jak wczoraj ale koniec końcu to mnie boli bardziej bo on jest dużym mężczyzną a ja drobiną.ja nie chaialam wielle chciałam tylko żeby mnie kochał żeby o mnie dbał szanował myślałam że po za paroma przeciwieństwami on jest ateistą zrezygnowałam ze ślubu kościelnego on nie znosi mojej rodziny-oni też za nim nie przepadają ale jakoś uszanowali mój wybór nic nie mówią nie wiedzą co się u nas dzieje ja się nie skarze a często go tłumacze czemu znowu ze mną nie przyjechał.chodziłam do psychologa on tez mi mówił że to nie ma juz sensu żebym po prosu zaczęła myśleć o sobie ale ja uspokojona wychodziłam od niego i myślałam co ja mogę jeszcze zrobić żeby on poczuł się szczęśliwy i od nowa pruby uszczęśliwiania...................jaka ja durna jestem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fantagiroooo
Do powyższej - akurat w tym wypadku to nie ty jestes psychicznie molestowana, tylko jestes osoba molestującą. Stosujesz szantaż na płacz, jesteś czepliwa, płaczliwa, usiłujesz go zmusic do uczucia, a do miłości nikogo zmusić sie nie da. On jest dla ciebie niemiły, bo broni sie jak umie przed twoją natarczywością i nadopiekuńczością . Słyszałam o takim powiedzeniu, że można zagłaskać kotka na śmierć? Jedyne co można ci radzic, to udaj sie do psychologa, masz poważny problem. A związku już chyba nie uratujesz, nie po takich jazdach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×